środa, 3 stycznia 2018

[2]"Jak dorosnę, chcę zostać profesor McGonagall."

 – Rosie – powiedziała gorączkowo mama, podczas gdy ja wisiałam w oknie przedziału, usiłując jednocześnie powstrzymać Roxanne przed szczypaniem mnie w tyłek. – Proszę, nie przesadzaj w tym roku ze szlabanami, dobrze? Nie chcę słyszeć o żadnym włóczeniu się nocami po Hogwarcie, to może być bardzo niebezpieczny rok – dodała ciszej, a mnie przeszedł dreszcz zainteresowania. Najwyraźniej ona i ojciec coś wiedzieli, wbrew temu, co usiłowali mi wmówić. – I niech tylko pani dyrektor doniesie mi o jakiejkolwiek kłótni miedzy tobą i chłopcem Malfoyów, a nie ręczę za siebie.
– Dobrze, mamo – mruknęłam pokornie.
Wspięła się na palce, żeby zbliżyć się do okna i pocałowała mnie w czoło.
– Udanego semestru, Serniczku – dodał ojciec, wyciągając dłoń i szczypiąc mnie w policzek.
Pociąg ruszył, a ja, chcąc nie chcąc, musiałam schować się z powrotem do środka, ponieważ Albus brutalnie zajął całą dostępna w oknie przestrzeń. Nie wiem jak to zrobił, bo był chudy jak tyczka. Najwyraźniej w ostatniej chwili przypomniał sobie, że ma rodziców, którym chciałby pomachać na pożegnanie.
– Ostatni rok – westchnęła moja kuzynka, Roxanne, kiedy Al już się uspokoił. – Dziwnie się o tym myśli. No wiecie, to nasza ostatnia przejażdżka w tę stronę.
– Właściwie to nie jest prawdą – wtrącił Timothy Finnigan, obejmując Roxie ramieniem. Tak zwyczajnie, po przyjacielsku. Bo nie byli parą. Chyba. – Będziemy wracać z przerwy świątecznej.
W każdym przedstawieniu, które wystawialiśmy z teatrem, Timothy grał błazna. Czasem, jeśli taka postać nie istniała w scenariuszu, specjalnie ją tam dorzucaliśmy, co niestety nie zawsze wychodziło sztuce na dobre. Podejrzewam, że powodem, dla którego profesor Sinistra zawsze się na to zgadzała, było to, że miała lekką słabość do Timothy’ego.
To chyba jego poczucie humoru czyniło go tak czarującym, choć Roxanne czasem się złościła, kiedy ktoś to zauważał. Biorąc pod uwagę, że jej ojcem był George Weasley, twierdziła, że to oczywiście jej należy się tytuł najzabawniejszej osoby w paczce. Z drugiej strony, wspólne dowcipy były tym, co sprawiało, że tak dobrze się dogadywali.
Ale nie byli parą. Chyba.
– Mógłbyś być trochę delikatniejszy, Tim – powiedział miękko Conrad, poprawiając okulary. – Alice prawdopodobnie nie wróci po świętach. – Rzucił Alice współczujące spojrzenie.
Natychmiast się najeżyła.
– Conrad, czy ty nigdy nie słuchasz tego co mówię? – warknęła. – Tłumaczyłam wam, że wracam i nie podlega to żadnej dyskusji.
Jeśli miałabym komuś wytłumaczyć jak wygląda Alice, przytoczyłabym jeden z tych filmów, w których główna bohaterka na początku jest szarą myszką, a potem przechodzi wielką metamorfozę, którą pokazuje się widzowi za pomocą montażu scen i energicznej muzyki.
W głównej roli zawsze obsadzają przepiękną aktorkę, która wcale nie wygląda szaro, brzydko i niewyraźnie, jak to stara się nam wmówić scenariusz. Ale na koniec i tak wszyscy mówią „O rany, wyglądasz cudownie!” albo „Kto by pomyślał, że jesteś taka piękna!”. Ale prawda jest taka, że żadne porozciągane swetry i aparat na zębach nie są w stanie ukryć tego, że przez cały film obserwujemy śliczną dziewczynę.
I podobnie było z Alice. Okulary tylko sprawiały, że jej zielone oczy wydawały się jeszcze piękniejsze. Dzięki temu, że nie nosiła makijażu, wszyscy mogli podziwiać jej rumiane policzki. Była lekko przygarbiona od ciągłego dźwigania książek, ale i tak każdy widział, że była wysoka i miała cudowną, posągową figurę modelki.
No, może akurat nie w tym momencie, bo była w czwartym miesiącu ciąży, więc brzuszek był już dosyć widoczny.
– Jak wspomniałam o tym mojej mamie, to tylko uśmiechnęła się z czułością i powiedziała, że nie wiesz o czym mówisz – wtrąciłam, wyciągając nogi do przodu i kładąc je na kolanach Conrada. – Twierdzi, że nie będziesz w stanie odseparować się od dziecka na kilka miesięcy i przegapić pierwszych chwil jego życia
Alice postanowiła sobie, że jak tylko urodzi i odzyska trochę sił, natychmiast wróci do szkoły i zaliczy ostatni rok razem z nami. Dla niej absolutnie nie było mowy o tym, żeby pisać owutemy z rocznym opóźnieniem. Twierdziła, że pod kilkumiesięczną opieką jej mamy, Hanny, dziecko będzie całkowicie zadowolone.
I choć moja matka zazwyczaj była kopalnią mądrości, nie byłam pewna, czy tym razem zgadzałam się z jej przewidywaniami. Ja znałam Alice znacznie lepiej i wiedziałam, że jak się na coś uprze, to bardzo trudno ją od tego odwieść. Aktualnie była całkowicie przekonana, że zrobi to, co sobie postanowiła.
– Ja na twoim miejscu zostałbym kilka miesięcy – doradził Albus. – Nie chcesz chyba, żeby dziecko było charłakiem?
Wszyscy spojrzeli na niego pytająco.
– O czym ty mówisz? – mruknęłam. – Al, nie można w żaden sposób spowodować czy zapobiec temu, że dziecko będzie charłakiem. To się po prostu zdarza.
– Jeśli nie będzie karmione mlekiem matki-czarownicy, w ciągu pierwszych miesięcy swojego życia, nie będzie miało magicznych mocy – oznajmił Albus pewnym głosem. – Czytałem o tym ciekawy artykuł.
Prawdopodobnie słowami, których Albus używał najczęściej, były „ciekawy artykuł”, „taka jedna teoria” oraz „niektórzy naukowcy twierdzą, że…”.
Był absolutnie bezkrytyczny, jeśli chodziło o przyjmowanie informacji. Uwielbiał teorie spiskowe, dziwaczne diety i zmyślone ciekawostki, które niestety często zapamiętywał jako prawdziwe.
– Albus, to chyba największa bzdura, jaką do tej pory powiedziałeś, a weź pod uwagę, jak wysoka jest poprzeczka – oznajmiła Roxanne.
– Pewnie, nie słuchajcie mnie – prychnął Al. – Ale nie narzekajcie potem, że was nie ostrzegałem.
– A ja to po prostu będę wdzięczna, jeśli przestaniemy rozmawiać o mojej ciąży, a już zwłaszcza o moim mleku z piersi – obruszyła się Alice.
Drzwi przedziału odsunęły się, a do środka wpadł wysoki brunet i uśmiechnął się do nas przyjaźnie.
– Cześć, jajogłowi – powiedział wesoło i opadł na miejsce obok Conrada, który był jego bratem, a także identyczną kopią fizyczną. Jedyna różnica polegała na tym, że Conrad nosił okulary w czarnych, kwadratowych oprawkach, a jego bliźniak niemal codziennie wybierał soczewki. – Co porabiacie?
Chyba powinniśmy zrobić coś z tym, że ludzie uważają nas za bandę kujonów. Jesteśmy całkiem fajni… czasami. Może pomogłoby, jeśli zaczęlibyśmy nosić czarne, skórzane kurtki? Pewnie udałoby mi się również namówić przyjaciół na przefarbowanie włosów.
– Cześć, Jeremy – powiedziałam. – Rozmawiamy o mleku z piersi Alice.
– Rose! – warknęła moja przyjaciółka, mrużąc gniewnie oczy. – Właśnie kończyliśmy ten temat – dodała, zwracając się do Jeremy’ego.
– Szkoda – oznajmił, wzruszając ramionami. – Jak wam minęły wakacje? Wiem, że Conrad was wszystkich odwiedzał, ale sami wiecie, że nie jest najbardziej gadatliwą osobą na świecie. Ciężko coś z niego wyciągnąć.
– Conrad byłby wdzięczny, gdybyś oduczył się nawyku mówienia o nim, jakby nie było go w pomieszczeniu – burknął bliźniak.
– A co będziecie wystawiać w tym roku? – zapytał znów Jeremy, ignorując fakt, że nie uzyskał odpowiedzi na poprzednie pytanie. – Znowu musical?
– Raczej nie – odparłam, wzdychając. Podczas naszego poprzedniego przedstawienia przekonaliśmy się w dość żenujący sposób, że żadne z nas nie potrafi wystarczająco dobrze śpiewać. – Chcemy przerobić któryś z klasyków literatury mugolskiej na scenariusz, ale jeszcze nie wybraliśmy konkretnego tytułu.
– Poza tym, jesteśmy trochę zniechęceni, bo w tym roku teatr znacznie spadnie z formy, skoro tracimy Alice – odezwał się Timothy, wychylając się do przodu i opierając łokcie na kolanach.
Nawet Alice musiała się zgodzić, że choć planowała wrócić po porodzie, jej obecność i forma fizyczna będą zbyt nieregularne, żeby mogła brać udział w tegorocznych przygotowaniach.
– Przecież Alice nigdy nie występowała w waszym teatrzyku – zauważył Jeremy.
– Ale zawsze nas reżyserowała – wtrącił Albus. – Mówimy o tym po każdym przestawieniu. Mógłbyś czasem słuchać.
– Myślałem, że reżyseruje was Sinistra.
– Ona jest tylko opiekunką teatru – oznajmił z westchnieniem Conrad, najwyraźniej już wykończony towarzystwem brata. – Wszystko robimy sami.
Wszyscy wiedzieli, że bracia Anderson skoczyliby za sobą w ogień, aczkolwiek każdy z nich wydawał się mieć alergię na samą obecność drugiego. Obaj traktowali się nawzajem z odrobiną kpiny i dużą dawką pobłażliwości, mimo że żaden z nich na to nie zasługiwał. Jeremy błyszczał na polu towarzyskim i prowadził huczne życie uczuciowe, a Conrad był po prostu geniuszem. Strasznie mu tego zazdrościłam. Wkładał w naukę prawie zero wysiłku, ale nie przeszkadzało mu to w zdobywaniu najlepszych wyników.
Kiedy bliźniacy pojawili się w Hogwarcie, wywołali wokół siebie niemałą sensację. Dwaj bracia, urodzeni tego samego dnia i pochodzący z rodziny mugolskiej. Obaj okazali się czarodziejami. Nie zdarzało się to często.
– Cóż, ja będę się zbierał – westchnął Jeremy, podnosząc się i klepiąc brata po głowie. Conrad zwinnie wywinął się spod jego ręki. – Plotka głosi, że Katie Thomas powiększyła sobie biust w wakacje, a ja jeszcze tego nie sprawdziłem.
– Pójdziemy z tobą – zadecydowała Roxanne, również wstając i ciągnąc za sobą Timothy’ego. Przeczesała dłonią krótkie, sterczące włosy.
– Tak, właśnie planowaliśmy wrzucić kilka łajnobomb do przedziału Ślizgonów z siódmego roku – dodał chłopak.
– Upewnijcie się proszę, że traficie Malfoya w głowę – wtrąciłam uprzejmie.
Cała trójka opuściła przedział.
– Rosie – odezwał się Albus. – Z czego zrezygnujesz w tym roku?
Uniosłam głowę i spojrzałam na niego z zaskoczeniem.
– Co masz na myśli?
– No wiesz. – Wzruszył ramionami. – Teatr, quidditch i ciężka praca nad nauką do owutemów. To ważny rok. Nie możesz pociągnąć wszystkiego, bo wtedy niczego nie zrobisz porządnie.
– Chyba zwariowałeś – fuknęłam. – Nie mam zamiaru z niczego rezygnować. Zajęcia pozalekcyjne dobrze wyglądają w CV.
– Ale tylko wtedy, kiedy są zrobione dobrze – upierał się Potter. – Nie dasz rady dobrze zrobić wszystkiego. Chyba rozumiesz co mam na myśli. Nie dasz sobie rady.
– Pewnie, że da. – Byłam bardzo wdzięczna widząc, że Conrad staje w mojej obronie. – Osobiście tego dopilnuję.
– I ja – dodała Alice, choć nie tryskała takim entuzjazmem. – Zwłaszcza, że sama musiałam zrezygnować dosłownie ze wszystkiego. Nienawidzę facetów.
Prawdopodobnie miała na myśli tylko tego jednego faceta, odpowiadającego za małego człowieczka rozwijającego się w jej macicy. Ale po doświadczeniach z poprzedniego roku, postanowiłam, że moja intuicja jest całkowicie bezużyteczna i powinnam przestać jej ufać.
Sądzę, że miałam słuszne powody, aby tak twierdzić. No bo jak można się nie zorientować, że twoja najlepsza przyjaciółka, osoba z którą spędzasz każdą wolną chwilę, ukrywa taki sekret? Nie wiem, kto był bardziej zszokowany, kiedy dowiedział się o ciąży – ja, czy profesor Longbottom.
Alice była znakomitą uczennicą, prawdziwym wzorem do naśladowania. Zawsze przestrzegała regulaminu szkolnego i każdej innej zasady, jaką przed nią postawiono. Pilnowała nas wszystkich, jeśli obijaliśmy się z pracami domowymi, a kiedy wymykaliśmy się w nocy z pokoi, rano biliśmy gotowi na długi, pouczający wykład Alice. Jej mundurek szkolny zawsze był perfekcyjnie wyprasowany, guziki koszuli zapięte pod samą szyję a spódnica miała regulaminową długość. Na imprezach odmawiała choćby kropelki alkoholu, rzadko tańczyła, wychodziła w połowie.
A potem zaszła w ciążę.
Do tamtej pory wydawało mi się, że Alice w ogóle nie zauważa płci przeciwnej. Nigdy nie była na randce, jeszcze w lutym spytała mnie niepewnie, czy to dziwne, że do tej pory się nie całowała. Nie spoglądała na nikogo tęsknie, nie lubiła nawet rozmawiać o chłopcach i życiu uczuciowym.
Dlatego sądzę, że można sobie wyobrazić mój szok, kiedy po kilku tygodniach dziwnego zachowania, znalazłam ją zapłakaną w naszym pokoju, a ona zaraz potem szepnęła, że musi mi w końcu o czymś powiedzieć.
Trzymałam ją za rękę, kiedy postanowiła się przyznać swojemu tacie. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie widziałam profesora Longbottoma wściekłego. Można by pomyśleć, że to był jego zły brat bliźniak, tak niepodobny do dobrodusznego, niezdarnego nauczyciela zielarstwa.
A najgorsze w tym wszystkim (przynajmniej dla mojej wścibskiej duszy) było to, że nikt nie wiedział kto jest ojcem. Nikt oprócz Alice, rzecz jasna.
***

– W końcu – westchnęłam, przysuwając do siebie talerz z jedzeniem. – Mam wrażenie, że Ceremonia Przydziału co roku jest dłuższa.
– Albo ty co roku robisz się bardziej niecierpliwa – zauważyła Roxanne, po czym zaczęła dziwnie poruszać rękami, wyraźnie usiłując się z kimś porozumieć.
Odwróciłam się, żeby sprawdzić na kogo patrzy. Timothy siedział przy swoim stole wraz z resztą Puchonów i również pokazywał coś na migi.
– Co się dzieje? – zapytałam niepewnie.
– Planujemy coś na wieczór – wyjaśniła zniecierpliwiona Roxanne. Z doświadczenia wiedziałam, że kiedy w grę wchodziła ta dwójka, lepiej było nie zadawać zbyt wielu pytań.
Na moim talerzu wylądował kawałek kurczaka, a Albus spojrzał na niego z obrzydzeniem.
– Chciałbym móc wyłączyć ten głos w mojej głowie, mówiący, że jedzenie zwierząt to morderstwo – westchnął i spojrzał na mnie pogardliwie. – Widocznie nie jestem tak silny jak ty.
– Bo potrzebujesz protein – oznajmiłam rzeczowo. Lepiej było zmienić temat, zanim Al zdąży się nakręcić. – Twoi rodzice mówili ci coś o tej sprawie z Nottem?
Potter zaczął nakładać na talerz warzywa.
– Mi nic nie powiedzieli, ale udało mi się trochę podsłuchać – przyznał. – Sprawa jest dość mocno strzeżona, bo Nottom zależy na dużej dyskrecji. Udało mi się ustalić tylko tyle, że nikt nic nie wie. Nott nie wychodzi z domu, rodzina odmawia komentarza, nie wiadomo co mu się przydarzyło ani dlaczego zniknął, choć najprawdopodobniej stało się to wbrew jego woli.
– Nie wychodzi z domu? – zdziwiłam się. – Co takiego mogło się wydarzyć, że nie chce się pokazywać w miejscu publicznym?
– Jeśli chodzi o całą tą snobistyczną, czystokrwistą sektę, nasuwa mi się jedna opcja – odezwała się Roxanne. – Musi to być coś, czego się wstydzą.
Kiwnęłam głową.
– Pomyślałam o tym samym – mruknęłam. – Ale może po prostu spotkało go coś, co naraziło jego życie czy nadszarpnęło zdrowie i po prostu nie jest w stanie wyjść z domu? W każdym razie, nie powinniśmy wyciągać żadnych wniosków, dopóki nie zbierzemy więcej informacji…
– Rosie, daj sobie spokój – poprosiła Alice. – Dobrze wiesz, że wtrącanie się w nieswoje sprawy nigdy nie wychodzi ci na dobre.
– Nie wtrącam się – odparłam niepewnie. – Po prostu lubię wiedzieć.
Jakieś pół godziny później, kiedy już najadłam się tak, że ledwo byłam w stanie się ruszać, uczniowie zaczęli powoli zbierać się do swoich dormitoriów. Poczułam jak ktoś szturcha mnie w ramię.
– Łasiczka.
Odwróciłam się niechętnie.
– Mamy iść do gabinetu McGonagall – powiedział Malfoy. – Nie będę na ciebie czekał cały wieczór.
Przewróciłam oczami i podniosłam się z ławki. Oboje ruszyliśmy w kierunku wyjścia. W milczeniu pokonaliśmy Wielka Salę. Malfoy odezwał się dopiero na schodach.
– Weasley, masz czekoladę na nodze.
– Och. – Zerknęłam w dół. Rzeczywiście, do moich pasiastych, zielono-żółtych rajstop przyczepił się kawałek czekolady z deseru. – Dzięki – dodałam odruchowo.
Uniósł brwi i spojrzał na mnie pytająco.
– No co?
– „Dzięki”?
– Och, chyba coś ci się przesłyszało. – Uśmiechnęłam się uprzejmie. – Powiedziałam „odwal się”.
Wzniósł oczy do nieba i wyprzedził mnie o kilka kroków. Nagle coś mi przyszło do głowy.
– Eee… Malfoy? – zagadnęłam niepewnie.
– Co? – obejrzał się przez ramię i zwolnił nieco, żebym mogła go dogonić.
– Wiesz może, co przydarzyło się Nottowi?
Uśmiechnął się złośliwie. Mogłam się zastanowić, zanim zadałam to pytanie i jakoś go podejść, zamiast mówić wprost. Wiadomym było, że będzie chciał mi zrobić na złość.
– Wiem. Wszystko. Ze szczegółami – odparł, wyraźnie czerpiąc satysfakcję z mojej frustracji. Sukinsyn.
– A powiesz mi?
Kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej.
– To raczej nie twoja sprawa, Weasley.
Nie powiem, żebym spodziewała się innej odpowiedzi. Resztki nadziei mnie opuściły.
– A Słodki Rico nie może zdobyć dla ciebie jakichś informacji? – dodał po chwili. – Słyszałem, że dostał jakąś ciepłą posadkę w samym biurze Ministra.
– Słodki Rico? – Uniosłam brwi. – Poważnie?
Wzruszył ramionami.
– Wygląda jak hiszpański matador. Z ciężkim przypadkiem wodogłowia i przerośniętym mięśniem piwnym, ale zawsze. No więc?
– Nie żeby to była twoja sprawa – zaczęłam z ciężkim westchnieniem. – Ale ja i Travis rozstaliśmy się na początku wakacji. A to oznacza, że możesz sobie odpuścić obrażanie go na każdym kroku, bo czasy, w których mnie to drażniło, minęły bezpowrotnie.
– Och – mruknął zdziwiony. – Nie wiedziałem – dodał, marszcząc brwi z irytacją.
– Jak już mówiłam, to nie twoja sprawa.
Muszę przyznać, że sama byłam trochę zaskoczona. Spodziewałabym się, że Albus, który spędzał z tym pajacem każdą wolną chwilę, natychmiast wszystko mu wypapla. Bo czy dla Malfoya istniało coś lepszego, niż nowy pretekst, żeby mi dopiec? A czy istniał lepszy pretekst, żeby mi dopiec, niż fakt, że nie potrafię utrzymać przy sobie faceta?
Ale cieszyłam się na to, że znów jestem wolna. Jak strzała. Zawsze było to lepsze niż sytuacja Malfoya, prawda? Jego cotygodniowe wymienianie dziewczyny na inną zwiększało ryzyko zachorowania na jakieś weneryczne paskudztwo. Nie wspominając o tym, że było po prostu obrzydliwe.
Milczeliśmy zgodnie, aż stanęliśmy przed wielkim gargulcem, strzegącym wejścia do gabinetu dyrektorki, a Malfoy podał mu hasło. Czy fakt, że on je znał, a ja nie, oznaczał, że jest Prefektem Bardziej Naczelnym?
Podobne myśli towarzyszyły mi aż do szczytu schodów, gdzie zdążyłam już przekonać samą siebie, że McGonagall pewnie zobaczyła go dzisiaj pierwszego i po prostu podała mu hasło.
– Dzień dobry – przywitała nas pani dyrektor, kiedy przekroczyliśmy próg jej okrągłego gabinetu. Stała obok swojego fotela, otoczona ciekawskimi spojrzeniami wizerunków poprzednich dyrektorów.
Przywitaliśmy się grzecznie i zajęliśmy miejsca naprzeciwko jej biurka.
– Pozwolę sobie od razu przejść do konkretów – oznajmiła rzeczowo. – Do waszych głównych obowiązków należy nadzór nad pozostałymi Prefektami, pilnowanie przestrzegania regulaminu wśród uczniów i oczywiście opieka nad nimi. Oczekuję od was również ułożenia grafiku patroli, a także asystowania przy organizacji wszelakich szkolnych imprez i wydarzeń. W ciągu najbliższych trzech dni przekażę wam dyspozycyjność pozostałych prefektów, żebyście mogli ułożyć grafik według ich preferencji. O pozostałych, niestandardowych obowiązkach, będziecie informowani na bieżąco. Jakieś pytania?
– Ja mam jedno – powiedział Malfoy dziwnym tonem. – Z całym szacunkiem, pani profesor, ale czy na pewno była pani w pełni władz umysłowych, kiedy wybierała pani naszą dwójkę?
– Uważaj do kogo mówisz, chłopcze – mruknął groźnie portret Severusa Snape’a, przyglądając się Malfoyowi badawczo.
– Z roku na rok robią się coraz bardziej zuchwali – dodał ochoczo inny dyrektor, wyraźnie próbując wysunąć się ze swoich ram.
– Severusie, Fineasie, czy ja prosiłam o komentarz? – zdenerwowała się McGonagall.
– Nie chciałem być niegrzeczny, pani dyrektor – odezwał się znów Malfoy. – Po prostu sama pani wie… ja jestem nerwowy, Weasley niezrównoważona…
Zanim zdążyłam się zastanowić nad tym co robię, już podnosiłam się z krzesła, a moja pięść pędziła w stronę twarzy chłopaka. Ułamek sekundy później, jakaś siła z impetem odepchnęła mnie do tyłu i odesłała z powrotem na krzesło.
– Spokój! – Mcgonagall podniosła głos i schowała różdżkę z powrotem do szaty. – Panno Weasley, proszę siedzieć na miejscu i powstrzymać się od przemocy fizycznej.
Spojrzałam na nią oburzona.
– Przecież to on za…
– Nie interesuje mnie to – ucięła. – I odpowiadając na pańskie pytanie, panie Malfoy, owszem, zdaję sobie sprawę z waszych licznych konfliktów i utarczek. – Opadła na fotel przy biurku, jakby opuściły ją wszystkie siły. – Właśnie dlatego uznałam, że będziecie odpowiednim wyborem. Liczę na to, że zmuszeni do współpracy, będziecie w stanie dorosnąć i zakopać topór wojenny. Zajmujecie teraz najważniejsze stanowiska uczniowskie, ciąży na was presja świecenia przykładem. Owszem, odznaka jest wyróżnieniem, ale ciągnie za sobą również poważne konsekwencje. Kara za wszelkiego rodzaju niesubordynację, będzie w waszym przypadku znacznie poważniejsza niż dla większości uczniów. Nie bądźcie zatem zdziwieni, jeśli za drobne wykroczenie zostaniecie wydaleni ze szkoły. To wszystko, co mam na ten temat do powiedzenia.
Przełknęłam głośno ślinę, a Malfoy, pod jej srogim spojrzeniem, jakby skurczył się na swoim krześle.
Jak dorosnę, chcę zostać profesor McGonagall.
Albus Dumbledore odchrząknął na swoim obrazie.
– Minerwo, nie zapomnij o najlepszym – powiedział, uśmiechając się lekko.
Dyrektorka spojrzała na niego z wyrzutem.
– Właśnie miałam do tego przejść – powiedziała chłodno, po czym podniosła się z fotela. – Za mną.
Żadne z nas nie śmiało zapytać dokąd idziemy, kiedy McGonagall wyprowadziła nas ze swojego gabinetu.
Maszerowaliśmy w ciszy, a Scorpius co jakiś czas posyłał mi wściekłe spojrzenia za plecami dyrektorki. Jakby to była moja wina, że ją zdenerwowaliśmy! Czy ten jego komentarz był naprawdę konieczny? W każdym razie, nie pozostawałam mu dłużna. Istnieje możliwość, że kilka razy pokazałam mu bardzo nieelegancki gest.
Zatrzymaliśmy się na czwartym piętrze, przed portretem ciemnowłosej, starszej kobiety w czerwonych szatach i szpiczastej tiarze. Najpierw obrzuciła badawczym spojrzeniem mnie i Malfoya, a następnie zerknęła pytająco na McGonagall.
– Naczelni? – spytała.
– Tak – brzmiała odpowiedź dyrektorki. – Wejścia do pomieszczenia, w którym zaraz się znajdziemy, strzeże portret Heliotrope Wilkins. – Skłoniła się lekko i przeniosła spojrzenie na nas. – Jak zapewne wiecie z lekcji Historii Magii, żyła ona w piętnastym wieku i była pierwszą kobietą, która obejmowała urząd dyrektora Hogwartu. Jej dwa inne portrety znajdują się na szóstym i pierwszym piętrze. Za ich pomogą również można dostać się do środka.
– Do środka czyli gdzie? – zapytałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Ku mojemu zaskoczeniu, Mcgonagall uśmiechnęła się lekko.
– Zaraz się przekonacie.
– Hasło? – odezwała się leniwie Heliotrope Wilkins
Malinowe fasolki.
Portret uchylił się, a my weszliśmy do środka.
Znajdowaliśmy się w bibliotece. Wystrojem nie pasowała w ogóle do architektury Hogwartu: ściany były błękitne, półki z książkami granatowe. Podłoga wyścielono puchatym, białym dywanem, który wyglądał, jakby stworzono go, aby stąpać po nim boso. Nie było żadnych okien, a na ścianach wisiały karnisze, promieniujące intensywnym, białym światłem. Jedna lampka znajdowała się również na błękitnym stole, otoczonym przez trzy fotele i jedną kanapę.
– Biblioteka Prefektów Naczelnych – oznajmiła McGonagall. – Nagroda za dobre wyniki w nauce i… świecenie przykładem poprzez wzorowe zachowanie. – Przy drugiej części się zawahała, co znów utwierdziło mnie w przekonaniu, że odznaka należała się mojej przyjaciółce. – Nie jest zbyt duża, ale macie tu sporo dzieł, których nie znajdziecie w bibliotece uczniowskiej, kilka ksiąg zakazanych… oczywiście nie tych naprawdę niebezpiecznych… a nawet pewne pozycje literatury mugolskiej. Ma to wam służyć głównie jako miejsce do nauki, jeśli będziecie potrzebować ciszy, spokoju i samotności, których szkolna biblioteka ani Pokój Wspólny nie będą w stanie wam zagwarantować.
Rozglądałam się po pomieszczeniu z otwartymi ustami. Było o połowę mniejsze niż zwykła biblioteka, ale w pewnością nie użyłabym określenia „niezbyt duża”. Wypchane po brzegi półki piętrzyły się aż do samego sufitu.
Zerknęłam z ciekawością na Malfoya. On również wydawał się przytłoczony rozmachem naszego nowego przywileju.

***

Duma i uprzedzenie? – sapnęłam podekscytowana. – Mówi pani poważnie? Duma i uprzedzene Jane Austen?
Trwało właśnie pierwsze w tym roku zebranie koła teatralnego, na którym profesor Sinistra oznajmiła, że już wybrała nasz tegoroczny materiał.
– Poważnie, Rose – powiedziała nauczycielka z uśmiechem. – Chyba że ktoś z was zgłasza stanowczy sprzeciw.
Spojrzała po ósemce zgromadzonych. Nikt się nie odezwał.
Podstawowy skład naszej grupy stanowiłam ja, Roxanne, Timothy, Conrad, Lara Dunne i Amanda Robinson z Hufflepuffu, Ślizgon Arthur Wright i Ally Moore z Gryffindoru. No, był jeszcze Albus, ale póki co, nie pojawił się na zebraniu. Alice była zmuszona w tym roku zrezygnować.
Zazwyczaj zajmowaliśmy się początkową organizacją i dzieliliśmy się z Sinistrą swoimi opiniami podczas przesłuchań (choć ostateczne decyzje odnośnie postaci i aktorów i tak podejmowała sama), ale nie mieliśmy gwarantowanych miejsc w obsadzie. Na castingi mógł zgłosić się każdy uczeń Hogwartu i nieraz się zdarzało, że ktoś spoza naszego grona fanatyków dostawał główną rolę.
Byłam przeszczęśliwa, że będziemy wystawiać Dumę i uprzedzenie. Moją ulubioną książką Austen była Emma, ale historia Lizzie i pana Darcy’ego dumnie zajmowała drugie miejsce.
Poza tym, czytałam ją wiele razy, co mogło oznaczać, że całkiem nieźle znam główną bohaterkę. A to z kolei mogłoby w końcu wygrać dla mnie główną rolę.
Nie będę udawać, że nie byłam odrobinkę rozżalona iż jeszcze ani razu nie odgrywałam w spektaklu pierwszych skrzypiec. Zawsze słyszałam: Rose, nie mówię, że poszło ci źle, ale Lara lepiej utożsamia się z bohaterką, albo: Rose, kochanie, twoja Julia jest trochę zbyt żywiołowa, Ally lepiej radzi sobie z jej dramatyczną stroną.
Ale wiedziałam, że profesor Sinistra po prostu jest sprawiedliwa. Nie dałaby mi głównej roli tylko dlatego, że namówiłam ją na powołanie szkolnego teatru, skoro ktoś inny poradził sobie lepiej. Musiałam na to zasłużyć. I to była moja ostatnia szansa.
– W takim razie ustalmy terminy przesłuchań – powiedziała z uśmiechem nauczycielka. – Pomyślałam, że przesłuchania na reżysera, jako że zazwyczaj trwają krótko, odbędą się w najbliższy piątek po lekcjach. Czy ktoś z was będzie brał w nich udział? – zapytała, ale wszyscy pokręcili głowami.
Nikt do końca nie wiedział na czym właściwie polegał casting na reżysera spektaklu. Alice nie chciała mi zdradzać szczegółów, a poza nią nikt z mojego grona przyjaciół nigdy nie próbował tam swoich sił. Udało mi się wywnioskować, że należy przedstawić swój pomysł na daną sztukę, opowiedzieć, co według ciebie jest najważniejsze i po prostu „przekonać” Sinistre, że jest się właściwą osobą na tę funkcję. Nic poza tym nie wiedziałam. Teatr był dziwny.
– Dobrze – oznajmiła Sinistra, nieco zmartwiona, ale nie zaskoczona. Z podstawowego składu tylko Alice zawsze zgłaszała się na reżysera i pokonywała wszystkich pozostałych kandydatów. Musiała być naprawdę niezastąpiona, skoro Sinistra tyle razy ją wybierała. Z pewnością, jak my wszyscy, martwiła się, czy spektakl bez mojej przyjaciółki nie okaże się absolutną porażką. – Przesłuchania do obsady zaplanowałam na sobotę, o godzinie jedenastej. Czy wszystkim pasuje? – upewniła się, choć musiała wiedzieć, że w pierwszą sobotę semestru żadne z nas nie będzie miało nic do roboty.
Drzwi do klasy otworzyły się i do środka wszedł Albus. Rozejrzał się szybko po sali, jakby spodziewał się Voldemorta wyskakującego zza tablicy.
– Albus, spóźniłeś się – oznajmiła ciepło profesor Sinistra. – Zaczęliśmy czterdzieści pięć minut temu.
– Przepraszam – powiedział. – Ale w całej szkole jest zamieszanie, powinniśmy przełożyć to spotkanie. Wszyscy szukają Ellie Nott.
– Ellie Nott? – spytałam natychmiast. – Ellie Nott zniknęła?
– Nie ma jej w dormitorium i nie pojawiła się na lekcjach. Ślizgoni twierdzą, że nikt nie widział jej od wczorajszej uczty powitalnej.

***

Dawno żaden rozdział nie wywołał we mnie takiego bólu istnienia xd Trochę kiepsko z tymi trzema tygodniami przerwy, tym bardziej, że to dopiero drugi. Chciałam od razu polecieć z jakąś konkretną akcją, ale jednak potrzebowałam trochę więcej czasu na zarysowanie bohaterów i różnych innych pierdół, a nie chciałam pchać tu za dużo.
Mam nadzieję, że mimo wszystko rozdział wam się podobał :)
Czekam na wasze komentarze jak małe dziecko na słodycze. Albo jak ja na słodycze. Bo lubię słodycze.
I zachęcam do obserwowania.

Trzymajcie się <3

22 komentarze:

  1. Kocham Cię za wstawienie dzisiaj tego rozdziału, bo jakoś mi smutno w pracy xD
    Jestem zakochana w tym, jak prowadzisz pierwszoosobowa narracje, jakbym słyszała w głowie głos Rose, ktora o wszystkim mi opowiada! Weź się okaż w czymś słaba, No weź xd
    O nie, o nie, Albus jest laktoterrorystą :D weź mu podsuń coś o szczepionkach!
    Okej, sprawa z Alice jest dziwna, a przynajmniej tajemnicza. Jestem strasznie ciekawa, kto jest ojcem dziecka, skoro nawet z nikim sie oficjalnie nie spotykała. Stawiam na jakiegoś Ślizgona, bo pewnie bała się reakcji otoczenia i wolała zrobić z tego tajemnice.
    Nie mam pojęcia jak Scor i Rose ze sobą wytrzymają, naprawde! :D mogę przyjmować zakłady, kto pierwszy zamorduje drugie? Aczkolwiek nie powiem, bardzo bym chciała taką bibliotekę....
    Duma i uprzedzenie <3 cos czułam, że na to padnie, choć moje serduszko wyrywało sie jeszcze do wichorowych wzgórz! Chyba już wiem, kto będzie panem Darcy’m, a przynajmniej mam nadzieje i tutaj akurat nie chce żadnej niespodzianki :D
    No i znowu coś sie kręci wokół rodziny Nottów. Coś czuje, ze Teodor wplatał się w cos nielegalnego!
    Następny rozdział poproszę troche szybciej, bo uschłam przez te trzy tygodnie!
    Weny zycze i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooo, w takim razie cieszę się bardzo, ze mogłam cie rozweselić :D
      Hahah, w pierwszoosobowej pisałam dawno temu i teraz próbuję na nowo się w tym odnaleźć, wiec te słowa wiele dla mnie znaczą :D I jest mnóóóstwo rzeczy w których jestem beznadziejna, po prostu staram się pokazywać śiatu te, które mi wychodzą xd
      hahah, Albus może terroryzować również na innych polach, o to się nie martw :D Sprawy z Alice nie planuje wyjaśnić prędko, mam nadzieje, ze ta ciekawość nie zniknie :P
      Odnośnie przyszłej obsady niczego na razie nie zdradzam :D
      Postaram sie z następnym uwinać :P Dziękuję pięknie za komentarz i pozdrawiam! ;*

      Usuń
  2. Nowy rozdział = najlepszy prezent urodzinowy ;-)
    Jestem wielką fanką sposobu, w jaki prowadzisz narrację - jest taka lekka i strasznie przyjemnie się ją czyta. Poza tym twoi bohaterowie (zapałałam szczególnie wielką miłością do bliźniaków)... <3
    No i ciąża Alice.. Podejrzewam, że gdy wyjawisz nam, kto jest ojcem, będę w niezłym szoku :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkiego najlepszego! ;*
      Dziękuję za ten komplement odnośnie narracji, wciąż czuje się troche niepewnie :D i cieszy mnie bardzo, że już zapałałaś do nich miłością :D
      Dziekuje za komentarz i pozdrawiam! <3

      Usuń
  3. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę że piszesz kolejny fanfik! Jestem Twoją ogroooomną fanką, pochłaniam każdy rozdział i przeżywam jakby to była co najmniej Gwiazdka :D Rzadko coś tu piszę ale teraz muszę zebys widziała że ludzie cały czas Cię czytają ^^ błagam nie przestawaj pisać, bo świetnie Ci to wychodzi :)
    Co do rozdziału... ciekawi mnie jak poprowadzisz relacje Rose i Scora, uwielbiam takie budowanie napięcia :D Bliźniacy już skradli moje serce, motyw zniknięć tez... ach i Jane Austen!!!!!!! proooosze nie każ nam znowu tyle czekac na kolejny rozdział!
    Pozdrówki,
    Raven

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo za miłe słowa, bardzo mi miło, że nowy fanfik cię ucieszył :D <3 I miło, że dajesz znać, że czytasz, bo rzeczywiście czasem motywacja mnie opuszcza, a po przeczytaniu takich komentarzy powraca! :D
      Postaram się z kolejnym tak się nie grzebać ^^ Chociaż sesja nadchodzi, więc kto wie. Ale za to będę mogła winić system edukacyjny a nie mojego artblocka :D Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! ;*

      Usuń
  4. No witam!
    Na początku byłem dość sceptycznie nastawiony do tego opowiadania, bo niezbyt lubię tematykę "nowego pokolenia". Parawdopodobnie przez mój narcyzm, bo nigdy mnie w takich opowiadaniach nie ma.
    No ale jednak jestem. I, o ironio, znów mam kłopoty. Czy mi klęska jest zapisana w gwiazdach, czy co?
    I mam córkę. No proszę. Wolałbym mieć syna, no ale jak już się trafiła, to niech jest.
    Bardzo fajnie wykreowałaś postacie. Scoripius i Rose, mimo iż bardzo szablonowi, nie rażą swymi schematami. Lubię Scorpiusa. Rose to chyba jeszcze większa kujonka, niż jej matka XD
    Interesuje mnie postać Alice. Dobrze wywnioskowałam, że jej matką jest Hanna Abbott? Jeśli tak, to ma bardzo grzecznych rodziców. A tu takie bęc! Kurde, mega mnie interesuje, z kim zaciążyła. Na razie nie dałaś nam żadnych wskazówek, żeby chociaż podejrzewać.
    Bardzo fajnie też nadajesz unikatowe cechy bohaterom- Albus wegetarianin, Scorpius i jego aparat fotograficzny.
    Fajny jest też ten motyw z teatrem i to, że jako opiekuna wykorzystałaś jakiegoś mniej znanego nauczyciela, a nie poleciałaś schematycznie biorąc do tego McGonagall, Longbottoma, czy kogo tam jeszcze.
    No i widać tu od razu motyw "młodych gniewnych" i że to pokolenie jest jednak zupełnie inne, niż to poprzednie. Mamy nastoletnie ciąże, powiększanie piersi i generalnie domeny, jakie przyświecają naszym czasom, które udowadniają, że społeczeństwo czarodziejów nie stoi w miejscu, jeśli chodzi o pokoleniowe zmiany myślenia.
    No i co się ze mną znów, k#rwa stało? Pewnie oberwałem curciatusem od śmierciojadów, znajdąc moje szczęście.
    Bardzo liczę na zobaczenie tu młodych Skamanderów (synów Luny) i jakiegoś potomka tego bałwana, Blaise'a Zabiniego.
    Pozdrawiam i czekam na kolejney rozdział!
    Ps: przy okazji zapraszam do mnie. Ja też dopiero zaczynam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łoo, na biceps Gordyka, sam Teodor Nott zawitał na mojego bloga! Cóż za zaszczyt. Chciałabym, eee... od razu z góry przeprosić za wszystkie, nie do końca pochlebne rzeczy, które może mi sie zdarzyć o tobie napisać xd
      Fajnie, że podobaja ci się postacie, mam nadzieję, że z szablonów uda m sie w przyszłości trochę wyjść.
      Yup, matką Alice jest Hanna. Ano owszem, rodzice bardzo grzeczni, a ona jeszcze grzeczniejsza. Takze rzeczywiscie bęc :D
      Sinistra została opiekunem w zasadzie dla mojej własnej wygody, więc nie wiem, czy zasłużyłam na pochwałę, ale ciesze sie, że się przyjęło xd
      I tu też masz rację, bo jakby to pokolenie miało byc dokładnie takie samo, to właściwie po co o nim pisać? :D Cieszę się, że tematyka właśnie nowego pokolenia cie nie odstraszyła i zostaniesz na dłuzej, a przynajmniej taką mam nadzieję :P
      A odnośnie tego, co się z tobą stało - owa informacja jeszcze przez jakis czas nie ujrzy światła dziennego. No chyba że mój długi jęzor się znów przeciwko mnie zbuntuje, bo najchetniej to juz bym zdradziła wszystkie "ściśle tajne" informacje.
      Zajrzę do Ciebie, jak tylko napiszę esej. Który mam przesłać dzisiaj. O czym dowiedzialam sie godzinę temu. Wróżę sobie świetlaną przyszłość.
      Dziekuje za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  5. Hej!
    Nigdy nie mogłem przekonać się do Rose, nie potrafiłem patrzeć na nią przychylnym okiem. Ty napisałaś dwa rozdziały, a już wydaje mi się, że mogę nazwać ją fajną postacią, to trochę dziwne. :D
    Nie mam pojęcia od czego powinienem zacząć czytać, więc postawiłem na pierwszy rozdział na tym blogu. Trafiłem tutaj przez tego starego, którego niestety nie przeczytałem. Czy wiąże się on z tym? Jeśli tak, przeczytam, żeby wiedzieć o co chodzi. ; )
    Generalnie to nie lubię Scorpiusa, kocham Rose i w ogóle. Pierwsza ciąża w Hogwarcie, łał, łał, łał! Ciekawe jak przyjmie to szkoła, czy będą jakieś taryfy ulgowe i w ogóle. No nie wiem, nie wiem, ale ciekawy pomysł, szczególnie, że w książkach wspominali, że żadna uczennica Hogwartu nie była ciężarna. Tutaj pokazałaś nam pewien przeskok czasowy, nowoczesność. :D

    – Chyba zwariowałeś – fuknęłam. – Nie mam zamiaru z niczego rezygnować. Zajęcia pozalekcyjne dobrze wyglądają w CV.


    A to było mega śmieszne.

    Dzięki, czekam na rozdział i odpowiedź odnośnie tego poprzedniego bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Wooohoo, uznam to za sukces, mam nadzieję, że Ro nadal będzie się jawić jako fajna postać :D
      Co do starego bloga, jest to całkowicie osobna historia, która już sie zakończyła. Tę nową historię tutaj można spokojnie czytać bez znajomości poprzedniej :D
      Cieszę sie, że pomysł z ciążą się przyjął, postaram się go rozwinąć najlepiej jak umiem ;)
      Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  6. Aaaa, jak mi brakowało Twojego pisania 😍 weszłam z sentymentu na Biebera (bo przecież sesja, trzeba sobie znaleźć produktywne zajęcie xd) i tak się podjarałam nowym opowiadaniem, że zapomniałam z tego wszystkiego zabrać się za Biebera xd Poprzednie Scorose przeczytałam w pół dnia, nie wiem czy bardziej się cieszę, że będę sobie mogła czytać na bieżąco, czy jednak chciałabym przeczytać już wszystko w całości żeby zaspokoić ciekawość xd (i tak, nie mam pojęcia jak przelogować się na konto na bloggerze, więc pierwszy raz w życiu będę komentować cokolwiek z maila xd)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu, żebyś ty moją minę widziała jak zobaczyłam podpis! :D Kurde, fajnie, że tu zbłądziłaś i BARDZO FAJNIE, że nie przeczytałaś Biebera, zostaw to gówno :D Nie wiedziałam, że to poprzednie da sie przeczytać w pół dnia, ja jak czytałam pod koniec pisania, zeby poszukać jakichś niedomknietych wątków to tydzień męczyłam xd Tak czy siak fajnie, że wpadłaś, będę wyczekiwać twoich komentarzy :D

      Usuń
  7. Dobra, muszę zacząć nadrabiać zaległości. :D
    Na razie mam przeczytany ten rozdział i powiem, że jestem ciekawa. ^^ Roe miała chłopaka, hue hue. :D I im nie wyszło. W ogóle, podoba mi się, że uczniowie tutaj są tacy współcześni. Mimo, że są czarodziejami, to nie omijają ich trudy czy błędy, jak zwykłych ludzi (Alice w ciąży, czy jakaś laska, co sobie operacje plastyczne robiła). To jest na duży plus. :D
    Opowiadanie się dopieo rozkręca, ale ja chcę więcej ScoreRose xD
    Buźka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram sie jakos zaznaczyc te różnice pomiędzy pokoleniami, przecież musiało sie cos pozmieniać :D
      Na Scorose przyjdzie jeszcze czas! :D

      Usuń
  8. I w końcu jestem :) Przepraszam, że dopiero teraz, ale czas u mnie jest bardzo mały, jeśli chodzi o blogowannie. Teraz ma czas, bowiem wyklady z Historii najnowszej Polski jest bardzo nudna, wiec postanowiłam dokończyc czytac rozdzial :)
    Rozdzial jest bardzo fajny, dalaś rzeczywistoście duzo informacji na temat postac, ale trzeba przez.to przebrnac. Dość ciekawa sytuacja z Alice... niby dobra uczennica, a tu taka niespodzianka. Zaszła w ciąży. Oczywiście jestem ciekawa kto jest ojcem... za mi chlopaka, bo jak Neville sie dowie, to pewnie rozerwie go na strzepy xD I Albus... nie wiem, co o nim sadzic, wydaje sie bardzo oczytany, ale zobacze co pokazesz dalej.
    Ciekawi mnie to polaczenie Scora i Rosejak Prefektow Naczelnych. Licze na jakies popychanki między nimi :D
    No i oczywiscie ta sytuacja z rodzina Nottow... lubie zagadki wiec już zastanawiam sie, co to sie dzieje.
    Czytalabym dalej, ale zaraz padnie mi bateria w tel, wiec przybede do następnego rozdzialu później :)
    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przepraszaj, ważne że wpadłaś :D Brakowało mi twoich komentarzy! Tym bardziej cieszę sie, ze nowa historia na razie ci podchodzi :)
      Z Alice chciałąm trochę odejść od stereotypów ciężarnej nastolatki. Słuszna uwaga z tym Nevillem i jest on z pewnoscią jednym z powodów, dla których nikt nie zna ojca :D Wiem, że Albus zawsze jest bliski twojemu sercu, wiec postaram sie w tym opowiadaniu o niego dbać :)
      Och "popychanki" to ciekawe określenie, z pewnością sie doczekasz :D
      Dziękuje bardzo za komentarz i pozdrawiam ;*

      Usuń
  9. Co jak co, ale mnie istnienie nie bolało, a na pewno nie przy czytaniu powyższego. Merlinie, tęskniłam za tym pięknym, małym potterowskim świadkiem. Prawdziwie doceniasz wartość czegoś dopiero, gdy nie masz do tego dostępu. Byliśmy w separacji. drogi Scorpiusie, ale to już za nami. No i Rose, oczywiście. I Scorpiusie.
    Nie wiem, jak ani dlaczego to robisz, ale u Ciebie trzeba lubić wszystkich. Przynajmniej jak na razie. Tak więc lubię wszystkich. I oooooooh zakładam, że nie tylko ja tu umieram z ciekawości, żeby poznać tajemniczego ojca przyszłego małego Longbottoma. Uważam, że nie tylko trudno, ale nie należy na tym etapie wydawać żadnych zobowiązujących wyroków. Powiem więc znowu tylko: "wreszcie" (chociaż to ja jestem spóźniona) i "idę do następnego".

    Z miłością (to takie bardzo cyniczne z mojej strony, bo ciocia Vi urodziła się bez serca. Ale jakbym je miała, Ciebie i Twoje cuda pewnie bym kochała. Nawet się zrymowało),
    Vi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę sie, ze istnienie nie bolało. Mnie owszem :D Ja bez Scorpiusa przetrwałam tylko miesiąc, zanim zaczełam pisać nowe, więc tęsknotę jak najbardziej rozumiem.
      Nie wiem czy to tak dobrze, bo może to znaczy, ze nie umiem tworzyc antagonistów :D zobaczymy, może jednak kogoś znielubisz, w końcu to dopiero początek. OCh a co do ojca Alice - pewnie, na tym etapie za wiele info nie ma, ale jak juz pojawi sie chęc wydania zobowiązującego wyroku, to się nie krępuj!
      Oj tam oj tam, też mi się wydaje zawsze, że nie mam serca, a potem mi wypełza spod palców jakaś cukrowa scena. Kiedy w grę wchodzi fikcja, to czasem po prostu to serce się pojawia, strzelam, że u ciebie może być podobnie :D

      Usuń
  10. Ciąża w Hogwarcie? No, no i to jeszcze córka Longbotoma? Ciekawe tylko kto jest ojcem dziecka? I co się dzieje z tymi Nottami?

    OdpowiedzUsuń
  11. Podejrzewam, że Rosie łatwo nie odpuści w sprawie Nottów, ani w sprawie tajemniczego ojca dziecka Alice. Podoba mi się pomysł z tą biblioteką. Przez chwilę myślałam, że dostaną wspólne dormitorium i bardzo się cieszę, że jednak tak nie jest ;D Czy tylko ja chętnie bym widziała Scorpiusa w roli pana Darcy'ego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podoba :D Wspólne dormitorium jest rzeczywiście często spotykane, więc chcialam troszkę podkręcic tę kliszę.
      Scorpius jako Darcy prezentowałby sie świetnie <3

      Usuń