poniedziałek, 4 listopada 2019

[26]"Przyzwoitość to nasza domena."

Rose
Conrad wrócił do szkoły po trzech tygodniach.
Któregoś dnia, kiedy my zastanawialiśmy się, jak sobie radzi i co się dzieje u niego w domu, on po prostu pojawił się na lekcji. Skinął nam głową na powitanie, usiadł w ławce i jak gdyby nigdy nic, zaczął robić notatki.
– Nie mamy pojęcia, jak do niego podejść – powiedziałam, bawiąc się kosmykami blond włosów, które opadły na czoło Scorpiusa. Jego głowa leżała na moich kolanach. – No wiesz, żeby go nie spłoszyć.
W tę sobotę zorganizowano w końcu wypad do Hogsmeade. Była to jednak wycieczka, która znacznie różniła się od tych, w których przez lata uczestniczyliśmy. Aurorzy twierdzili, że wyjście do wioski nie jest bezpieczne, ale uczniowie strasznie marudzili, że muszą zrobić zakupy. Z tego powodu zgodzili się wyprowadzić uczniów z zamku otoczeni obstawą stworzoną z aurorów zapożyczonych z innych śledztw. Mieli zaprowadzić ich prawie że za rękę do kilku najpopularniejszych sklepów i generalnie towarzyszyć im przez cały czas.
– Nie możesz go nagabywać Rose – upomniał mnie Malfoy, przyglądając mi się intensywnie. Srebrne tęczówki błyszczały dzisiaj wesoło. Może dlatego, że w końcu udało mu się zaciągnąć mnie do swojej sypialni. – Musisz dać mu czas na przejście przez żałobę. To tak jak z Gregorem. Sam się odezwie, jeśli będzie chciał.
Po krótkim uzgodnieniu, ze żadne z nas nie ma nic do kupienia w Hogsmeade, postanowiliśmy zostać w zamku i skorzystać z faktu, że mamy trochę wolnego czasu. Oczywiście nie powinnam przebywać w dormitoriach Ślizgonów, ale ciężko było nie skorzystać z okazji, kiedy zamek był prawie pusty. Kilku aurorów, w tym James, zostało w Hogwarcie, aby całkowicie nie zlikwidować tutaj środków ostrożności. Ze względów bezpieczeństwa, powiedziałam mu szczerze, że Scorpius planuje przemycić mnie do swojego pokoju. Dobrze, żeby wiedział, gdzie jestem, w przypadku kolejnego nieszczęśliwego wydarzenia.
Ku mojemu zaskoczeniu, Jamie nie zaserwował mi wykładu o brataniu się ze Ślizgonami ani o zachowaniach nieprzyzwoitych, do jakich niewątpliwie zaliczało się organizowanie wycieczki do sypialni chłopaka. Zamiast tego wzruszył ramionami i powiedział, że docenia moją prawdomówność.
– O ile będziesz z Malfoyem, nie będę się martwił – dodał.
– Poważnie? – Uniosłam ze zdziwieniem brew. – Bo spodziewałabym się, że będzie całkiem odwrotnie. Jeszcze niedawno próbowałeś mnie przestrzec przed widywaniem się ze Ślizgonami.
– Tak, ale to było, zanim zobaczyłem, jak Malfoy łazi za tobą po szkole. Wygląda jak twój przerośnięty pies obronny.
– Pilnujemy się nawzajem! – zawołałam oburzona, że Scorpius zbiera wszystkie zasługi.
– Tak, Rosie, ale chłopak, który ma prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu, jest nieco bardziej onieśmielający, niż ochroniarz w spódnicy i o rozmiarach krasnala ogrodowego.
– Nie jestem niska. – Przewróciłam oczami.
– Jesteś, jeśli stajesz obok Malfoya.
Postanowiłam się z nim nie sprzeczać, ponieważ potrzebowałam od niego jeszcze jednej przysługi.
– Hej, Jamie – zagadnęłam znowu, konwersacyjnym tonem. – Jakbyś mógł, na przykład, nie wspominać o tym planie Alice…
James wzniósł oczy do nieba.
Tak właśnie skończyliśmy z Malfoyem w jego dormitorium, ze mną siedzącą w poprzek jego łóżka, opierając się o ścianę i z jego głową na moich udach. 
Wróciłam myślami do jego uwagi na temat Gregora.
– Scorpius, przykro mi to mówić, ale ty chyba nie jesteś ekspertem od ludzi – powiedziałam.
– Nie przepadam za ludźmi – przyznał.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Wszystkimi? – Uniosłam brew.
– Jest kilka wyjątków. – Dołeczek w policzku pogłębił się zachęcająco.
– Wracając do tematu. – Potrząsnęłam głową. – Skoro sam przyznajesz, że nie znasz się na ludziach, to nie powinieneś udzielać mi rad odnośnie tego, jak z nimi postępować.
– Okej – westchnął ciężko. – Ale znam Gregora lepiej niż ty.
– Za to nie znasz Conrada. – Zmarszczyłam brwi. – On nas unika. Nawet mnie i Roxanne. Nie wiemy już co robić. Żadne z nas nie było zbyt blisko z Jeremym, znaliśmy go tylko przez Conrada. Pewnie przez to wydaje mu się, że go nie zrozumiemy.
– Bo nie zrozumiemy – powiedział gorzko Scorpius.
Miał trochę racji. Co prawda ja i kilkoro uczniów zareagowało na wieść o śmierci kolegi dość dramatycznie, ale z pewnością zachowalibyśmy się podobnie, gdyby chodziło o jakiegokolwiek innego ucznia. Przeżyliśmy szok, bo coś takiego było po prostu nie do pomyślenia.
Ale tylko Conrad i jego rodzina będą z tego powodu cierpieć do końca życia. To nigdy nie minie.
– Czyli uważasz, że powinniśmy po prostu go porzucić i pozwolić, żeby ot tak uciął wszystkie kontakty z nami? – zirytowałam się.
– Oczywiście, że nie. Ale nie próbuj mu się narzucać, bo to tylko wszystko utrudni. Kiedy będzie miał na to ochotę, sam się do ciebie zwróci, a ty będziesz mogła pokazać, jaka z ciebie wspierająca przyjaciółka.
Przygryzłam wargę i w zamyśleniu znów zaczęłam bawić się jasnymi kosmykami. Scorpius przymknął oczy pod moim dotykiem i obrócił lekko głowę, wskazując dłoni, gdzie teraz chce być głaskany. Miałam wrażenie, że zaraz zacznie mruczeć.
– Mam wyrzuty sumienia – powiedziałam po chwili. Chłopak otworzył oczy i spojrzał na mnie pytająco. – Że mogę miło spędzać czas, kiedy Jeremy nie żyje – wyjaśniłam.
Zmarszczył brwi z troską.
– Minęły trzy tygodnie, a ty prawie go nie znałaś – powiedział łagodnie. – Nie możesz być zdruzgotana wiecznie. A na pewno nie będziesz smutna tak długo, jak Conrad. To normalne.
Przez jakiś czas udawało mi się zgodnie pomilczeć, dzięki czemu uspokojony Scorpius znowu zamknął oczy. Po chwili jednak zaczęłam się wiercić i nie umiałam dłużej usiedzieć cicho.
– Myślisz, że aurorzy mają jakieś tropy?
Malfoy westchnął i usiadł prosto. Odwrócił się w poprzek łóżka i oparł plecy na ścianie, usadawiając się koło mnie. Chyba się domyślił, że mam potrzebę zmęczenia tego tematu i nie mamy czasu na relaks.
– Nie wiem – powiedział. – Nadal myślisz, że to uczeń?
– A kto inny przebywałby w pokoju wspólnym Krukonów o tej porze? Chyba że podejrzewasz profesora Flitwicka – parsknęłam lekko śmiechem, ale zaraz zakuło mnie coś w sercu na wspomnienie zaczerwienionych oczy drobnego nauczyciela, kiedy przyszedł po Conrada.
– Albo któryś z aurorów zawędrował tam podczas patrolu – powiedział, patrząc na mnie wymownie.
– Malfoy, jeśli znowu planujesz wrócić do teorii o Travisie jako Złodupcu, to przysięgam, że zacznę wymiotować.
– Sam pcha się na celownik! – wykrzyknął oburzony.
– Nie prawda. – Przewróciłam oczami. – A co myślisz o…
Scorpius przerwał mi, pstrykając nagle palcami.
– Lorcan! – zawołał. – Lorcan Scamander! Jest Krukonem, prawda?
Uniosłam kpiąco brew.
– Czy ty próbujesz wsadzić do więzienia wszystkich ludzi, z którymi się całowałam, czy po prostu wyrzucasz z siebie imiona losowych Krukonów?
Nachmurzył się, a cały entuzjazm z niego uleciał.
– Z drugiej strony – kontynuowałam – warto mieć na uwadze, że do ich pokoju wspólnego wcale nie jest tak trudno się włamać. Nie mają nawet hasła, wystarczy mózg i chęć rozwiązania zagadki.
– A Anthony? – powiedział Scorpius, jakby w ogóle nie usłyszał mojej błyskotliwej uwagi. – Ten Krukon, z którego raz próbowałaś wyciągnąć informacje?
– To była ślepa uliczka. – Potrząsnęłam głową. – Jest za głupi, żeby być Złodupcem. Jest tylko fanatykiem.
Obrócił głowę w moim kierunku. Coś błysnęło w srebrnych oczach.
– Może jest ich więcej.
– Proszę?
– Fanatyków – wyjaśnił szybko. – Może to nie Złodupiec zabił Jeremy’ego? Mówisz, że czegoś się dowiedział. Może podzielił się swoimi podejrzeniami z niewłaściwym Krukonem, który akurat też był fanem Złodupca? I zabił Jeremy’ego, nie chcąc, żeby jego idol został zdemaskowany.
Rozważyłam szybko tę teorię. Możliwość, że istniało więcej osób, które popierały te porwania, była obrzydliwa, ale nie nieprawdopodobna.
– Może – powiedziałam słabo. – Oczywiście istnieje również opcja, że to Jer był Złodupcem, a Śmierciożercy w końcu go dorwali – zakpiłam.
– Co? – zapytał, mrugając kilkukrotnie. – A co mają do tego Śmierciożercy?
– Och, eee… – urwałam, spanikowana. – Gregor… Gregor ci nie mówił?
Zmrużył oczy.
– Nie mówił mi o czym, Rose?
– Cóż, Śmierciożercy… są bardzo zniesmaczeni, że ktoś zabiera magie szlachetnie urodzonym dzieciom czystej krwi. – Przełknęłam ślinę. – Czyli, no wiesz. Według nich tę bardziej wartościową magię. Interpretują to również jako odwet za wojnę i dyskryminację mugolaków, więc pewnie robią w majtki ze strachu.
– I co jeszcze? – Uniósł wyczekująco brew.
– Nic. To cała historia.
– Ile razy mam ci przypominać, że twoje oczy są za wielkie, żebyś umiała kłamać?
Spuściłam wzrok.
– No cóż, problem polega na tym, że nadal tkwią w przekonaniu, że Złodupcem jestem ja. Myślą, że uchodzi mi to na sucho, bo mam wpływowych rodziców. To był jeden z powodów, dla których tata i Jamie odradzali mi dzisiejszą wycieczkę do wioski. Myślą, że by po mnie przyszli.
Scorpius wytrzeszczył oczy z przerażeniem i zacisnął usta w cienką linię.
– I naprawdę nikt nie uznał za stosowne, by mi o tym wspomnieć? – powiedział w końcu.
– Nikt nie chciał nadwyrężać twojego delikatnego serduszka – powiedziałam, walcząc z uśmiechem.
Scorpius westchnął zniecierpliwiony.
– I dlaczego pytasz mnie o Anthony’ego? – spytałam, czując, że zmiana tematu dobrze nam zrobi. – Też tam byłeś. Podsłuchiwałeś, pamiętasz?
Rozluźnił się nieznacznie.
– Pamiętam – przyznał. – Ale strasznie mnie rozpraszały twoje metody wyciągania informacji.
– A potem uczyłeś mnie uwodzenia – przypomniałam, przygryzając wargę.
Dopiero kiedy wesołość błysnęła w jego oczach, zorientowałam się, że trzyma dłoń na moim kolanie. Miałam dzisiaj na sobie granatowe rajstopy w żółte grochy.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem cię tamtego dnia pocałować – powiedział cicho.
Zapewne próbował odwrócić moją uwagę od ciągłego analizowania spraw, które mnie nie dotyczą. Nie miałam nic przeciwko. 
– Ale tego nie zrobiłeś. Ty tchórzem podszyty tchórzu – odparłam spokojnie. – Za to pocałowałeś mnie przy okazji kolejnych korepetycji.
– A, tak. – Wyszczerzył zęby. – Kiedy to chciałaś nauczyć się miażdżyć ludzką czaszkę.
– Może nauczanie daje ci jakąś dziwną pewność siebie – rzuciłam teorię, jakbym nie miała do czynienia z człowiekiem, który był pewny siebie przez cały czas. – Bo z pewnością czułeś się na tyle pewnie, że wykorzystałeś okazję do obmacywania.
Scorpius uniósł niewinnie brwi. Obróciłam się tak, że moje ciało było zwrócone w jego kierunku, a jego dłoń przesunęła się na wewnętrzną część uda.
– Ja? Do obmacywania? – wydął usta. – Za kogo ty mnie masz, Łasiczko?
Pochylił się lekko w moim kierunku i krążył leniwie wzrokiem po mojej twarzy.
– Zabawne, bo ja dokładnie pamiętam, jak smyrałeś mnie po żebrach, jakby nie dało się wskazać właściwego miejsca przez materiał koszulki – zakpiłam. – Musiałam sobie coś wyobrazić.
Scorpius nie znalazł odpowiedniej riposty na tę uwagę, więc postanowił mnie pocałować.
Uśmiechnęłam się w jego usta, kiedy drugą dłonią objął mój policzek. Pchnęłam go do pozycji leżącej i ułożyłam nogi wokół jego bioder. Scorpius niemal natychmiast zsunął rękę na mój tyłek i ścisnął go lekko.
Oderwałam się od niego i uniosłam wymownie brew. Jego usta były zaróżowione i ciężko było mi utrzymać na twarzy wyraz dezaprobaty.
– No co? – uśmiechnął się. – To ty się na mnie wspięłaś.
– Co nie znaczy, że nie powinniśmy zachować jakichś zasad przyzwoitości!
– Ach, tak. Przyzwoitość to nasza domena. Hej, pamiętasz ten dzień ze schowkiem na miotły i pończochami?
Zamknęłam mu usta kolejnym pocałunkiem, przygryzając złośliwie jego dolną wargę. Zamiast się oburzyć, jęknął z aprobatą, posyłając dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa. Złapał mnie za biodro i przyciągnął bliżej. 
Wplotłam palce w jego miękkie włosy.
Scorpius objął mnie w talii, uniósł się na materacu i zamienił nas miejscami. Trzymałam go kurczowo nogami, kiedy zaczął głaskać je dłońmi.
Nie mam pojęcia, jak to robił, ale zawsze wiedział, gdzie należy mnie dotykać, żebym zamieniła się w ludzką pochodnię.
Metaforycznie, rzecz jasna.
Wspierał się lekko na łokciach, żeby mnie nie przygnieść, więc przyciągnęłam go bliżej. Zamruczał, kiedy moje dłonie powędrowały do jego mięśni brzucha.
Nie mogłam pojąć, jakim cudem zakochałam się w chłopaku, który przez połowę mojego życia ciągnął mnie za warkocze.
Prawie się zachłysnęłam, kiedy dotarło do mnie, że ta myśl przeszła przez moją głowę.
Scorpius zsunął gorące usta na moją szczękę.
– Czekaj – sapnęłam, ciągnąc go lekko za włosy, mimo że nadal instynktownie wyginałam ku niemu kręgosłup.
– Hmm? – mruknął, całując moją szyję, a następnie przygryzł lekko skórę nad obojczykiem. Stłumiłam żenujący dźwięk, pragnący wydostać się z mojego gardła.
– Przestań – powiedziałam, już nieco pewniej.
Scorpius odsunął się natychmiast i spojrzał na mnie niepewnie, oddychając szybko. Jedna z jego dłoni obejmowała moją talię, druga podtrzymywała udo. Lekko opuchnięte wargi i rumieńce na policzkach kontrastowały pięknie z bladą cerą i jasnymi włosami.
– Nie możemy ciągle się całować – powiedziałam w końcu. – Na randkach powinniśmy rozmawiać i lepiej się poznawać.
– Znamy się od siedmiu lat, Rose – przypomniał mi, a kąciki jego ust zadrżały. – I nie chodzimy na żadne randki, ponieważ masz paranoję, że ktoś nakabluje twojemu ojcu.
Jeszcze wczoraj Scorpius próbował namówić mnie, abyśmy poszli we dwoje na spacer po błoniach. Roześmiałam mu się w twarz.
– Dziwisz mi się? Zwłaszcza teraz, kiedy tata jest na stałe zakwaterowany w zamku?
Scorpius przewrócił oczami.
– Zachowujesz się, jakby miał cię co najmniej spalić na stosie, za spotykanie się ze mną.
– Och, naprawdę myślisz, że to o swoje bezpieczeństwo się martwię? – Uniosłam brwi. Scorpius zamrugał szybko, a ja położyłam mu czule dłoń na policzku. – Och ty biedny, niewinny kwiatuszku. Nie masz pojęcia, co cię czeka, prawda?
Jabłko Adama podskoczyło mu gwałtownie, a odrobina strachu w końcu błysnęła w jego oczach. 
– Okej – powiedział spokojnie. – Oświeć mnie.
Nie uważałam, żeby nadal musiał na mnie leżeć, kiedy będziemy prowadzić tę pogawędkę, ale nie miałam również ochoty go odpychać. Lochy były zimne, a Scorpius wręcz przeciwnie.
– Mój tata nienawidzi twojego taty bardziej niż… cóż. Nie mam porównania. Ale nie sądzę, żebyś zdawał sobie sprawę, ile jest w nim niechęci. Gdyby zamknąć go w pokoju z twoim ojcem, Voldemortem i, na przykład, Złodupcem, a do tego wręczyć mu mugolski pistolet z dwiema kulami, tata zastrzeliłby twojego ojca dwa razy. Jakby pan Malfoy zwisał z urwiska, a tata miałby możliwość go podciągnąć, to nadepnąłby mu na dłonie i życzył przyjemnego lotu. Jakby…
– Okej, rozumiem – przerwał mi Scorpius.
Może trochę przesadzałam, ale musiałam uświadomić mu wagę problemu.
– Nie mówię tego, żeby było ci przykro – powiedziałam, widząc jego skrzywdzoną minę. – Po prostu takie są fakty. I jeśli chcę mu kiedykolwiek o nas powiedzieć, muszę go na to przygotować.
– Ale go nie przygotowujesz – mruknął. – Nie chcesz się ze mną pokazywać publicznie.
Zsunął się ze mnie i położył obok.
– Zakładasz, że to na chwilę – powiedział nagle, patrząc w sufit.
Zerknęłam na niego zaskoczona. Wydął wargi w charakterystycznym geście rozpieszczonego dziecka bogatych ludzi, jak zawsze, kiedy był obrażony lub zły.
– Co? – spytałam. – Że co jest na chwilę?
– My.
– Nieprawda! – Uniosłam się. – Po prostu… To mój tata. Jeśli już muszę przyprawić go o zawał, to wolałabym zaczekać, aż będzie między nami trochę… poważniej.
Odwrócił głowę w moim kierunku. Marszczył groźnie brwi.
– Uważasz, że to ja nie traktuję cię poważnie?
Cóż, przede mną miałeś jakieś miliard dziewczyn. Zawsze bezpiecznie założyć, że jestem jednym z tych przemijających zainteresowań.
Rzecz jasna nie powiedziałam tego na głos. Zamiast tego skoncentrowałam się na gryzieniu się w język i uciekaniu wzrokiem. Scorpius przyglądał mi się uważnie. 
– Okej, ewidentnie mamy tu jakiś problem z komunikacją – zawyrokował.
Westchnęłam ciężko.
– Od czasu Travisa postanowiłam, że będę… zachowawcza – wyjaśniłam. – W kwestii nowych związków. I w ogóle relacji z ludźmi.
– To znaczy… że mi nie ufasz? – zapytał łagodnie.
– Raczej sobie. – Zaśmiałam się. – Bardzo szybko się przywiązuje. Dlatego chciałabym, żebyśmy wszystko robili powoli. Bardzo powoli.
Jego spojrzenie zmiękło, kiedy skinął głową.
– W porządku Rose.
– I podobnie jest z seksem – wypaliłam, bo najwyraźniej uruchomiłam jakąś fontannę szczerości i teraz już nie mogłam się zamknąć. – Kiedy mówię, że powinniśmy zaczekać, to nie dlatego, że bym nie chciała – dodałam znacząco, myśląc o jego różowych wargach, smukłych i twardych mięśniach, oraz o chciwych dłoniach.
Kąciki jego ust zadrżały.
– Rose, nie musisz mi się z tego tłumaczyć.
– Wiem. Chce, żebyś wiedział. – Zawahałam się. – Mam też inne powody, ale te są trochę głupsze.
– To znaczy?
Przygryzłam wargę z zażenowaniem.
– Nie chciałabym cię rozczarować.
Scorpius roześmiał się głośno, przyglądając mi się z niedowierzaniem.
– Masz racje, to jest głupie – powiedział po chwili, zachrypniętym głosem. – Rose, jestem siedemnastoletnim chłopakiem. Nie jest łatwo nas rozczarować.
– Tak, ale… – urwałam. – Nieważne – burknęłam urażona i zamaszyście odwróciłam się na drugi bok, tyłem do niego.
Po chwili jego włosy zaczęły łaskotać mnie w policzek, kiedy nachylił się nade mną przez ramię.
– No powiedz – zachęcił.
– Nie chcę.
– Rose.
– Tak, zgadza się, tak mam na imię.
Prawie mogłam usłyszeć, jak przewraca oczami.
– Nie bądź dzieckiem.
– Chodzi mi o to – powiedziałam spokojnie, znów odwracając głowę w jego kierunku. – Że jesteś bardziej… doświadczony niż ja.
Zmarszczył brwi.
– Doświadczony? – powtórzył.
Czy ja się, do jasnej cholery, jąkam?
– Scorpius, przestań udawać głupka! – krzyknęłam, siadając na łóżku. Byłam już dość sfrustrowana tą rozmową, żeby zgarnąć torbę i wyjść. Albo mu przyłożyć. – Od dwóch lat paradujesz po szkole z cotygodniową rotacją dziewczyn!
Zamrugał, zaskoczony.
– I ty myślisz, że spałem z każdą z nich?
– Cóż…
– Rose, czy ty naprawdę żyjesz w przeświadczeniu, że ja jestem chodzącym workiem chorób wenerycznych? – zapytał, wytrzeszczając oczy. – Zawsze myślałem, że to tylko takie żarty…
Och, świetnie. Teraz było mu przykro.
– Nie wmówisz mi, że jesteś nietknięty – powiedziałam znacząco. Miałam już dosyć nazywania rzeczy po imieniu.
Spojrzał na mnie groźnie.
– Na wakacjach po piątym roku spałem z jedną dziewczyną – oznajmił. Był poirytowany, a ja stłumiłam irracjonalną falę zazdrości, która chwyciła mnie za gardło. – Poznałem ją, kiedy byłem z rodzicami w Brazylii. I to tyle.
Nie zrozumiałam.
– Tyle? – powtórzyłam.
Uniósł brwi i spojrzał na mnie wymownie.
– Och! – załapałam. – Kłamiesz.
– Nie kłamię! – prychnął. – Na szóstym roku dotarło do mnie, że mam na twoim punkcie obsesję. I miałem opory, żeby z jakąkolwiek dziewczyną posunąć się dalej. Bo to byłoby wobec nich nie fair, gdybym za każdym razem wyobrażał sobie… – zamknął gwałtownie usta i zarumienił się prawie niedostrzegalnie.
Wiedziałam, że moje spojrzenie mięknie.
– No proszę – powiedziałam łagodnie. – Czyli jednak masz serce.
Wyglądał na zażenowanego, że przyłapano go na robieniu czegoś miłego.
– Na szóstym roku? – dodałam zaczepnie.
Odwrócił wzrok.
– Zabini zorientował się wcześniej. Twierdzi, że od czwartego roku mamroczę twoje imię przez sen. Co prawda czasem śniło mi się, że spycham cię z klifu, ale co ja tam wiem, może coś do ciebie wołałem, kiedy już spadałaś.
Cóż. Nie mogłam go winić za to, że frustracje czternastoletniego chłopca podświadomość obrazowała jako morderstwo. Sama parę razy śniłam, że topię go w kociołku.
– To po co te wszystkie dziewczyny? – drążyłam.
Wydął wargi.
– Liczyłem na to, że któraś wybije mi ciebie z głowy. Poza tym nie do końca mogę coś zrobić z faktem, że kleją się do mnie jak pszczoły do miodu. Spójrz na mnie.
Przewróciłam oczami. A Zabini mówił, że to ja jestem jego bratnią duszą.
– Wygląda na to, że trochę długo na to czekałeś – powiedziałam, kiedy coś załaskotało mnie w klatce piersiowej.
Uniósł na mnie wzrok. Wesołość wróciła do jego oczu.
– Zgadza się – przyznał. – Nic mi się nie stanie, jak poczekam jeszcze trochę.
Kocham cię.
Ani mi się waż, Rose.
– No dobrze – powiedziałam, zeskakując z łóżka. – Cieszę się, że przeprowadziliśmy tę rozmowę. Zawsze dobrze się dowiedzieć, że mój zgrywający twardziela Ślizgon jest w rzeczywistości miską rozgotowanego makaronu.
Scorpius kompletnie nie przejął się tą opinią. Rozłożył się wygodnie na łóżku, układając ręce za głową.
– W porządku. – Wzruszył ramionami. – I tak jestem śliczny.
– Muszę się zbierać. – Podniosłam z podłogi torbę i przewiesiłam ją przez ramię. Chwyciłam losową książkę z szafki przy łóżku. – Tak na marginesie, powiedziałam Alice, że dzisiejsze popołudnie spędzam w Hogsmeade, bo muszę zrobić zakupy, więc teraz zabiorę sobie kilka twoich rzeczy.
Wrzuciłam książkę do torby. Po chwili w jej ślady poszła nieotwarta paczka ciastek i pudełko specjalnych chusteczek do czyszczenia różdżek, zanim ruszyłam w kierunku łazienki.
Scorpius zawył bezradnie.
– Doskonale zdajesz sobie sprawę, że nasi znajomi o nas wiedzą, ty niezrównoważona Gryfonko. – Łóżko skrzypnęło, a po chwili rozległ się odgłos zbliżających się kroków.
Otworzyłam szafkę pod lustrem. Na szczęście Zabini posiadał mnóstwo produktów do pielęgnacji, które mogłoby w ostateczności uchodzić za kobiece. Spakowałam krem do twarzy o zapachu truskawek, a kolejne dwie butelki wzięłam bez patrzenia. Scorpius opierał się o framugę drzwi i mi się przyglądał.
– Może i tak – przyznałam. – Ale kulturalnie udają, że nie wiedzą. Chcę im w tym pomagać. Alice ma dość na głowie.
W ręce wpadł mi gruby, czarny materiał, leżący na półce przy wannie. Wtuliłam w niego twarz. Nadal intensywnie pachniał Scorpiusem.
– To moja bluza – oznajmił Malfoy, kiedy zaczęłam upychać ją do torby.
– Wiem – odparłam. – Przez naszą randkę nie miałam jak kupić piżamy.
– Wiec kradniesz moją bluzę.
– Dokładnie tak.
Oczywiście cała sytuacja kopnęła mnie w tyłek zaledwie godzinę później.
Alice przeglądała moje „zakupy”. Podniosła książkę.
– Nie piszesz owutema z astronomii – zauważyła.
Oczywiście, że losowa książka, którą spakowałam, musiała okazać się podręcznikiem do przedmiotu, na który nie uczęszczałam.
–Nigdy nie zaszkodzi trochę się wyedukować. – Wzruszyłam ramionami z niewinną miną.
Bez komentarza odłożyła ją na bok i chwyciła jedną z buteleczek Zabiniego.
– Balsam po goleniu? – Uniosła brew.
Krew odpłynęła mi z twarzy.
– Podobał mi się zapach – pisnęłam.
Alice sięgnęła po wisienkę na torcie. Rozłożyła w dłoniach bluzę Scorpiusa, przodem do mnie.
– W życiu nie widziałam cię w bluzie. – Wyraźnie walczyła z rozbawieniem.
– Zmieniam styl.
A wtedy odwróciła materiał, pokazując mi tył. Na plecach widniał gigantyczny, zielony napis MALFOY, pod którym znajdowała się siódemka. Jego numer zawodnika z quidditcha. Jakim cudem nie zwróciłam na to uwagi?
Przełknęłam ślinę.
– Huh. To musi być nazwisko projektanta – wychrypiałam.
Alice przewróciła oczami i rzuciła bluzę na pościel. Ruszyła w kierunku drzwi.
– Masz malinkę na szyi – rzuciła jeszcze zanim zniknęła na korytarzu.
Odruchowo ułożyłam dłoń na gardle.
– To ugryzienie komara!

Gregor
W niedzielny poranek wszyscy udaliśmy się do Wielkiej Sali, żeby uczestniczyć w próbie przełożonej z dnia poprzedniego.
Scena była wyznaczona na wzniesieniu, które zwykle zajmował stół prezydialny. Scenografia Gill już wznosiła się dumnie na środku, a przynajmniej jej część. Reszta miała być podczas spektaklu pochowana za ogromnymi, wielowarstwowymi kurtynami, które ciągnęły się bordowymi falami od sceny do ścian po obu stronach.
Aktualnie mogliśmy podziwiać salon Bennetów. Gill zadbała o meble z epoki, urocze firanki i narzuty z obrzydliwymi wzorami.
Wypatrzyłem Rose, która powtarzała kwestie z Roxanne. Obie były wystrojone w kostiumy Cady – sukienki, które wyglądały jak koszule nocne. 
Podszedłem do nich dziarskim krokiem. Obiecałem coś Scorpiusowi.
Jeśli można nazywać to obietnicą, kiedy twój najlepszy kumpel grozi ci, żeby ją od ciebie wyciągnąć. 
A to wszystko po to, żeby poprawić humor jego dziewczynie. Z drugiej strony, jego dziewczyna była moją bratnią duszą, więc nie mogłem odmówić.
– Hej, Rose – zagadnąłem. – Możemy pogadać?
– Jasne. – Zwinęła scenariusz w rulon i spojrzała na mnie niepewnie.
Roxanne skinęła mi głową, po czym oddaliła się, obserwując nas z rozbawioną miną.
– O czym chciałeś pogadać?
– Emm. Cóż. Pamiętasz, jak zabrali mi magię?
Rose uniosła brew. Jej stopa zaczęła niecierpliwie tupać. 
– Gregor, o co chodzi?
Wziąłem głęboki wdech.
– Pomyślałem sobie, że chciałbym z kimś porozmawiać… o moich uczuciach w tej kwestii. No wiesz. Wyrzucić z siebie te eee… negatywne emocje.
Przez chwile wytrzeszczała oczy, mrugając szybko. Zaraz potem zrozumienie pojawiło się na jej twarzy.
– Och, Gregor. Scorpius cię do tego namówił?
Namówił? Oznajmił mi, że powinienem porozmawiać z Rose, ponieważ jest jej przykro, że „duszę w sobie traumę”, a jeśli tego nie zrobię, to on wepchnie mi różdżkę w tyłek tak głęboko, że będę rzucał zaklęcia przy każdym kichaniu.
– Można tak powiedzieć.
Rose wzniosła oczy do nieba. 
– Malfoy! – krzyknęła.
Głowa Scorpiusa podskoczyła pod sceną, gdzie właśnie zatwierdzał kostium pana Darcy’ego, już czekający na Lorcana. Przeprosił Cady i podszedł do nas.
– Co się dzieje?
– Czy ty zmusiłeś Gregora, żeby mi się zwierzał? – spytała Rose, patrząc na niego oskarżycielsko.
Scorpius przeskakiwał zdziwionym spojrzeniem ode mnie do dziewczyny i z powrotem.
– Myślałem, że się ucieszysz – oznajmił.
– Sam mówiłeś, że mam go nie męczyć, dopóki nie będzie gotowy, a teraz zmuszasz biednego Gregora do rozmowy!
– Tak jest – zgodziłem się. – Nawet groził biednemu Gregorowi!
– Przestań mówić o sobie w trzeciej osobie. – Blondyn przewrócił oczami.
– Odwal się i ubierz szalik – odparowałem.
– Przestańcie wszyscy czepiać się moich szalików!
– Może jakbyś nie nosił ich w środku lata…
– Zamknijcie się oboje! – zirytowała się Rose. – Czym mu groziłeś?
Scorpius spojrzał w ziemię.
– Ludzie w dzisiejszych czasach tak beztrosko rzucają słowem „groźba” – wymamrotał. – Zwykła rozmowa pomiędzy przyjaciółmi, i to tyle…
– Okej. Nieważne. Gregor, nie musisz z nikim rozmawiać, jeśli nie masz ochoty – poinformowała mnie. – Czy ktoś widział dziś Conrada?
Obaj zgodnie pokręciliśmy głowami.
– Chyba nikt się nie spodziewał, że dołączy do nas na próbie? – upewniłem się.
– Nie – przyznała. – Ale nie podoba mi się, że tak się odcina od ludzi. – Zacisnęła usta.
Kolejna owieczka, której nie może pomóc.
– Na pewno z czasem dojdzie do siebie – spróbowałem ją pocieszyć. – A nasz durny spektakl przeżyje. W ostateczności ja mogę zagrać pana Wickhama.
– A ja wskoczę za ciebie na pana Bingleya – rzucił rozkojarzony Scorp, przerzucając strony scenariusza. – Znam wszystkie twoje kwestie.
Rosie roześmiała się beztrosko, jakby Scorpius opowiedział świetny dowcip.
– Nie będziesz całował się z Roxanne – oznajmiła, nadal śmiejąc się przez łzy.
Scorpius zamrugał zaskoczony.
– Ale…
– W razie potrzeby, to ty zagrasz pana Wickhama – zadecydowała, klepiąc go w ramię. – Jesteś reżyserem, powinieneś znać już kwestie wszystkich postaci.
Klepnęła go w ramię na tyle mocno, że się zachwiał i podeszła do kuzynki.
Scorpius przeniósł na mnie zirytowane spojrzenie.
– Nie mogłeś po prostu do niej podejść i porozmawiać? Musiałeś przy okazji wepchnąć mnie pod pociąg?
– Próbowałem! – oburzyłem się. – Sama się zorientowała.
Zmarszczył brwi.
– Jest zdołowana tą całą sytuacją z Jeremym i Conradem – wyjaśnił. – Pomyślałem, że poczuje się lepiej, jeśli będzie mogła pomóc przynajmniej tobie.
– Wybacz stary. Próbowałem. – Wzruszyłem ramionami. Co ci Gryfoni robili z normalnymi ludźmi? – Ale ja naprawdę nie potrzebuję pomocy. Wszystko ze mną w porządku.
Uniósł brew z powątpiewaniem.
– Poważnie – upierałem się. – Oswajam się z tym wszystkim. Jest coraz lepiej.
– Okej – powiedział powoli, przeciągając samogłoskę. – Ale jeśli coś będzie nie tak, to dasz mi znać?
– Oczywiście.
– W porządku. – Skinął głową. – Ta rozmowa była obrzydliwie uczuciowa, więc przez jakiś czas nie mogę na ciebie patrzeć.
– To zrozumiałe.
– Pójdę pogadać z… – Zerknął w kierunku sceny i zmarszczył brwi. – Gdzie jest Cady?
O nie.
– Greg, widziałeś, dokąd poszła? – zapytał nerwowo blondyn.
– Nie panikuj – powiedziałem szybko. – Pewnie do łazienki.
– Hej, czy ktoś widział Cady? – zagadnęła Gill, podchodząc do nas. – Nie mogę jej znaleźć. Nie ma jej w łazience ani nigdzie na korytarzu.
– Ktoś się zgubił? – Rose pojawiła się z Roxanne i Albusem u boku.
– Cady. – Scorpius przeczesał włosy dłonią. – Powiedzcie, że to się nie dzieje.
– Okej, to, że nie ma jej w tym pomieszczeniu, nie znaczy jeszcze, że została porwana! – wtrącił Albus. – Uspokójmy się.
– Trzeba zgłosić to aurorowi. – Rose zaciskała szczękę. Zrobiła się prawie tak blada, jak Scorpius.
– Zgłosić mi co? – Travis zmaterializował się z powietrza.
Och, a ten pajac skąd się tu wziął?
Prawdziwemu aurorowi. – Scorpius przewrócił oczami.
Jedziesz, Scorp.
– Co ty w ogóle tutaj robisz? – zirytowała się Rose.
– Nadzoruję waszą próbę.
– W takim razie kiepsko ci idzie, bo jednej uczennicy brakuje – warknąłem. – Ale hej, trzeba szukać jasnych stron. Może w końcu cię zwolnią.
– Której uczennicy? – drążył Travis.
– Cady. Ślizgonka. Drobna, czarne włosy sięgające brody – powiedziała Rose.
– Miała na sobie ogrodniczki i białą koszulkę – dodała Roxanne.
Travis skinął głową z poważną miną.
– W porządku. Trzeba przeszukać pokój wspólny Ślizgonów, korytarze i łazienki. – Odwrócił się na pięcie, po czym po chwili wahania rzucił przez ramię: – Ale nie róbcie sobie większych nadziei.
To już się zaczyna robić śmieszne.

*

Okej, udało mi się w końcu dostarczyć wam rozdzialik.
Koooszmaaar :c Źle się pisze no i ostatnio mój stan zdrowia nie pozwala mi skupić się tak, jakbym tego chciała. 
Wydaje mi się, że kryzys już za nami i następnego możecie spodziewać się za dwa tygodnie, ale niczego nie obiecuję.
Czekam na wasze opinie!

8 komentarzy:

  1. Nie mogłam się doczekać kolejnego rozdziału, no i jest. Wspaniały jak zwykle. Teraz czekam na kolejny. Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wstałam rankiem i patrzę, a tutaj jest! Codziennie od paru dni zaglądałam po klika razy dziennie, ale nie zawiodłam się. Rozdział świetny, jak zawsze ;* Scorpius taki słodki i uczuciowy, uwielbiam jego postać :)
    Pozdrawiam
    Laura

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że zaglądasz! I oczywiście, że rozdział ci się podobał <3 No kto by pomyślał, że kiedykolwiek opiszemy tymi słowami jakiegoś Malfoya :D

      Usuń
  3. Trochę dziwne, że ginie uczeń, kilkoro porywają i zabierają im magię, a McGonagall nadal nie odwołała przedstawienia. Mówiłam, że podejrzewam Travisa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam wprowadzic większe środki ostrożności, ale uznałam, że przy poziomie bezpieczeństwa w Hogwarcie, który znamy, byłoby to nierealistyczne xd

      Usuń
  4. Hm... I znowu kolejne porwanie. A Aurorzy stoją w miejscu. To dziwne, że Conrad wrócił i od razu ktoś zaginął :D Taa baardzo dziwne.

    OdpowiedzUsuń