wtorek, 2 kwietnia 2019

[14]"Wcale tak."

Rose
Piąte porwanie było niesamowicie szybką akcją. Miało miejsce w czwartek. Zniknął uczeń, który musiał być wyjątkowo łatwym celem. Gregory Crabbe nie miał wielu znajomych, uchodził raczej za samotnika – rano jako pierwszy opuszczał dormitorium, a wieczorem również pierwszy do niego wracał. Często widywałam, jak przechadzał się po błoniach, a raz czy dwa nawet spostrzegłam, że poczęstował Paplusia jakąś przekąską. Wydawał się zadowolony z braku towarzystwa.
Niestety, był to jeden z czynników, które go zgubiły. Nikt nie zauważył, że go nie ma, aż do momentu, kiedy w piątek rano nie pojawił się na zajęciach. Oczywiście, tak jak zapowiadała McGonagall, natychmiast podniesiono alarm. Początkowo wszyscy myśleli, że musiał zaspać, ale jego koledzy z dormitorium zameldowali, że kiedy się obudzili, nie było go w pokoju. Po kilku dokładniejszych pytaniach wyszło na jaw, że jeden z nich obudził się w nocy w celu skorzystania z toalety i wtedy również nie widział Crabbe’a w sypialni. 
„Pięć” musiało być jakąś magiczną liczbą, ponieważ przy pięciu ofiarach sprawa nagle zaczęła być traktowana tak poważnie, jak powinna być od początku. Wujek Harry oficjalnie przejął dowodzenie nad śledztwem.
Za wiele informacji nie udało mu się zebrać, ponieważ już  piątek wieczorem zguba się znalazła. Albo została znaleziona. Przeze mnie. Znowu.
Nie spodziewałam się, że ze wszystkich ludzi w Hogwarcie, to ja będę przez to postrzegana w wątpliwym świetle.
– Jeszcze raz, Rosie – westchnął Szef Biura Aurorów, Zbawca Świata Czarodziejów, Wyzwoliciel z Okowów, Honorowy Doradca Ministra Magii, Chłopiec, Który Przeżył, Mój Wujek Harry.
Wydawał się wykończony.
– Nie – żachnęłam się. – Powiedziałam już wszystko. Jeśli naprawdę ktoś z tu obecnych wierzy, że byłabym na tyle głupia, żeby kogoś porwać, a później udawać, że sama go znalazłam, to…
– Rosie, serniczku – odezwał się tata, klękając przy moim krześle. – Oczywiście, że nikt z nas nie uważa, że miałaś z tym coś wspólnego.
– Po prostu nie mamy nic innego – mruknął Harry. – A ty jesteś jedyną osobą, która, być może, widziała prawdziwego sprawcę. Musimy się po prostu upewnić, że nie można w żaden sposób obarczyć cię winą i to udokumentować. Poza tym, twoja wersja wydarzeń musi być całkowicie bez zarzutu, jeśli ktoś by próbował znaleźć w niej luki i zrobić z siebie podejrzaną.
– Dlaczego ktoś miałby próbować?! – warknęłam bezradnie. Dwie godziny przesłuchań to zdecydowanie mój limit. Byłam głodna i nadal nie zdążyłam się przebrać. Wciąż miałam na sobie ciuchy upaprane błotem, w którym znalazłam Crabbe’a. – Jaki sens miałoby podejrzewanie mnie o takie rzeczy?
– Całkiem spory, Rose – powiedziała poważnie mama, opierając się dłońmi o biurko za którym siedział Harry. – Twoi rodzice spędzili kilka lat na walcę z dyskryminacją mugolaków. Twoja matka była torturowana ze względu na swoją „nieczystą” krew, a na przedramieniu wydrapano jej nożem słowo „Szlama”. Zemsta może być bardzo przekonującym motywem.
Wujek przyglądał mi się przez chwilę, czekając cierpliwie aż mój wyraz twarzy złagodnieje. Kilka głębokich wdechów pomogło mi się uspokoić. Dopiero wtedy się odezwał.
– A zatem jeszcze raz Rose. Powoli i ze szczegółami.
Poprawiłam się na krześle.
– Około godziny osiemnastej wybrałam się na błonia z moim kotem – zaczęłam po raz trzeci. – Kiedy byłam Blisko Wierzby Bijącej zauważyłam, że ktoś leży na ziemi…
– Jak blisko? – wtrącił tata.
– To znaczy? – Oparłam łokieć o krzesło.
– Dość blisko, żeby gałęzie dotknęły ciała? – uzupełnił Harry.
– Nie, trochę dalej. Dlaczego to istotne?
– Żebyśmy wykluczyli próbę morderstwa – wtrąciła mama, odruchowo sięgając po papiery leżące przed Harrym, które najprawdopodobniej chciała zacząć uzupełniać.
Spojrzał na nią gniewnie, poprawiając okulary.
– Przestań używać liczny mnogiej – rzucił gniewnie, zagarniając dokumenty bliżej siebie. – Ja prowadzę tę sprawę, a ty wtrącasz się w interesy innego departamentu, Hermiono.
– Chciałam tylko pomóc – wzruszyła ramionami. – Nie podważam twojej inteligencji Harry, ale skoro akurat masz pod ręką ostry nóż, nie będziesz kroił chleba nożem do smarowania, prawda?
– Czyli nie podważasz mojej inteligencji, ale zaznaczasz, że twoja jest wyższa, tak? – Był zdenerwowany, ale widziałam, że kącik ust zadrżał mu mimowolnie.
– Daj spokój Harry, mało kto może się równać z… – zaczął mój ojciec, ale Harry natychmiast mu przerwał.
– Ciebie też się to tyczy! – warknął. – Przestań się wtrącać w moje śledztwo, dobrze?
– Ale ja to nie Hermiona, jestem aurorem!
– Właśnie dlatego twój niezwykle błyskotliwy przełożony przydzielił ci całkiem zgrabne i tajemnicze, podwójne morderstwo na obrzeżach Londynu. Ciekaw jestem kto będzie szukał sprawcy, skoro ty jesteś tutaj – sarknął przełożony taty.
Mój ojciec miał wiele wspaniałych cech, ale powściągliwość i spokój nie były żadną z nich, więc walnął pięścią w biurko.
– Przesłuchujesz naszą córkę!
– Właśnie dlatego pozwalam wam przy tym być, a kiedy zakończymy rozmowę, z przyjemnością wysłucham waszych uwag i pomysłów – powiedział spokojnie Harry. – Ale kiedy Rose opowiada, proszę, żebyście nie przerywali. – Westchnął ciężko. – Poważnie, Ron, właśnie dlatego trzy razy odrzucałem stanowisko kierownicze w przeszłości. Wiedziałem, że żadna siła nie nakłoni cię, żebyś słuchał moich poleceń. Myślałem, że może dojrzeliśmy już do takiego stanu rzeczy, ale nie, gdzie tam…
Odchrząknęłam głośno.
– Czy możemy wrócić do mojego zeznania? – zaproponowałam. – jestem strasznie głodna, a przez to całe przesłuchanie ominęła mnie kolacja. Liczę, że dostane coś z kuchni przed ciszą nocną.
– Oczywiście, Rosie – powiedział tata, a kiedy poczuł na sobie gniewne spojrzenie wujka, dodał: – To znaczy, o ile auror Potter wyrazi zgodę.
– Kontynuuj, Rose – mruknął Harry.
– Świetnie. Więc…
– Nie zaczynamy zdania od więc – wtrąciła mama, najwyraźniej nie mogąc się powstrzymać.
Tym razem aż trzy pary oczu posłały jej gniewne spojrzenie.
– Przepraszam – powiedziała szybko.
– A więc – zaczęłam z naciskiem. – Natychmiast podeszłam do Bijącej Wierzby i, zorientowałam się, że ten leżący ktoś to Gregory Crabbe. No i wtedy, tak jakby… sprawdziłam czy żyje. Zmierzyłam mu puls.
– Stabilny? – Harry sunął piórem po pergaminie, sprawdzając, czy niczego nie pominął we wcześniejszych notatkach.
– Tak.
– Co się stało później?
– Zauważyłam kogoś. Kilkadziesiąt metrów od nas, ale widziałam go dość wyraźnie, bo był cały ubrany na czarno, a wokół leżało dużo śniegu i nie było żadnych ludzi… i wtedy pomyślałam, że to śmierciożerca.
Okulary zjechały wujkowi na czubek nosa, kiedy spojrzał na mnie znad oprawek.
– Powtórz proszę, skąd ten wniosek?
Wzruszyłam bezradnie ramionami.
– Widziałam stare zdjęcia. Potrafię rozpoznać te szaty.
– Ale nie byłaś dość blisko, żeby dostrzec, czy miał na twarzy maskę? – wtrąciła mama.
Harry poprawił okulary i spojrzał na nią z irytacją.
– Naprowadzasz mi świadka, sugerując odpowiedzi – warknął.
– Nie liczy się, jeśli już to mówiła – odparł tata, przewracając oczami.
– Zgadza się, nie widziałam maski – wtrąciłam szybko. Całe to przesłuchanie trwałoby dwa razy krócej, jeśli moich rodziców by tu nie było. – W każdym razie, ten domniemany śmierciożerca przez chwilę nam się przypatrywał… a przynajmniej tak mi się wydaje. A potem nagle się odwrócił i pobiegł w kierunku lasu.
Pamiętałam, że kompletnie zamarłam, kiedy go zauważyłam. A potem chciałam za nim pobiec, ale nawet wtedy wiedziałam, że to beznadziejny pomysł. Jeśli rzeczywiście był kiedyś śmierciożercą, musiał być starszym czarodziejem, a to oznaczało dla mnie zero szans na przeżycie. Oczywiście zakładając, że miał złe zamiary.
Poza tym, miałam w dłoniach bezwładne ciało niewinnego ucznia. Nie mogłam sobie w danym momencie ganiać po lesie za złoczyńcami. 
– Kontynuuj – zachęcił mnie wujek.
– Przywróciłam Crabbe’owi przytomność. Był tylko trochę zdezorientowany, rozpoznał mnie bez problemu, wiedział co mu się stało. Powiedział, że fizycznie też wszystko z nim w porządku, jest tylko głodny i chce mu się pić. Zaprowadziłam go do zamku, do gabinetu profesor McGonagall. Szedł o własnych siłach. Opowiedział mi co pamięta, ale zakładam, że sami go przesłuchacie.
– Zgadza się zabiorę się do tego, jak tylko pani Pomfrey powie, że jest gotowy i jego rodzice wyrażą zgodę. – Harry zdjął okulary i potarł czubek nosa. – W porządku, Rosie. Jesteś wolna. Jeśli będę miał więcej pytań, odezwę się do ciebie.
– Czyli nie mam żadnych kłopotów? – upewniłam się, podnosząc się z twardego fotela. Tyłek miałam obolały i drętwy.
– Oczywiście, że nie, Rosie – zapewniła mnie mama, a wujek kiwnął z zapałem głowa. Nieco zbyt dużym zapałem, jakby mnie kto pytał, ale cóż. Może całe to zamieszanie wróci później, żeby się na mnie zemścić. Skoro wiedziałam, że nic nie zrobiłam, to przecież nikt nie będzie w stanie udowodnić, że było inaczej, prawda?
Pożegnałam się z rodzicami i w końcu wyszłam z gabinetu.
Ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewałam być Scorpius Malfoy, podrygujący nerwowo w wyczekiwaniu. 
– Weasley! – zawołał, jak tylko mnie zobaczył. – Wszystko w porządku?
– Co…
Nie dokończyłam zdania, byłam zbyt zaskoczona. Nie wiem, czy Malfoy rzeczywiście wyczekiwał odpowiedzi, bo jeszcze zanim zaczęłam mówić złapał mnie za ramiona, jednocześnie stanowczo i delikatnie, a następnie zasypał mnie kolejnymi pytaniami?
– Nic ci się nie stało? Ktoś cie zaatakował? Widziałaś porywacza?
Jego srebrne tęczówki krążyły czujnie po mojej twarzy, poszukując jakichkolwiek oznak… czego, właściwie? Jakby coś mi się stało, raczej byłoby to widać na pierwszy rzut oka.
Nie przestawał mnie dotykać. Duże dłonie, które najpierw złapały mnie kilkukrotnie w losowych miejscach na ramionach, jakby Malfoy chciał się upewnić, że nie jestem duchem, teraz pocierały moją skórę, rytmicznie i powoli. Trochę mnie to uspokajało.
Jego palce powędrowały wyżej i zaczęły badać moją twarz.
– Tyle razy wszyscy ci mówili, żebyś przestała łazić sama po zmroku i nie pakowała się w kłopoty, a ty nadal swoje… – mamrotał, kiedy jego chłodne opuszki palców muskały moje kości policzkowe. Marszczył brwi w wyrazie skupienia.
– Byłam na spacerze po błoniach, a na dworze wciąż było jasno! – oburzyłam się.
Rozszerzył moje powieki i sprawdził źrenicę. Okej, doktor Malfoy chyba zaczynał wymykać się spod kontroli. 
– Malfoy! – krzyknęłam ostrzegawczo.
Zamarł z dłońmi w moich włosach, gdzie prawdopodobnie planował szukać urazów czaszki. Powoli je stamtąd wyjęłam i ścisnęłam uspokajająco.
– Nic mi nie jest – powiedziałam powoli. – Wszystko w porządku. Znalazłam Crabbe na błoniach...
– Wiem – mruknął nerwowo, uciekając ode mnie wzrokiem. – Dlatego tu przyszedłem. Myślałem, że może…
– Nikogo tam nie było – powiedziałam szybko. Skoro tak mu odbiło, kiedy usłyszał, że ktoś znalazł Crabbe’a, wolałam nie sprawdzać co by zrobił, gdybym zasugerowała, że mógł tam być śmierciożerca. – Znalazłam go, zaprowadziłam do McGonagall, a potem mnie przesłuchiwali.
– To dlaczego tak długo? – burknął Malfoy, jakbym celowo siedziała tam tyle czasu, tylko po to, żeby go obrazić. – Myślałem że coś musiało ci się stać, skoro cię tam trzymają.
Nie puścił moich dłoni, które teraz wisiały pomiędzy nami, dziwnie i beztrosko. Na Merlina, czy on się o mnie martwił? Jasne, miałam wcześniej jakieś nieśmiałe podejrzenia na ten temat. Kiedy kazał mi się nie wtrącać, kiedy nawrzeszczał na mnie, przyłapawszy mnie z przyjaciółmi w łazience nocą, kiedy polazł za mną do Zakazanego Lasu. Zawsze miał jakieś mniej lub bardziej wiarygodne wytłumaczenie. Ale nic z tego nie było tak ewidentne, jak napięty wyraz jego twarzy, oczy wypełnione mnóstwem niewypowiedzianych pytań, strachem i stresem.
– Trwało to tak długo, bo chcieli się upewnić, że nie znajdę się w kręgu podejrzanych – wyjaśniłam.
– Co takiego? – Malfoy uniósł brew. – Jak znalezienie ofiary miałoby robić z siebie podejrzaną?
Powtórzyłam mu argument mojej matki. Ten o zemście.
– A poza tym, znalazłam już drugą ofiarę. To trochę dziwne – dodałam.
Malfoy przygryzł wargę i zamyślił się na chwilę. Odchrząknęłam zakłopotana.
– Em, nie żeby coś, ale przyszedłeś tutaj i czekałeś cholera wie jak długo pod drzwiami, tylko po to, żeby się upewnić, że nic mi się nie stało?
Spojrzał na mnie zaskoczony, a potem zerknął na nasze złączone dłonie, jakby kompletnie o nich zapomniał. Odskoczył ode mnie gwałtownie.
– Oczywiście, że nie – prychnął. – Po prostu chciałem wypytać, czego się dowiedziałaś. O Crabbie. I o śledztwie.
Aha. I to nie mogło poczekać do jutra. Jasne.
– Rozumiem – westchnęłam. – No cóż, skoro zadałeś sobie tyle trudu, to ci opowiem.
– Świetnie – odparł sztywno Malfoy.
Ruszyliśmy powoli wzdłuż korytarza, zachowując bezpieczną odległość od siebie. Scorpius upchnął dłonie do kieszeni, a ja zastanawiałam się, czy trzymał je tam, żeby mieć pewność, że nie zacznie znów dotykać mojej twarzy.
Opowiedziałam mu o przesłuchaniu, o co pytali, co im powiedziałam. Cały czas lawirowałam umiejętnie wokół faktu, że widziałam śmierciożercę. Nie miałam planu odnośnie tego, co powiem Malfoyowi jeśli usłyszy tę informację gdzie indziej, albo ja sama ją wypaplam, kiedy będzie taka potrzeba.
– A co mówił Crabbe? – zapytał. – Naprawdę był w takiej dobrej formie?
– Tak. – Wzruszyłam ramionami. – Osłabienie, nic więcej. Wydawał się… zrezygnowany. Spokojny. Pamiętał wszystko co mu się stało. Próbował przyswoić jak najwięcej detali, żeby potem pomogło to w śledztwie.
– Bardzo pragmatyczne podejście – westchnął Malfoy. – I co? Miał jakieś ważne informacje?
– Niewiele. Mówi, że cały czas było bardzo ciemno, za ciemno żeby mógł coś dostrzec. Wie tylko, że wszystkie powierzchnie wokół niego były kamienne i nierówne.
– Czyli kryjówka może być w jakiejś jaskini?
– Jest prawdopodobieństwo, że każdą ofiarę zanosi w inne miejsce – dodałam. – Tej nocy, kiedy byliśmy na koncercie, James powiedział mi, że w Zakazanym Lesie znaleźli trzysta sześćdziesiąt trzy obszary chronione zaklęciami.
Malfoy wzdrygał się. Na jego twarzy malował się szok.
– Nigdy nie uda im się odnaleźć tej kryjówki, której aktualnie używa – mruknął.
– Dlatego trzeba szukać sprawcy, nie kryjówki.
Skinął głową w zamyśleniu.
– Co jeszcze pamietał?
– Jakaś postać rzuciła na niego zaklęcie. Crabbe nie potrafił nawet powiedzieć czy to był mężczyzna czy kobieta, twierdzi, że nie dało się poznać. Potem postać zniknęła, a zaklęcie robiło swoje. Mówił, że proces był odurzający. Na przemian tracił i odzyskiwał przytomność. Kiedy było po wszystkim, został spetryfikowany, a ten ktoś wlał mu do gardła jakiś eliksir. Obudził się przy mnie.
– Eliksir – mruknął Malfoy. – Wywar Żywej Śmierci?
– Też tak pomyślałam – zgodziłam się. – Ellie i Byron pewnie z tobą rozmawiali? Ich opowieści były podobne? – zapytałam. W końcu tylko Gill miała zmodyfikowaną pamięć.
– Ellie była w zbyt wielkim szoku – odparł ciężko Malfoy. – Pamięta tylko działanie zaklęcia odbierającego magię. A Byron w ogóle nie chce rozmawiać na ten temat.
– Jakoś mu się nie dziwię – powiedziałam cicho.
Chłopak zatrzymał się gwałtownie, a ja zorientowałam się, że stoimy pod portretem Grubej Damy.
Scorpius Malfoy właśnie odprowadził mnie do dormitorium.
– Och – rzuciłam zaskoczona.
– Och? – Uniósł brew.
– Nieważne – powiedziałam szybko. – Dobranoc, Malfoy.
– Dobranoc, Weasley.
Odwróciłam się do portretu i już miałam hasło na końcu języka, ale jakoś nie potrafiłam zostawić tego bez komentarza. Gruba Dama i tak drzemała.
– Dzięki za eskortę – powiedziałam, znów zwracając się ku niemu. Głupawy uśmiech cisnął mi się na usta.
– Nie ma sprawy – odparł. Jego uśmiech wyglądał, jakby Scorpius się jednocześnie zastanawiał, czy na pewno powinien go odwzajemnić.
– Trochę daleko masz stąd do lochów – zauważyłam beztrosko. – Musi ci bardzo zależeć, żeby nic mnie nie zeżarło.
– Nie rozpędzaj się, Weasley.
– Bo się o mnie martwisz.
– Śnij dalej – prychnął.
Zrobiłam krok w jego kierunku.
– Bo mnie lubisz – zawyrokowałam.
– Chyba zwariowałaś – odparował natychmiast, ale zdradził go najjaśniejszy rumieniec, jaki w życiu widziałam. Uśmiechnęłam się szerzej, a on jeszcze bardziej się naburmuszył.
– Lubisz mnie – upierałam się. – Tak troszeczkę.
– Nie ma sensu z tobą dyskutować. – Malfoy przewrócił oczami.
– Pójdę teraz do dormitorium – powiedziałam uspokajająco. – Chcę, żebyś wiedział, że nic mi tam nie grozi. Jak tylko zaczniesz znowu się o mnie zamartwiać, przypomnij sobie, że jestem w bezpiecznym miejscu – zapewniłam go, usiłując utrzymać powagę na twarzy.
Scorpius spojrzał z pogardą na moją dłoń, którą ułożyłam na jego barku.
– Jesteś niemożliwa – oznajmił, znów przenosząc wzrok na moją twarz.
– Wiem. Może to dlatego tak mnie lubisz.
Po drgającym mięśniu na jego szczęce wiedziałam, że przeciągam strunę.
– Na litość boską, Malfoy, wyjmij kij z tyłka. – Przewróciłam oczami. – Tym razem ci wybaczę. I to tylko dlatego, że właśnie zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi, ale nie będę wiecznie znosić takiego zachowania. Dobranoc.
Podałam hasło Grubej Damie która zdążyła się obudzić, podczas naszej rozmowy. Poklepałam po policzku Scorpiusa, który stał z rękami skrzyżowanymi na piersi i bardzo niezadowolonym wyrazem twarzy. Zniknęłam w dziurze pod portretem, zanim zdążył znów zapewnić mnie o swojej nienawiści.

*

– Po prostu zachowuj się normalnie – syknęła Roxanne. – A jeśli zapyta kiedy się znów umówicie, powiesz, że nie jesteś zainteresowana.
– Zgadza się – przytaknęła jej Alice. – I zrobisz w to uprzejmy, cywilizowany sposób.
– A poza tym, nawet nie wiesz, czy będzie chciał zaprosić cię gdzieś drugi raz. – Najwyraźniej Albus też pragnął dołożyć cegiełkę do mojej terapii oczyszczającej. Oczyszczającej z Lorcana. – Może jemu też się nie podobało?
– No nie wiem – pokręciłam nosem z teatralnym powątpiewaniem. – Jestem całkiem fajna.
Kuliliśmy się ciasno ku sobie na krzesłach, które zebraliśmy w kółko i próbowaliśmy ignorować resztę osób w klasie. Akurat trwała próba, i podczas gdy pozostali próbowali ćwiczyć i wykonywać wyznaczone nam zadanie, ja usiłowałam rozwiązać moje problemy sercowe.
– Och, teraz mówi, że jest fajna. – Timothy przewrócił oczami. – Przez trzy lata nasłuchaliśmy się, jaki Lorcan jest wspaniały i spoza jej ligi, a wystarczyła jedna randka, żeby…
– Zamknij się, Tim – machnęłam dłonią. – Powinieneś się cieszyć z mojego świeżo odzyskanego poczucia własnej wartości, a nie na nie narzekać.
Conrad, który do tej pory siedział cicho, wtrącił się do rozmowy. 
– Rosie, dlaczego właściwie miałabyś odmówić Lorcanowi? – zapytał, unosząc brew. – Nie masz już wobec niego żadnych podejrzeń?
Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Nigdy nie miałam podejrzeń wobec Lorcana – przypomniałam mu. – To Anthony’ego próbowałam przesłuchać za pomocą moich wątpliwych wdzięków, pamiętasz?
– Owszem. – Skinął głową. – Ale nie uważaliśmy przypadkiem, że Lorcan zachowywał się trochę dziwnie, kiedy tak ochoczo zgodził ci się pomóc?
– Nie, nie uważaliśmy – powiedział powoli Albus.
– Och. – Conrad zmarszczył brwi. – Czyli to musiałem być tylko ja.
Przewróciłam oczami.
– Conrad, nawet jeśli, to sumienie nie pozwoliłoby mi umawiać się z facetem po to, żeby wyciągać z niego informacje.
– Twoje sumienie nie przeszkodziło ci w uwodzeniu Anthony’ego. – Spojrzał na mnie z powątpiewaniem.
– Ale Lorcan jest dobrą osobą. To co innego. Moje sumienie rozróżnia takie rzeczy.
– Nie przeszkodziło ci też w podsłuchiwaniu Scorpiusa w sklepie fotograficznym dwa tygodnie temu – dodał od siebie Albus.
Posłałam Alice i Roxanne oskarżycielskie spojrzenie.
– Czego nie zrozumiałyście, kiedy zakończyłam tę opowieść słowami „tylko nie mówcie Albusowi”?
Wzruszyły bezradnie ramionami. Fantastycznie. Nie ma to jak intymne i ściśle strzeżone tajemnice żeńskiego dormitorium. Już nawet nie można się nikomu pozwierzać do poduszki.
– Ro, wiesz jak szybko podróżują sekrety w grupie znajomych. – Timothy stanął w ich obronie. – A to nie jest nie wiadomo jaka tajemnica. Wszyscy tam byliśmy, kiedy nagle zostawiłaś Lorcana w środku randki i wybiegłaś za Malfoyem. – Zastanowił się chwilę. – Może rzeczywiście powinnaś się zgodzić na tę drugą randkę. Biedak na to zasłużył.
Ktoś głośno odchrząknął nad naszymi głowami. Wyprostowaliśmy się gwałtownie. 
– Dobrze się bawicie? – spytał z przekąsem Malfoy, opierając brodę o podkładkę, z którą nie rozstawał się podczas prób.
– Niczego sobie – przyznała Alice.
– Czyli możemy już zobaczyć waszą etiudę? – Uniósł brew z powątpiewaniem.
Całkiem zapomnieliśmy dlaczego w ogóle mogliśmy sobie pozwolić na siedzenie w grupce i rozmowy podczas próby. Malfoy kazał nam się dobrać i przygotować kilkuminutowe etiudy w ramach rozgrzewki.
– Nie do końca – przyznałam.
Malfoy rozejrzał się rozkojarzony po sali. Wszyscy mieli dzisiaj dość niemrawe miny. Większość grup również rozmawiała przyciszonymi głosami i mogłam się założyć, że nikt nie dyskutował na temat etiudy. Ja i moi przyjaciele pewnie nadal rozmawialibyśmy o porwaniu Crabbe’a, gdyby nie fakt, że już zdążyliśmy zmęczyć temat.
– A co ty tu robisz? – zapytał nagle Scorpius, wpatrując się w Alice.
– Ja, ee… – zawahała się. – Zawsze tu jestem. Przecież mam funkcję… dublerki Rose – powiedziała szybko.
– Dublerki Rose. – Brwi Malfoya zniknęły pod grzywką, a ja drgnęłam, słysząc moje imię w jego istach. Lubiłem kiedy je mówił. Przy „R” układał język jakoś inaczej niż wszyscy ludzie, przez co całość wybrzmiewała ciekawiej. A przynajmniej na tyle ile mogłam stwierdzić, słysząc to po raz drugi.
Na Merlina, ależ ja byłam żałosna.
– No dobrze, przyszłam podejrzeć jak wyglądają prace nad spektaklem, kiedy już nie jestem reżyserem – przyznała Alice. – I nie możesz mi tego zabronić.
– Dlaczego?
– Bo jest w ciąży – wtrącił uczynnie Timothy. – Jak odmówisz czegoś kobiecie w ciąży, to będziesz miał pecha.
– Nie, nie, te ciążowe przesądy są znacznie bardziej szczegółowe – dodałam. – Jak odmówisz czegoś kobiecie w ciąży, to zeżrą cie myszy.
– Dokładnie – podsumowała Alice, unosząc wysoko brodę.
Malfoy przewrócił oczami po czym jeszcze raz przebiegł zmęczonym spojrzeniem po wszystkich uczniach. 
– To nie ma dzisiaj sensu – zawyrokował. – Wszyscy jesteście rozproszeni. Próba odwołana.
– Nie! – zawołałam głośno i z nutką histerii w głosie. – Przecież idzie świetnie!
– Tak? – sarknął Malfoy. – Czy ktokolwiek przygotował etiudę o którą prosiłem?
Odpowiedziały mu zawstydzone spojrzenia i uciekanie wzrokiem.
– Dwa tygodnie temu już odwołaliśmy jedna próbę – mruknęłam, grzebiąc stopą w podłodze i bawiąc się frędzlami mojej bluzki. – W takim tempie nie wyrobimy się z tym spektaklem do końca roku.
Natychmiast poczułam wyrzuty sumienia, że w ogóle powiedziałam coś takiego. Kiedy w szkole działy się takie straszne rzeczy, pewnie nikogo nie obchodziło głupie przedstawienie. Z drugiej strony życie szkolne toczyło się dalej, mieliśmy mnóstwo nauki, a inne zajęcia dodatkowe nie zostały odwołane. Skoro ci, którzy byli w drużynach quidditcha nadal mieli świra na punkcie zdobycia tegorocznego pucharu, ja mogłam świrować na punkcie spektaklu.
– W takim razie ja przełóżmy – zaproponował Malfoy.
– Ludzie mają treningi, klub gargulków i inne takie. Nie znajdziemy dogodnego terminu w tygodniu, który pasowałby wszystkim – rzucił Albus.
Scorpius przygryzł wargę i zamyślił się na chwilę.
– To w kolejną sobotę zrobimy dwa razy dłuższą próbę. W porządku? – Spojrzał na mnie pytająco.
Skinęłam głową, uśmiechając się szeroko. Miałam pełną świadomość, że wszyscy obecni w pomieszczeniu w danym momencie mnie nienawidzą.
Wszyscy zaczęliśmy zbierać się do wyjścia. Malfoy jako pierwszy opuścił klasę.
– Czasem mam wrażenie, że dałoby się przekonać Scorpiusa do zrobienia absolutnie czegokolwiek, jeśli tylko ty byś go o to poprosiła – westchnął Albus.
– Co masz na myśli? – Przewiesiłam sobie torbę przez ramię i cierpliwie czekałam, aż Alice pozbiera wszystkie swoje rzeczy. Będąc w siódmym miesiącu ciąży poruszała się trochę wolniej, ale jeśli tylko próbowało się jej pomóc, zaczynała toczyć piane z ust.
– Wiem, że podsłuchiwałaś nas w bibliotece, kiedy wygłaszałem teorię, że Scorp ma do ciebie słabość – oznajmił Potter. – Podtrzymuję ją.
Conrad, Roxanne i Timothy poszli przodem, zostawiając w tyle mnie, Alice i Albusa. 
– Ale co to właściwie znaczy? – sapnęła Alice.. Zauważyła moje krytyczne na jej ciężką torbę. – Odczep się, Rose. To mit że będąc w ciąży nie powinnam nic dźwigać. Kobiece ciało musi być przystosowane do podnoszenia młodszych dzieci, jeśli jesteś w którejś ciąży z kolei. Mogę podnosić do piętnastu kilogramów.
– Jestem prawie pewna, że właśnie to wymyśliłaś – zawyrokowałam.
– Wracając do tej słabości – wciął się Albus, jak zwykle równie subtelny, co młot pneumatyczny. – Chodzi mi tylko o to, że Scorpius nie potrafi jej odmówić. Nie mam pojęcia dlaczego, skoro tyle jest między nimi niechęci, ale nie jestem ślepy.
– A te okulary to co, dekoracyjne? – sarknęłam.
– Kiedy masz do niego jakąś sprawę – kontynuował niezrażony – to Scorpius zawsze, dla niepoznaki, ubiera swoją odpowiedź w różne zaczepki i złośliwości, ale ostatecznie się zgadza.
– Tak się składa, że się mylisz. Jest całkiem odwrotnie. Malfoy jest w stanie odmówić czegoś tylko i wyłącznie dlatego, że to ja proszę. Kiedyś kichnęłam i poprosiłam go o chusteczkę, na co on oznajmił, że skoro planowałam kichać, to powinnam przynieść własne.
W końcu przekroczyliśmy próg klasy. Tuż za drzwiami okazało się, że Scorpius nie zaszedł za daleko. Stał tam w towarzystwie ostatniej osoby jaką spodziewałam się zobaczyć dzisiaj w Hogwarcie.
Drago Malfoy przytłaczał wszystkich obecnych na korytarzu uczniów i kłócił się z synem w całej swojej przerażającej okazałości.
Jako że ja i moich znajomi najwyraźniej nie mieliśmy żadnego poszanowania dla przestrzeni osobistej i prywatności, podpełzliśmy bliżej, żeby lepiej ich słyszeć.
– Nie. – Scorpius potrząsnął głową tak energicznie, że grzywka wpadła mu do oczu. Zdmuchnął ją z irytacją, zezując w górę. – Nie będę się powtarzał. Nigdzie nie idę.
– Scorpius, twoja matka odchodzi od zmysłów – warknął Draco. – I jeśli mam być szczery, sam jestem zaniepokojony. To tylko kwesta czasu, aż inni rodzice zaczną zabierać swoje dzieci z tej przeklętej szkoły, równie dobrze możemy być pierwsi.
– Nie moja wina, że masz paranoję. – Młodszy Malfoy skrzyżował ręce na piersi. – A jako że jestem pełnoletni, w świetle prawa sam o sobie decyduję. Nie zabierasz mnie z Hogwartu – zakończył z naciskiem.
Draco otworzył usta, ale wtedy nas zauważył, stojących tuż obok, jak trójka dziwolągów.
– Mogę wam jakoś pomóc? – spytał z irytacją.
– Chce pan zabrać Scorpiusa ze szkoły? – wypaliła Alice. – Toż to niedorzeczne. Ja lada moment będę miała małe dziecko, a mimo to chcę dokończyć edukację.
– Mój syn jest przedstawicielem jednego z najznamienitszych rodów czystej krwi, jakie przechadzały się korytarzami tej szkoły – powiedział wyniośle. – Nie będę ryzykował. Przeczekamy to całe zamieszanie, a kiedy przestępca zostanie złapany, Scorpius wróci do szkoły.
Malfoy wyglądał na zażenowanego. 
Rany, w życiu nie chciałabym zagłębiać się w dynamikę relacji tych dwojga. Wyrazy współczucia dla przyszłej żony Scorpiusa. Będzie miała całkiem sporo emocjonalnego bałaganu do opakowania. A jak już urodzi im się syn i Malfoy pierwszy raz go zobaczy to skinie głową z aprobatą, a następnie powie „Ojciec będzie ze mnie dumny.”
O dobry Boże, pan Malfoy zauważył jak przewracam oczami.
Spojrzał na mnie z irytacją, a ja cofnęłam się lekko.
– Panie Malfoy, nie ma powodów do zmartwień – wtrącił uczynnie Albus. – Szkoła będzie teraz znacznie bezpieczniejsza, mój tata przejął dowodzenie nad sprawą.
– Tak, wiem. – Draco skrzyżował ręce na piersi. Poły jego długiego płaszcza zafalowały złowieszczo, przez co wydał się jeszcze bardziej onieśmielający. – Jak na razie świetnie mu idzie wzywanie niewinnych obywateli na zbędne przesłuchania. Nie narzekam, bo dzięki temu zjawiłem się w szkole o dzień szybciej niż planowałem, dzięki czemu mogę zabrać Scorpiusa do domu. Idź pakować manatki – warknął do syna.
Chłopak wyglądał, jakby był gotów go zamordować. Nie ruszył się z miejsca.
– Został pan wezwany na przesłuchanie? – zdziwiłam się. – Dlaczego?
– Myślę, że nie powinniście się tym interesować.
– Mój tata i tak mi wszystko opowie, jeśli go zapytam – skłamał gładko Albus. – Równie dobrze mógłby pan zaoszczędzić nam czasu.
Draco zmierzył go chłodnym spojrzeniem. Ponoć zazwyczaj był bardzo miły dla przyjaciół syna, szczególnie dla Albusa, który przecież zajmował pierwsze miejsce w hierarchii, ale być może wyczerpaliśmy już dzisiaj jego cierpliwość. 
– Twój ojciec wezwał na przesłuchanie wszystkich byłych śmierciożerców, pozostałych przy życiu i przebywających na wolności – wyjaśnił łaskawie.
– Och, to pewnie przez moje zeznanie – wypaliłam, tracąc czujność. – Powiedziałam mu, że widziałam wczoraj kogoś w szatach śmier… – urwałam, uświadamiając sobie, że tym razem to Scorpius świdruje mnie morderczym spojrzeniem.
Wyleciało mi z głowy, że pominęłam ten szczegół, kiedy opowiadałam mu o przesłuchaniu. 
– Widziałaś śmierciożercę? – powiedział cicho. – I nie przyszło ci na myśl, żeby mi o tym powiedzieć wczoraj?
– Wczoraj? – zdziwił się Draco, na chwilę zapominając o własnej irytacji. – A co było wczoraj?
Scorpius nie powinien był tak znacząco akcentować tego słowa.
– Piątek – odpowiedział mu uczynnie Albus.
– I co? – spytał gniewnie Scorpius, zwracając się do ojca. – Teraz jesteś podejrzany? Pan Potter próbuje oskarżyć kogoś z byłych śmierciożerców?
Na podstawie samego przebywania na miejscu zbrodni? Mało prawdopodobne, ale z drugiej strony, był to jedyny punkt zaczepienia. Zwłaszcza jeśli, tym miejscem był Hogwart, a tutaj nie można było sobie tak po prostu wejść. A jeśli człowiek wślizgiwał się do środka, bez oficjalnego pozwolenia, wyglądał jeszcze bardziej podejrzanie. Jeśli jeszcze miał przy tym na sobie szaty kojarzone niegdyś z magicznymi terrorystami… cóż jego sytuacja nie prezentowała się kolorowo.
– Myślę, że taki był początkowy plan. – Draco skinął głową. – Ale sytuacja się zmieniła – każdy z nas miał przesłać odpowiedź na wezwanie do godziny dwunastej. Avery był jedynym, który tego nie zrobił. Godzinę po czasie, z Potterem skontaktowała się żona Avery’ego, twierdząc, że odebrała wiadomość i nie ma pojęcia, gdzie jest jej mąż. Przesłuchanie mnie i pozostałych koncentrowało się wokół zbadania, czy wiemy, gdzie może się podziewać Avery, jakbyśmy przez te dwadzieścia parę spotykali się wszyscy w jakimś klubie książki – zakończył z goryczą.
Miałam jakieś pojęcie o poszczególnych śmierciożercach. Nie tylko z opowieści – Druga Wojna Czarodziejów stanowiła potężny dział naszego podręcznika do Historii Magii. Kojarzyłam Avery’ego – uciekł jeszcze przed rozpoczęciem bitwy o Hogwart i udał się na poszukiwanie członków Zakonu Feniksa, chcąc poprosić kogoś o udzielenie mu schronienia. Po wojnie trafiła mu się taka sama oferta jaką otrzymał Draco Malfoy – wolność lub krótszy wyrok, w zamian za udzielenie  informacji, które mogły pomóc w schwytaniu pozostałych śmierciożerców.
O ile rozumiałam tę decyzję w przypadku taty Scorpiusa, to w ogóle nie podobała mi się w zastosowaniu do Avery’ego. Malfoy był w czasie wojny bardzo młody, młodszy niż ktokolwiek inny z mrocznym znakiem na przedramieniu, a jego decyzje były w dużej mierze dyktowane wpływem toksycznego ojca i generalnie porąbanej sytuacji rodzinnej. Można było sobie wyobrazić, dlaczego sąd chciał go oszczędzić i podarować drugą szansę.
Avery urodził się w tym samym roku co słynny Severus Snape, a w szeregach Voldemorta znalazł się przez własną głupotę, nienawiść i zaślepienie. A teraz spacerował sobie na wolności?
– Cóż, my już pójdziemy. – Draco chyba uświadomił sobie, że Scorpius nie był jego jedynym rozmówcą i być może powiedział za dużo. – Życzę wam miłego dnia.
Opiekuńczo położył Scorpiusowi dłoń pomiędzy łopatkami, po czym razem odeszli w kierunku lochów. Ich absurdalnie jasne włosy były świetnie widoczne w tłumie, aż zniknęli za zakrętem.
– To nie ma sensu – mruknęłam, marszcząc brwi. – Avery, jako sprawca.
– Wiem. – Odparł Albus. – Po co miałby krzywdzić… no, z braku lepszego słowa, swoich? Walczył o panowanie ludzi czystej krwi i o to, żeby byli jedynymi, którzy korzystają z magii. Dlaczego teraz miałby im ją zabierać?
Nie miałam odpowiedzi na te pytania, ale uznałam, że naszedł czas, aby przygotować się na każdą ewentualność.

*

Wszystkie meble w bibliotece prefektów zostały odsunięte pod ścianę. Stanęłam na środku całkiem sporej przestrzeni, którą dla siebie wygospodarowałam i rozejrzałam się z zadowoleniem po pomieszczeniu.
Nie najgorzej, Weasley. Nie najgorzej.
Na środku stał zestaw, który sama dla siebie transmutowałam, zgodnie z instrukcjami zawartymi w książce pod tytułem „Krew, flaki, pot i magia – czyli wszystko czego potrzebujesz, aby zostać kulturystą”. Co prawda nie miałam aż tak wielkich ambicji, jak sugerował tytuł, ale odrobina dodatkowej masy mięśniowej nigdy nikomu nie zaszkodziła. A jeśli będzie mi dobrze szło, mogę zaprosić przyjaciół do wspólnych ćwiczeń. Dzięki temu, kiedy już nastąpi magiczna apokalipsa, wszyscy będziemy bezpieczni. 
Zestaw zawierał sztangę – osobno metalowy gryf i kilkanaście obciążników – ławeczkę, które miała również śmieszne zawijasy na stopy, jeśli miałabym ochotę porobić na niej brzuszki oraz metalowy stojaczek, na który mogłam odwieszać sztangę.
Fakt, że nie potrafiłam zapamiętać fachowych nazw, wcale nie oznaczał, że przedsięwzięcie było skazane na porażkę.
Poprawiłam legginsy które wygrzebałam z szafy specjalnie na tę okazję, razem z luźną koszulką na ramiączkach. Było mi chłodno – w końcu za oknem szalała zima – ale wiedziałam, że lada moment się rozgrzeję.
– No dobrze, zacznijmy od tych leciutkich – wymamrotałam. Zawiesiłam najmniejsze obciążniki na metalowym gryfie i ochoczo zajęłam miejsce na ławeczce. Uniosłam sztangę.
– Osz cholera – sapnęłam, a krew popłynęła mi do twarzy. – Raz… Dwa…
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
– Dziewięćdziesiąt osiem – powiedziałam natychmiast, znacznie głośniej. – Dziewięćdziesiąt dziewięć… iiii setka! – zawołałam z zadowoleniem, odwieszając sprzęt. Podniosłam się do pozycji siedzącej i skinęłam głową Malfoyowi.
– Cześć – rzuciłam beztrosko.
Nazwanie jego wyrazu twarzy zaskoczeniem, byłoby niedopowiedzeniem stulecia.
– Na wszystko co mroczne i niegodziwe, Weasley, co ty wyprawiasz? – zapytał w końcu.
– Ćwiczę – odparłam, wzruszając ramionami.
Jego wzrok padł na stolik, który akurat był odsunięty pod samo wejście. Na blacie leżała moja książka do kulturystyki. Rzuciłam się w jej kierunku, ale on już zdążył przeczytać tytuł. Parsknął śmiechem.
– Ha-ha – mruknęłam, opiekuńczo przyciskając tom do klatki piersiowej.
– Nawet nie wiem, czy chcę wiedzieć co w ciebie wstąpiło – powiedział, ani na chwilę nie przestając rechotać.
– To na wszelki wypadek, okej? – powiedziałam defensywnie. – Ktoś zabiera magię. Siła fizyczna może okazać się jedyną taktyką obrony, jaka nam pozostanie.
Malfoy przestał się śmiać i spojrzał na mnie poważnie. Zbyt poważnie.
– Ale ten ktoś porywa ludzi, kiedy jeszcze majż magię – zauważył Malfoy. – Jeśli będziesz próbowała mu uciec, możesz wspomagać się zaklęciami.
– Ale może być tak, że po tym jak odbierze mi magię, będzie musiał mnie, z jakiegoś powodu zabić – mamrotałam. – A wtedy ja zgniotę jego czaszkę, za pomocą moich niesamowitych muskułów.
Scorpius przewrócił oczami.
– Poza tym, może zabrać magię mi i wielu innym osobom, a potem nie da się przywrócić jej z powrotem – to był ten moment moich wyjaśnień, kiedy całkiem pożegnałam się z logiką. Dopiero teraz, mówiąc to wszystko na głos, uświadomiłam sobie, jak bardzo moje działania były wiedzione paniką. – A dużo, dużo później znajdę się w jakimś losowym niebezpieczeństwie. Trzeba przygotowywać się na przyszłość – brnęłam w zaparte.
– Coś takiego nie ma sensu w twoim przypadku – parsknął Scorpius. – Po pierwsze: nigdy nie osiągniesz takiego poziomu siły fizycznej, żeby stanowiło to jakąkolwiek różnicę w niebezpiecznej sytuacji.
– Oczywiście, że osiągnę! – oburzyłam się. – To moje nowe motto od dziś: Trening, ryż i kreatyna zrobią z ciebie s...
– Okej, rozumiem. – Malfoy uniósł dłoń. – Po drugie, surowa masa mięśniowa i siła, której nie potrafisz używać, są absolutnie bezwartościowe w walce.
– A co jest wartościowe? – spytałam, wbrew sobie. Nie chciałam jego pomocy. Ale być może jej potrzebowałam.
Rzucił mi przeciągłe spojrzenie.
– Mogę pokazać ci kilka rzeczy – powiedział powoli. – Ale to nie znaczy, że uważam, aby ci się przydały. Nie na tym powinnaś się koncentro…
– Jasne. – Skinęłam z zapałem głową. – Na wszelki wypadek.
Malfoy wyciągnął różdżkę i jednym machnięciem sprawił, że mój zestaw do ćwiczeń wyparował. Zamiast niego na podłodze pojawiła się spora, niebieska mata.
– Hej! – zawołałam. – Spędziłam nad tym trzy godziny!
– W takim razie gratuluję, to bardzo nowatorski sposób na zmarnowanie trzech godzin.
Spojrzał w dół. Miał na sobie luźna czarną koszulkę i dżinsy w tym samym kolorze. Ponownie machnął różdżką, a dżinsy natychmiast zmieniły się na czarne spodnie dresowe. Ubranie jak zwykle kontrastowało mocno z jego jasna skórą.
– Dobrze ci w czerni – wypaliłam nagle, mierząc go wzrokiem. Kiedy spojrzałam na jego twarz, kpiący uśmiech już tam na mnie czekał.
– Dobrze mi w każdym kolorze – stwierdził.
– Nie zgodzę się – odparowałam, opierając ręce na biodrach. – W czerni wyglądasz, jakbyś był taki blady specjalnie. Wybór stylistyczny, czy coś. W każdym innym kolorze wyglądasz, jakbyś być śmiertelnie chory i nie spał od trzech lat.
– Okej, lepiej już zacznijmy. – Scorpius skrzywił się, po czym gestem zaprosił mnie na matę. Stanęliśmy naprzeciwko siebie. – Na potrzeby ćwiczeń przyjmiemy dwa założenia: ty jesteś drobną dziewczyną, bez szczególnie imponującej siły fizycznej.
– To akurat prawda – mruknęłam.
– Natomiast jeśli chodzi o założenie odnośnie naszego złoczyńcy, wyobrazimy sobie najgorszą możliwą opcję – kontynuował niezrażony. – Jest silnym i sprytnym facetem, wielkim jak niedźwiedź.
Skinęłam głową, podkurczając palce u stóp w moich tenisówkach. Łatwo będzie to sobie wyobrazić. Malfoy był znacznie większy ode mnie. Staliśmy na tyle blisko siebie, że musiałam zadzierać lekko głowę, aby na niego patrzeć, a jego barki z łatwością przesłaniały mi widok na resztę pomieszczenia. 
– Opcja numer jeden. – Uniósł moje dłonie do góry i zamknął nadgarstki w stalowym uścisku. – Jesteś unieruchomiona. Co robisz?
Wiedziona instynktem pchnęłam głową do przodu. Trafiłabym go czołem w brodę, gdyby się nie uchylił.
– Dobrze – pochwalił. – Ale spróbuj wycelować w nos.
– Jeśli rzeczywiście jest tak wysoki jak ty, będę musiała stanąć na palcach. – Wzniosłam się na moment, żeby zaprezentować. Teraz moje czoło znalazło się na właściwej wysokości. – A wtedy trudniej będzie mi utrzymać równowagę.
– Prawdopodobnie nie będzie próbował cię zaatakować, będąc przy tym wyprostowany jak struna – powiedział uczynnie Malfoy, uginając lekko nogi w kolanach. – Czyli głowa w nos. Co dalej?
– Dalej? – zdziwiłam się.
– A co, myślałaś, że już go zabiłaś? – zaśmiał się.
– A do tego dążymy? – Wytrzeszczyłam oczy.
Chłopak przewrócił oczami.
– Kiedy już już jest zdezorientowany twoim ciosem, nie będzie zwracał uwagi na to, co robi reszta twojego ciała. – Pochylił się lekko, złapał moją nogę pod kolanem i poprowadził je w górę. – Nie pomyśli, żeby cię zablokować. Celujesz w krocze. I spróbuj zrobić to kolanem, nie udem.
Wdech, wydech.
Jego palce pogłaskały lekko moją nogę (a właściwie po prostu podświadomie przesunął je o centymetr, a mój mózg dopowiedział sobie resztę), a mi lekko przyspieszył puls.
– Kontroluj oddech – zakomenderował rzeczowo, niczego nie świadomy.
– A ty swoje łapy – odcięłam się natychmiast.
Kącik ust mu zadrżał, kiedy puścił moją nogę, a ja starałam się ukryć rozczarowanie. 
– Te dwa ruchy muszą nastąpić bezpośrednio po sobie. Szybka sekwencja. Pokaż – dodał, kiedy skinęłam głową.
Pchnęłam głową w kierunku jego twarzy i szybko ugięłam nogę w kolanie. Na jego miejscu nie ufałabym mi na tyle żeby wierzyć, iż zatrzymam się w odpowiednim momencie.
– Dobrze – powiedział znów. – To pierwsza opcja. Druga jest taka, że robisz wszystko, co możesz, żeby uwolnić choć jedną rękę.
Złapał mnie znów za nadgarstki, po czym pozwolił, abym wyłuskała jeden z jego uścisku.
– I co wtedy? – spytałam wyczekująco.
Ugiął moje palce, nie do końca w pięść, ale jakoś tak je pozawijał, uwydatniając moje knykcie. Następnie ułożył je na swojej szyi, tuż nad jabłkiem Adama.
– Krótki cios tutaj. Najmocniej jak tylko dasz radę. Możesz też zrobić to prostą dłonią, jeśli sądzisz, że tak łatwiej wcelujesz. Jeśli będziesz precyzyjna, zacznie się krztusić i nie będzie mógł złapać oddechu. Masz chwilę na ucieczkę.
Miałam wrażenie, że wibracje z jego strun głosowych wędrują wzdłuż mojego ramienia, cholera wie dokąd. Jabłko Adama podskoczyło mu lekko, a ja zdałam sobie sprawę, że gapie się na jego twarz, jakby był rzeźbą, przygotowaną do podziwiania w muzeum. Nie wiem, czy jakikolwiek mistrz tego rzemiosła, potrafiłby wyrzeźbić takie kości policzkowe.
Znowu pozwalałam się rozproszyć.
– Ale to tylko jedna sytuacja – powiedziałam szybko. – Nie wiemy, czy porywacz będzie postępował zgodnie z twoim scenariuszem, Malfoy. Co jeśli, na przykład, złapie mnie od tyłu?
– To masz przerąbane.
Prychnęłam gniewnie.
– Daj spokój. Muszą być jakieś… sztuczki.
Scorpius wzniósł oczy do nieba, pociągnął mnie za rękę i jednym, szybkim ruchem obrócił do siebie plecami. Ścięgna na jego ramieniu były napięte, kiedy otoczył nim moją szyję.
– Duszę cię. Jeśli utrzymam cię tak dość długo, stracisz przytomność. Co zrobisz? 
Oczywiście w rzeczywistości wcale nie odciął mi dopływu powierza, ale to wcale nie zmieniało faktu, że miałam problem z oddychaniem.
– Mogę uderzyć cię łokciem w brzuch – zaoferowałam słabo.
– Możesz – zgodził się. – Ale nie masz dość siły, żeby wyrządzić mi tym jakoś krzywdę. Wystarczy, że napnę brzuch. A jeśli ktoś będzie usiłował cię utrzymać w tej pozycji, a ty będziesz się szarpać, napastnik będzie miał napięte całe ciało. Spróbuj.
Najmocniej, jak umiałam pchnęłam łokieć do tyłu. Rzeczywiście, napotkałam jedynie twarde mięśnie, a Malfoy nawet nie drgnął.
– A to? – spytałam i pchnęłam głową w tył, próbując znowu uderzyć w nos. Problem polegał na tym, że moje mięśnie szyi nie miały dość dużej swobody ruchu, żeby go dosięgnąć.
– Nikt nie będzie trzymał głowy wystarczająco blisko – wytłumaczył cierpliwie.
– To co mam zrobić? – warknęłam.
Poczułam, jak wzrusza ramionami.
– Jak mówiłem, niewiele możesz – rzucił beztrosko. – Jeśli bardzo byś chciała, żeby zabolało go gdzieś na torsie, spróbuj tutaj. – Jego dłoń wsunęła się pod moją koszulkę i spoczęła pod żebrami. Zadrżałam. To i tak dobrze, bo kiedy poczułam jego palce na skórze, miałam ochotę jęknąć. – Tępe uderzenie łokciem zaboli go mniej, niż precyzyjne wbicie palców w delikatne miejsce – dodał cicho. Tego broda spoczywała na moim barku, a ciepły oddech łaskotał ucho. Czułam jak jego klatka piersiowa porusza się rytmicznie.
Wdech i wydech, Rosie. Świetnie się trzymasz.
– Ale i tak wiele tym nie zdziałasz – odezwał się znów, zabierając dłoń. – Możesz spróbować wbić mu piętę w stopę, ale prawdopodobnie ją zabierze. Jeśli jednak się uda, jest szansa, że na chwilę poluzuje uścisk. Wtedy zwiewasz.
Puścił mnie, a ja odsunęłam się od niego, obrażona.
– Kiepskie te twoje korepetycje – burknęłam.
Westchnął ciężko i przeczesał włosy palcami. Zrobiło mi się trochę głupio. Rzadko kiedy próbował mi pomóc. Kiedy podczas próby jakaś scena szła mi kiepsko, Malfoy albo mnie ignorował, albo wytykał błędy krótko i bez dodatkowej instrukcji. A tym razem wszystko cierpliwie tłumaczył i nawet użył dwa razy słowa „dobrze”. To była największa pochwała na jaką kiedykolwiek mogłam od niego liczyć.
– Masz jeszcze jakieś możliwe scenariusze? – zapytałam ochoczo, chcąc się zrehabilitować.
Zastanowił się chwilę i skinął głową, a następnie położył się na macie.
– Teraz ja będę ofiarą, bo nie umiem ci powiedzieć, co masz zrobić. Muszę ci pokazać – oznajmił, po czym spojrzał na mnie wyczekująco. – Usiądź na mnie.
Zakrztusiłam się powietrzem.
– Słucham? – wykasłałam.
Uniósł brew z rozbawieniem.
– Powiedziałem, żebyś usiadła.
– Na tobie.
– Zgadza się.
– Nie, dziękuje – odparłam grzecznie.
Wbił zniecierpliwione spojrzenie w sufit.
– Weasley, nie bądź dzieckiem.
Nie byłam dzieckiem. Po prostu nie miałam pojęcia jak proponowana przez niego czynność na mnie podziała. Na litość boską, dlaczego musiałam być nastolatką. Jeśli przed końcem tej „lekcji” nie dostanę pozwu za molestowanie seksualne, uznam to za sukces.
Mój ojciec na pewno by w tym wypadku nie zapłacił za dobrego adwokata.
Usiadłam okrakiem na jego brzuchu. 
Scorpius ułożył swoje dłonie na wysokości głowy. Białe włosy rozsypały się wokół jego twarzy jak jakaś ironiczna aureola.
– Złap mnie za nadgarstki – zakomenderował. Wykonałam polecenie. W moich oczach musiał błysnąć jakiś pierwotny instynkt predatora, bo Malfoy uniósł lekko brwi. Przywołałam na twarz wyraz bezgranicznego opanowania.
– Mam unieruchomione ręce, nie dosięgnę cię głową. Co, według ciebie, powinienem zrobić?
Leżeć grzecznie i czekać aż Rose ugryzie mnie w żuchwę. 
Uch. 
Wzruszyłam ramionami, bojąc się otwierać usta. 
– Jeśli siedzi gdzieś niżej, na wysokości miednicy, musisz go zwabić to tej pozycji, w której jesteś, na moim brzuchu – powiedział. – Możesz nawet sama się przesunąć. – Jak powiedział, tak zrobił. Poczułam jak jego tors przesuwa się delikatnie w dół.
Miałam wrażenie, że teraz to już jawnie kpi sobie ze mnie i mojej samokontroli.
– I wtedy robisz tak.
Poczułam jak jego mięśnie brzucha napinają się pomiędzy moimi udami. Uniósł lekko tors, a zaraz potem jego łydki, których nie mogłam widzieć, zaczepiły się o moje barki. Pociągnął mnie do tyłu, a ja z piskiem wyłożyłam się na jego długich nogach.
– Do tego trzeba być trochę wysportowanym, ale myślę że dasz radę – oznajmił, wspierając się na dłoniach, wyraźnie zadowolony z siebie.
– Mogłeś mnie ostrzec – burknęłam, wstając. Otrzepałam się z nieistniejącego kurzu, żeby zająć czymś dłonie.
Dołączył do mnie w pozycji stojącej.
– To już koniec lekcji? – spytałam.
– Tak. Jak ci się podobała?
– Średnio – sarknęłam. – Nadal nie wiem co zrobić, jeśli ktoś mnie zaatakuje od tyłu, ale na szczęście psychopaci są w dzisiejszych czasach na tyle uprzejmi, by dać mi uczciwą przewagę.
Malfoy chyba stracił do mnie cierpliwość. 
– Zawsze możesz spróbować tego – zaproponował z irytacją.
Złapał mnie za rękę, obrócił się do mnie tyłem i objął własną szyję moim ramieniem. A potem, zanim zdążyłam zarejestrować co się dzieje, pochylił się i przerzucił mnie przez ramię.
Świat zawirował, rozległ się mój wrzask, a zaraz potem wylądowałam miękko na macie.
Irytująca twarz Malfoya spoglądała na mnie z góry. Wspierał dłonie na kolanach.
– Boki rwać – warknęłam.
– Sama się prosiłaś. – Wyciągnął do mnie rękę, chcąc pomóc mi wstać. Błąd.
Pociągnęłam i z satysfakcją patrzyłam, jak wykłada się koło mnie. Miałam nadzieję, że jego upadek był bardziej bolesny. 
Scorpius zaśmiał się cicho, po czym uniósł się na łokciu. Nie wyglądał jakby miał zamiar coś powiedzieć, więc to ja musiałam szybko wypełnić tę ciszę. Nie mogłam dopuścić do sytuacji, w której po prostu będziemy wpatrywać się w siebie bez słowa.
– Czyli zostajesz w szkole – wypaliłam.
– Na razie. – Skinął głowa. – Wytłumaczyłem ojcu, że mogłabyś umrzeć z tęsknoty.
Przewróciłam oczami. 
– Hogwart bez ciebie, Malfoy? Przez ostatnich sześć lat nie marzyłam o niczym innym.
Uśmiechnął się słabo.
– W takim razie będzie druga szansa, kiedy pojadę do domu na święta. Myślę, że moi rodzice już opracowują strategię na zabarykadowanie mnie w pokoju w dzień powrotu do szkoły.
Gwiazdka była za dwa tygodnie. Kto wie, może naprawdę nie pozwolą mu wrócić. Na tę myśl coś mnie ścisnęło w żołądku. W końcu byliśmy na etapie prawie koleżeńskim, a przynajmniej to próbowałam mu wczoraj wmówić. Żartobliwie, ale jednak. Nauczył mnie samoobrony.
– A skoro już jesteśmy przy podsłuchiwanych przez ciebie rozmowach – zaczął, marszcząc brwi. – Powinnaś mi powiedzieć, że widziałaś śmierciożercę, kiedy znalazłaś Crabbe’a.
Westchnęłam z frustracją, rozprostowując się wygodnie na macie. 
– Bałam się, że ześwirujesz – wyjaśniłam, nie patrząc mu w oczy.
– Że co zrobię? – Uniósł brwi.
– Tak panikowałeś, jak wyszłam z przesłuchania. – Wzruszyłam niewinnie ramionami, a jego spojrzenie stwardniało. – Uznałam, że fakt iż tylko kilkadziesiąt metrów dzieliło mnie od potencjalnego napastnika, to będzie już za dużo, dla twojego delikatnego serduszka.
Zacisnął powieki, żeby się uspokoić. Po kilku sekundach znów przeszywał mnie na wylot swoim srebrnym spojrzeniem.
– To mi nie brzmi, jak przeprosiny, Weasley – powiedział groźnie.
– Przeproszę, jeśli przyznasz, że szalałeś ze zmartwienia o moją skromną osobę – upierałam się.
– Nie szalałem.
– Ach tak? – uniosłam brwi, udając urażoną. – Czyli w ogóle nie obchodzi cię co się ze mną stanie?
Przewrócił oczami. Zaskakująco często wywoływałam u niego tę reakcję.
– Tak bym tego nie ujął. Nie dramatyzuj.
– Czyli się martwiłeś – zdecydowałam. – Musisz wybrać jedno albo drugie. Martwiłeś się.
– Wcale nie.
– Wcale tak.
– Wcale nie.
– Wcale tak.
– Wcale nie.
– Wcale t….
Och.
Och.
Pocałował mnie.
Miałam wrażenie, że w moim mózgu rozległ się jakiś alarm, ogłaszający awarię wszystkich systemów. Jedyne co rejestrowałam, to jego miękkie, sprawne usta, poruszające się razem z moimi.
Ostrożna dłoń spoczywała na mojej talii, a ja zarzuciłam Malfoyowi ręce na szyję, przyciągając go bliżej siebie, tak że właściwie na mnie leżał. 
Gorąco, gorąco, nie mogę oddychać.
Właściwie to mogłam, aż za dobrze. Za szybko, za krótko. Krew huczała mi w uszach. Druga dłoń chłopaka zatopiła się w moich włosach, rozwalając kucyka.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze, kiedy jego usta znalazły się na mojej szyi.
– Jakbym wiedział, że tak łatwo sprawić, że się zamkniesz, zrobiłbym to szybciej – wyszeptał, przygryzając moją skórę. Dopiero wtedy zauważyłam, że oddychał równie szybko jak ja.
Jego usta wróciły do moich, zanim zdążyłam się odgryźć.
Całe moje ciało budziło się do życia. To było takie uczucie, jakbym nagle, po wielu latach, uświadomiła sobie, ilu elementów Scorpiusa chciałam zawsze dotknąć, sprawdzić, zbadać, ale nigdy nie miałam okazji. Moje ręce wędrowały po jego ciele, próbując nadrobić ten stracony czas.
Dowiedzieć się, czy jego ramiona są tak twarde, jak się wydają. Czy jego włosy są tak miękkie, jak podejrzewałam. Czy jego twarz jest równie miła w dotyku jak piękna. 
Malfoy nie pozostawał mi dłużny. Jego dłonie krążyły po moim ciele, z każdym oddechem przyciągając mnie bliżej. Nie mogłam już powiedzieć, że moja skóra była gorąca wszędzie gdzie mnie dotknął, bo miałam wrażenie, że cała stoję w płomieniach.
Przygryzł moją dolną wargę a ja jęknęłam cicho. Jego usta ponownie zsunęły się na moją szyje, gdzie zaczął całować wrażliwą skórę pod uchem.
– Rose – westchnął lekko.
Jak na komendę, oboje zamarliśmy. 
Cholera, jakby nie mógł całować mnie w milczeniu.
Jego dłoń przestała wędrować po mojej nodze, która obejmowała go w pasie. 
O Merlinie.
Druga odskoczyła od mojej twarzy. Odsunął się ode mnie, dzięki czemu miałam świetny widok na wyraz szoku, odmalowany na jego zarumienionej twarzy. Miał tak rozszerzone źrenice, że ledwo dostrzegałam znajome srebro w jego tęczówkach. Oboje oddychaliśmy w tempie uczestnika maratonu.
Zanim zdążyłam wykonać jakikolwiek krok ku rozluźnieniu atmosfery, Malfoy zerwał się na równe nogi i wybiegł z biblioteki.
Świetnie. Nawet nie zdążyłam ugryźć go w żuchwę. 
Nie miałam pojęcia, że faceci są tacy płochliwi.

*

Dzień doberek. Miesiąc przerwy, wyrabiamy się :D Jak przy scenie z Draco zobaczyłam, ile już stron ma ten rozdział, chciałam go rozbić na dwa krótsze, ale stwierdziłam, że to jednak nie przejdzie, więc wyszła mi z tego ta kolumbryna. Mam nadzieję, że się wam podobała i czekam z niecierpliwością na wasze opinie <3

14 komentarzy:

  1. "Stwierdziłaś", że zrobisz dłuższy, jasne. Sama srwierdziłaś xdd
    Poza tym, z tymi piętnastoma kilogramami to nie bujda, to fakt, nie zmyśliłam tego!
    Ale dość o błędach merytorycznych.
    Cieszę się, że jednak tak szybko dodałaś rozdział, bałam się, że zdążę urodzić zanim przeczytam xdd
    Scena pocałunku prima sort, klimatycznie, zaspokoiła moją inner thirsty bitch, very nice. Ja też żałuję, że jednak go nie ugryzła w żuchwę.
    I wreszcie mogę powiedzieć, że w czymś przypominam Malfoya - ja też wyglądam jakbym umarła i nie spała od trzech lat. Tylko ja tak niezależnie od koloru ubrania.
    Aha i czy te techniki samoobrony są legitne? Bo już zapamiętałam. Jak kiedyś ktoś mnie zabije, bo zrobię coś, co tu przeczytałam i okaże się to głupie - thats on you.
    PS Pogubiłaś gdzieniegdzie kilka ogonków, ale kim jestem, by krytykować.
    PS 2 Bardzo fajny rozdział, bardzo mi się podobał.
    PS 3 Mam nadzieję, że cię nie rozczaruję, że pomyślisz, że spoko komentarz, a tu ja ;(

    Pozdrawiam
    LUNA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu to że spytałam cię o zdanie nie oznacza, że ty stwierdziłaś :D a z tymi kilogramami to nie moglam znaleźć nigdzie potwierdzenia, wiec uznałam, że zostawię sobie taki margines bezpieczeństwa, jakby sie okazało ze to jednak twój kalafior mi powiedział nie ty xd
      Skad wiesz skoro nosisz tylko jeden kolor :D
      Techniki ponoć są legitne, ale ręczy za nie Paweł, nie ja- poprosiłam zeby pokazał mi kilka suchych podstaw, and I'm just gonna make it sexual. Bo tak z kolei zadecydowała moja inner thirsty bitch.
      Ach, jak wiesz, ogonki, przecinki i ja od wielu tysiącleci jesteśmy w stanie nieustajacej wojny :c
      Alez skąd, bardzo ładny komentarz!
      Pozdrowienia dla rodzinki

      Usuń
  2. Wow, jejku! Od momentu kiedy zaczęła się scena w bibliotece tak coś przeczuwałam, że będzie pocałunek, ale nie wiedziałam że aż taki! I raczej obstawiałabym, że to Rose ucieknie stamtąd, albo Scropisu walnie coś głupiego. Noo jestem bardzo ciekawe jak dalej będzie wyglądać tak ich relacja!!! �� Tak szczerze to ten pocałunek przysłonił mi resztę opowiadania, hehe, ale nie ogólnie cały rozdział mi się podobała, wcześniejsze sceny scorse były dobre. Jest tu w sumie tyle akcji że wszystkich jestem ciekawa i nie mogę doczekać się dalszych części!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wahałam się do ostatniego momentu, czy jednak nie odłożyc pierwszego pocałunku na później, no ale jest :D
      Cieszę sie, ze ci sie podobal! :D
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Witam, witam. Jestem tutaj nowa, ale pochłonęłam wszystkie rozdziały z wielką łatwością. Piszesz naprawdę świetnie, czyta się przyjemnie i lekko. Czasami zdarzy się jakaś literówka, ale to rzecz jak najbardziej ludzka.
    Co do treści, to historia jest genialna! Bardzo mi się podoba. Tak samo jak Twoja Rose. Jest bardzo fajną energiczną osóbką, która ma nietuzinkowy charakter. Jej relacja z Draco..stfu! Scorpiusem (ja zawsze pisze o Draco, dlatego do syna jego jedynego też mam automatycznie słabość) jest przecudowna. W ogóle podobają mi się jej przyjaciele. Alice ma bardzo silny charakter i to mi się w babeczce podoba. Sprawa z porwaniami jest intrygująca. Wybacz za chaotyczny komentarz, ale nie umiem ich pisać XD Czekam na kolejny rozdział niecierpliwie! Pozdrawiam, Misanthropy.
    https://thedeathbeds.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się barzo, ze opowiadanie się wciągnęło! Liserówki i interpunkcja - to moja zmora. Ostatnio zawdzieczamy to temu, ze robię się coraz bardziej ślepa i nigdy nie mogę wszystkiego wypatrzyć przed publikacją xd
      Ja mam słabość do całego klanu Malfoyów. No, może poza Lucjuszem.
      Dziekuje bardzo za miłe słowa i pozdrawiam!

      Usuń
  4. Boże, nie mogłam się doczekać kolejnego rozdziału. I jest. I to jaki! Może się powtarzam, ale to jest świetne i czekam, jak się ta historia rozwinie. Powiem Ci, że jednocześnie cię nienawidzę, bo te rozdziały są tak super, że chciałabym je pochłonąć od razu wszystkie, więc mam nadzieję, że będą jak najszybciej, ale wiem, że to nie takie proste. Lepiej rzadziej, ale lepiej przemyślane. Dzięki za rozdział i do następnego.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze sie, ze rozdział ci się podobał! Ale nie nienawidź mnie! :D Pracuje nad nowym, miałam nadzieję, że te przerwy bedą coraz krótsze, ale chyba nie zmniejszę ich do mniej niż miesiąca. No, chyba że rzucę pracę!
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! ;*

      Usuń
  5. Boże pochłonęłam całe opowiadanie w ciągu jednego dnia i po co. Po co?! Chciałabym wiedzieć co się stanie dalej, już! :D Jeszcze koniec w takim momencie, ho ho. Ostatnio przeczytalam Twoje poprzednie opowiadanie o Rose i Scorpiusie i dzięki Tobie zakochałam się w tym pairingu. Chociaż teraz mam porównanie, że jednak w tym opowiadaniu się nieco różnią, i podoba mi się to! W ogóle strasznie wciągnęła mnie tajemnica z tymi porwaniami, ciekawie to rozgrywasz, trzyma w napięciu, a jednocześnie wszystko się wiąże. Również postacie, które stworzyłaś - Alice, Conrad, Timothy, Cady, Gregor - od razu się do nich przekonałam i jestem ciekawa ich dalszych losów. No i Albus i jego teorie spiskowe �� Ale przejdźmy do samych Rose i Scorpiusa. Pocałowali się! Nie spodziewałam się tego akurat teraz, już zapieralam dech w scenie w łazience prefektow, w scenie kiedy ja uwodził, w barze, a tu- jakoś mnie to zaskoczyło ale oczywiście pozytywnie, cholera jasna :D I jeszcze ten pocałunek - długi i namiętny, zapomnieli się kompletnie, hihi. Ciekawe co teraz. Będą się unikać az znów nie wytrzymają i rzucą się na siebie? Czekam z niecierpliwością. W ogóle początek rozdziału niesamowicie mnie rozbawil, golden trio znów w komplecie, Hermiona nic sobie nie robiąca z tego że Harry jest szefem biura aurorow, poirytowanie Pottera, Ron uznajacy madrosc swojej żony ponad wszystko :D świetna ta scena.
    Co mi się jeszcze podobało. Ah! Scorpius fotograf robiący zdjęcia Rose! On musi mieć na jej punkcie bzika, co. Myślę że ma i to długo, ale w głębi zaprzecza i dlatego też pewnie tak spanikował i uciekł xD Aaa no i marzę jeszcze o tym, żeby Lorcan w ostatnim momencie nie mógł zagrać jako Mr Darcy i Scorpius, jako reżyser jedyny znający rolę wystarczająco dobrze, zagralby go u boku Rose :D dobra, trochę mi tu wyszedł chaotyczny komentarz a to mój jeden z pierwszych, więc tak - spodziewaj się takich ode mnie więcej, to dopiero początek xD Życzę duuuuuzo weny, czasu na pisanie rozdziałów i przede wszystkim radości z ich pisania! Pozdrawiam serdecznie~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę sie bardzo, że opowiadanie tak cię wciągnęło <3 a co do tego ze spodziewałas ske pocałunku w innym momencie - o to chodziło, wiec cieszę się, że udało mi sie stworzyć to napięcie :D tak sobie wyobrażam Golden Trio w przyszłości :D jak ktos tak dobrze zna Hermione, to jak mógłby nie uznawać jej intelektu ponad wszystko? Xd
      Czy ma bzika to ja tam nie wiem. Scor też nie :D
      Dziękuję bardzo za komentarz, nic tak nie podnosi morali jak takie miłe słowa! <3 pozdrawiam :*

      Usuń
  6. O kurczaczki jak ja uwielbiam ten rozdział! No nareszcie się pocałowali! Tylko czemu on uciekł? Faceci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę! <3 Faceci, faceci i to jeszcze Malfoyowie!

      Usuń
  7. No wiedziałam, że tak się skończy ten ich trening ;D Wszystko super, cudownie i w ogóle... Chociaż nie! Czy ten Malfoy spadł z miotły?! Dlaczego ją najpierw pocałował, a potem zwiał jak przerażony nieśmiałek?! Teraz pewnie Rosie będzie niepotrzebnie analizowała i dojdzie do bzdurnych wniosków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahahah może i spadł, albo miotła spadła mu na głowę xd

      Usuń