poniedziałek, 6 stycznia 2020

[29]"Czy ktoś jest nagi?"


Rose

– Cześć – rzuciłam, wpadając do biblioteki i zamykając za sobą drzwi. – Już czas… – urwałam, kiedy mój wzrok padł na Scorpiusa.
Drzemał na naszej kanapie, ubrany w czarny, idealnie skrojony garnitur. Marynarki użył jako kocyka. Wyglądał tak uroczo, że prawie nie chciałam go budzić.
– Scorpius – powiedziałam, potrząsając go za ramiona.
Otworzył leniwie oczy, a następnie zamrugał szybko, prawie wachlując mnie tymi swoimi rzęsami.
– Rose – mruknął. – Musiałem przysnąć.
– Nie gadaj. – Uśmiechnęłam się. – Nie wyspałeś się w nocy?
– Rozmyślałem o tym, że mamy w tym zamku kryminalistę na wolności i że musimy dziś wystawić to durne przedstawienie. – Podniósł się do pozycji siedzącej. – Ile mamy czasu?
– Za piętnaście minut powinniśmy być na dole – wyjaśniłam, uśmiechając się przepraszająco. – Musimy rozpocząć nasz fantastyczny plan.
Spektakl miał się rozpocząć za godzinę i piętnaście minut. Ja wiedziałam, że będę musiała przebrać się w kostium, więc miałam na sobie to samo, co nosiłam przez cały dzień, ale Scorpius musiał już być wystrojony. Rozprostowałam zagniecenia, które pojawiły się na jego białej koszuli.
– Chociaż nie wiem, czy jest jeszcze jakiś sens, żeby się tego trzymać – dodałam. – Twój tata nie domyślił się niczego po tym, jak złapałeś mnie za rękę i wywlokłeś mnie z Wielkiej Sali?
– Nie – powiedział, uśmiechając się szeroko. – Powiedziałem, że jesteś blisko z Barbarą, więc zanim się pojawił, już ustaliliśmy, że pójdziemy do skrzydła razem.
– Trzymając się za ręce?
– Jak sama powiedziałaś, wywlokłem cię z Wielkiej Sali. Wątpię, aby to zaliczało się do romantycznych spacerów.
Wygładziłam poły jego marynarki i poprawiłam krawat.
– Wyglądasz bardzo apetycznie w tym opakowaniu – przyznałam, zadzierając głowę, żeby spojrzeć w jego zmrużone w uśmiechu oczy.
– Założę się, że nie możesz się doczekać, aż będzie po wszystkim, żeby mnie odpakować – powiedział, szczerząc zęby w uśmiechu.
Przewróciłam oczami, wplatając palce w jego miękkie włosy u nasady szyi.
– Może troszkę – przyznałam. – Twój tata naprawdę niczego się nie domyślił?
– Nic a nic. Tylko miał strasznie głupią minę, kiedy później z nim rozmawiałem.
– To akurat może być spowodowane tym, że zbeształeś go przy ludziach, jakby był małym dzieckiem.
– Zachowywał się idiotycznie, a ja byłem zdenerwowany. – Wzniósł oczy do nieba. – Nawet rozważałem, czy go za to nie przeprosić. – Powiedział to tak dumnym tonem, jakby rozważanie zrobienia czegokolwiek, było stawiane na równi z rzeczywistym wykonaniem danej czynności.
– To dobrze wróży na przyszłość – powiedziałam zamyślona, układając policzek na jego klatce piersiowej. – Będziesz trzymał dyscyplinę, kiedy będzie chodziło o nasze dzieci.
Dziesięć najbliższych sekund upłynęło nam w ciszy, zanim zorientowałam się, co właśnie powiedziałam. Zamarłam w ramionach Scorpiusa, a po chwili odsunęłam się na bezpieczną odległość. 
Patrzył na mnie z mieszanką rozbawienia i zaskoczenia.
– O szlag – powiedziałam.
– Nasze dzieci? – powtórzył, uśmiechając się zaczepnie. – Widzę, że wybiegasz planami daleko w przyszłość.
– To był wypadek – burknęłam. – Tak mi się odruchowo powiedziało.
– Jasne.
– Zaraz cię rąbnę.
– Założę się, że już sobie wyobraziłaś, jak będą wyglądać…
– Scorpius, przysięgam…
– … zaplanowałaś, po kim będą miały włosy, a po kim oczy…
– … jeszcze słowo, a…
–… ale wiesz, że aby robić dzieci, trzeba uprawiać seks?
Uderzyłam go pięścią w klatkę piersiową, aż się zachwiał. Nadal się śmiejąc, rzecz jasna.
– Przestań się ze mnie nabijać – warknęłam.
– Nie nabijam się! – zawołał z oburzeniem. – To urocze, że myślisz o naszych potencjalnych dzieciach.
– Powiedziałam ci, że to był wypadek. – Prawie tupnęłam nogą z frustracji. – Wcale nie myślę o żadnych dzieciach.
– Nigdy? – spytał, spoglądając na mnie szczenięcymi oczami.
Ugh.
– Chodźmy już – powiedziałam, łapiąc go za rękę i wyciągając na korytarz. – Nie chcemy się spóźnić.
Szybko zeszliśmy na parter. Hol był wypełniony uczniami, czekającymi na swoich rodziców. Wypatrzyłam Albusa i Gregora po jednej stronie, Timothy kręcił się po drugiej. Znaleźliśmy się tam dosłownie w ostatniej chwili, bo kiedy tylko zeskoczyłam z ostatniego schodka, pierwsi goście zaczęli pojawiać się w drzwiach. Zajęłam swoją pozycję, podczas gdy Scorpius powędrował w kierunku wejścia do lochów. 
– Rose. – Wujek George uśmiechnął się do mnie. Ciotka Angelina trzymała go pod ramię. – Nerwy?
Oboje uścisnęli mnie na powitanie.
– Straszne – przyznałam, przenosząc wzrok na jego niebieskie włosy. Ostatnio, kiedy go widziałam, były żółte. – Przedstawienie jest okropne. Na pewno będziecie się świetnie bawić.
– Nie martw się, spakowałem worek pomidorów, a Angelina ma surowe jajka – zapewnił mnie.
– Nie słuchaj go, Ro. – Ciocia spojrzała na męża karcąco. – Wiesz, gdzie jest Roxanne?
– Chyba czeka na was w pobliżu McGonagall.
– Super. Idziesz z nami? Możemy tam spotkać się z Ronem i Hermioną…
– Nie – ucięłam szybko. – Muszę czekać na nich tutaj.
Wymienili zaskoczone spojrzenia, ale wzruszyli ramionami i się oddalili.
– Twój wujek ciągle farbuje włosy – odezwał się Conrad, który nagle zmaterializował się obok mnie. – Chyba nigdy nie widziałem go w rudych.
– Zaczął je farbować, zanim się urodziliśmy. James mi kiedyś opowiadał, że podsłuchał jedną rozmowę i… no cóż, wiemy, dlaczego to robi. Wujek George.
Conrad uniósł pytająco brwi, a ja uświadomiłam sobie, że nie powinnam zaczynać przy nim tej opowieści. Przy kimkolwiek innym – być może. Ale nie przy nim.
– Nieważne – powiedziałam. – To smutne.
Przygryzł wargę, a w jego oczach błysnęło zniecierpliwienie.
– Powiedz – nalegał. – Nic mi nie będzie.
Przełknęłam ślinę, przyglądając mu się z wahaniem.
– Cóż… Pewnie wiesz, że wujek stracił podczas wojny nie tylko ucho, ale też brata bliźniaka?
Conrad zbladł lekko, ale skinął głową, zachęcając mnie tym samym, żebym kontynuowała. 
– Pewnego dnia przyszedł do babci Molly z fioletowymi włosami. Oczywiście się wściekła, ale George odpowiedział jej cicho „Za każdym razem, kiedy patrzę w lustro, przez sekundę wydaje mi się, że to on”. I tak już zostało. Wujek ciągle farbuje włosy.
Przez chwilę staliśmy w milczeniu, oboje patrząc w ziemię.
– Twoi rodzice przychodzą? – zapytałam łagodnie.
– Tak. – Skinął głową. – Mówiłem, żeby nie czuli się zobowiązani, ale twierdzą, że dobrze im zrobi wyjście z domu. Wiesz, oderwanie się od tego wszystkiego. Poza tym mówią, że nie chcą przegapić mnie na scenie.
Kiedy Conrad się ulotnił, Malfoyowie pojawili się jako pierwsi. Dzięki Merlinowi. Nie będę musiała odwracać uwagi moich rodziców, żeby mogli przejść, w razie, gdyby było odwrotnie.
– Panna Weasley! – zawołała wesoło Astoria Malfoy, kiedy już myślałam, że mi się upiekło i mnie nie zauważą. – Jak miło cię widzieć!
– Och, um. Tak. Dzień dobry – wydukałam.
– Połamania nóg – powiedziała z uśmiechem kobieta, po czym niezbyt subtelnie szturchnęła Draco w żebra.
Sapnął z bólu, po czym odchrząknął.
– Tak – zgodził się. – Powodzenia, panno Weasley.
– Wyglądasz cudownie na ulotce, którą dostaliśmy! – dodała Astoria, a ja stwierdziłam, że pomijając włosy, bladość i oczy, Scorpius jest bardziej podobny do matki. Draco nie miał tych zniewalających dołeczków, wysokich kości policzkowych ani ostro zakończonej szczęki, którymi zostali obdarzeni Scorpius i Astoria.
Co nie zmieniało faktu, że wszyscy Malfoyowie byli onieśmielająco urodziwi.
Scorpius ma też jej usta.
Może rozmyślanie o ustach Scorpiusa, kiedy rozmawiam z jego rodzicami, nie było najlepszym pomysłem. 
– Mieliśmy ulotki? – zdziwiłam się, kiedy dotarł do mnie sens słów Astorii.
– Oczywiście. – Uśmiechała się tak szeroko, że po prostu musiały ją boleć policzki. – Scorpius je wykonał, a pani dyrektor dołączała je do zaproszeń.
Wyciągnęła śliski kawałek papieru z małej, srebrnej torebki i wręczyła mi go.
Nie byłam pewna, jak Scorpius ją wykonał, ponieważ przypominało to coś, co można uzyskać tylko za pomocą mugolskich programów graficznych. A jednak jakoś mu się udało. Wszyscy znajdowaliśmy się na jakimś sielskim tle, z zieloną trawą i błękitnym niebem. W dolnej części był wypisany na czerwono tytuł. Moja postać zajmowała większość kartki, największa. Miałam na sobie kostium i spoglądałam z uśmiechem przed siebie. Nieco mniejsze postacie reszty obsady otaczały mnie ze wszystkich stron. Lorcan był prawie zbyt maleńki, żeby go zauważyć.
– Niech cię cholera, Malfoy – szepnęłam.
– Co mówiłaś? – spytał Draco.
– Powiedziałam „Dobra robota, Malfoy” – odparłam natychmiast. – Nie miałam pojęcia, że przygotowywał te ulotki. Jest tam, tak na marginesie – dodałam, wskazując lochy.
Scorpius zamachał nerwowo do rodziców. Pożegnali się ze mną i odeszli w kierunku syna. Kątem oka zauważyłam, że Scorpius natychmiast zaczął się przemieszczać i prowadzić ich do Wielkiej Sali. Zgodnie z planem.
– Rose! – Mama rzuciła mi się na szyję, zanim zdążyłam zarejestrować jej obecność. – Och, jesteśmy z tatą tacy dumni!
– To trzecie przedstawienie, w którym gram, mamo. – Wydusiłam, klepiąc ją po plecach.
– Ale w tym grasz główną rolę! – zawołał ojciec, przejmując mnie z objęć mamy i zamykając w swoich.
Oboje wyglądali bardzo dystyngowanie – ojciec w szarym garniturze, mama w czarnej sukni wieczorowej. Tata chyba próbował nałożyć sobie na włosy żel, bo były lekko przylizane i zaczesane do tyłu.
– Nie mogę się doczekać, aż zobaczymy spektakl – powiedziała mama. – Tak się cieszę, że wybraliście w tym roku „Dumę i uprzedzenie”, to jedna z moich ulubionych…
Kontynuowała wywód, podczas gdy ja dyskretnie zerknęłam w stronę Malfoyów. Byli już na początku kolejki, a za nimi zdążyło również ustawić się parę kolejnych osób. Scorpius złapał moje spojrzenie i wymownie stuknął dłonią w zegarek.
14:05. Już czas.
– Chodźcie do Wielkiej Sali, musicie przywitać się z profesor McGonagall – rzuciłam swobodnie.
Stanęliśmy na końcu kolejki.
– Czy to Malfoy? – zapytał natychmiast ojciec, który wyciągał szyję i natychmiast wypatrzył krzykliwy blond. – Jego synalek też gra w spektaklu?
– Jest reżyserem, Ronald. – Mama przewróciła oczami. – Czy ty w ogóle spojrzałeś na tę ulotkę? Poza tym wszyscy rodzice są zaproszeni, nie tylko ci, których dzieci grają.
– Oczywiście, że spojrzałem na ulotkę, ale zwracałem uwagę głównie na naszą córkę – prychnął ojciec. – Ciężko by było spojrzeć na cokolwiek innego, skoro jej zdjęcie zajmuje siedemdziesiąt procent obrazka.
– To Scorpius je wykonał – wtrąciłam, niezbyt pomocnie.
Ojciec natychmiast zmarszczył brwi i zerknął na mnie podejrzliwie.
– Scorpius? – powtórzył.
Przełknęłam ślinę i wytrzymałam jego spojrzenie.
– Tak ma na imię – wymamrotałam.
– Odczep się od tego chłopca, Ron – syknęła mama, wygładzając suknię. – Wiesz, jak Albus go lubi.
– Ale Rosie go nie lubi.
Zacisnęłam zęby. Nie mam pojęcia, po co przez te wszystkie lata kopałam pod sobą większy dół. Ale skąd mogłam wiedzieć, co z tego wyniknie? 
Nikt przecież nie mógł zgadnąć, jaki Scorpius zrobi się ładny.
– Państwo Weasley – przywitała się sztywno profesor McGonagall, ściskając dłonie moich rodziców. Po chwili jednak uśmiechnęła się lekko do mamy, a jej wzrok nieco się ocieplił. – Miło was widzieć. Panie Weasley, koszula wyszła panu ze spodni.
Podczas gdy ojciec poprawiał swoją aparycję, a pani dyrektor i mama wymieniały uprzejmości, ja przyjrzałam się Wielkiej Sali. Przez połowę pomieszczenia, środkiem ciągnęła się widownia. Albus i Gregor wczoraj rozkładali i mnożyli zaklęciami wygodne, wyłożone czerwonym aksamitem krzesła, które później zostały magicznie unieruchomione przez Alice. Nie chcieliśmy, aby zrobił się bałagan. Po bokach oraz na tyłach sali ustawiono istny labirynt stoisk. Niektórzy uczniowie upiekli ciasta, inni, pełnoletni, mieli zająć się podawaniem drinków. Parę osób zobaczyło w tym wydarzeniu okazję do wzbogacenia się, dlatego można było również znaleźć stoiska z ręcznie robionymi naczyniami, zapachowymi świecami czy biżuterią. Profesor Sinistra co roku się tym zachwycała i była zdania, że im więcej rozrywek, tym lepiej.
Po zakończonym spektaklu będziemy mieli za zadanie przekształcenie tego całego zamieszania w stoliki i miejsce na parkiet.
Zgodnie z planem zaciągnęłam rodziców do najbliższego stoiska, gdzie częstowano winem.
– Czego się napijecie? – zapytałam. Stojąca za ladą Krukonka uśmiechnęła się do nich zachęcająco.
– Och, ja na razie podziękuję – odparła mama.
– Ja napiłbym się Ognistej Whisky – przyznał ojciec. – Chyba dwa stoiska dalej widzę…
– Nie! – wtrąciłam ze zbędną agresją. Malfoywie znajdowali się jedynie trzy stoiska dalej. Za blisko. – Musisz napić się wina, tato. Nie można zaczynać wieczoru od whisky! To takie eleganckie wydarzenie… – paplałam bez sensu, podczas gdy rodzice oboje wpatrywali się we mnie z uniesionymi brwiami.
W panice złapałam spojrzenie Scorpiusa.
– Mamo, chyba wystarczy ci już tej porcelany – powiedział chłopak głośno i niezbyt subtelnie. – Może zjecie trochę ciasta?
Delikatnie pociągnął Astorię za łokieć, podczas gdy ona spojrzała na niego zaskoczona, ściskając w dłoniach swoje nowe nabytki.
– Ale…
– Podobno mają twoje ulubione – dodał z entuzjazmem, a dla mnie stało się jasne, że nie miał pojęcia, jakie ciasto było jej ulubionym.
Najwyraźniej jego słowa zachęciły Astorię do przeniesienia się na tyły Wielkiej Sali.
– Z drugiej strony – rzuciłam lekko. – Może i masz rację. Chodźmy po whisky.
Rodzice wymienili zdziwione spojrzenia. Z pewnością moja pauza i wpatrywanie się  przestrzeń nie pozostały niezauważone, ale na szczęście postanowili tego nie komentować.
Przez następne pół godziny spociłam się ze stresu tak bardzo, że chyba groziło mi odwodnienie. Ja i Scorpius oprowadzaliśmy rodziców po stoiskach, koncentrując się na tym, żeby Malfoyowie zawsze uciekali przed Weasleyami. W pewnym momencie, kiedy moja mama zapragnęła przyjrzeć się zapachowym świecom, przy których akurat stali Malfoyowie, Scorpius musiał rzucić się biegiem przez krzesła publiczności, ciągnąc za sobą potykających się rodziców. Nie mam pojęcia, jak im to wytłumaczył.
– To wasze miejsca – powiedziałam w końcu, prawie wpychając ich siłą na fotele. – Musicie zostać tutaj przez następne czterdzieści minut i grzecznie czekać na rozpoczęcie spektaklu.
Znowu wymienili zdziwione spojrzenia. Często to dziś robili. 
Hugo już siedział na swoim miejscu obok Luny. Nie mam pojęcia, ile wiedział, a ile się domyślał, ale na jego twarzy gościł głupkowaty uśmieszek.
– Ale macie wesoło, co? – powiedział, machając sugestywnie brwiami. Strzelił wymownie wzrokiem w stronę Scorpiusa.
Stał po drugiej stronie rodziny Scamander i wyglądał, jakby rozważał przyklejenie rodziców do krzeseł zaklęciem trwałego przylepca.
– Rosie, idź się szykować – upomniała mnie mama. – Poradzimy sobie. Jeśli będziemy się nudzić, przejdziemy się znowu po stoiskach.
Zamknęłam oczy, błagając niebiosa o cierpliwość. Właśnie tego mieli nie robić. Ale my musieliśmy iść za kulisy, więc nie będziemy mieć nad tym żadnej kontroli.
– Świetnie – mruknęłam. – Ale wiecie, nie oddalajcie się za bardzo. Zacznie się lada moment. Nie chcemy, żeby ktoś przez przypadek zajął wasze miejsca. Zrobi się zamieszanie.
– Rose – powiedział z naciskiem tata. – Idź już sobie, bo opóźnisz pozostałych. Połamania nóg, Serniczku.
Westchnęłam ciężko i udałam się za kulisy.
– Jak poszło? – zapytała Roxanne, kiedy tylko usiadłam w naszej prowizorycznej garderobie. Zaraz za kurtyną znajdowało się przejście do niewielkiej komnaty, w której zgromadziliśmy większość rzeczy. W środku panował ścisk i zamieszanie, kiedy każdy się przebierał i nakładał makijaż. W kącie znajdowała się niewielka kotara, mająca na celu zapewnienie odrobiny prywatności podczas przebierania. – Zrobili scenę?
– Nie. – Westchnęłam. Cady natychmiast przypadła do mnie, postawiła do pionu i bez pytania zaczęła unosić mi spódnicę, żeby przewiązać mi halkę w pasie. – Jeszcze nie mieli ze sobą kontaktu. Mam tylko nadzieję, że nic się nie stanie przez najbliższe czterdzieści minut…
– Rose, zleciały ci dwa centymetry w talii! – wykrzyknęła z przerażeniem Cady. Jej słowa były odrobinę zniekształcone, bo trzymała w zębach poduszeczkę ze szpilkami. To nie mogło być bezpieczne.
– To ze stresu – odparłam, wzruszając ramionami.
– Nic mi nie powiedziałaś! – zawołała. Na jej twarzy zagościł wyraz paniki, ale tylko na moment. Zaraz zaczęła wsuwać szpilki w odpowiednie miejsca, aby później ją dla mnie zwęzić.
Przy Roxanne kręciła się Mary, szesnastoletnia brunetka ze Slytherinu. Została w ostatniej chwili zwerbowana przez Cady do pomocy z charakteryzacją. Niektóre rzeczy mogły być wykonane tylko przy użyciu magii, której Cady została pozbawiona.
– Już? – zapytała Mary, zerkając na zegarek.
– Tak. – Cady z roztargnieniem machnęła dłonią. – Zaklęcie powinno trzymać przez cztery godziny, zatem spokojnie wystarczy do końca spektaklu.
Młodsza Ślizgonka przyłożyła różdżkę to głowy Roxie i wymamrotała pod nosem zaklęcie. Króciutkie rude włosy natychmiast zaczęły rosnąć, zatrzymując się na wysokości łopatek. Jedynie grzywka została krótka i poskręcała się w drobne loczki. Kolejne machnięcie różdżką pozbyło się rudego koloru, zastępując go blondem o złotym odcieniu.
– Czy ja będę mieć tę samą fryzurę? – spytałam słabym głosem, kiedy Mary rozdzielała grzywkę Roxanne na pół i drapowała ją po bokach jej głowy.
– Tak, tylko w ciemnym brązie. – Cady skinęła głową. – Ale to jak już ubiorę cię w kostium. Mary, zajmij się Glorianą Darcy.
– A kto ją gra? – Dziewczyna uniosła brew.
– Daisy – wtrąciłam. – Daisy Dursley.
Nie była zachwycona, że wplątałam ją w ten spektakl bez konsultacji, ale ostatecznie się zgodziła. Gloriana miała zaledwie kilka krótkich kwestii i mało czasu scenicznego. 
– Ktoś mnie wołał? – Zarumieniona buzia dziewczynki pojawiła się przy moim ramieniu.
– Tak. – Cady przelotnie zmierzyła ją wzrokiem. Daisy już miała na sobie kostium, który w ostatniej chwili dopasowano do jej wymiarów. – Kolor włosów jest w porządku, oczy też się nadają. Po prostu ją uczesz i zrób jej makijaż. Ale najpierw to. – Wskazała brodą moją talię, gdzie spięła szpilką halkę. Mary machnęła różdżką.
Dziewczęta odeszły, Roxanne ulokowała się przy lustrze obok nas, przy którym sama zaczęła nakładać sobie stosowny makijaż. Przy poprzednich spektaklach nabrałyśmy nieco doświadczenia w tej dziedzinie. Pomagał fakt, że dzięki odległości widzów od sceny, oraz oświetleniu, makijaż nie musiał być precyzyjny. Wystarczyło, że był wyolbrzymiony, aby twarz nie wyglądała jak jasna plama, oraz żeby jej rysy były widoczne nawet w ostatnich rzędach.
– Czy jestem ostatnia? – zapytałam, kiedy zauważyłam, że wszyscy już kręcą się po garderobie w kostiumach i makijażach, mamrocząc pod nosem kwestie.
– Nie. – Cady pokręciła głową. – Lorcan wyszedł, a Conrad poszedł za nim, aby przemówić mu do rozsądku. Scamander nie pozwala wyczarować sobie bokobrodów, bo twierdzi, że wygląda idiotycznie.
– Ale bokobrody były wówczas bardzo modne – zaoponowałam.
– Zgadza się, dlatego chcemy, żeby je miał. Ale najwyraźniej on nie rozumie, na czym polega charakteryzacja.
Bez skrępowania zdjęła ze mnie koszulę. Zanim ktokolwiek zdążył nacieszyć wzrok widokiem mojego czarnego biustonosza, wsunęła na mnie biały gorset. 
– Oprzyj dłonie o ścianę – poleciła. Kiedy wykonałam polecenie, zaczęła zawiązywać ciasno tasiemki.
– Czy powinnam nabrać powietrza? – zapytałam. – No wiesz, żeby mieć czym oddychać?
– Nie – oznajmiła sztywno. Na jej czole widziałam kropelki potu. Wszystkim udzielał się stres. – Najwyżej przemęczysz się jakiś czas bez oddychania.
– Cady, na scenie raczej potrzebuję trochę siły w płucach – powiedziałam. – Przestań się stresować, wszystko pójdzie zgodnie z planem. A twoje cudowne kostiumy to będzie główny temat rozmów po premierze. Są wspaniałe.
Nawet nie musiałam wyolbrzymiać. Kremowa sukienka, którą ubrałam, kiedy Cady skończyła z gorsetem, wykonana była z delikatnego, lekkiego materiału. Miała zwiewne, krótkie rękawki i dekolt w łódkę. Materiał zwężał się pod biustem i spływał do kostek. Łącznie przygotowała dla mnie trzy zmiany kostiumu i wszystkie kiecki wyglądały trochę jak koszule nocne, ale dla mnie sukienki z tej epoki właśnie z tym się kojarzyły.
Poskładałam koszulę i spódnicę w kostkę, po czym ułożyłam na wolnym krześle z nadzieją, że nikt się do nich nie przykoleguje. Cady odczepiła mi ramiączka od biustonosza, bo wystawały z dekoltu. Nie były już potrzebne, gorset trzymał wszystko w ryzach.
Odwróciłam się w stronę Ślizgonki, gotowa na zmianę fryzury, ale ona radośnie pomachała mi przed nosem pantalonami.
– Och. – Skrzywiłam się. – Czy to naprawdę konieczne, Cady?
– Tak. – Zmarszczyła groźnie brwi. – Wiesz, jaka jest zasada, Weasley.
– Priorytetem jest autentyczność, a nie ładny wygląd – zacytowałam z ciężkim westchnieniem.
Scorpius uchylił drzwi komnaty i wszedł do środka, przesłaniając oczy dłonią.
– Czy ktoś jest nagi? – zapytał.
– Nie, Scor, już wszystkich odziałam – odparła z rozbawieniem Cady, a blondyn opuścił dłoń.
Rozejrzał się po pomieszczeniu z uwagą.
– Gdzie Scamander? – zapytał natychmiast.
– Pracujemy nad tym – wtrąciła szybko Roxanne. Miała świadomość, że jeśli znowu zdenerwujemy Scorpiusa i to w takim momencie, to nie ma szans, aby dzisiejszy dzień skończył się dobrze.
Blondyn przeniósł na mnie wzrok.
– Gotowa? – zapytał z uśmiechem.
– Jeszcze makijaż i włosy – odpowiedziała za mnie Cady. – Nie możemy zostawić jej rudej. Ale spokojnie, zostało nam czterdzieści minut.
Scorpius skinął głową.
Naprawdę świetnie się prezentował w garniturze.
– Możemy chwilkę pogadać? – zapytałam. – Na zewnątrz?
Scorpius skinął głową i wyszliśmy na korytarz. Kiedy zamykałam drzwi, Cady rzuciła mi zirytowane spojrzenie znad trzymanych przez siebie pantalonów. Może istniała szansa, że o nich zapomni.
Na korytarzu nie było ludzi. Zapewne większość już siedziała na swoich miejscach albo kręciła się po Wielkiej Sali, gdzie znajdowały się wszystkie atrakcje. Mimo wszystko zaprowadziłam Scorpiusa do najbliższej pustej komnaty i zamknęłam za nami drzwi.
– Coś się działo, gdy odeszłam? – spytałam.
– Nie. – Pokręcił z uśmiechem głową. – Twoja mama rozmawia z Luną, Hugo zagadał twojego tatę quidditchem. Mój ojciec jest zajmowany przez ojca Grega. Wszystko pod kontrolą.
Odetchnęłam z ulgą.
– Udało się – powiedziałam, wypuszczając z siebie histeryczny śmiech.
– Jeszcze nie – upomniał mnie, obejmując ramionami moją talię. Byłam za to wdzięczna, ponieważ jedyne, na co miałam teraz ochotę, to osunąć się na ziemię z wyczerpania. – Musimy jeszcze odpowiednio nimi manewrować podczas balu.
W obliczu tego stresu w ogóle nie docierało do mnie, że zaraz mam zagrać w spektaklu. Nie byłam tym ani zestresowana, ani podekscytowana, podczas gdy zazwyczaj towarzyszyły mi obie te emocje.
– Ale racja, osiągnęliśmy już połowę sukcesu – dodał szybko Malfoy, widząc, że mina mi zrzedła. – A tymczasem, zaraz zaczynamy przedstawienie. Będziesz niesamowita – wymruczał, przybliżając się.
– Och nawet nie próbuj odwracać mojej uwagi – powiedziałam, jednocześnie nie robiąc nic, żeby go zatrzymać, kiedy musnął ustami moje ucho. Zadrżałam lekko.
– Nic na to nie poradzę – odparł cicho. – Nie cierpię, kiedy się martwisz.
Pocałował mnie niespiesznie, muskając dolną wargę językiem. Jęknęłam cichutko, wplatając dłonie w miękkie, jasne kosmyki. Scorpius pociągnął lekko moje włosy u nasady szyi, odchylając tym samym głowę i pogłębiając pocałunek. Przesunęłam dłońmi po jego brzuchu, wbijając palce w twarde mięśnie.
Naparł na mnie biodrami, a mój oddech przyspieszył, gdy zalewała mnie fala gorąca. Jedna z jego dłoni zbierała poły mojej długiej spódnicy, druga krążyła w okolicach biustu.
Totalnie nie mieliśmy czasu na takie rzeczy. Szukałam w sobie motywacji, aby zwokalizować ten wniosek.
– Jeśli pognieciesz mi sukienkę, Cady zepchnie cię z Wieży Astronomicznej – wymamrotałam zamiast tego, kiedy na moment oderwałam od niego usta.
– Będę ostrożny – odparł, wcale nie będąc ostrożny. Wsunął nogę pomiędzy moje uda i zsunął usta na szyję.
Oparłam głowę o ścianę i instynktownie wygięłam się lekko w jego stronę. Starałam się nie wydawać z siebie żadnych dźwięków, bo nie pomyślałam o rzuceniu zaklęcia wyciszającego, ale było to niełatwe zadanie.
– Scorpius? – zagadnęłam.
– Mmm? – mruknął, skubiąc zębami moje ucho.
– Tak sobie pomyślałam – zaczęłam niezgrabnie. Sunęłam dłońmi po jego mocnych ramionach i torsie, podczas gdy Scorpius wydawał z siebie zadowolonej pomruki, przyciskając mnie swoim ciałem do ściany.
– Co takiego? – zachęcił mnie.
– Jak to wszystko się skończy… jak już będzie po spektaklu i zejdzie z nas ten cały stres… powinniśmy zrobić coś fajnego.
Wymamrotał coś przy moim obojczyku.
– No wiesz, jakoś się zrelaksować – kontynuowałam niezrażona, ignorując gorąco. Będzie na to czas później. Do tego zmierzałam. – Spędzić miło czas.
– Jasne – odparł, wędrując dłońmi po moich udach.
Miałam nieodparte wrażenie, że wcale mnie nie słuchał.
– Moglibyśmy się spotkać w naszej bibliotece. Chociaż zapewne będzie już po ciszy nocnej – powiedziałam znacząco, licząc, że to przyciągnie jego uwagę.
– Jestem pewien, że jakoś sobie poradzimy – mruknął. Jedna z jego dłoni spoczęła na mojej piersi, a ja pozwoliłam sobie na przyjemne westchnienie.
Skup się.
– Albo w Pokoju Życzeń – rzuciłam, skoro nadal nie rozumiał.
– Po co? – zainteresował się. – W bibliotece też nikt nie będzie nam zawracał głowy.
Przewróciłam oczami. Jak można było być aż tak niedomyślnym?
– Racja – palnęłam w końcu. – Możemy po prostu transmutować kanapę w łóżko.
Tak jest, Rosie. Z grubej rury, bez owijania w bawełnę. Niewiasta wcale nie musi być subtelna.
To przyciągnęło jego uwagę. Oderwał usta od mojej szyi i poderwał głowę.
Zamrugał szybko, skupiając wzrok na mojej twarzy. Przygryzł opuchniętą wargę. Zdążyłam już zmierzwić mu włosy, grzywka opadała na czoło.
– Co? – zapytał w końcu.
Uniosłam wymownie brew.
– Łózko? – powtórzył z powątpiewaniem.
Skinęłam głową.
– I w razie jakbyś postanowił znowu źle mnie zrozumieć, to nie, nie zmierzam spać w bibliotece. To znaczy, może później. Jak już mnie zmęczysz.
Scorpius zarumienił się i spojrzał na mnie tak, jakbym powiedziała coś skandalicznego. 
– Rose!
– Och, i to ja niby jestem pruderyjna, a jak tylko rzucę jakimś żarcikiem, to wszystkim odbija…
– Rose.
– Co?
– Możemy wrócić do tematu łóżka?
– Ach. – Wzruszyłam ramionami. – Myślałam, że się ucieszysz.
Zamrugał szybko, otwierając i zamykając usta jak ryba wyciągnięta z wody.
– Oczywiście, że się cieszę! – oburzył się. Zamknął na moment oczy, żeby się uspokoić. – Po prostu mnie zaskoczyłaś.
Ułożyłam dłonie na jego policzkach i pociągnęłam kąciki jego ust w górę.
– To mógłbyś się trochę uśmiechnąć – powiedziałam. – Chyba że to niemiłe zaskoczenie?
– Jasne, że miłe. – Przewrócił oczami, co wyglądało bardzo kuriozalnie, bo nadal trwał w wymuszonym przeze mnie uśmiechu.
– To co, boisz się, że od uśmiechania dostaniesz jakiegoś skurczu twarzy? – zagadnęłam. – Czy może nie chcesz, żeby zmarszczki mimiczne wykwitły na twojej ślicznej buźce?
Scorpius zdjął moje dłonie ze swojej twarzy.
– Rose, mówisz poważnie?
– Zależy o czym. – Wzruszyłam ramionami. – Nie sądzę, żeby uśmiech rzeczywiście mógł zaszkodzić twojej powalającej urodzie.
– Rose. – Zmarszczył brwi.
– Oczywiście, że mówię poważnie. – Wzniosłam oczy do nieba.
Mocno objął mnie ramieniem w talii i ułożył dłoń na moim policzku.
– Jesteś pewna?
– Tak, pod warunkiem, że nie będziesz przez cały czas gadał. – Westchnęłam ze znużeniem.
Jego twarz pojaśniała w uśmiechu tak szerokim, że natychmiast pokazały się dołeczki.
– Dobrze – odparł. – Zero gadania. Słowo honoru.
– Świetnie. – Przyjemny dreszcz przeszedł mi po plecach.
– Będzie świetnie.
– Wiem. – Nie mogłam przestać się uśmiechać.
– Niech ten durny spektakl skończy się jak najszybciej. – Zamknął mi usta pocałunkiem.
Kocham cię.
Och, zamknij się.

Astoria
– Nie bądź długo, zaraz się zacznie – poinformował mnie Draco, łaskawie przerywając rozmowę z Blaisem na kilka sekund, kiedy powiedziałam, że wyskoczę szybko do toalety.
– Jeszcze pół godziny – odparłam. Nie mam pojęcia do kogo, ponieważ mój mąż już odwrócił głowę ku swojemu rozmówcy.
Wyszłam na korytarz, kierując się w stronę najbliższej łazienki, kiedy usłyszałam głos. Głos, który od ponad siedemnastu lat znałam najlepiej na świecie.
To był głos mojego syna.
– Pięć minut, Rose – wymamrotał cicho tonem, który, o niebiosa, brzmiał, jakby brał udział w rozmowie nadzwyczaj intymnej. – Zaraz wrócimy.
Och nie.
– Scorpius – odszepnął drugi, dziewczęcy głos, w sposób znamienny dla młodzieńczych uniesień. – To naprawdę nie jest dobry moment. Wieczorem nasi rodzice znikną z pola widzenia i spotkamy się w bibliotece. To tylko parę godzin.
Och nie, nie, nie.
– Męczy mnie to chowanie się po kątach, Rose – mruknął Scorpius. – Ciebie nie?
– Och, niech mnie szlag – wypaliłam, wpadając do pomieszczenia. Zastałam w nim mojego rozczochranego syna, obejmującego w pasie drobną Rose Weasley. – Scorpiusie Hyperionie Malfoy, czyś ty postradał rozum?!
Odskoczyli od siebie gwałtownie. Scorpius w pośpiechu zapiął trzy górne guziki koszuli, podczas gdy Rose, czerwona jak piwonia, prostowała fałdy swojej spódnicy. Matka zawsze ma nadzieję, że wychowała dżentelmena. Zawsze również nadchodzi ten dzień, kiedy musi ona zmierzyć się z rzeczywistością.
– To nie tak, jak pani myśli – wyrzuciła z siebie Rose. – My… to nie…
Uniosłam brew z powątpiewaniem.
– Proszę nie mówić mojemu ojcu – powiedziała w końcu cichutko. Scorpius stanął przed nią, prostując się.
– Witaj matko – powiedział z wymuszoną wesołością. – Czy mówiłem ci już jak dostojnie dziś…
– Cicho. – Uniosłam dłoń. – Jak długo… Oczywiście, że podejrzewałam coś, kiedy wybudziłeś się ze śpiączki, ale… cóż miałam nadzieje, że macie jakieś resztki instynktu zachowawczego. Jak długo to trwa?
– Sądzę, że nie jest to sprawa niczyja oprócz nas dwojga – oznajmił Scorpius w tym samym momencie, w którym Rose wyszeptała:
– Cztery miesiące.
– Cztery… – Wytrzeszczyłam oczy. – Cztery miesiące?! Cztery miesiące, Scorpius?!
– Mamo, jeśli nie planujesz wysłać mnie do pokoju bez kolacji, to nie widzę, w jakim kontekście ta rozmowa jest konieczna…
– Skarbie, czy ty poznałeś ojca tej dziewczyny? – spytałam z naciskiem. – Scorpius, ja jestem zachwycona, oboje z twoim tatą uważamy, że Rose to wspaniała dziewczyna – dodałam, skinąwszy z uśmiechem głową, w kierunku zarumienionej Gryfonki. – Ale Ronald Weasley obedrze cię ze skóry, moje kochanie. Kiedy planowaliście mu powiedzieć?
– Ja… – zaczęła Rose. – Ja, um…
– Powiem mu teraz – oznajmił Scorpius, występując naprzód. Zagrodziłam mu drogę.
– Ty? Teraz? Podczas wielkiego wieczoru jego córeczki? Prędzej zabiję cię sama, żeby oszczędzić ci bólu – zrugałam go. – Nie, nie. Rose, musisz powiedzieć swojej mamie – dodałam, wspinając się na palce, aby spojrzeć na nią ponad ramieniem Scorpiusa. – Hermiona jest jedyną osobą, której Ronald Weasley nie zamorduje, słysząc takie wieści.
– Och. – dziewczyna spojrzała na swoje dłonie, bawiąc się palcami. – Cóż, planowałam, ale…
– Dzisiaj – rzuciłam, na dokładkę. Rose zbladła. – Chyba że to nic poważnego. W takim razie może powinniście to zakończyć, biorąc pod uwagę, co z tego wyniknie…
– Nie! – zawołał szybko Scorpius, a panika pojawiła się na jego twarzy. Rzucił Rose jedno, przerażone spojrzenie, którego nie zarejestrowała. – Mamo, ja j… Nie.
Wesoła ulga zalała moje ciało na myśl, że mój syn w końcu zakochał się kimś tak innym od parady rozpieszczonych snobek czystej krwi, z którymi prowadzał się znudzony od kilku lat.
– Scorpius. – Sięgnęłam w górę i ujęłam jego twarz w dłonie. Odwrócił z zażenowaniem wzrok. – Tak się cieszę twoim szczęściem, kochanie… To znaczy, oczywiście, czeka cię śmierć – lamentowałam. – Pan Wealsey niemal na pewno cię zabije, ale jestem przeszczęśliwa, skarbie. Absolutnie zachwycona. Będę za tobą tęsknić, rzecz jasna, spoczywaj w pokoju, Ronald Weasley z pewnością zamorduje również twojego ojca, ale nie oszukujmy się, to było nieuniknione od dłuższego czasu, a ja nadal jestem piękna, więc…
– Mamo – przerwał mi sztywno chłopak. –Co dziwne, to wcale nie pomaga.
– Och, chodźcie tu – załkałam, zgarniając jego i Rose w mocnym uścisku. Dziewczyna pisnęła krótko, a Scorpius wydobył z siebie zduszone „hmpf”. – Nie mam pojęcia, jak to się stało, ale to cudownie. Mnie prawdopodobnie nie grozi morderstwo, więc może nawet doczekam się wnuków…
– Och. – Rose odsunęła się na bezpieczną odległość. – Ja… my nie…
– Rose? Co ty tu jeszcze rob… – Hermiona Weasley pojawiła się w drzwiach i urwała. – Co tu się dzieje?
Zamrugała, krążąc wzrokiem pomiędzy naszą trójką.
– Uwaga, wszyscy – powiedział głośno Scorpius. – Zachowajmy spokój.
–Och – powiedziała Hermiona, wypuszczając z siebie powietrze ze zmęczonym westchnieniem. – Och nie.

*

No i jest. Po długiej przerwie xd Ale obiecuje, że już jak to publikuje, to otwieram dokument z następnym i pędzę do pisania. Nie chcę więcej takich przerw, ale święta i sylwester bardzo wybiły mnie z rytmu. I jakoś nie mogłam znaleźć motywacji.
W ciągu tej i poprzedniej przerwy przybyło nam nadzwyczaj sporo nowych czytelników, których chciałabym serdecznie powitać! Mam nadzieje, że zostaniecie na dłużej.
Jak widzicie, te wydarzenia mi się trochę rozciągnęły. Mówiłam ostatnio, że tożsamość Złodupca poznamy w tym lub następnym, więc teraz już możecie być pewni, że w następnym :D
Dziękuję pięknie za wszystkie komentarze i czekam na wasze opinie!

10 komentarzy:

  1. Miałam czytać Pana Tadka, ale stwierdziłam, że to ważniejsze... Nie mam pojęcia, jak to wpłynie na mój sprawdzian, ale trudno. Rozdział świetny, więc było warto. Nie mogę się doczekać następnego. Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że sprawdzian poszedł śpiewająco :D Dziękuję <3 następny już na wykończeniu!

      Usuń
  2. Cały dzień odswiezalam bloga, aż w końcu doczekałam się obiecanego rozdziału :D Tożsamość zlodupca obecnie mniej mnie interesuje niż reakcja Hermiony oraz Ronalda ^^ Taka bezpośrednia Rose bardzo mi się podoba. Czekam na następny i pozdrawiam cieplutko
    Laura

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh hahahah Złodupiec byłby rozczarowany, że nikogo nie obchodzi xd Dziękuję za komentarz <3

      Usuń
  3. Codziennie od 2 tygodni sprawdza, czy pojawi się nowy rozdział I oto jest! Warto było czekać Ale błagam nie rób więcej takich przerw, bo nie wiem czy to zniosę♡ dużo weny w Nowym Roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję <3 staram się z tymi przerwami, ale mój grafik mnie wykańcza ;c niedługo nowy!

      Usuń
  4. Twoja opowieść jest wprost cudowna, z ogromną niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Zaglądam tu kilka razy dziennie i czekam i jestem zakochana w tej historii. Łączy wszystko to co lubię najbardziej, romans i kryminał umieszczone w realiach najlepszej serii wszechczasów <3
    Trzymam kciuki żeby nie opuściła Cię wena.
    Pozdrawiam gorąco :)
    Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo cieszę, że podoba ci się opowiadanie <3 są to moje pierwsze kroki w kryminalnych klimatach, więc tym bardziej :D
      Wena na razie się trzyma.
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  5. Tak! Teraz tylko czekać na jakiś rodzinny obiadek ;D Mam nadzieję, że obejdzie się bez rzucenia klątw. A Astoria to równa babka :D Będzie świetną babcią :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem, jak to będzie z tymi klątwami :D

      Usuń