środa, 11 kwietnia 2018

[6]"Czy pan reżyser ma jakieś uwagi?"

Okej, wiem, że niedawno dodawałam info, ale jak mówiłam, nie określałam się, kiedy dokładnie będzie rozdział.
Słówko wyjaśnienia: Ten rozdział miał być ze dwa razy dłuższy, ponieważ zawsze źle mi się publikuje, jeśli rozdział właściwie nie posuwa fabuły naprzód. Ale muszę się chyba pogodzić z tym, że takie „przejściówki” również są potrzebne i nieuniknione. Także zdecydowałam, że dodam go w takiej formie, szybciej, zamiast czekać cholera wie ile, aż będę w stanie dopisać resztę.
Jestem z niego bardzo niezadowolona ale nie bijcie. Mam nadzieje, że jednak znajdziecie w nim coś, co się wam spodoba :)

*
Bardzo przydatna odpowiedź – warknęłam z niezadowoleniem, ponownie przebiegając wzrokiem po nabazgranych linijkach. – Wielkie dzięki, tato.
Co napisał? – zainteresował się Albus. – Aurorzy coś wiedzą?
Zaczyna list, upominając mnie wielkimi literami, żebym nie mówiła matce, że cokolwiek mi zdradził – powiedziałam. – Ale nie wiem, po co to robi, bo jedyne co pisze to to, że nie mają informacji.
Żadnych? – Conrad uniósł brwi. – To kto się tym zajmuje, jeśli nie aurorzy?
Wygląda na to, że nikt – mruknęłam. – Tata pisze, że w ogóle nie ma żadnego śledztwa, a oni nie mają prawa żądać od ofiar informacji czy oświadczenia w tej sprawie.
Chyba żartujesz. – Nawet Alice uniosła z zainteresowaniem głowę, najwyraźniej zapominając, że sprawa powinna nas wszystkich w ogóle nie obchodzić. – Ludzie znikają, a my mamy udawać, że nic się nie dzieje?
Zniknął tylko Nott i jego córka – uściśliłam. – Wrócili cali i zdrowi. Nie mają obowiązku wnosić oskarżenia ani zlecać aurorom śledztwa. Fakt, że są spokrewnieni, nie pomaga.
W sumie jest w tym trochę racji. Nic nie wskazuje na to, żeby ktokolwiek inny był w niebezpieczeństwie.
Oprócz tego, że przypadkiem wiemy parę rzeczy od Scorpiusa – wtrącił Albus. – Nottowie zdają sobie sprawę, że zostali porwani.
Ale nic nie wskazuje na to, żeby miał zniknąć ktoś jeszcze – westchnęłam rozczarowana. – Jeśli mają taką ochotę, mogę zapierać się, że wyjeżdżali na kilkudniowe wakacje.
A jak tłumaczą to, że Ellie nadal nie wróciła do szkoły? – zapytała Roxanne, głaszcząc palcem Świstoświnkę, która wcześniej wrzuciła list w moją owsiankę. Od lat powtarzałam rodzicom, że jest za stara na latanie z pocztą, ale wydawali się do niej dziwnie przywiązani, a ona wciąż była chętna do pełnienia dawnych funkcji. – Przecież McGonagall nie mogła się zgodzić na jej nieobecność bez powodu.
O tym też tata pisze – zauważyłam, jeszcze raz zerkając do listu. – McGonagall prawdopodobnie o wszystkim wie. Kiedy znaleziono Ellie, poprosiła, żeby od razu zabrać ją do dyrektorki, pamiętacie? Ponoć o wszystkim jej opowiedziała, a rodzina Nottów prosiła o dyskrecję. A przynajmniej tak podejrzewają. Tak czy siak, McGonagall milczy jak zaklęta.
Chyba łatwo wyciągnąć z tego właściwe wnioski, prawda Rosie? – zapytała Alice, spoglądając na mnie surowo. – Jak myślisz, co należy zrobić, w związku z tym, że nikt nie bada sprawy, a ofiary najwyraźniej sobie tego nie życzą?
Odpuścić – przyznałam z westchnieniem.
Nawet ja musiałam przyznać, że dalsze rozgrzebywanie tej sprawy na siłę balansowałoby na granicy wścibstwa i głupoty. Choć oczywiście nie będę bronić się przed informacjami, jeśli same do mnie przyjdą, prawda? Ale uznałam, że tego lepiej nie mówić na głos. W każdym razie nie zamierzałam już robić niczego, co byłoby równie lekkomyślne, jak nocna wyprawa do Zakazanego Lasu i to na razie musiało Alice wystarczyć.
No dobrze – westchnęła, z trudem ukrywając zadowolenie. Zawsze miała ten specyficzny uśmieszek na twarzy, kiedy udało jej się dopiąć swego. Jej podobieństwo do mojej matki było w tych chwilach nieco przytłaczające. – Idę do pokoju wspólnego, może nadgonię z pracą domową. Życzę wam udanej próby.
Nie chcesz iść z nami? – spytał Timothy z nadzieją. – Może obecność naszego dawnego reżysera sprawiłaby, że Malfoy by się za bardzo nie… panoszył.
Powtarzałem wam setki razy – wtrącił Albus, wznosząc oczy do nieba. – Obiecał, że będzie się zachowywał.
A wszyscy wiemy, jak ważne jest dla Ślizgonów dane słowo – zakpiła Roxanne. – Poważnie się zastanawiam czy nie zrezygnować.
Nie, proszę – jęknęłam. – Będziesz tam dla mnie jedynym przyzwoitym damskim towarzystwem. Prawie wszystkie role są okupowane przez Ślizgonki.
Większość prób odbywała się zawsze w nieużywanej klasie. Zazwyczaj profesor Sinistra powiększała ją dla nas zaklęciem, żeby było nieco bardziej przestronnie.
Dotarliśmy na miejsce jako jedni z ostatnich. Pozostali uczniowie siedzieli na porozstawianych w sali krzesłach, niektórzy spacerowali, mamrocząc coś pod nosem – prawdopodobnie swoje kwestie. Zakładałam, że to musiały być osoby, które wcześniej nie wykazywały zainteresowania teatrem i nie wiedziały, że na pierwszej próbie nikt nie będzie wymagał od nich znajomości ról.
Potem przypomniałam sobie, kto jest reżyserem i natychmiast pożałowałam, że postanowiłam zaufać starym nawykom.
Rose, jak mniemam? – powiedziała z entuzjazmem jakaś dziewczyna, która właśnie pojawiła się obok mnie.
Ymm, tak? – Przyjrzałam jej się pytająco. Czarne, perfekcyjnie powywijane na zewnątrz włosy sięgały jej do brody. Zielone oczy błyszczały zdecydowaniem i entuzjazmem. Odruchowo cofnęłam się o kroczek, choć miałam nadzieję, że nikt nie zwrócił na to uwagi.
A wy to Albus, Roxanne, Timothy i Conrad – oznajmiła. Albo zapytała. Ciężko było stwierdzić. Bawiła się końcówką taśmy krawieckiej, którą miała przewieszoną przez szyję, tuż obok krawatu Slytherinu.
Moi przyjaciele pokiwali głowami.
Świetnie. – Klasnęła w dłonie i podwinęła rękawy białej koszuli. – Pozwolicie, że najpierw załatwię Rose?
Żadne z nas nie wiedziało, co dokładnie miała na myśli, mówiąc, że mnie załatwi, ale jakoś nikt nie ośmielił się jej sprzeciwić.
Chwyciła mnie za łokieć i zaprowadziła w kąt pokoju, gdzie stało jedyne biurko w całym pomieszczeniu. Machnęła zwinnie różdżką, a taśma ześlizgnęła się z jej szyi i zaczęła mierzyć mój wzrost.
Przepraszam, ale co my właściwie robimy? – zapytałam nieśmiało.
Spojrzała na mnie przenikliwie.
Zajmuję się kostiumami – wyjaśniła. – Nie wiedziałaś?
Och! – bąknęłam. – Musiałam nie doczytać… Nigdy wcześniej nie mieliśmy nikogo od kostiumów, zazwyczaj sami kombinowaliśmy sobie jakieś ciuchy, które będą pasować.
Brunetka wzruszyła ramionami. Czy istniał jakiś subtelny sposób, żebym spytała o jej imię?
Pomyślałam, że mogę się zaangażować, skoro wszyscy moi przyjaciele nagle zainteresowali się teatrem – powiedziała. Czyli musiała być jedną z członkiń bandy Malfoya. – Nie bardzo chciałam grać. Ale lubię projektować. I szyć. Spytałam Sinistrę, czy mogę się przydać, była bardzo podekscytowana.
Czy jest coś jeszcze, co powinnam wiedzieć o rozmachu tego przedsięwzięcia? – spytałam, podczas gdy taśma owinęła mi się wokół biustu. Po każdym pomiarze dziewczyna stukała różdżką w notatnik rozłożony na biurku, a na nim pojawiały się liczby.
Hmm. – Zmarszczyła brwi. – Scenografię też zawsze projektowaliście i konstruowaliście grupowo, prawda? – upewniła się, a ja skinęłam głową. Uniosła dłoń i wskazała dziewczynę po drugiej stronie sali. – W tym roku zajmuje się tym Gill. Hej, Gill! – krzyknęła tak nagle, że aż podskoczyłam. Magiczna taśma lekko pacnęła mnie po twarzy, najwyraźniej chcąc, żebym pozostała nieruchoma.
Gill odwróciła się w naszym kierunku i odrzuciła z twarzy ciemnoblond kosmyki. Jej lekko spłoszone, błękitne oczy przesunęły się po czarnowłosej koleżance i spoczęły na mnie.
Przywitaj się – zachęciła ją projektantka kostiumów. Och, będzie mi potrzebne to imię.
Cześć, Rose. Cześć Cady – mruknęła niemrawo Gill i ponownie się od nas odwróciła.
Cady! Ach, dzięki ci Merlinie, że czasem jednak mnie słuchasz.
Dziwiło mnie, że zwracają się do mnie po imieniu, skoro przyjaźniły się z Malfoyem. Kilku jego znajomych kojarzyłam nieco lepiej i żaden nie nazywał mnie inaczej niż Weasley. Oprócz tego jednego epizodu, kiedy jeden z nich użył Łasiczki, a Malfoy wyglądał, jakby dostał wylewu.
Najwyraźniej podkradanie przezwisk dla wrogów było wśród Ślizgonów nieakceptowalne.
Gill nie ma za wiele do powiedzenia – dodała Cady jakby usprawiedliwiająco.
To źle? – spytałam, obawiając się jednocześnie, że popełnię jakiś nietakt.
Na litość boską, to tylko Ślizgoni, a nie obcy gatunek! Z Malfoyem użeram się non stop, dam radę pogadać z tą jedną, swoją drogą sympatyczną dziewczyną.
Cady zamyśliła się, jakby szczerze zastanawiała się nad odpowiedzią. Taśma mierzyła właśnie długość mojego ramienia.
Nie – powiedziała w końcu dziewczyna. – Po prostu jest nieśmiała.
Nigdy nie poznałam nieśmiałej Ślizgonki.
Na biceps Godryka, Rose, przestań myśleć o ludziach jak o chodzących stereotypach.
Czemu właściwie przyszła na próbę? – spytałam, starając się nie zabrzmieć, jakby Gill nie była tu mile widziana. – To znaczy… chyba nie musi nas oglądać, żeby zaprojektować scenografię?
Ja ją zachęcałam, żeby przyszła, może tak łatwiej będzie jej poczuć inspirację. – Przygryzła wargę. – Gill powinna poczuć się częścią jakiejś wspólnoty. Dobrze jej to zrobi – zawyrokowała, choć nie wiedziałam, czy próbowała przekonać mnie, czy może samą siebie. – Ściągnij buta i unieś stopę.
Posłusznie i błyskawicznie zsunęłam prawego botka. Alice wiecznie mi wypominała, że nigdy nie sznuruję butów i straszyła, że kiedyś rozbije sobie przez to nos. Będę musiała jej przytoczyć tę sytuację, jako argument w kwestii Wolności Przeciwników Wiązania Sznurówek.
Taśma wpełzła pod moją stopę i zmierzyła jej długość.
Okej, to wszystko – oznajmiła Cady. – Zawołaj Roxanne.
Jakieś piętnaście minut później wszystkie pomiary zostały zebrane, a uczniowie wciąż kręcili się po sali, czekając na przybycie szanownego pana reżysera. W końcu drzwi się otworzyły.
Miał na sobie jasny, kaszmirowy sweter. Zdecydowanie za jasny dla jego karnacji.
Nie udawaj, że się na tym znasz, Rose.
Na szyi jak zwykle dyndał mu aparat fotograficzny.
Cześć wszystkim – powiedział Scorpius takim tonem, jakby już był wykończony. Pewnym krokiem przeszedł na przód klasy – Na początek zaplanowałem kilka ćwiczeń aktorskich na rozgrzewkę. Dobierzcie się w pary, zaczniemy od lustra.
Powstrzymałam się od uniesienia brwi. Kiedy Alice obejmowała funkcję reżysera, serwowała nam na początek jakąś miłą przemowę, o sobie, o projekcie, o tym, czym konkretnie będziemy się zajmować i jaki spektakl chcemy stworzyć. Najwyraźniej Malfoy uważał, że jest ponad to.
Zerknęłam na Lorcana, którego do tej pory bardzo starałam się ignorować. Już dobrał się w parę z Andreą Smith, która miała grać Lady Catherine.
Conrad ćwiczył z Ablusem, a Timothy z Roxanne. Lily Potter ustawiła się obok Ally Moore, jej koleżanki z roku i jedynej obecnej Gryfonki, poza moimi przyjaciółmi i członkami rodziny. Świetnie.
Malfoy chyba zauważył, że zostałam bez pary. Zerknął na Lisę Zabini, która stałą blisko niego i już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale ona natychmiast zrobiła krok w stronę Gregora, swojego starszego brata.
Barbara! – sapnął, jakby z ulgą, zwracając się do drobnej Ślizgonki, stojącej samotnie pod ścianą. – Weasley jest wolna, możesz ćwiczyć z nią.
Barbara Gloom podeszła do mnie niepewnie. Odgarnęła z twarzy grzywkę.
Cześć – powiedziała cichutko.
Była na czwartym roku, co czyniło ją najmłodszą osobą w obsadzie. Miała też grać jedna z młodszych postaci – Georgiane Darcy, siostrę pana Darcy’ego.
Hej – odparłam zachęcająco. Miałam trochę doświadczenia z płochliwymi uczniami niższych roczników, a to za sprawą Daisy. – Wiesz, na czym polega lustro? – spytałam, dla pewności.
Dziewczyna skinęła głową.
Nie sądzę, żeby ktoś rzeczywiście dobrze się bawił – lustro było najbardziej podstawowym i najnudniejszym ćwiczeniem, jakie wymyślono, ale rzeczywiście wydawało się potrzebne, abyśmy nabrali nieco swobody.
Malfoy spacerował pomiędzy naśladującymi się parami, co jakiś czas rzucając jakieś uwagi, ewentualnie po prostu się czepiając, jeśli akurat miał taką ochotę.
To twój pierwszy raz w teatrze, prawda? – zagadnęłam dziewczynę, naśladując ruchy jej dłoni.
Skinęła głową, nie patrząc mi w oczy.
Jesteś podekscytowana?
Kolejne skinienie.
Rzeczywiście, wyglądała, jakby tryskała entuzjazmem.
Nie musisz się mnie krępować – powiedziałam powoli.
Uniosła w końcu głowę, spoglądając na mnie niepewnie.
Przepraszam – powiedziała. – Scorpius powiedział mi, żebym się nie wychylała.
Nie musisz przep… zaraz, co? – zdziwiłam się. – Niby dlaczego masz się nie wychylać? I co to właściwie ma oznaczać?
Starsi uczniowie ze Slytherinu zazwyczaj nie są dla mnie… zbyt mili – wyznała. – Scorpius parę razy próbował na nich nakrzyczeć, ale nie zawsze go słuchają.
Nakrzyczeć.
Dlaczego są dla ciebie niemili?
Chyba myślą, że jestem dziecinna – przyznała. – Gregor Zabini zawsze mi przypomina, że mam już czternaście lat, a zachowuje się, jakbym miała siedem.
Uniosłam brwi. Dlaczego dziecinne zachowanie miałoby komukolwiek przeszkadzać?
Ale Gregor Zabini ma ten sam iloraz inteligencji co pchła – przypomniałam jej rzeczowo. – A to oznacza, że intelektualnie bardzo go wyprzedzasz. A poza tym, miałaś się nie wychylać przy Ślizgonach, tak? Ja nie jestem Ślizgonką.
Barbara potrząsnęła głową, a jaśniutkie loki zawirowały wokół niej.
Scorpius powiedział, że na tych próbach w ogóle nie powinnam zwracać na siebie niczyjej uwagi, żeby nie prowokować zaczepek.
Zmarszczyłam brwi. Co za kretyn.
To chyba nie jest rozwiązanie problemu. Trzymanie głowy w piasku i nieodzywanie się, żeby szanowni Ślizgoni nie mogli…
Powiedział tylko, że na próbach może być zajęty i nie zdąży w porę zainterweniować – przerwała mi dziewczyna, wytrzeszczając na mnie oczy, jakby sugerowanie, że Scorpius Malfoy mógł postąpić nierozważnie, było szczytem szaleństwa. – Po prostu nie chciał, żeby mi było przykro.
Nie miałam na to odpowiedzi. Barbara wydawała się przejawiać dziwne przywiązanie do Malfoya, więc uznałam, że lepiej będzie nie poruszać jego tematu, żeby nie czuła się nieswojo.
Znalazł się, obrońca uciśnionych.
A możesz mi powiedzieć, którzy są dla ciebie niemili? – zapytałam łagodnie, już zastanawiając się, które zaklęcia najlepiej nadadzą się do nauki manier. – Mogłabym pomóc.
Przygryzła lekko wargę i pokręciła głową.
Nie powinnam ci mówić.
Dlaczego?
Nie chciałabym prowokować konfliktów. Scorpius zawsze mówi, że jesteś trochę… – Zmarszczyła czoło, usiłując przypomnieć sobie słowo. – Niezrównoważona.
Zacisnęłam pięści, usiłując się uspokoić. Zorientowałam się, że już od kilku minut nie wykonujemy naszego ćwiczenia.
Ach tak? – pisnęłam. – I co jeszcze o mnie mówi?
Barbara zamyśliła się na chwilę, nie zauważając grymasu wściekłości, który wykrzywiał moją twarz.
Że jesteś impulsywna. I że najpierw robisz, a potem myślisz, ale to mówi się o wszystkich Gryfonach, więc… – W końcu na mnie spojrzała i lekko zbladła. – Ojej, nie przejmuj się tym! Jestem pewna, że on też czasem się myli, wydajesz się bardzo miła... Chyba nie powinnam ci tego wszystkiego powtarzać, mówił też, że jesteś gwałtowna i porywcza…
Gwałtowna i porywcza? – warknęłam. – Och, ja mu zaraz pokażę porywczość…
Błysk flesza mnie oślepił.
Scorpius! – pisnęła wesoło Barbara, wpatrując się z uwielbieniem w Malfoya, który właśnie pojawił się przy nas. – To do gazetki szkolnej?
Mamy gazetkę szkolną? – zapytałam, na tyle zdziwiona, że zapomniałam o gniewie.
Może rzeczywiście byłam niezrównoważona.
Oczywiście, że mamy – odparł Malfoy, jakby urażony. – Co prawda jest beznadziejna… ale zdjęcia zawsze są świetne.
Oczywiście. – Przewróciłam oczami. – Będziesz to robił na każdej próbie? – spytałam z niesmakiem, kiedy ponownie błysnął mi po oczach.
Tak. Prosili mnie o dokumentację, a muszą mieć w czym wybierać. Ale będę starał się trzymać obiektyw z daleka od ciebie, Weasley – nikt nie powinien być zmuszony patrzeć na ciebie dłużej niż to konieczne.
Grrr…
Masz za wolne reakcje – dodał, odsuwając aparat od twarzy i przekręcając coś przy obiektywie.
Proszę?
Obserwowałem , jak ćwiczyłyście. Reagowałaś o dobrą sekundę za późno. Jeśli takim skupieniem będziesz się popisywać na scenie, to będę musiał jeszcze raz omówić z Sinistrą obsadzenie cię w głównej roli.
Poczułam, jakby coś zacisnęło mi się wokół gardła. Nawet nie próbowałam mu na to odpowiedzieć. Czy naprawdę byłby w stanie odebrać mi Lizzie? Sinistra chyba za mną nie przepadała. Co prawda to ja wystąpiłam z pomysłem założenia teatru i poprosiłam ją o opiekę nad zajęciami, ale to nie znaczyło jeszcze, że darzyła mnie sympatią. To i tak była pierwsza główna rola, którą otrzymałam. Zawsze były jakieś zastrzeżenia.
No dobrze, teraz zrobimy sobie kilka improwizacji, a na końcu przećwiczymy tylko jedną ze scen – ogłosił Scorpius, zwracając się do całej grupy. – Potraktujemy tę pierwszą próbę jako rozgrzewkę do tego, nad czym będziemy pracować cały rok. Chciałbym, żebyście poczuli się swobodnie i oswoili z graniem, bo niektórzy mieli od tego dwumiesięczną przerwę, a zdecydowana większość będzie robić to pierwszy raz – wyjaśnił, wodząc wzrokiem po wszystkich twarzach. Oprócz mojej. – Nasze następne spotkania będą już skupiać się niemal wyłącznie na właściwym scenariuszu, choć nie wykluczam, że niektóre rozpoczniemy jakąś krótką improwizacją, również na rozgrzewkę.
Przez ponad godzinę wykonaliśmy wszystkie podręcznikowe improwizacje, które znałam. Zrobiliśmy poczekalnie, pociąg, grupę wsparcia, kino, przesłuchanie, dosłownie wszystko. Większość musieliśmy powtórzyć, ponieważ miały ograniczoną liczbę uczestników, a każdy miał wziąć udział. Oprócz tego wykonaliśmy kilka improwizacji, które Malfoy albo znalazł w jakichś nieznanych mi źródłach, albo sam wymyślił. Były całkiem niezłe, więc stawiałam na to pierwsze.
Bez większego zaskoczenia stwierdziłam, że świetnie się bawię. Granie zawsze sprawiało mi dużo radości, nawet jeśli musiało być pod nadzorem Malfoya. A improwizacja była po prostu… rozrywką.
Tak, wiem, powinnam częściej wychodzić.
Właśnie kończyliśmy ostatnią, kiedy do sali zajrzała Sinistra.
Och, wybaczcie, nie chciałam przeszkodzić – powiedziała z uśmiechem. – Pomyślałam sobie, że zobaczę, jak wam idzie.
Powiodła zachwyconym wzrokiem po wszystkich zebranych twarzach. Zatrzymała się na mnie, a następnie spojrzała na moje nogi. Skrzywiła się z niesmakiem.
Rosie, skarbie, chyba powinnaś z nich zrezygnować na próby.
Och. – Zerknęłam na moje rajstopy. Dziś wybrałam takie w kolorze dojrzałej śliwki, poprzetykane szeroką, musztardowo-żółtą nicią. Fantazyjne. Wystrzałowe. Piękne. – Dlaczego?
Nauczycielka uśmiechnęła się do mnie z politowaniem.
Jak masz się wczuć w postać Lizzie, nosząc coś tak ostentacyjnego, Rosie? Wiem, że to jeszcze nie pora na kostiumy, ale wiem też, jak łatwo się rozpraszasz.
Spłoniłam się z zażenowania aż po cebulki włosów. Fakt, że słuchało nas ponad dwadzieścia osób, wcale nie pomagał. Nie miałam siły ani ochoty się wykłócać. Skinęłam posępnie głową.
Pani profesor, nie wydaje mi się, żeby rajstopy były problemem – wtrącił niespodziewanie Malfoy. – Wątpię, żeby część garderoby zakłócała… wibracje postaci – dodał z uśmieszkiem, w którym kpina była tak delikatna, że zauważyłby ją tylko ktoś, kto dobrze znał Scorpiusa.
Cóż, panie Malfoy, to była tylko sugestia…
Wybrała mnie pani na reżysera spektaklu. Chyba pozwoli mi pani zrobić to po swojemu?
Mogłoby to zabrzmieć bezczelnie. Ale Malfoy okrasił wypowiedź tak czarującym uśmiechem, że Sinistra nie poczuła się w żadnym stopniu urażona. Uśmiechnęła się do niego jeszcze szerzej i mogłabym przysiąc, że się zarumieniła.
Cholerny Malfoy, że swoją twarzą, która może mu wszystko załatwić.
No dobrze – zaczął, kiedy Sinistra sobie poszła. – Weasley, Scamander, Gregor, Meredith i Ally – zapraszam na środek, przećwiczymy scenę w salonie Netherfield, kiedy to Jane przechodzi chorobę, a Lizzie, która chciała jej towarzyszyć, musi znosić towarzystwo Darcy’ego i towarzystwa. – Westchnął i przeczesał dłonie palcami. – Na razie zobaczymy, jak to wszystko wygląda. Reszta może iść, choć zachęcam, żebyście zostali.
Nikt nie wyszedł.
Scorpius naprawdę wyglądał na zmęczonego. I trochę zrezygnowanego. Spektakl był… spory. Pewnie ciężko mu było to wszystko ogarnąć, zwłaszcza z tak liczną obsadą.
Czy istniała jakakolwiek szansa, że zrobimy to dobrze?
Scena nie poszła najlepiej. Właściwie po prostu przeczytaliśmy swoje dialogi i nikt się za bardzo nie starał, więc nie chciałam się wyróżnić jakimiś pretensjonalnymi próbami wykrzesania z siebie odrobiny wiarygodności.
Byłam rozkojarzona uwagą Sinistry, tym, jak Scorpius niespodziewanie prawie stanął w mojej obronie – choć nie wykluczałam, że po prostu nie lubił nauczycielki jeszcze bardziej niż mnie – oraz oczywiście faktem, że Lorcan siedział tak blisko mnie. Nie wspominając już o tym, że zwracałam się bezpośrednio do niego.
Jego błękitne oczy sprawiały wrażenie, jakby próbowały się do mnie uśmiechnąć. Migotały zaczepnie, kiedy stał zwrócony przodem do okna i rozpraszały mnie bardziej niż cokolwiek na świecie. Nie chcąc po raz kolejny zrobić z siebie kretynki, wsadziłam nos w scenariusz i próbowałam zasłonić rumieńce.
Okej, wystarczy – powiedział Malfoy, a wszyscy wyraźnie odetchnęli z ulgą.
Czy pan reżyser ma jakieś uwagi? – wycedziłam przez zęby.
Tak. Przestań czerwienić się jak pensjonarka – odparował. – Z tego co wiem, w tej scenie Lizzie jeszcze nie jest zauroczona Darcym.
Odebrało mi mowę z oburzenia.
Do moich uwag przejdziemy, jak już zaczniecie cokolwiek z tymi postaciami robić, oprócz odczytywania ich słów – dodał, przeczesując włosy palcami. Zerknął na zegarek. – Nie mamy dziś czasu na więcej. Do zobaczenia za tydzień.

*

Nienawidzę go – warknęłam, tak do nikogo konkretnie.
Szliśmy korytarzem w stronę Wielkiej Sali.
Według mnie to była całkiem niezła próba – wtrącił delikatnie Albus.
Niezła? Nic nie zrobiliśmy, a większość osób nie miała szansy czegokolwiek zagrać. – Roxanne najwyraźniej była po mojej stronie.
Nie mam pojęcia, w czym miały nam pomóc te wszystkie improwizacje i ćwiczenia – dodał Timothy. – I ten pajac chce, żebyśmy to powtarzali na każdej próbie! Cały spektakl będzie jedną, wielką stratą czasu.
Dobrze było mieć odpowiednich ludzi podzielających twoje zdanie. Że też Albus musiał tak kiepsko dobierać sobie przyjaciół. Jakby najfajniejsze kuzynki na świecie mu nie wystarczały.
Nadal skręcało mnie w żołądku, na samo wspomnienie zachowania Malfoya na próbie. Nie było tak źle, dopóki nie wspomniał o moich rumieńcach. Przy Lorcanie.
Musiał mnie nienawidzić nawet bardziej niż ja jego.
Przecież wyjaśnił dokładnie, po co robimy te ćwiczenia – zdenerwował się Potter. – Nie moglibyście obdarzyć go minimalnym kredytem zaufania? Skoro i tak niczego nie zmienicie, to dla własnego komfortu psychicznego spróbujcie dopuścić możliwość, że może Scorpius się na tym zna.
Jedyne, na czym zna się Malfoy, to noszenie szalików w środku lata – oznajmiłam spokojnie. – Al, nie namówisz nas nagle, żebyśmy polubili kogoś, z kim żarliśmy się przez ostatnie siedem lat.
Nikt oprócz ciebie się z nim nie żre – zauważył Albus, wciąż naburmuszony.
Ale nie możesz powiedzieć, żebyśmy pałali do niego sympatią – powiedział Tim. – Conrad, nic nie mówisz. Jak ci się podobało?
Conrad wzruszył ramionami, wpychając ręce do kieszeni. Szkoda, że on nie zgłosił się na reżysera.
Nie było najgorzej. Poważnie, Rosie – dodał szybko i łagodnie, bo zobaczył, że już otwieram usta, by odpowiedzieć. – Wiem, że bardzo go nie lubisz, ale w tym wypadku muszę poprzeć Albusa. Nigdy właściwie nie próbowaliśmy przeprowadzić z Malfoyem normalnej rozmowy. Myślę, że mógł się sporo zmienić od czasu, gdy miał jedenaście lat i rzucił w ciebie miską tłuczonych ziemniaków.
Jakby to była najgorsza rzecz, jaką zrobił! Bo tak wygodnie jest zapomnieć o masie innych okropieństw. Na przykład o tej okropnej lekcji eliksirów, kiedy musiałam pracować z nim w parze, a następnie wypić eliksir, który razem uwarzyliśmy. Zamiast tego zaserwował mi Veritaserum (nadal nie wiem, skąd je wziął) i zadał mi serię krępujących pytań, z których ostatnim było „Kto jest najprzystojniejszym chłopakiem w szkole?”. Nigdy nie zapomnę tego paskudnego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy, kiedy wymieniłam jego nazwisko.
Wiem, że to może wydawać się błahostką, ale kiedy człowiek ma czternaście lat, każda wpadka wydaje się upokorzeniem stulecia.
Jak próba? – zapytała Alice. Czkała na nas przy wejściu do Wielkiej Sali w towarzystwie Daisy.
Nie mówmy o tym, proszę – jęknęłam. Zapach kurczaka, który już wkradał się do mojego nosa, wydawał się obiecującą perspektywą poprawienia humoru.
Kiedy byliśmy w połowie drogi do naszego stołu, Albus został zaczepiony przez Amandę, Puchonkę z naszego roku, która miała grać Mary Bennet w przedstawieniu. Stanęła obok niego, wspięła się na palce i wyszeptała mu coś do ucha.
Och, super – ucieszył się Al. – Dzięki, Amando, przekażemy reszcie.
Co się dzieje? – zagadnął Conrad, kiedy dziewczyna się oddaliła, a my zajęliśmy miejsca przy stole Krukonów. Co prawda ja, Alice, Roxanne i Albus byliśmy w Gryffindorze, ale Tim Należał do Hufflepuffu, a Conrad do Ravenclaw’u, co chyba czyniło nas zbieraniną ludzi ze wszystkich trzech domów. W każdym razie, siadywaliśmy również przy wszystkich trzech stołach. Poza oficjalnymi ucztami nikt tego nie pilnował, więc uczniowie już dawno uznali, że jest to dozwolone.
Noc Quidditcha, dzisiaj – wyjaśnił Albus, ochoczo podsuwając sobie pod nos sałatkę.
Ekstra. Wszyscy idziemy? – spytał Timothy, a wszyscy spojrzeli wyczekująco na Alice.
Chętnie pójdę. – Wzruszyła ramionami. – Mogę sędziować.
Co to jest Noc Quidditcha? – zapytała Daisy, która usytuowała się przy stole obok mnie.
Wszyscy jakoś zapomnieli o tym, że nam towarzyszyła. Wymieniliśmy spanikowane spojrzenia.
Na Merlina, Albus, na przyszłość rozejrzyj się, zanim zaczniesz gadać – westchnęła Alice.
Ale Daisy jest członkiem rodziny – zauważyła Roxanne, uśmiechając się do zdezorientowanej trzynastolatki. – My też wiedzieliśmy, zanim osiągnęliśmy wymagany wiek, prawda? Już Teddy nam opowiadał, a James tym bardziej nie opanował umiejętności trzymania gęby na kłódkę.
O co chodzi? – zniecierpliwiła się Dursley. – Czy to coś, o czym nie mogę wiedzieć?
Nie z punktu widzenia prawa – powiedziałam szybko, wiedząc, jakimi ścieżkami zazwyczaj błądzą myśli dziewczyny. – Bardziej ze względu na tradycję. Uczniowie zostają wtajemniczeni na szóstym roku.
Powiedzmy jej – westchnął Timothy. – To i tak cud, że zawsze jesteście przy niej tacy ostrożni. Młodziki ze wszystkich innych domów o wszystkim wiedzą, tylko Gryfoni tak pilnują tych bzdur.
W takim razie zaraz pójdę i zapytam jakiegoś Puchona, jeśli wy nadal macie zamiar mówić szyframi – mruknęła obrażona Daisy.
Albus obdarzył ją cierpliwym uśmiechem.
Noc Quidditcha to… no cóż, chyba wynika z nazwy prawda? Gramy w quidditcha. Wszyscy, bez wyjątku, niezależnie od tego, czy ktoś jest dobry, czy beznadziejny. Podczas Nocy Quidditcha jakoś nikt się nie krępuje. – Sięgnął przez stół po półmisek z gotowanymi brokułami. Czasem skrzaty domowe go zawodziły i musiał się wysilić, aby znaleźć dla siebie jakieś wegańskie danie. – Mieszamy drużyny, żeby to nie była rywalizacja między domowa.
Nie chodzi tylko o quidditcha – wtrąciłam. – W grze może uczestniczyć zaledwie czternaście osób, a na stadionie są dwa roczniki ze wszystkich domów. Reszta robi inne rzeczy.
Na przykład jakie? – Oczy Daisy się zaświeciły.
Timothy wzruszył ramionami.
Siedzimy na dole i gramy w karty, butelkę, czy inne głupie zabawy. Dziewczyny plotkują, a my… plujemy na odległość – dodał z wahaniem, na szybko usiłując wymyślić odpowiednio męskie zajęcie.
Roxanne pacnęła go lekko w tył głowy.
I naprawdę są tam uczniowie ze wszystkich domów? – Daisy wytrzeszczała oczy, a ja nie mogłam się jej dziwić. Zanim wzięłam udział w Nocy Quidditcha, również wydawało mi się to nierealne.
Dlatego to takie fajne wydarzenie – wyjaśniłam z wahaniem. – Znikają bariery.
Nie dało się tego inaczej opisać. Ciężko byłoby wymienić jakąkolwiek inną okazję, w której cztery domy Hogwartu jednoczyły się w takim stopniu, jak podczas Nocy Quidditcha.
Połowa ludzi pojawiała się w piżamach. Podstawowym żartem były piżamy Ślizgonów, a konkretnie tych urodzonych w arystokratycznych rodzinach. Nie zliczę, ile razy Timothy wytykał Gregorowi Zabiniemu, że w tych jedwabnych portkach ześlizgnie się z miotły. Ale wtedy jakoś nikt się o nic nie złościł. Cała banda Malfoya zawsze na wszystko narzekała, ale wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że świetnie się bawią.
Same mecze były jednymi z najbardziej chaotycznych rzeczy, jakie w życiu miałam okazje oglądać. Ślizgoni i Puchoni, przeciwko Gryfonom i Krukonom – to zawsze był początkowy zamysł i trwał jakieś pięć minut. Potem wszystkie drużyny się mieszały, nikt nie pilnował, ilu reprezentantów danego domu znajduje się na boisku.
Skrzaty domowe wiedziały i regularnie przygotowywały dla nas stosy śmieciowego żarcia.
I najlepsze – nocowania. Całę gromady Gryfonów i Krukonów, nocujących w dormitoriach Puchonów i Ślizgonów, bo wszyscy byli zbyt wykończeni, żeby wracać do siebie. Ponoć każdy mieszkaniec niskich pięter trzymał pod łóżkiem zapasowy materac, właśnie na te okazje.
Nie wierzę, że wszyscy tak po prostu się wymykają z dormitoriów i nikt na nikogo nie donosi – powiedziała Daisy, krzyżując ramiona na piersi i patrząc na nas z uporem. – Nawet nie chodzi mi o uczniów – cały ten zamek żyje!
Zgadza się. I cały nam pomaga – powiedział Conrad. – Portrety, duchy, nawet Irytek.
Irytek?!
Wszyscy podejrzewamy, że musi mieć w tym jakiś interes – przyznała Alice, wzruszając ramionami. – Ale to nie zmienia faktu, że pomaga.
Oczywiście odkąd w zamku pojawili się Potterowie, Gryfoni mają najłatwiej – wtrąciłam. – Wcześniej James, a teraz Albus przeprowadza nas wszystkich dzięki mapie. Zazwyczaj idziemy grupami.
Jak często odbywają się te Noce Quidditcha? – drążyła Dursley.
Alice zmarszczyła brwi.
Różnie wypada – powiedziała. – Zazwyczaj tylko raz na semestr, ale zdarzało się i raz na miesiąc. My tak mieliśmy na szóstym roku.
I naprawdę mówicie mi teraz, że nauczyciele nigdy się nie dowiedzieli? Mimo że ta tradycja trwa, odkąd Teddy chodził do szkoły? – Młoda nadal nie mogła uwierzyć.
Taka jest oficjalna wersja – odezwał się Timothy. – Ale Albus, specjalista od teorii spiskowych, uknuł na ten temat jedyną w swoim życiu, która może być prawdziwa.
Wielkie dzięki – mruknął Potter, poprawiając okulary. – To prawda, Daisy. Myślimy, że nauczyciele o wszystkim wiedzą, ale nic z tym nie robią.
Dlaczego?
Tylko pomyśl – odezwałam się. – Władze tej szkoły od wieków próbowały znaleźć sposób na integracje i usunięcie podziałów pomiędzy czterema domami, a tymczasem uczniowie sami to zrobili i to za wspaniałym rezultatem. Może nie chcą marnować takiej okazji, skoro wcześniej tylko wojna zjednoczyła uczniów bardziej.
Regulamin na bok, czemu mieliby mieć coś przeciwko? Nie grozi nam wtedy żadne niebezpieczeństwo, spora część uczestników zabawy jest pełnoletnia – dodał Conrad. – A niektórzy przysięgają, że parę razy widzieli spacerującego w pobliżu Hagrida. Może McGonagall zleciła mu nadzorowanie imprezy.
Twarzy Daisy wyglądała, jakby dziewczyna nie mogła się zdecydować czy powinna odczuwać szok, czy przerażenie. Timothy najwyraźniej uznał, że nie jest to właściwa reakcja.
Możesz iść dziś z nami, sama zobaczysz jakie to fajne – powiedział.
Absolutnie nie ma mowy! – zawołałam szybko.
Dlaczego? – jęknęła Daisy, która chyba zapomniała, że jeszcze przed chwilą cały pomysł napawał ją lękiem.
Niektórzy zawsze lubią przesadzić i przynoszą Ognistą Whisky – palnęłam. – Nie chcę cię w pobliżu takich substancji.
To nie będę się do nich zbliżać – marudziła. – Daj spokój Rosie, nie jestem dzieckiem.
Jesteś.
Mam trzynaście lat!
No właśnie.
Kiedy wujek Harry był w moim wieku, już miał za sobą dwa starcia z Sama Wiesz Kim i jedno z Bazyliszkiem – odparła.
To był chyba największy minus należenia do naszej rodziny. Kiedy próbowało się wytłumaczyć młodemu człowiekowi, dlaczego jest na coś za młody, zawsze istniał argument: Kiedy wujek Harry był w moim wieku…
Ja sama również go często używałam.
Bądź sprawiedliwa, Rosie – odezwała się Roxanne. – Kiedy my pierwszy raz poszliśmy pooglądać, też nie byliśmy na szóstym roku.
Ludzie czasem przyprowadzają młodsze rodzeństwo, nikt nawet jej nie zauważy – powiedziała Alice, która podobno powinna być tą odpowiedzialną.
Świetnie – warknęłam. – Daisy, możesz iść.
Nikt mnie nigdy nie słucha.

*

To tyle na dzisiaj. Postaram się pospieszyć z kolejnym, choć nadal poszukuję sensu życia xd Ale ostrzegam, ze Info wstydu jest nadal aktualne – nie wiem jak Wena będzie pracować, zobaczymy.
Chciałabym coś… zapowiedzieć, odnośnie przyszłych rozdziałów. Zdecydowana większość opowiadania, będzie pisana z punktu widzenia Rose, ale od czasu do czasu planuję wpleść jakiś rozdzialik oczami kogoś innego. Jednego z jej przyjaciół, a może nawet pewnego atrakcyjnego blondyna. Co myślicie o takim pomyśle? Pisząc książkę raczej nie mogłabym pozwolić sobie na takie fristajlowanie (szczególnie przy narracji pierwszoosobowej), ale jako że jest to tylko opowiadanie w internecie to what the hell.
A tak z kwestii technicznych:
Ostatnio wzięłam udział w #pogawędce na Księdze Baśni! Jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o mnie i mojej radosnej twórczości, to zapraszam TUTAJ.
Na Księdze Baśni odbywa się również głosowanie na Bloga Roku. Jeśli mielibyście ochotę oddać na mnie głos, zapraszam TUTAJ.
Czekam na wasze opinie <3 I dziękuję za wszystkie miłe słowa pod Infem Wstydu, naprawdę pomogły i „zawinąć” tę ostatnią scenę :)

Trzymajcie się!

15 komentarzy:

  1. Melduje sie!
    Cieszę sie bardzo, że przełamałaś swoją niemoc i wróciłaś, chociażby tylko na ten rozdział! Tęskniłam <3
    Napisze odrazu (poki pamietam) ze jestem bardzo za wplataniem punktu widzenia innych bohaterów. To zawsze jakieś ciekawe urozmaicenie :D
    Bardzo podoba mi sie atmosfera jaka wprowadziłas podczas próby, mam w głowie wizje takiego małego rozgardiaszu, tutaj jakieś mierzenie, tam ktoś od dekoracji... a potem wchodzi Scorpius, juz zmęczony tym, ze bedzie sie musiał użerać :D
    Fajna ta Barbara, chociaz zazwyczaj mam problem z takimi delikatnymi postaciami w ksiazkach i opowiadaniach. Scor mimo wszystko zrobił dosc mądrze, że kazał jej sie nie wychylać, skoro inni ją gnębią a on moze nie stanąć w jej obronie. Jak inaczej miałby nie narażać jej na przykrość, sprawiając jej jednocześnie przyjemność zagrania w tej sztuce?
    I chociaz malfoy stanął w obronie Rose przed nauczycielka, to i tak musiał wbić jej szpilę :D Biedna Rose, ja sobie kompletnie nie radzę w takich sytuacjach xd
    Noc Quidditcha to świetny pomysł! A ile możliwości fabularnych stwarza!
    Ale cos czuje, ze to nie bedzie dobre przeżycie dla Daisy, to dosc nieodpowiedzialne zabierać ją w takie miejsce. Szczególnie, że bedą tam sami starsi i alkohol, to nie moze sie dobrze skończyć. Ja na ich miejscu chyba bym nie chciała brać na siebie odpowiedzialności za nią.
    No i koniec, troche mi jednak smutno, ze rozdział taki krotki, ale czekam niecierpliwie na kolejny, mam nadzieje, że dłuższy! :D
    Możesz tez triche potrzymać kciuki za mnie, bo mam nadal 500 slow od miesiąca i brak checi do życia xd
    Pozdrawiam i weny zycze, Mary :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również! <3
      To super, że pomysł się podoba, bo już się na niego nakręciłam :D
      O taka właśnie atmosferę mi chodziło ;p Grałam kiedyś w teatrze amatorskim i rozgardiasz panował caly czas, a na pierwszych próbach to już w ogóle xd
      Ja zazwyczaj też za takimi postaciami nie przepadam, no ale nie mogę tworzyć sobie samych ulubieńców :D Też się skłaniam ku pochwaleniu Scora za właściwą postawę, ale trzeba też się pogodzic z tym, ze na chwilę obecną Rose nie przyzna nawet w swojej głowe, że Malfoy zrobił coś mądrego xd
      Moze Scor uważa, że tylko on może jej wbijać szpile :D
      Noc Quidditcha to chyba jedyna rzecz z której jestem zadowolona w tym rozdziale xd Daisy oczywiście powinna spędzić tę noc we własnym łóżku, ale czy po potomkach Harry'ego i Weasleyów można oczekiwać aż takich pokładów odpowiedzialności? :P
      Trzymam kciukii za ciebie bardzo mocno, bo już mnie aż mózg swędzi, na myśl o tym, że high hopes tyle czasu wisi bez rozdziału :D Ale rozumiem cię swietnie, ostatnio same kryzysy twórcze wokół xd
      Dziękuję pięknie za komentarz i pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Bardzo cieszę się, że udało ci się dodać rozdział *-* Najbardziej zaciekawiła mnie ta Noc Quidditcha, chyba nawet bardziej niż wszystkie konfrontacje RosexScorpius xDD Próba też wyszła ci bardzo fajnie i czuję, że będzie się na nich dużo działo :) Czytając to opowiadanie wydaje mi się, że Malfoy jest taki inny od Malfoya którego wszyscy kreują, nie wiem czy tak jest, czy tylko ja tak to odbieram, ale podoba mi się to :)) Co do wprowadzenia perspektyw innych bohaterów to moze być ciekawe więc jak tylko masz taki pomysł to śmiało tak pisz!
    Mam nadzieję, że kiedyś może wcześniej czy później WENA WRÓCI. Póki co nie śpiesz się, chociaż wszyscy chcemy przeczytać kolejny rozdział, poczekamy xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie również całkiem się spodobała Noc Quidditcha i mam nadzieję, że sie przyjmie, nie chciałabym przesadzić :D Próby, tak sądzę, będą opływać w wydarzenia, ale to jeszcze przed nami. Bardzo mnie cieszy, ze Malfoy wydaje sie inny niż pozostali! O to chodzi, żeby stworzyć postać choć trochę wyróżniającą się od reszty :D
      Z weną aktualnie nie jest najgorzej, powoli nawet dziergam już następny rozdział :)
      Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  3. Bardzo podoba mi się pomysł z Nocą Quidditcha. Uważam tylko, że to trochę nieodpowiednie spotkanie dla małej Daisy, w końcu uczniom przychodzą różne rzeczy do głowy, najczęściej w trakcie gry w butelkę i picia alkoholu.;)) No i pewnie Alice zaszła na takiej nocy w ciążę, bardzo możliwe. Jeśli Dejzi na nią pójdzie to stanie się patologią do kwadratu i zginie na wieki wieków amen, żart, pewnie po prostu coś się skomplikuje. Ale pomysł świetny, naprawdę trafiony i ciekawy. <3
    Co do tego spektaklu, cóż, nienawidzę Sinistry za to, że jest głupią zdzirą i nienawidzi Rose; takie niesprawiedliwe nauczycielki są najbardziej wkurzające... ona chyba jest niesprawiedliwa, no nie? Hm, lubię Cadie, wydaje się ciekawa, mam nadzieję, że będzie jej odrobinę więcej. A ta welbicielka Malfojka to jakaś idiotka, na pewno coś ukrywa, bo jest taka dziwna.
    No nieważne, wybacz, że taki króciutki komentarz, ale padam na twarz! Świetny rozdział, czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że nieodpowiednie, ale jak ktoś ma trzynaście lat to wszędzie by sie pchał ;) Co do Alice, to ciekawa teoia, choć nie jest ona raczej typem dziewczyny co sie da ponieść imprezie aż tak :D Oj, straszne scenariusze piszesz dla Dejzi! xd
      Tak bym też powiedziała, że Sinistra jest niesprawiedliwa, no bo wielu rzeczy można się czepiać, ale zey rajstop na pierwszej próbie? :P Cadie pojawila sie nie bez powodu, więc myślę, że będzie jej sporo.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! ;*

      Usuń
  4. Rozdział przeczytałam dawno, ale nie miałam czasu skomentować, więc wybacz jeśli opinia będzie krótka i nieskładna.
    Trochę się działo w tym rozdziale, ale myślę, że nie zaskoczę Cię, jak powiem, że Noc Quidditcha mnie bardzo zaciekawiła :D Fajny pomysł, że wielu spotyka się razem, aby poświęcić czas na powietrzu przy grze, bez żadnych granic domowych i wszyscy są razem. No i że można też się napić, a jak wiadomo alkohol zbliża ludzi :D I jestem zdania, aby jednak Daisy jednak trzymała się z dala od tych ekscesów. Mam nadzieję, że ją dobrze przypilnują.
    A próba okazała się dość ciekawa. Widać, że Scorpius się stara, ale i także chce też pokazać Rose, kto tu rządzi :D Fajne są te ich przekomarzania... Chcę ich więcej :p

    Życzę weny i pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, ze tak późno odpowiadam, ale obiecałam sobie, że najpierw dokończę siódemkę, a potem będę komentować i odpowiadać xd
      Cieszę się, że cię zaciekawiła, mam w takim razie nadzieję, ze jej realizacja cię nie rozczaruje :D Daisy to w ogóle nie powinna się tam znaleźć, no ale jakoś nie umiem pisać odpowiedzialnej młodzieży :D
      Będzie więcej! Dziękuję za opinię i pozdrawiam ;*

      Usuń
  5. Jestem i ja!
    Dłuższą przerwę iałam, ale powoli wracam. :)
    Kurdę, trochę mi się zalegości u ciebie porobiło. :c
    Ale, mniejsza, pomówmy o rozdziale. :D
    Noc Quidditcha to bardzo fajny pomysł. Ogólnie, ja uwielbiam twoje pomysły, bo u cibie w opowiadaniach nie wieje nudą i sztampowością. Nie powielasz schematów, co mnie tak bardzo cieszy. ^^
    A ten pomysł z meczem, nie wiem czem skojarzył mi się z nocą Kupały. Oczywiście wiem, w noc Kupały inne rzeczy ię robi, ale tak jakoś przyszło mi przez myśl. xD
    A Sinistra... hm, nie polbiłam jej. :/
    Score jak zwykle próbuje dogryźć Ros, co za człowie, ale ja kocham ich przekomarzanki, więc... WIĘCEJ! :D
    Buźka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorki za błędy, piszę na szybko, bo ostatne dwa dni urlopu i takie piękne słońce! Co ja w domu siedzieć będę. ;D

      Usuń
    2. Miło widzieć cię z powrotem :D
      Cieszę się bardzo, ze tak mówisz, zawsze próbuję omijać szerokim łukiem te wszystkie schematy. Chociaż jest ich tak wiele, że czasem się niestety o jakiś zahaczy, kiedy jestem zajęta wymijaniem innego :D
      Mam nadzieje, że końcóweczka urlopu się udała! ;*

      Usuń
  6. A mnie się bardzo podobał ten rozdział :)
    Rose na pewno nie zrezygnuje z prywatnego śledztwa. Noc Qudditcha? Ciekawe, bardzo ciekawe. Może coś się tam wydarzy?

    OdpowiedzUsuń
  7. Podoba mi się pomysł z Nocą Quidditcha! Bardzo mi się podoba :D W ogóle zauważyłam, że w twoim opowiadaniu zniknęła ta wieczna nienawiść między Gryfonami i Ślizgonami z czego jestem niezmiernie zadowolona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy <3
      Tak, lubię ich ze sobą łączyć i lubię przyjaźnie międzydomowe :)

      Usuń