sobota, 4 maja 2019

[15]"Miiiłość rooośnie woookół naaas…"

Scorpius
Wpadłem do dormitorium, potykając się o próg i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Na szczęście, zastałem tylko Zabiniego, który widząc mój zapewne histeryczny wyraz twarzy, podniósł się gwałtownie z łóżka. Nie chciałem, żeby ktokolwiek poza nim oglądał mnie w tym stanie.
– Na Salazara, Scor – sapnął, odrzucając książkę na pościel. – Co się stało?
Nie chciałem nawet się zastanawiać, jak muszę wyglądać. Wiedziałem jedynie, że muszę być rozczochrany i czułem rumieńce na twarzy.
– Pocałowałem Rose Weasley – wysapałem szybko, nadal łapiąc głębokie wdechy, żeby uspokoić się po biegu.
Gregor uniósł brew. Najwyraźniej nie był pod wrażeniem. 
– Och – mruknął. – I dlatego wyglądasz, jakby zmaltretowało cię stado hipogryfów? Czy aby na pewno skoczyło się tylko na pocałunku? – uśmiechnął się kpiąco.
– To nie jest śmieszne, Zabini! – warknąłem.
– No to dlaczego świrujesz? – zapytał swobodnie, ponownie siadając na łóżku, jak gdyby nigdy nic. – Pocałunek był zły?
– Był… – zacząłem, ale zaraz niemal zachłysnąłem się własnym językiem. Nie mogłem znaleźć właściwego słowa. – Dziwny! – powiedziałem w końcu.
– Dziwny? – Gregor uniósł brew.
– Inny.
– Rozwiń myśl, proszę.
Wziąłem uspokajający wdech. Nie było powodu do paniki. Przecież nic takiego się nie stało.
– Całowałem dziesiątki dziewczyn, Zabini – zacząłem skromnie. – Nie miałem pojęcia, że to może tak wyglądać.
– Jak?
Miałem wrażenie, że im więcej mówię, tym mniej on rozumie. Tym zdaniem w zasadzie można było podsumować całą naszą przyjaźń. 
– Z innymi dziewczynami zazwyczaj udawało mi się w międzyczasie napisać w głowie połowę wypracowania – wyjaśniłem. – Rozumiesz, o co mi chodzi? Po prostu… mój mózg nadal pracował na najwyższych obrotach, nawet jeśli usta akurat dotykały drugiej osoby.
– Merlinie, mieszkam z robotem – mruknął.
– No właśnie nie – warknąłem. – Bo z Weasley było inaczej. Jeśli jakaś część mojego ciała pracowała na najwyższych obrotach, to z pewnością nie był to mózg.
Moje ręce całkowicie wymknęły mi się spod kontroli. Wszystko wymknęło mi się spod kontroli. A kontrola była rzeczą wspaniałą.
Gregor wybuchnął śmiechem, co rozwścieczyło mnie jeszcze bardziej.
– Zamknij się natychmiast! – warknąłem tonem, którym Malfoyowie od wieków zmuszali wrogów do ślepego posłuszeństwa. – To nie jest ani trochę zabawne!
– Zgadza się – przyznał, ocierając łzę. – Powiedziałbym nawet, że to całkiem romantyczne.
– Nie ma w tym nic romantycznego – warknąłem. – Kompletnie nic. W życiu nie zrobiłem nic romantycznego. A jeśli zrobię, to na pewno nie będzie miało związku z Rose Weasley.
– Och. – Zabini zaczął nonszalanckim gestem oglądać swoje jak zawsze idealnie wypielęgnowane paznokcie. – Czyli z pewnością nie będzie cię obchodziła moja opowieść, którą zapomniałem się z tobą podzielić.
Poderwałem głowę. Grzywka wpadła mi do oczu, więc odgarnąłem ją zniecierpliwionym gestem.
– Ale jesteś śliczny – oznajmił łaskawie Greg.
– Jaka opowieść?! – wrzasnąłem histerycznie. Jedyne co zarobiłem od Zabiniego, to spojrzenie pełne politowania. Przymknąłem oczy, żeby się uspokoić. – Jaka opowieść? – spytałem znowu, znacznie łagodniej.
– Pamiętasz ostatni wypad do Hogsmeade? Ten, na którym Rose i Lorcan poszli na swoją pierwszą rankę, którą, jak twierdzisz, Rose określiła mianem średniej?
Pokiwałem z zapałem głową.
– W takim razie zapewne nie będzie cię obchodziło, że idąc do wioski, widziałem jak Lorcan i Weasley się całowali.
Wciągnąłem z sykiem powietrze.
Błagam, powiedz, że mówiąc „Weasley”, masz na myśli Hugona.
– Tak myślałem – dodał Zabini, widząc moją minę.
– Dlaczego wcześniej mi o tym nie wspomniałeś? – spytałem lekko, niepewny czy rzeczywiście chcę znać odpowiedź.
Chłopak wzruszył ramionami.
– Nie chciałem robić zamieszania. Zawsze zachowywałeś się dziwnie, kiedy tylko sytuacja choć trochę dotyczyła Rosie.
Zazgrzytałem zębami, ale pozostawiłem jego wypowiedź bez komentarza. No dobrze, może zachowywałem się odrobinę dziwnie.
– I co teraz? – podjął Zabini.
– A co ma być? – prychnąłem. – Złożę podanie o nauczanie indywidualne, jutro z samego rana wrócę do domu i przygotuję się do owutemów samodzielnie. Następnie przeprowadzę się do Szwajcarii, żeby zlikwidować prawdopodobieństwo, że po szkole zacznę pracować w tym samym departamencie co Weasley.
Przewrócił oczami, oparł stopy o kolumnę łóżka i dla odmiany zaczął oglądać swoje paznokcie u stóp. Również wypiłowane od linijki. Na Merlina, jakim cudem on znajdował tyle wolnego czasu?
– No tak. Bo czemu by jej po prostu nie zaprosić do Hogsmeade? Tylko wariatka liczyłaby na coś takiego, po tym, jak jakiś chłopak znikąd zaczyna ją obcałowywać – sarknął.
– Świetny plan, Zabini. Powiedz mi, w którym momencie tej baśni ja i Rose siedzimy razem na kanapie i patrzymy, jak mój ojciec umiera na zawał?
– Twój ojciec nie miałby nic przeciwko – upierał się Gregor. – Przekonałby się do Weasleyów.
Uniosłem brwi i oparłem twarz na dłoni, przyglądając mu się z rozbawieniem.
– Zgaduje, że twoja ostatnia komórka mózgowa w końcu się poddała. Czy ty siebie słyszysz? – Nawet ja musiałem przyznać, że zabrzmiałem histerycznie. – Mój ojciec miałby polubić Weasleyów? Ja jestem jego jedynym synem, a on nawet mnie nie lubi!
Zmieszał się lekko.
– Nie miałem na myśli, że by ich polubił. Po prostu… tolerowałby ich obecność na świecie. Tak jak toleruje twoją, moją i całej reszty ludzkości.
Potrząsnąłem głową, próbując wyrwać się z tych durnych rozważań.
– Czemu my w ogóle o tym rozmawiamy? – warknąłem. – Jakbym zaprosił Weasley do Hogsmeade, chyba zabiłaby mnie śmiechem.
– Och? – To wyraźnie zbiło go z tropu. Opuścił stopę na podłogę, jakby chciał dać mi do zrozumienia, że traktuje tę sprawę poważnie. – Dlaczego? Czyżby nie… ee… odwzajemniła kontaktu fizycznego?
Uniosłem brew.
– Odwzajemniła – odparłem, z trudem kryjąc oburzenie. – Ale poważnie Greg, dziwisz się jej? Widziałeś mnie kiedyś? – bezradnie wskazałem dłońmi na moją twarz.
Zabini nie był pod wrażeniem.
– Ale to nie zmienia faktu, że najchętniej i tak wydłubałaby mi oczy – dodałem rozsądnie.
Bo na szczęście miałem pewne pojęcie o oddzielaniu strony fizycznej od emocjonalnej. Gregor natomiast wyraźnie nie miał pojęcia o, co mi chodzi. 
– Czyli jednak miałem rację. Jesteś robotem – zawyrokował, a ja przymknąłem oczy. Po co zaczynałem tę rozmowę?
– Niech ci będzie – westchnąłem ciężko. – Jeśli zachowanie się tak, jak podpowiada ci rozsądek i umiejętność logicznego segregowania własnych emocji, oznacza bycie robotem, to zgoda: jestem robotem.
Niech szlag trafi Albusa, który tak nas oswoił i wyedukował w mugolskiej kulturze, że teraz mogliśmy zdecydowanie zbyt swobodnie operować słowem „robot”.
Albus. Jasna cholera, Albus! 
Albus mnie zabije. Ile to czasu minęło, odkąd żartobliwie obiecał mi, że jeśli dotknę jego kuzynki, to zadba, żeby to była ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu? Trzy miesiące? Jaka była szansa, że już o tym zapomniał?
– Czemuś w ogóle to zrobił? – spytał w końcu Greg. – Skoro takie z ciebie ucieleśnienie zdrowego rozsądku i wiedziałeś, że potem będziesz musiał się gryźć z tą decyzją, to po cholerę ją pocałowałeś?
Nie wiedziałem. Może przez jej usta. Były trochę bardziej czerwone niż zazwyczaj. Może dlatego, że kiedy pokazywałem jej poszczególne ciosy, cały czas przygryzała je w skupieniu. Nie mogłem przestać na nie patrzeć.
A może dlatego, że po prostu była tak blisko, a ja zacząłem myśleć kompletnie niewłaściwą częścią ciała. Leżeliśmy oboje na tej przeklętej macie – totalnie z jej winy, tak na marginesie – i dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów. Pojawiło się to dziwne uczucie, jakby Rose była chodzącym grzejnikiem. Rude włosy rozsypały się wokół jej głowy, a ich kwiatowy zapach wzmagał się przy każdym najdrobniejszym ruchu. 
Może przez jej twarz, lekko zaróżowioną, jak zawsze, kiedy udawało mi się wciągnąć ją w jakąś głupią sprzeczkę, nawet tak nieszkodliwą, jak tamta. 
Oczy. Jej oczy zawsze sprawiały, że robiłem głupie rzeczy. Były po prostu za wielkie. 
– Żeby się zamknęła – powiedziałem w końcu, zrezygnowany.
Ku mojemu zaskoczeniu, twarz Grega rozciągnęła się w uśmiechu.
– Nie mogę przejść do porządku dziennego nad tym, jacy jesteście przeuroczy.
– Zabini!
– Jakbyście nie mogli po prostu pójść do łóżka…
– Zabini przysięgam…
– … i oszczędzić nam wszystkim stresu.
– Jeszcze słowo i…
– Przepraszam. Jestem niepoprawnym romantykiem. – Wzruszył ramionami.
Dziwiłem się, że dym jeszcze nie zaczął wydobywać się z moich uszu. 
– Możemy już skończyć o tym rozmawiać? Przyszedłem tutaj w stanie głębokiego szoku i lekkiej histerii, a teraz jestem wściekły. Wiedz, że pogorszyłeś sytuację.
– Jasne. Jeszcze tylko jedno pytanko.
– Tak?
– Co teraz?
– Co masz na myśli? – spytałem naburmuszony.
– Masz zamiar z nią o tym pogadać, czy poważnie planujesz unikać wszelkiego kontaktu jak dwunastolatek, który dostał swojego pierwszego kosza?
– Po pierwsze – zacząłem z naciskiem. – Nie dostałem żadnego kosza. Nie padło żadne pytanie, a zatem nie mogła paść odpowiedź! – Odchrząknąłem, usiłując przywołać swój głos do normalnego poziomu głośności. – Po drugie: pamiętasz, kiedy chciałem z nią pogadać na czwartym roku i wyjaśnić tę sprawę szlabanu u profesora Longbottoma, a ona spaliła mi włosy i przez miesiąc musiałem chodzić w czapce?
Nadal byłem przekonany, że planowała wycelować to zaklęcie znacznie niżej.
– Pamiętam – przyznał Gregory, a ja z satysfakcją w końcu dostrzegłem nutkę lęku w jego oczach.
– Myślę, że masz już odpowiedź na swoje pytanie.

Rose
Okej.
Nie było powodu do paniki.
Malfoy mnie pocałował. Normalka.
– Rosie? – Alice uniosła brew, kiedy przekroczyłam próg dormitorium. – Wszystko gra? Jesteś strasznie blada.
– Tak, tak – odparłam spokojnie. Coś musiało być w tym spokoju niepokojącego, bo i Alice i Roxanne wstały ze swoich łóżek.
Podeszły do mnie, złapały lekko za ramiona i poprowadziły w stronę mojego posłania.
– Chcesz herbaty? – zapytała nerwowo Roxanne, sadzając mnie na miękkiej kołdrze. – Znam skrzata…
– Nie, dziękuję – powiedziałam grzecznie.
Powoli zajęły miejsca po obu moich stronach, patrząc na mnie lękliwie.
– Widzimy, że coś jest nie tak – powiedziała w końcu Alice. – Powiedz nam, co się stało.
– Och, nic wielkiego. – Wzruszyłam ramionami. – Mafoy mnie pocałował.
Roxanne z głośnym pacnięciem zsunęła się na podłogę. 
– Nic wielkiego?! – wrzasnęła, zrywając się z powrotem do pozycji stojącej. – To największe co usłyszałam w tym roku, włączając w to ciąże Alice!
– Hej! – blondynka spojrzała na nią urażona, po czym przeniosła wzrok na mnie. – Ale zgadzam się! Jak to się stało, Rosie?
Wzruszyłam ramionami.
– Nie pamiętam – przyznałam. – Leżeliśmy na macie, coś do niego mówiłam, a on nagle…
– Wróć – zakomenderowała Roxanne. – Na macie?
Szybko streściłam im wydarzenia z ostatniej godziny. 
– Och – mruknęła Alice. – I jak było?
Zamrugałam szybko, próbując się nie zarumienić.
– Przecież to Malfoy. Jak mogło być? Fuj.
Roxanne przewróciła oczami.
– Tak mogłabyś powiedzieć, jakbyście mieli po dwanaście lat, a Malfoy pociągnąłby cię za warkocz – powiedziała cierpliwie.
– Właśnie. Wtedy Malfoy był chudy jak patyk i nie dorósł jeszcze do swoich rysów twarzy – dorzuciła Alice.
– Nie miał jeszcze takich kości policzkowych.
– I tej linii szczęki.
– I tych ramion.
– I nie był taki wysoki.
– Hola, hola, stop – wtrąciłam, zatrzymując szybko ich wyliczankę. – Bo zacznę myśleć, że któraś z was chciałaby się ze mną zamienić.
Alice uśmiechnęła się chytrze.
– Szczerze, to nie miałabym nic przeciwko – przyznała, wzruszając ramionami. – Nikomu nie zaszkodziłaby odrobina rozrywki.
Hm. Może miałabym coś więcej z tej rozrywki, jakby ktoś nie zwiał z miejsca zdarzenia, zanim zaczęło robić się interesująco.
– Nie mów chłopakom – upomniała mnie Roxanne. – Nie daliby nam żyć, jakby usłyszeli te opinie. Dla nich, oprócz Ala oczywiście, Malfoy jest nadal tym samym, chuderlawym, złośliwym Ślizgonem, którym był, kiedy zaczynaliśmy szkołę. Myślałyśmy po prostu, że ty również utknęłaś w tym toku myślenia.
– Dlatego zawsze, kiedy miałyśmy ochotę pogadać o jego twarzy…
– Albo o jego włosach…
– Pilnowałyśmy, żeby nie było cię w pomieszczeniu – przyznała Alice.
– Z szacunku do ciebie. – Roxie miała  chociaż tyle dobrej woli, żeby wyglądać na lekko zawstydzoną.
Słowa Alice były dość szokujące. W ogóle nie przejawiała zainteresowania płcią przeciwną. A przynajmniej takie wrażenie zawsze sprawiała. Zmieniło się to dopiero siedem miesięcy temu. 
– No to świetne z was koleżanki – mruknęłam urażona.
Jakby włączyły mnie do tych rozmów, mogłyby mi pomóc. Myślałam, że fakt, iż Malfoy tak bardzo podoba mi się fizycznie, oznacza, że jestem psychicznie chora!
– Przestań marudzić i powiedz nam więcej. – Alice machnęła beztrosko dłonią. – Co się stało później?
– Nic. – Wzruszyłam ramionami. – Uciekł.
– Uciekł? – pisnęła wzburzona Roxanne. – Och, na biceps Godryka, co za tchórz!
– Typowy Ślizgon – dodała Alice z entuzjazmem.
To mi ani trochę nie pomagało. Nie miałam pojęcia, co mam z tym wszystkim zrobić. Udawać, że nic się nie stało? Zapytać, o co chodzi? Rzucić na niego jakąś złośliwą klątwę?
Jak zawsze, ostatnia opcja przemawiała do mnie najbardziej.
Niezależnie od tego, jak się na to spojrzy – bycie pocałowaną, a następnie pozostawioną na jakiejś pieprzonej macie, było jednak trochę żenujące.
Zwłaszcza jeśli ów całujący chłopak, zanim od ciebie uciekł, spojrzał na ciebie tak, jakby właśnie sobie uświadomił, że przez cały ten czas całował Wielką Kałamarnicę. 
– Zaraz, czy on przypadkiem nie ma dziewczyny? – zapytała jeszcze bardziej wzburzona Alice, a mnie natychmiast zrobiło się zimno. – Zawsze jakąś ma.
Roxanne w zamyśleniu pokręciła głową.
– Jak tak teraz o tym myślę, to nie widziałam go z nikim od czasu Elizabeth – powiedziała powoli. – A ona kręciła się wokół niego w okolicach Nocy Quidditcha.
Spojrzały na mnie nagle, uszczęśliwione.
– To i tak niczego nie zmienia! – powiedziałam natychmiast. – Jedyny pozytyw, jaki waśnie udało się wam wyciągnąć z tej sytuacji, to fakt, że nie zrobiłam niechcący świństwa jakiejś innej dziewczynie. Ale Malfoy i tak uciekł. Trzeba zapomnieć o tym absurdalnym wydarzeniu.
Roxanne oparła głowę na dłoniach i uśmiechnęła się do mnie złośliwie. 
– Czyli przyznajesz, że całował się super, tak?
Nic takiego nie powiedziałam i nie wiedziałam, które z moich słów pozwoliły jej na taki wniosek. Mimowolnie na kilka sekund pozwoliłam, aby wypełniło mnie wspomnienie. Natychmiast poczułam, że mięknę, pod natłokiem nagłych, ciepłych uczuć.
– Nie będę miała mu niczego za złe – powiedziałam w końcu, ignorując jej pytanie. – To znaczy tego, że mnie pocałował i zwiał. Zdarza się.
Nie było powodu, żeby przez taką głupotę budzić w sobie złośliwą harpię.
– Zdarza się? – powtórzyła Alice. – Dobrze się czujesz?
– Bo taka pobłażliwość jest do ciebie niepodobna – powiedziała Roxanne, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
– Zwłaszcza wobec Malfoya.
– Pomyślcie przez chwilę, przez co on teraz przechodzi – westchnęłam, walcząc z niechęcią. Nie sądziłam, że nadejdzie dzień, w którym będę bronić Malfoya. – Jego przyjaciele giną i tracą magię. W każdej chwili ktoś może go capnąć. Nikt nie wie, kto to robi i dlaczego. Jego rodzice chcą go zabrać ze szkoły. Ma ostatnio trochę przerąbane.
Przypomniałam sobie dzień, kiedy znalazłam go śpiącego w bibliotece. Kiedy wydawał się tak przytłoczony, że ja poczułam chęć, aby go przytulić. A jeszcze tego samego dnia dowiedział się, że porwano mu kolegę z dormitorium.
Na pewno nie było mu łatwo.
Nie miałam pojęcia co zrobić z tą niespodziewaną dawką współczucia. Może kiedy mnie pocałował, to przekazał mi jakieś zarazki, które nakazywały mi przejmować się jego stanem emocjonalnym.
– I do tego w tym całym zamieszaniu musi reżyserować ten przeklęty spektakl – mruknęła Roxanne.
Ponownie zrobiło mi się zimno. Jutro była niedziela, ale mimo to mieliśmy odbyć próbę. Sinistra chciała, abyśmy mieli jedną dodatkową, ze względu na to, że zbliżała się przerwa świąteczna, a ona nie chciała, żebyśmy mieli zaległości. 
Dzisiaj już przełożyliśmy jedną próbę i to przez moje naciski. Wątpiłam, żeby jutro się to powtórzyło, wszyscy na pewno doszli już do siebie po zaginięciu i powrocie Crabbe’a. 
A to oznaczało, że będę musiała stawić czoło Scorpiusowi mniej niż dwadzieścia cztery godziny po tym, jak usiłowałam wycałować z niego wszystkie zmysły.
– Sądzę, że Malfoy po prostu żyje ostatnio w dużym stresie – Powiedziałam, usiłując skierować swoje myśli na właściwy tor. – Widocznie potrzebował ujścia dla emocji, a ja po prostu byłam w pobliżu. Jego późniejsza reakcja jasno mówi, że nie do końca do przemyślał. Nie ma powodu, żeby roztrząsać ten temat i dokładać mu więcej problemów.
Alice spojrzała na mnie z… Co to właściwie było? Podziw?
– Kurcze, Rosie. To bardzo miłe z twojej strony – przyznała, a ja poczułam się doceniona. Wyrazy uznania ze strony Alice, zawsze były dla mnie czymś prawie nieosiągalnym.
– Chyba nie muszę wam mówić, że chcę, aby to pozostało między nami – dodałam po chwili. – Nie chce, żeby wieść dotarła do Albusa. Malfoy to jednak jego najlepszy kumpel. Nie chcę, aby było niezręcznie.
No, chyba że Scorpius sam mu powie.
O Merlinie, co jeśli Scorpius sam mu powie?!
Wiedziałam, że cała ta konspiracja okaże się jeszcze bardziej nie fair wobec Ala, niż już była. Roxanne i tak powie wszystko Timothy’emu. Nie było takiej siły, która sprawiłaby, że ta dwójka miałaby przed sobą jakiekolwiek sekrety, a już na pewno nie byłam tą siłą ja.
Czułam też, że prędzej czy później poczuję potrzebę, żeby zwierzyć się Conradowi. Nic nie pomagało mi nabrać dystansu do sytuacji lepiej niż jego chłodna logika. Czasem miałam też wrażenie, że znał mnie znacznie lepiej niż Roxanne czy Alice. Może powodem było to, że my również mieliśmy wspólny sekret, a mianowicie jego ślepe zauroczenie moją kuzynką.
Tak czy siak, Albus wkrótce okaże się jedyną osobą pozostawiona w błogiej nieświadomości. Trochę mu zazdrościłam.

Gregor
Musiałem przyznać Scorpiusowi, że był w tym całkiem niezły. Rose i Scamander ćwiczyli swoją wielką, końcową scenę pojednania, oświadczyn i zapewnienia dozgonnej miłości, a on obserwował ich z niewzruszonym wyrazem twarzy. Wszystkie uwagi, jakie wtrącał, były rzeczowe i konkretne, jakby wcale nic innego nie zaprzątało mu myśli.
Z pewnością trochę pomagał mu fakt, że podczas reżyserowania, mógł gapić się na Weasley, ile dusza zapragnie, bez obawy o to, co będzie, jak ktoś zauważy.
– Dobrze – powiedział, znużony. – Następnym razem popracujemy jeszcze nad pierwszą częścią dialogu. Na dzisiaj chyba wystarczy – zadecydował, zerkając na zegarek.
Był nawet bardziej spokojny niż na innych próbach. Oszczędził sobie złośliwych uwag wobec Lorcana i nie warczał na pozostałych uczestników spektaklu, którzy przez cały czas prowadzili między sobą ciche rozmowy, trochę przeszkadzając tym, którzy akurat ćwiczyli.
Miałem ochotę zmącić nieco ten spokój. To był dołujący weekend.
– Oczywiście pamiętasz, że kilka tygodni temu zdecydowaliśmy, poprzez głosowanie, że dorzucamy pocałunek do tej sceny? – rzuciłem beztrosko.
Scorpius nie spojrzał na mnie i nie zmienił wyrazu twarzy, ale zauważyłem, że mięsień na jego szczęce drgnął. Nadal nie był zadowolony z tej decyzji. To na pewno z powodu jego szacunku do materiału źródłowego.
– Pewnie, że pamiętam – odparł, przewracając oczami.
– Myślę, że powinni w końcu zacząć to ćwiczyć – powiedziałem. Scorp obrócił głowę w moją stronę w zastraszającym tempie. Uniosłem brwi w geście niewiniątka. – Jest już grudzień, spektakl wystawiamy w maju. Tak ważna scena musi na premierze wyglądać idealnie.
Wbrew wszelkim przesłankom, mojemu przyjacielowi udało się zachować spokój.
– Bardzo dobra sugestia, Zabini – powiedział cicho. – Zajmiemy się tym na następnej próbie. Dzisiaj, niestety, nie mamy już czasu.
Powędrowałem spojrzeniem po twarzach innych uczniów, ciekaw ich reakcji. Zorientowałem się, że wszystkie rozmowy ustały, a ludzie z ciekawością oczekiwali na rozwój sytuacji. Nie mogliśmy rozczarować takiej publiki.
Złapałem spojrzenie Roxanne Weasley, która uśmiechała się mefistofelicznie. Mrugnęła do mnie. 
– Wczoraj odwołaliśmy próbę – odezwała się, a Malfoy drgnął, przenosząc na nią uwagę. – Mówiłeś, że kolejną zrobimy dłuższą.
To Rose naciskała na tę decyzję. Zaryzykowałem spojrzenie w jej stronę. Patrzyła na swoje stopy i mamrotała coś pod nosem. Chyba przekleństwa.
– Mówiłem, że tę za tydzień zrobimy dłuższą – opowiedział Scorpius. Teraz już zaciskał lekko zęby, ale możliwe, że tylko ja dostrzegłem tę różnicę w głosie, bo zdecydowanie za często słuchałem jego narzekania.
– Za tydzień nie mamy próby, jest przerwa świąteczna – przypomniała mu ze słodkim uśmiechem.
– A do stycznia wszyscy o tym zapomnimy – dodałem szybko. – Lepiej mieć to już z głowy dzisiaj, kiedy każdy ma czas. Przećwiczymy jeszcze ze dwie sceny, a Rose i Lorcan mogą zacząć pracować nad pocałunkiem.
Scorpius pozieleniał na twarzy. Najwyraźniej myślał, że wciąż ma czas, aby się przygotować na ten widok.
– Świetnie – powiedział, nieco wyższym głosem niż normalnie. – Weasley, Scamander, zacznijcie od ostatniej kwestii i… przejdźcie do rzeczy.
Nasze gwiazdy spojrzały na siebie niepewnie. Lorcan szybko wymamrotał swoją ckliwą linijkę, po czym niepewnie pochylił się i szybko cmoknął Rose w usta.
Niezależnie od tego, co było między nimi ostatnio, na pewno stresowali się całowaniem przed nami wszystkimi.
Scorpius wydawał się bardzo zadowolony, a ja powstrzymałem się od przewrócenia oczami. Już otwierał usta, zapewne, żeby ich pochwalić, kiedy odezwała się Alice Longbottom.
– Moglibyście włożyć w to trochę zaangażowania. – Pokręciła głową z rozczarowaniem. – Nie wiem, kto uwierzy w skrywaną miesiącami miłość i namiętność, po czymś takim.
– Dlaczego ty znowu tu jesteś? – warknął Scorpius.
– Najwyraźniej po to, żeby wykonywać twoją robotę – odparowała Alice.
Kątem oka zauważyłem lekkie zawstydzenie na twarzy Scorpisa. I bardzo dobrze. Nie powinien przekładać własnych uczuć nad powodzenie spektaklu. Co nie zmieniało faktu, że ja bawiłem się świetnie.
Odchrząknął lekko i skinął głową.
– Longbottom ma rację – wydusił. – Trochę więcej zaangażowania.
Scamander odwrócił się ku Rose, ułożył dłoń na jej policzku i zdecydowanym ruchem nakrył jej usta swoimi. Weasley przymknęła oczy i wdzięcznie odchyliła głowę. Miała dziś na sobie koszulkę, która opadała z ramion, co ładnie eksponowało jej smukłą szyję.
Lorcan prezentował się trochę mniej dystyngowanie, bo nawet z mojej, dość odległej pozycji, było widać, jak próbuje wepchnąć jej język do ust.
– Okej, bez przesady! – zawołał szybko Scorpius, wykonując krok do przodu, jakby musiał się powstrzymać, aby nie rozdzielić ich siłą. Para odkleiła się od siebie bez takiej konieczności. – To nadal bardzo pruderyjne stulecie.
Tym razem trzeba było przyznać mu rację.
Zwłaszcza że wyraźnie znajdował się na granicy załamania nerwowego.
– Może na dzisiaj wystarczy? – zaproponowała Rose słabym głosem. – Super, że już zaczęliśmy, ale jednak nadal mamy kilka miesięcy na dopracowanie szczegółów.
Całe ciało Malfoya wyraźnie się zrelaksowało.
Płynnie przeszliśmy do innej sceny, w której niestety nie miałem możliwości na zastosowanie równie dramatycznych zwrotów akcji.
Poza tym obawiałem się, że Scorpius by tego nie przeżył. Przez całą próbę był bledszy niż zwykle. A może to tylko złudzenie, bo przecież jego odcień skóry już był najjaśniejszym, jaki człowiek może mieć, nie będąc martwym. Wyraźnie też krążył myślami gdzie indziej.
Kiedy godzinę później zaczęliśmy zbierać się do wyjścia, podszedł do mnie ze zmarszczonymi brwiami
– Gregor, czy ja jestem w piekle?
Uśmiechnąłem się pobłażliwie.
– Oczywiście, że nie, Scorpius. Gdybyś był w piekle, to siedziałbyś a tronie, a Szatan pakowałby walizki.
Skinął głową zamyślony, jakbym rzeczywiście podał bardzo logiczny argument.
– Piękna z nich para, prawda? – rzuciłem.
Przeniósł na mnie zirytowane spojrzenie. 
– Czy ty możesz chociaż przez chwilę być poważny?
– Jestem poważny jak atak serca.
Scorpius wzniósł oczy do nieba.
– No dobrze. Teraz muszę unikać Weasley, przynajmniej do przerwy świątecznej.
Uwielbiałem mieć asy w rękawie.
– To się kiepsko składa, bo przed próbą gadałem z Alice Longbottom i umówiłem nas wszystkich na wspólne myszkowanie w bibliotece we wtorek.
Dla mojej romantycznej duszy nie było piękniejszego widoku niż wyraz szoku na twarzy Scopiusa. Powinienem już dawno zostać swatem.
– Myszkowanie w bibliotece? – zapytał groźnie.
– W sprawie tego całego zabierania magii. – Wzruszyłem ramionami. – Rose już dawno chciała, żebyśmy połączyli siły, a ostatnio w końcu znalazłeś nam jakiś punkt zaczepienia. Pomyślałem, że możemy razem posiedzieć i pogrzebać w księgach i czasopismach. Ty lubisz takie rozrywki, jajogłowi też nie powinni mieć nic przeciwko. Alice już podczas naszej rozmowy zaczęła układać alfabetyczną listę tytułów, do których trzeba zajrzeć. Będzie świetnie.

Rose
Nikt nie zaproponował, żebyśmy spotkali się w bibliotece prefektów, gdzie nikt by nam nie przeszkadzał, a pani Pince by nas nie uciszała. W duchu byłam za to wdzięczna, bo nie miałam pojęcia, jakiej wymówki użyć, żeby odmówić, a chwilowo nie mogłam patrzeć na to pomieszczenie.
Zamiast tego Zabini i Alice zaplanowali, aby całe to śmieszne zgromadzenie odbyło się w zwykłej bibliotece. Już samo to, że będzie nas tam co najmniej dziewięcioro, dawało nadzieję, że wcale nie będę musiała rozmawiać z Malfoyem. Nie umknęło mojej uwadze, że mnie unikał i wcale nie byłam chętna, aby mu w tym przeszkodzić.
– Hej, Rosie! – usłyszałam znajomy głos.
James truchtał za mną korytarzem.
– Cześć – powiedziałam, kiedy się ze mną zrównał. – Miło, że czasem zatrzymujesz się, żeby pogadać, skoro stacjonujesz codziennie w budynku, w którym mieszka połowa twojej rodziny – sarknęłam.
– Jestem bardzo zajęty, Rosie – odparł urażony. – A i tym razem nie zaczepiam cię bez powodu. Doszły mnie słuchy, że moja ulubiona kuzynka znów ma ochotę bawić się w stróża prawa.
– Owszem, ale bez najdrobniejszego narażania bezpieczeństwa – obroniłam się szybko. – Będziemy po prostu grzebać w książkach. Właśnie idę do biblioteki.
– Odprowadzę cię – zdecydował. – Naprawdę nie możesz po prostu zostawić tej sprawy w spokoju? Zdajesz sobie sprawę, że są ludzie, którym płaci się, żeby rozwikłali tę zagadkę?
Prychnęłam pogardliwie.
– Najwyraźniej pieniądze nie są dla was dostateczną motywacją.
– A chorobliwa ciekawość nią jest?
Dociekliwość – wycedziłam przez zęby.
Nie zdążył na to odpowiedzieć, bo sekundę później jakieś ciężkie ramię zawisło na moim karku.
– Conrad! – sapnęłam, widząc jego wyszczerzoną twarz po mojej lewej stronie. – Wystraszyłeś mnie.
– Również jest mi miło cię widzieć – odparł. – Cześć, James. Jak tam śledztwo?
– Nadal bezowocne – westchnął James.
– W takim razie masz szczęście, że największe umysły młodego pokolenia zmierzają na pomoc – odparł Conrad. Nadal wisząc na mojej szyi, uniósł dłoń z mojego barku i pocieszająco poklepał Jamesa po ramieniu. Potter przewrócił oczami, a pobłażliwy uśmiech błąkał mu się na ustach. – A teraz przejdźmy do spraw ważnych, Rosie. Mogłabyś mnie wtajemniczyć?
– W co? – Uniosłam brwi.
– Nie wiem, ale coś się dzieje. W niedzielę było kilka dziwnych momentów. I mam wrażenie, że Malfoy ma tym coś wspólnego. Widziałem minę Roxanne, kiedy przypominała mu o tym, że mieliśmy mieć dłuższą próbę.
Nic dziwnego, że widziałeś, skoro nie odrywasz od niej wzroku.
– O czym on mówi, Ro? – wtrącił Jamie, patrząc na mnie z ciekawością.
– O niczym – powiedziałam szybko.
Conrad westchnął ciężko i pokręcił głową z rozczarowaniem. 
– Rosie, chyba nie muszę ci mówić, że i tak się jakoś domyślę.
– A potem mi o tym powie – dodał Potter. – Jak nie on, to ktoś inny…
– Całowałam się z Malfoyem – warknęłam w końcu. – W sobotę.
Conrad natychmiast mnie puścił, a James cofnął się o krok. Oboje patrzyli na mnie z przerażeniem. Nie miałam pojęcia,  że jakiekolwiek wypowiedziane przeze mnie zdanie może być tak efektowne.
– Fuj! – powiedział Jamie.
– Popieram! – dodał Conrad. – Jak to się stało?!
Robiło mi się powoli niedobrze, od ciągłego opowiadania tej samej historii… No dobrze, miałam ją opowiedzieć dopiero drugi raz. W wersji dla Jamesa i Conrada zawarłam znacznie mniej szczegółów.
– Moja mała kuzynka całowała się z Malfoyem? – wydusił James piskliwym głosem, wachlując się teatralnie. – Toż to skandal!
– Scorpius Malfoy! Młoda damo! – dodał Conrad. – Dobrze wiesz, co tacy chłopcy mają w głowach!
– Nikczemne zamiary! – lamentował Jamie.
Jakoś w zeszłym roku nikt nie zauważył, że zamiary Travisa wobec mnie również nie leżały daleko od nikczemnych. A był przecież najlepszym kumplem Jamesa, więc kto jak kto, ale on powinien się zorientować, że zadawał się z diabłem w ludzkiej skórze. Zamiast udzielać mu swojego błogosławieństw na poderwanie głupiej, zakochanej kuzynki.
– Dajcie spokój, dobrze? – Powoli traciłam cierpliwość. – Jak mówiłam, to nic poważnego.
Naprawdę miałam nadzieję, że wszyscy szybko o tym zapomną. Trochę żałowałam, że zwierzyłam się Conradowi tuż przed tym spotkaniem w bibliotece. Przynajmniej wtedy tylko Roxanne i Alice szturchałyby mnie łokciami, za każdym razem, jak Malfoy się poruszy.
– Mam nadzieję. Całkiem lubię wujka Rona. Nie chciałbym, żeby dostał wylewu.
– I dopiero co wspomniał, że rozważa wpisanie cię z powrotem do testamentu – odezwał się Conrad. – Nie chciałabyś tego zaprzepaścić.
Warknęłam bezradnie i ruszyłam szybciej przed siebie. Dotarliśmy w końcu pod drzwi biblioteki, więc pchnęłam je zdecydowanym ruchem, mając nadzieję zgubić gdzieś tych dwóch natrętów. James złapał mnie za łokieć.
– Przepraszam, Rosie – powiedział szczerze. – Wiesz, że tylko żartuję.
Uniosłam brwi z powątpiewaniem.
– No dobrze, może nie do końca – dodał. – Wolałbym, żeby Malfoy więcej się do ciebie nie zbliżał. W zasadzie wolałbym, żeby żaden Ślizgon się do ciebie nie zbliżał.
– Co masz na myśli? – zmarszczyłam brwi. Przecież właśnie wybierałam się na spotkanie ze Ślizgonami. Mógłby wspomnieć o tym trochę wcześniej.
– Naprawdę musisz pytać? – Niecierpliwość błysnęła w orzechowych oczach. – Avery na miejscu zbrodni? Śmerciożercy nie wyglądają ostatnio najlepiej.
– Ale ja nie chodzę do szkoły ze Śmierciożercami – zauważyłam. – Tylko z ich dziećmi i wnukami.
– Wiem, Ro. – Spojrzał na mnie błagalnie. Nie chciał, żebym myślała, że jest uprzedzony. Niestety, aktualnie nie brzmiał zbyt tolerancyjnie. – To tylko środek ostrożności. Uważaj na siebie.
Zdecydowanym ruchem wyrwałam ramię z jego uścisku.
– Potrafię o siebie zadbać, Jamie – burknęłam.
– Będę miał na nią oko – usłyszałam jeszcze uspokajający głos Conrada i przewróciłam oczami.
Pozwoliłam, żeby Krukon zrównał się ze mną krokiem, zanim ruszyłam między regały książek.
– Nie musiałaś być dla niego taka oschła – zauważył delikatnie. – Po prostu się o ciebie martwi.
– Jakoś nikt się o mnie nie martwił, kiedy z wywalonym językiem latałam za Travisem – odparłam zrzędliwie.
– To nieprawda. Ja się martwiłem.
Rzeczywiście. Kiedy ja i Travis byliśmy parą, Conrad jako jedyny podejrzewał, że mój chłopak nie jest tak krystaliczny, za jakiego się podaje. Pamiętam, że bardzo mi to wówczas przeszkadzało.
Kiedy się rozstaliśmy, Conrad ani razu nie powiedział „A nie mówiłem”. A to było przecież jego ulubione zdanie!
– Masz racje – zgodziłam się, pokorniejąc. – Przepraszam.
Conrad wzruszył ramionami, uśmiechając się lekko.
– Tak czy siak, uważam, że James przesadza – rzuciłam lekko. – Dlaczego Śmierciożercy mieliby robić krzywdę Ślizgonom? Jeśli to oni by za tym stali, to sądzę, że głównymi ofiarami byłyby mugolaki.
– Może tylko Avery? Może zwariował? – podjął Conrad. – Pozostali mogą być niewinni. Wkurzają się tymi przesłuchaniami, ale jednak przychodzą na nie bez protestów. To może oznaczać, że nie mają nic do ukrycia.
– Ale to, co wiemy o procesie odbierania magii, wydaje się zbyt skomplikowane na Avery’ego. – Pokręciłam głową. – Czytałam o nim trochę. Nie jest skończonym kretynem, ale nie wygląda też na ponadprzeciętnie inteligentnego ani uzdolnionego.
– No to widocznie ma jakąś pomoc. Ale to niekoniecznie muszą być Śmierciożercy.
Musieliśmy przerwać rozmowę, bo dotarliśmy w końcu do naszego stolika. Najbliżej nas siedziała Alice, która wyciągnęła nogi przed siebie i ułożyła stopy na kolanach Albusa. Obok niego zajmowała miejsce Roxanne, szperająca w jakimś pomarszczonym czasopiśmie.
Przy oknie zobaczyłam Ślizgonów. Cady była pochłonięta lekturą, ale Gregor uśmiechał się do mnie łobuzersko. Malfoy również uniósł głowę, kiedy się pojawiliśmy, ale uważałam, żeby nie patrzeć mu w oczy. Zamiast tego płynnie ominęłam go wzrokiem i spojrzałam na siedzącego obok niego Timothy’ego. Mrugnął do mnie porozumiewawczo, lekko kiwając głowa w stronę Malfoya.
Świetnie. Czyli już wiedział. Nie miałam nawet siły ochrzanić za to Roxanne, bo przecież zdawałam sobie sprawę, że tak będzie. Zamiast tego posłałam jej zirytowane spojrzenie, na co ona wzruszyła niewinnie ramionami. 
– Do roboty – zakomenderowała Alice. Zdjęła jedną stopę z kolan Ala i użyła jej, aby przesunąć stos książek w naszą stronę.
– Mam nadzieję, że nie jestem spóźniony. – Ktoś mocno klepnął w plecy mnie i Conrada.
– Jeremy? – zdziwiłam się. – A ty co tu robisz?
– Nie chciał mi dać spokoju – odezwał się Conrad, jak najszybciej odsuwając się od swojego bliźniaka. – Męczył mnie, aż powiedziałem mu, czym próbujemy się zająć.
– Wszyscy panikują – powiedział Jeremy, wzruszając ramionami i przygładzając idealnie wystylizowane włosy. – Pomyślałem, że pomogę. Przydam się wam. Zwłaszcza że jestem Krukonem, a to automatycznie czyni mnie mądrzejszym niż wy wszyscy.
Conrad wzniósł oczy do nieba i z ulgą obserwował, jak Jeremy obchodzi stół i zajmuje odległe od nas miejsce, pomiędzy Gregorem i Cady.
Zabraliśmy się do roboty. Zerknęłam na sporządzoną przez Alice listę i sięgnęłam po najbliższy, nieodhaczony tytuł.
– Czego właściwie szukamy? – odezwał się znów Jeremy.
– Czegokolwiek o odbieraniu magii i zamykaniu jej w przedmiocie – odezwał się Malfoy, a ja drgnęłam lekko. Kątem oka zauważyłam rozbawione spojrzenie Conrada. – Słowo Furantur też powinno przykuć twoją uwagę. To będzie ten przedmiot.
Ponownie spuścił wzrok na cienką książeczkę w swoich dłoniach. Wydawał się całkowicie pochłonięty poszukiwaniami.
Na biurku obok siebie ułożyłam czysty kawałek pergaminu, w razie jakbym miała sporządzić jakieś notatki. Rozproszona, znów zerknęłam na Malfoya. Grzywka akurat wpadła mu do oczu. Dmuchnął w kosmyk, który natychmiast powrócił do poprzedniej pozycji. Chłopak nie zwracał na niego uwagi.
Coś pojawiło się na moim pergaminie, mimo że pióro nawet go nie tknęło.
Rosie, skoro masz fantazjować, poczekaj, aż będziesz sama.
Rozpoznałam drobny charakter pisma i zerknęłam z irytacją na Conrada.
Nie fantazjowałam, odpisałam wściekle. Rozglądałam się po pomieszczeniu.
Po kilku sekundach pojawiła się odpowiedź.
On chyba też się rozgląda.
Szybko uniosłam wzrok i spojrzałam na Scorpiusa. Patrzył prosto na mnie, przygryzając wargę w zamyśleniu. Przyłapany, natychmiast opuścił głowę.
Najwyraźniej. Ma do tego prawo.
Miiiłość rooośnie wooookół naaas…
Nie mogłam uwierzyć, że miałam nadzieję otrzymać od niego chłodną i logiczną ocenę sytuacji.
Jak śmiesz używać Króla Lwa w odniesieniu do Malfoya?!
Conrad parsknął cicho śmiechem. Usiłowałam zachować zirytowany wyraz twarzy. 
Przepraszam. Po prostu nie mogę uwierzyć, że Malfoy cię pocałował. Gdzie jego instynkt samozachowawczy?
Dlaczego wszyscy ciągle insynuowali, że jestem niezrównoważona? Zaczynałam powoli mieć tego dość.
Odczep się od niego. Jest w ciężkiej sytuacji.
Będziecie mieć bardzo ładne dzieci.
Warknęłam głucho. Znów poczułam na sobie wzrok Malfoya, ale wiedziałam, że jeśli na niego spojrzę, zarumienię się jeszcze bardziej. 
Okej, chcesz plotkować? Świetnie. Co kupiłeś Roxanne na gwiazdkę? Jak w tym roku spróbujesz wyrazić bez słów, że chcesz sprawdzić, jak ładne byłyby wasze dzieci?
Odczep się.
Miiiłość rooośnie woookół naaas…
Usłyszałam, jak krzesło Conrada odsuwa się ze skrzypnięciem.
– Hej, Scorpius – zagadnął. – Zamienimy się miejscami? Chyba siedzę w przeciągu, a jestem podatny na przeziębienia.
Malfoy zamrugał kilkukrotnie, po czym zerknął za siebie.
– Siedzę przy oknie – zauważył rozsądnie.
Obserwowałam tę wymianę zdań przerażona. Dlaczego on musiał być taki przewrażliwiony na punkcie Roxanne?
– Wiem. Ja czuję przeciąg z korytarza – upierał się Conrad. – Jestem bardzo delikatny.
– Nie ociągaj się, Scor. – Zabini klepnął go zachęcająco w plecy. – Wyświadcz koledze przysługę.
Malfoy podniósł się sztywno i zaczął iść w moim kierunku. Zalała mnie panika. 
– Podziękujesz mi później – szepnął Conrad, uśmiechając się do mnie lekko. Dlaczego to zawsze on pakował mnie w te sytuacje?!
– Za nic ci nie podziękuję, jeśli będziesz martwy – odszepnęłam wściekle.
Scopius opadł na krzesło obok mnie. Po drugiej stronie stołu Jeremy natychmiast zajął Conrada rozmową. Dzięki temu atmosfera zrobiła się nieco lżejsza i już po kilku sekundach każdy mamrotał coś cicho do swojego sąsiada, wciąż przeglądając książki i gazety.
Oznaczało to, że fakt, iż Malfoy i ja jako jedyni siedzimy w milczeniu, wydawał się jeszcze bardziej niezręczny i dziwny.
Rękawy swetra miał podciągnięte do łokci, a przedramię opierał tuż obok mojego, na stole. Powędrowałam wzrokiem w górę, po jego barku, szyi, aż do linii żuchwy, którą tak lubiłam podziwiać, kiedy nie patrzył.
Problem polegał na tym, że akurat patrzył.
– Oj – mruknęłam i przeniosłam wzrok na blat stołu.
Oj?!
W całym swoim życiu nie słyszałam nic głupszego niż to, co właśnie wydostało się z moich ust.
– Oj? – podjął Malfoy, unosząc brew.
To tyle, jeśli chodziło o nadzieję, że nie usłyszał.
– Nieważne – mruknęłam.
– Jak chcesz – odparł.
Czy to złudzenie, czy on naprawdę lekko się do mnie przysunął?
Jego ręka nadal tam leżała. Dłoń spoczywała na blacie, centymetr od mojej. 
Wiedziona odruchem, rozprostowałam mały palec i musnęłam wierzch jego dłoni. Malfoy drgnął, ale nie odsunął ręki. Spojrzał na mnie pytająco.
Poważnie będę miała farta, jeśli on nigdy mnie nie pozwie.
Nadal unosił jasną brew.
Dlaczego, kiedy człowiek robił coś bezsensownego, zawsze musiał się później z tego tłumaczyć? Ja tylko chciałam dotknąć jego dłoni! Wielkie mi halo.
– Ja… – zaczęłam koślawo, błądząc wzrokiem po jego twarzy.
Nie dane mi było dokończyć. Nagłe pojawienie się Jamesa wyrwało nas wszystkich z prowadzonych rozmów.
– Jamie? Co tu robisz? – zapytałam.
Potter był blady, ale spokojny. Możliwe, że już nauczył się takiego udawać.
– McGonagall poinformuje wszystkich przy kolacji, ale równie dobrze mogę powiedzieć wam trochę szybciej… – mruknął.
– Co się stało? – naciskał Albus.
– Znaleziono Avery’ego – westchnął Jamie.
– Och! To fantastycznie! – zawołała Cady, wstając. – Przesłuchiwaliście już go?
– Co powiedział? – dorzuciłam.
– Czy to znaczy, że skończą się przesłuchania byłych Śmierciożerców? – chciał wiedzieć Gregor. – Skoro mają sprawcę?
James spuścił wzrok i podrapał się po karku.
– Powinienem wyrazić się jaśniej… Znaleziono ciało Avery’ego. McGonagall chce, żebyście się spakowali – wyjeżdżacie na święta trzy dni wcześniej, czyli jutro z samego rana.

*

Dzień dobry! Mam nadzieję, że mieliście udaną majówkę! Ja dzisiaj znalazłam czas, żeby dokończyć to maleństwo. Jeśli mamy tu jakichś maturzystów, to trzymam za was kciuki <3 I wiedzcie, że jeśli postanowiliście przeczytać ten rozdział, zamiast się uczyć, to właśnie grożę wam palcem i kręcę głową z dezaprobatą :D
Co do rozdziału, cóż mogę powiedzieć. This ship has sailed, and Gregor Zabini is our Captain.
Och, no i mamy pierwszego poległego. Cholera wie czemu! 
Mam nadzieję, że wam się podobał. Czekam na opinie! <3

13 komentarzy:

  1. Czemu teraz? Czemu ten James wszedł? Normalnie Perfect time, haha
    Rozdział super, uwielbiam jak w tych wszystkich książkach, opowiadaniach po takich sytuacjach dwójka bohaterów tak omawia tę sytuację, 'stara sie' siebie omijać a i tak los ich spotyka, udają że niby nic nie ma, a później jest taki tak moment booom! Rosie ma mistrza w trzymaniu czegoś dla siebie, 'nie mówcie nikomu', ale sama i tak to jeszcze szybciej rozpowie :D
    Mam nadzieję, że w czasie tej ich długiej przerwy będzie się coś ciekawego działo, albo chociaż szybko się ona skończy i wrócą do szkoły :D
    Cieszę się bardzo, że wróciłaś do co miesięcznego dodawania rozdziałów, mam nadzieje, że będziesz miała tyle weny żeby to kontynuowa :))
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moze ci Potterowie już maja takie wyczucie czasu :D
      No Rosie to nie jest najlepsza w dochowywaniu tajemnic, nawet swoich własnych xd
      Powiem ci, ze i to i to - wydarzy się coś (umiarkowanie) ciekawego i szybko sie skończy. Jeden rozdzial na świetach i wracamy do szkoły
      Ja również mam taka nadzieję :) Dziękuję za komentarz <3

      Usuń
  2. Yaaass!
    Zdążyłaś dodać rozdział zanim urodziłam! Bless ya!
    Bardzo spoko rozdział, zagadka kryminalna się rozwija, a co ważniejsze Rose mizia Score'a po ręce. Wszystko, co potrzebowałam.

    Pozdrawiam z rodzinką,
    Luna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale odpowiedzieć na komentarz zanim urodziłaś to juz nie dałam rady xd Dziękuję :D

      Usuń
  3. Przy "oj" chichotałam jak głupia, Rose jest niemożliwa :D Szkoda, że James przerwał w takim momencie, ale kurczę - pierwsza śmiertelna ofiara. Zaczyna się na poważnie. Rose i Scorpius oboje schizują, przyjaciele im dopingują, żeby się ogarnęli i powtórzyli pocałunek, o tak. W ogóle zapomniałam, że Rose całkiem niedawno całowała się z LORCANEM w Hogsmeade! No ale przez to Scorpius jest jeszcze bardziej zazdrosny :D
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo wenyy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff, juz sie bałam, że tylko mnie to rozśmieszy :D No, Scorose ma świetną dużynę dopingującą, to im trzeba przyznać. Myslę, że są o krok od robienia koszulek z napisem "Team Scorpius", żeby mogli wmówić Scorowi, że niby Lorcan stanowi jakąkolwiek konkurencje :D Dziękuję bardzo i pozdrawiam <3

      Usuń
  4. Wspaniały rozdział i mam nadzieję oczywiście, że szybko pojawi się kontynuacja, bo nie mogę się doczekać. Przy niektórych scenach śmiałam się jak głupia, a mój brat na mnie patrzył i nie wiedział o co chodzi, bo kto normalny śmieje się do laptopa? Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję <3 kontynuacja jest chyba w końcowej fazie produkcji :d Cieszę sie bardzo, że się ubawiłaś <3 Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Zgłasza się maturzystka, która wraca z martwych! W końcu czas, by nadgonić rozdziały...

    Ta chemia pomiędzy Rose i Scorem jest po prostu aghjdkg <3 Kocham.
    Uwielbiam reakcję Gregora na to że Scor pocałował Rose, a później jak ją się jeszcze skonfrontuje z reakcją Alice i Roxanne na wyznanie Rose - po prostu padłam.
    A James zareagował w sumie nie najgorzej... Ale reakcji Albusa jestem mocno ciekawa. Może lepiej dla niego że jeszcze nie wie, ale wiecznie to nie będzie trwać zapewne.
    A scena w bibliotece... Haha, kocham, że wszyscy tak shipują Rose i Scora <3 Ten przeciąg. Bardzo sprytne, Conrad, bardzo. Ale się udało i to się liczy.
    Gregor zdecydowanie jest kapitanem tego statku, lecz Conrad jest tuż za nim w hierarchii :D
    No i mamy trupa. Damn, robi się poważnie. Jestem ciekawa, co z tego wszystkiego wyniknie. Chyba czas poważnie się zastanawiać nad tym kto to mógł zrobić... Nie chce mi się wierzyć, że to któryś ze Śmierciożerców, na pewno to ktoś niespodziewany. Hmm... Na razie mam pustkę w głowie.

    A więc teraz święta? Ciekawe, czy będą spokojne, czy wręcz przeciwnie. Być może uda im się coś więcej dowiedzieć o sprawie z Averym, nie miałabym nic przeciwko.

    W każdym razie tak, rozdział się podobał (poprzednie również) <3
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieje, ze matura poszła swietnie!
      Gregor wyrasta na mojego ulubieńca :D
      No James nie jest wobec Rose opiekuńczy, ale nie nadopiekuńczy, wiec o ile facet nie będzie chciał jej zamordować, to jest ok - stąd ta uwaga o śmierciozercach :D
      Nie wiem jaki stopień jest po kapitanie, ale racja, Conrad na pewno może się nim pochwalić xd
      A co do świat, to zdradzę, ze będzie raczej spokojnie. Nawet złoczyńcy muszą czasem odpoczywać :D
      Dziękuje bardzo za komentarz i pozdrawiam :*

      Usuń
  6. Skoro Avery nie żyje to nie miał z tym nic wspólnego. Cholera nie mam żadnego podejrzanego. No i mam nadzieję, że naszej parce uda się pogadać przed wyjazdem do domów na święta.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten James to ma wyczucie czasu ;/ Nie mógł poczekać kilku minut? Albus to taki powiernik tajemnic. Najpierw Alice, a teraz Scorpius. Chłopina zna chyba sekrety wszystkich w Hogwarcie Xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko biedny nie wie co z nimi wszystkimi zrobić :D

      Usuń