poniedziałek, 27 maja 2019

[16]"Nie. Tak. Nie wiem. Trochę?"

Rose
– A jakieś rany na ciele? – dopytywałam. – Cięcia, otarcia?
– Rose, po raz kolejny: nie wolno mi ujawniać szczegółów śledztwa – tłumaczył cierpliwie Harry. – I po raz kolejny: zginał od zaklęcia uśmiercającego. Klasyczna Avada Kedavra, żadnych śladów na ciele.
– Wiem. – Przysunęłam sobie pudełko z bombkami, próbując znaleźć jakieś ładne ostatki. Większość tych, które nie wyglądały, jakby miały pięćdziesiąt lat, już zdążyliśmy powiesić. – Ale może były ślady walki? Tortury? Pchnięcie nożem?
– Były ślady walki – oznajmił tata, wkraczając do pokoju. Akurat przeżuwał kolejną porcję ciasta i kilka okruszków wypadło mu z ust. – Ale nic wielkiego. Tortur nie było, żadnych ran. Po prostu stawiał lekki opór, kiedy ktoś usiłował go zamordować.
Harry spojrzał na niego groźnie.
– Ron, czy mógłbyś być tak miły i przestać rujnować moje śledztwo?
– Rosie jest z Weasleyów, i tak wszystkiego dowie się sama. – Tata opadł ciężko na kanapę i potargał mi włosy, kiedy kucnęłam przy pudle z ozdobami. – Ale mam taki pomysł, Serniczku. Może spróbowałabyś chociaż przez kilka dni nie zakłócać świątecznej atmosfery pytaniami o zamordowanego Śmierciożercę? Pomęczysz wujka później.
– Wyobraźcie sobie, że jest to dla mnie dość istotny temat. – Przewróciłam oczami. – Nie wiemy nawet, czy po świętach wracamy do szkoły.
– Na razie nie ma żadnych wieści o zamknięciu – uspokoił mnie wujek. – Nie musicie się o to martwić. Nie zginął przecież uczeń, tylko dorosły człowiek, który wcale nie powinien przebywać wówczas na terenie szkoły. A on kręcił się w pobliżu miejsca zbrodni i zwiał do Zakazanego Lasu.
Wszyscy zgodnie założyliśmy, że człowiek w szatach Śmierciożercy, którego widziałam przy Crabbie, to był właśnie Avery. Zwłaszcza że kiedy znaleziono jego ciało, miał na sobie takie same szaty. Nie to żebym miała informacje z pierwszej ręki, ale nadal byłam dobra w podsłuchiwaniu.
– To, że żaden uczeń nie zginął, wcale nie znaczy, że uczniowie są bezpieczni – wtrącił Albus, wieszając na choince żałośnie wyglądającą gwiazdkę z piernika, której brakowało jednego ramienia. – Kilka osób zostało porwanych i pozbawionych mocy magicznych, tato. Wiem, że teoretycznie prowadzisz tę sprawę, ale szczerze mówiąc, zachowujesz się, jakby nigdy nie obiło ci się to o uszy.
Ojciec rzucił mu zirytowane spojrzenie.
– Macie pojęcie, co działo się w tej szkole podczas naszej edukacji? Na pierwszym roku jeden z nauczycieli miał Voldemorta z tyłu głowy, a trójce jedenastolatków udało się dostać do – podobno – najlepiej strzeżonej substancji na świecie. Na drugim roku kilkoro uczniów zostało spetryfikowanych, a w ścianach wałęsał się gigantyczny wąż i doszło jedynie do rozmów na temat zamknięcia. Na trzecim roku wszyscy wiedzieli, że Syriusz, uważany wówczas za szalonego mordercę, aż dwukrotnie dostał się do szkoły, a jedynym środkiem bezpieczeństwa było jednorazowe wspólne nocowanie w Wielkiej Sali. Na czwartym roku, och, kochani, tu to zaczyna się impreza. Wybrani uczniowie mieli konkurować w niebezpiecznych zadaniach. Teoretycznie reszta szkoły miała się dobrze, ale podczas pierwszego zadania, cała szkoła z bliska oglądała ziejące ogniem smoki. Oczywiście, treserzy niby mieli wszystko pod kontrolą, ale co jakby na sekundę smok jednak zdecydował, że dmuchnie ogniem w tych wszystkich nastolatków? Och, no i znowu mieliśmy w szkole Śmierciożercę. Na piątym roku kilkoro z nas bez żadnych trudności uciekło ze szkoły i udało się do departamentu tajemnic. Na szóstym roku Draco Malfoy prawie zabił dwie osoby. Na siódmym roku Śmierciożercy wedle upodobania torturowali losowych uczniów, a dyrektorem był człowiek, o którym myślano, że zabił poprzedniego.
Albus i ja przez chwilę na zmianę otwieraliśmy i zamykaliśmy usta, ale żadne z nas nie wymyśliło stosownej odpowiedzi. Jasne, wiedzieliśmy o tym wszystkim, ale kiedy tak zebrało się to w jeden monolog, wypowiedziany w konkretnym tonie, przygody naszych rodziców zaczęły prezentować się w nieco innym świetle.
– Nie wspominając o tym, że wysyłanie uczniów do Zakazanego Lasu w ramach kary jest normą, niezależnie od pokolenia – dodał mój ojciec. – Zawsze wiedziałem, że tej szkoły nie da się zamknąć. W zamku mogłaby wybuchnąć jakaś groźna epidemia, a Rada Nadzorcza wciąż udawałaby, że wszystko jest w porządku, a edukacja to trzon naszego społeczeństwa.
– Zmieniając temat – powiedział beztrosko Harry. – Czy ubieranie choinki nie jest zadaniem, które powinno przypadać na najmłodsze dzieci w tej rodzinie?
Albus i ja pokiwaliśmy z zapałem głowami.
– Zgadza się. Ukradliśmy fuchę Lily i Hugonowi – powiedział Potter.
– Oddelegowaliśmy ich do czyszczenia toalety – dodałam.
– Moja krew – pochwalił tata. – Ale wydaje mi się, że powinniście już dać sobie spokój.
Choinka rzeczywiście była naprawdę przeładowana i przechylała się lekko w prawa stronę.
Kiedy razem z Albusem zaczęliśmy pakować pozostałe ozdoby z zamiarem wyniesienia ich na strych, tata i wujek opuścili salon, żeby dołączyć do zamieszania w kuchni.
– Co teraz robimy? – zagadnęłam Albusa. Przez cały dzień sprytnie lawirowaliśmy pomiędzy członkami rodziny, usiłując uniknąć najcięższych robót. Niestety, po drodze straciliśmy Roxanne. Babcia zaangażowała ją do ścielenia łóżek dla ludzi, którzy zostają na noc i nie widzieliśmy jej od trzech godzin.
– Możemy chodzić po domu i śpiewać kolędy, żeby wprowadzić wszystkich w świąteczny nastrój. Jest taki harmider, że jeśli tylko będziemy sprawiać wrażenie zajętych, to nikt nas nie zauważy.
– Albus, każde z nas śpiewając, brzmi jak zarzynane prosie – przypomniałam mu łagodnie. – Na pewno nas zauważą. Możliwe nawet, że ktoś się przestraszy i spowodujemy jakiś nieszczęśliwy wypadek.
Nie dane nam było kontynuować tej burzy mózgów, ponieważ babcia Molly dziarskim krokiem wpadła do pokoju.
– Rosie, skarbie, tu jesteś – zagadnęła pogodnie. – Chciałam tylko potwierdzić ilość osób na jutrzejszym obiedzie. Czy na pewno żadne z twoich przyjaciół nie da rady nas odwiedzić?
– Niestety, babciu – odparłam. – Conrad, Timothy i Alice zostają w tym roku z rodzinami.
– No dobrze. – Westchnęła, rozczarowana. – Albus, o której mamy spodziewać się Scorpiusa?
– Najpierw pojawi się u nas i razem teleportujemy się do Nory koło południa – powiedział Al, a ja uświadomiłam sobie, że przestałam oddychać.
Babcia skinęła głową i wyszła na korytarz, a Albus wyraźnie odetchnął, uradowany, że nie dostaliśmy żadnych nowych wytycznych. Ja jeszcze nie mogłam pozwolić sobie na ulgę.
– Scorpius? – spytałam piskliwym głosem.
Potter spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem.
– Zaprosiłem go na święta. Jego rodzice idą w tym roku do babci Malfoy, więc nie było trudno go przekonać, bo za nią nie przepada.
– Nie wiedziałam. – Miałam nadzieję, że już brzmię beztrosko. Odchrząknęłam i w ogóle.
– Przepraszam, że ci nie powiedziałem. – Albus wyraźnie odczuwał jakiś wewnętrzny dyskomfort. – Po prostu wiem, że go nienawidzisz no i… miałem nadzieję, że jeśli zobaczysz go dopiero jutro, to nie zrobisz sceny.
Biedny Albus. Naprawdę przysparzałam mu sporo problemów tą swoją dziecinną „nienawiścią”. Nie to żeby Malfoy był święty, ale mogłam zachować się jak osoba mądrzejsza i jako pierwsza zaproponować, abyśmy zakopali topór wojenny.
Dopiero ostatnio zaczęłam sobie uświadamiać, że cała ta niechęć wobec Malfoya, mogła być jakimś moim chorym sposobem na radzenie sobie z napięciem seksualnym. I że byłam za głupia, żeby to zauważyć, zanim mnie pocałował.
Sam w sobie wcale nie był taki zły. Albus musiał mieć jakieś powody, żeby się z nim przyjaźnić, prawda? Jedynie fakt, że prowadzał się z tyloma dziewczynami, nadal trochę mi zgrzytał, ale kto wie, może to ja przyjęłam błędny tok myślenia? Może po prostu Malfoy był nowoczesny i seksualnie wyzwolony, a ja byłam staroświecka i pruderyjna? A może to po prostu nie moja sprawa?
No i naprawdę bywał czasem dupkiem. Ale to nieistotne. Nie musiałam zaraz proponować mu, abyśmy zostali najlepszymi przyjaciółmi, ale skoro przemyślałam sobie kilka spraw, to czemu nie mogłabym zacząć zachowywać się przy nim normalnie? Dla Albusa. Żeby w końcu przestał się czuć, jakby zaraz miał się rozdwoić, kiedy próbował utrzymywać przyjaźnie ze Ślizgonami i z nami jednocześnie.
– Może nie – zaczęłam nieskładnie. – To znaczy… może wcale go nie nienawidzę.
Albus spojrzał na mnie podejrzliwie.
– Co masz na myśli?
– To, że postanowiłam dorosnąć, Al – westchnęłam. – Może źle go oceniłam. Nie powinnam w przeszłości być dla ciebie złośliwa, tylko dlatego, że się z nim przyjaźnisz. Prawdę mówiąc, w pierwszej klasie, kiedy się pojawił, byłam trochę zazdrosna, że już nie przyjaźnisz się tylko ze mną i chyba wtedy zaczął się ten cały konflikt. Bo ubzdurałam sobie, że ukradł mi najlepszego przyjaciela.
Albus patrzył na mnie, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu.
– Przecież ty nadal byłaś…
– Wiem. – Przewróciłam oczami. – Poza tym, dość szybko sobie uświadomiłam, że mam jeszcze Alice i Roxanne, a zaraz potem pojawili się Conrad i Tim, a do tego zdałam sobie sprawę, że nikt mi ciebie nie ukradł. Ale z jakiegoś powodu niechęć pozostała. Ale koniec z tym.
– Ale… co to właściwie oznacza? – Albus zmarszczył brwi.
– Że nie wiem jakim cudem do tej pory ze mną wytrzymywałeś – powiedziałam, szczerząc zęby. – I że nigdy więcej nie zrobię ci sceny, tylko dlatego, że mam przebywać w tym samym pomieszczeniu co Malfoy.
Mój kuzyn natychmiast się rozpromienił, a ja pomyślałam sobie, że to wszystko będzie tego warte. Nigdy jeszcze nie widziałam u niego takiego uśmiechu. Nawet wtedy, kiedy skrzaty w Hogwarcie zaakceptowały jego petycję, aby serwować również wegańskie opcje w swoim codziennym menu.
– Może nawet zaczniesz zwracać się do niego po imieniu? – zaproponował Albus.
– Nie rozpędzajmy się – powiedziałam szybko. – Ale mogę… no wiesz. Nie krzywić się, jeśli kiedyś zaprosisz go, żeby z nami posiedział w bibliotece albo na błoniach. Czy coś. Alice i Roxanne nawet się ucieszą, bo uważają, że jest super seksowny.
Nie było sensu informować mojego kuzyna, że podzielam ten pogląd.
Oczywiście cała ta rozmowa nie będzie miała żadnego sensu, jeśli Malfoy stwierdzi, że on nie ma najmniejszego zamiaru znosić mojego towarzystwa. Ale na razie, Albus promieniował. I na razie tylko to się liczyło.

*

Mama powiedziała, że powinnam ubrać się świątecznie, a że czerwone ciuchy zawsze zlewają mi się z włosami, postawiłam na ciemnozieloną sukienkę. Za to buty miałam czerwone. Co i tak nie miało sensu, bo wiedziałam, że w Norze wszyscy będziemy chodzić na boso. 
Sukienka była bardzo skromna. Może za skromna? Miała dekolt w łódkę, rozszerzany dół i pasek w talii, który ładnie ją podkreślał. Włosom pozwoliłam opadać luźno do pasa, zebrałam jedynie kilka pasm i spięłam je z tyłu, żeby nie wpadały mi do talerza. Bo przecież w świętach chodziło przede wszystkim o jedzenie, a nie o to, co Scorpius Malfoy pomyśli o mojej cholernej stylizacji, która w rzeczywistości nikogo nie będzie obchodzić. Zwłaszcza Malfoya.
– Rose, jesteś gotowa? – Mama zajrzała przez drzwi mojej sypialni. – Ślicznie wyglądasz.
– Dzięki – powiedziałam, oddychając z ulgą. – Tak, jestem gotowa.
Kiedy dotarliśmy do Nory, oczywiście zastaliśmy zamieszanie. Dziadek właśnie witał nas w biegu, z obrusem przerzuconym przez ramiona i kazał natychmiast skierować się do kuchni, żeby pomóc babci.
– Nie mam pojęcia, czym ona się tak przejmuje – mruknął tata, oczywiście zwracając się w stronę przeciwną niż kuchnia. – Zachowuje się, jakby przygotowywała kolację dla całego Wizengamotu, a nie dla najbliższej rodziny.
– Nasza najbliższa rodzina ma prawie tyle samo członków co Wizengamot – zauważyłam. – A poza tym, babcia chce, żeby wszyscy spędzili miło czas. Tylko raz w roku zjeżdżamy się tutaj wszyscy naraz.
– No to już – odparł zachęcająco. – Wnuki pomagają babci. Zmykaj, Rosie.
Przewróciłam oczami, ale posłusznie udałam się do kuchni. Mama podążyła za mną, ale okazało się, że rzeczywiście, w kuchni jest teren wnucząt.
– Hermiono, ciebie będę potrzebowała w salonie. Zakładam, że to tam poszedł Ron? – rzuciła babcia, ledwo zerkając na nas znad parującego garnka.
– Tak, chciał zwiać od pomagania – wyjaśniłam.
– Świetnie, bo w tym roku to w salonie jemy świąteczny obiad. Znajdzie tam resztę uciekinierów, którzy już nakrywają do stołu.
Musiałam przyznać, że byłam pod wrażeniem. Nie miałam pojęcia, czy babcia celowo zorganizowała w tym roku wyżerkę w salonie tylko po to, żeby wpędzić najbardziej leniwych członków rodziny w pułapkę, ale miałam wrażenie, że jednak tak.
– Rosie, ty możesz zanosić gotowe rzeczy – dodała, wciskając mi w dłonie półmisek z sałatką.
– Mogę wziąć więcej niż jedną rzecz naraz – powiedziałam z uśmiechem.
– Nigdzie nam się nie spieszy, a ja mam mnóstwo pomocników – odparła babcia, wskazując na armię uganiającą się po kuchni.
Złapałam wzrokiem Roxanne, ubrudzoną po łokcie jakimś ciemnym sosem. Nie wiem, co z nim robiła, ale uśmiechnęłam się do niej przekornie. Przewróciła oczami.
Zadowolona, że dostałam najłatwiejszą robotę, ruszyłam wzdłuż korytarza ze wzrokiem wbitym w sałatkę.
– Hej.
Dłonie mi zadrżały, prawie pozwalając, aby półmisek się wyślizgnął, jednak zdążyłam się w porę opanować. Ledwo docierało do mnie, że zamarłam w pół kroku i muszę wyglądać jak postać z kreskówki. Lękliwie uniosłam wzrok.
– Cześć – powiedziałam spokojnie.
Malfoy miał na sobie ciemnoszare spodnie, białą koszulę i zieloną marynarkę, której rękawy podciągnął do łokci. Wyglądał świetnie, ale jednocześnie wydawał się dziwnie zakłopotany. Jego oczy powoli mnie zlustrowały, a ja dostałam gęsiej skórki.
– Wyglądasz jak ozdóbka na choinkę – wypalił nagle.
Skrzywiłam się lekko. Miał ten swój nawyk nagłego przypominania mi, z kim właściwie mam do czynienia.
– Wesołych świąt – odparłam kwaśno, po czym spróbowałam go wyminąć. Złapał mnie szybko za ramię.
– Czekaj – mruknął, marszcząc brwi. W jego oczach błysnęła irytacja, ale chyba nie była skierowana na mnie. – To miał być komplement.
Uniósł lekko kącik ust, a ja poczułam, jak miękną mi kolana. Cholerny dołeczek. Próbowałam jednak nie tracić rezonu i zamrugałam kilkukrotnie.
– Od kiedy to mnie komplementujesz? – zapytałam, unosząc brew.
– Są święta. – Wzruszył ramionami i zanim zdążyłam się obrazić, dodał: – Pomóc ci?
Spojrzałam niepewnie na półmisek, na którym nadal kurczowo zaciskałam dłonie.
– Myślę, że poradzę sobie sama z jednym naczyniem, ale dzięki.
– Wesołych świąt, Rosie! – zawołał Al, pojawiając się w korytarzu. Znieruchomiał, na widok dłoni Scorpiusa na moim ramieniu i naszych zaciętych min. – Co robicie?
– Nic – powiedział szybko Malfoy, odsuwając się ode mnie.
– Znowu się kłócicie? – Uśmiech spłynął Potterowi z twarzy. Najwyraźniej jego wiara w moje wczorajsze słowa była bardzo delikatna.
– Nie – powiedziałam szybko.
– Naprawdę – dodał Ślizgon.
– Malfoy właśnie mnie komplementował.
– A Weasley bardzo uprzejmie mi podziękowała.
Mina Albusa nadal wyrażała lekką podejrzliwość, ale mimo wszystko się uśmiechnął.
– No dobrze. Scorp, masz iść do kuchni, babcia chce się przywitać.

*

Obiad zleciał w atmosferze wesołego trajkotania, które zamarło tylko przy obowiązkowym wysłuchaniu corocznej audycji Celestyny Warbeck. Babcia jak zwykle uroniła kilka łez, a pozostali jak zwykle modlili się, aby w końcu się to skończyło.
Najadłam się tak, że ledwo wstałam od stołu.
Przy tak dużej rodzinie, jak nasza, kiedy przyjeżdżaliśmy na święta, nie było opcji, żeby wszyscy cały czas spędzali razem i utrzymywali jedną, wspólną rozmowę. Siłą rzeczy, zgromadzenie dzieliło się zawsze na grupki towarzyskie, rozbijające obozowiska w różnych miejscach domu. Po obiedzie „dorośli” członkowie rodziny rozsiedli się w salonie – część została przy stole, a reszta zajęła kanapę i pufy przy kominku – pozostawiając „młodzież” samym sobie.
Dominique i Lucy wyszły na chwilę, po czym wróciły do salonu z parującymi kubkami herbaty i oznajmiły, że będą w starym pokoju Billa. Louis zgarnął Lily i Hugona i poszli się przejść. Teddy z Victoire i Jamesem zaszyli się w kącie salonu i rozmawiali przyciszonymi głosami, zapewne o tym, jak to nie są już dziećmi, więc będą siedzieć w salonie.
Ja, jakimś cudem, skończyłam z Roxanne, Albusem i Malfoyem, w dawnej sypialni cioci Ginny.
Albus chyba też był zdziwiony tym obrotem spraw, ale przecież obiecałam, że z nimi „posiedzę”. Nie wiedziałam, że nastąpi to już dzisiaj, ale co mi tam. 
– Co robimy? – zapytała Roxanne. Nie potrafiłam wyrazić słowami, jak bardzo się cieszyłam, że jest z nami. Zawsze trochę mniej niezręczności.
Albus już grzebał pod łóżkiem.
– Kiedyś coś tutaj schowałem – powiedział, stłumionym głosem. – Czekajcie… o, jest.
Wyłonił się z pudełkiem „Monopoly”.
Nie mam pojęcia, dlaczego uznał, że musi to schować.
– Myślałam, że masz tam alkohol – powiedziała zaskoczona Roxanne.
– Ja miałam nadzieję na cyjanek – dodałam.
– Daj spokój, nie jest tak źle. – Kuzynka szturchnęła mnie łokciem.
Albus rzucił mi zaskoczone spojrzenie.
– Dlaczego w ogóle miałoby być źle? – zapytał. – Jesteś w świetnym towarzystwie, Rosie.
Instynktownie przeniosłam wzrok na Malfoya, a on posłał mi kpiący uśmieszek. Zazgrzytałam zębami.
– Jestem w towarzystwie, w którym ani nie mamy co robić, ani o czym rozmawiać – zauważyłam.
W odpowiedzi Albus zagrzechotał pudełkiem.
– Oto nasz wybawca – upierał się. – No, chyba że wolicie iść na spacer.
Wszyscy wzdrygnęliśmy się instynktownie. Najwyraźniej żadne z nas nie było entuzjastą zimy.
– Tak myślałem. – Potter uśmiechnął się z zadowoleniem i zaczął przesuwać niewielki stolik nocny na środek pokoju. – Akurat ty mógłbyś skorzystać z oferty – dodał, zwracając się do Malfoya. – przebywanie na dworze dobrze by ci zrobiło. Jak nadal będziesz miał taką jasną skórę, uzdrowiciele zaczną zaczepiać cię na ulicy, myśląc, że jesteś bardzo chory.
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
– To genetyka, Albus – mruknął niezadowolony Malfoy. – Nic na to nie mogę poradzić.
– Mógłbyś chociaż spróbować się trochę opalić.
– To znajdź mi dziewczynę, żebym mógł chodzić z nią na długie romantyczne spacery. – Przewrócił oczami. – Albo jeszcze lepiej: może ty będziesz chodził ze mną na romantyczne spacery, skoro tak ci to przeszkadza.
Parsknęłam śmiechem, a Scorpius zerknął szybko w moją stronę. Próbowałam zamaskować to kaszlem. Nie chciałam zostać przyłapana na śmianiu się z żartu Scorcpisa Malfoya.
Roxanne przyglądała się nam z zainteresowaniem.
– Wybacz Scorpius. Po prostu nie myślę o tobie w ten sposób – Albus wzruszył lekko ramionami, rozkładając planszę na stole.
Malfoy westchnął dramatycznie.
– Trudno. Krzesła? – rzucił, rozglądając się po pomieszczeniu.
– Przynieście z korytarza – odparła Roxanne. – Ja pomogę Albusowi z grą – dodała, segregując sztuczne banknoty. Fakt, że rozumieliśmy mugolską walutę, był wyłącznie zasługą Monopoly.
Niepocieszona, opuściłam pokój, z Malfoyem o krok za mną. Pod ścianą były stare, rozkładane krzesła, które dziadkowie wykorzystywali przy wszystkich rodzinnych imprezach. Dzisiaj również większość była w użyciu, ale kilka nadprogramowych zostało. Lekko przykurzone, ale zdatne do użytku. Wzięliśmy po dwa.
– Możesz to przyznać – powiedział cicho Malfoy, a ja słyszałam po jego tonie, że się uśmiecha. – Uważasz, że jestem zabawny.
Prychnęłam swobodnie.
– Uważam, że twoja twarz jest zabawna – odburknęłam.
– Och, i to dlatego mnie całowałaś? Bo moja twarz jest taka zabawna?
Prawie wypuściłam krzesła. 
Myślałam, że o tym nie rozmawiamy! Że udajemy, że to się nie wydarzyło!
Spojrzałam na niego zszokowana, ale on już zniknął za drzwiami pokoju, nie dając mi szansy na odpowiedź. Nie to, żebym jakąś miała.

*

Dwie godziny później Scorpius gasił płonący stolik, Roxanne usiłowała wchłonąć kawałkiem pościeli jak najwięcej pomarańczowej oranżady, zanim wsiąknie ona w wykładzinę, a ja zbierałam z podłogi pionki, banknoty i połamane części planszy. Miotający przekleństwa Albus wybiegł z pokoju, po tym, jak Roxanne i Scorpius dokonali podejrzanej transakcji, wyjątkowo dla Pottera niekorzystnej.
– Chyba nie powinniśmy więcej w to grać – stwierdziła Roxanne.
– Mówiłam. Ta gra tylko rodzi konflikty.
– Ktoś powinien za nim pójść – rzucił Malfoy, patrząc bezradnie na spopielony stolik. – Zobaczyć, czy nie będzie próbował rzucić się z dachu, albo coś w tym stylu.
– Ja pójdę – zaoferowała Roxie i wyszła na korytarz.
Spojrzałam na połamaną planszę, którą trzymałam. 
– Z tyloma czarodziejami w domu, chyba nie powinni wykryć maleńkiego zaklęcia, prawda? – spytałam, przygryzając wargę. Malfoy spojrzał na mnie, jakbym była opóźniona w rozwoju.
– Weasley, Al właśnie spalił stół. Myślę, że jesteś bezpieczna.
Zachęcona, machnęłam lekko różdżką, a kawałki planszy ponownie się połączyły.
Zapadła cisza, a ja uświadomiłam sobie, że znowu zostaliśmy sami. W zamkniętym pomieszczeniu. Oczywiście natychmiast przypomniałam sobie, ze szczegółami, co wydarzyło się, kiedy ostatnio byliśmy w takiej sytuacji. Próbowałam na niego nie patrzeć.
– No cóż, miło było… – zaczęłam, prawie biegnąc do drzwi.
– Czekaj – powiedział, podchodząc do mnie. – Albus mówił, że chcesz się zaprzyjaźnić – powiedział z uśmiechem.
Zazgrzytałam zębami. Merlinie, Albus nie potrafi nawet chwile utrzymać języka za zębami.
– Nie powiedziałam mu, że chcę się zaprzyjaźnić – powiedziałam sztywno. – Jedynie, że mogę cię tolerować.
– Mogę spytać, skąd ta zmiana? – dopytywał Scorpius, unosząc brew z rozbawieniem. Nie mogłam się zdecydować, czy wolałabym go uderzyć, czy pocałować.
Uświadomiłam sobie, że moja rozmowa z Albusem była bardzo nieprzemyślana. Nie przewidziałam na przykład, że będę musiała tłumaczyć się z mojej zmiany zachowania Scorpiusowi. Że będę musiała wyjaśnić mu swoje powody. Nie mogłam przecież powiedzieć: okazuje się, że lata kiepsko uzasadnionej nienawiści do ciebie, były tylko moim mechanizmem obronnym, który miał sprawić, żebym się na ciebie nie rzuciła.
Uśmiechał się w taki sposób, jakby dokładnie wiedział, o czym myślę.
– Mogę spytać, skąd te wszystkie pytania? – warknęłam.
– Nawiązuję rozmowę. – Wzruszył ramionami. – To chyba normalne, skoro chcesz się teraz tolerować?
– To na korytarzu to też było nawiązywanie rozmowy? – wybuchłam, rzucając Monopoly na łóżko.
Wyszczerzył zęby, jakby miał nadzieję, że to powiem.
– Chciałem sprawdzić, jak zareagujesz – powiedział swobodnie, zbliżając się o krok.
– Myślałam, że zachowamy się jak normalni ludzie i nie będziemy o tym rozmawiać! – zawołałam. – Sądziłam, że mamy taką niepisaną umowę!
Może i usilne próby unikania go i wymigiwania się od rozmowy były męczące i niezręczne, ale z czasem sytuacja by się uspokoiła i wszystko wróciłoby do normy.
– Ja też tak myślałem – przyznał. – Ale potem zacząłem zastanawiać się, skąd w ogóle ten pomysł i czemu to miałoby służyć.
– Próbowałam być wyrozumiała – wycedziłam. – Jak miło, że to doceniasz. Nasza przyjaźń będzie piękna.
Zmarszczył brwi. Merlinie, jaki ten facet był ładny. Zdusiłam w sobie westchnienie. Musiałam walczyć z moim mózgiem, który ciągle próbował zapomnieć, że mam być zirytowana.
– Wyrozumiała? – podjął.
– Uznałam, że… wtedy w bibliotece… kiedy... – przygryzłam wargę, zastanawiając się jak ugryźć temat.
Malfoy przewrócił oczami. Zorientowałam się, że moje plecy dotykają drzwi, dopiero wtedy, kiedy oparł na nich dłoń, obok mojej głowy. 
– Możesz to powiedzieć. Kiedy cię pocałowałem – powiedział z naciskiem.
Szybko wzięłam się w garść, nie chcąc usłyszeć kolejnego komentarza o tym, jaka to byłam pruderyjna.
– Kiedy mnie pocałowałeś, a potem uciekłeś, pomyślałam, że jesteś w ciężkiej sytuacji  – syknęłam. – Twoi przyjaciele są w niebezpieczeństwie. Dużo się dzieje, a wszystko wskazuje na to, że to wy jesteście na celowniku. Nic nie możesz zrobić. Wyobrażam sobie, że to musi być bardzo stresujące. Uznałam, że potrzebowałeś ujścia dla swojej frustracji, więc mnie pocałowałeś. A jako że jestem wyrozumiała, stwierdziłam, że nie będę męczyć tematu i pozwolę, aby ten incydent odszedł w niepamięć.
Zamrugał kilkukrotnie. Wyraźnie nie spodziewał się takiego wyjaśnienia. 
– Och – mruknął w końcu. – Nie powinienem być zdziwiony. Tylko ciekawość potrafi u ciebie wygrać z irracjonalną chęcią niesienia pomocy.
Byłabym bardzo wdzięczna, jakby jednak się odsunął. Chciałam złapać go za poły marynarki i przyciągnąć  do siebie.
– Najwyraźniej – wydukałam.
– No dobrze, czyli wymyśliłaś sobie zgrabne wyjaśnienie, dlaczego cię pocałowałem – powiedział rzeczowo. – A jak wytłumaczyłaś sobie, dlaczego odwzajemniłaś ten pocałunek?
Otworzyłam usta, po czym natychmiast je zamknęłam. Uśmiechnął się z satysfakcją.
– Ja… – zaczęłam niezgrabnie. – Ja nie…
Musiałam jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Musiałam podać mu jakieś wytłumaczenie, które nie obciążałoby mnie tak bardzo, jak prawda.
– Jesteś całkiem przystojny – powiedziałam w końcu, zaskakująco pewnie.
Nie mógłby być bardziej zaskoczony.
– Słucham? – zapytał, unosząc brwi.
Pewnie nie mógł uwierzyć, że to przyznałam. Ale to było lepsze, niż jakby miał poznać moje inne przemyślenia i uczucia na jego temat. Te mniej powierzchowne.
– Słyszałeś, co powiedziałam – oznajmiłam spokojnie.
– Pocałowałaś mnie tylko dlatego, że jestem przystojny? – zapytał sucho. Albo mi się wydawało, albo rzeczywiście słyszałam w jego głosie nutkę rozczarowania.
– Tak. Okazuje się, że jestem bardzo płytka. – Wzruszyłam ramionami. – Lubię obcałowywać przystojnych chłopaków, niezależnie od tego, czy ich lubię, czy nie. Nie rozważam żadnych konsekwencji. Wiem, okropne.
Niepewnie uniósł brew.
– Czyli całujesz chłopaków, nie przejmując się tym, że możesz zranić ich uczucia, a zarazem postanawiasz nie rozmawiać ze mną o pocałunku i moim niechlubnym opuszczeniu miejsca zdarzenia, w obawie, że mogłabyś zranić moje uczucia? Coś tu się nie trzyma kupy, Weasley – powiedział, opierając o drzwi cale przedramię i tym samym przybliżając się do mnie jeszcze bardziej.
Zacisnęłam zęby, usiłując nad sobą zapanować.
– Oprócz bycia płytką, mam również rozdwojenie jaźni? – Zamiast stwierdzenia wyszło mi pytanie.
Zaśmiał się cicho, ale zaraz potem spojrzał na mnie poważnie. Srebrne oczy migotały lekko, odbijając światło, a długie rzęsy rzucały cienie na policzki. Wcisnęłam dłonie za plecy, żeby trzymać je pod kontrolą.
– Przepraszam, że uciekłem – powiedział miękko.
Musiałam się przesłyszeć. Nie było możliwości, żeby Malfoy kogoś przeprosił, szczególnie mnie.
– Powinienem był zostać – dodał.
Żeby pogadać czy kontynuować?
– Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co musiałaś sobie wtedy o mnie pomyśleć – powiedział, zerkając na moje usta.
– Skoro już zahaczyliśmy o ten temat, to chętnie posłucham twojego wyjaśnienia, dlaczego zwiałeś – mruknęłam żałośnie.
Po jego minie widziałam, że miał nadzieje, iż nie zadam tego pytania.
– Bo jesteś tchórzliwym Ślizgonem? – podsunęłam.
– Jestem – wychrypiał. Jego druga dłoń sięgnęła do luźnego kosmyka moich włosów, który następnie zaczął nawijać sobie na palec. – Spanikowałem. Chciałbym ci to wytłumaczyć, ale nie wiem, od czego zacząć.
Nie miałam pojęcia, jak w ogóle znaleźliśmy się w tej pozycji. Byłam przyzwyczajona z jego strony do złośliwych uwag, ewentualnie, ostatnio, zaciekłych i całkiem stymulujących dyskusji. Nie wiedziałam jak reagować na te miękko wypowiedziane słowa, delikatny dotyk i ciepłe spojrzenie.
Oddychałam szybko i nierówno. Nie mogłam ułożyć sensownego zdania. Malfoy wydawał się mieć sporo do wyjaśnienia, ale chyba również nie potrafił sobie tego poukładać.
– Dzisiaj próbowałem ci powiedzieć, że ładnie wyglądasz – powiedział cicho, uwalniając rudy lok i przenosząc palec na moją szczękę. Sunął po niej powoli, a ja zadrżałam mimowolnie. – Ale też spanikowałem. Nie wiem, czemu wyskoczyłem z tą ozdobą na choinkę.
Nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu. Coś błysnęło w jego oczach na ten widok.
– Ładnie wyglądam? – spytałam łagodnie. – Przez tę sukienkę?
Skinął i przekrzywił lekko głowę.
– Sukienka robi swoje. Ale to raczej ty.
Nie mogłam oddychać. Jego palec przesunął się na moje rozchylone usta. Musnął dolną wargę. Dłonie wymknęły mi się zza pleców i, tak jak planowały, złapały poły jego marynarki. Już ich nie powstrzymywałam. Ledwo zarejestrowałam, że wspięłam się na palce, opierając pięty o drzwi.
Nawet nie próbowałam się odezwać. Chciałam, żeby dalej mówił.
– Nie widziałem cię od wyjazdu na święta – kontynuował. – Kiedy zobaczyłem cię dzisiaj, pierwszą myślą było to, jak bardzo chciałbym cię pocałować. Znowu.
Moje ciało układało się tak, jakby desperacko próbowało się do niego przykleić. Każdy centymetr skóry lgnął ku niemu. Nie wiedziałam, czy powodem, dla którego usta mnie mrowiły, był jego palec czy lekki, ciepły oddech. Było mi wszystko jedno.
– To dlaczego tego nie zrobiłeś? – spytałam cichutko. – Bo znowu byś uciekł?
– Nie uciekłbym – powiedział szybko i pewnie.
– To czemu?
– Bo nie byliśmy sami. Bo trzymałaś sałatkę. Bo byś mnie uderzyła.
– Może nie – wymamrotałam. – Mogłeś spróbować. Zobaczyć, co się stanie.
Miał tyle ciepła w oczach. Nie mogłam uwierzyć, że kiedyś wydawały mi się takie chłodne. Samo jego spojrzenie sprawiało, że czułam się, jakbym stała w płomieniach.
– Teraz jesteśmy sami – zauważył równie cicho. Nie odrywał wzroku od moich ust. – Mógłbym teraz spróbować.
– Spróbuj – poprosiłam szeptem.
I zrobiłby to. Gdyby nie fakt, że w tym samym momencie ktoś nacisnął na klamkę i pchnął drzwi, o które oboje się opieraliśmy.
Scorpius odskoczył ode mnie, a ja bezmyślnie wygładziłam materiał sukienki. Tylko tyle zdążyliśmy zrobić, zanim Roxanne i Albus wparowali do pokoju.
– Scorp, mama mówi, że zbieramy się do domu – rzucił luźno Potter. Nie zwrócił uwagi na nasze zaróżowione policzki i lekko przyspieszone oddechy. Za to Roxanne przeskakiwała wzrokiem ode mnie do Malfoya z głupim uśmiechem.
Blondyn rzucił mi szybkie, zaniepokojone spojrzenie.
– Emm. Dobrze, zaraz przyjdę – rzucił nerwowo.
Roxanne mrugnęła do niego.
– Świetnie – powiedziała lekko, mimo że sprawa wcale jej nie dotyczyła. – Albus zaczeka na ciebie na dole.
Al posłał jej zaskoczone spojrzenie znad okularów.
– Nie ma na co czekać. Przyszedłem po niego. Rusz tyłek, Scorpius – zawyrokował, po czym spojrzał na niego wyczekująco, wychodząc z pokoju.
Malfoy, chcąc nie chcąc, ruszył za przyjacielem. Zanim zamknęły się za nimi drzwi, rzucił mi jeszcze jedno tęskne spojrzenie przez ramię.
– Okej. Co tu się stało? – zapytała natychmiast Roxanne, kiedy osunęłam się na łóżko, żeby opanować drżenie kolan.
– No właśnie nic – wymamrotałam. – Niestety.
Uśmiechnęła się współczująco i usiadła koło mnie.
– Lubisz go, prawda?
– Nie. Tak. Nie wiem. Trochę? – Przygryzłam wargę.
Roxanne chyba taka odpowiedź wystarczyła. Kiwnęła głową ze zrozumieniem.
– To przez te porwania – przyznałam. – Jakby nie ta sprawa, to nie miałabym okazji uświadomić sobie, że kiedy się nie kłócimy, to lubię z nim rozmawiać, wiesz? A właściwie, to nawet kłótnie są rozrywkowe. Zadaje ciekawe pytania. Udziela ciekawych odpowiedzi. Lubię jego sposób myślenia.
Roxanne prychnęła kpiąco, a ja spojrzałam na nią urażona.
– Nie rób z siebie intelektualistki, Rosie. Przez cały wieczór myślałaś tylko o tym, żeby zdjąć z niego tą durną marynarkę i jeszcze głupszą koszulę.
Zarumieniłam się z prędkością światła.
– Wcale nie były durne – sapnęłam. – Wyglądał w nich świetnie.
– Ale pomyśl, jak wyglądałby bez nich.
Wiedziałam, jak wyglądał bez nich. Nasza rozmowa w łazience prefektów to wspomnienie, które zapisało się w mojej głowie bardzo wyraźnie.
– Myślę, że on też cię lubi – dodała Roxie.
Potrząsnęłam głową, jakbym chciała odgonić od siebie te słowa.
– Przestań. Nie wrzucaj mi teraz do głowy takich teorii. Jeszcze nie przyswoiłam informacji, że być może chciałby mnie zaliczyć. Nie jestem gotowa na rozważanie szerszych opcji.
– Czyli chyba musicie znowu pogadać.
Westchnęłam ciężko, padając na łóżko. Może pan Malfoy nie pozwoli wrócić Scorpiusowi do szkoły po świętach i problem sam się rozwiąże.

*

Rozdział trochę przejściowy, ale niestety konieczny. Ale przynajmniej przerwa nie tak długa :p Pisało mi się go baaardzo źle, co widać po tekście. Poprawię się.
Opowiadanie mam od początku zaplanowane, ale od jakiegoś czasu wszystkie te przyszłe wydarzenia, które wiedziałam, ze chcę zawrzeć w fabule, wydawały się strasznym bałaganem. Nie byłam pewna, czy uda mi się to sobie poukładać, ale ostatnio w końcu zdecydowałam się na jedną, konkretną chronologię, którą dokładnie rozplanowałam na papierze, żeby nic już mi się nie pomieszało. Powiem wam, że o wszystko teraz jawi mi się w znacznie jaśniejszych barwach i mam pozytywne przeczucia na temat pozostałych rozdziałów :D
Minus jest taki, że chyba będę musiała napisać ich jeszcze ze dwadzieścia. Ale może jakoś to skondensuję xd Nie lubię jak mi się tak fabuła rozwlecze. A przy pisaniu pierwszego konceptu zawsze zakładam krótkie i zwięzłe opko na dwadzieścia rozdziałów łącznie :D
Mam nadzieje, że coś wam się tutaj jednak podobało. Czekam na opinie! <3

13 komentarzy:

  1. Czy coś się podobało? Dziewczyno ty się jeszcze pytasz, rozdział jak zawsze świetnie mi się czytało, no uwielbiam Twój styl pisania <3 Było tutaj parę świetnych momentów, jak:
    1) monolog Harry'ego na temat jego własnych przeżyć w Hogwarcie i co wgl Rose i Albus sobie myślą, że po czymś takim zamkną szkołę? Hahaha, nie mogłam przestać się śmiać, a czytałam to głosem zirytowanego Pottera chyba sobie z trzy razy (no comment) :D Powinnaś dostać za to medal.
    2) kiedy Rose prawie upuściła krzesła jak Scorpius zapytał ją czy całowała się z nim bo ma zabawną twarz xD Swoją drogą, you go Scorpius, bierz się za ten romans! Konfrontacjaaaa
    3) moment kiedy Scorpius pyta Rose jak wytłumaczyła sobie to, że odwzajemniła pocałunek, skoro na to, że on ją pocałował znalazła odpowiednie wyjaśnienie - Scorpius : Rose 2:0 :D
    4) Absolutnie świetną wypowiedzią Scorpiusa na temat czemu jej nie pocałował jak ją tylko zobaczył w Norze - "Bo nie byliśmy sami. Bo trzymałaś sałatkę" xDDD Padłam tu, nie wiem czemu ale ten moment mnie tak rozbawił, że szok.
    5) Cała ta atmosfera świąt w Norze, to samo w sobie było magiczne, i ach, uwielbiam ten klimat ^^
    6) Rose i Scorpius chcą się pocałować! Lecą na siebie! Będzie dużo całowania w przyszłości! (oby) xd Podejrzewałam, że nie stanie się to tak szybko po ostatnim, ale żyję dla sexual tension, więc nie przeszkadza mi to aż tak :D
    Jeny, ten komentarz jest tak chaotyczny, ale to są moje świeże odczucia tuż po przeczytaniu :D :D
    Weny, życzę weny! Żeby się pisało miło! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę sie bardzo, że rozdział sie podobał :D
      Hah monolog Harry'ego powstał, ponieważ wielokrotnie zastanawiałam się, na ile powinno się ograniczyć swobodę życia w Hogwarcie, po tych wszystkich porwaniach, a potem przypominałam sobie, jak traktowano bezpieczeństwo uczniów w książkach. Pomyślałam sobie, że nawet jeśli nie zmieni się nic, to i tak bedzie okej xd
      No ktoś musi chwycić romans za rogi, Scorpio uznał, że zrobi pierwszy kroczek.
      Zawsze jak piszę jakis tekst typu z tym trzymaniem sałatki, to obawiam się, że będzie zabawne tylko dla mnie xd cieszę sie, że jednak nie!
      Oj tam zaraz szybko, przecież nawet się nie pocałowali! :D Ja też żyję dla sexual tension, wiec tego nie powinno u mnie zabranąć.
      Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam! ;*

      Usuń
  2. NIEEEEEEEEE dlaczego? Czemu oni weszli w takim momencie? A tak na serio to rozdział wspaniały. Oby kolejny szybko się pojawił. Powodzenia życzę i oczywiście weny. Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to źli ludzie są :D Dziękuję i pozdrawiam! ;*

      Usuń
  3. Nie widać, że ci się źle pisało. No może minimalnie. Ale ja lubię nawet takie rozdziały o buziaczkach i dupie Maryni <3
    Pozdrawiam z Fifonżem
    LUNA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To gites majonez, powiem ci xd
      Pozdrów Fifonża!

      Usuń
  4. Aż nie wiem co napisać, nie umiem ubrać w słowa mysli które mam po tym rozdziale w głowie, ale jednak mam nadzieję że mój komentarz będzie w miarę zrozumiały xD
    Nie wiem czemu ale po ostatnim rozdziale obawiałam się że będzie.. Nudno, ale jednak nie :) rozdział jak najbardziej w moich klimatach :)) a ta scena kiedy zostali sami w pokoju? Mamuniu odczuwalam naprzemian emocje a to Scoriusa a to Rose :))) Jak masz pisać tak 'źle' jak to jest napisane to mi to wcale nie przeszkadza, bo jak dla mnie rozdział super i oczywiście pomijając sceny (<3) wydaje mi się że jest dobry pod wzgledami spójności, kontekstów, ogólnie takiej logiki :)
    Ale jednak samozadowolenie jest bardzo ważne, dlatego mam nadzieję że z następnego rozdziału będziesz zadowolona ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak bardzo ubolewam że nie mogę tu dodawać emotoikonek, bo one wyraziły by cała moja ekspresję, hahahahah

      Usuń
    2. No jakie nudno, kochana, ja tu zawsze sie będę starała o was zadbać :D
      Cieszę sie bardzo, że rozdział ci sie podobał. Wiadomo, scena jak są sami w pokoju jest również moją ulubioną xd
      Dziękuję bardzo za komentarz :*

      Usuń
  5. Mam ochotę zamordować Ala! Musiał wchodzić i im przeszkodzić?!

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy oni się zmówili? Ci Potterowie ;/ Rozmowa Scora z Rosie to mistrzostwo. Zwłaszcza to jak powiedział, że trzymała sałatkę ;) Coś mi się zdaję, że jak wrócą do Hogwartu to Scorpius zaciągnie Rose do schowka na miotły Xd Tylko niech najpierw, gdzieś Albusa zamknie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może po prostu obaj mają wyczucie xd Cieszę sie bardzo, że ich rozmowa ci sie pdobała!

      Usuń