Napisałam o tym w opisie, ale na wszelki wypadek wrzucę jeszcze
tu, żeby nikt nie musiał drapać się przy czytaniu po głowie i
zastanawiać się o co chodzi :D :
Kanon zachowany, ale zaznaczę, że kanonem jest dla mnie siedmioksiąg czyli nie liczy się to, co JKR dopowiedziała po fakcie, a przede wszystkim absolutnie nie biorę pod uwagę wydarzeń z "Przeklętego dziecka". Czyli: Albus nie musi być w Slytherinie (mówię od razu, bo ostatnio wywołało to kilka wątpliwości :)), nie było żadnych podróży w czasie, żadnych martwych Astorii Malfoy, żadnego Draco, zwracającego się do Harry'ego po imieniu i żadnych, na litość boską, córek Voldemorta. Profile bohaterów, które pojawiły w sztuce, również nie maja racji bytu w tym opowiadaniu.
Kanon zachowany, ale zaznaczę, że kanonem jest dla mnie siedmioksiąg czyli nie liczy się to, co JKR dopowiedziała po fakcie, a przede wszystkim absolutnie nie biorę pod uwagę wydarzeń z "Przeklętego dziecka". Czyli: Albus nie musi być w Slytherinie (mówię od razu, bo ostatnio wywołało to kilka wątpliwości :)), nie było żadnych podróży w czasie, żadnych martwych Astorii Malfoy, żadnego Draco, zwracającego się do Harry'ego po imieniu i żadnych, na litość boską, córek Voldemorta. Profile bohaterów, które pojawiły w sztuce, również nie maja racji bytu w tym opowiadaniu.
______________________________
– Ojciec by mnie zabił, gdyby wiedział, że tu jestem –
stwierdziłam, rozglądając się po tłumie wystrojonych ludzi. –
A potem sam by umarł. Ze wstydu.
– Uwielbiasz dramatyzować, co? – zagadnął wesoło James,
przewieszając sobie białą ściereczkę przez ramię. – Pójdę
zetrzeć tamte stoliki, a ty przejdź się po stołach bufetowych i
sprawdź czy nie trzeba dołożyć ciasta.
Dochodziła północ. Ilekroć w naszym domu organizowano jakoś
większą imprezę, wszyscy o tej porze byli już zbyt obżarci żeby
stać, a co dopiero tańczyć. Wszyscy zbierali się na kanapach przy
kominku i gadali o bzdurach.
Najwyraźniej elitarne towarzystwo miało inne priorytety. Parkiet co
prawda nie był zbyt oblegany, ale prawie nikt nie siedział.
Większość osób stała z drinkami w dłoni, a kiedy koło kogoś
przechodziłam, ciągle słyszałam zwroty typy „osiem tysięcy
galeonów”, „spadek wartości”, „nieruchomości w
Cumberland”, i tak dalej. A gdzie się podziały normalne rozmowy o
tym czy komuś smakowały ciasta? Albo o tym czy wujek Richard jest w
dobrym zdrowiu?
– Wcale nie dramatyzuję – odparłam. – Dlaczego nie mogłeś
przyjść sam?
– Mogłem. – James zmarszczył brwi i zerknął na mnie z
niezadowoleniem. Ludzie często patrzyli na mnie w ten sposób. –
Ale wolałem mieć jakieś duchowe wsparcie, a ty jesteś moim
ulubionym członkiem rodziny.
– Nie miałeś jakichś innych pomysłów na szybki zarobek niż
kelnerowanie na Dorocznym Balu Malfoyów? – zapytałam z
niesmakiem. – Dobrze wiesz, jak zareagowaliby twoi rodzice.
Nie bez powodu zawsze odrzucają zaproszenie. Żaden czarodziej,
mający jakiekolwiek zasady moralne, by się tu nie pokazał.
– Czyżby nie powiedzieli ci, ile nam zapłacą? – zakpił James.
– A ja potrzebuję pieniędzy. Szybko. Jeśli lada moment nie
wyjadę z kraju, ojciec nigdy się nie zamknie na temat pracy w
Biurze Aurorów. Wujek Charlie już załatwił mi coś w Rumuni, ale
potrzebuję trochę forsy na start.
Wzięłam tackę z podajnika i podeszłam do stolika z alkoholem,
który już stał w szklankach, lampkach i kieliszkach, oczekując na
kelnerów. Nawet jeśli chciałabym zabrać po jednym drinku każdego
rodzaju, nie byłabym w stanie wyhodować sobie dwóch dodatkowych
rąk, aby móc unieść więcej tac. Powiodłam wzrokiem po szkle i
zaczęłam wybierać losowe naczynia. James poszedł w moje ślady,
ignorując fakt, że jeszcze przed chwilą zaplanował dla nas obojga
inne czynności.
– A co takiego załatwił ci w tej Rumunii? – spytałam. – Nie
interesujesz się smokami. Nie interesujesz się żadnymi magicznymi
stworzeniami. Chodzi ci tylko o to, żeby wyjechać z kraju.
– A nawet jeśli, to co? – westchnął James.
– Nic. – Wzruszyłam ramionami. – Ale mógłbyś oszczędzić
mnie, prawda?
– Rosie, nie przyprowadziłem cię tutaj pod przymusem. Chciałaś
mnie wesprzeć i chciałaś zarobić trochę pieniędzy, oba te
pragnienia zostaną spełnione. A teraz przestań marudzić i wykonuj
swoją pracę, zanim pan Malfoy zauważy twoją niesubordynację i
obetnie nam godzinówkę – powiedział, po czym obrócił się na
pięcie i zniknął w tłumie.
Pan Malfoy najprawdopodobniej w ogóle nie miał pojęcia kogo
zatrudniał. Jedynie po mundurkach mógł rozpoznać, że jesteśmy
obsługą przyjęcia, ale odbywało się ono w ogromnym ogrodzie, a
na dworze było ciemno. Lampki znajdowały się na niektórych
stolikach i ogrodzeniu, więc panował półmrok.
Pocieszałam się myślą, że mam tu spędzić jeszcze tylko dwie
godzinki. Może w ogóle nie będzie mi dane zobaczyć gospodarza,
biorąc pod uwagę ilu tu było ludzi. Z tego co było mi wiadomo,
Malfoyowie zajmowali miejsca w północnej części ogrodu, przy
domu, a mój sektor znajdował się po drugiej stronie. Draco Malfoy
z pewnością byłby zaskoczony, że jego ludzie zatrudnili córkę
Ronalda Weasleya i Hermiony Granger, a on nawet o tym nie wiedział.
Mając już wyładowana tacę, skierowałam się z powrotem w stronę
gości. Mijając starszego mężczyznę w ciemnozielonych szatach,
usłyszałam strzęp rozmowy.
– … No więc ja mu na to: „Sto galeonów podwyżki, synu?
Więcej płacę za czyszczenie różdżki!”. Ale cóż mogę
poradzić, niestety, chłopak nie ma mojej ambicji…
– Panie Spencer? – wtrąciłam się. – Prosił pan o grzany
miód z korzeniami, jeśli dobrze pamiętam.
Wzięłam z tacy odpowiednią szklankę i podałam ją mężczyźnie.
– Ach, tak – rozpogodził się. – Dziękuję, panno Weasley.
– Weasley? – zainteresował się jego rozmówca, wpatrując się
we mnie przenikliwie. – Jak Ronald Weasley, bohater wojenny?
Przygryzłam nerwowo wargę. Jaka jest szansa, że ten wysoko
postawiony, prawdopodobnie bardzo zajęty czarodziej, uzna za
konieczne zakablować na mnie ojcu? Prawdopodobnie niewielka. Ale i
tak już po raz kolejny tego wieczoru, przeklinałam każdy pomysł,
jaki kiedykolwiek pojawił się w głowie Jamesa Pottera, włącznie
z tym, żeby w ogóle się urodzić.
– Zgadza się – odparłam. – Mój tata.
Mężczyzna kiwnął głową, po czym zerknął na tacę.
– Znajdzie się tam może odrobina brandy?
Jakąś godzinę później, towarzystwo robiło się coraz bardziej
ospałe, co stwarzało jakąś nadzieje na wcześniejsze zakończenie
pracy. I mniejszą wypłatę, ale kto by się tym przejmował?
– Łasiczka*?
O litościwy Merlinie, tylko nie to.
Odwróciłam się powoli, w międzyczasie błagając niebiosa, aby
wszechświat eksplodował właśnie w tej sekundzie. Ale wcale nie
musiałam się odwracać, żeby zorientować się kto to powiedział.
Tylko jedna osoba tak mnie nazywa. I nie przestaje, mimo licznych
klątw, które wielokrotnie posyłałam w jego kierunku.
Czy było naiwnym z mojej strony, iść na ten bal i liczyć na to,
że nie spotkam syna gospodarza? Prawdopodobnie tak. Ale chciałabym
również zaznaczyć fakt, że było tu mnóstwo innych ludzi i że
nie spotkałam go ani razu w ciągu pierwszych sześciu godzin.
– Malfoy – przywitałam się. – I oto umarły wszystkie moje
nadzieje, że zdechłeś przez wakacje.
Chłopak wzniósł oczy do nieba i podszedł do mnie. Nie lubiłam,
kiedy stał za blisko. Był wysoki i dość szeroki w ramionach, więc
nie miałam wówczas innego wyboru niż stać i patrzeć na jego
paskudną twarz.
– Dzięki, Weasley. Też tęskniłem – powiedział, uśmiechając
się irytująco.
W mojej skromnej opinii, nie było na świecie bardziej aroganckiej
osoby niż Scorpius Malfoy. Ktoś powinien to zapisać. Kiedyś ze
słowników zniknie rzeczownik „arogancja” i zostanie zastąpiony
słowem „malfoy” albo „scorpius”.
– Masz do mnie jakąś sprawę? – zapytałam wzdychając ciężko
i poprawiając w pasie zielony fartuszek. – Bo, jakbyś nie
zauważył, jestem trochę zajęta.
– Co tu robisz? – zapytał spokojnie. – Jakbym wiedział, że
tu jesteś, znalazłbym cię już kilka godzin temu. Umieram z nudów.
– Fascynujące. – Prychnęłam, po czym wzięłam ze stolika
kolejną tackę wyładowaną alkoholem. – Właśnie tego mi
potrzeba, kiedy próbuję pracować: twoich kpin i złośliwych uwag.
Fantastyczna rozrywka.
– Dokładnie – zgodził się. – No więc? Skąd się tu
wzięłaś? Musisz być bardzo zdesperowana, skoro zgodziłaś się
na pracę dla mojego ojca, na przyjęciu, którym tak demonstracyjnie
pogardzają wszyscy ci nobliwi czarodzieje.
– To nie twoja sprawa, Malfoy – odparłam, usiłując go wyminąć.
Zagrodził mi drogę. – Mógłbyś się odczepić? – dodałam,
marszcząc nos.
– Och, daj spokój. Usiądź na moment. Pogadaj ze mną.
Omal się nie roześmiałam.
– Nie mamy absolutnie żadnych wspólnych tematów do rozmów, ty
socjopatyczny albinosie. Przepuść mnie.
Miałam rację, co do tych wspólnych tematów. Każda moja wymiana
zdań z Malfoyem, zwykle zmieniała się w wymianę klątw, a raz
nawet przerodziła się w bitwę na miotły. Och, no i był jeszcze
ten incydent w piątej klasie, podczas którego Malfoy stracił
kości we wszystkich kończynach, a ja brwi i umiejętność mówienia
w innym języku niż koreański język migowy. Ale o incydencie
się nie mówi.
– I po co te wyzwiska, Łasiczko? – zapytał uśmiechając się
szerzej.
– Mówiłam ci tysiąc razy, żebyś przestał mnie tak nazywać –
warknęłam, po czym wbiłam piętę w jego śródstopie.
Krótki, lecz głośny ryk prawdopodobnie dał się słyszeć nawet w
Hogwarcie.
– Jasna cholera, Weasley – warknął, podskakując na jednej
nodze. – Czy ty zawsze musisz być taka gwałtowna?
– Jeśli nikt mnie nie prowokuje, to nie – odparłam spokojnie,
choć wcale spokojna nie byłam. Cóż, jeśli to nie załatwi mi
wyrzucenia z przyjęcia bez wypłaty, to nie wiem co mogłoby to
zrobić.
– Co tu się dzieje? – odezwał się wyniosły głos. Lękliwie
przeniosłam wzrok na jego właściciela.
Po mojej prawej stał Draco Malfoy we własnej osobie.
– Nic – mruknął Scorpius, patrząc w ziemię. – Potknąłem
się.
– Potknąłeś się – powtórzył bezbarwnie jego ojciec, po czym
przeniósł wzrok na mnie. Na jego twarzy zagościło zaskoczenie. –
Panna Weasley?
Zgaduję, że to normalne, że mnie rozpoznał. Widział mnie dwa
miesiące temu na peronie.
– Rose – poprawiłam. – Dobry wieczór, panie Malfoy.
Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, szukając wyjaśnienia
mojej obecności na jego przyjęciu. Zawsze zapraszał rodziców, ale
wiadomym było, że robił to tylko z grzeczności i że spodziewa
się odmownej odpowiedzi.
Mimo niesprzyjającego oświetlenia, najwyraźniej rozpoznał
mundurek obsługi balu.
– Dobry wieczór.
– Jak mija przyjęcie? – zapytałam, najgrzeczniej jak
potrafiłam, licząc na to, że młody Malfoy się nie rozmyśli i
nadal będzie się trzymał wersji z potknięciem.
– Dobrze, dziękuję – mruknął pan Malfoy, wzdychając ciężko.
– Panno Weasley, czy mój syn zachował się wobec pani
niewłaściwie?
Rany. Ciekawe co mieściło się w standardach zachowania Scorpiusa
na tym przyjęciu. Jego ojciec zadał to pytanie w taki sposób,
jakby spodziewał się oskarżenia o molestowanie seksualne i
rzucanie Zaklęć Niewybaczalnych.
– Tak, ale nie mamy czasu na omówienie jego zachowania w ciągu
ostatnich siedmiu lat – wypaliłam, wzruszając ramionami. Powinnam
była odgryźć sobie język. – Nie wydarzyło się nic
niestandardowego, jeśli to pan ma na myśli.
Zakłopotany pan Malfoy kiwnął głową, rzucił synowi karcące
spojrzenie i oddalił się w stronę tłumu. Nadal wyglądał nieco
dziwnie.
– Przyjęcie wcale nie mija dobrze – mruknął Scorpius, gdy jego
ojciec nie był już w zasięgu wzroku. – I wszyscy o tym wiedzą.
– Co masz na myśli? – zapytałam, nie mogąc poskromić
ciekawości. Mama zawsze mi powtarza, że ciekawość zabiła kota.
To chyba jakieś mugolskie powiedzenie. Cóż, ja nie jestem kotem,
więc czuję się w miarę bezpiecznie.
– Nie czujesz napięcia w powietrzu? – zakpił, opierając się o
stół z alkoholem, po czym wziął jedną ze szklanek. Nawet nie
chciałam wiedzieć jaki alkohol wybrał, mógł to być nawet jad
żmii. Skoro właśnie to płynie w jego żyłach, raczej nie powinno
mu zaszkodzić. – Biorąc pod uwagę, że stale zachowujesz się,
jakbyś pozjadała wszystkie rozumy, można by pomyśleć, że
będziesz potrafiła wyczuwać takie rzeczy.
Cóż, jeśli zamierzał stać tutaj jak ostatni kretyn i usiłować
mnie rozdrażnić, to ja nie planowałam mu tego ułatwiać.
Przewróciłam oczami i obróciłam się na pięcie.
– Kojarzysz Ellie Nott? – zapytał, zanim zdążyłam zrobić
krok. Błyskawicznie zwróciłam się znów w jego stronę.
Dobrze, przyznaję się, mam bardzo słabą wolę.
– Tak, a co?
Ellie Nott była jedną tych osób, które ciągle włączyły się
za Malfoyem i obsypywały go zapewnieniami o tym jaki jest wspaniały,
przy okazji wykonując wszystkie jego polecenia. Chyba nazywał ich
przyjaciółmi, ale uważałam, że to tylko myślenie życzeniowe.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby się z nim przyjaźnić. Z
wyjątkiem mojego kuzyna.
Ale chyba jestem trochę niesprawiedliwa. Ellie w zasadzie była
całkiem miła jak na Ślizgonkę. Raz nawet pozwoliłam jej odpisać
pracę domową z eliksirów.
– Jej ojciec, Teodor Nott, jest przyjacielem mojego ojca –
kontynuował Malfoy, popijając drinka i przyglądając mi się
uważnie. – Miał być jednym z ważniejszych gości, potwierdził
zaproszenie. Nie przyszedł.
– I co? – zapytałam, wzruszając ramionami. – Takie rzeczy
chyba się zdarzają. Widocznie coś mu wypadło.
– Nie zdarzają się na tym balu. Jak ktoś potwierdza to
przychodzi. Ale co ty możesz o tym wiedzieć. – Blondyn
wzniósł oczy do nieba, a ja mimowolnie zacisnęłam dłonie w
pięści. – Ale nawet jeśli, ojciec widział go trzy dni temu i
jeszcze wtedy Nott mówił, że nie może doczekać się przyjęcia.
A potem zniknął.
– Zniknął? – powtórzyłam, nic nie rozumiejąc. – Jak to
zniknął?
– Normalnie – odparł Malfoy, wzruszając ramionami. – Zapadł
się pod ziemię – dodał wędrując dłonią do miejsca przy
piersi, jednak napotkał pustkę.
Zawsze nosił na szyi aparat fotograficzny i dotarło do mnie, że
nie pamiętam kiedy widziałam go bez tego akcesorium. Miał
irytujący nawyk dotykania go palcami, ilekroć być zdenerwowany czy
wściekły. Czasem też ściągał aparat, jeśli akurat miał ochotę
kogoś przekląć. Nie muszę dodawać, że zazwyczaj to ja byłam na
drugim końcu różdżki.
– Mógłbyś mówić jaśniej? – zirytowałam się. – Jak ktoś
może po prostu zapaść się pod ziemię?
Malfoy prychnął zniecierpliwiony.
– Wszystko wskazuje na to, że mój ojciec był ostatnią osobą,
która go widziała, miało to miejsce w okolicach wejścia do
Ministerstwa w godzinach wieczornych. Żona, córka, nikt z rodziny
Notta nie ma o nim żadnych informacji. Od trzech dni nie dał znaku
życia. Czy to dla ciebie wystarczająco jasne? Na Merlina, a ludzie
myślą, że jesteś inteligentna.
Zastanowiłam się chwilę nad tym co powiedział. Oczywiście nad tą
istotną częścią, nie tą o mojej inteligencji.
– Trzy dni to jeszcze nie tak dużo – stwierdziłam, choć
słyszałam niepewność w swoim głosie. Nie żyliśmy w czasach, w
których ludzie znikali bez wieści. Sytuacja wyglądała dziwnie.
Ale nie aż tak dziwnie. – Pewnie wpadł w jakieś kłopoty
finansowe, ojciec mówił, że ich rodzina zaciągała ostatnio
mnóstwo długów, ponoć z niekoniecznie legalnych źródeł. Może
musiał na chwilę zniknąć, żeby to wszystko uporządkować.
– Twój ojciec nie ma pojęcia, jak działa nasza społeczność –
prychnął Malfoy. – Przestańcie wierzyć we wszystko co
usłyszycie.
Zerknęłam na tacę w mojej dłoni i uświadomiłam sobie, że już
zdecydowanie za długo stoję tu sobie i gawędzę z moim śmiertelnym
wrogiem.
– Życzę ci udanego ostatniego tygodnia wakacji – oznajmiłam
spokojnie. – Będę żywić nadzieję, że ktoś zdąży cię
zamordować przed pierwszym września. Na razie.
Ruszyłam w stronę grupy eleganckich czarownic w średnim wieku.
– Czekaj! – zawołał Malfoy, łapiąc mnie za nadgarstek.
– Co znowu? – warknęłam zerkając na niego. – Malfoy, twoje
zainteresowanie moją osobą bardzo mi schlebia, ale ja naprawdę
muszę pracować.
– Nie jestem zainteresowany twoją osobą. Jestem zainteresowany
doprowadzeniem twojej osoby do szału – uściślił.
Cóż, w to akurat byłam w stanie uwierzyć. Doprowadzenie do szału
Malfoya również było jeszcze niedawno na mojej liście
priorytetów, ale niektórzy z nas kiedyś dorastają.
– Jestem bardzo zajęta – powiedziałam, zbyt zmęczona, żeby
wymyślić jakąś ripostę.
Malfoy przeszywał mnie na wylot tymi swoimi srebrnymi oczami i
przygryzał wargę, jakby się nad czymś zastanawiał.
Sądzę, że jeśli człowiek przychodzi na świat z tęczówkami,
które przypominają mugolski rentgen, powinno się go zaraz po
urodzeniu umieścić w przytułku dla obłąkanych. Profilaktycznie.
Należy chronić resztę społeczeństwa.
– Chcesz urwać się szybciej do domu? – zapytał. – Mogę to
załatwić.
Czy ten człowiek miał chorobę dwubiegunową?
– Nie potrzebuję twojej pomocy, Malfoy – warknęłam, wyrywając
nadgarstek z jego dłoni.
Westchnął ciężko i spojrzał na mnie zniecierpliwiony, jakby
musiał użerać się z nieznośnym dzieciakiem. Cóż, ja nie
prosiłam go o uwagę.
– Chciałem tylko być miły – oznajmił spokojnie, uśmiechając
się kpiąco.
Miałam ochotę go uderzyć. Ale dzisiejszego wieczora już raz
posunęłam się do przemocy fizycznej. Usiłowałam przypomnieć
sobie jakiś pomocny cytat z tej książki o panowaniu nad gniewem,
którą kupiła mi mama.
Z tym że ja wcale nie miałam problemów z panowaniem nad gniewem.
Podobno w Hogwarcie uchodzę za miłą, wesołą i pomocną osobę,
która ma skłonności do działania pod wpływem impulsu. Ale moja
mama żyje w przeświadczeniu, że bywam agresywna. To wszystko przez
te liczne szlabany, które dostaję z winy Malfoya.
– Cóż, w takim razie powiedz kim jesteś i czemu podszywasz się
pod Scorpiusa Malfoya, który jest permanentnie zaprogramowany na
bycie złośliwym dupkiem? – zapytałam, opierając wolną rękę
na biodrze.
Blondyn postał mi Uśmiech Numer Sześć.
– Musisz spędzać mnóstwo czasu na myśleniu o mnie, skoro z taką
łatwością wyrzucasz z siebie te wszystkie określenia mojej osoby
– stwierdził.
Zwalczyłam obezwładniającą chęć, żeby rzucić w niego tacą.
– Chcę dołączyć – powiedział nagle, zanim zdecydowałam się
chociaż na mały cios szklanką.
– Co? – spytałam elokwentnie.
– Chcę dołączyć.
– Do czego?
– Do twojego Gangu Dziwolągów – wyjaśnił, nie spuszczając
badawczego spojrzenia z mojej twarzy. Chyba zauważył, że nadal nie
mam pojęcia o co mu chodzi. – Do teatrzyku szkolnego.
Szczęka mi opadła. Przez dobrą minutę wpatrywałam się w niego z
niedowierzaniem.
– Zaraz połkniesz muchę – zauważył, wyraźnie z siebie
zadowolony.
Zamknęłam usta, rumieniąc się intensywnie.
– Teatru – poprawiłam go odruchowo.
Przewrócił oczami, a moje ręka znów zaczęła wyrywać się do
jego twarzy.
– Jak zwał tak zwał.
– Nie ma mowy – odparowałam, powoli otrząsając się z szoku. –
Nie przyjmiemy cię. Nie. Po prostu nie.
Scorpius uniósł brew. – Wiesz, że mówię ci o tym tylko z
powodu mojej nieocenionej uprzejmości, prawda? Nie masz nic do
gadania. Każdy może wziąć udział w przesłuchaniach, a wszystkie
tego typu decyzje podejmuje wasza opiekunka, profesor Sinistra. Ty
jesteś tylko przewodniczącą teatrzyku.
– Teatru – warknęłam, przez zaciśnięte zęby. – Czemu
miałbyś chcieć dołączyć do czegoś, o czym mówisz z taką
pogardą? Przed chwilą nazwałeś nas Gangiem Dziwolągów! –
jęknęłam, zdesperowana. – I masz rację, to wcale nie jest
fajne. Mnóstwo pracy i żadnego wynagrodzenia. Beznadzieja. Nie
dołączaj.
Zaśmiał się, odrzucając głowę do tyłu.
Typowy Malfoy. Znalazł kolejną rzecz, która jest dla mnie ważna i
której jeszcze nie zdążył zepsuć i postanowił natychmiast
nadrobić zaległości.
Szkolny teatr był moim dzieckiem. Moim małym dzieciątkiem. To ja
wyszłam z inicjatywą na czwartym roku. To ja musiałam przekonać
profesor Sinistrę, żeby w ogóle rozważyła utworzenie takiego
klubu. A następnie to ja musiałam zbierać chętnych, żeby
udowodnić, że takowi w ogóle się znajdą. I co się okazało? Że
pomysł był całkiem niezły i choć może nie cieszy się zawrotną
popularnością, to jednak ma kilku wiernych zwolenników.
Wielkie dzięki, Malfoy.
– Chyba jednak się skuszę, Łasiczko – oznajmił. – Nie mam
żadnych zajęć pozalekcyjnych, a to nie wygląda dobrze w
życiorysie.
Zupełnie jakby jego ojciec nie mógł po prostu kupić mu
dowolnej pracy po zakończeniu szkoły.
– A poza tym – kontynuował – pomyślałem, że przydadzą wam
się jakieś większe talenty, niż ty i twoja Brygada Mędrków.
Akurat to określenie znałam. Było, że tak sobie pozwolę
zaznaczyć, jednym z wielu tytułów, które Malfoy lubił
przypisywać mnie i moim przyjaciołom. Jakby było coś złego w
tym, że zadaję się z mądrymi ludźmi.
Chłopak kompletnie nic sobie nie robił z mojego gniewnego prychania
pod nosem.
– Chociaż zakładam, że stracicie w tym roku jednego członka,
bo przecież Longbottom nie pokaże się w szkole z brzuchem, co?
Pewnie jej rodzinka ma dość skandali na jakiś czas – dodał, a
we mnie się zagotowało.
– Dla twojej wiadomości, Alice ma się dobrze i wraca do szkoły
na siódmy rok – warknęłam.
Choć to nie była do końca prawda. Owszem, Alice wracała, ale
tylko na kilka miesięcy. Nikt nie wiedział na ile dokładnie,
ponieważ szkolny regulamin był zdumiewająco niejasny w tej
kwestii.
– Och. – Był wyraźnie zbity z tropu. – Cóż, to… świetnie,
Weasley.
– Masz coś jeszcze do dodania? – spytałam. – Czy może
pozwolisz mi trochę popracować?
– Na Merlina, idź i pracuj, nikt cię tu nie trzyma – powiedział
przewracając oczami, po czym ruszył w kierunku gości. Spojrzał na
mnie przez ramię. – Chociaż powinnaś przywyknąć do przebywania
w moim towarzystwie. Przecież będziemy w tym roku często
współpracować. Nie tylko w teatrzyku.
Chyba nieco zakręciło mi się w głowie. Złe przeczucia zaczęły
we mnie narastać.
– Co masz na myśli? – spytałam lękliwie.
– Zgadnij kto został prefektem naczelnym – rzucił z uśmiechem,
a następnie odwrócił się i zniknął z tłumie, zanim zdążyłam
zareagować.
Nie.
To się nie mogło dziać.
Zrobienie prefektem naczelnym mnie było dość
niespodziewane, a co dopiero Malfoya.
Ale mnie dało się jeszcze usprawiedliwić. Lubiłam się uczyć,
robiłam to chętnie i często, nauczyciele mnie uwielbiali.
Z tym ze nigdy nie byłam najlepsza. Alice, owszem. Czasem udawało
mi się wybijać na prowadzenie na eliksirach, a i tam Malfoy zawsze
siedział mi na ogonie, ale to wszystko. I choć ludzie czasem
postrzegali mnie jako młodszą Hermionę Granger i mola książkowego,
to i tak Alice zawsze miała lepsze stopnie. Pozostawała mi tylko
zawzięta rywalizacja z Malfoyem i okazjonalna z Conradem, jeśli
temu drugiemu akurat się chciało.
O tak, Alice bez wątpienia zasługiwała na odznakę. I tylko przez
jej obecną, kłopotliwą sytuację, McGonagall przymknęła oko na
moje szlabany i uhonorowała mnie tym wyróżnieniem.
Ale Malfoy? Czy to na pewno był dobry pomysł, żeby dawać więcej
władzy komuś tak zepsutemu?
– Rosie, zmywamy się. – Ktoś złapał mnie za łokieć.
Odwróciłam głowę i ujrzałam zatroskaną twarz Jamesa. –
Impreza się kończy.
– Co? – zdziwiłam się. Do oficjalnego zakończenia zostało
jeszcze pół godziny, a zakładałam, że minie kolejna zanim
nastąpi zakończenie rzeczywiste, nie wspominając już o zbieraniu
się do wyjścia. – Dlaczego?
– Coś się dzieje – mruknął James. – Słyszałaś o Nottcie,
prawda?
Dopiero teraz, wyrwana z mojego zamyślenia, zauważyłam, że
atmosfera całkiem się zmieniła. Nie było już leniwych rozmów
przy alkoholu. Większość osób już wstała ze swoich krzeseł, w
powietrzu wisiało dziwne napięcie.
– Tak – odparłam. – Zniknął.
– Jego żona pojawiła się chwilę temu na przyjęciu, żeby
porozmawiać ze starym Malfoyem. Wygląda na to, że Nott wrócił.
– Wrócił? – sapnęłam. – Czyli żyje, tak?
Towarzystwo zbierało się do wyjścia, wszyscy wymieniali dziwne,
zaniepokojone i zaciekawione spojrzenia. Zewsząd dobiegały szepty i
wzburzone, lecz wciąż ciche rozmowy.
– Chyba. – James wzruszył ramionami, kładąc mi dłoń na
plecach i popychając mnie w stronę domu. Zostawiliśmy nasze rzeczy
w przeznaczonym do tego pomieszczeniu. – Nie dowiedziałem się za
wiele. Zrozumiałem tylko tyle, że Malfoyowie muszę natychmiast
udać się do domu Nottów i że zwijają imprezę. Nikt nie mówi co
się stało. Nie wiem czy z Nottem wszystko w porządku, czemu sam
się nie pokazał i czemu musi koniecznie zobaczyć Malfoya. Wszystko
wydarzyło się zaledwie kilka minut temu, ale każdy na tym balu już
powtarza kilka różnych wersji.
Spojrzałam na niego, zaniepokojona. Miałam ochotę zostać i
dowiedzieć się czegoś więcej.
– Może powinniśmy…
– To nie nasza sprawa, Rose – powiedział stanowczo, mocniej
popychając mnie do przodu. – Na pewno nie dzisiaj. Trzeba stąd
zniknąć. Chodźmy do domu.
*Łasiczka – jak pewnie wiecie, w anglojęzycznej wersji serii,
Draco czasem nazywał Rona „Weasel”, co oznacza „łasica”,
więc taka sobie wymyśliłam wariację tego słowa.
______________________________
Witam po przerwie! Czy ktoś za mną tęsknił? :D
Mój mózg i Wena na razie bardzo dobrze reagują na powrót do
narracji pierwszoosobowej, zobaczymy co będzie dalej. Ale mam
nadzieję, że będziemy się dobrze bawić.
Minęło trochę czasu, „zrzuciłam” z siebie dawnych
bohaterów, choć wiadomo, ze Scorem i Ro najtrudniej. Aczkolwiek
dokonałam wszelkich starań, żeby umysł pamiętał, że to są
całkiem nowi bohaterowie :D Więc trzymajcie kciuki, żebym niczego
nie kalkowała. Na razie za wiele wam o nich nie zdradziłam, więcej
o Rose, Scorpiusie i paru innych gagatkach już w następnym
rozdziale!
Rozdział z dedykacją dla Mary Alice ;* Jeszcze raz ci dziękuję
za ten piękny szablon <3
Póki co, mam nadzieję, że rozdział pierwszy się podobał.
Czekam na wasze komentarze, bo jestem strasznie nakręcona na nową
historie.
Trzymajcie się! <3
Ale się cieszę, ze pierwszy rozdział tak szybko! I dziękuje pięknie za dedykacje :*
OdpowiedzUsuńTez nie uznaje Przeklętego Dziecka jako kontynuacje. No po prostu nie i koniec xd Niby fajnie przeczytac, ale w życiu nie przyjmę do siebie opcji, ze to naprawde mogło sie wydarzyć.
Fajnie, że jest James <3 Trudno mi chwilowo wyzbyć sie porównań do poprzedniego opowiadania, ale mam nadzieje, ze z rozdziału na rozdział bedzie mi łatwiej :D
Okej, nie dziwie się, że Ron by ją zabił, gdyby dowiedział się ze jest KELNERKA na przyjęciu Malfoyow, to by była dla niego osobista obraza.
Mimo wszystko Ronald powinien byc z niej dumny za to jak traktuje Scora! Jego krew! Szczególnie, ze Rose tez chyba najpierw robi, a potem mysli :D
I jak łatwą ją czymś zainteresować. Strasznie łatwo było mi sobie wyobrazić tę scenę, półmrok, pełno ludzi i Rose ze Scorem szepczący o dziwnym zniknięciu, bardzo klimatyczne!
Jeżeli temu drugiemu akurat się chciało <3 jakbym czytała o sobie xd Mam do tego sentyment z czasów czysto szkolnych.
Lubie taką aurę tajemnicy, jakieś sekrety wśród rodów, zaniknięcia! Juz nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!
Pozdrawiam i niecierpliwie czekam na kolejny :*
W zasadzie to dzięki tobie tak szybko, więc tym bardziej nie ma za co! ;D
UsuńJa dokładnie tak samo myślę, można przeczytać, całkiem przyjamnie ale gdzie to jako kontynuacja takiej serii xd
James niestety tylko chwilowo :D A z tymi porównaniami to rozumiem i to był jeden z powodów, dla których chcialam zaczekać dłuzej, ale, jak już wiemy, nie mam samokontroli :D
Tak jest, Rose akurat tę ceche z pewnością po nim odziedziczyła ;p
Ciesz sie, że udało mi się stworzyc klimat i że rozdział cię zainteresował! Dziękuję pięknie za komentarz i pozdrawiam ;*
Od kilku tygodni cierpię na brak blogów o nowym pokoleniu, tym rozdziałem spadłaś mi z nieba ;-) Będę czytać! :-)
OdpowiedzUsuńHahah, Zawsze do usług! ;) Mam nadzieje, ze sie nie rozczarujesz :)
UsuńNormalnie, jak zobaczyłam informację o nowym blogu, to gęba mi się ucieszyła. xD
OdpowiedzUsuńRozdział pochłonęłam. To co od razu mi się spodobała, to aura tajemniczości w tym rozdziale. Fajnie, jakby przewinęły się jakieś wątki poboczne, dotyczące życia Malfoyów. Takie mroczniejsze wątki. :D
Co do samej Rose, na tę chwilę wydaje się być podoba do poprzedniej wersji, tylko nie jest tak nieśmiała. I brakowało mi jej spięć ze Score, więc tym bardziej się cieszę. :D
Pozdrawiam!
Bardzo mnie to cieszy :D
UsuńPostaram sie utrzymać tę aurę, choć to dla mnie całkowita nowość, trochę wychodzę ze swojej strefy komfortu w tym opowiadaniu, ale chcę się uczyć nowych rzeczy xd
Postaram się ich na piśmie trochę bardziej odróżnic, bo jak spisywałam profile postaci to wg założeń jest całkiem inna :D
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! ;*
będę czytac i komentować na wattpadzie, bo łatwiej mi z aplikacji xD ale muszę powiedziec, że uwielbiam ten szablon
OdpowiedzUsuńSpoko :D ja też <3
Usuńkoooocham kiedy po ciężkim dniu spotykają mnie takie miłe niespodzianki <3 rozdział jak zwykle cudowny życzę dużo weny i powodzenia w dalszym tworzeniu! ps.może spróbujesz z miniaturkami? byłabym wniebowzięta
OdpowiedzUsuńDziękuje pięknie <3 Na razie nic takiego nie planuję, ale jak jakiś pomysł do mnie przyjdzie to z pewnością go napiszę :D
UsuńJak ja długo szukałam jakiegoś bloga godnego uwagi, gdzie jeszcze najlepiej żebym była od początku na bieżąco. I proszę! Znalazłam! Dawno nie czytałam nic Potterowskiego, a w czasach gdy sama coś w tym temacie pisałam, skupiałam się na czasach Harrego i zawsze na Malfoyu(uwielbiam tlenionego nadal, co zrobić), także jest to drugie opowiadanie z Nowego Pokolenia, które postanowiłam czytać. Jak łatwo się domyśleć wszystko co z tymże pokoleniem jest związane nie jest mi zbyt bliskie, ale rozdział mnie bardzo wciągnął. Narracja jest w pierwszej osobie co mi bardzo odpowiada, bohaterka jest świetna i ma ten charakterek, który uwielbiam, Scorpius zresztą też :D To cudowne, naprawdę. Ich relacja jest bezbłędna, a opowiadanie zapowiada się naprawdę świetnie. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, już zasiliłam grono obserwatorów :D
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za wspaniały rozdział i czekam na następny!
Pozdrawiam cieplutko! :D
W takim razie cieszę sie, że tu trafiłaś! :D Ja tez uwielbiam Malfoya, a właściwie to Malfoyów ogólnie. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały również będą ci się podobać i uda mi sie sprawić, ze zostaniesz na dłuzej :) Od pierwszoosobówki się odzwyczaiłam, wiec dobrze wiedzieć, ze całkiem nie wypadłam z formy. Oby było coraz lepiej.
UsuńDziękuję przepięknie za komentarz i pozdrawiam! ;*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDobry. Zarówno dzień, jak i rozdział. Dopatrzyłem się kilku błędów interpunkcyjnych (okazjonalne braki przecinka) i to by było na tyle z moich zastrzeżeń co do poprawności graficznej. Mam tylko wątpliwości odnośnie Twojego sposobu przedstawienia zachowania naszych drogich arystokratów: tacy ludzie, wychowywani zgodnie z wszelkimi wskazaniami savoir-vivre, do poduszki czytający podręczniki etykiety zamiast "Bajek" Andersena, nie pomyśleliby nawet o tym, żeby na jakimkolwiek przyjęciu rozmawiać o sprawach pracy, kwestiach finansowych, kłopotach rodzinnych. Tego typu zachowania są sprzeczne ze wspomnianym savoi-vivrem, więc jeżeli znajdowali się tam ludzie głównie pokroju Malfoyów, Rose nie usłyszałaby choćby słowa o złamanym knucie.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój styl, bardzo lekki i przystępny. Twoją twórczość poleciła mi, powiedzmy, znajoma z branży, teraz widzę, że nie bez powodu. Z resztą ona właściwie nie podejmuje nieuzasadnionych akcji. Zabieram się za następne rozdziały i jednocześnie deklaruję moją przyszłą obecność na tymże blogu. Nie ma za co.
Adieu,
Sz.
Bardzo spóźniona, ale jestem. I cieszę się. Nie dość, że jedna z niewielu blogspotowych autorek, które wciąż śledzę, jeszcze żyje, to najwidoczniej na bieżąco dodaje kolejne rozdziały do swojego nowego cudeńka. Z racji mojej długiej obecności, mogłaś pomyśleć, że zapomniałam. Ale ciocia Vi pamięta. I ciocia Vi czekała, aż będzie mogła powiedzieć "wreszcie" i "idę do następnego".
OdpowiedzUsuńWyczuwam elementy klasyki - niejaką wrogość między naszą Rose i Scorpiusem. Możesz mi wierzyć, zacieram ręce. Tym razem jednak fabuła, zdawałoby się, zmierza w kierunku nieco mniej obyczajowym. Jakiś kryminalik? Zastanawiałam się nad innymi obliczami Lithine... tak więc mówię: wreszcie. I idę do następnego.
Z miłością,
Vi
Pewnie, że żyję, mam nadzieję, ze niczego innego się nie spodziewałaś! :D Fajnie, że wpadłaś, bardzo brakowało mi twoich komentarzy, bo nie wiem kto jeszcze tak pieknie umie łaczyc słowa. Od razu sie człowiekowi humor poprawia. A owszem, obyczajówki nadal będzie sporo, ale kryminalik też się szykuje. To chyba nie jest jedno z moich oblicz, ale mam nadzieję, że sie nim stanie :D
UsuńStrasznie jestem ciekawa, co się stało z Teodorem.
OdpowiedzUsuńRose i James jako kelnerzy na przyjęciu u Malfoy'ow? A gdzie Skrzaty Domowe? Mają strajk? No i zaskoczyło mnie miłe zachowanie Dracona.
Nie wiem czemu, ale mnie ta łasiczka rozczulila :)
O i jeszcze Scorpius w teatrze! Teatr w Hogwarcie?! Podziwiam cię za te pomysły.
Dobry skrzat, to taki, którego nie widać. Uwijają się w kuchni :D
UsuńUwielbiam teatr, sama grałam w teatrze amatorskim, więc bardzo mnie korciło, żeby w końcu wcisnąć coś takiego do opowiadania potterowskiego. No i jest!
Chętnie bym zobaczyła minę Rona, który dowiaduje się, że jego córka kelneruje na przyjęciu u Malfoyów! :)
OdpowiedzUsuńCoś mi się zdaję, że Scorpius uwielbia denerwować Rose.
Co z tymi Nottami? Zaciekawiło mnie to, że tak nagle zakończyli bal, czyli sprawa musi być poważna.
Och, nie wiem czy byś chciala zobaczyc tę minę, na pewno nie byłaby ładna :D
Usuń