wtorek, 19 listopada 2019

[27]"Ile chcesz pieniędzy, żeby dać mi więcej pieniędzy?"


Rose

Miałam wrażenie, że jeśli nadal będę spacerować w tę i z powrotem po bibliotece, to wydepczę dziurę w dywanie.
Istniała również możliwość, że zacznę wyrywać sobie włosy z głowy.
Cady odnalazła się dziś rano. Od jej zniknięcia minęła niecała dobra, kiedy Travis natknął się na nieprzytomną dziewczynę w tej samej łazience, w której mieliśmy nadzieję ją znaleźć, kiedy tylko zniknęła podczas próby.
Możliwe, że porywacz był obecny w Wielkiej Sali lub w pobliżu, gdy zorientowaliśmy się, że jej nie ma i słyszał, jak sugerowaliśmy, że może poszła do toalety. Może to jakiś chory żart.
Kiedy rozniosła się wieść, że dziewczyna się znalazła i obecnie wypoczywa w skrzydle szpitalnym, Ślizgoni natychmiast tam popędzili, aby się z nią zobaczyć. Scorpius obiecał, że spotka się ze mną w bibliotece, jak tylko pani Pomfrey wygodni ich ze skrzydła.
W typowym dla siebie stylu, nie mogłam znaleźć sobie zajęcia, które wypełni mi czas oczekiwania. Zamiast tego czekałam na chłopaka w bibliotece, obsesyjnie zastanawiając się nad stanem Cady.
Kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, odwróciłam się tak szybko, że potknęłam się o dywan.
– I co? – sapnęłam, łapiąc równowagę w biegu. Scorpius złapał mnie za łokcie, zanim zderzyłam się z jego klatką piersiową. – Co z nią?
– To co zawsze – westchnął. – Zabrał jej magię. Jest w kiepskim stanie. – Skrzywił się.  Fizycznie wszystko z nią w porządku, ale jest bardzo przestraszona. Gill nie odstępuje jej na krok. – Pocierał moje ramiona uspokajająco.
– Skrzywdził ją? Poza tą oczywistą krzywdą?
Może mu mało. Nie zdziwiłabym się, jakby zapragnął większego terroru. Jakby zabieranie magii już nie było wystarczająco okropne. 
Scorpius przygryzł wargę i spojrzał na mnie niepewnie. Długie rzęsy rzucały cienie na jego policzki.
– Malfoy, jeśli próbujesz odwrócić moją uwagę swoją urodą, żeby nie mówić mi co się dzieje, to przysięgam, że cię uderzę.
Zrobił zaskoczoną miną.
– Nic takiego nie robiłem!
– Powiedz mi co jej zrobił!
Westchnął w taki sposób, jakby był zmuszony nosić na ramionach ciężar całego świata.
– Pamiętasz, jak wszyscy mówili, że cały rytuał odbierania magii, samo zaklęcie, jest bezbolesne?
– Tak – odparłam, wiedząc już, co nadchodzi.
– U Cady było inaczej. – Potrząsnął głową. – Twierdzi, że czuła ból w całym ciele. Jakby nakłuwano ją tysiącem igieł. Przez długi czas. Mówi, że czuła jego wściekłość.
– Co… – sapnęłam. – Czuła?
– Gada trochę od rzeczy – uspokoił mnie. Ułożył dłoń na moim policzku i delikatnie głaskał go kciukiem. – To było dla niej bardzo traumatyczne.
Westchnęłam i oparłam głowę na jego klatce piersiowej.
– Długo cię nie było – wymamrotałam, wtulając się w ciepło.
– Wiem – szepnął.
Odsunęłam się.
– No dobrze – rzuciłam. – Pójdę poszukać reszty, pewnie też będą chcieli się czegoś dowiedzieć.
Spróbowałam go obejść i dostać się do drzwi, ale zrobił krok w prawo, zagradzając mi drogę.
Uniosłam brwi.
– Co robisz?
– Um… – Spuścił wzrok. – Nic.
Spróbowałam wyminąć go z drugiej strony. Ponownie mnie zatrzymał.
– Scorpius, do cholery!
Z jakiegoś powodu nie chciał mnie wypuścić.
– Może tu trochę posiedzimy? – zaproponował niewinnie.
Skrzyżowałam ręce na piersi.
– I co będziemy robić? – sarknęłam.
Jego jabłko Adama podskoczyło, świdrował mnie wzrokiem.
– Możemy napisać esej z transmutacji.
– Już go skończyłam.
Zacisnął usta.
– Możemy poćwiczyć twoje sceny.
– Możemy też zająć się tym kiedy indziej.
Najwyraźniej skończyły mu się pomysły, bo ujął moją twarz w dłonie i wpił się w moje wargi.
Sapnęłam zaskoczona, kiedy zalało mnie znajome ciepło. Instynktownie wspięłam się na palce i zatopiłam dłonie w jego włosach. 
Scorpius lekko dygotał i w cała jego maniera była nieco zbyt gorączkowa. 
Pchnęłam go, aż jego plecy zderzyły się ze ścianą. Musiał zamrugać kilkukrotnie, żeby jego wzrok się wyostrzył, zanim zorientował się, że trzymam mu różdżkę na gardle.
– Gadaj o co chodzi – warknęłam.
Scorpius wymownie wzniósł oczy do nieba, po czym spojrzał na mnie z dziwną czułością.
– Moje ty ucieleśnienie niestabilności psychicznej – powiedział miękko, ujmując mą twarz w dłonie. – Moja ty kulko szaleństwa.
– Poderżnę ci gardło, przysięgam.
Westchnął i oparł swoje czoło o moje.
– Rozmawiałem z Jamesem i obaj uznaliśmy, że powinnaś zostać tutaj na jakiś czas – powiedział cicho, przymykając oczy. – Tak będzie dla ciebie bezpieczniej.
– Dlaczego? – Zmarszczyłam brwi.
– Śmierciożercy są pod drzwiami – wymamrotał. – Ci, którzy uniknęli wyroków lub już je odsiedzieli oraz ci, którzy z technicznego punktu widzenia nigdy nie byli Śmierciożercami.
Wytrzeszczyłam oczy. Coś ścisnęło mnie w brzuchu.
– Przyszli po mnie? – sapnęłam.
– Cady wywodzi się z Hutchersonów – wyjaśnił, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. – To bardzo szanowany i stary ród czystej krwi. Podczas wojny przebywali w Stanach Zjednoczonych, ale niektórzy z nich bardzo wspierali stamtąd ideologie Voldemorta. Cała arystokracja była bardzo uradowana, że wrócili do Anglii, a teraz są wściekli, że ktoś położył łapy na Cady.
– I nadal myślą, że to ja – mruknęłam słabo. – Czego ode mnie chcą? Co mi zrobią?
– Nic ci nie zrobią, bo nikt ich tu nie wpuści – powiedział szybko. – Na razie próbują dostać się do zamku w bardzo kulturalny sposób. Stoją pod drzwiami i negocjują z aurorami, żeby wpuszczono ich do środka. Chcą… chyba chcą cię przesłuchać samodzielnie.
– Myślą, że aurorzy nie zrobili tego dość umiejętnie? – Uniosłam brew.
– Chyba tak. Chcą sprawiedliwości i wydaje im się, że mają do tego prawo. Do rozmowy z tobą. Oczywiście nikt ich tu nie wpuści – powtórzył.
– Co ich jeszcze bardziej wkurzy – wymamrotałam. – Myślą, że wypuścili mnie z aresztu tylko dlatego, że mam na nazwisko Weasley.
– Nie ma znaczenia czy się wkurzą, Rose – powiedział powoli. – Najważniejsze jest, że tu nie wejdą i będziesz bezpieczna.
Rozejrzałam się bezradnie po bibliotece.
– Jak długo mam tu siedzieć? – zapytałam. – Kiedy sobie pójdą?
– James mówił, że da nam znać, kiedy będzie po wszystkim.
Ktoś zapukał do drzwi. Spojrzeliśmy po sobie zaskoczeni. Po chwili Scorpius uchylił portret.
– Cześć! – zawołała Roxanne. – Słyszeliśmy, że tu utknęłaś.
Za nią do pomieszczenia wpakowała się Alice z Frankiem, Albus, Gregor, Timothy i… Conrad.
Kiedy go zobaczyłam, nagle włączyła mi się bardzo agresywna czkawka.
– Conrad – wypaliłam, pomiędzy czknięciami.
Posłał mi najsmutniejszy uśmiech, jaki w życiu widziałam.
– Tak jest – powiedział łagodnie. – Powróciłem do żywych.
Nie pytaj mnie, Rose, mówiło jego spojrzenie. Nie każ mi o tym rozmawiać. Jeszcze nie.
Skinęłam głową, po czym wbiegłam w jego już rozłożone ramiona.
– Dobrze cię widzieć – powiedziałam tak cicho, żeby tylko on usłyszał. – Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej.
– Postaram się – odszepnął.
– Co wy tu wszyscy robicie?– zapytałam, odsuwając się.
– Pomyśleliśmy, że dotrzymamy ci towarzystwa – wyjaśnił Gregor, opadając na kanapę z takim łoskotem, że mebel się przewrócił, a Zabini przeleciał przez oparcie.
– Słyszeliśmy, że utkniesz tu na długie godziny – dodała Alice, kiedy Gregor ustawiał z powrotem kanapę.
– Godziny? – pisnęłam. Scorpius ścisnął krótko moją dłoń.
– Spokojnie, będziemy się świetnie bawić – zapewnił mnie Timothy. – Zobacz, co przyniósł Albus!
Potter uniósł w górę pudełko Monopoly i zagrzechotał nim wesoło. 
– Albus – jęknęłam z niechęcią. – Nikt nigdy…
– Cicho bądź – zakomenderował. – Będzie fajnie. Frank jeszcze nigdy z nami nie grał, to będzie pierwsza partyjka mojego bratanka w najlepszą grę świata!
Alice i ja wymieniłyśmy spojrzenia.
– Zdajesz sobie sprawę, że Frank jest niemowlakiem, prawda? – Uniosłam pytająco brew.
– Alice może rzucać za niego kostką. – Albus machnął lekceważąco dłonią.
– Och, świetnie, czyli mam wymyślać dwie strategie. – Longbottom przewróciła oczami.
– Proszę zająć miejsca! – Timothy klasnął w dłonie. – Rose, jaki chcesz kolor pionka?
– Ja chcę od razu samochód – odezwał się Scorpius, rozwalając się na fotelu i ciągnąc mnie ze sobą.
Udało mi się wymanewrować naszą pozycje tak, żebyśmy nie wyglądali zbyt niestosownie. Wcisnęłam się obok niego i przewiesiłam nogi przez jego kolana. 
Niepotrzebnie się kłopotałam, bo absolutnie nikt nie zwracał na to uwagi.
– Scorpius, po raz sześćdziesiąty czwarty, tak nie wolno – westchnął Albus. Rozłożył planszę na stole i zaczął ustawiać pionki na starcie. – Musisz na niego zarobić. Na początek wszyscy dostajemy z banku taką samą ilość pieniędzy.
– Okej. Kto będzie bankiem? – Scorpius uniósł brew, spoglądając na wszystkich wyczekująco.
– Ja – odezwał się Tim.
– Świetnie. Ile chcesz pieniędzy, żeby dać mi więcej pieniędzy?
Oczy Timothy’ego błyszczały wesoło, kiedy otwierał usta, żeby podać sumę.
– Scorpius, po raz dwudziesty ósmy, twój stan majątkowy w prawdziwym życiu nie ma przełożenia na rozgrywkę – powiedziała cierpliwie Roxanne.
Scorpius miał problem z przyswojeniem tych zasad, niezależnie od tego ile razy graliśmy w grę, w którą nikt nie chciał grać.
– W porządku – burknął. – I tak was rozwalę.
– Kto zaczyna? – odezwał się Conrad.
Zagraliśmy pierwszą kolejkę, aż nadeszła kolej Malfoya.
– Chciałbym kupić…
– Na litość boską, Scorpius! – zawołał Gregor. – Niech się chociaż zacznie!
– Daj mu spokój! – odparowałam defensywnie. – Może kupować, co chce, to nie jest sprzeczne z regulaminem.
Scorpius ścisnął krótko moje kolano, a na jego ustach igrał iście malfoowski uśmieszek.
– Może powinniśmy sprawdzić – zasugerowała Alice i sięgnęła do pudełka po instrukcję.
– Alice, gramy w to od ponad dziesięciu lat. – Albus przewrócił oczami. – Nie sądzę, żeby trzeba było sprawdzać instrukcję.
– Możemy dodać kilka zasad – zasugerował Timothy.
– Nie. Kiedy przestajemy grać zgodnie z regulaminem, zaczynamy robić dziwne rzeczy – zaoponowałam.
– Na przykład Rose odpuszcza opłaty graczom, którzy są na skraju bankructwa, bo nie chce, żeby było im przykro – powiedział Conrad. – Scorpius natomiast oferuje tym najbardziej zdesperowanym wykupienie swoich posiadłości za niebotyczne sumy, śmiejąc im się przy tym w twarz.
– Czasem ponoszą mnie emocje – wymamrotał Malfoy.
– Nie zgrywaj się, Scorp, w życiu nie poczułeś żadnej emocji. – Gregor przewrócił oczami. – Możemy grać dalej?
A zatem graliśmy dalej.
Już w ciągu pierwszych dwudziestu minut zawiązał się podejrzany sojusz pomiędzy Conradem, Roxanne, Frankiem i Alice. Czy raczej Conradem, Roxanne, Alice i Alice, skoro to ona prowadziła rozgrywkę w imieniu syna.
Nie minęła nawet godzina, aż zdominowali połowę planszy. Drugą połowę zdominował Scorpius.
Albus, Tim, ja i Gregor siedzieliśmy cicho i wymienialiśmy niezręczne spojrzenia.
– Nie ma opcji – oznajmił przejęty Malfoy. – Stoisz na mojej posesji. Mam tam cztery domki. Wyskakuj z kasy, Anderson. Nic mnie nie obchodzi, że ledwo ci wystarczy.
– Okej, rozumiem twoją perspektywę – odparł spokojnie Conrad. – Ale co ty na to, żebyśmy…
– To nie jest moja perspektywa, tylko zasady gry!
Przeszło mi przez myśl, że ktoś mógłby zwrócić Scorpiusowi uwagę – raczej powinno się dać fory komuś, kto właśnie stracił brata – ale był tak zaaferowany rozgrywką, że prawdopodobnie wysadziłby budynek. Poza tym, Conrad chyba nie miał nic przeciwko, nawet się lekko uśmiechał, czego dawno nie widziałam. Może był wdzięczny za odwrócenie uwagi.
– Oczywiście – zgodziła się Alice. – Ale daj nam chwilę, żeby się naradzić.
Scorpius uniósł wyczekująco brew, podczas gdy Conrad, Roxie i Alice szeptali między sobą.
Znudzony Greg leniwie przesuwał swój pionek po polu. 
– Co powiesz na taką opcję – zaczęła Roxanne. – Conrad ci nie zapłaci. W zamian za to… Pozwolimy ci dostawić sobie trzy domki za darmo. Te najdroższe.
– Przepraszam, czy my nie musimy wszyscy wyrazić zgody na coś takiego, co jest kompletnie odrealnione od regulaminu? – wtrącił Timothy. – A przede wszystkim, czy bank nie musi wyrazić na to zgody?
Żadne z nich nawet nie zaszczyciło go spojrzeniem.
– Myślisz, że oni nadal wiedzą, że tu jesteśmy? – zapytał cicho Zabini patrząc niepewnie na Roxanne.
Wzruszyłam ramionami. Eksperymentalnie uniosłam się lekko i powoli pocałowałam Scorpiusa w policzek.’
Rozkojarzony chłopak cmoknął szybko powietrze, zwracając twarz o centymetr w moją stronę i nie odrywając wzroku od planszy.
– Możliwe, że na jakiejś płaszczyźnie wyczuwają naszą obecność – odparłam. – Ale zdecydowanie nie znajdujemy się już w tej samej rzeczywistości.
– Dobrze – zgodził się w końcu Scorpius. – Mogę zgodzić się na waszą propozycje.
Właśnie przez tego typu dziwactwa gra toczyła się jeszcze przez cztery godziny. Polegała ona głównie na powolnym unicestwianiu przez Malfoya pozostałych graczy. Kiedy ja i Gregor odpadliśmy jako pierwsi, rozpoczęliśmy rundkę pokera na kolanach Scorpiusa.
– Uwielbiam tę grę – powiedział w końcu Malfoy, zgarniając wszystkie swoje zarobione pieniądze i uśmiechając się wesoło do naburmuszonej Alice.
– Jesteś okropny – poinformował go Gregor.
Zgniotłam studolarowy banknot i rzuciłam nim w blondyna.
– Tańcz – mruknęłam bez entuzjazmu.
Scorpius poruszył zaczepnie ramionami.
– To za mało – prychnęłam. – Za takie kwoty oczekuję przynajmniej nagich torsów.
– Mamy wyjść? – Zabini poruszył sugestywnie brwiami.
– Tak – odparł natychmiast Malfoy.
– Czemu w ogóle nadal grywamy w tę durną grę? – zapytał Albus, który nadal nie przebolał porażki. – Za każdym razem tylko jedna osoba jest na końcu w dobrym humorze, a wszyscy inni rozważają samobójstwo.
– Dokładnie to samo próbowałam powiedzieć pięć godzin temu – wtrąciłam.
– W co teraz zagramy? – spytał Timothy. – Przyniosłem karty do Tabu.
Rozpoczęła się dyskusja dotycząca tego, dlaczego Gregor nie ma ochoty grać w Tabu. W tym czasie Scorpius pochylił się do mnie bliżej.
– Dla jasności – powiedział tak cicho, żebym tylko ja usłyszała. – Ja ich tu nie zapraszałem.
Przewróciłam oczami i westchnęłam cicho, kiedy skubnął zębami mojego ucho.
– Podoba mi się – przyznałam. – Jest bardzo sielankowo. Dziwnie.
– Naciesz się tym – mruknął. Musnął nosem moją żuchwę. – Jak tylko stąd wyjdziemy, wrócimy do rzeczywistości.
Tej rzeczywistości, w której uczniowie są porywani a mnie chcą zgarnąć Śmierciożercy.
Ktoś zapukał do drzwi. Wygramoliłam się z fotela i podreptałam do nich, żeby wpuścić intruza. James stał po drugiej stronie z wyczerpaną miną.
– Już po wszystkim, Rosie – powiedział. – Tata skończył z nimi dyskutować.
– I poszli sobie, tak? – upewnił się Gregor.
– Tak. Mają tymczasowy zakaz wstępu na teren zamku i zakaz zbliżania się do Rose na odległość mniejszą niż sto sześćdziesiąt pięć stóp.
Uniosłam brwi, uśmiechając się lekko. Odetchnęłam głęboko, pozwalając, żeby ulga rozlała się po moim ciele.
– To i tak tymczasowe rozwiązanie – odezwał się Scorpius, kładąc mi dłoń na ramieniu. – Ci ludzie raczej nie są przykładnymi obywatelami, jeśli chodzi o trzymanie się tego, co mówi im prawo.
– Nic ich nie obchodzi zakaz zbliżania – zgodził się Conrad.
– Owszem.– James zmarszczył smutno brwi. – Dlatego musimy złapać sukinsyna.

*

Tydzień później, przy okazji kolejnej próby, Sorpius i ja postanowiliśmy wykorzystać piętnastominutową przerwę na spędzenie trochę czasu razem.
W schowku na miotły.
– Scorpius – sapnęłam, na moment odrywając od niego usta. Nie tracąc czasu, natychmiast zaczął obcałowywać moją szyję. – Chyba powinniśmy wracać.
– Jeszcze nie minęło piętnaście minut – odszepnął. Nie wiem dlaczego, bo przecież rzucił zaklęcie wyciszające na nasz schowek, zanim wrzucił mnie zdecydowanym ruchem na obecną tu szafkę.
– Jestem przekonana, że minęło dwadzieścia. – Uniosłam nogę wyżej, używając stopy, żeby pchnąć jego biodra bliżej siebie. Scorpius jęknął gardłowo i przygryzł moją dolną wargę.
– Muszę scałować z ciebie Lorcana – warknął, odnosząc się do faktu, że podczas pierwszej połowy próby zdążyliśmy przećwiczyć scenę naszego pocałunku już sześć razy.
Odsunęłam się, spoglądając na niego z dezaprobatą.
– Scorpius, fuj.
– Wiem, wiem.
Podciągnął moje udo wyżej i zsunął usta na mój dekolt. Mimowolnie wygięłam ku niemu kręgosłup i odrzuciłam głowę do tyłu, oddychając szybko.
Scorpius lubił używać zębów. Kiedy robiło się gorąco, na przemian przygryzał delikatnie moją skórę, żeby zaraz potem musnąć ją językiem i rozgrzać ustami. Właśnie to robił teraz pod obojczykiem, podczas gdy ciche pojękiwania wydostawały się z mojego gardła.
Dobrze, że mi się to podobało. W innym wypadku zalecana byłaby rozmowa z terapeutą.
– Scorpius, ta przerwa…
– Rose, mówisz do mnie, że powinniśmy wracać na próbę i jednocześnie mnie rozbierasz.
Zerknęłam na moje dłonie, które chwilę temu rozpięły ostatni guzik koszuli, a teraz krążyły chciwie po jego mięśniach brzucha.
Po jaką cholerę związałam się z kimś tak apetycznym?
– Słuszna uwaga – mruknęłam, po czym zmarszczyłam brwi. – Ty mnie nie rozbierasz.
– Mhm.
– Scorpius!
Uniósł głowę i spojrzał na mnie pytająco. Z pewnością oblałabym się rumieńcem, gdyby nie fakt, że moje policzki już wcześniej świeciły czerwienią.
– Co? – spytał. Miał zamglony wzrok i o mój Boże te usta.
– Wyjaśnij mi tę zależność – powiedziałam spokojnie. – Dlaczego ja zrywam z ciebie koszulę, jakby od tego zależało moje życie, a ty najdalej posunąłeś się do drugiego guzika mojej koszuli?
Zmarszczył brwi a kącik jego ust zadrżał.
– Ponieważ jestem dżentelmenem? – spróbował.
Uniosłam brew, spoglądając wymownie na rękę, która znikała pod moją spódnicą.
– Może twoje wędrujące rączki nie otrzymały tej informacji – zasugerowałam.
– Nie, nie. – Potrząsnął głową. – Właśnie o to chodzi! Jako dżentelmen szanuję twoje granice.
– Skąd wiesz, że wędrujące rączki nie przekraczają żadnych granic?
Zamrugał szybko. Teraz już wyraźnie walczył z uśmiechem.
– Rose, kiedy przedwczoraj całowaliśmy się w bibliotece, złapałaś mnie za rękę i położyłaś ją sobie na tyłku.
Zacisnęłam dłoń w pięść i rąbnęłam go w bark.
– Auć! – Rozmasował sobie wielce zraniony mięsień. – Co takiego powiedziałem?
– Nie lubię, gdy nazywa się rzeczy po imieniu! – wrzasnęłam niedorzecznie. – A tak na poważnie…
– Ta, jasne… – Przewrócił oczami.
– … nigdy nie ustalaliśmy żadnych granic. – Spuściłam wzrok. – No, może poza jedną. – Szybko zebrałam w sobie odwagę i znów na niego spojrzałam.
Przekrzywił głowę w prawo, a jeden z blond kosmyków opadł mu na oczy.
– Łasiczko, co ty właściwie próbujesz powiedzieć? – zamruczał.
– Że może przez moją spektakularną cerę wydaje ci się, że jestem zrobiona z porcelany – warknęłam. Zabini mi się udzielał. – Ale tak nie jest. I może, tylko może, nic by mi się nie stało, jakbyś czasem odpiął mi trzy guziki.
Uniósł dłoń i powoli rozpiął trzeci guzik. Jego palec musnął moją skórę, zostawiając za sobą gęsią skórkę.
– W ten sposób? – spytał cicho.
Skinęłam z zapałem głową.
– Możesz nawet pokusić się o cztery.
Nie dał się prosić dwa razy.
– I co dalej? – zapytał, przyglądając mi się intensywnie srebrnym spojrzeniem. Całe moje ciało zaczęło zmieniać się w budyń.
Metaforycznie! Z magią nigdy nic nie wiadomo.
– Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami, zgrywając nonszalancje. – Zaszalej.
Nie zdążyłam nacieszyć się ogniem w jego oczach, bo zaraz rozległo się pukanie do drzwi. Scorpius warknął i odwrócił głowę.
– To naprawdę nie jest dobry moment! – krzyknął, w pośpiechu zapinając koszulę. Zeskoczyłam z blatu i wygładziłam spódnicę. Nadal zapinałam swoje nieszczęsne cztery guziki, gdy Roxanne otworzyła drzwi. Na nasz widok przewróciła oczami tak przesadnie, że przez moment widziałam tylko białka.
– Znalazłam ich! – krzyknęła, po czym dodała już normalnym tonem. – Jesteście okropni.
Gregor pojawił się obok niej.
– Och! Roxanne, przeszkodziłaś im! – zawołał, patrząc na nią tak,jakby wyrządziła mu bardzo osobistą krzywdę. – Jak byśmy wiedzieli, to po prostu wrócilibyśmy na próbę – powiedział do nas. – Po prostu zaczęliśmy się martwić.
– Nie możemy wrócić na próbę, skoro wszyscy czekają na naszego reżysera i główną aktorkę.
Zabini machnął lekceważąco dłonią.
– Mógłbym przez chwilę zastąpić ich oboje.
– Czyżby? Pocałowałbyś Lorcana? – spytała kpiąco Roxie.
Gregor zadarł brodę i spojrzał na nią wyzywająco.
– Sugerujesz, że nie posunąłbym się do czegoś tak błahego jak pocałunek z facetem, żebym im pomóc? – zapytał. – Bo dla twojej wiadomości, zrobię wszystko, żeby Scorpius w końcu zaliczył!
– Okej, wystarczy – zakomenderował Scorpius. – Wracajmy na tę cholerną próbę.
– Jesteś pewien? – zapytał z troską Gregor. – Bo wiesz, my możemy udać, że was nie znaleźliśmy, zamknąć cichutko drzwi i…
Roxanne pchnęła go łokciem w brzuch.
– Auć! – wykrzyknęli oboje.
Wróciliśmy do Wielkiej Sali, gdzie aktorzy włóczyli się po scenie, a Travis obserwował wszystko znudzonym spojrzeniem. Postanowiłam poprosić wujka, aby przypisał Jamesa do pilnowania naszych prób. Z drugiej strony, Jamiemu przypadło nadzorowanie większości treningów quidditcha, więc nie było gwarancji, że by z tego zrezygnował.
– Wybaczcie spóźnienie – powiedział Scorpius. – Coś nas zatrzymało.
Travis spojrzał na niego podejrzliwie, a następnie przeniósł wzrok na moją pogniecioną spódnicę. Schowałam się za Gregorem.
Conrad posłał mi łagodny uśmiech z drugiego końca sali. Dotarł na dzisiejszą próbę i wszyscy staraliśmy się nie pokazywać zbyt nachalnie, jacy jesteśmy z niego dumni.
Przećwiczyliśmy scenę, w której pan Bingley wraca, żeby oświadczyć się Jane. Omówiliśmy na szybko, co jest nie tak w naszym pierwszym tańcu i odegraliśmy trzykrotnie wizytę w Pemberly.
– No dobrze – westchnął na koniec Scorpius. – Jak pewnie pamiętacie, do premiery został niecały miesiąc. Na kolejnych próbach będziemy już odgrywać całe przedstawienie od początku do końca. Jeśli będę miał jakieś uwagi – a pewnie tego nie unikniemy – to będę je zapisywał i dzielił się nimi jak już odegracie całość. Przygotujcie się kondycyjnie i pamięciowo – ostrzegł. – Jeśli ktoś zapomni tekstu w środku sceny, to gwarantuję, że doprowadzę go do płaczu.
Nikt by się nie ośmielił w to zwątpić.

*

– Rosie, skarbie, musimy pogadać – powiedziała Alice, stając przed moim łóżkiem z rękami wspartymi na biodrach.
Ilekroć nazywała mnie „skarbem” wiedziałam, że mam się spodziewać wykładu.
Niepewne odłożyłam książkę na szafkę, podczas gdy Alice i Roxanne wdrapały się na moją pościel i usiadły po obu stronach po turecku.
– Co się dzieje? – spytałam.
– Uważamy, że twój związek ze Scorpiusem posuwa się za szybko – powiedziała Roxanne. – I daruj sobie gadkę, że żaden związek nie ma miejsca, bo doskonale wiesz, że nikt wam w to nie wierzy.
Zamrugałam kilkukrotnie.
– Za szybko? – zdziwiłam się. – Co dokładnie macie na myśli? Nikt nie szykuje się do ołtarza.
Roxanne przygryzła wargę i spojrzała konspiracyjnie na Alice, jakby czekając na pozwolenie. Alice skinęła łaskawie głową.
– Może w tym jest problem – powiedziała Roxie. – Może, biorąc pod uwagę co znalazłam dzisiaj w tym schowku na miotły, powinnaś zaczekać do ołtarza.
– Zaczekać z czym? – Zmarszczyłam brwi.
– Z seksem, Rose! Z seksem! – wykrzyknęła w końcu zniecierpliwiona Alice.
Wytrzeszczyłam oczy, nie do końca dowierzając w to, co słyszę.
– Czy wy tak na serio, czy może mój ojciec rzucił na was imperiusa?
– No dobrze, może nie tak dosłownie do ołtarza – wtrąciła Roxanne. – Ale, no wiesz. Chociaż parę miesięcy. Przynajmniej do momentu jakiejkolwiek deklaracji.
– Jesteście nienormalne – poinformowałam je. – Nic takiego nie robiliśmy w tym cholernym schowku, więc nie wiem dlaczego w ogóle uznałyście za stosowne, żeby przeprowadzić ze mną tę rozmowę.
– Bo się martwimy, Rosie. – Alice złapała mnie za dłoń tak naturalnie, jakby tego typu gest był stosowny w tej sytuacji. – To dla twojego dobra. Nie chcemy, żeby stała ci się krzywda.
– Mówiłyście, że lubicie Scorpiusa – burknęłam. – Ty prawie siłą mnie do tego namawiałaś – dodałam w kierunku Roxanne.
– To były żarty – powiedziała defensywnie. – Nie sądziłam, że potraktujesz moją radę aż tak poważnie. W rzeczywistości zasugerowałam tylko, że moglibyście zacząć się spotykać.
– I zaczęliśmy!
– Cudownie! Ale czas trochę zwolnić.
– Nie mogę uwierzyć, że to wy dwie próbujecie mnie pouczać. – Wzniosłam oczy do nieba. – Ty straciłaś cnotę w szkolnej bibliotece z moim kuzynem, a teraz masz dwumiesięczne dziecko! A ty spotykasz się po kątach z Gregorem! Nie wmówisz mi, że Gregor Zabini widuje się z dziewczyną, aby trzymać ją za rękę!
– Z nami jest trochę inaczej, Rose – zirytowała się Alice. – Nie jesteśmy takie… wrażliwe, jak ty.
– Nie jestem wrażliwa!
– Owszem, jesteś. – Roxanne westchnęła z rezygnacją. – Jesteś porywcza i bardzo szybko się nakręcasz. W każdym aspekcie życia, niestety.
– Ja nie…
– Kiedy Alice spała z Jamesem, nie obiecywała sobie Merlin wie czego – kontynuowała niezrażona. – Podobnie ja, spotykając się z Gregorem, nie wmawiam sobie, że będę z nim miała trójkę dzieci i że będziemy kiedyś szczęśliwym małżeństwem.
– Okej, to już się zaczyna robić obraźliwe – warknęłam.
– Chodzi nam tylko o to, że bardzo szybko przywiązujesz się do ludzi – dodała Roxanne. – Z Travisem spotykałaś się prawie pół roku. Pamiętasz, jaka byłaś w nim zakochana? Pamiętasz, jak było ci przykro, kiedy cię skrzywdził?
– Nie, totalnie wyleciało mi z głowy, wielkie dzięki za przypomnienie – sarknęłam. – Nie krępuj się, to wcale nie są bolesne wspomnienia.
– Rosie, bądź poważna.
– Jestem. Po prostu próbuje dopasować ten wykład nadopiekuńczych rodziców do właściwej kategorii. Jeszcze nie wiem czy nosi ona tytuł „Seks to szatańska pokusa”, „Zachowaj cnotę dla tego jedynego” czy może „Wszyscy chłopcy chcą cię skrzywdzić i tylko jedno im w głowie”. Rozjaśnijcie mi to.
– Nie mamy najmniejszego problemu z tym konkretnym chłopcem – powiedziała szybko Alice. – Chociaż nie da się ukryć, że nie jest najbielszym kawałkiem aksamitu w szufladzie. Ale do rzeczy – upomniała się. – Chcemy po prostu powiedzieć, że nie ma niczego złego w przygodnym seksie, aczkolwiek nie jest on dla każdego.
Skrzyżowałam ramiona na pierwszy i defensywnie odsunęłam się pod ścianę. Przydałby się tu Gregor. Z pewnością znalazłby dla nich miliony kontrargumentów.
– Nie byłoby w tym nic przygodnego – mruknęłam. – A poza tym, wcale się nie spieszę, wbrew temu co sobie wymyśliłyście.
Znowu wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, a we nie krew zawrzała.
– Na razie – powiedziała Roxanne wszechwiedząco. – Ale te teksty o tym, że facet powie ci absolutnie wszystko, co chcesz usłyszeć, żeby zaciągnąć cię do łóżka? To wszystko prawda.
Więcej krwi.
– Czyli sugerujecie, że Malfoy będzie próbował mnie do czegoś zmusić? – Uniosłam brew.
– Nie zmusić – odparła Alice. – Przekonać.
– I według was ja się pozwolę zmanipulować – podsumowałam. – Teraz to już się na pewno zrobiło obraźliwe.
– Nie miałyśmy nic podobnego na celu.
– A poza tym, Scorpius taki nie jest – powiedziałam głupkowato, na co one tylko uśmiechnęły się z satysfakcją, jakby właśnie coś takiego spodziewały się usłyszeć.
– Rose, oni wszyscy tacy są – powiedziała powoli Roxanne, tym samym tonem, którym tłumaczyli mi wszystko rodzice, kiedy byłam mała. – A Scorpius, bez urazy, jest z nich najgorszy.
Zmarszczyłam groźnie brwi.
– Nikt nie próbuje ci powiedzieć, że powinnaś z nim zerwać! – dodała prędko Alice. – Po prostu absolutnie, pod żadnym pozorem, nie wolno ci iść z nim do łóżka.
Miałam wrażenie, że krew napływa mi do oczu i sprawia, że wizja staje się czerwona.
– Nie wolno mi?! – krzyknęłam. – Jedyna rzecz, jakiej mi nie wolno, to jedzenie orzechów, a to tylko dlatego, że może mi się od tego zablokować funkcja oddychania!
Zerwałam się z łóżka i pomaszerowałam do drzwi, tupiąc wściekle nogami.
– A dokąd to się wybierasz?! – zawołała Alice.
– Poszukać Scorpiusa! – warknęłam przez ramię. – Myślę, że dzisiaj, pójdziemy na całość, jeśli wiecie co mam na myśli.
– Wszyscy zawsze wiedzą, co masz na myśli. – Roxanne przewróciła oczami ze zrezygnowaną miną.
Natomiast Alice ani myślała się poddać.
– Nigdzie nie pójdziesz! – zadecydowała. – Jest już późno, natychmiast do spania!
– Ugryź się! – Musiałam siłą się powstrzymać, żeby nie pokazać jej języka. Pięcioletnia Rose najwyraźniej opętała chwilowo moje ciało, a ja nie miałam ani siły ani ochoty, żeby ją powstrzymać.
– Młoda damo, wracaj tu natychmiast!
Może i są sprytne, pomyślałam gorzko, zbiegając po schodach. Ale nie wzięły pod uwagę jednego szczegółu.
Jeśli ktoś chciał mnie przed czymś powstrzymać, nie powinien pod żadnym pozorem mówić mi, że mam tego nie robić.

*

Powiedzcie mi, moi złoci. Kiedy ja się doczekam rozdziału, z którego będę zadowolona. Bo to jakaś okropna passa trwa od kilku miesięcy.
Na razie mamy to, zobaczymy co będzie dalej xd 

8 komentarzy:

  1. Czekałam, czekałam i po raz kolejny się doczekałam �� Scena w schowku, taka klasyczna a jednak taka gorąca ^^ Szkoda, że nie zdążył zaszaleć, ale mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale może coś się wydarzy �� Dziewczyny mnie trochę zirytowaly, ale martwią się o Rose, więc postaram się im wybaczyć xD Tak w ogóle to ile rozdziałów planujesz? Bo coraz bardziej się obawiam, że zbliżamy się do końcówki opowiadania a nie wiem, czy jestem gotowa, żeby pożegnać się z tymi bohaterami ��
    Pozdrawiam i oczekuję z niecierpliwością na ciąg dalszy
    Laura ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. <3 <3 <3
      Nie martw się, jeszcze zdąży zaszaleć! Czy w następnym rozdziale to nie powiem :D
      Planuję jakoś 33 rozdziały. Ale to sie może nadal zmienić. W obie strony :D Więc owszem, zbliżamy sie do końcówki. Ale hej, coś sie kończy, coś się zaczyna, nie smucimy się :D (tak gadam, a pewnie będę za nimi płakać jak skończę xd)
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz! <3

      Usuń
  2. Zacznę od końca, rozumiem, że dziewczyny lepiej znają Rose i wgl martwią się o nią, ale te ich wykład, wtf? No serio jakbym słyszała jakieś rodzicielskie pogawędki i od początku tej rozmowy czułam że Rose wyjdzie, czy pójdzie ze Scorpiusem na całość tego nie jestem pewna, ale zobaczymy
    Scena w schowku, tradycyjne budując napięcie, ale i tak show skradł George jak już ich znaleźli, haha
    Gra w Monopoly zabawna, taka rozluźnia scena, Malfoy jak to Malfoy widać idealnie pasuje do tej gry i jak to zwykle wszędzie bywa zasady się zawsze jakoś nadciąga, haha
    Jestem bardzo ciekawa dalszych losów naszych bohaterów i w sumie muszę przyznać że przyjemnie mi się ten rodzi czytało mimo napiętej atmosfery związanej z Candy
    Dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że nie skomentowałam poprzednich rozdziałów, ale jakoś tak mi mijały, czytałam je, miałam w planach napisać komentarz, ale jak już wchodziła później to się okazywało że jest już nowy i tak jakoś wszło że dopiero tym razem w koncu skomentowałam!

      Usuń
    2. Hahahah no właśnie taki miała mieć vibe ta scena, jak rodzicielskie wykłady :D no zobaczymy, zobaczymy ^^
      Hah, Gregor to zawsze misi skraść show!
      Cieszę sie, że postanowiłaś dać o sobie znać, bardzo ci dziękuje za komentarz! I cieszę się również, że opowiadanie ci sie podoba <3
      Pozdrawiam! ;*

      Usuń
  3. Kiedyś czytałam na bieżąco Twoje wcześniejsze opowiadanie, potem spędziłam to. Jednak z upływem czasu przestałam czytać opowiadanie że świata Harrego Pottera ale po maratonie filmów H0 postanowiłam wrócić do ulubionych opowiadań. Przeczytałam jeszcze raz wcześniejsze opowiadanie i ja zrobiłem obecne. Oba są naprawdę świetne. Jednak widać że twój umiejętności językowe i budowania bohaterów się rozwijają. Gratuluję, opowiadanie jest bardzo wciągające i z niecierpliwością czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Schowek najlepszy :D Jak tak dalej pójdzie to po Hogwarcie będzie chodziła druga mamuśka ;D Czekam z niecierpliwością na scenę jak ich rodzice się dowiadują o nich. Zwłaszcza na reakcje Ronusia, pamiętając jaki był porywczy w szkole, to wątpie że się to zmieniło, ale liczę, że Hermiona jakoś go utemperuje.

    OdpowiedzUsuń