wtorek, 10 marca 2020

[32]"Nie myśl za długo, to szkodzi zdrowiu."

Rose
– Jesteś pewna? – syknęłam, wysuwając głowę przez drzwi.
– Tak, Rosie, nie ma go – potwierdziła Roxanne.
– Sprawdź jeszcze raz.
– Rose, jego włosy przypominają światło latarni morskiej. Sądzę, że bym go nie przeoczyła – warknęła. – A teraz skończ tę błazenadę, bo jestem głodna.
Posłusznie podreptałam za nią do Wielkiej Sali, rozglądając się nerwowo. Miała rację, jakby Scorpius tu był, zauważyłybyśmy go natychmiast.
– Długo zamierzasz jeszcze to ciągnąć? – zapytała Roxanne, kiedy zajęłyśmy miejsca przy stole Gryfonów. – Bo minęły cztery dni, a mnie zaczyna męczyć chodzenie na śniadanie na ostatnią chwilę, żeby nie zostawiać cię samej.
Wzruszyłam bezradnie ramionami.
– Nie uważasz, że mamy w tym momencie poważniejsze problemy? Jak na przykład to, że nasz najlepszy przyjaciel okazał się podłym kryminalistą?
Póki co, Conrad nadal przebywał w areszcie, a daty procesu jeszcze nie ustalono. Nikomu nie wolno go było odwiedzać. Nie to, żeby któreś z nas próbowało.
– No właśnie – mruknęła Roxanne, nakładając sobie odrobinę owsianki. – W obliczu takich okropności, fajnie by było, gdyby coś, dla odmiany, układało się dobrze, prawda? Na przykład twoje życie uczuciowe.
Przewróciłam oczami i sięgnęłam po dżem.
– Priorytety, Roxanne.
– Tak tylko mówię.
– Kiedy chciałam iść z nim do łóżka, to prawie zabarykadowałaś mnie w wieży, a teraz nagle zrobiła się z ciebie wojowniczka w imię miłości?
– Podkreślam po raz kolejny, że nigdy nie twierdziłam, że powinniście się rozstać – przypomniała mi. – A już na pewno nie z powodu czegoś tak głupiego.
– Nie rozstaliśmy się – odparłam niepewnie. – Chyba. Robimy sobie przerwę. Po prostu… nie wiem, Roxanne, to trudne.
– Wiesz, co było trudne? – spytała. – Kiedy Scorpius stanął pomiędzy tobą, a Conradem, nazwał kilka rzeczy po imieniu i być może uratował nam życie. Założę się, że to musiało być dla niego odrobinę trudne.
Przygryzłam wargę z zakłopotaniem. Człowiek chce zjeść w spokoju śniadanie, a zamiast tego musi słuchać oskarżeń.
– Nie było łatwo na to patrzeć – wyjaśniłam. – Conrad…
– Conrad zasłużył sobie na wszystko, co dostanie – wtrąciła gorzko. – Równie dobrze można zacząć od paru ostrych słów z ust poszkodowanego Ślizgona.
– Wiem, ale…
– Nic takiego strasznego nie powiedział.
– Conrad nie mógł znieść słuchania o tym, że zabił brata, przypominania mu tego...
– To może trzeba było nie zabijać brata!
– I tak ciężko mu będzie żyć z takim poczuciem winy…
– Rose, nie próbuj go bronić – warknęła.
– Nie próbuję – odparłam skruszona. – Ale to chyba normalne, że szukamy jakichś małych usprawiedliwień i że nie chciałam patrzeć jak cierpi? Przyjaźniliśmy się z nim od dziecka.
– Nie usprawiedliwiaj go kosztem kogoś innego – zaoponowała. – Scorpius zrobił to, co musiało być zrobione.
– Wiem. – Skinęłam głową. – Jestem świadoma, że nie mogę być na niego zła. Ale, cóż, skoro zobaczyłam go od tej strony, to… chyba wolno mi zastanowić się, czy chcę być z kimś takim w związku, prawda?
Spojrzała na mnie oburzona, mrugając szybko.
– A nie chcesz? – sapnęła.
Na samą myśl o egzystowaniu bez Scorpiusa mój żołądek zwijał się w bolesny węzeł. Ale wiedziałam, że spojrzenie na to wszystko z dystansu dobrze mi zrobi.
– Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami, udając nonszalancję. – Dlatego użyłam słów „zastanowić się”.
Roxanne otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zaraz zamknęła je z powrotem. Utkwiła wzrok w punkcie nad moją głową.
– Muszę lecieć – rzuciła i popędziła do wyjścia.
Sekundę później, Gregor usiadł koło mnie, a ja wzniosłam oczy do nieba. I ona próbowała pouczać mnie, odnośnie unikania Scorpiusa.
– Witaj, bratnia duszo – powiedział grzecznie Zabini, kradnąc grzankę z mojego talerza.
– Cześć.
Spojrzał na mnie z dezaprobatą, unosząc brew wyczekująco.
– Cześć, bratnia duszo – westchnęłam.
Zadowolony, oparł łokcie na stole i przywłaszczył sobie mój kubek z kawą.
– Przejdźmy do konkretów. Czy byłabyś łaskawa wyjaśnić mi, co się dzieje z Roxanne? Ty przynajmniej miałaś na tyle przyzwoitości, żeby wyjaśnić Scorpiusowi, dlaczego będziesz go traktować okropnie. Mnie nie było dane doświadczyć takiej kurtuazji.
Zignorowałam przytyk i przeszłam od razu do wyjaśnienia. Udawanie, że nie mam pojęcia o czym mówi, kompletnie nie miało tutaj sensu.
– Roxanne nie chce z tobą rozmawiać, ponieważ zżerają ją wyrzuty sumienia – wyjaśniłam.
Greg znów uniósł brew.
– Z jakiego powodu?
– Uważa, że Conrad obrał ciebie za cel, ponieważ był zazdrosny, że zacząłeś się z nią spotykać. Uważa, że to wszystko jej wina.
Zamrugał zaskoczony.
– Zazdrosny?
Przyjrzałam mu się przeciągle, upewniając się, że pyta poważnie.
– Conrad jest zakochany w Roxanne – wyjaśniłam. – Myślałam, że wszyscy to wiedzą.
– A ja myślałem, że jest zakochany w tobie – powiedział Gregor, a ja parsknęłam śmiechem. – No co? Spędzaliście razem mnóstwo czasu, zawsze dobrze się dogadywaliście…
Zignorowałam nieprzyjemne uczucie pod powiekami i zamrugałam szybko, żeby odpędzić łzy.
– Chyba możemy obalić tę teorię, jeśli weźmiemy pod uwagę, że próbował mnie wsadzić do więzienia. Średnio romantyczne.
Wiedziałam, że było w tym trochę mojej winy. Jakbym ciągle się wszędzie nie pchała, to nie byłabym taką idealną kandydatką do wrobienia.
– Porwał twojego chłopaka – przypomniał uczynnie Gregor. – To może być postrzegane jako działanie ogarniętego zazdrością kochanka.
– Porwał mojego chłopaka po to, żeby go wypuścić, dzięki czemu aurorzy mogli dopasować to jako wiarygodny motyw mojego późniejszego ataku – uzupełniłam. – Rzeczywiście, prawdziwa miłość. Poza tym, zaczynam podejrzewać, że Conrad spędzał ze mną tyle czasu, aby być bliżej Roxanne. – Uświadomiłam sobie, że wydymam wargi, jak obrażone dziecko. Albo obrażony Scorpius.
Gregor westchnął i objął mnie opiekuńczo ramieniem.
– Nie bardzo rozumiem Roxanne – powiedział po chwili. – Conrad targetował wszystkich Ślizgonów czystej krwi. Prędzej czy później padłoby na mnie. To, z kim się wówczas spotykałem, nie miało na to żadnego wpływu.
– Jesteśmy Gryfonkami. Lubimy wyrzuty sumienia. To jedyne, co utrzymuje nas przy życiu. Podobnie jest ze Ślizgonami i knuciem intryg.
Skinął w zamyśleniu głową.
– Nie cierpię was – powiedział poważnie. – Serio. Wy, Gryfoni, zachowujecie się, jakbyście nie lubili życia w ciszy i spokoju. Zawsze musicie wymyślić jakąś pierdołę, która niepotrzebnie wszystko skomplikuje. Jak Roxanne unikająca mnie bez powodu, albo twoje durne zachowanie w kwestii Scorpiusa.
Urażona, próbowałam się odsunąć, ale jego ramię zacisnęło się mocniej na moich barkach.
– Nie wolno ci zwiewać, kiedy tylko ktoś podzieli się z tobą opinią, która ci się nie podoba – oznajmił. – Poważnie, Rose, co ty wyprawiasz?
Westchnęłam ciężko i położyłam głowę na jego barku.
– Nie wiem – mruknęłam. – Czy to naprawdę taka zbrodnia, że potrzebuję czasu?
– Tak – odparł bez wahania Gregor. – To nadal ten sam Scorpius, którego znałaś od siedmiu lat i aktualnie jest w nie najlepszej formie, Rosie. Nie bardzo rozumiem, nad czym chcesz się zastanawiać. Aktualnie przebywa w naszej sypialni całkiem sam, więc mogę cię tam bez problemu przemycić i załatwicie, co trzeba. Tylko błagam, ponownie, nie na moim łóżku.
Parsknęłam śmiechem.
– Nie wiem, jak mam z nim rozmawiać – przyznałam.
– Po prostu powiedz mu, czego ma nie robić, a on posłucha.
– Jakby to było takie proste.
– Jest – upierał się. Poczułam, że jego głowa obróciła się w moją stronę, kiedy musnął mnie brodą po włosach. – Pamiętasz, jak kiedyś ci mówiłem, że nie zdajesz sobie sprawy ze swojej władzy nad nim? – Zawiesił głos, a ja skinęłam głową. – Pozwól, że zobrazuję ci to na podstawie przykładu. Jakbyś spojrzała na niego tymi durnymi, wielkimi oczami i powiedziałabyś: „bardzo by mnie uszczęśliwiło, gdybyś obrabował dla mnie bank”, istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że rzeczywiście by to rozważył. Wszyscy faceci są kretynami, kiedy w grę wchodzi miłość, a Scorpius jest Malfoyem. Ich świrowanie w kwestii kobiet jest już legendarne.
Uśmiechnęłam się lekko. Gregor uwielbiał mówić o mnie i o Malfoyu w taki sposób, jakbyśmy byli cholernymi postaciami szekspirowskimi.
– To co według ciebie powinnam mu powiedzieć teraz?
– „Scorpius, chciałabym, żebyś nie mówił przykrych rzeczy do moich złowieszczych przyjaciół. Nie wolo ci również wypominać bratobójcom, że są bratobójcami” – wyrecytował wysokim głosikiem, co skutecznie złagodziło cios.
– W porządku. Dokładnie tak mu powiem. Ale nie teraz. Muszę… przemyśleć parę rzeczy.
– Nie myśl za długo, to szkodzi zdrowiu.
Uśmiechnęłam się, opierając głowę wygodniej na jego ramieniu.
– Jeśli chcesz, mogę zaaranżować zamkniecie ciebie i Roxanne w jednym pomieszczeniu na dłuższą chwilę – zaoferowałam i spojrzałam w górę.
Gregor wyszczerzył zęby.
– Będę bardzo wdzięczny.

*

Nie wiem, czy Gregor próbował zrobić dla Scorpiusa to samo, co ja obiecałam zrobić dla niego, czy może to był czysty przypadek, ale tego wieczora Malfoy namierzył mnie w bibliotece. Nie naszej bibliotece, tylko tej dostępnej dla wszystkich.
Udałam się tam po kolacji, zakładając, że uda mi się nieco nadgonić z nauką przed ciszą nocną. Wiedziałam, że w tych godzinach prawie nikt się tam nie kręci, więc czułam się dość bezpiecznie.
Może i miałam wiele na głowie, bo mój przyjaciel okazał się psychopatycznym złodziejem magii, ale to nadal był rok, w którym musieliśmy napisać owutemy.
Spokojnie zdjęłam z półki podręcznik do zaklęć z szóstego roku, odwróciłam się, zobaczyłam jego nieprzyzwoicie piękną buźkę i wrzasnęłam.
Scorpius uśmiechnął się krzywo.
– Ojciec mówił mi, że nadejdzie taki dzień, w którym kobiety będą piszczeć na mój widok – powiedział cicho. – Nie tak to sobie wyobrażałem.
Samo brzmienie jego głosu wywołało u mnie gęsią skórkę. Ten przyjemny rodzaj. Nie mogłam uwierzyć, że nie rozmawiałam z nim od czterech dni.
– Przestraszyłeś mnie – sapnęłam.
Oparł się barkiem o regał i wsadził dłonie do kieszeni.
Wyglądał jak z okładki cholernego magazynu. Niech go szlag.
– Domyśliłem się – powiedział, przechylając głowę w prawo. Grzywka opadła mu na oczy.
Zerknęłam niepewnie za siebie, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie stoi za mną ktoś kto go fotografuje, bo to się robiło niedorzeczne.
– Cóż, miło było – powiedziałam szybko i spróbowałam go wyminąć, zanim przyjdzie mi do głowy coś głupiego.
Scorpius miał inne pomysły. Złapał mnie mnie za ramię, kiedy znalazłam się obok.
– Nadal nie możesz na mnie patrzeć? – zapytał, a po sposobie w jaki przygryzał wargę poznawałam, że powstrzymywał się przed dodaniem czegoś złośliwego.
Westchnęłam ciężko, wyswobodziwszy ramię z jego uścisku.
– Tłumaczyłam ci, że potrzebuję tylko trochę czasu.
Potrząsnął głową. Patrzył na mnie z wyrzutem.
Malfoyowie musieli rzucać na siebie jakieś pradawne zaklęcie, dzięki któremu wystarczyło spojrzeć na kogoś wielkimi, smutnymi oczami i człowiek od razu miał ochotę przepraszać.
– Nic mi nie tłumaczyłaś. Powiedziałaś „nie mogę na ciebie patrzeć” – burknął, kreśląc cudzysłów w powietrzu.
Aktualnie. Powiedziałam, że aktualnie nie mogę na ciebie patrzeć.
– I czy to aktualnie jest nadal aktualne?
Przewróciłam oczami i znów spróbowałam go wyminąć, ale zagrodził mi drogę.
– Scorpius, ta wypowiedź jasno wskazuje na to, że potrzebuję czasu – wyjaśniłam cierpliwie. – Jakbyś mógł, z łaski swojej, się odczepić, to byłoby super.
Kącik jego ust zadrżał, wyrywając się do kpiącego uśmiechu. Oczy nadal miał smutne.
– Jeszcze wystaw mi język – zachęcił ironicznie, a ja posłuchałam. Wzniósł oczy do nieba. – Rose, możemy skończyć z tą dziecinadą? Wyjaśnij mi o co chodzi, ja przeproszę i wszystko będzie w porządku.
Zaniemówiłam z oburzenia. Najwyraźniej miałam to wypisane na twarzy, bo Scorpius się skrzywił.
– Okej, pozwól mi przeredagować tę wypowiedź tak, żeby brzmiała bardziej stosownie…
– Może innym razem – wypaliłam w końcu. – Scorpius, ja naprawdę nie chcę…
– Rose. – Spojrzał na mnie błagalnie. – Proszę cię, po prostu… po prostu to omówmy, dobrze?
Błysk desperacji w jego oczach zapierał mi dech w piersiach.
Ale nie bez powodu chciałam przemyśleć sytuację bez jego udziału. Wiedziałam, jak działają na mnie bodźce wizualne w postaci, przykładowo, jego ślicznej buźki. Wiedziałam jak łatwo się rozpraszam i jaka jestem podatna na sugestie. To była dobra decyzja, a teraz nie mogłam pozwolić, żeby mnie od niej odwiódł. 
Nawet jeśli moje wątpliwości już powoli słabły.
– Przestań mnie zaczepiać – zakomenderowałam. – I nie łaź za mną. Jak będę chciała pogadać to sama cię znajdę.
– Zaczepiać? – uśmiechnął się lekko. – Serio?
Zamiast poczuć się onieśmielony moimi poleceniami, zbliżył się o krok. Co było efektem zupełnie odwrotnym od zamierzonego.
– Serio – bąknęłam. Nadal się zbliżał, a ja mimowolnie robiłam małe kroczki w tył. – Jeśli mnie nie posłuchasz, to będę musiała zastosować drastyczne środki.
Moje plecy zderzyły się z regałem.
– Jakie środki? – spytał, unosząc brew. – Umieram z ciekawości.
– Będę próbowała jakoś cię zniechęcić do mojej osoby. A efekty takich działań mogą być długofalowe. I wtedy to będzie twoja wina, że wszystko się zepsuło.
Scorpius przewrócił lekceważąco oczami.
– Cóż, ja nie planuję zostawić cię w spokoju – oznajmił. – Zatem śmiało, próbuj. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
– Na kanapkę nakładam najpierw masło, potem nutellę – wypaliłam od razu.
Scorpius przetworzył tę informację, po czym skinął głową.
– Każdy ma wady – powiedział ugodowo. – Akceptuję cię taką, jaka jesteś. – Uśmiechnął się kpiąco.
– Uwielbiam mugolskie, punkrockowe zespoły muzyczne, ale tylko te, których nienawidzą krytycy.
– Jeśli chcesz, będę ci towarzyszył na koncertach.
– Co…?
– Białe włosy z czarnymi ciuchami wyglądają punkrockowo.
– Jestem znacznie bardziej skłonna posłuchać jakiegoś autorytetu, jeśli jest to kobieta – kontynuowałam niezrażona. – Moja podświadomość zakłada, że mężczyźni są głupsi, a kobiety zazwyczaj mają rację i są godne zaufania. To bardzo seksistowskie.
– Nigdy też nie słuchasz mnie. Zdążyłem się do tego przyzwyczaić. – Wzruszył ramionami. – Nie jestem zniechęcony, Rose.
Ściągnęłam wargi w cienką linię.
– Pamiętasz, jak podczas Nocy Quidditcha powiedziałam, że kiedyś oszukiwałam w konkursie z eliksiru?
Scorpius zmarszczył brwi i skinął głową.
– Oszukiwałam, żebyś ty nie wygrał – powiedziałam powoli, walcząc ze sobą nieco, ponieważ mój instynkt samozachowawczy był wściekły, że wyjawiam tę informację. – Wrzuciłam ci coś do kociołka, kiedy nie patrzyłeś.
Zaskoczony rozchylił usta i zamrugał parokrotnie.
– Tak jest. – Pokiwałam głową, w końcu zadowolona z efektu. – To właśnie ja: okropna kłamczucha i oszustka. Cóż mogę zrobić, taka jestem.
Potrząsnął z rozbawieniem głową i oparł dłonie na półce, po obu stronach mojej głowy.
– Po prostu mnie zaskoczyłaś – wyjaśnił. – Nie sądziłem, że twoje gryfońskie serduszko jest się w stanie zdobyć na oszustwo. Poza tym, to i tak nie miało znaczenia, Alice pokonałaby nas oboje niezależnie od tego, co wrzuciłabyś do mojego eliksiru.
Miałam na ten temat nieco inne zdanie. Zapomniałam jakie, bo zastosował swoją taktykę pod tytułem „otoczę Rose moim cudownym zapachem i będę trzymał moją niedorzecznie atrakcyjną twarz blisko niej”.
– Umm… – wymamrotałam. – Pamiętasz tę wizytę w Hogsmeade, kiedy poszłam na randkę z Lorcanem?
Mięsień na szczęce Scorpiusa drgnął.
– Coś mi świta – przyznał.
– Cóż, kiedy wyszedłeś z Trzech Mioteł, poszłam za tobą – oznajmiłam wesoło. – Śledziłam cię.
Zmarszczył brwi.
– Mów dalej.
– Poszłam za tobą do tego sklepu fotograficznego, schowałam się za regałem i bezwstydnie podsłuchiwałam. Wiesz, że to uwielbiam. – Wzruszyłam niewinnie ramionami. – I słyszałam wszystko. Że sprzedajesz zdjęcia, że zbierasz kasę na jakiś dziwny aparat, że robisz mi zdjęcia z ukrycia…
– Nie z ukrycia! – wtrącił z oburzeniem, a jego policzki pokryły się różem. – To były zdjęcia, które robiłem podczas prób, do gazetki szkolnej! Nigdy bym…
– A jednak wcale nie trafiły do gazetki szkolnej – wtrąciłam z zadowoleniem. – Zamiast tego nosiłeś je zawsze przy sobie w torbie.
– Wcale nie zawsze! Po prostu akurat miałem je przy sobie, bo… bo… – jego klatka piersiowa unosiła się szybko, kiedy próbował wymyślić jakieś logiczne wytłumaczenie.
– Mogę je zobaczyć? – spytałam i z zachwytem stwierdziłam, że to była kropla, która przelała czarę.
– Dlaczego nic nie powiedziałaś?! – wykrzyknął w końcu, a ja rozejrzałam się niepewnie. W końcu nadal byliśmy w bibliotece. – Przez cztery miesiące uważałaś za stosowne rozmawiać ze mną o wszystkim, ale nie o tym, że pewnego razu podsłuchiwałaś moją bardzo prywatną rozmowę?!
Wzruszyłam nonszalancko ramionami.
– Obawiałam się, że zrobisz się czerwony. No wiesz, tak jak teraz.
– Ty…
– Prawidłowe krążenie jest bardzo ważne. Nie chciałam, żebyś miał problemy zdrowotne.
– Rose! – warknął. – To, że postanowiłaś zataić przede mną ten mały sekrecik, nie znaczy jeszcze, że zostawię cię w spokoju.
Wcale nie chciałam, żeby zostawił mnie w spokoju tak na zawsze. Może powinnam się cieszyć, że nie przesadziłam.
– Po prostu daj mi chwilę, żeby się zastanowić – wydukałam.
– Och, pewnie, a ja będę spokojnie trzymał się z boku i czekać aż zadecydujesz, czy nadal chcesz ze mną być. – Przewrócił oczami. – Bo to wcale nie jest obraźliwe.
Zamrugałam szybko.
– Obraźliwe? – prychnęłam. – Nie rozumiem.
– Próbujesz przeanalizować całą naszą relację, na podstawię jednej sytuacji, w której zachowałem się nie do końca tak, jak byś tego chciała – wyjaśnił. – A rzeczywistość jest taka, że nie zrobiłem nic złego.
– Nic złego?
– Powiedziałem parę przykrych rzeczy do kryminalisty, żeby nie próbował się bronić i nikogo nie zaatakował. Jesteś stronnicza, bo ten kryminalista, to akurat twój przyjaciel. Ale nie możesz mnie o nic obwiniać. Nie masz prawa.
– Jestem w stanie zrozumieć wymienianie wszystkich jego przewinień – warknęłam, zadzierając głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. – Rozumiem, że to działało, ale nie musiałeś aż tak mu przypominać o Jeremym!
– To działało najlepiej! – wykrzyknął Scorpius. Odepchnął się od regału i stał przede mną, gestykulując żywo przy każdej wypowiedzi.
– I to jest twoja taktyka? Szukanie cudzych największych słabości i wykorzystywanie ich przeciwko nim?
– Nie, moja taktyka to: nie dać się zamordować! – warknął. – Jesteś niesprawiedliwa, Rose.
– Ty też nie byłeś sprawiedliwy! Nic nie usprawiedliwia celowego wyrządzania krzywdy. – Musiałam bardzo się powstrzymywać, żeby nie tupnąć nogą. – Nie tak załatwia się takie rzeczy, nie poprzez zniżanie się do cudzego poziomu, tylko poprzez szukanie logicznego rozwiązania. Takiego, żeby nikt nie ucierpiał.
– Och, może powinienem poprosić Conrada do tańca i poczęstować go czekoladą?
– Przestań przekręcać, co mówię. – Przewróciłam oczami.
– To ty przestań patrzeć na świat przez uroczą, różową mgiełkę wokół twojej głowy – odparował. – Bo prawda jest taka, że każdy oprócz ciebie rozumie, dlaczego wszystko, co wówczas powiedziałem było konieczne.
– Scorpius, na to się nie dało patrzeć!
– Może miałaś problem z patrzeniem, bo jesteś za miękka – wycedził.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze, a rumieńce gniewu wstąpiły mi na twarz.
– Coś ty do mnie powiedział?!
– Że jesteś…
Rąbnęłam go z całej siły książką, którą, jak się okazało, nadal trzymałam.
– Cofnij to! – krzyknęłam, podczas gdy on złapał się za bolące ramię.
– Cofnąć? Rose, ile ty masz lat? Auć!
Uderzyłam go ponownie, tym razem w bark, pięścią. Sprawiało mi to dziwną satysfakcję.
– Och, nie udawaj, że cię to boli. – Przewróciłam oczami.
Pchnęłam go z całej siły w klatkę piersiową, aż się zatoczył i zderzył z biurkiem.
– Masz bardzo kościste dłonie.
– Czyli teraz twierdzisz, że jestem brzydka?!
– Kiedy ja…
Spróbowałam rąbnąć go w szczękę, ale złapał moją pięść w locie.
– Uspokój się – warknął.
– To jest twoja wina, nie moja! – odparłam natychmiast, ładując drugą pięść w jego brzuch. Nawet nie drgnął. – Przestań próbować zwalić to na mnie!
– ...Wcale nie…
– ...Musiałeś mu pokazać…
– ...Przestań mnie…
– ...Głupie, Ślizgońskie…
– ...Spod kontroli, musisz…
– … I nie chcę słyszeć, że jestem miękka!
Nie mam pojęcia, jak znaleźliśmy się na biurku, ale tak właśnie się to skończyło. Zorientowałam się, że siedzę na Scorpiusie okrakiem i okładam go pięściami, podczas gdy on osłania się rękami i patrzy na mnie jak na wariatkę.
Zamarłam momentalnie i spróbowałam złapać oddech.
– Myślę że powinnaś rozważyć te wizyty u terapeuty, które proponowała ci mama – powiedział z lekkim uśmiechem.
Naprawdę było mu w takim momencie wesoło?
– A ty powinieneś… – zaczęłam, ale Scorpius zaraz mi przerwał, łapiąc mnie gwałtownie za biodra.
– Czekaj – poprosił. – Przestań się ruszać.
– Dlaczego? – spytałam, ale zaraz zorientowałam się, że siedzę teraz dokładnie na jego kroczu i że wyczuwam coś twardego. Wytrzeszczyłam oczy. – Poważnie?! W takim momencie?!
Zrezygnowany Scorpius pozwolił swojej głowie opaść, aż rąbnęła tyłem w biurko.
– To naturalna reakcja organizmu – wymamrotał. – Nic na to nie mogę poradzić.
– Jesteś niemożliwy!
– Rose, to ty na mnie usiadłaś.
– Bo mnie sprowokowałeś!
– Żebyś się na mnie wspięła?
– Ugh. – Jeszcze raz pacnęłam go w ramię.
Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie w ciszy. Opuściłam się na łokcie i zawisłam nad Scorpiusem, nagle bardzo świadoma bliskości.
– Musisz ze mnie zejść – powiedział zduszonym głosem. Jego jabłko Adama podskoczyło.
– Mhm – mruknęłam. – Za chwilę.
Wysunął lekko podbródek i patrzył na mnie spod półprzymkniętych powiek. Jasne włosy rozsypały się na biurku wokół  jego głowy.
Jedna z dłoni spoczywających na moich biodrach przeniosła się na policzek, druga przesunęła się na talię. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
Pochyliłam się bliżej. Jego srebrny wzrok tańczył z moim, szukając potwierdzenia.
Właśnie wtedy usłyszałam dźwięk pękającego drewna.
Oczy Scorpiusa rozszerzyły się gwałtownie. Zareagował błyskawicznie. Jeszcze zanim do mnie dotarło, co się dzieje, on otoczył mnie szczelnie ramionami, a sekundę później runęliśmy na podłogę.
– Nic ci nie jest? – spytał.
Po naszej lewej znajdowało się biurko, któremu brakowało jednej nogi. Druga była wykręcona pod dziwnym kątem.
– Co… – sapnęłam, zdezorientowana.
– Rose – powiedział twardo. – Nic ci nie jest?
– Moje… moje kolana – wymamrotałam.
– Wstań – polecił. – Możesz wstać?
Skinęłam niepewnie głową. Niezdarnie zgramoliłam się ze Scorpiusa i stanęłam prosto. Poszedł w moje ślady.
– Co się stało? – zapytałam, nadal ogłupiała.
– Połamaliśmy biurko. – Scorpius wplótł palce w moje włosy i odchylił mi głowę do tyłu. – Kręci ci się w głowie? Coś cię boli? – Rozszerzył mi powieki i zajrzał w oko.
– Scorpius, nie uderzyłam się w głowę – odpowiedziałam.
– Dobrze, pokaż te kolana – zakomenderował.
– Nie mogę uwierzyć, że połamałeś biurko!
– Och, chcesz mi powiedzieć, że to też moja wina?!
– Oczywiście!
– Co wy tu wyprawiacie?! – James pojawił znikąd i spojrzał bezradnie na drewniany bajzel.
– Scorpius połamał biurko – odparłam natychmiast.
Potter przeniósł spojrzenie na Malfoya.
– Jak? – sapnął, najwyraźniej nie mogąc objąć rozumem tej rewelacji.
– Zostałem zaatakowany – oznajmił spokojnie blondyn.
– Zaatakowany przez kogo?
– Nie przez kogo, tylko przez co – poprawił. – Zostałem zaatakowany przez wiewiórkę.
– Wiewiórkę?
– Wiewiórkę.
– Jaką wiewiórkę?
– Dziką, wściekłą, rudą wiewiórkę – wyjaśnił przejęty Scorpius. – Rzuciła się na mnie ze swoimi małymi piąstkami.
Przewróciłam oczami i prychnęłam pod nosem.
James spoglądał na niego z powątpiewaniem.
– Wiewiórka w Hogwarcie?
– Najwyraźniej.
– Dlaczego by cię zaatakowała? – dociekał James. – Sprowokowałeś ją?
– Tak – wtrąciłam natychmiast. – Był bardzo nieprzyjemny i działał jej na nerwy.
– Może byłoby inaczej, gdyby zgodziła się zachowywać racjonalnie – odparł spokojnie Scorpius.
– I co się z nią stało? – wtrącił Jamie.
– Z kim? – zapytał blondyn.
– Z wiewiórką.
– Wiewiórką?
– Tak, wiewiórką, która cię zaatakowała. – James zaczynał się irytować.
– Ach. – Scorpius rozejrzał się z roztargnieniem po pomieszczeniu. – Musiała uciec, kiedy już złamała biurko. Ktoś powinien to zgłosić – dodał nagle. – Mamy tak stare meble, że łamią się pod ciężarem człowieka? Prawdziwy skandal. – Pokręcił z dezaprobatą głową.
James potrząsnął głową, jakby próbował wybudzić się z jakiegoś irytującego snu.
– Szukałem Rose – wyjaśnił, usiłując pozbyć się tematu wiewiórki. – Chciałem się podzielić z tobą naszym najnowszym znaleziskiem w sprawie Conrada.
Uniosłam pytająco brew.
– Czy to nie jest przypadkiem ściśle tajne?
James wzruszył ramionami i przeniósł na mnie zmęczony wzrok.
– Niby tak, ale szczerze to po tym całym zamieszaniu, jest mi wszystko jedno – przyznał.– Wczoraj przeszukano jego dormitorium w Hogwarcie.
– Co znaleźliście? – zapytał Scorpius.
– Myśleliśmy, że nie będzie tam nic wartościowego. Jedynym materiałem dowodowym jest ta zapalniczka.
– Nie pozwalacie mu nadal jej ze sobą nosić? – upewniłam się.
– Nie za bardzo mamy wybór – przyznał Jamie, krzywiąc się. – Nikt nie wie, jakiego zaklęcia użył, ale zapalniczka… nie chce od niego odejść. Jeśli umieścimy ją dalej niż choćby metr od Conrada, natychmiast wraca. Próbowaliśmy uziemić ją w miejscu różnymi zaklęciami i eliksirami, nie daje to żadnego efektu.
Nie mogłam sobie przypomnieć… Czy kiedy Roxanne znalazła zapalniczkę w bluzie Conrada podczas nocy qudditcha, to mu ją oddała? Nikt z nas nie zwracał wtedy na nic uwagi. Musiała to zrobić, albo Conrad rzucił to zaklęcie już po tych wydarzeniach, bo przecież tamtej nocy się rozdzielili.
– Czyli nadal jest tak niebezpieczny, a wy nie możecie z tym nic zrobić? – spytał Scorpius beznamiętnym tonem.
– Jego cela jest wzmocniona magią na tyle potężną, że nawet on nie może zwiać – uspokoił nas James. – Poza tym, wcale nie próbuje. Jest dosyć spokojny.
– Co znaleźliście w dormitorium?
– Wyczuliśmy mnóstwo zaklęć chroniących przestrzeń pod jego łóżkiem – powiedział James. – Kiedy już się przez nie przekopaliśmy, znaleźliśmy setki rolek pergaminu, z których każda miała swoje samonotujące pióro i dwukierunkowe lusterko.
Oboje z Malfoyem wpatrywaliśmy się w niego, nie rozumiejąc.
– Każde z lusterek miało drugie lusterko do pary – wyjaśnił Jamie. – Wszystkie były porozstawiane w przeróżnych miejscach Hogwartu. Poprzyczepiane do stołów w Wielkiej Sali, w łazienkach… w waszych dormitoriach.
– Co proszę? – zdziwił się Scorpius.
– Notował większość rozmów w całym zamku – wyjaśnił James, kręcą w głową. – Rozumiecie? To tak jakby… jakby w muglolskim świecie ktoś poustawiał wszędzie ukryte kamery i potem oglądał nagrania. Poprzez śledzenie prywatnych rozmów, zawsze mógł być dwa kroki przed wszystkimi.
Poczułam się, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.
– Czytał wszystko, o czym rozmawiamy? – sapnęłam. – Może w ten sposób wiedział, że będziemy w Zakazanym Lesie i upewnił się, że Greg nie wrócił na noc do dormitorium!
– Najprawdopodobniej – zgodził się Jamie. – To oczywiście tworzy mnóstwo nowych problemów z papierkową robotą, bo biorąc pod uwagę, że naruszamy waszą prywatność czytając te materiały, które przecież muszą być wpisane do protokołu, znowu zostajemy odsunięci od sprawy. Ja i tata. Do tego Travis, który ma w Hogwarcie trochę kuzynek. Zostać mogą tylko Carneige i Kane, którzy jako jedyni nie mają w szkole dzieci, wnuków i innych członków rodziny. – James pokręcił głową z rozczarowaniem. – Będziemy mogli wrócić, kiedy już to wszystko przeanalizują i będą mogli jakoś filtrować dla nas informacje. To trochę skomplikowane.
Była bardzo wdzięczna, że nikt z mojej rodziny nie będzie czytał moich pogawędek z przyjaciółmi. Szczególnie, że mogło to dotrzeć również do ojca.
– Co z magią? – wtrącił Scorpius, po kilkunastu sekundach ciszy. – Tą, którą Conrad dla siebie zabrał. Dlaczego jeszcze jej nie zwrócił?
– W tym przypadku stworzył się dziwny paradoks – przyznał Jamie, patrząc na Scorpiusa przepraszającym wzrokiem. – Jak wiemy, tylko Conrad może oddać moc magiczną właścicielom, Furantur nie posłucha nikogo innego. Z jednej strony adwokat Conrada próbuje stworzyć ugodę, dzięki której Conrad będzie współpracował i odda magię, co będzie mu gwarantowało krótszy wyrok. Z drugiej strony, Conrad nie chce pójść na tę ugodę, ponieważ traktuje zamkniętą magię, jako swojego asa w rękawie. Dopóki ją ma, nie mogą go skazać na karę śmierci, a on o tym wie. Jeśli go zabiją, nie odzyskają magii. Rozumiecie? Tworzy się trochę błędne koło.
– Może ktoś mógłby z nim porozmawiać? – zaproponował cicho Scorpius. – Jakoś na niego wpłynąć? Może Roxanne?
– Roxanne przeszła już w związku z tą sprawą wystarczająco dużo – odparowałam natychmiast. – Nikt nie będzie jej zmuszał do rozmowy z Conradem. Jamie, odprowadzisz mnie do dormitorium? – spytałam szybko, w obawie, że jeśli znów zostanę sama z Malfoyem, to tym razem na pewno zrobię coś głupiego.
James zamrugał, zdezorientowany.
– Jasne. Na razie, Scorp – rzucił przez ramię do Malfoya, wyprowadzając mnie z biblioteki.
Przez kilka minut szliśmy korytarzami w milczeniu.
– Rose, wszyscy jego kumple są niepewni swojej przyszłości, bo pozbawiono ich mocy – powiedział w końcu Jamie, patrząc na mnie z lekkim wyrzutem. – Mogłabyś mu trochę odpuścić.

Scorpius
Niepewność doprowadzała mnie do szału. Przyszedł czas na podjęcie drastycznych środków.
Czyli spytanie o radę mojego ojca.
Rady Gregora na nic mi się nie zdały, a Albus generalnie bywał koszmarnie nieprzydatny, kiedy w grę wchodziły relacje międzyludzkie. Chociaż on twierdził, że to wina nas, Ślizgonów i tego, że jesteśmy pod tym względem upośledzeniu, dlatego nie rozumiemy jego prostych tłumaczeń.
Zapukałem nieśmiało do drzwi gabinetu profesor McGonagall, kiedy gargulec przekazał jej (nie mam pojęcia jakim sposobem), że potrzebuję pilnie z nią porozmawiać.
– Proszę – odezwała się.
Wszedłem do okrągłego pomieszczenia.
– Dzień dobry, pani dyrektor – przywitałem się.
– Dzień dobry, panie Malfoy. Co pana sprowadza?
– Muszę… muszę pilnie porozmawiać z ojcem. To dosyć ważne – skłamałem, bo według niej moje problemy sercowe prawdopodobnie nie kwalifikowały się do kategorii „ważne”.
– Och. Oczywiście. Może pan skorzystać z mojego kominka. – Wskazała na tlące się palenisko po mojej prawej i ponownie skupiła uwagę na jakimś liście, który czytała ze zmarszczoną brwią. – Proszek Fiuu jest w niebieskim wazonie na tamtej półce.
Spojrzałem na nią zdezorientowany.
– Na…naprawdę? – Byłem przygotowany na długą dyskusję, monolog o prawach człowieka i błaganie na kolanach. Nie na natychmiastową zgodę.
Westchnęła ciężko. Miałem wrażenie, że mało brakuje, aby przewróciła oczami.
– Nie wiem dlaczego za każdym razem, kiedy powtarza się ta sytuacja, uczniowie są zaskoczeni – powiedziała. – To nie jest więzienie, tylko szkoła. Nie trzymamy tutaj nikogo wbrew jego woli. Nie trwają w tym momencie zajęcia. Oczywiście, że można udać się w odwiedziny do rodzica, nieważne czy pan rzeczywiście musi o czymś pilnie z ojcem porozmawiać czy po prostu się pan stęsknił. Poza tym, jest pan pełnoletni, panie Malfoy. – Ponownie wskazała niecierpliwie na kominek. – Tylko proszę wrócić w ciągu godziny. Nie chcę, aby wałęsał się pan po korytarzach w czasie ciszy nocnej. Życzę udanej wizyty.
Obawiając się, że jednak zmieni zdanie, szybko rzuciłem proszek do kominka i wlazłem w płomienie.
– Dwór Malfoyów!
Kiedy, potykając się, wypadłem z kominka w salonie, ojciec zerwał się na nogi tak szybko, że zrzucił na ziemie zarówno książkę, którą trzymał na kolanach jak i szklankę z whisky, usytuowaną na stoliku.
– Scorpius! – wykrzyknął. – Na Salazara, co ty tu robisz? Coś się stało?
– Nie – odparłem szybko, otrzepując szatę z popiołu. – Po prostu chciałem z tobą porozmawiać. Mama jest w domu?
– Nie. Jest w spa.
Dzięki niech będą Merlinowi. Mama była cudowna, ale zdecydowanie zrobiłaby z tego większy dramat, niż to było konieczne. Tak się cieszyła, kiedy dowiedziała się o mnie i o Rose. Nie chciałem, żeby dotarła do niej informacja, że to koniec, jeszcze zanim będzie to oficjalne.
Ojciec obserwował mnie dziwnie, jednocześnie machając różdżką i sprzątając swój bałagan.
– Napijesz się czegoś? – zapytał w końcu.
Przygryzłem wnętrze policzka. Miałem ochotę odpowiedzieć: Tak, najlepiej czystego spirytusu.
– Herbaty? – zaryzykowałem.
Ojciec skinął głową.
– Andy! – zawołał.
Rozległ się trzask, a przy moim ojcu pojawił się nasz najstarszy skrzat domowy, wystrojony w fioletowy ręcznik.
– Poprosimy dwie filiżanki herbaty – rzucił tato.
Skrzat skłonił się nisko i zniknął bez słowa.
– To o czym chciałeś porozmawiać?
Usiadłem na drugim fotelu i wziąłem głęboki wdech. Ojciec nigdy nie lubił bezsensownego gadania i bawienia się w półśrodki. Najlepiej było załatwić to wszystko za jednym zamachem.
– Rose nie chce ze mną rozmawiać – powiedziałem szybko.
Tata uniósł brew.
– Co zrobiłeś?
Szybko streściłem sytuację z aresztowaniem Conradem i to, co Rose powiedziała później, a także dzisiaj. Pominąłem fakt, że na mnie usiadła oraz to, co wówczas działo się w moich spodniach.
W międzyczasie Andy zdążył przynieść nam herbatę. 
– I zgłaszasz się do mnie po radę? – zapytał zdumiony ojciec.
– Jesteś ostatnią osobą na mojej liście – przyznałem niechętnie. – Mama zrobi scenę i za bardzo się wszystkim przejmie. Ty natomiast nigdy nie poczułeś ani jednej ludzkiej emocji, więc uznałem, że w tym przypadku może to zadziałać na naszą korzyść.
Ojciec przewrócił oczami, po czym poprawił się na fotelu i oparł łokcie na kolanach.
– Musisz być przygotowany na to, że nawet jeśli się pogodzicie, Rose będzie trzymać to nad twoją głową przez bardzo długi czas – powiedział poważnie.
Zmarszczyłem brwi. To nie miało nic wspólnego z udzielaniem rad.
– Co masz na myśli?
– Opowiadałem ci kiedyś historię o błękitnych czółenkach twojej matki? – zapytał. Pokręciłem głową, a on kontynuował. – Pewnego razu, twoja mama kupiła sobie błękitne czółenka. Była w nich absolutnie zakochana. Nie minął nawet tydzień od zakupu, kiedy zostawiła je na zewnątrz garderoby, a ja przypadkowo na nie nadepnąłem, tym samym powodując lekkie wgniecenie na nosku. Od tego czasu, twoja mama raz na jakiś czas wyciąga te buty z szafy, ubiera je przy mnie, a potem robi coś takiego. – Ojciec wysunął nogi do przodu i położył na na małym stoliku. Spojrzał na swoje kapcie, a następnie wydał z siebie dramatyczne, smutne westchnienie. Ułożył stopy z powrotem na ziemi. – A potem ściąga buty i chowa je z powrotem do szafy.
Wpatrywałem się w niego tempo.
– Co?
– Scorpius, to się dzieje co najmniej raz na pół roku, od czternastu lat – oznajmił twardo. – Lubi też umieszczać to wydarzenie strategicznie, na parę dni przed tym, jak będzie czegoś ode mnie chciała. Zawsze robi to również, jeśli nie spodoba jej się jakiś prezent, ale nie chce mi tego powiedzieć wprost.
– Nie dało się tego naprawić zaklęciem?
– Najsławniejsi projektanci używają magii, żeby chronić swoje dzieła przed ingerencją z zewnątrz. Tak samo rozdartej sukienki nie da się naprawić zwykłym Reparo.
– Nie mogłeś po prostu kupić jej nowych butów?
– Kiedy tu w ogóle nie chodzi o buty! – zdenerwował się ojciec i rąbnął pięścią w stół. – Twoja mama zrobiła z tego narzędzie, którym nauczyła się umiejętnie operować. Rose jest inteligentną dziewczyną i prawdopodobnie zrobi to samo.
– No tak – zgodziłem się dla świętego spokoju. – Ale nadal jesteście szczęśliwym małżeństwem, prawda? Czyli chcesz przez to powiedzieć, że Rose mi wybaczy?
– A bo ja wiem? Ja tylko zniszczyłem Astorii buty, a nie zaprezentowałem jej jakieś swoje brzydkie, prawdziwe oblicze.
– To nie jest moje…
– Wiem – powiedział uspokajająco. – Ale z tego co mi opowiedziałeś, to Rose może uważać, że tak jest. Nie mam dla ciebie rady, jak to naprawić, Scorpius. Jestem znacznie lepszy w złowieszczych ostrzeżeniach.
Spojrzałem bezradnie na moje kolana.
– Może… emmm… – Zaczął znów tata niezręcznie. – Może powinieneś zrobić coś bardzo miłego? Wiesz, żeby przyćmić tamto zachowanie.
Lampka zaświeciła mi się w głowie.
– Tak – szepnąłem. – Coś miłego i dużego. Robiącego wrażenie. Zaskakującego.
– Scorpius? – Ojciec zamachał mi dłonią przed nosem. – Jesteś nadal ze mną?
Zerwałem się na równe nogi i pognałem do ogromnej, przeszklonej gabloty, gdzie trzymaliśmy te najbardziej „pokazowe” pamiątki rodzinne. Głównie kryształy i biżuterię.
Na samym środku leżało pudełeczko, gdzie na aksamitnej poduszeczce leżał rodowy pierścionek zaręczynowy.
Mama już go nie nosiła. Teraz tylko leżał tam i czekał. Na mnie i moje wybory życiowe. Otworzyłem szklane drzwiczki, chronione zaklęciami krwi.
– Scorpius? – rzucił ojciec, który musiał podejść tu za mną. – Co ty wyprawiasz?
Chwyciłem pudełeczko, zatrzasnąłem je i odwróciłem się w stronę taty.
– Oświadczę się – oznajmiłem i pognałem w stronę kominka.
– Co proszę? – Ojciec ruszył za mną biegiem.
– To genialny pomysł! Dzięki tato!
W tym momencie mój własny ojciec rzucił mi się na plecy i powalił mnie na posadzkę.
– Złaź! – warknąłem wyciągając dłoń z pierścionkiem jak najdalej od niego.
– Absolutnie… nie… będziesz… się oświadczał! – wycedził, siłując się ze mną na podłodze.
– Mogę zrobić co chcę! – odparłem, ładując mu łokieć w żebra. – Jest mój!
– Gówno prawda! – odkrzyknął, po czym jakimś cudem udało mu się usiąść pewnie na moich plecach, przyszpilić stopą moje przedramię i wyłuskać pudełeczko z zaciśniętych palców. – Aha! – zawołał, po czym natychmiast się ze mnie zwlókł i zatrzymał się dopiero w bezpiecznej odległości.
Przez chwile siedzieliśmy naprzeciwko siebie na podłodze, ciężko dysząc. On ze zmęczenia, ja ze złości.
– Scorpius, uspokój się i pomyśl przez chwile racjonalnie, tak jak zostałeś wychowany – poprosił tata. – Nie jesteś jakimś narwanym gryfonem, żeby bez zastanowienia pakować się w głupie sytuacje.
– To wcale nie jest głupie – odburknąłem.
– Owszem, jest – upierał się ojciec. – Pamiętasz, jak matka cię poprosiła, żebyś nie spartaczył oświadczyn? Myślisz, że Rose ucieszyła by się z tego, że skleciłeś naprędce ten pomysł i bez zastanowienia poprosiłeś ją o rękę? Do tego w formie przeprosin, gdy jesteście skłóceni? Nawet ty po fakcie nie byłbyś zdziwiony, że odmówiła.
Spojrzałem na niego lękliwie.
– Naprawdę myślisz, że by to zrobiła? – spytałem, przełknąwszy ślinę.
– Obawiam się, że tak, Scorpius. – Spojrzał na mnie smutno. – Macie po siedemnaście lat, jesteście nadal w szkole. Spotykaliście się kilka miesięcy i to w ukryciu. To nie jest odpowiedni moment.
Miał rację. O mój Boże, miał rację.
Oczywiście, że miał rację.
Ukryłem twarz w dłoniach.
– Przepraszam – wymamrotałem, spoglądając na niego przez palce. – Nie wiem co mi odbiło.
– Uwierz mi, znam to uczucie – odparł gorzko. Oparł łokieć na zgiętym kolanie. Otworzył pudełko i wpatrywał się w pierścionek z nostalgią.
– I przepraszam za twoje żebra.
– Nie szkodzi.
– To było nie na miejscu.
– Tak, zgadzam się.
– I chyba cię ugryzłem?
– Owszem, ugryzłeś.
– Za to też przepraszam.
– Nie szkodzi.
Właśnie w tym momencie do salony weszła mama, ubrana w lekki, wiosenny płaszcz.
Wyraz błogości i spokoju, zapewne wywołany wizytą w spa, szybko zniknął z jej twarzy.
Przyjrzała się nam obu, nadal siedzącym na podłodze z pierścionkiem zaręczynowym. Teatralnym gestem ścisnęła palcami mostek nosa i zacisnęła powieki.
– Nawet nie wiem, czy chcę pytać, co tu się dzieje.

*

No  jest.
Już naprawdę niedużo zostało nam do końca :) A podczas pisania moje myśli ciągle lecą do kolejnego opowiadania, które mam w planach i bardzo już bym chciała je zacząć. Nie wiem, czy to powinno być kolejne ff czy może historia oryginalna, bo z tym co na razie uzbierałam, to szczerze mogę iść w obie strony. Może coś mi zasugerujecie.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał! Czekam na opinie <3
Jak się wszyscy trzymacie w związku z szaleństwem wokół wirusa? Mam nadzieję, ze wszyscy jesteście zdrowi i bezpieczni i tego wam życzę!

9 komentarzy:

  1. Nieee niech to się nie kończy! A tak na poważnie to rozdział tradycyjnie super. Jeżeli chodzi o kolejne opowiadanie to ja chętnie przeczytam trzecie ff w Twoim wykonaniu ��. Pozdrawiam ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też jadam kanapki z masłem i nutella ^^ Chyba mam coś wspólnego z Rose :) Oświadczyny Scor? Serio? Mimo głupiego pomysłu na sam koniec to i tak jest mi go bardzo żal :( Chciał dobrze, a ruda go tak traktuje :( Biedactwo...
    Co do następnego opka przeczytam wszystko, co napiszesz :D Ale myślę, że chętnie przeczytałabym coś Twojego, oryginalnego ;)
    Koronawirus mi niestraszny, najważniejsze, że jest kolejny rozdział Twojego opowiadania :D
    Pozdrawiam
    Laura

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och nie, naprawdę? :D
      No Scorpiemu trochę odwaliło, młodzi ludzie mają tendencje do impulsywnych decyzji kiedy źle się dzieje... a może to impulsywność Rose mu sie udziela :D
      Dziękuje pięknie i pozdrawiam :*

      Usuń
  3. ja nie wiem co się stało z tym opowiadaniem. I co się stało z Rose, że zamieniła się w naburmuszonego dzieciaczka. Ledwo dobrnęłam do końca. Ehhh. Szkoda. Mimo wszystko dobrze się zapowiadało. Życzę bardziej przemyślanego prowadzenia postaci. Zdrowia !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, przykro mi, że ci sie nie podoba. Staram się uczyć, może kiedyś wyjdzie lepiej. Dziękuję za opinię i pozdrawiam!

      Usuń
  4. Jak Ty genialnie piszesz! Dialogi nie są infantylne, za to z humorem, wyczuciem i często bardzo prawdziwne. Moimi faworytem jest"Jesteśmy Gryfonkami. Lubimy wyrzuty sumienia. To jedyne, co utrzymuje nas przy życiu. Podobnie jest ze Ślizgonami i knuciem intryg." z jakże prawdziwych, wiewiórka i gryfońskie serduszko są na równi :)
    A teraz pora na spam^^ Jako że niedawno po wielu latach wróciłam do blogosfery Potterowskiej, szukam nowych blogów (ten na pewno będę śledzić :)) ale zaczęłam też pisać sama, znów. Będę wdzięczna jeśli zajrzysz i zostawisz swoją opinię. :)
    mój blog: https://w-poszukiwaniu-lepszego-jutra.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinie i za miłe słowa <3
      Na pewno zajrzę w wolnej chwili!
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Nie no, muszę skomentować, bo mnie coś rozniesie.
    Przejdę do rzeczy, bo mnie to boli najbardziej. Jak mnie Rose wkurza. Uratował życie im, a ona traktuje go jakby zrobił coś złego. Z jakiej racji to on ma ją przepraszać? Wkurzyło mnie to strasznie. Faktycznie ostatnio postać Rose zrobiła się dziwna, ale to nie znaczy, że opowiadanie mi się nie podoba. Po prostu tylko ten wątek wyzwolił we mnie wściekłość. Bo mi się nie podoba jej zachowanie i koniec. Jakby szukała na siłę problemu.
    Tak poza tym, opowiadanie w moim klimacie, wlasnie od ciebie zaczęłam czytać opowiadanie w tym fantomie. Bardzo mi się podoba i chętnie poczytam inne opowiadania :3
    Ale wątek Rose i jej słynne nie mogę na ciebie patrzeć, bo prawdę powiedziała wkurzył mnie niesamowicie

    OdpowiedzUsuń