niedziela, 25 lutego 2018

[5]"Remis?"

W ciszy wpatrywałam się w baldachim mojego łóżka. Usiłowałam zmusić swoje ciało do opuszczenia cieplutkiej pościeli. Nie mogłam teraz stchórzyć, planowałam to wyjście przez ostatnie trzy godziny.
Pewnie byłoby mi znacznie łatwiej, gdyby ktoś z moich przyjaciół zechciał mi towarzyszyć, ale gdzie tam. Ja sama nie miałam ochoty wciągać w to ich wszystkich, więc planowałam zabrać ze sobą jedynie Roxanne i Timothy’ego, a to tylko dlatego, że chodzili w pakiecie.
No nie wiem, Rosie – mruknęła Roxanne, słysząc propozycje wyprawy. – Ostatnio capnął nas Malfoy, kto wie, co teraz się stanie… Wiem, że chcesz się czegoś dowiedzieć, ale będziemy musieli zrobić to w inny sposób. Zakazany Las nocą… sama wiesz, że nigdy nic dobrego z tego nie wychodzi.
Skoro ona nie chciała iść, wiedziałam, że żadna siła nie zaciągnie ze mną Timothy’ego. Jeśli powiedziałabym Alice, prawdopodobnie przykleiła by mnie do łóżka zaklęciem trwałego przylepca. Na Albusa na razie nie miałam co liczyć, zwłaszcza, że informację o Zakazanym Lesie zdobyłam poprzez podsłuchiwanie jego rozmowy z najlepszym przyjacielem. Conrad nie byłby chętny, żeby wybierać się gdzieś tak małą grupką, a poza tym, wieża Krukonów była tak daleko…
A zatem zostałam sama. I miałam zamiar mimo wszystko coś tej nocy zdziałać.
Usiadłam na łóżku i cichutko opuściłam stopy na podłogę. Sięgnęłam pod materac i wygrzebałam trampki, które wcześniej tam umieściłam, aby nikogo nie obudzić szukając butów po szafkach.
Na szorty od piżamy wsunęłam grube, dresowe spodnie, zdjęłam z wieszaka kurtkę i opuściłam dormitorium.
Kiedy przechodziłam przez dziurę pod portretem, Gruba Dama akurat spała, więc nie miała możliwości mnie zwymyślać za wymykanie się nocą.
Zamek był w nocy zimny i upiorny. Miałam wrażenie, że stare zbroje szepczą coś między sobą, że zastawiają na mnie pułapkę. Zazwyczaj miałam ze sobą Albusa i jego pelerynę niewidkę, a teraz czułam się, jakbym cały czas była obserwowana.
Dygocząc lekko z zimna lub strachu, pokonywałam kolejne kondygnacje schodów, parę razy podskakując, kiedy któryś z portretów chrapnął nagle głośniej czy przekręcił się w ramie.
Na parterze otworzyłam drzwi wejściowe zaklęciem i pchnęłam je mocno. Zaskrzypiały tak głośno, że znieruchomiałam na dobrą minutę, nasłuchując jakichkolwiek oznak tego, że kogoś obudziłam.
Dopiero na zewnątrz odetchnęłam z ulgą, pozwalając, aby świeże powietrze nieco mnie uspokoiło. Tu byłam bezpieczna.
A przynajmniej tak mi się zdawało.
Wybierasz się gdzieś?
Odwróciłam się błyskawicznie, natychmiast wyciągając różdżkę.
Nocny spacerek, jak mniemam? – spytał Malfoy. Stał obok drzwi, luźno oparty o kamienną ścianę.
Skąd wiedziałeś, że tu będę? – zapytałam drżącym głosem. Jeśli naprawdę wydawało mi się, że moje nocne przeszukiwanie lasu przebiegnie bez problemów, to musiało oznaczać, że jestem bardzo naiwna.
Podsłuchiwałaś nas w bibliotece. – Wzruszył ramionami. – Wiedziałam, że musiałaś usłyszeć wzmiankę o Zakazanym Lesie. Znam cię na tyle dobrze, żeby się domyślić, co zrobisz w najbliższej przyszłości.
Zacisnęłam palce na różdżce.
W ogóle mnie nie znasz – mruknęłam cicho.
Uśmiechnął się kpiąco. Wyjął dłonie z kieszeni i skrzyżował je na szerokiej piersi.
Skup się, Rose.
Widzę, że robi się melodramatycznie – oznajmił. – Opuść różdżkę, Weasley. Nigdzie nie pójdziesz.
Może ty wyjmij swoją – zaproponowałam. – Jeśli masz ochotę mnie powstrzymać.
Uśmiechnął się jeszcze szczerzej.
A nie możesz po prostu mnie zaatakować? Nieuzbrojonego? Tak chyba byłoby dla ciebie łatwiej.
Moja dłoń zadrżała na tyle mocno, że na pewno to zauważył.
Wyciągnij różdżkę – syknęłam stanowczo.
Mamrocząc pod nosem coś co brzmiało jak kpiące „Gryfoni” i przewracając oczami, zrobił to, o co prosiłam.
Chciałam załatwić to szybko. Posłałam w jego kierunku zaklęcie rozbrajające, ale moja gryfońska głupota go na to przygotowała, więc uchylił się bez większych problemów.
Strzelił we mnie oszałamiaczem.
Protego! – wrzasnęłam odruchowo, a na twarz Malfoya wpłynął leniwy uśmiech.
Nadal czujesz potrzebę wypowiadania zaklęć na głos? – zakpił. – Czyli jednak jestem daleko przed tobą.
Wściekła Drętwota wystrzeliła z mojej różdżki, mknąc w kierunku twarzy Scorpiusa, ale sukinsyn znowu się uchylił.
Trochę to trwało. Znaliśmy się prawie siedem lat, a ja nie byłabym w stanie zliczyć, ile razy znaleźliśmy się w podobnej sytuacji. Znałam jego styl i manierę. Na nieszczęście, on moje też.
Kolorowe światła fruwały w powietrzu, a ja modliłam się, żeby nikt nie wpadł na pomysł zerknięcia przez okno w środku nocy.
Nigdy nie przyznałabym się na głos, że trochę mi się to podobało.
Malfoy powalił mnie na ziemię, rzucając się na mnie całym ciężarem ciała. Niemądry ruch.
Chyba trochę zardzewiałaś przez wakacje, co Weasley? – wydyszał, uśmiechając się, tym razem bez cienia złośliwości. Trzymał moje nadgarstki w stalowym uścisku, a ja nie miałam możliwości wycelować w niego różdżki.
Krew buzowała mi w uszach, a adrenalina pulsowała pod moja skórą. Od tygodni nie czułam się tak pełna życia.
Chciałbyś – odparłam w odpowiedzi, również usiłując zapanować nad przyspieszonym oddechem.
Zamknęłam oczy i z całej siły władowałam własne czoło w jego nos.
Syknął z bólu i odruchowo puścił moją dłoń, żeby okryć twarz.
Expulso! – krzyknęłam, celując w chłopaka, po czym jego ciało zostało odrzucone do tyłu i wylądowało jakieś dwa metry ode mnie.
Zrywając się na nogi, posłałam w jego stronę kolejnego oszałamiacza, ale on doszedł do siebie jeszcze szybciej. Moje zaklęcie zostało odbite przez gigantyczny konar, który najwyraźniej przywołał sobie do obrony. A następnie pchnął go w moim kierunku tym samym zaklęciem, którym ja odrzuciłam jego ciało.
W ostatniej chwili rozsadziłam kawał drewna w miliony maleńkich drzazg, które następnie pofrunęły we wszystkich kierunkach. Oboje padliśmy na ziemię, osłaniając twarze.
Remis? – jęknął marudnie Scorpius, unosząc głowę z trawnika.
Chyba śnisz.
Oboje się podnieśliśmy, a mieszanina jaskrawych barw ponownie zaczęła zdobić powietrze.
Daj spokój – warknął, z gracją odpychając wszystkie moje zaklęcia. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby ktoś uśmiechał się szeroko, jednocześnie będąc wściekłym.
To ty daj mi spokój – odparłam, w końcu trafiając.
Jego różdżka posłusznie pofrunęła prosto do mojej wyciągniętej dłoni. Uśmiechnęłam się z satysfakcją.
Malfoy spoglądał na mnie, marszcząc brwi.
I co teraz? – spytał z niezadowoleniem. – Masz moją różdżkę. Gratulacje. Ja wciąż mogę iść prosto do gabinetu McGonagall i poinformować ją dokąd poszłaś.
Trudno – odparłam hardo, mając nadzieje, że nie wykryje wahania w moim głosie. Prawdę mówiąc, nie uśmiechało mi się wysłuchiwanie wykładu pani dyrektor, że już nie wspomnę o utracie odznaki.
Ale przecież to było ważniejsze. Prawda?
Pójdźmy na kompromis – zaproponował, a ja spojrzałam na niego, zdumiona. Samo to zdanie zabrzmiało wyjątkowo rozsądnie jak na Scorpiusa Malfoya. – Pójdę z tobą.
Byłam tak zaskoczona, że prawie się potknęłam. Stojąc w miejscu. A świat nadal będzie myślał, że to nie możliwe.
Dobrze się czujesz? – zapytałam niepewnie.
Tylko pomyśl – powiedział spokojnie. – Mam trzy opcje: iść do McGonagall i wpakować w tarapaty nas oboje, iść spać, zapomnieć o tym spotkaniu i nie wyciągnąć z tego kompletnie żadnych korzyści albo iść z tobą, przypilnować, żeby nic cię nie zeżarło i może przy okazji samemu się czegoś dowiedzieć.
Zamrugałam szybko.
Nie wiedziałam, że tak ci zależy na tym, żeby nic mnie nie zeżarło – wypaliłam.
Mięsień na jego szczęce drgnął.
Nie nadużywaj mojej cierpliwości, Weasley – warknął. – Idziemy czy nie?
Udałam, że potrzebuję kilku sekund do namysłu, choć w rzeczywistości już zdecydowałam. Samotna, nocna wyprawa do ciemnego lasu nigdy nie brzmiała zachęcająco. Jeśli ktoś chciał mi towarzyszyć i uchronić mnie przed posikaniem się ze strachu, droga wolna. Nawet jeśli był to Scorpius Malfoy.
A już na pewno było to lepsze nić konfrontacja z McGonagall.
Dobra – powiedziałam po chwili. – Ale pospieszmy się. Jakbym cie tu nie spotkała, pewnie byłabym już w drodze powrotnej do sypialni.
Malfoy przewrócił oczami, po czym oboje ruszyliśmy w stronę lasu. Byłam nieco zaskoczona, gdy uświadomiłam sobie, jak bardzo się przemieściliśmy podczas naszej walki. Byliśmy prawie przy chatce Hagrida. Nic dziwnego, że tak się zasapaliśmy.
Skąd wiedziałeś, że to ja podsłuchiwałam was w bibliotece? – zapytałam po chwili, siląc się na przyjazny ton. Wszelkiego rodzaju sprzeczki z pewnością nie będą wskazane na tym nie do końca bezpiecznym gruncie. – Myślałam, że zdążyłam uciec.
Nie wiem, czy ktokolwiek w Hogwarcie mógłby konkurować z twoją skłonnością do podsłuchiwania – wyjaśnił Malfoy. – A poza tym, kiedy wybiegałaś, mignęło mi coś jaskrawożółtego.
Ha. Moje rajstopy. Jeśli planowałabym zostać super–szpiegiem, powinnam zmienić styl ubierania.
I koniecznie musiałeś wyjść w środku nocy na dwór, żeby mnie powstrzymać? – spytałam z powątpiewaniem. – Czemu tak cie to obchodzi?
Zerknął na mnie, marszcząc gniewnie brwi.
A ciebie? – mruknął. – Mówiłem ci, to sprawa Nottów. Jeśli nie chcą, żeby ktokolwiek w tym węszył… cóż, nawet jeśli nie podoba mi się ta postawa, obiecałem, że nie puszczę pary z ust. Podobnie jak mój ojciec. Po prostu staram się ciebie zmusić, żebyś uszanowała ich prywatność.
Och. – Jego słowa wprawiły mnie w lekkie zmieszanie. – O tym nie pomyślałam.
Uśmiechnął się lekko pod nosem. Chyba myślał, że jest za ciemno, abym to zauważyła.
Jakoś mnie to nie dziwi.
Uderzę go w twarz, przysięgam.
Skoro chcesz szanować ich prywatność, to czemu idziesz ze mną do lasu?
Westchnął lekko, rozglądając się po ścieżce, na którą właśnie wchodziliśmy. Odpychał zamaszyście gałęzie, które muskały nas po nogach, zaglądał pod krzaki i zatrzymywał się przy niektórych drzewach, grzebiąc w korze. Zwracał uwagę na wszystko, co wyglądało choć trochę nietypowo, tym samym przypominając mi, po co w ogóle tu jesteśmy.
Bo zaczynam myśleć, że to jest… zbyt ważne – przyznał po dłuższej chwili. – Myślę, że ktoś, kto za tym stoi jest… bardzo… niebezpieczny. – Wyraźnie uważał na słowa, nie chcąc powiedzieć mi za dużo. – I… ta rzecz… może dotknąć więcej osób. Nie tylko Nottów. Nie wydaje mi się, żeby w ogóle chodziło o Nottów – zakończył, już pewniejszym głosem.
Nie mogłeś powiedzieć tego bardziej niejasno – burknęłam.
Jedynie ostatnie zdanie było trochę pomocne. I jeśli miał racje, to Nottowie zachowywali się bardzo samolubnie.
Co ty wyprawiasz? – warknął nagle, łapiąc mnie za łokieć. Zerknęłam niepewnie na niego, a potem na własną nogę, którą przed chwilą wsadziłam w krzaki.
Ścieżki biegnące po zakazanym lesie były bardzo zarośnięte i kiepsko widoczne, ale jednak jakieś istniały. A ja właśnie zdecydowałam się zejść z tej, którą kroczyliśmy.
Zbaczam ze szlaku? – zapytałam niepewnie. – Och, daj spokój – dodałam, widząc jego zirytowane spojrzenie. – Jeśli porywałbyś ludzi i trzymałbyś ich w lesie, to umieściłbyś swoją kryjówkę przy samej ścieżce?
Czyli to usiłujemy zrobić? – zapytał, unosząc brew. – Znaleźć kryjówkę porywacza? Bo jeśli tak, to jesteś szalona.
Nie. – Pokręciłam głową. – Ja tylko…
Ty tylko co? – warknął. – Co ty właściwie masz nadzieję tu znaleźć, Weasley?
Przygryzłam wargę. Jego pytania mnie stresowały.
Cokolwiek – mruknęłam. – Wskazówkę, podpowiedź, ślady… To jedyna poszlaka, jaką dysponujemy.
Jesteś szalona – podsumował.
Dopiero teraz na to wpadłeś? – warknęłam. – Mogłeś zadać mi te wszystkie pytania, zanim zdecydowałeś się mi towarzyszyć. – Wyrwałam mój łokieć z jego uścisku. – Idziesz czy nie?
Nie czekając na jego odpowiedź, pewnym krokiem ruszyłam przed siebie. Szelest liści podpowiedział mi, że jednak podążył za mną.
Hej, Weasley? – odezwał się, zupełnie innym tonem. Zupełnie jakby jeszcze przed sekundą na mnie nie warczał. – Kto zrobił brzuch twojej przyjaciółce?
Nie twoja sprawa – odparłam szybko. Nie musiał być we wszystko wtajemniczony. Na przykład w to, że nie miałam bladego pojęcia.
Przyjrzał mi się uważnie, a ja usiłowałam zachować pokerową twarz.
Ty nie wiesz – oznajmił. – Aż strach pomyśleć, kto to może być, skoro boi się powiedzieć nawet tobie.
Nie boi się, po prostu… – zaczęłam, ale urwałam gwałtownie.
Coś zaszeleściło w pobliskich krzakach. Oboje znieruchomieliśmy.
Nasłuchiwałam kolejnego dźwięku, ale cisza nagle zrobiła się przetłaczająca.
A potem spomiędzy krzaków wyskoczyła wiewiórka, a ja poczułam się jak idiotka. To tyle, jeśli chodzi o gryfońską odwagę.
Powinnam zostać tchórzliwym Ślizgonem – mruknęłam pod nosem, na moment zapominając, że nie jestem sama.
Malfoy spojrzał na mnie z uniesioną brwią. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że trzymam kurczowo rękaw jego zamszowej kurtki. Musiałam złapać ją w panice, kiedy usłyszeliśmy hałas.
Nie wydaje mi się, żeby jakikolwiek tchórzliwy człowiek polazł w nocy do lasu pełnego niebezpiecznych stworzeń, żeby szukać wskazówek do złapania porywacza – rzucił lekkim, konwersacyjnym tonem. Już miałam zrobić zaskoczoną minę, bo brzmiało to jak zawoalowany komplement. A potem dodał: – Nie od dziś wiadomo, że odwaga to najładniejszy synonim głupoty, jakim dysponuje nasz słownik.
Wzniosłam oczy do nieba i ruszyłam dalej. Malfoy i komplementy. Musiałam być naprawdę zmęczona, skoro coś podobnego przyszło mi do głowy.
Nie oddalaj się ode mnie – mruknął cicho.
Żeby nic mnie nie zeżarło? – rzuciłam przez ramię.
Jeśli masz ochotę pchać się do paszczy dzikich zwierząt, rób to kiedy indziej. Nie chciałbym, aby ktoś podejrzewał, że jestem współwinny.
Przez chwile kontynuowaliśmy nasze poszukiwania w ciszy. Powoli docierał do mnie bezsens całej eskapady, ale nie dałam niczego po sobie poznać.
Mogłabyś oddać mi różdżkę – powiedział nagle, znów idąc ramię w ramię ze mną.
Żebyś mógł zaciągnąć mnie do łóżka za pomocą zaklęć? – warknęłam.
Uświadomiłam sobie co właśnie powiedziałam.
Na usta Malfoya wpełzł sugestywny uśmieszek. Białe zęby błysnęły w ciemności.
Chodziło mi o moje łóżko – powiedziałam szybko. – Żeby w nim spać. W pojedynkę. Żeby nie chodzić po lesie, bo nie chciałeś, żebym chodziła po lecie…
Nie potrzebowałbym zaklęć, żeby zaciągnąć cię do łóżka, Weasley – rzucił, mierząc mnie wzrokiem. – Problem polega na tym, że nie chcę. Przykro mi.
Jesteś obrzydliwy – mruknęłam, odrywając od niego spojrzenie. Zwiesiłam głowę, pozwalając, żeby rude loki okryły mój rumieniec.
A ty jesteś osamotniona w tej opinii.
Szczerze wątpię – warknęłam, znowu odchodząc parę kroków, udając, że jedno z drzew przykuło moją uwagę.
Weasley, stój – rzucił, a w jego głosie było słychać napięcie. – Znalazłem coś.
Odwróciłam się gwałtownie i pognałam z powrotem do chłopaka, prawie potykając się o wystający korzeń.
Tuż obok jego stopy, na leśnej ściółce, leżała maleńka buteleczka.
Prawie na nią nadepnąłem – mruknął, pochylając się i wyciągając dłoń.
Nie dotykaj tego! – krzyknęłam gwałtownie, a Scorpius znieruchomiał.
Naciągnęłam rękaw swetra na dłoń i sama ostrożnie chwyciłam butelkę przez materiał. Była nieco mniejsza od mojej dłoni, z wysoką szyjką i pękatym zbiornikiem.
I co teraz? – mruknął Malfoy, również wpatrując się w naczynie.
Nie wiem – przyznałam. – Nigdy nie prowadziłam śledztwa.
Jak myślisz, co w niej było?
Pewnie jakiś eliksir – mruknęłam.
Malfoy przewrócił oczami.
Niesamowita umiejętność dedukcji – pochwalił mnie ironicznie. – Sprawdźmy jaki.
Również naciągnął rękaw na dłoń i wyciągnął ją w moim kierunku, dając do zrozumienia, że on się tym zajmie. Zamiast tego sama podsunęłam sobie butelkę pod nos i ostrożnie powąchałam.
Wywar Żywej Śmierci – mruknęłam. – Czyli ją uśpił.
Dlaczego nie oszołomił? – rzucił Scorpius, kiedy podałam mu butelkę. Również podstawił ją sobie pod nos. Najwyraźniej uznał, że musi sam sprawdzić.
Przy oszołomieniu nie można wyliczyć, kiedy ktoś się obudzi – zasugerowałam. – Może potrzebował czasu, żeby się ulotnić.
Czyli myślisz, że podał jej eliksir i tu ją zostawił? Czemu tutaj? Czemu ją tu przyprowadził i dopiero tutaj użył Wywaru? – dociekał Malfoy.
A jeśli już wcześniej była uśpiona? – mruknęłam. – To mogła być druga dawka.
Scorpius uniósł dłoń do góry, próbując złapać odrobinę światła księżycowego, żeby oświetliło butelkę.
Ale to nie ma sensu – dodałam. – Dlaczego by to tutaj upuścił? Myślisz, że jest… niezbyt mądry?
Malfoy pokręcił głową, ponownie przekazując mi przedmiot.
Mało kto potrafi użyć Wywaru Żywej Śmierci tak, żeby nie wyrządzić poważnej krzywdy – odparł. – Trzeba mieć ogromną wprawę z eliksirami, mnóstwo cennych informacji i głowę na karku. Po jego zażyciu występuje bardzo mocny sen, ale wystarczy jedna kropla za dużo, żeby…
– … nigdy się nie obudzić – zakończyłam. – Obłędnie niebezpieczny. Dlaczego ktoś w ogóle by go używał, potrzebując tylko, żeby ofiara straciła przytomność? Eliksir Słodkiego Snu jest o wiele bezpieczniejszy, bardziej powszechny i prostszy do uwarzenia.
Może nieszczególnie go obchodzi, czy ofiara przeżyje – odparł ponuro Scorpius.
A może jest zbyt pewny siebie? – zasugerowałam z entuzjazmem. – Może jest inteligentny i chce się tym popisać, chociażby przed samym sobą. Pokazać, że może sobie ryzykować ile chce, bo i tak nie popełni błędu, jest na to za mądry…
Przestań – powiedział ostro Malfoy.
Przestać co? – spytałam, zdziwiona. Tak się wkręciłam w tę krótką burzę mózgów, że na chwilę zapomniałam, kto mi towarzyszy.
Tworzyć portret psychologiczny porywacza – odwarknął. Wpatrywał się we mnie intensywnie. W srebrnych oczach dostrzegłam gniew, stanowczość i… coś jeszcze. Strach? – Za bardzo się nakręcasz. To nie twoje zadanie. Musimy to komuś oddać – dodał, wskazując na butelkę w moich rękach.
Odsunęłam od niego niewielkie naczynie, w obronnym odruchu, a następnie wsunęłam je do kieszeni kurtki.
Czyli komu? McGonagall? – pisnęłam. – I powiemy, że gdzie to znaleźliśmy?
Weasley…
Urwał. Do moich uszu znowu dobiegł szelest. Niezbyt blisko nas, ale wyraźnie przemieszczał się w tym kierunku. Ale tym razem towarzyszyło mu coś jeszcze.
Kroki.
Zanim zdążyłam podjąć jakąkolwiek decyzję, Malfoy złapał mnie za ramię i pociągnął w kierunku najbliższego drzewa. Może nie była to najlepsza kryjówka, ale jednak nie mieliśmy na horyzoncie żadnych bardziej zachęcających opcji.
Oparł się plecami o drzewo po przeciwnej stronie niż ta, z której dobiegały kroki.
Silne ramię obejmowało mnie mocno w tali, a zanim całkiem znieruchomieliśmy, jego ręka zadrżała w nerwowym odruchu. Z jakiegoś powodu, druga dłoń chłopaka zakrywała mi usta. Najwyraźniej jego mniemanie o mojej inteligencji było wystarczająco niskie, żeby uznać, iż w takiej sytuacji postanowiłabym się odezwać.
Próbowałam całkiem wstrzymać oddech. Czy to mógł być centaur? Wtedy moglibyśmy liczyć na minimum zrozumienia dla naszej sytuacji, jeśli odpowiednio pokierowalibyśmy rozmową... Nie, to raczej nie brzmiało jak kopyta. Musiałam przestać się oszukiwać. To zdecydowanie były ludzkie kroki.
Może Hagrid wybrał się na nocną przechadzkę? Ale wtedy tupanie byłoby cięższe…
Malfoy chyba się zorientował, że nie potrzeba mnie uciszać, bo zdjął dłoń z moich ust i przeniósł ją na ramię.
Na plecach czułam, jak mocno wali mu serce. Prawie tak mocno, że intruz, kimkolwiek był, mógłby je usłyszeć. Mogłabym mieć do niego o to pretensje, gdyby nie fakt, że moje własne serce również galopowało jak szalone, napędzane przerażeniem.
Hałas wskazywał, że niebezpieczeństwo było coraz bliżej.
Miejsce, w którym ramie Scorpiusa obejmowało ciasno mój brzuch, było gorące, mimo że dzielił nas gruby materiał mojej kurtki. Najwyraźniej przerażenie wyostrzało wrażliwość na bodźce.
Najciszej jak umiałam, wsunęłam dłoń do kieszeni kurtki. Wymacałam dwie różdżki i po dotyku rozpoznałam swoją. Drugą uniosłam do góry i wcisnęłam ją Malfoyowi do ręki, którą nadal trzymał na moim barku. Jego palce delikatnie ścisnęły moje, kiedy się spotkały. Nie wiedziałam czy chciał mi dodać otuchy, podziękować za różdżkę, czy może nienawiść do mojej osoby sprawiła, że chciał wykorzystać ostatnią okazję, żeby mi zadać chociaż minimalny ból, zanim zginiemy.
Intruz nadepnął na gałązkę. Tuż za naszym drzewem.
Omerlinieomerlinieomerlinie…
Miał zapaloną różdżkę, albo jakieś inne źródło światła. Drzewo rzucało przed nami cień. Ramie Malfoya zacisnęło się mocniej.
Kroki zdawały się przemieszczać w prawo. Scorpius przekręcił nas lekko, próbując skierować się plecami do intruza, co było niezbyt mądrym posunięciem, ale przynajmniej to nie ja byłam na celowniku. Nie poruszył stopami, więc nasze położenie zmieniło się tylko o centymetr, może dwa.
Mocniej zacisnęłam palce na różdżce.
Cóż, przynajmniej umrę w ramionach wściekle przystojnego faceta, pocieszyłam się niedorzecznie. Na te kilka sekund mogę zapomnieć, że jest dupkiem.
Kiedy w końcu wyszedł zza drzewa, kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie.
Znalazł nas. Nie wiem, czy po prostu nas zobaczył czy może usłyszał, bo oddychaliśmy za głośno.
Światło z różdżki mnie oślepiło.
Malfoy zrobił krok do tyłu i pociągnął za sobą, jakby planował ucieczkę.
Oboje wycelowaliśmy różdżki w niewidoczną postać.
Rose? – odezwał się znajomy głos, w którym pobrzmiewała ulga. – I… Malfoy?
Opuścił różdżkę, a ja, zamrugawszy kilkukrotnie, w końcu mogłam dostrzec rysy twarz.
Conrad! – sapnęłam, czując jak całe napięcie opuszcza moje ciało.
Malfoy nadal nie był zrelaksowany. Chciałam mu uświadomić, że wciąż mnie nie puścił, ale wytykanie mu tego wydawało się dziwnie nie na miejscu.
Co ty tu robisz? – zwrócił się do Conrada, wciąż podejrzliwy i czujny.
Krukon spojrzał na niego krótko, po czym ponownie przeniósł wzrok na mnie.
Roxanne się przebudziła i zobaczyła, że nie ma cię w łóżku – wyjaśnił – Strasznie się o ciebie martwiła, więc wysłała mi sowę, błagając, żebym coś zrobił.
A ty się zgodziłeś iść do lasu? – wtrącił Scorpius, wyraźnie zdziwiony. – Tak po prostu?
Najwyraźniej Malfoy nie zauważył tęsknych spojrzeń Conrada, rzucanych w stronę Roxanne, kiedy był pewien, że ona tego nie widzi. Nie wiem czy istniało cokolwiek, czego by dla niej nie zrobił.
Wiedziałam za to, że bliska reakcja Roxanne i Timothy’ego nie jest dla niego łatwa do oglądania. Nigdy nie pozwolił mi o tym ze sobą pogadać.
A skąd właściwie wiedziałeś, gdzie mnie szukać? – zdziwiłam się. Powierciłam się niespokojnie w ramionach Malfoya. Na Merlina, jak to dziwnie brzmiało.
Teraz, kiedy zagrożenie minęło, jego bliskość wprawiła mnie w dziwny dyskomfort. Noc jednak nie była aż taka zimna, jak mi się wydawało jeszcze kilka minut temu.
Wieczorem próbowałaś ją namówić, żebyście wybrały się razem do lasu – przypomniał mi Conrad. – Nie było ciężko wywnioskować, dokąd się udałaś jeszcze tej samej nocy. Nie jesteś najbardziej nieprzewidywalną osobą na świecie, Rosie.
Odchrząknęłam i w końcu zerknęłam znacząco na Malfoya. Złapał moje spojrzenie, a jego oczy na chwile się rozszerzyły, kiedy uświadomił sobie własną pozycję. Odskoczył ode mnie, jakbym nagle pokryła się kurzajkami. No doprawdy, jeszcze tylko brakowało, żeby z obrzydzeniem wytarł ręce o Conrada.
Zabieram cię z powrotem do zamku – zawyrokował Conrad, nadal zachowując się, jakby Malfoy był drzewem. – Na litość boską, Rose, naprawdę myślałaś, że możesz po prostu wybrać się na spacer i natknąć się na znaczącą wskazówkę? Za kogo ty się uważasz, za Sherlocka Holmes’a?
Kogo? – mruknął odruchowo Malfoy, ale żadne z nas mu nie odpowiedziało. Jestem przekonana, że gdybyśmy mu powiedzieli, iż chodzi o mugolską postać fikcyjną, wolałby nie zadawać tego pytania.
Zabawne, że tak mówisz – odparłam naburmuszona i sięgnęłam do kieszeni. – Ale co powiesz na to?
Wysunęłam fiolkę w jego stronę. Natychmiast wziął ją do ręki i powąchał.
Wywar Żywej Śmierci? – Uniósł brwi. – Myślisz, że… to ta osoba, która porwała Ellie ją tu zostawiła?
Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami.
Jeśli tak, możnaby wykluczyć wszystkich uczniów z listy podejrzanych – oznajmił Conrad. – Poza naszą trójką i Alice, nie znam nikogo, kto umiałby go poprawnie uwarzyć, a co dopiero dawkować.
Mówiąc „naszą trójką” musiał mieć na myśli siebie, mnie i Malfoya, co oznaczało, że najwyraźniej postanowił włączyć go do rozmowy.
Dlaczego w ogóle uczniowie mieliby być w gronie podejrzanych? – Malfoy najwyraźniej poczuł się zaproszony. – Kto z nich miałby cel i motyw, żeby…
Zamilkł raptownie, jakby omal nie powiedział za dużo. Najwyraźniej na końcu jego języka znajdowały się te informacje, których wciąż nie udało mi się wyciągnąć.
To teraz nieważnie – wtrąciłam szybko. – Bardziej istotne jest to, co powinniśmy zrobić z tą informacją.
Conrad spojrzał na mnie z powątpiewaniem.
Rosie, nie pomyślałaś, że… to trochę dziwne?
Co konkretnie? – spytałam z domieszką irytacji.
Jak to działa, że jak tylko uda mi się coś zrobić dobrze, ktoś natychmiast poddaje to w wątpliwość?
Tylko pomyśl – powiedział łagodnie Krukon. – Wchodzicie do ogromnego lasu w dzień powrotu Ellie, nie wiecie gdzie szukać i co próbujecie znaleźć i od razu trafiacie na cenny ślad? Coś tu śmierdzi.
Przyszło mi to do głowy – przyznał Malfoy, a ja rzuciłam mu takie spojrzenie, jakby jakby właśnie wbił mi nóż w plecy. Zabawne, ale przez jeden, złudny moment myślałam, że jesteśmy po tej samej stronie.
O co konkretnie wam chodzi? – Zacisnęłam zęby.
To może nie mieć nic wspólnego ze sprawą – zaczął Conrad. – Po prostu trafiliście na starą butelkę, która tutaj leży, bo jakiś niewinny człowiek ją upuścił. To mógł być nawet Hagrid, który mógł potrzebować uśpić jakąś dziką bestię, żeby opatrzyć jej rany, czy coś w tym stylu…
A mojej głowie rozbłysło kilkanaście kontrargumentów – eliksir był świeży, Hagrid nie ma dość dużej wiedzy w dziedzinie eliksirów, żeby używać Wywaru Żywej Śmierci – ale chłopak kontynuował.
– … albo to fałszywa wskazówka – oznajmił, po czym zamachał mi buteleczką przed oczami. – Nie pomyślałaś, Rosie, że ktoś mógł to tutaj podłożyć, bo wiedział, że teren zostanie przeszukany? Odpowiednio blisko skraju lasu, żeby ktoś to znalazł, ale nie aż tak, żeby było to podejrzane?
Zmarszczyłam brwi. Chyba byłam zbyt podekscytowana znaleziskiem, żeby przemyśleć inne opcje.
Tak czy siak – wtrącił Malfoy. – Nie zmienia to faktu, że znaleźliśmy coś, co może być pomocne w tej sprawie. Zatem sądzę, że powinniśmy zanieść to do McGonagall.
Czy ty już do końca straciłeś zdolność logicznego myślenia? – krzyknęłam, co nie było zbyt rozsądnym posunięciem w naszym obecnym położeniu, ale z wściekłości zapomniałam o dzikich bestiach. – Nie możemy powiedzieć McGonagall, że troje uczniów, w tym dwoje prefektów naczelnych, wałęsało się po lesie w środku nocy! – pisnęłam. – Wpędzilibyśmy biedaczkę do grobu, co i tak nie powstrzyma jej przed karaniem nas do naszej śmierci!
Masz jakieś inne pomysły? – warknął. – Nie możemy po prostu nic nie powiedzieć, skoro to może jakoś pomóc Nottom! Ktoś, kto zajmuje się tą sprawą powinien wiedzieć!
Wymyślimy coś innego – odparłam, już nie czując się tak pewnie.
Cóż, nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale ta butelka i dokładny opis miejsca,w którym została znaleziona, mają trafić do McGnagall! – fuknął.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie mogłam go posłuchać. Ale jeśli to komuś z moich przyjaciół stałaby się krzywda, pewnie zachowałabym się tak samo jak on.
Ktoś inny mógł na nią wpaść – odezwał się Conrad. – Ktoś kto regularnie chodzi do lasu i nie ma nic dziwnego w tym, że czasem coś w nim znajduje.

*

Chyba nie muszę mówić, że Hagrid nie był zachwycony, kiedy zapukaliśmy do drzwi jego chaty o drugiej w nocy.
Napędziliście mi stracha – sapnął, odkładając kuszę obok drzwi wejściowych.
Był jeszcze mniej zachwycony, kiedy wyjaśniliśmy mu zaistniałą sytuację i poprosiliśmy o pomoc.
No ni wim – mruknął, poruszając się niespokojnie na ławie. – Może… może nie powim pani dyrektor… ale pośle słówko waszym rodzicom? Powinni wiedzieć.
Hagridzie! – jęknął Conrad. Jego rodzice byli mugolami, więc mogli nie zdawać sobie sprawy, ile niebezpieczeństw czai się w Zakazanym Lesie, ale myślę, że samo chodzenie nocą po zwykłym lesie, bez niczyjego nadzoru i wiedzy mogłoby wyprowadzić ich z równowagi.
Co i tak byłoby niczym w porównaniu do reakcji mojej matki. Prawdopodobnie zakopałaby mnie żywcem.
Nie wiedząc co powiedzieć, napiłam się herbaty, licząc, że Conrad i Malfoy załatwią sprawę bez mojej interwencji. Mogłam tylko wszystko pogorszyć.
Panie profesorze – odezwał się Malfoy, a Hagrid drgnął, nieprzyzwyczajony do tego, żeby ktoś zwracał się do niego w ten sposób. Ta dwójka nie znała się za dobrze, Malfoy nigdy nie miał lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami. Nie zdziwiłabym się, gdyby to była ich pierwsza rozmowa.
Tak? – spytał uprzejmie Hagrid, spoglądając na Malfoya jakby przychylniej. – I mów mi Hagrid, wszyscy mówią – dodał.
Ha. Może podstępny Ślizgon jednak wiedział co robi.
A więc Hagridzie...czy kiedy rodzice Weas… Rose byli w szkole, pisałeś do ich rodziców o każdym złamanym przez nich punkcie regulaminu?
Conrad spojrzał na niego, jakby Scorpius mu zaimponował, a ja nie mogłam go za to winić.
Cóż… ja… znałem rodziców Rona, ale… inna sytuacja… Ron i Hermiona to moi przyjaciele, a Rosie… – mamrotał Hagrid, zbity z tropu.
Ale jednak zdarzało ci się dla nich pominąć ten krok – powiedział Conrad, uśmiechając się do gajowego. – Nie mógłbyś też dla nas zrobić tego wyjątku?
Nie tylko przymykałeś oko na ich wybryki – odezwałam się, zanim zdążyłam ugryźć się w język. – Przecież raz sam wysłałeś mojego tatę i wujka do Zakazanego Lasu, żeby mogli porozmawiać z przerośniętym pająkiem, który gustował w ludzkim mięsie.
Dobrze, już dobrze! – zdenerwował się Hagrid. – Wezmę butelkę, jutro z rana zaniosę ją do pani dyrektor i nie skrobnę do waszych rodziców! Tylko mówcie, gdzie dokładnie ją znaleźliście.
Conrad w miarę szybko naszkicował Hagridowi lokalizację, za co byłam mu wdzięczna, bo ja sama za nic nie potrafiłabym odtworzyć naszych kroków.

Kiedy dowlekliśmy się do zamku, byłam absolutnie wykończona. Cieszyłam się, że następnego dnia jest niedziela, co oznaczało brak zajęć. Z drugiej strony wątpiłam, że Alice i Roxanne pozwolą mi odespać.
Na razie, Anderson – ziewnął blondyn. – Słodkich koszmarów, Weasley.
Obyś zdechł we śnie, Malfoy – odparłam lekko.
Oddalił się w stronę lochów. Wygląda na to, że pewne rzeczy się nie zmieniają.

*

Czyli Malfoy wie, co im się stało, kiedy byli przetrzymywani? – syknął Tim, pochylając się w moją stronę nad stołem. – I nic nie powiedział?
Na to wygląda. – Wzruszyłam ramionami.
Streściłam moim przyjaciołom wydarzenia z poprzedniej nocy podczas śniadania. Była już pora obiady, a my nadal nie zmieniliśmy tematu.
Nadal nie mogę uwierzyć, że poszłaś tam sama – powiedziała Roxanne, spoglądając na mnie znad talerza. – W tej sytuacji nie obchodzi mnie, co Malfoy ukrywa, bo jestem mu zbyt wdzięczna, że za tobą poszedł. Jesteś naprawdę uparta, Rosie.
Nic jej się nie stało – przypomniał jej Conrad, który chyba był zirytowany, że Roxanne nie docenia jego wkładu w całą sytuację. – Powinniśmy skupić się nad tym, jak wyciągnąć z niego więcej.
Wolałabym nie – wtrąciłam. – Nie chcę prowadzić z Malfoyem większej ilości rozmów niż to absolutnie konieczne.
Czyli odpuszczasz? – Roxanne sceptycznie uniosła brew.
Kto powiedział, że cholerny Malfoy jest naszym jedynym źródłem informacji? – Wyszczerzyłam zęby. – Bo ja osobiście mogę pomyśleć o przynajmniej dwóch innych. Napisałam dwa listy: jeden do ojca, w którym błagam go o jakiekolwiek szczegóły i drugi do Jamesa, żeby spotkał się ze mną podczas najbliższego wypadu do Hogsmeade.
Myślałam, że James pojechał do Rumunii – odezwał się wysoki głos.
Uniosłam głowę. Alice miała zaciśnięte usta i zdeterminowany wyraz twarzy. Albus również do nas dołączył i opadł na krzesło obok Tima.
Myślałam, że się do mnie nie odzywasz – odparłam.
Jeszcze przed moim przebudzeniem została poinformowana przez Roxanne o nocnej eskapadzie.
Zmieniłam zdanie – powiedziała.
Uwielbiałam miękkie serce mojej przyjaciółki.
James jednak został – kontynuowałam. – Najwyraźniej oferta, którą zaproponował mu wujek Charlie okazała się mniej zachęcająca niż miał nadzieję.
Dlaczego James miałby coś wiedzieć? – zapytał Albus.
Mieszka w tym samym domu co szef Biura Aurorów. – Wzruszyłam ramionami. – Cokolwiek przemilczy mój ojciec, jest szansa, że James gdzieś to podsłuchał. Zobaczymy.

*

Ależ jestem okropna! Trzy tygodnie!
Na swoje usprawiedliwienie mam tylko sesję. Nie tylko przez brak czasu, ale również spadek kondycji psychicznej, która u mnie zawsze się z sesją wiąże :D Ale powoli wracam do siebie, zaczynam znowu widzieć kolory i tak dalej.
Z tego powodu mam też trochę zaległości na waszych blogach, które lada dzień powinnam ponadrabiać ;)
Obijałam się w pisaniu i próbowałam poprawić sobie nastrój różnymi sposobami, co oznacza, że dużo przeczytałam i dużo obejrzałam. I choć normalnie tego nie robię, chciałabym wam coś polecić, jako że ma luźny związek z opowiadaniem :D
Na youtube znajduje się pewna seria o nazwie „The Lizzie Bennet Diaries”. Jest to współczesna adaptacja „Dumy i uprzedzenia” opowiedziana serią kilkuminutowych vlogów. Mega wciągające, super postacie, emocje, zaskakująco fajne aktorstwo i wgl cud, miód, malina. Pochłonęło dwa dni mojego życia, ale warto było. Jeśli będziecie mieli ochotę i czas, to serdecznie polecam!
Odnośnie rozdziału – cała akcja w lesie miała być tylko kawałkiem rozdziału, a nie prawie całym xd ale nie miałam pojęcia, że zajmie mi to tyle tekstu! Znów mnóstwo Scorpiusa, obiecuje go ostrożniej dawkować w kolejnych :D Chyba.
Jeszcze raz przepraszam za długie oczekiwanie! Obiecuję, ze to się więcej nie powtórzy (tak naprawdę to nie xd)
Czekam na wasze komentarze, opinie i co tam chcecie. Zapraszam do obserwowania i mam nadzieję, że się podobało <3


Trzymajcie się!

26 komentarzy:

  1. Moje postanowienie regularnego komentowania skończyło się na drugim rozdziale, ale wiedz, że czytam wszystko i wszystkim jestem tak samo zachwycona :-D
    Moja ulubiona część rozdziału to zdecydowanie scena u Hagrida i komentarz Rose o pająkach ;-) Ech, biedny Hagrid ;-)
    Niecierpliwie czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah, cieszę się bardzo, że czytasz :D
      O proszę :D No cóż, Hagrid łatwo daje się przekonać, kiedy młodzież ma na niego haka xd
      Dziękuje za komentarz! ;*

      Usuń
  2. Super!! Cieszę się, że w końcu udało Ci się dodać rozdział. Mam nadzieję, że sesja nie poszła najgorzej :P Co do rozdziału to ja tam się cieszę, że jest tyle Scorpiusa, haha. Jestem strasznie ciekawa jak to wszystko się potoczy i co i ile wie Malfoy. Ze względu na moją delikatną duszę XD najbardziej urzekła mnie scena w Zakazanym Lesie, haha.
    Mam nadzieję, że Twoja wena piśmiennicza jest w pełnej gotowości to tworzenia dalszych części tego opowiadana. Jednak nie poganiam i wytrwale będę czekać :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Nie najgorzej" to bardzo dobre określenie :D Ja też na Scora nie narzekam, dobrze się pisze te sceny xd Myśle, że co i ile wie Malfoy wyjaśni sie całkiem niedługo, jeśli plany za bardzo mi się nie pozmieniają :D
      Wena na razie trzyma sie całkiem przyzwoicie, więc nie powinno być w najbliższym czasie nowego kryzysu :D Dziękuję bardzo za komentarz! ;*

      Usuń
  3. Matko jak ja czekałam na Twój rozdział !!! powiem szczerze, że to opowiadanie bardziej mi się podoba- jest ciekawsze. Lubię Scorpiousa i tą jego pociągającą złośliwość. Jest bardziej Malfoyowski od tego poprzedniego, ale w taki hmmm zadziorny a nie chamski sposób jak Draco. Lubie Rosie i jej rajstopy, duży plus za to że nie pozwolilaś zeby jej ciekawość zaczeła irytować. CZEKAM NA WIĘCEJ!!!!!!! jak najszybciej. I te tajemnice, myślę, że może wyjść z tego coś naprawdę dobrego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że sie opłaciło :D ciesze się, ze jest ciekwie! Ze Scorpiusem i jego wypowiedziami miewam zagwozdke, bo jednak ma byc inny niz poprzedni, ale nie chcemy kopii Draco, wiec cieszę sie, ze polubilas jegp i Rose :) aczkolwiek musze cie ostrzec - jej ciekawość dopiero rozwija skrzydła, może cię jeszcze zirytowac :D dziękuję ślicznie za komentarz ;*

      Usuń
  4. Witam serdecznie! Przybyłam tutaj po przeczytaniu twojego pierwszego bloga, przyznam się szczerze, że nigdy jakoś nie przepadałam za opowiadaniami z cyklu Nowe Pokolenie, ale jako, że choroba przykuła mnie do łóżka, a twój blog wciąż gdzieś się przewijał, postanowiłam zajrzeć i przeczytać rozdział pierwszy. Tak mnie pochłonęło, że zanim się obejrzałam skończyłam cały blog. I naprawdę nie wiem za co lubię go najbardziej, czy za charakter Rose, który przypomina mi mój własny, czy może za jej relacje z młodym Malfoyem, a może za rozmowy z Draco na Wieży Astronomicznej. Zostałam twoją fanką i zamierzam czytać także ten blog, a tobie życzę by wena nigdy cię nie opuszczała!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! Cieszę się bardzo, że poprzednie opowiadanie ci sie spodobało i jakos umiliło ci czas podczas choroby! Życzę szybkiego powrotu do zdrowia :) Ach, aż sprawiłaś, że za nim zatęskniłam :D Dziekuje ci bardzo za komentarz i mam nadzieję, że to opowiadanie również ci sie spodoba :D Pozdrawiam! ;*

      Usuń
  5. Pokonałam wreszcie swoją niemoc do przeczytania czegos dłuższego, niż komentarz na Facebooku, wiec sie melduje!
    Rose jest naprawde nieodpowiedzialna. Kto normalny wybiera sie sam nocą do zakazanego lasu, zeby go przeszukać? Zastanawiam sie, gdzie leży granica miedzy ciekawością a byciem wścibskim i czy Rose po niej nie stąpa. Podoba mi sie, jaką radość czerpią z bitew, chociaz pewnie nawet nie zdają sobie sprawy. To naprawde miłe, ze postanowił isc z nią, chociaz moze chciał po prostu sam sie czegos więcej dowiedzieć.
    Hmmm, ten wywar jest ciekawy. Stawiam, że zapewne Rose moze mieć troche racji, ale nie wiem czy nie wybiegam teraz troche w psychopatię w moich teoriach, ale przeświadczenie, że uważał sie na tyle nieomylnego, żeby podać odpowiednia dawkę, pasuje.
    Cała scena, gdy chowali sie za drzewem jest genialna! Bardzo sią w nią czułam i naprawde aż sama zaczęłam sie bać :D dobrze, ze to tylko Conrad.
    Cieszę się, że w opowiadaniu jest Hagrid, to zawsze jakis miły akcent. I jest typowe dla niego słownictwo, bardzo mi sie to podoba. Brakowało mi tylko jakiegoś ‚cholibka’ <3
    No i cieszę się, że pojawi się James, juz nie mogę sie doczekać!
    Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję pokonania niemocy :D
      Och, uwierz mi, ja za nic bym nie polazła :D Ale próbuje pchnąć Rose w strone również tej głupiutkiej strony gryfońskiej odwagi, która jakos pcha ludzi w niebezpieczne sytuacje xd A Rose z pewnością nie tylko stąpa po granicy, co z zapałem sie poza nią wychyla, ale co zrobic, każdy ma wady :D
      Snucie teori zawsze popieram i dopinguję, więc wybiegaś śmiało w którą tylko stronę chcesz, a ja postaram sie trzymać gębę na kłódkę xd
      Cieszę sie, ze scena za drzewem ci się podobała, też ją lubię, chyba najbardziej z tego rozdziału :D
      Ach, jakoś mi uciekło to "cholibka", a myślałam o tym słowie, jak planowałam scenę w głowie! Zawsze o czyms zapomnę xd
      James już niedługo :D Dziękuję ślicznie za komentarz i pozdrawiam ;*

      Usuń
  6. skomentuję jutro, obiecuję:c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentuję!
      Generalnie to bardzo ci współczuję, ja jakoś nie choruję, nie mam też żadnych innych problemów zdrowotnych z wyjątkiem licznych angin w trakcie wakacji, wyobrażasz sobie leżeć w tym upale w łóżku i nie móc przełknąć śliny? Nic nie można robić. Ale jeśli można zaliczyć do takich problemów moje uczulenie na pomidory(które kocham najmocniej) to tak, to jest mój problem, często wyskakują mi jakieś krosty w kącikach ust. No ale generalnie to ja mam piękną twarz! <3

      Podobnie jak Scorpius. Rozdział świetny, podobały mi się te scenki z Conradem i MAlfojkiem, a rozmowa z Hagridkiem to już w ogóle była wspaniała. Co do reszty, cóż, James, James, James! Coś mi się wydaję, że Alice dała dupy Dżejmsowi, więc cóż, niezłe z niego ziółko.
      Ja chcę więcej Lily Luny Potter, dawaj ją, dawaj. Wiem, że młodsza, ale chcę ją, bo wydaje się taka młodzieżowa w Twoim opowiadaniu, jest najmłodsza, a najwięcej kuma z tego świata młodzieżowego. ;)
      Jeśli chodzi o scenkę z ukrywaniem się w lesie, cóż, sądziłem, że to Hagrid wyjdzie, ale Conrad też dobrze. Co by tu jeszcze powiedzieć, o, wciąż liczę, że Rołzi będzie w drużynie.

      Zapraszam do siebie i dobranoc kochana <3

      Usuń
    2. Jezu, nie za dobrze ci? Ja zawsze jestem chora caluteńka zimę :D
      Cieszę się, ze rozdział się podobał <3 WIdzę że podczas komentowania włączyła ci sie jakaś słabość do zdrobnień :D James juz niedługo, ale odnośnie tego, komu Alice dała lub nie dała dupy na razie będę milczeć :D
      Lily na razie powiedziala tu może ze dwa zdania wiec musiała duże wrażenie wywrzeć, skoro mówisz, ze ona tak ten młodzieżowy swiat kuma xd Będzie jej trochę, aczkolwiek światło reflektorów planuję kierować przede wszystkim na moje pierwszoplanowe misiaczki.
      Ale jesteście uparci z tą Rose w drużynie :D
      Dziekuję bardzo za komentarz i pozdrawiam <3

      Usuń
    3. Och, czyli Rołz nie będzie w drużynie, szkoda! :c

      Dopiero teraz zauważyłem te zdrobnienia, wybacz.


      No może dwa zdania, ale długie, ładnie podsumowała tę dziewczynę, co dostała się do przedstawienia.

      A ja chyba wykrakałem, bo gardło mnie mega boli już i chrypę mam XDD

      Usuń
    4. Oj tam, tego nie powiedziałam (choć nie rozbudzałabym wielkich nadziei xd), po prostu widzę, ze wszyscy liczą na kontuzję nowego obrońcy :d A zdrobnienia mi nie przeszkadzają! Tak tylko zauważyłam :D I życzę wygranej z chrypą, wracaj do zdrowia! :D

      Usuń
  7. Tum tum turum tum! Przed Państwem tekst rozdziału!
    "Cóż, przynajmniej umrę w ramionach wściekle przystojnego faceta, pocieszyłam się niedorzecznie. Na te kilka sekund mogę zapomnieć, że jest dupkiem." - Jeżu, uwielbiam to!
    Iii, nasz drugi zwycięzca:"– Słodkich koszmarów, Weasley.
    – Obyś zdechł we śnie, Malfoy – odparłam lekko." <3 <3 <3
    "Streściłam moim przyjaciołom wydarzenia z poprzedniej nocy podczas śniadania. Była już pora obiady, a my nadal nie zmieniliśmy tematu." - *obiadU
    "A już na pewno było to lepsze nić konfrontacja z McGonagall." - *niŻ
    Świetny rozdział! (nic nowego xD) Jak tak czytam i czytam o nocnych eskapadach i nauce (powtórzyłam sobie poprzednie rozdziały, żeby przypomnieć bohaterów :D), to aż mi wstyd, że siedzę całą sobotę nic nie robiąc hahah W Rose faktycznie widać tę gryfońską brawurę (bo głupota to to nie jest, panie Malfoy! No, może odrobinkę xd), podziwiam też, że chciało się jej wstać, ja mam z tym problem o 7 w tygodniu, a co dopiero w środku nocy :D Coś czułam, że wpadnie na Scorpiusa. Pojedynek - cud, miód, malina, czułam ich emocje i rywalizację. Oczywiście wzajemne przytyki w całym rozdziale były świetne i kilka razy parskałam śmiechem ;)
    "– Remis? – jęknął marudnie Scorpius, unosząc głowę z trawnika." - Nie wiem czemu, ale to jest dla mnie urocze xD To chyba po prostu macho Malfoy narzekający jak dziecko :D
    "– Nie wiedziałam, że tak ci zależy na tym, żeby nic mnie nie zeżarło – wypaliłam.
    Mięsień na jego szczęce drgnął.
    – Nie nadużywaj mojej cierpliwości, Weasley – warknął. – Idziemy czy nie?" <3 <--fangirl mode on
    "– Żebyś mógł zaciągnąć mnie do łóżka za pomocą zaklęć? – warknęłam.
    Uświadomiłam sobie co właśnie powiedziałam.
    Na usta Malfoya wpełzł sugestywny uśmieszek. Białe zęby błysnęły w ciemności." - kocham ich :D
    Cała scena w lesie bardzo mi się podobała, szczególnie, kiedy ukrywali się za drzewem *sugestywne uniesienie brwi*. I to zmieszanie Malfoya, kiedy zorientował się, że wciąż obejmuje Rose. Nie zdziwiłabym się, gdyby wytarł się w coś po tym xD Zaskoczyłaś mnie Conradem, spodziewałam się jakiegoś złego człeka, nawet jeśli to rozwiązanie było pierwszym, które się nasuwało xd Conrad też pewnie był zaskoczony Scorem :D
    Co do fiolki, to wydaje mi się, że to faktycznie mógł być fałszywy trop. Nie mamy jeszcze absolutnie żadnego pojęcia o porywaczu (porywaczce? Moja powoli formująca się teoria spiskowa mówi, że może to być kobieta (tak dla odmiany, bo chyba częściej antagonistami są faceci), ale pewnie wprowadzam się w błąd ':D). A może faktycznie, tak jak Rose wymyśliła, porywacz jest zbyt pewny siebie?
    Jakoś dziwnie myślałam, że Hagrid będzie miał uraz do Malfoya haha Jak to się stało, że w ogóle nie miał opieki nad magicznymi stworzeniami? (Hagrid, nie Malfoy xd) To nie było obowiązkowe od 3 do 5 klasy? Swoją drogą, argumenty Rose i chłopaków faktycznie były nie do odparcia xddd
    Mam podejrzenia co do ojca dziecka Alice (teraz to zauważyłam - czy imię po babci?). Jej reakcja na wzmiankę o Jamesie przy posiłku była dość... dziwna. Chyba że to przez to, że była obrażona na Rose? No cóż- pożyjemy, zobaczymy xd Jeśli to James, to mam nadzieję na happy end :D
    Jak zwykle - wybacz chaos w komentarzu, ale wypadłam z formy :')
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział!
    Pozdrawiam i życzę weny :*
    ~Arya

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, przypomniało mi się, że miałam spytać o kolor włosów i fryzurę Alice :D Chyba nie było wcześniej dokładnego opisu (sprawdzałam kilka razy xd), a mam trochę problem z jej wyobrażeniem xD
      Pozdrawiam ;)
      ~Arya

      Usuń
    2. Hahah lubie jak wymieniasz teksty rozdziału, jestem pewna, ze czują się docenione :D
      Cieszę się bardzo, ze rozdział ci sie podobał! Ja też miewam wyrzuty sumienia, jakp piszę o uczących sie ludziach, ale nie na tyle duże, zeby wziać sie do nauki xd Myślę, że ten tekst Malfoya o głupocie/odwadze był wynikiem tego, ze sama jestem niezaprzeczalną Ślizgonką i czasem wyłazi ze mnie ta potrzeba dogryzienia Gryfonowi xd Ale gdyby nie odwaga Rose, to nie miałabym jak napędzać tej fabuły, wiec nie będę narzekać :D
      Pojedynek mnie trochę stresował, więc ulżyło mi, że było czuć emocje i rywalizację :D
      Przez chwilę chciałam napisać, ze Malfoy jednak wytrze łapy po obejmowaniu Rose, ale uznałam, ze wtedy będzie wyglądał jak postać z kreskówki, a na to Malfoyowie są zbyt dystyngowani xd Muszę ograniczyć huor absurdalny w mojej twórczości, hahah :D
      Nie chcę odpowiadać na twoje teorie zbyt szczegółowo, bo jak zaczne potwierdzać/zaprzeczać za dużo to mi sie jezyk rozwiąże i wypaplam całą fabułę. Zatem powiem tylko, że jak czytam te rozważania to gęba mi się cieszy, tak trzymaj. Moze wymyślisz lepsze zakończenie niż ja xdd
      Co do opieki nad magicznymi stworzeniami - wydaje mi sie, że obowiązkowe w tych latach były tylko te przedmioty, które wcześniej mieli w latach 1-2, a z tych nowych to mogli wybierać. Hermiona na przykład wybrała wszystko, ale potem zrezygnowała z wróżbiarstwa i mugoloznawstwa, ale miała jeszcze chyba numerologię i starożytne runy no i opiekę. A Harry i Ron mieli opiekę i wróżbiarstwo. Także sądzę, ze tej opieki wcale nie trzeba było wybierać, tak to prynajmniej rozumiem, ale mogę się mylić :D
      Nie pomyślałam, że wzmianka Alice może wydawać się dziwna. CHyba nie zaznaczyłam dość wyraźnie tego, że ona dopiero podeszła do stołu i podsłyszala końcówkę rozmowy. A ten specyficzny wyraz twarzy wynikał bardziej z zachowania Rose - Alice nadal była na nią zła, ale postanowiła znów z nią rozmawiać :D Moze przepiszę ten fragment, bo rzeczywiście trochę kuleje xd
      Ach no i imię Alice owszem, po babci :D
      To ja jak zwyklę powiem, żebyć nie przepraszała za chaos, bo bardzo lubię twoje komentarze xd
      Wygląd Alice opisywałam pobieżnie w dwójce, ale rzeczywiście nie wspomniałam jeszcze o włosach (wolę wrzucać te opisy wylądu stopniowo, nie wszystko na raz, wiec pewnie wspomnę o tym w niedalekiej przyszłości :D). Ja je widzę jako długie, falowane i w takim miodowym-blond kolorze. Neville też byl blondynem w ksiażce, wiec czemu nie :D
      Dziekuję ślicznie za komentarz i pozdrawiam! ;*

      Usuń
  8. Ech, kocham te twoje rozdziały. :D
    Nie mam niestety, dużo czasu na napisanie czegoś konkretnego, ale ogólnie podoba mi się łączenie tych wątków kryminalnych i tej lekkości. :D Czytanie twojej istorii w wolnej hwili jest o tyle fajne, że zawszejest jakiś fragment, który sprawi, że się uśmiechnę. :D
    Scena w lesie genialna. Czułam to napięcie, kiedy Malfoy z Rose chowali się za drzewem. :D
    Czekam cierpliwie na nowy rozdział. Idę też w końcu pisać nowy u siebie, bo nim się obejrzę, to marzec minie, a ja dopiero jedno zdanie mam napisane. xD
    Pozdawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy! :D
      Właśnie mam wątpliwości czy to pasuje - kryminał i śmieszkowanie, zwłaszcza później, ale jeśli póki co działa, to nie będę narzekać! xd
      To w takim razie do roboty i życzę ci, żeby marzec ci przez palce nie przeleciał :D
      Dziekuję bardzo za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  9. A tak czułam, że Malfoy będzie jej towarzyszył w tej wycieczce po Zakazanym Lesie :) Scorpius raczej by nie odpuścił, skoro miał przeczucie, że ktoś go podsłuchuje w bibliotece... Te ich potyczka była dobra :) I aż dziwi mnie fakt, że nikt nie usłyszał ani nie zobaczył rzucających się zaklęć jakie szalały przed szkołą. Nawet Filch i pani Norris je przespali? Trochę dziwne :)
    Ciekawe, co ta buteleczka z Wywarem żywej śmierci może oznaczać. Czy ich spekulacja może okazać się prawdziwa i coś może być nie tak... że może to być podstęp. Ale! Nikt nie jest doskonały i każdy może popełnić błąd - Voldemort też je popełniał - więc wszystko może stać się prawdziwe... No cóż, robi się naprawdę ciekawie :)

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodziłam z założenia ze wszyscy spali, a mury zamku sa grube, wiec czemu ktos miałby ich usłyszeć? Nie darli sie nke wiadomo jak :D
      Dokładnie, takze na razie mozna jedynie snuć teorie :)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam; *

      Usuń
  10. Hm... ten Conrad jest podejrzany, ale z drugiej strony jakoś dziwnie jest mi uwierzyć, że do tego wszystkiego dopuścił się uczeń. Chociaż jak sobie pomyślę o Tomie Riddle'u to... Kurczę już sama nie wiem, co mam o tym myśleć.
    A Rose nie powinna się bawić w detektywa przecież mogło jej się coś stać! Czy ona nie ma instynktu samozachowawczego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedź brzmi: nie, Ro nie ma ani grama instynktu samozachowawczego :D

      Usuń
  11. Uwielbiam ich rozmowy/przekomarzanki/kłótnie :D Hm... to dziwne, że Condrad akurat pojawił się w miejscu w którym byli. Czyżby śledził Rose? Ej! Przecież James nie chciał zostać Aurorem i tak nagle zmienia zdanie? Coś mi tu śmierdzi...

    OdpowiedzUsuń