Ellie
Nott się nie znalazła. Przynajmniej nie w ciągu najbliższych
kilku dni. I choć milutka atmosfera paniki powinna subtelnie wpełzać
do uczniowskich gardeł, nic takiego się nie działo.
– Dlaczego
nikt nic nie robi? – syknęłam do Alice, podczas wyjątkowo nudnej
lekcji zaklęć. Profesor Flitwick był chyba jedynym z nauczycieli,
który zdradzał jakiekolwiek emocje, jeśli chodziło o zaistniałą
sytuację. Był rozkojarzony, często coś upuszczał, a podczas
wykładu mieszały mu się słowa. – Przynajmniej Flitwick pamięta,
że zaginęła uczennica – dodałam, kiedy drobny nauczyciel spadł
z ambonki po raz trzeci tego dnia.
– Mogłabyś
w końcu porzucić ten temat, Rosie? – odparła Alice,
niewzruszenie notując definicje z tablicy. – Skoro nauczyciele
proszą, żebyśmy zachowali spokój, to z pewnością panują nad
sytuacją.
– Albo
po prostu chcą, żebyśmy tak myśleli – zasugerowałam ponuro.
Bo
oczywiście sytuacja, w której nikt nie widział jednej z uczennic
od czterech dni, absolutnie może być nazywana „panowaniem nad
sytuacją”.
– Wiesz
może, gdzie widziano ją po raz ostatni? – drążyłam. – Albus
powiedział, że nikt jej nie spotkał od uczty powitalnej, ale czy
to było na uczcie? Może ktoś gdzieś z nią wychodził,
może zdążyła pójść do dormitorium?
– Rosie,
przestań – warknęła Alice ostrzegawczo. – Jesteś teraz
prefektem naczelnym i masz się zachowywać, jak na prefekta
przystało. Niech tylko usłyszę, że prowadzisz na własną rękę
jakieś dziecinne dochodzenie, a osobiście dopilnuję, żeby
McGonagall odebrała ci odznakę.
– Och,
ty i twoje ciążowe huśtawki nastrojów – prychnęłam.
Oczywiście
wiedziałam, że wybuchy Alice nie mają nic wspólnego z ciążą.
Zawsze usiłowała zrobić ze swoich przyjaciół wzorowych uczniów
i wcale jej nie wystarczało, że każde z nas miało niezdrową
obsesję na punkcie nauki i ocen. Zależało jej, aby nasze
zachowanie również było wzorowe. Chyba po prostu się o nas
martwiła.
Może
ta ciąża to wcale nie była taka pechowa sytuacja. Przynajmniej
wreszcie będzie mogła matkować komuś innemu.
Po
zakończonej lekcji skierowałyśmy się do wyjścia razem z innymi.
Na jednym ramieniu zawiesiłam własną torbę, a na drugim tę
należącą do Alice, żeby nie musiała dźwigać. Nasze niańczenie
doprowadzało ją do szału, ale jednocześnie nie oponowała.
– Dzisiaj
są przesłuchania na reżysera – zauważyłam ostrożnie. –
Smutno ci, że ktoś zgarnie twoją funkcję?
To
tyle, jeśli chodzi o bycie delikatną. Brawo, Rose.
– Mam
tylko nadzieję, że Sinistra wybierze kogoś beznadziejnego,
żebyście dotkliwie odczuli mój brak – stwierdziła chmurnie. –
Wiesz, że ona ma słabość do czarujących młodzieńców. Może
Jeremy się zgłosi i będzie usiłował zrobić z waszego spektaklu
orgię.
– Jeśli
Jeremy się zgłosi, to Conrad odejdzie – zauważyłam. – Chyba
nie będzie tak okrutny. Conrad jest naszym skarbem.
– Byłby
świetny jako pan Darcy – zgodziła się Alice. – Ale nie wiem,
czy będziesz umieć udawać, że jesteś w nim zakochana, bez
ciągłego chichotania.
– Hej,
jestem profesjonalistką! – oburzyłam się. – A poza tym,
jeszcze nie wiadomo czy dostanę rolę Lizzie.
Była
pora lunchu. Kiedy doszłyśmy do Wielkiej Sali, szybko zauważyłam
Roxanne przy stole Gryfonów. Siedziała dokładnie w tym samym
miejscu, w którym zostawiliśmy ją rano, po śniadaniu.
– Hej
– przywitała się z wymuszonym uśmiechem. – Jak tam lekcje?
– W
porządku – odparła z wahaniem Alice. – A twoje?
– Nie
byłam na lekcjach – wyjaśniła Roxanne. – Siedzę tutaj od
rana.
– A
dlaczego?
– Postanowiłam
zatrzymać się i pomyśleć. Kontempluję, co właściwie oznacza
życie. Zastanawiam się, czy mamy jakiś cel.
Odpowiedziało
jej wymowne milczenie.
– Och,
a tak poza tym, Timothy przykleił mój tyłek do ławki –
wyjaśniła niechętnie.
– Na
Merlina, poważnie masz o to do mnie pretensje? – odezwał się
Timothy, który właśnie pojawił się przy nich, z ramieniem
przerzuconym przej szyję Conrada. – W ogóle nie umiesz się bawić
– dodał, ale machnął leniwie różdżką, tym samym uwalniając
Roxanne.
– Co
mówili nauczyciele na to, że mnie nie ma? – zapytała,
przesuwając się kilka razy na ławce, chyba tylko dlatego, że w
końcu miała taką możliwość.
– Wyjaśniałem
każdemu, że rano źle się czułaś i postanowiłaś spędzić
przedpołudnie w dormitorium. Mam dla ciebie notatki.
O
dziwo, Roxanne wydawała się udobruchana i ponownie się przesunęła,
aby zrobić Timothy’emu miejsce obok siebie.
– Zaraz
zdechnę z głodu – oznajmił Albus, opadając ciężko obok
Conrada. – Ktoś powinien przypomnieć naszym nauczycielom, że
szkoła ledwo się zaczęła, więc nie powinni tak nas wykańczać.
A poza tym, jak mogą ciągle tyle nam zadawać, kiedy zniknęła
uczennica? To chyba trochę ważniejsze niż nasza edukacja…
– Dokładnie!
– zgodziłam się szybko, uderzając pięścią w stół. – W
końcu ktoś oprócz mnie…
– Rosie,
nie zapędzaj się – wtrąciła Alice z westchnieniem. – Dobrze
wiesz, że Albus tylko szuka wymówek, bo nie chce mu się uczyć.
– Dzięki,
Alice – mruknął z przekąsem. – Ale to nie do końca prawda.
Rosie ma rację, powinniśmy coś zrobić.
– Świetnie
– odparłam, zachęcona. – Czy komuś z was udało się
dowiedzieć, gdzie widziano Ellie po raz ostatni?
– W
toalecie – odparła Roxanne – Słyszałam, jak dwie Ślizgonki
rozmawiały o tym wczoraj na opiece nad magicznymi stworzeniami.
Ellie powiedziała, żeby szły bez niej do dormitorium, bo ona musi
szybko skoczyć do łazienki. Chodzi o tą lochach, zaraz na
początku.
– Fantastycznie
– stwierdziłam. – Kto jest za tym, żeby wybrać się tam, kiedy
już wszyscy będą spać i poszukać jakichś śladów?
– Ja
się piszę – wtrącił Timothy, uśmiechając się do mnie przez
stół.
– Można
powęszyć, czemu nie – mruknęła Roxanne.
– Nie
widzę przeciwwskazań. – Conrad kiwnął głową, poprawiając
okulary.
– Będę
stał na czatach – zadeklarował Albus.
– A
co konkretnie spodziewacie się tam znaleźć, hm? – Alice
natychmiast zarumieniła się ze złości.
– Czy
ja wiem? – zastanowił się Timothy. – List samobójczy na
ścianie kabiny?
Roxanne
uderzyła go w tył głowy.
– To
nie jest śmieszne, Tim – zganił go łagodnie Conrad. – Ona
żyje. Na pewno żyje.
– A
ocali ją grupa nastolatków, która myśli, że znajdzie jakieś
wskazówki, które zostały przeoczone przez wykwalifikowaną kadrę
pedagogiczną – prychnęła Alice. – Bo chyba nie muszę wam
mówić, że nauczyciele najprawdopodobniej już przeszukali
dokładnie tę łazienkę.
– Nie
zaszkodzi się upewnić – powiedziałam. – Kiedy chcecie iść?
– Dzisiaj?
– zasugerowała Roxanne.
– Jutro
rano są przesłuchania – przypomniał jej Conrad. – Fajnie by
było trochę poćwiczyć.
– Jutro
wieczorem? – zaproponowałam, a w odpowiedzi otrzymałam zgodny
pomruk.
Alice
nie odzywała się do mnie do końca zajęć.
*
– Przedstaw
się, proszę – powiedziała profesor Sinistra, uśmiechając się
do mnie zachęcająco. Zawsze lubiła trzymać się tych śmiesznych
formalności podczas przesłuchań.
– Rose
Weasley.
Jak
zwykle poprosiła dwójkę innych nauczycieli, żeby pomogli jej w
przesłuchaniach. Po jej lewej stronie siedział profesor Bolton,
nauczyciel eliksirów, a po prawej profesor Vector.
– Która
rola cię interesuje? – zapytał Bolton.
– Elizabeth
Bennet.
– Znajdź,
proszę w scenariuszu scenę oświadczyn, Rose – poprosiła
Sinistra, po czym odwróciła się, żeby spojrzeć na tył klasy,
gdzie siedziało kilkoro innych uczniów. Część z nich czekało na
swoją kolej, a część już miała przesłuchanie za sobą, ale
została, żeby popatrzeć. – Conradzie, mógłbyś, proszę,
partnerować Rose?
Conrad
posłusznie wziął swoją kopię scenariusza i stanął koło mnie.
– Możecie
zaczynać.
Słuchałam
uważnie, jak mój przyjaciel mi się oświadcza i starałam się,
aby moja twarz reagowała subtelnie na każde jego zdanie, choć
trema chyba nieco zepsuła mi słuch. W uszach miałam dziwne
brzęczenie, a moje myśli zaczynały powoli odpływać w innym
kierunku, mimo że z całych sił próbowałam zatrzymać je na
miejscu.
Conrad
był świetny. Kiedy odrzucałam go za pomocą słów Lizzie, przez
chwilę uderzyły we mnie poważne wyrzuty sumienia, jakbym to ja, a
nie główna bohaterka pomyliła się w osądach. Conrad był
wzburzony, owszem, ale z subtelnych drgań mięśni wokół jego oczy
dało się wyczytać też smutek i wyrzut.
Nie
był tym panem Darcym, którego miałam przed oczami, czytając
książkę, ale był boleśnie wiarygodny.
– … że
jest pan ostatnim w świecie człowiekiem, którego byłabym skłonna
poślubić – zakończyłam, wysuwając dumnie podbródek.
Scena
się skończyła. Wcześniej usiłowałam odnaleźć w sobie Lizzie,
a teraz strzępki tej, którą udało mi się zbudować, ulatywały
ze mnie szybko, jak powietrze z balona. Najwyraźniej była to
wyjątkowo krucha konstrukcja. Co nie wróżyło dobrze.
– Dziękujemy
– powiedział Bolton, nie patrząc na nas i zapisując coś w
notatkach. – Możecie usiąść.
Na
drżących nogach podeszłam do Alice. Conrad dyskretnie poklepał
mnie po ramieniu, zapewne chcąc mi dodać otuchy. Czyli widząc moją
grę, uznał, że potrzebuję dodania otuchy. Wyśmienicie.
– Byliście
świetni – szepnęła Alice, która stawiła się na
przesłuchaniach i siedziała cichutko w kąciku, postanowiwszy
wcześniej, że skoro sama nie może wziąć udziału, to chociaż
postara się być naszym szczęśliwym talizmanem.
Uniosłam
brew z powątpiewaniem.
– Następnym
razem nie mów w takim złośliwym tonie – wypaliła, bo
najwyraźniej nie mogła się powstrzymać, mając za sobą dwa lata
nieustannego dawania aktorom wskazówek. – Lizzie była zaskoczona
oświadczynami i nie lubiła Darcy’ego, ale nie czerpała
satysfakcji z tego, że może mu odmówić. Sytuacja ją krępowała.
– Może
po prostu mam coś takiego w twarzy, że Rose ma ochotę mi trochę
dokopać – powiedział Conrad z lekkim uśmiechem.
– Nie
gadajmy o tym – poprosiłam. – Co będzie, to będzie. Ja muszę
lecieć.
– Nie
zostajesz popatrzeć na innych? – zdziwił się Conrad.
– Dzisiaj
są też kwalifikacje do drużyny – przypomniałam mu i wskazałam
głową drugi kąt sali, gdzie Roxanne, Timothy i Albus już zbierali
swoje rzeczy. Wszyscy troje podeszli do przesłuchań jako jedni z
pierwszych, czekali już tylko na mnie, żebyśmy razem mogli iść
na boisko. Tim co prawda nie był Gryfonem, więc oczywiście nie
będzie startował w eliminacjach do naszej drużyny, ale on i
Roxanne byli nierozłączni. Musiał liczyć na to, że Albus nie
wygoni go z boiska.
– To
niezły macie dziś dzień – odparł Conrad, unosząc brwi. –
Będę trzymał kciuki.
*
Przepocona
szata do quidditcha przyklejała mi się do pleców. Albus dał nam w
kość, a to przecież tylko sprawdziany. Moja kolej nadeszła na
samym końcu, więc wciąż próbowałam dojść do siebie, kiedy mój
kuzyn przedstawiał nam ostateczny skład drużyny.
– Ścigającymi
zostają: Roxanne, Charlie i Anne – powiedział Albus, uśmiechając
się uprzejmie do trójki wybrańców. – Gratuluję. I przechodzimy
do ostatniego punktu, czyli naszego obrońcy…
Patrzył
prosto na mnie. Miał dziwny wyraz twarzy. Jakby połknął coś
obrzydliwego i ze wszystkich sił próbował nie zwymiotować.
– A
naszym nowym obrońcą zostaje Jared. Tobie również gratuluję –
dodał, choć nadal nie spuszczał ze mnie wzroku. – Postaram się
jak najszybciej poinformować was o pierwszym treningu. Możecie się
rozejść.
Co?
Jared? Kim do cholery jest Jared?
Czułam,
jakby świat wokół mnie wirował. Może się przesłyszałam?
Chociaż chyba ciężko jest wypowiedzieć „Rose” tak, żeby
zabrzmiało jak „Jared”…
Ludzie
obok mnie zaczęli się poruszać, kierować w stronę zamku, ale ja
na ruszałam się z miejsca. Albus obszedł mnie z opuszczoną głową.
Przypomniałam sobie, jak próbował mnie przekonać, że powinnam z
czegoś zrezygnować. Czy już wtedy wiedział, że zastąpi mnie w
drużynie?
– Rosie
– poczułam, jak ktoś łapie mnie za łokieć. Odwróciłam głowę.
Hugo. – Wszystko w porządku?
– Nie
przejmuj się tym – dodała Lily, pojawiając się z drugiej strony
i obejmując mnie ramieniem. – Jakby ktoś chciał znać moje
zdanie, to Albus popełnia fatalny błąd.
– Jared
obronił pięć strzałów – zauważył Hugo.
– Rose
też – syknęła Lily.
– Ale
widziałaś, jak obroniła tego ostatniego. Ledwo jej się udało. W
nie najlepszym stylu.
– Jakie
to ma znaczenie? Rose jest z Weasleyów, ma latanie we krwi i trzy
lata doświadczenia za sobą, wszyscy wiedzą, że na dłuższą metę
będzie najlepszym wyborem – upierała się Lily, a jej oczy
ciskały błyskawice w kierunku Hugona. Rzadko się sprzeczali. Jako
najmłodsze dzieci w rodzinie, od małego byli nierozłączni, a na
boisku, z pałkami w rękach zachowywali się i wyglądali jak
potężna, niemożliwa do powstrzymania siła. – Poza tym, skoro
obronili tyle samo goli, Albus powinien zrobić dogrywkę, jeśli
miał jakieś wątpliwości…
– Ale
nie miał – przerwałam jej, nagle odzyskawszy głos. – Hugo ma
racje, Lil. Al chciał po prostu być sprawiedliwy, nie mam do niego
o to żalu.
A
przynajmniej to sobie zaczęłam powtarzać w myślach. Byłam
obrońcą Gryfonów od trzeciej klasy. Miałam prawo odczuwać żal.
Ale wiedziałam, że nie mam prawa celować owego żalu w Albusa. Nie
mógł mnie faworyzować. Skoro Jared zasłużył sobie na pozycję,
a ja nie, to tak już musiało pozostać.
– Rose.
O
wilku mowa.
– Al.
– Wymusiłam uśmiech. – Co słychać?
Powinnam
odstrzelić sobie język. Co słychać?
– Jesteś
zła? – zapytał. Wyglądał na zawstydzonego.
– Oczywiście,
że nie – odpowiedziałam szybko, zbyt szybko. – Jared był
świetny.
– Był,
Rose – powiedział, wytrzeszczając na mnie oczy, jakby usiłował
mi to wytłumaczyć, przekonać mnie. – Lata, jakby urodził się
na miotle… drużyna go potrzebuje… No i jest od ciebie większy,
tak zazwyczaj wyglądają obrońcy… na pewno rozumiesz…
– Rozumiem
– ucięłam. – Słuchaj Albus, muszę już iść, spieszę się.
– Nie miałam nawet głowy do wymyślania wymówki. Chciałam pobyć
sama.
Potter
wyraźnie posmutniał, ale kiwnął głową.
– Byłaś
świetna na przesłuchaniach – dodał łagodnie. – Mam nadzieję,
że dostaniesz role Lizzie.
A
ja mam nadzieję, że ty nie dostaniesz żadnej, pomyślałam i
natychmiast nabrałam ochoty, żeby się spoliczkować. Co się ze
mną działo? Przecież wszystko będzie dobrze. Al to mój kuzyn,
nigdy by nie zrobił niczego, co mogłoby mnie zranić, jeśli tylko
mógłby tego uniknąć. Był kapitanem drużyny, wybrał najlepszych
graczy. Dlaczego moja podświadomość tak zażarcie się upierała,
żeby tego nie rozumieć?
– Dzięki,
Al – powiedziałam. – Do później.
Obróciłam
się na pięcie i ruszyłam w stronę zamku.
– Rosie!
– zawołał Albus.
Zerknęłam
przez ramię.
– Między
nami w porządku, prawda? – zapytał z wahaniem.
Znowu
uśmiechnęłam się z wysiłkiem.
– Oczywiście.
*
Albus
zrezygnował z naszej nocnej wyprawy, tłumacząc się zmęczeniem.
Wiedziałam, że robi to ze względu na mnie i ciężko było nie
odczuwać z tego powodu wdzięczności. Znał mnie lepiej niż
ktokolwiek inny, lepiej niż Alice czy moi rodzice. Musiał się
domyślać, że jeszcze nie jestem gotowa na niego patrzeć i
rozmawiać, jakby nic się nie stało.
Dobrą
stroną tego wszystko było to, że mimo wszystko i tak pożyczył
nam pelerynę.
– Dlaczego
nie mógł zaczekać na nas na zewnątrz? – zapytała zestresowana
Roxanne, patrząc pod nogi, żeby nie nadepnąć na materiał. – Co
jak nie będziemy umiały rozwiązać zagadki?
Strużka
potu spłynęła mi po karku. Nie wiedziałam, czy było to
spowodowane stresem, czy może faktem, że właśnie kończyłyśmy
wspinać się po krętych schodach, prowadzących ku wejściu do
siedziby Krukonów.
– Damy
sobie radę – zapewniłam, sama usiłując w to uwierzyć. – Nie
mógł zaczekać na zewnątrz, bo bał się, że ktoś go złapie na
korytarzu.
Zbliżyłyśmy
się do kołatki. Roxanne zdjęła z nas pelerynę i zapukała.
– Ten,
który ją zrobił, wcale jej nie chce. Ten, który ją kupił, wcale
jej nie potrzebuje. Ten który jej potrzebuje, wcale o tym nie wie.
Co to takiego? – przemówiła kołatka.
– Trumna
– powiedziałam.
Roxanne
złapała mnie za ramię i wbiła mi paznokcie w skórę.
– Co
robisz?! – syknęła. – Trzeba się zastanowić! Co, jeśli
odpowie się źle i kołatka wyśle nauczycielom zgłoszenie o
włamaniu…
Lekkie
skrzypnięcie otwieranych drzwi przerwało jej wywód.
– Zgłoszenie
o włamaniu? – Uniosłam brew. – Przecież Krukonom na pewno też
się zdarza podać złą odpowiedź.
Zarzuciłyśmy
na siebie pelerynę i przeszłyśmy przez próg.
Tak
jak miałyśmy nadzieję, okrągły pokój był pusty, jeśli nie
licząc Conrada, siedzącego w fotelu i wbijającego wzrok w drzwi.
– To
wy? – szepnął nerwowo.
Rozchyliłam
niewidzialny materiał.
– Pospiesz
się – syknęłam. – Musimy jeszcze iść po Tima.
Conrad
posłusznie schował się razem z nami, po czym opuściliśmy wieżę
Krukonów. Już teraz musieliśmy mocno się schylać, żeby nasze
stopy nie wystawały spod tkaniny. Nie chciałam się zastanawiać co
będzie, kiedy dołączy do nas Timothy.
W
milczeniu pokonywaliśmy kolejne piętra, co jakiś czas zatrzymując
się i nasłuchując. Nie chcieliśmy, żeby Filch czy pani Norris
wyskoczyli na nas zza zakrętu.
– On
ma czekać w kuchni? – zdziwił się Conrad, kiedy w końcu
stanęliśmy przed obrazem misy z owocami, a ja połaskotałam
gruszkę. – Czemu?
– Ponoć
Puchoni późno chodzą spać. Nie chciał, żebyśmy musieli
wchodzić do Pokoju Wspólnego – wyjaśniła Roxanne.
Nacisnęłam
na klamkę i bardzo delikatnie uchyliłam drzwi. Ustaliliśmy, że
Tim ma je obserwować od środka i po prostu wyjść, kiedy zobaczy
nasz sygnał. Nie chcieliśmy wchodzić do kuchni, żeby nie
wywoływać zbędnego poruszenia wśród skrzatów.
Pojawił
się na korytarzu po kilkunastu sekundach.
– Co
tak długo? – zapytał, rozglądając się po korytarzu.
– Długo?
– prychnęłam, zerkając na zegarek. – Jesteśmy punktualnie.
Właź – dodałam, uchylając pelerynę.
– Która
to miała być łazienka? – Conrad i Timothy oboje musieli iść na
ugiętych klanach.
– Musimy
przejść przez Salę Wejściową i zejść do lochów po drugiej
stronie. To blisko Pokoju Wspólnego Ślizgonów – wyjaśniła
Roxanne.
– Skoro
Ellie szła z koleżankami do siebie i była tak blisko dormitorium,
dlaczego musiała koniecznie iść do tamtej łazienki? – szepnął
Timothy. – Mogła zaczekać tych parę minut.
– Możemy
założyć, że akurat bardzo mocno jej się chciało –
stwierdziłam, krzywiąc się lekko. – Ale sądzę, że jeśli mamy
dogrzebać się do sedna tej sprawy, powinniśmy wykluczyć zbiegi
okoliczności.
– Okej,
pani detektyw – westchnął Conrad. – Jesteśmy na miejscu.
Spojrzałam
na drzwi od łazienki, a Roxanne zdjęła z nas pelerynę, żebyśmy
mogli mieć większą swobodę ruchu, kiedy będziemy rozglądać się
po łazience.
Timothy
otworzył drzwi, ale złapałam go za ramię i ścisnęłam lekko,
chcąc dać mu znać, że wchodzę pierwsza. Jakby miał się tam na
nas czaić co najmniej Rogogon Węgierski. TTim wzruszył ramionami i
pozwolił, żebym przecisnęła się obok niego.
W
środku nie było nic widać, a ja nie wiedziałam, gdzie znajdują
się lampy. Sięgnęłam do szaty, szukając różdżki. Czułam
przyspieszony oddech Roxanne na swoim karku i prawie podskoczyłam,
kiedy Conrad opiekuńczo położył mi dłoń na ramieniu.
– Kto
tu jest? – odezwał się cichy głos, dochodzący gdzieś z drugiej
strony pomieszczenia.
Zastygłam
w przerażeniu. Roxanne sapnęła głośno i cofnęła się o krok,
zanim sięgnęłam do tyłu i złapałam ją za szatę, próbując
dać do zrozumienia, żeby się nie ruszała. Palce Conrada wbiły mi
się w ramię.
Zmrużyłam
oczy, usiłując dostrzec chociażby zarys postaci, kiedy usłyszałam,
że zbliża się w naszym kierunku. Zrobiłam krok w prawo. Postać
również.
W
ułamku sekundy moje ciało zdecydowało za mnie, że najlepiej
będzie rzucić się do ucieczki. Odwróciłam się błyskawicznie i
pchnęłam moich przyjaciół w stronę wyjścia. Zanim jednak
zdążyłam przynajmniej nabrać rozpędu, ciężkie, twarde ciało
powaliło mnie na podłogę.
Gdzieś
nade mną Roxanne pisnęła cicho, ale w ciemności nie mogłam
dostrzec, co się właściwie dzieje. Szarpałam się jak oszalała,
usiłując zepchnąć z siebie napastnika, ale zanim zdążyłam
cokolwiek robić, unieruchomił mi dłonie, dociskając je do zimnej
podłogi nad moją głową. Wygięłam boleśnie szyje i z całej
siły wbiłam zęby w jego przedramię.
– Ach!
– warknął znajomy głos. – Weasley, ty pieprzona dzikusko!
Któreś
z moich przyjaciół wystrzeliło z różdżki odrobinę światła.
Zawisło ono pod sufitem, pozwalając w końcu rozejrzeć się po
pomieszczeniu.
Roxanne
stała przy drzwiach z różdżką w dłoni, blada jak ściana, a
Conrad i Timothy usiłowali zdjąć ze mnie Malfoya.
– Malfoy?!
– krzyknęłam, a on natychmiast położył mi dłoń na ustach.
– Chcesz
tu ściągnąć cały zamek? – warknął.
Podniósł
się na własne nogi. Kiedy wstawał, zwisający z jego szyi aparat
fotograficzny pacnął mnie lekko w skroń. Skorzystałam z faktu, że
znowu mogę oddychać.
– Co
ty tu robisz? – sapnęłam z podłogi.
Malfoy
uniósł brew, jakby nie do końca mógł uwierzyć w to, co słyszy.
– Co
wy tu robicie? – zapytał. – Jest cisza nocna, a ty
znajdujesz się jakieś siedem pięter od własnego dormitorium. Moje
jest tuż obok.
– Ale
i tak nie powinno cię tu być – warknęłam, po czym stanęłam
obok Timothy’ego. – Czego tu szukałeś?
Malfoy
przyjrzał się badawczo nam wszystkim, zatrzymując na chwilę wzrok
przy szkle powiększającym, wystającym z kieszeni szaty Conrada.
– Zakładam,
że tego samego, co wy – powiedział niechętnie, krzyżując ręce
na piersi. – Gryffindor, Hufflepuff i Ravenclaw tracą po
dwadzieścia punktów za każdego z was – oznajmił, spoglądając
po kolei na Roxanne, Tima i Conrada.
– Chyba
sobie żartujesz! – prychnęłam. – Przecież…
– Cieszcie
się, że nie dam wam szlabanu – dodał, przenosząc wzrok na mnie.
– Jeśli chodzi o ciebie, Weasley…
– Prefekci
Naczelni nie mogą się nawzajem karać – warknęłam. – I nie
mógłbyś dać im szlabanu, bo wtedy musiał byś przyznać, że też
tu byłeś, skoro ich tu spot…
– Wiem
– przerwał mi, zaciskając szczękę. Był naprawdę wściekły. –
Możemy porozmawiać? W cztery oczy?
Uniosłam
brwi, ale jedyne co uzyskałam to jeszcze bardziej zirytowany wyraz
twarzy i niecierpliwe tupanie nogą. Westchnęłam ciężko i
spojrzałam na moich przyjaciół, którzy nadal stali obok mnie i
wyglądali niekomfortowo.
– Idźcie
– powiedziałam. – Roxie, spotkamy się w dormitorium.
– Rosie
– powiedział Conrad, wbijając w Malfoya nienawistne spojrzenie. –
Nie powinnaś zostawać z nim sama.
Przewróciłam
oczami.
– Poradzę
sobie. Idźcie. Weźcie pelerynę.
Powoli
opuścili łazienkę, rzucając mi jeszcze kilka zmartwionych
spojrzeń przez ramię.
– To
o czym chciałeś…
– Nie
tutaj – warknął, przewracając oczami.
Chwycił
mnie za nadgarstek, po czym zaczął mnie ciągnąc, w sobie tylko
znanym kierunku. Zatrzymał się dopiero na pierwszym piętrze, a ja
zorientowałam się wówczas, gdzie będziemy rozmawiać. Staliśmy
przez jednym z portretów Heliotrope Wilkins, która strzegła wejść
do naszej biblioteki.
Scorpius
podał jej hasło i wepchnął mnie do środka. Zdjął z szyi aparat
i odłożył go na stolik, po czym eksplodował.
Chciałabym
móc powiedzieć, że przesadzam.
– Co
ty sobie do jasnej cholery wyobrażasz, Weasley?! – zagrzmiał. –
Jakby nie dość było tego, że łazisz po nocach po szkole, będąc
prefektem naczelnym…
– Ty
też jesteś…
– To
jeszcze do tego ciągniesz ze sobą swoich cholernych przyjaciół i
idziecie do miejsca, w którym ostatnio widziano Ellie! – Miałam
wrażenie, że zaraz pójdzie mu dym z uszu.
– Przestań
na mnie wrzeszczeć, ty Chodzący Worku Chlamydii! – zdenerwowałam
się. – Jakim w ogóle prawem masz do mnie jakiekolwiek pretensje,
skoro ty też tam byłeś?!
– Ellie
jest w Slytherinie i jest moją przyjaciółką – powiedział,
oddychając głęboko i usiłując się uspokoić. – Ty nie masz z
tym kompletnie nic wspólnego, Weasley. Pakujesz się w coś, o czym
nie masz pojęcia.
– Ale
nikt nie wie, co się z nią stało i nikt nam nic nie mówi –
syknęłam. – To może być sprawa dotycząca nas
wszystkich, ja tylko próbuję dowiedzieć się czegoś więcej.
– I
pakujesz się tam bez żadnego planu, bez żadnej linii obrony…
naprawdę, świetnie to przemyślałaś – sarknął. – Mogłabyś
chociaż spróbować trzymać się z daleka od nieswoich
spraw?
– Och,
bo ty akurat miałeś plan. – Przewróciłam oczami. – A jeśli
musisz wiedzieć, to wszystko mieliśmy dokładnie przemyślane, po
prostu nie zdążyliśmy nic…
Przerwał
mi wybuch bardzo złośliwego śmiechu.
– Wiesz,
Weasley, posiadanie tak wielkich oczu, jak bohaterowie japońskich
kreskówek ma swoje wady. Choćby nie wiem, jak ci zależało, nikt
nigdy ci nie wierzy, kiedy próbujesz kłamać – oznajmił,
przewracając oczami.
Chciałam
zapytać, skąd wie, jak wyglądają bohaterowie japońskich
kreskówek, ale myśl mi uciekła. Byłam bardzo zaskoczona, kiedy
odkryłam jak blisko mnie stoi teraz Malfoy.
Jasne,
nienawidziłam go całą moją duszę. Tyle że znacznie łatwiej
byłoby mi go nienawidzić, gdyby nie był taki ładny.
Patrzył
na mnie z góry, unosząc brew.
– Ktokolwiek
porwał Ellie, mógł zostawić tam coś niebezpiecznego. Mógł się
dowiedzieć, że węszysz i potem się z tobą rozprawić. Nie
zdajesz sobie sprawy, jak głupio się zachowałaś? – wycedził.
– Ile
razy mam ci przypominać, że ty też tam byłeś? – zapytałam,
czując, jak wściekłość uderza mi do głowy. Ciężki zapach
malfoyowych perfum wcale mi tego nie ułatwiał. – Zaraz…
powiedziałeś, że ktoś ją porwał?
Blondyn
wyglądał, jakby miał ochotę się spoliczkować.
– Ktoś
ją porwał! – powtórzyłam z satysfakcją. – Wcześniej jej
ojca, a teraz ją. Nie znikają z własnej woli, a ty o tym wiesz!
Dlatego uważasz, że tobie wolno się włóczyć po łazienkach, bo
masz więcej informacji. Po co w ogóle tam byłeś, skoro wszystko
już wiesz? – prychnęłam.
– Nie
wiem wszystkiego – powiedział cicho. – Nie wiem, kto
ich porywa. – Oparł dłonie na ścianie za moją głową, jeszcze
bardziej zmniejszając dzielącą nas odległość.
O
nie. O nienienienienie.
Miał
strasznie długie rzęsy. Co za marnotrawstwo.
– Ale
wiesz dlaczego? – spytałam cicho.
Mięśnie
jego przedramion napięły się lekko.
– Mniej
więcej – przyznał. – I nic ci nie powiem – dodał, widząc,
że już otwieram usta, żeby zadać kolejne pytanie. – Szczegóły
zna tylko Nott, jego rodzina i moja. I tak powinno pozostać.
– Ale…
– I
mam nadzieje, że to się niedługo skończy i nigdy nie będziesz
musiała się dowiadywać – powiedział cicho, o ja miałam
nadzieję, że przegapił moje szybkie spojrzenie na jego usta.
Dla
jasności: nie, nie byłam jedną z tych stukniętych kretynek, które
traciły dla niego głowę.
Ale,
na Merlina, byłam tylko człowiekiem. I to konkretnym rodzajem:
nabuzowaną hormonami nastolatką. Ciężko było nie miewać czasem
brudnych myśli o twoim największym wrogu, jeśli ów wróg był
również świetnym okazem… nieważne. Zbaczałam z tematu.
– A
ja mam nadzieje, że ktoś cię w końcu zastrzeli – warknęłam.
Zagubienie
na moment zagościło na jego twarzy.
– Zastrzeli?
– powtórzył, marszcząc brwi.
– Nieważne
– westchnęłam. – W każdym razie, cokolwiek sobie wyobrażasz…
Znów
nie zdążyłam dokończyć, bo pięść Scorpiusa uderzyła głośno
w ścianę.
– Przestaniesz
się mieszać, Weasley. Ty i twoja impulsywna głowa. Rozumiemy się?
– wycedził, zbliżając do mnie twarz jeszcze o kilka centymetrów.
Nie
potrafiłam ułożyć żadnej sensownej odpowiedzi.
No,
może poza: Bierz mnie tu i teraz.
Ale
to chyba byłoby niestosowne.
Najwyraźniej
uznał moje milczenie za zgodę, bo kiwnął głową, wymamrotał coś
pod nosem i wyszedł z biblioteki, zostawiając mnie pod ścianą, na
drżących nogach.
*
Okejaszka,
powoli rozkręcamy akcję. Aczkolwiek pojawi się jeszcze kilka
ważnych „podstaw”, które muszę zarysować.
Następny
rozdział może się trochę spóźnić, bo za dwa tygodnie w weekend
mam większość zaliczeń, no a potem sesja… każdym razie, mogę
być nieco zajęta :P Ale kto wie, może uda mi się ukraść trochę
wolnego czasu, więc pisanie następnego rozdziału MOŻE, ale NIE
MUSI zająć mi więcej niż dwa tygodnie.
"Ciekawość to nie grzech" bierze udział w głosowaniu na blog miesiąca na Księdze Baśni! ^^ Jeśli ktoś byłby zainteresowany, oto link do sondy - KLIK. Za każdy głos serdecznie dziękuję!
"Ciekawość to nie grzech" bierze udział w głosowaniu na blog miesiąca na Księdze Baśni! ^^ Jeśli ktoś byłby zainteresowany, oto link do sondy - KLIK. Za każdy głos serdecznie dziękuję!
Mówcie
jak wam się podoba nowy rozdział :D Jak zwykle czekam niecierpliwie
na wasze opinie w komentarzach <3
Of
kors, zachęcam również do obserwowania :)
Trzymajcie
się!
Ale się cieszę na ten rozdział! Jak zwykle jakoś mi lepiej, wkurzam się od samego rana na cały swiat, a tu patrzę, że jest rozdział :D
OdpowiedzUsuńJak będziesz zawsze wstawiała rozdziały w środy o tej porze, to juz zawsze mój komentarz bedzie pierwszy xD
Lubię Alice, wydaje się taka Longbottomowata. A raczej Longbottomowata z pierwszych cześci książek, kiedy Neville starał sie chronić przyjaciół i unikać wszelkiego niebezpieczeństwa.
Zastanawiam się, czy Alice nie ma jakiegoś celu w tym, że próbuje ich zniechęcić do bawienia sie Scooby’ego Doo :D Moze wie cos więcej? W koncu ma juz jedna tajemnice, a skoro aż tak bardzo rozzłościło ją, że chcą zacząć węszyć...
Chyba będę musiała znowu obejrzeć tę cudowną ekranizacje Dumy i uprzedzenia! Aż narobiłas mi smaka! Albo ewentualnie przeczytam książkę raz jeszcze, chociaz z lekkim wstydem muszę przyznać, ze bardziej pokochałam wersje filmowa xd
Cieszę sie, ze Rose nie dostała sie do drużyny. Lubie czytac, jak komuś cos nie wychodzi, bo jest wtedy bardziej prawdziwy. Rozumiem, ze jest jej przykro, ale nie powinna mieć żalu do Ala, ze wybrał kogoś innego, musi dbać tez o dobro drużyny i nie moze nikogo faworyzować.
Irytuje mnie, ze Scor cos wie i nie chce powiedzieć. Moze to jest cos związanego tez z jego rodzina, skoro o tym wiedza i a młody malfoy tak bardzo broni tej tajemnicy? No i przynajmniej juz troche wiadomo, gdzie zniknęła panna Nott, chociaz tyle, ze nie z własnej woli. I powinna żyć, skoro jej ojciec tez jakos wrócił do domu i go nie zabili. Scor, czemu grozisz Rose? To bardzo nieuprzejme. Chociaz trzeba przyznać, ze wdał sie w ojca.
Czekam niecierpliwie na nowy rozdział i mam nadzieje, ze jednak bedzie za te dwa tygodnie, sesja poczeka :D
Pozdrawiam :*
Hah kurde nie wiem, bo chciałam się przesunąć jakoś trochę bliżej weekendu z tym dodawaniem, ale wiadomo, ze to zawsze wychodzi różnie :D
UsuńCiekawa obserwacja odnośnie Alice, chciałam, żeby miała coś z Neville'a :D I widzę, ze juz się tworzą teorię, lubię to! Obym tylko nic nie wypaplała... xd
Uuu, a którą ekranizację tak pokochałaś? Bo ja, choć llubię kilka scen z tej z Keirą Knightley, to jednak moje serduszko jest wierne miniserialowi z Colinem Firthem <3
Ano chciałam, żeby troche ją życie pokopało, bo za dobrze być nie może :D
U Scora to bardziej lojalność wzgledem rodziny przyjaciela jego ojca, no a Nottowie mają swoje powody, które powinny kiedys ujrzeć swiatło dzienne :D Jakie tam grozisz, powiedział tylko, żeby się trzymała z daleka, Rose to nie jakis delikatny kwiatuszek, zniesie to :D
Hahah oj, chciałabym, żeby sesja poczekała xd
Dziękuję serdecznie za komentarz i pozdrawiam! ;**
Dla mnie jedynym słusznym Darcy’m jest Colin <3 próbowałam obejrzeć film, ale nie byłam w stanie znieść kogoś innego w tej roli i musiałam się poddać jednak :D
UsuńMoże zacznę od przesłuchań Sinistry. Wspominałem, że nienawidzę tej głupiej krowy? Dodatkowo każe przedstawiać się dziewczynie, która gra w jej sztukach od dłużśzego czasu. Rozumiem, że jest profesjonalistką, ale proszę Cię, Sinistra, zdechnij. Wydajesz się głupia. Fajnie, że wplotłaś trochę nowoczesności do Hogwartu. ;)
OdpowiedzUsuńCo do naborów, cóż, Albus zachował się jak dupek. Rozumiem, że chciał być sprawiedliwy, ale ja zostawiłbym Rose nawet gdyby była beznadziejna. xDD Po prostu taki rudzielec mus być w drużynie.
Podoba mi się charakter Alice, jest taka ostra, surowa i stanowcza. Po prostu potrafi postawić na swoim. ;) Może zostanie przyjęta ponownie, zobaczymy. Mam nadzieję, że Jared zdechnie albo zostanie pozbawiony narządu płciowego, to musiałoby być straszne.
Ciekawe czy jeśli postąpiłoby się tak z Malfoy'em, dalej by ją pociągał. W ogóle to odniosłem wrażenie, że stworzyłaś bibliotekę prefektów, żeby miał gdzie ją "brać". XDD To dobry pomysł, pochwalam. Szczególnie, że za drzwiami do pomieszczenia wisiał portret byłej dyrektorki Hogwartu, haha. „Worek Chlamydii” to jeden z najlepszych sposobów na zbicie Scorpiusa z tropu. Uważam, że jest lepszą wersją Dracona. Nie podoba mi się jedynie jego zachowanie godne hipokryty.
Nienawidzę japońskich kreskówek. Matko, tak bardzo nienawidzę anime, że jest to nie do pomyślenia.
Ellie Nott na pewno nie żyje. Szkoda mi ojczulka, ale trudno, prawdopodobnie na to zasłużyła. On także.
Czy na szablonie znajduje sie Madelaine Petsch? Mam nadzieję, że tak. Z początku mi nie pasowała, ale potem uznałem, że byłaby dobrą Rose. Trochę wredną, ale jednak dobrą. Może zrobiłabyś zakładkę z bohaterami? Chciałbym poznać Twoje wyobrażenie Scorpiusa. xD
Ojejej, nie spodziewałam się takiej gnjewnej reakcji na przesłuchania :D
UsuńNo z Albusem to sytuacja rzeczywiście nieciekawa, ale Rose stara sie przejść nad tym do porządku dziennego i zaakceptować, ze tym razem nie była najlepsza ;)
Alice sie dopiero rozkręca, wkec sądzę ze byc może polubisz ja jeszxze bardziej :D
Hahah ojej, no co ty, nie stworzylam biblioteki tylko po to! Xdd no chyba ze Rose całkiem wymknie mi ske spod kontroli, co zdarza sie moim bohaterom dosc czesto xd
Scorp ma swoje powody do tego głupiego zachowania, ale to zostawie na kiedy indziej :D
Tak, to Madelaine :) raczej zakładek z bohaterami nie robię, wole żeby moje wyobrażenie Scorpiusa i innych wylanialo się z opisow i generalnie fragmentów opowiadania, nie chce tez niczego narzucać waszej wyobraźni :D dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam! ;*
Ulala. :D
OdpowiedzUsuńRose jest narwana i zbyt ciekawska. Alice ma rację, że wpakuje się w kłopoty, jeśli będzie za bardzo węszyć. I w sumie to mnie ucieszyło, że nie dostała się do drużyny, serio. Nie można przecież mieć wszystkiego. Albus musiał myśleć o dobru swego składu, a Rose, która w tym roku ma tyle obowiązków może przestać być wystarczająco dobra.
I ta końcówka z Malfoyem. :D Powiedział o kilka słów za dużo i teraz pewnie Rose będzie jeszcze bardziej upierdliwa, co? xD Już mu współczuję, serio. :P
"narwana" i "ciekawska" to zdecydowanie właściwe słowa :D Aczkolwiek Alice i jej głos rozsądku najwyraźniej nie wytarczą.
UsuńHahah nie przesadzajmy z tym współczuciem, sam sobie nagrabił, powinien uważać na słowa :D Albo odwrotnie - o prostu jej wszystko powiedzieć :D Dzięuję za komentarz i pozdrawiam! ;*
O jak miło widzieć Albusa jako Kapitana drużyny, choć do końca nie wiem, na jakiej on gra pozycji... uznaję, że jest ścigającym tak? Trochę mi żal Rose, że poszła na odstawkę jeśli chodzi o quidditch, ale obronię tu Ala - jakby mnie inaczej - nie może zbytnio faworyzować, jako kapitan musi patrzeć szerzej i dać również innym szansę.
OdpowiedzUsuńA poza tym liczę, że Rose wygra główną rolę w przedstawieniu. W zasadzie to nie czytałam "Dumy i uprzedzenia" - po prostu nie moje klimaty książkowe :D - ale mam nadzieje, że tutaj jakoś się wzbogacę w wiedzę o ksiące, heh xD
"– Dziękujemy – powiedział Neville, nie patrząc na nas i zapisując coś w notatkach. – Możecie usiąść." - w tym fragmencie chyba jest błąd, bo jakoś nie kojarzę, aby nauczyciel z zielarstwa był w jury do przesłuchania. Chyba że się mylę i coś przeoczyłam.
I tak, końcówka rozdziału jest najlepsza. Ach, cieszę się, że mogę w końcu poczytać o "przepychankach" Rose i Scorpiusa :D Myślę, że Weasley nie odpuści sprawie Elle, więc myślę, że będzie się jeszcze tak kręcić przy Malfoyu, aby uzyskać od niego jakieś informację. Aż jestem ciekaw jakie metody zastosuje :P
Pozdrawiam serdecznie i do następnego :*
P.S. Przepraszam, że mój poprzedni komentarz wygląda nieludzko, ale piałam z telefonu i czasem on mi się buntuje i przekręca mi litery ;p Oczywiści z mojej winy, bo nie jestem do tego przyzwyczajona :)
Albus jest szukajacym - wymieniłam przy ogłoszeniu wyników trzech ścigających i nowego obrońce, potem wspomniałam, że Lily i Hugo są pałkarzami. Nic innego dla Ala nie zostaje :D Racja, Albus nie zrobił nic zlego, Rose potrzebuje jedynie trochę czasu, żeby się z tą decyzją pogodzić.
Usuń"Dumę..." mimo wszystko polecam, może chociaż adaptacje filmową z Colinem Firthem - jest fenomenalna <3
Ten Neville to nie wiem skad mi się tam wziął, chyba o nim myślałam i bum xd Poprawię zaraz :D
na razie na brak Scorpiusa narzekać nie można, bo jakoś sam mi sie wciska w sceny xd a Rose prędzej wyzionie ducha niż odpuści, wiec dobrze myślisz :D
A poprzedni komentarz bez trudu był dla mnie zrozumiały więc nie ma się czym przejmować, też mam złośliwą autokorektę w telefonie, a i na komputerze strzelam literówki.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! ;*
"Tyle że znacznie łatwiej byłoby mi go nienawidzić, gdyby nie był taki ładny."
OdpowiedzUsuńCzy to nie jest już utarte? Zniewalający urodą Malfoy, Rose poddająca się jego urodzie bez walki? Cholera jasna, jeżeli jest utarte, piekielnie lubię klasyki. Wkraczamy już na ten etap, w którym czytelnik się głupio uśmiecha, a potem zaczyna chichotać - najpierw dyskretnie, potem bez żadnych zahamowań. Znając życie, Rose koniec końców dostanie rolę Lizzy, a pan Darsy będzie grzecznie czekał na skromną osobę Malfoya. I wiesz, nie mam absolutnie nic przeciwko temu. Chyba że moje domysły i oczekiwania są błędne. Co mogę więcej... no wreszcie, no. I zmykam. Do następnego.
Z oddaniem,
Vi
Myślę, że jest utrate. Ale ja tam lubię schematy i zawsze mam nadzieję, ze kiedy ich używam, to przynajmniej dobrze je napisze. A, no i po prostu lubie pisać i czytać o pięknych ludziach ;p
UsuńNo ze skromną osobą Malfoya i panem Darcym to jednak nie do końca :D
Ta końcówka cud miod i orzeszki ×.×
OdpowiedzUsuńWidzę, że Rosie odziedziczyła skłonności do niebezpiecznych przedsięwzięć po rodzicach. Mam nadzieję, że niedługo dowiem się czegoś, co rzuci nieco światła na te tajemnicze zniknięcia.
Scorpius byłby świetnym panem Darcym :)
Tak, Rosie na pewno pcha się w nie swoje sprawy po rodzicach i wujaszku :D
UsuńSzkoda, że Rose się nie dostała do drużyny. Coś mi się zdaję, że w Hogwarcie mamy nową grupę młodych dektywów na miarę czasów Harry'ego :D Odniosłam wrażenie, że Scorpius się martwi o Rosie ;D
OdpowiedzUsuńMartwi martwi, nawet jeśli próbuje się kamuflować :D
Usuń