W
ciszy wpatrywałam się w baldachim mojego łóżka. Usiłowałam
zmusić swoje ciało do opuszczenia cieplutkiej pościeli. Nie mogłam
teraz stchórzyć, planowałam to wyjście przez ostatnie trzy
godziny.
Pewnie
byłoby mi znacznie łatwiej, gdyby ktoś z moich przyjaciół
zechciał mi towarzyszyć, ale gdzie tam. Ja sama nie miałam ochoty
wciągać w to ich wszystkich, więc planowałam zabrać ze sobą
jedynie Roxanne i Timothy’ego, a to tylko dlatego, że chodzili w
pakiecie.
–
No
nie wiem, Rosie – mruknęła Roxanne, słysząc propozycje wyprawy.
– Ostatnio capnął nas Malfoy, kto wie, co teraz się stanie…
Wiem, że chcesz się czegoś dowiedzieć, ale będziemy musieli
zrobić to w inny sposób. Zakazany Las nocą… sama wiesz, że
nigdy nic dobrego z tego nie wychodzi.
Skoro
ona nie chciała iść, wiedziałam, że żadna siła nie zaciągnie
ze mną Timothy’ego. Jeśli powiedziałabym Alice, prawdopodobnie
przykleiła by mnie do łóżka zaklęciem trwałego przylepca. Na
Albusa na razie nie miałam co liczyć, zwłaszcza, że informację o
Zakazanym Lesie zdobyłam poprzez podsłuchiwanie jego rozmowy z
najlepszym przyjacielem. Conrad nie byłby chętny, żeby wybierać
się gdzieś tak małą grupką, a poza tym, wieża Krukonów była
tak daleko…
A
zatem zostałam sama. I miałam zamiar mimo wszystko coś tej nocy
zdziałać.
Usiadłam
na łóżku i cichutko opuściłam stopy na podłogę. Sięgnęłam
pod materac i wygrzebałam trampki, które wcześniej tam umieściłam,
aby nikogo nie obudzić szukając butów po szafkach.
Na
szorty od piżamy wsunęłam grube, dresowe spodnie, zdjęłam z
wieszaka kurtkę i opuściłam dormitorium.
Kiedy
przechodziłam przez dziurę pod portretem, Gruba Dama akurat spała,
więc nie miała możliwości mnie zwymyślać za wymykanie się
nocą.
Zamek
był w nocy zimny i upiorny. Miałam wrażenie, że stare zbroje
szepczą coś między sobą, że zastawiają na mnie pułapkę.
Zazwyczaj miałam ze sobą Albusa i jego pelerynę niewidkę, a teraz
czułam się, jakbym cały czas była obserwowana.
Dygocząc
lekko z zimna lub strachu, pokonywałam kolejne kondygnacje schodów,
parę razy podskakując, kiedy któryś z portretów chrapnął nagle
głośniej czy przekręcił się w ramie.
Na
parterze otworzyłam drzwi wejściowe zaklęciem i pchnęłam je
mocno. Zaskrzypiały tak głośno, że znieruchomiałam na dobrą
minutę, nasłuchując jakichkolwiek oznak tego, że kogoś
obudziłam.
Dopiero
na zewnątrz odetchnęłam z ulgą, pozwalając, aby świeże
powietrze nieco mnie uspokoiło. Tu byłam bezpieczna.
A
przynajmniej tak mi się zdawało.
–
Wybierasz
się gdzieś?
Odwróciłam
się błyskawicznie, natychmiast wyciągając różdżkę.
–
Nocny
spacerek, jak mniemam? – spytał Malfoy. Stał obok drzwi, luźno
oparty o kamienną ścianę.
–
Skąd
wiedziałeś, że tu będę? – zapytałam drżącym głosem. Jeśli
naprawdę wydawało mi się, że moje nocne przeszukiwanie lasu
przebiegnie bez problemów, to musiało oznaczać, że jestem bardzo
naiwna.
–
Podsłuchiwałaś
nas w bibliotece. – Wzruszył ramionami. – Wiedziałam, że
musiałaś usłyszeć wzmiankę o Zakazanym Lesie. Znam cię na tyle
dobrze, żeby się domyślić, co zrobisz w najbliższej przyszłości.
Zacisnęłam
palce na różdżce.
–
W
ogóle mnie nie znasz – mruknęłam cicho.
Uśmiechnął
się kpiąco. Wyjął dłonie z kieszeni i skrzyżował je na
szerokiej piersi.
Skup
się, Rose.
–
Widzę,
że robi się melodramatycznie – oznajmił. – Opuść różdżkę,
Weasley. Nigdzie nie pójdziesz.
–
Może
ty wyjmij swoją – zaproponowałam. – Jeśli masz ochotę mnie
powstrzymać.
Uśmiechnął
się jeszcze szczerzej.
–
A
nie możesz po prostu mnie zaatakować? Nieuzbrojonego? Tak chyba
byłoby dla ciebie łatwiej.
Moja
dłoń zadrżała na tyle mocno, że na pewno to zauważył.
–
Wyciągnij
różdżkę – syknęłam stanowczo.
Mamrocząc
pod nosem coś co brzmiało jak kpiące „Gryfoni” i przewracając
oczami, zrobił to, o co prosiłam.
Chciałam
załatwić to szybko. Posłałam w jego kierunku zaklęcie
rozbrajające, ale moja gryfońska głupota go na to przygotowała,
więc uchylił się bez większych problemów.
Strzelił
we mnie oszałamiaczem.
–
Protego!
– wrzasnęłam odruchowo, a na twarz Malfoya wpłynął leniwy
uśmiech.
–
Nadal
czujesz potrzebę wypowiadania zaklęć na głos? – zakpił. –
Czyli jednak jestem daleko przed tobą.
Wściekła
Drętwota wystrzeliła z mojej różdżki, mknąc w kierunku
twarzy Scorpiusa, ale sukinsyn znowu się uchylił.
Trochę
to trwało. Znaliśmy się prawie siedem lat, a ja nie byłabym w
stanie zliczyć, ile razy znaleźliśmy się w podobnej sytuacji.
Znałam jego styl i manierę. Na nieszczęście, on moje też.
Kolorowe
światła fruwały w powietrzu, a ja modliłam się, żeby nikt nie
wpadł na pomysł zerknięcia przez okno w środku nocy.
Nigdy
nie przyznałabym się na głos, że trochę mi się to podobało.
Malfoy
powalił mnie na ziemię, rzucając się na mnie całym ciężarem
ciała. Niemądry ruch.
–
Chyba
trochę zardzewiałaś przez wakacje, co Weasley? – wydyszał,
uśmiechając się, tym razem bez cienia złośliwości. Trzymał
moje nadgarstki w stalowym uścisku, a ja nie miałam możliwości
wycelować w niego różdżki.
Krew
buzowała mi w uszach, a adrenalina pulsowała pod moja skórą. Od
tygodni nie czułam się tak pełna życia.
–
Chciałbyś
– odparłam w odpowiedzi, również usiłując zapanować nad
przyspieszonym oddechem.
Zamknęłam
oczy i z całej siły władowałam własne czoło w jego nos.
Syknął
z bólu i odruchowo puścił moją dłoń, żeby okryć twarz.
–
Expulso!
– krzyknęłam, celując w chłopaka, po czym jego ciało zostało
odrzucone do tyłu i wylądowało jakieś dwa metry ode mnie.
Zrywając
się na nogi, posłałam w jego stronę kolejnego oszałamiacza, ale
on doszedł do siebie jeszcze szybciej. Moje zaklęcie zostało
odbite przez gigantyczny konar, który najwyraźniej przywołał
sobie do obrony. A następnie pchnął go w moim kierunku tym samym
zaklęciem, którym ja odrzuciłam jego ciało.
W
ostatniej chwili rozsadziłam kawał drewna w miliony maleńkich
drzazg, które następnie pofrunęły we wszystkich kierunkach. Oboje
padliśmy na ziemię, osłaniając twarze.
–
Remis?
– jęknął marudnie Scorpius, unosząc głowę z trawnika.
–
Chyba
śnisz.
Oboje
się podnieśliśmy, a mieszanina jaskrawych barw ponownie zaczęła
zdobić powietrze.
–
Daj
spokój – warknął, z gracją odpychając wszystkie moje zaklęcia.
Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby ktoś uśmiechał się
szeroko, jednocześnie będąc wściekłym.
–
To
ty daj mi spokój – odparłam, w końcu trafiając.
Jego
różdżka posłusznie pofrunęła prosto do mojej wyciągniętej
dłoni. Uśmiechnęłam się z satysfakcją.
Malfoy
spoglądał na mnie, marszcząc brwi.
–
I
co teraz? – spytał z niezadowoleniem. – Masz moją różdżkę.
Gratulacje. Ja wciąż mogę iść prosto do gabinetu McGonagall i
poinformować ją dokąd poszłaś.
–
Trudno
– odparłam hardo, mając nadzieje, że nie wykryje wahania w moim
głosie. Prawdę mówiąc, nie uśmiechało mi się wysłuchiwanie
wykładu pani dyrektor, że już nie wspomnę o utracie odznaki.
Ale
przecież to było ważniejsze. Prawda?
–
Pójdźmy
na kompromis – zaproponował, a ja spojrzałam na niego, zdumiona.
Samo to zdanie zabrzmiało wyjątkowo rozsądnie jak na
Scorpiusa Malfoya. – Pójdę z tobą.
Byłam
tak zaskoczona, że prawie się potknęłam. Stojąc w miejscu. A
świat nadal będzie myślał, że to nie możliwe.
– Dobrze
się czujesz? – zapytałam niepewnie.
– Tylko
pomyśl – powiedział spokojnie. – Mam trzy opcje: iść do
McGonagall i wpakować w tarapaty nas oboje, iść spać, zapomnieć
o tym spotkaniu i nie wyciągnąć z tego kompletnie żadnych
korzyści albo iść z tobą, przypilnować, żeby nic cię nie
zeżarło i może przy okazji samemu się czegoś dowiedzieć.
Zamrugałam
szybko.
– Nie
wiedziałam, że tak ci zależy na tym, żeby nic mnie nie zeżarło
– wypaliłam.
Mięsień
na jego szczęce drgnął.
– Nie
nadużywaj mojej cierpliwości, Weasley – warknął. – Idziemy
czy nie?
Udałam,
że potrzebuję kilku sekund do namysłu, choć w rzeczywistości już
zdecydowałam. Samotna, nocna wyprawa do ciemnego lasu nigdy nie
brzmiała zachęcająco. Jeśli ktoś chciał mi towarzyszyć i
uchronić mnie przed posikaniem się ze strachu, droga wolna. Nawet
jeśli był to Scorpius Malfoy.
A
już na pewno było to lepsze nić konfrontacja z McGonagall.
– Dobra
– powiedziałam po chwili. – Ale pospieszmy się. Jakbym cie tu
nie spotkała, pewnie byłabym już w drodze powrotnej do sypialni.
Malfoy
przewrócił oczami, po czym oboje ruszyliśmy w stronę lasu. Byłam
nieco zaskoczona, gdy uświadomiłam sobie, jak bardzo się
przemieściliśmy podczas naszej walki. Byliśmy prawie przy chatce
Hagrida. Nic dziwnego, że tak się zasapaliśmy.
– Skąd
wiedziałeś, że to ja podsłuchiwałam was w bibliotece? –
zapytałam po chwili, siląc się na przyjazny ton. Wszelkiego
rodzaju sprzeczki z pewnością nie będą wskazane na tym nie do
końca bezpiecznym gruncie. – Myślałam, że zdążyłam uciec.
– Nie
wiem, czy ktokolwiek w Hogwarcie mógłby konkurować z twoją
skłonnością do podsłuchiwania – wyjaśnił Malfoy. – A poza
tym, kiedy wybiegałaś, mignęło mi coś jaskrawożółtego.
Ha.
Moje rajstopy. Jeśli planowałabym zostać super–szpiegiem,
powinnam zmienić styl ubierania.
– I
koniecznie musiałeś wyjść w środku nocy na dwór, żeby mnie
powstrzymać? – spytałam z powątpiewaniem. – Czemu tak cie to
obchodzi?
Zerknął
na mnie, marszcząc gniewnie brwi.
– A
ciebie? – mruknął. – Mówiłem ci, to sprawa Nottów. Jeśli
nie chcą, żeby ktokolwiek w tym węszył… cóż, nawet jeśli nie
podoba mi się ta postawa, obiecałem, że nie puszczę pary z ust.
Podobnie jak mój ojciec. Po prostu staram się ciebie zmusić, żebyś
uszanowała ich prywatność.
– Och.
– Jego słowa wprawiły mnie w lekkie zmieszanie. – O tym nie
pomyślałam.
Uśmiechnął
się lekko pod nosem. Chyba myślał, że jest za ciemno, abym to
zauważyła.
– Jakoś
mnie to nie dziwi.
Uderzę
go w twarz, przysięgam.
– Skoro
chcesz szanować ich prywatność, to czemu idziesz ze mną do lasu?
Westchnął
lekko, rozglądając się po ścieżce, na którą właśnie
wchodziliśmy. Odpychał zamaszyście gałęzie, które muskały nas
po nogach, zaglądał pod krzaki i zatrzymywał się przy niektórych
drzewach, grzebiąc w korze. Zwracał uwagę na wszystko, co
wyglądało choć trochę nietypowo, tym samym przypominając mi, po
co w ogóle tu jesteśmy.
– Bo
zaczynam myśleć, że to jest… zbyt ważne – przyznał po
dłuższej chwili. – Myślę, że ktoś, kto za tym stoi jest…
bardzo… niebezpieczny. – Wyraźnie uważał na słowa, nie chcąc
powiedzieć mi za dużo. – I… ta rzecz… może dotknąć więcej
osób. Nie tylko Nottów. Nie wydaje mi się, żeby w ogóle chodziło
o Nottów – zakończył, już pewniejszym głosem.
– Nie
mogłeś powiedzieć tego bardziej niejasno – burknęłam.
Jedynie
ostatnie zdanie było trochę pomocne. I jeśli miał racje, to
Nottowie zachowywali się bardzo samolubnie.
– Co
ty wyprawiasz? – warknął nagle, łapiąc mnie za łokieć.
Zerknęłam niepewnie na niego, a potem na własną nogę, którą
przed chwilą wsadziłam w krzaki.
Ścieżki
biegnące po zakazanym lesie były bardzo zarośnięte i kiepsko
widoczne, ale jednak jakieś istniały. A ja właśnie zdecydowałam
się zejść z tej, którą kroczyliśmy.
– Zbaczam
ze szlaku? – zapytałam niepewnie. – Och, daj spokój –
dodałam, widząc jego zirytowane spojrzenie. – Jeśli porywałbyś
ludzi i trzymałbyś ich w lesie, to umieściłbyś swoją kryjówkę
przy samej ścieżce?
– Czyli
to usiłujemy zrobić? – zapytał, unosząc brew. – Znaleźć
kryjówkę porywacza? Bo jeśli tak, to jesteś szalona.
– Nie.
– Pokręciłam głową. – Ja tylko…
– Ty
tylko co? – warknął. – Co ty właściwie masz nadzieję tu
znaleźć, Weasley?
Przygryzłam
wargę. Jego pytania mnie stresowały.
– Cokolwiek
– mruknęłam. – Wskazówkę, podpowiedź, ślady… To jedyna
poszlaka, jaką dysponujemy.
– Jesteś
szalona – podsumował.
– Dopiero
teraz na to wpadłeś? – warknęłam. – Mogłeś zadać mi te
wszystkie pytania, zanim zdecydowałeś się mi towarzyszyć. –
Wyrwałam mój łokieć z jego uścisku. – Idziesz czy nie?
Nie
czekając na jego odpowiedź, pewnym krokiem ruszyłam przed siebie.
Szelest liści podpowiedział mi, że jednak podążył za mną.
– Hej,
Weasley? – odezwał się, zupełnie innym tonem. Zupełnie jakby
jeszcze przed sekundą na mnie nie warczał. – Kto zrobił brzuch
twojej przyjaciółce?
– Nie
twoja sprawa – odparłam szybko. Nie musiał być we wszystko
wtajemniczony. Na przykład w to, że nie miałam bladego pojęcia.
Przyjrzał
mi się uważnie, a ja usiłowałam zachować pokerową twarz.
– Ty
nie wiesz – oznajmił. – Aż strach pomyśleć, kto to może być,
skoro boi się powiedzieć nawet tobie.
– Nie
boi się, po prostu… – zaczęłam, ale urwałam gwałtownie.
Coś
zaszeleściło w pobliskich krzakach. Oboje znieruchomieliśmy.
Nasłuchiwałam
kolejnego dźwięku, ale cisza nagle zrobiła się przetłaczająca.
A
potem spomiędzy krzaków wyskoczyła wiewiórka, a ja poczułam się
jak idiotka. To tyle, jeśli chodzi o gryfońską odwagę.
– Powinnam
zostać tchórzliwym Ślizgonem – mruknęłam pod nosem, na moment
zapominając, że nie jestem sama.
Malfoy
spojrzał na mnie z uniesioną brwią. Dopiero wtedy uświadomiłam
sobie, że trzymam kurczowo rękaw jego zamszowej kurtki. Musiałam
złapać ją w panice, kiedy usłyszeliśmy hałas.
– Nie
wydaje mi się, żeby jakikolwiek tchórzliwy człowiek polazł w
nocy do lasu pełnego niebezpiecznych stworzeń, żeby szukać
wskazówek do złapania porywacza – rzucił lekkim, konwersacyjnym
tonem. Już miałam zrobić zaskoczoną minę, bo brzmiało to jak
zawoalowany komplement. A potem dodał: – Nie od dziś wiadomo, że
odwaga to najładniejszy synonim głupoty, jakim dysponuje nasz
słownik.
Wzniosłam
oczy do nieba i ruszyłam dalej. Malfoy i komplementy. Musiałam być
naprawdę zmęczona, skoro coś podobnego przyszło mi do głowy.
– Nie
oddalaj się ode mnie – mruknął cicho.
– Żeby
nic mnie nie zeżarło? – rzuciłam przez ramię.
– Jeśli
masz ochotę pchać się do paszczy dzikich zwierząt, rób to kiedy
indziej. Nie chciałbym, aby ktoś podejrzewał, że jestem
współwinny.
Przez
chwile kontynuowaliśmy nasze poszukiwania w ciszy. Powoli docierał
do mnie bezsens całej eskapady, ale nie dałam niczego po sobie
poznać.
– Mogłabyś
oddać mi różdżkę – powiedział nagle, znów idąc ramię w
ramię ze mną.
– Żebyś
mógł zaciągnąć mnie do łóżka za pomocą zaklęć? –
warknęłam.
Uświadomiłam
sobie co właśnie powiedziałam.
Na
usta Malfoya wpełzł sugestywny uśmieszek. Białe zęby błysnęły
w ciemności.
– Chodziło
mi o moje łóżko – powiedziałam szybko. – Żeby w nim
spać. W pojedynkę. Żeby nie chodzić po lesie, bo nie chciałeś,
żebym chodziła po lecie…
– Nie
potrzebowałbym zaklęć, żeby zaciągnąć cię do łóżka,
Weasley – rzucił, mierząc mnie wzrokiem. – Problem polega na
tym, że nie chcę. Przykro mi.
– Jesteś
obrzydliwy – mruknęłam, odrywając od niego spojrzenie. Zwiesiłam
głowę, pozwalając, żeby rude loki okryły mój rumieniec.
– A
ty jesteś osamotniona w tej opinii.
– Szczerze
wątpię – warknęłam, znowu odchodząc parę kroków, udając, że
jedno z drzew przykuło moją uwagę.
– Weasley,
stój – rzucił, a w jego głosie było słychać napięcie. –
Znalazłem coś.
Odwróciłam
się gwałtownie i pognałam z powrotem do chłopaka, prawie
potykając się o wystający korzeń.
Tuż
obok jego stopy, na leśnej ściółce, leżała maleńka buteleczka.
– Prawie
na nią nadepnąłem – mruknął, pochylając się i wyciągając
dłoń.
– Nie
dotykaj tego! – krzyknęłam gwałtownie, a Scorpius znieruchomiał.
Naciągnęłam
rękaw swetra na dłoń i sama ostrożnie chwyciłam butelkę przez
materiał. Była nieco mniejsza od mojej dłoni, z wysoką szyjką i
pękatym zbiornikiem.
– I
co teraz? – mruknął Malfoy, również wpatrując się w naczynie.
– Nie
wiem – przyznałam. – Nigdy nie prowadziłam śledztwa.
– Jak
myślisz, co w niej było?
– Pewnie
jakiś eliksir – mruknęłam.
Malfoy
przewrócił oczami.
– Niesamowita
umiejętność dedukcji – pochwalił mnie ironicznie. – Sprawdźmy
jaki.
Również
naciągnął rękaw na dłoń i wyciągnął ją w moim kierunku,
dając do zrozumienia, że on się tym zajmie. Zamiast tego sama
podsunęłam sobie butelkę pod nos i ostrożnie powąchałam.
– Wywar
Żywej Śmierci – mruknęłam. – Czyli ją uśpił.
– Dlaczego
nie oszołomił? – rzucił Scorpius, kiedy podałam mu butelkę.
Również podstawił ją sobie pod nos. Najwyraźniej uznał, że
musi sam sprawdzić.
– Przy
oszołomieniu nie można wyliczyć, kiedy ktoś się obudzi –
zasugerowałam. – Może potrzebował czasu, żeby się ulotnić.
– Czyli
myślisz, że podał jej eliksir i tu ją zostawił? Czemu tutaj?
Czemu ją tu przyprowadził i dopiero tutaj użył Wywaru? –
dociekał Malfoy.
– A
jeśli już wcześniej była uśpiona? – mruknęłam. – To mogła
być druga dawka.
Scorpius
uniósł dłoń do góry, próbując złapać odrobinę światła
księżycowego, żeby oświetliło butelkę.
– Ale
to nie ma sensu – dodałam. – Dlaczego by to tutaj upuścił?
Myślisz, że jest… niezbyt mądry?
Malfoy
pokręcił głową, ponownie przekazując mi przedmiot.
– Mało
kto potrafi użyć Wywaru Żywej Śmierci tak, żeby nie wyrządzić
poważnej krzywdy – odparł. – Trzeba mieć ogromną wprawę z
eliksirami, mnóstwo cennych informacji i głowę na karku. Po jego
zażyciu występuje bardzo mocny sen, ale wystarczy jedna kropla za
dużo, żeby…
– … nigdy
się nie obudzić – zakończyłam. – Obłędnie niebezpieczny.
Dlaczego ktoś w ogóle by go używał, potrzebując tylko, żeby
ofiara straciła przytomność? Eliksir Słodkiego Snu jest o wiele
bezpieczniejszy, bardziej powszechny i prostszy do uwarzenia.
– Może
nieszczególnie go obchodzi, czy ofiara przeżyje – odparł ponuro
Scorpius.
– A
może jest zbyt pewny siebie? – zasugerowałam z entuzjazmem. –
Może jest inteligentny i chce się tym popisać, chociażby przed
samym sobą. Pokazać, że może sobie ryzykować ile chce, bo i tak
nie popełni błędu, jest na to za mądry…
– Przestań
– powiedział ostro Malfoy.
– Przestać
co? – spytałam, zdziwiona. Tak się wkręciłam w tę krótką
burzę mózgów, że na chwilę zapomniałam, kto mi towarzyszy.
– Tworzyć
portret psychologiczny porywacza – odwarknął. Wpatrywał się we
mnie intensywnie. W srebrnych oczach dostrzegłam gniew, stanowczość
i… coś jeszcze. Strach? – Za bardzo się nakręcasz. To nie
twoje zadanie. Musimy to komuś oddać – dodał, wskazując na
butelkę w moich rękach.
Odsunęłam
od niego niewielkie naczynie, w obronnym odruchu, a następnie
wsunęłam je do kieszeni kurtki.
– Czyli
komu? McGonagall? – pisnęłam. – I powiemy, że gdzie to
znaleźliśmy?
– Weasley…
Urwał.
Do moich uszu znowu dobiegł szelest. Niezbyt blisko nas, ale
wyraźnie przemieszczał się w tym kierunku. Ale tym razem
towarzyszyło mu coś jeszcze.
Kroki.
Zanim
zdążyłam podjąć jakąkolwiek decyzję, Malfoy złapał mnie za
ramię i pociągnął w kierunku najbliższego drzewa. Może nie
była to najlepsza kryjówka, ale jednak nie mieliśmy na horyzoncie
żadnych bardziej zachęcających opcji.
Oparł
się plecami o drzewo po przeciwnej stronie niż ta, z której
dobiegały kroki.
Silne
ramię obejmowało mnie mocno w tali, a zanim całkiem
znieruchomieliśmy, jego ręka zadrżała w nerwowym odruchu. Z
jakiegoś powodu, druga dłoń chłopaka zakrywała mi usta.
Najwyraźniej jego mniemanie o mojej inteligencji było wystarczająco
niskie, żeby uznać, iż w takiej sytuacji postanowiłabym się
odezwać.
Próbowałam
całkiem wstrzymać oddech. Czy to mógł być centaur? Wtedy
moglibyśmy liczyć na minimum zrozumienia dla naszej sytuacji, jeśli
odpowiednio pokierowalibyśmy rozmową... Nie, to raczej nie brzmiało
jak kopyta. Musiałam przestać się oszukiwać. To zdecydowanie były
ludzkie kroki.
Może
Hagrid wybrał się na nocną przechadzkę? Ale wtedy tupanie byłoby
cięższe…
Malfoy
chyba się zorientował, że nie potrzeba mnie uciszać, bo zdjął
dłoń z moich ust i przeniósł ją na ramię.
Na
plecach czułam, jak mocno wali mu serce. Prawie tak mocno, że
intruz, kimkolwiek był, mógłby je usłyszeć. Mogłabym mieć do
niego o to pretensje, gdyby nie fakt, że moje własne serce również
galopowało jak szalone, napędzane przerażeniem.
Hałas
wskazywał, że niebezpieczeństwo było coraz bliżej.
Miejsce,
w którym ramie Scorpiusa obejmowało ciasno mój brzuch, było
gorące, mimo że dzielił nas gruby materiał mojej kurtki.
Najwyraźniej przerażenie wyostrzało wrażliwość na bodźce.
Najciszej
jak umiałam, wsunęłam dłoń do kieszeni kurtki. Wymacałam dwie
różdżki i po dotyku rozpoznałam swoją. Drugą uniosłam do góry
i wcisnęłam ją Malfoyowi do ręki, którą nadal trzymał na moim
barku. Jego palce delikatnie ścisnęły moje, kiedy się spotkały.
Nie wiedziałam czy chciał mi dodać otuchy, podziękować za
różdżkę, czy może nienawiść do mojej osoby sprawiła, że
chciał wykorzystać ostatnią okazję, żeby mi zadać chociaż
minimalny ból, zanim zginiemy.
Intruz
nadepnął na gałązkę. Tuż za naszym drzewem.
Omerlinieomerlinieomerlinie…
Miał
zapaloną różdżkę, albo jakieś inne źródło światła. Drzewo
rzucało przed nami cień. Ramie Malfoya zacisnęło się mocniej.
Kroki
zdawały się przemieszczać w prawo. Scorpius przekręcił nas
lekko, próbując skierować się plecami do intruza, co było
niezbyt mądrym posunięciem, ale przynajmniej to nie ja byłam na
celowniku. Nie poruszył stopami, więc nasze położenie zmieniło
się tylko o centymetr, może dwa.
Mocniej
zacisnęłam palce na różdżce.
Cóż,
przynajmniej umrę w ramionach wściekle przystojnego faceta,
pocieszyłam się niedorzecznie. Na te kilka sekund mogę
zapomnieć, że jest dupkiem.
Kiedy
w końcu wyszedł zza drzewa, kilka rzeczy wydarzyło się
jednocześnie.
Znalazł
nas. Nie wiem, czy po prostu nas zobaczył czy może usłyszał, bo
oddychaliśmy za głośno.
Światło
z różdżki mnie oślepiło.
Malfoy
zrobił krok do tyłu i pociągnął za sobą, jakby planował
ucieczkę.
Oboje
wycelowaliśmy różdżki w niewidoczną postać.
– Rose?
– odezwał się znajomy głos, w którym pobrzmiewała ulga. – I…
Malfoy?
Opuścił
różdżkę, a ja, zamrugawszy kilkukrotnie, w końcu mogłam
dostrzec rysy twarz.
– Conrad!
– sapnęłam, czując jak całe napięcie opuszcza moje ciało.
Malfoy
nadal nie był zrelaksowany. Chciałam mu uświadomić, że wciąż
mnie nie puścił, ale wytykanie mu tego wydawało się dziwnie nie
na miejscu.
– Co
ty tu robisz? – zwrócił się do Conrada, wciąż podejrzliwy i
czujny.
Krukon
spojrzał na niego krótko, po czym ponownie przeniósł wzrok na
mnie.
– Roxanne
się przebudziła i zobaczyła, że nie ma cię w łóżku –
wyjaśnił – Strasznie się o ciebie martwiła, więc wysłała mi
sowę, błagając, żebym coś zrobił.
– A
ty się zgodziłeś iść do lasu? – wtrącił Scorpius, wyraźnie
zdziwiony. – Tak po prostu?
Najwyraźniej
Malfoy nie zauważył tęsknych spojrzeń Conrada, rzucanych w stronę
Roxanne, kiedy był pewien, że ona tego nie widzi. Nie wiem czy
istniało cokolwiek, czego by dla niej nie zrobił.
Wiedziałam
za to, że bliska reakcja Roxanne i Timothy’ego nie jest dla niego
łatwa do oglądania. Nigdy nie pozwolił mi o tym ze sobą pogadać.
– A
skąd właściwie wiedziałeś, gdzie mnie szukać? – zdziwiłam
się. Powierciłam się niespokojnie w ramionach Malfoya. Na Merlina,
jak to dziwnie brzmiało.
Teraz,
kiedy zagrożenie minęło, jego bliskość wprawiła mnie w dziwny
dyskomfort. Noc jednak nie była aż taka zimna, jak mi się wydawało
jeszcze kilka minut temu.
– Wieczorem
próbowałaś ją namówić, żebyście wybrały się razem do lasu –
przypomniał mi Conrad. – Nie było ciężko wywnioskować, dokąd
się udałaś jeszcze tej samej nocy. Nie jesteś najbardziej
nieprzewidywalną osobą na świecie, Rosie.
Odchrząknęłam
i w końcu zerknęłam znacząco na Malfoya. Złapał moje
spojrzenie, a jego oczy na chwile się rozszerzyły, kiedy uświadomił
sobie własną pozycję. Odskoczył ode mnie, jakbym nagle pokryła
się kurzajkami. No doprawdy, jeszcze tylko brakowało, żeby z
obrzydzeniem wytarł ręce o Conrada.
– Zabieram
cię z powrotem do zamku – zawyrokował Conrad, nadal zachowując
się, jakby Malfoy był drzewem. – Na litość boską, Rose,
naprawdę myślałaś, że możesz po prostu wybrać się na spacer i
natknąć się na znaczącą wskazówkę? Za kogo ty się uważasz,
za Sherlocka Holmes’a?
– Kogo?
– mruknął odruchowo Malfoy, ale żadne z nas mu nie
odpowiedziało. Jestem przekonana, że gdybyśmy mu powiedzieli, iż
chodzi o mugolską postać fikcyjną, wolałby nie zadawać tego
pytania.
– Zabawne,
że tak mówisz – odparłam naburmuszona i sięgnęłam do
kieszeni. – Ale co powiesz na to?
Wysunęłam
fiolkę w jego stronę. Natychmiast wziął ją do ręki i powąchał.
– Wywar
Żywej Śmierci? – Uniósł brwi. – Myślisz, że… to ta osoba,
która porwała Ellie ją tu zostawiła?
– Nie
wiem. – Wzruszyłam ramionami.
– Jeśli
tak, możnaby wykluczyć wszystkich uczniów z listy podejrzanych –
oznajmił Conrad. – Poza naszą trójką i Alice, nie znam nikogo,
kto umiałby go poprawnie uwarzyć, a co dopiero dawkować.
Mówiąc
„naszą trójką” musiał mieć na myśli siebie, mnie i Malfoya,
co oznaczało, że najwyraźniej postanowił włączyć go do
rozmowy.
– Dlaczego
w ogóle uczniowie mieliby być w gronie podejrzanych? – Malfoy
najwyraźniej poczuł się zaproszony. – Kto z nich miałby cel i
motyw, żeby…
Zamilkł
raptownie, jakby omal nie powiedział za dużo. Najwyraźniej na
końcu jego języka znajdowały się te informacje, których wciąż
nie udało mi się wyciągnąć.
– To
teraz nieważnie – wtrąciłam szybko. – Bardziej istotne jest
to, co powinniśmy zrobić z tą informacją.
Conrad
spojrzał na mnie z powątpiewaniem.
– Rosie,
nie pomyślałaś, że… to trochę dziwne?
– Co
konkretnie? – spytałam z domieszką irytacji.
Jak
to działa, że jak tylko uda mi się coś zrobić dobrze, ktoś
natychmiast poddaje to w wątpliwość?
– Tylko
pomyśl – powiedział łagodnie Krukon. – Wchodzicie do ogromnego
lasu w dzień powrotu Ellie, nie wiecie gdzie szukać i co próbujecie
znaleźć i od razu trafiacie na cenny ślad? Coś tu śmierdzi.
– Przyszło
mi to do głowy – przyznał Malfoy, a ja rzuciłam mu takie
spojrzenie, jakby jakby właśnie wbił mi nóż w plecy. Zabawne,
ale przez jeden, złudny moment myślałam, że jesteśmy po tej
samej stronie.
– O
co konkretnie wam chodzi? – Zacisnęłam zęby.
– To
może nie mieć nic wspólnego ze sprawą – zaczął Conrad. – Po
prostu trafiliście na starą butelkę, która tutaj leży, bo jakiś
niewinny człowiek ją upuścił. To mógł być nawet Hagrid, który
mógł potrzebować uśpić jakąś dziką bestię, żeby opatrzyć
jej rany, czy coś w tym stylu…
A
mojej głowie rozbłysło kilkanaście kontrargumentów – eliksir
był świeży, Hagrid nie ma dość dużej wiedzy w dziedzinie
eliksirów, żeby używać Wywaru Żywej Śmierci – ale chłopak
kontynuował.
– … albo
to fałszywa wskazówka – oznajmił, po czym zamachał mi
buteleczką przed oczami. – Nie pomyślałaś, Rosie, że ktoś
mógł to tutaj podłożyć, bo wiedział, że teren zostanie
przeszukany? Odpowiednio blisko skraju lasu, żeby ktoś to znalazł,
ale nie aż tak, żeby było to podejrzane?
Zmarszczyłam
brwi. Chyba byłam zbyt podekscytowana znaleziskiem, żeby przemyśleć
inne opcje.
– Tak
czy siak – wtrącił Malfoy. – Nie zmienia to faktu, że
znaleźliśmy coś, co może być pomocne w tej sprawie. Zatem
sądzę, że powinniśmy zanieść to do McGonagall.
– Czy
ty już do końca straciłeś zdolność logicznego myślenia? –
krzyknęłam, co nie było zbyt rozsądnym posunięciem w naszym
obecnym położeniu, ale z wściekłości zapomniałam o dzikich
bestiach. – Nie możemy powiedzieć McGonagall, że troje uczniów,
w tym dwoje prefektów naczelnych, wałęsało się po lesie w środku
nocy! – pisnęłam. – Wpędzilibyśmy biedaczkę do grobu, co i
tak nie powstrzyma jej przed karaniem nas do naszej śmierci!
– Masz
jakieś inne pomysły? – warknął. – Nie możemy po prostu nic
nie powiedzieć, skoro to może jakoś pomóc Nottom! Ktoś, kto
zajmuje się tą sprawą powinien wiedzieć!
– Wymyślimy
coś innego – odparłam, już nie czując się tak pewnie.
– Cóż,
nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale ta butelka i dokładny opis
miejsca,w którym została znaleziona, mają trafić do McGnagall! –
fuknął.
Nie
wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie mogłam go posłuchać. Ale jeśli
to komuś z moich przyjaciół stałaby się krzywda, pewnie
zachowałabym się tak samo jak on.
– Ktoś
inny mógł na nią wpaść – odezwał się Conrad. – Ktoś kto
regularnie chodzi do lasu i nie ma nic dziwnego w tym, że czasem coś
w nim znajduje.
*
Chyba
nie muszę mówić, że Hagrid nie był zachwycony, kiedy zapukaliśmy
do drzwi jego chaty o drugiej w nocy.
– Napędziliście
mi stracha – sapnął, odkładając kuszę obok drzwi wejściowych.
Był
jeszcze mniej zachwycony, kiedy wyjaśniliśmy mu zaistniałą
sytuację i poprosiliśmy o pomoc.
– No
ni wim – mruknął, poruszając się niespokojnie na ławie. –
Może… może nie powim pani dyrektor… ale pośle słówko waszym
rodzicom? Powinni wiedzieć.
– Hagridzie!
– jęknął Conrad. Jego rodzice byli mugolami, więc mogli nie
zdawać sobie sprawy, ile niebezpieczeństw czai się w Zakazanym
Lesie, ale myślę, że samo chodzenie nocą po zwykłym
lesie, bez niczyjego nadzoru i wiedzy mogłoby wyprowadzić ich z
równowagi.
Co
i tak byłoby niczym w porównaniu do reakcji mojej matki.
Prawdopodobnie zakopałaby mnie żywcem.
Nie
wiedząc co powiedzieć, napiłam się herbaty, licząc, że Conrad i
Malfoy załatwią sprawę bez mojej interwencji. Mogłam tylko
wszystko pogorszyć.
– Panie
profesorze – odezwał się Malfoy, a Hagrid drgnął,
nieprzyzwyczajony do tego, żeby ktoś zwracał się do niego w ten
sposób. Ta dwójka nie znała się za dobrze, Malfoy nigdy nie miał
lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami. Nie zdziwiłabym się,
gdyby to była ich pierwsza rozmowa.
– Tak?
– spytał uprzejmie Hagrid, spoglądając na Malfoya jakby
przychylniej. – I mów mi Hagrid, wszyscy mówią – dodał.
Ha.
Może podstępny Ślizgon jednak wiedział co robi.
– A
więc Hagridzie...czy kiedy rodzice Weas… Rose byli w
szkole, pisałeś do ich rodziców o każdym złamanym przez
nich punkcie regulaminu?
Conrad
spojrzał na niego, jakby Scorpius mu zaimponował, a ja nie mogłam
go za to winić.
– Cóż…
ja… znałem rodziców Rona, ale… inna sytuacja… Ron i Hermiona
to moi przyjaciele, a Rosie… – mamrotał Hagrid, zbity z tropu.
– Ale
jednak zdarzało ci się dla nich pominąć ten krok – powiedział
Conrad, uśmiechając się do gajowego. – Nie mógłbyś też dla
nas zrobić tego wyjątku?
– Nie
tylko przymykałeś oko na ich wybryki – odezwałam się, zanim
zdążyłam ugryźć się w język. – Przecież raz sam wysłałeś
mojego tatę i wujka do Zakazanego Lasu, żeby mogli porozmawiać z
przerośniętym pająkiem, który gustował w ludzkim mięsie.
– Dobrze,
już dobrze! – zdenerwował się Hagrid. – Wezmę butelkę, jutro
z rana zaniosę ją do pani dyrektor i nie skrobnę do waszych
rodziców! Tylko mówcie, gdzie dokładnie ją znaleźliście.
Conrad
w miarę szybko naszkicował Hagridowi lokalizację, za co byłam mu
wdzięczna, bo ja sama za nic nie potrafiłabym odtworzyć naszych
kroków.
Kiedy
dowlekliśmy się do zamku, byłam absolutnie wykończona. Cieszyłam
się, że następnego dnia jest niedziela, co oznaczało brak zajęć.
Z drugiej strony wątpiłam, że Alice i Roxanne pozwolą mi odespać.
– Na
razie, Anderson – ziewnął blondyn. – Słodkich koszmarów,
Weasley.
– Obyś
zdechł we śnie, Malfoy – odparłam lekko.
Oddalił
się w stronę lochów. Wygląda na to, że pewne rzeczy się nie
zmieniają.
*
– Czyli
Malfoy wie, co im się stało, kiedy byli przetrzymywani? – syknął
Tim, pochylając się w moją stronę nad stołem. – I nic nie
powiedział?
– Na
to wygląda. – Wzruszyłam ramionami.
Streściłam
moim przyjaciołom wydarzenia z poprzedniej nocy podczas śniadania.
Była już pora obiady, a my nadal nie zmieniliśmy tematu.
– Nadal
nie mogę uwierzyć, że poszłaś tam sama – powiedziała Roxanne,
spoglądając na mnie znad talerza. – W tej sytuacji nie obchodzi
mnie, co Malfoy ukrywa, bo jestem mu zbyt wdzięczna, że za tobą
poszedł. Jesteś naprawdę uparta, Rosie.
– Nic
jej się nie stało – przypomniał jej Conrad, który chyba był
zirytowany, że Roxanne nie docenia jego wkładu w całą sytuację.
– Powinniśmy skupić się nad tym, jak wyciągnąć z niego
więcej.
– Wolałabym
nie – wtrąciłam. – Nie chcę prowadzić z Malfoyem większej
ilości rozmów niż to absolutnie konieczne.
– Czyli
odpuszczasz? – Roxanne sceptycznie uniosła brew.
– Kto
powiedział, że cholerny Malfoy jest naszym jedynym źródłem
informacji? – Wyszczerzyłam zęby. – Bo ja osobiście mogę
pomyśleć o przynajmniej dwóch innych. Napisałam dwa listy: jeden
do ojca, w którym błagam go o jakiekolwiek szczegóły i drugi do
Jamesa, żeby spotkał się ze mną podczas najbliższego wypadu do
Hogsmeade.
– Myślałam,
że James pojechał do Rumunii – odezwał się wysoki głos.
Uniosłam
głowę. Alice miała zaciśnięte usta i zdeterminowany wyraz
twarzy. Albus również do nas dołączył i opadł na krzesło obok
Tima.
– Myślałam,
że się do mnie nie odzywasz – odparłam.
Jeszcze
przed moim przebudzeniem została poinformowana przez Roxanne o
nocnej eskapadzie.
– Zmieniłam
zdanie – powiedziała.
Uwielbiałam
miękkie serce mojej przyjaciółki.
– James
jednak został – kontynuowałam. – Najwyraźniej oferta, którą
zaproponował mu wujek Charlie okazała się mniej zachęcająca niż
miał nadzieję.
– Dlaczego
James miałby coś wiedzieć? – zapytał Albus.
– Mieszka
w tym samym domu co szef Biura Aurorów. – Wzruszyłam ramionami. –
Cokolwiek przemilczy mój ojciec, jest szansa, że James gdzieś to
podsłuchał. Zobaczymy.
*
Ależ
jestem okropna! Trzy tygodnie!
Na
swoje usprawiedliwienie mam tylko sesję. Nie tylko przez brak czasu,
ale również spadek kondycji psychicznej, która u mnie zawsze się
z sesją wiąże :D Ale powoli wracam do siebie, zaczynam znowu
widzieć kolory i tak dalej.
Z
tego powodu mam też trochę zaległości na waszych blogach, które
lada dzień powinnam ponadrabiać ;)
Obijałam
się w pisaniu i próbowałam poprawić sobie nastrój różnymi
sposobami, co oznacza, że dużo przeczytałam i dużo obejrzałam. I
choć normalnie tego nie robię, chciałabym wam coś polecić, jako
że ma luźny związek z opowiadaniem :D
Na
youtube znajduje się pewna seria o nazwie „The Lizzie Bennet
Diaries”. Jest to współczesna adaptacja „Dumy i uprzedzenia”
opowiedziana serią kilkuminutowych vlogów. Mega wciągające, super
postacie, emocje, zaskakująco fajne aktorstwo i wgl cud, miód,
malina. Pochłonęło dwa dni mojego życia, ale warto było. Jeśli
będziecie mieli ochotę i czas, to serdecznie polecam!
Odnośnie
rozdziału – cała akcja w lesie miała być tylko kawałkiem
rozdziału, a nie prawie całym xd ale nie miałam pojęcia, że
zajmie mi to tyle tekstu! Znów mnóstwo Scorpiusa, obiecuje go
ostrożniej dawkować w kolejnych :D Chyba.
Jeszcze
raz przepraszam za długie oczekiwanie! Obiecuję, ze to się więcej
nie powtórzy (tak naprawdę to nie xd)
Czekam
na wasze komentarze, opinie i co tam chcecie. Zapraszam do
obserwowania i mam nadzieję, że się podobało <3
Trzymajcie
się!
Moje postanowienie regularnego komentowania skończyło się na drugim rozdziale, ale wiedz, że czytam wszystko i wszystkim jestem tak samo zachwycona :-D
OdpowiedzUsuńMoja ulubiona część rozdziału to zdecydowanie scena u Hagrida i komentarz Rose o pająkach ;-) Ech, biedny Hagrid ;-)
Niecierpliwie czekam na kolejny
Hahah, cieszę się bardzo, że czytasz :D
UsuńO proszę :D No cóż, Hagrid łatwo daje się przekonać, kiedy młodzież ma na niego haka xd
Dziękuje za komentarz! ;*
Super!! Cieszę się, że w końcu udało Ci się dodać rozdział. Mam nadzieję, że sesja nie poszła najgorzej :P Co do rozdziału to ja tam się cieszę, że jest tyle Scorpiusa, haha. Jestem strasznie ciekawa jak to wszystko się potoczy i co i ile wie Malfoy. Ze względu na moją delikatną duszę XD najbardziej urzekła mnie scena w Zakazanym Lesie, haha.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Twoja wena piśmiennicza jest w pełnej gotowości to tworzenia dalszych części tego opowiadana. Jednak nie poganiam i wytrwale będę czekać :))
"Nie najgorzej" to bardzo dobre określenie :D Ja też na Scora nie narzekam, dobrze się pisze te sceny xd Myśle, że co i ile wie Malfoy wyjaśni sie całkiem niedługo, jeśli plany za bardzo mi się nie pozmieniają :D
UsuńWena na razie trzyma sie całkiem przyzwoicie, więc nie powinno być w najbliższym czasie nowego kryzysu :D Dziękuję bardzo za komentarz! ;*
Matko jak ja czekałam na Twój rozdział !!! powiem szczerze, że to opowiadanie bardziej mi się podoba- jest ciekawsze. Lubię Scorpiousa i tą jego pociągającą złośliwość. Jest bardziej Malfoyowski od tego poprzedniego, ale w taki hmmm zadziorny a nie chamski sposób jak Draco. Lubie Rosie i jej rajstopy, duży plus za to że nie pozwolilaś zeby jej ciekawość zaczeła irytować. CZEKAM NA WIĘCEJ!!!!!!! jak najszybciej. I te tajemnice, myślę, że może wyjść z tego coś naprawdę dobrego :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że sie opłaciło :D ciesze się, ze jest ciekwie! Ze Scorpiusem i jego wypowiedziami miewam zagwozdke, bo jednak ma byc inny niz poprzedni, ale nie chcemy kopii Draco, wiec cieszę sie, ze polubilas jegp i Rose :) aczkolwiek musze cie ostrzec - jej ciekawość dopiero rozwija skrzydła, może cię jeszcze zirytowac :D dziękuję ślicznie za komentarz ;*
UsuńWitam serdecznie! Przybyłam tutaj po przeczytaniu twojego pierwszego bloga, przyznam się szczerze, że nigdy jakoś nie przepadałam za opowiadaniami z cyklu Nowe Pokolenie, ale jako, że choroba przykuła mnie do łóżka, a twój blog wciąż gdzieś się przewijał, postanowiłam zajrzeć i przeczytać rozdział pierwszy. Tak mnie pochłonęło, że zanim się obejrzałam skończyłam cały blog. I naprawdę nie wiem za co lubię go najbardziej, czy za charakter Rose, który przypomina mi mój własny, czy może za jej relacje z młodym Malfoyem, a może za rozmowy z Draco na Wieży Astronomicznej. Zostałam twoją fanką i zamierzam czytać także ten blog, a tobie życzę by wena nigdy cię nie opuszczała!
OdpowiedzUsuńCześć! Cieszę się bardzo, że poprzednie opowiadanie ci sie spodobało i jakos umiliło ci czas podczas choroby! Życzę szybkiego powrotu do zdrowia :) Ach, aż sprawiłaś, że za nim zatęskniłam :D Dziekuje ci bardzo za komentarz i mam nadzieję, że to opowiadanie również ci sie spodoba :D Pozdrawiam! ;*
UsuńPokonałam wreszcie swoją niemoc do przeczytania czegos dłuższego, niż komentarz na Facebooku, wiec sie melduje!
OdpowiedzUsuńRose jest naprawde nieodpowiedzialna. Kto normalny wybiera sie sam nocą do zakazanego lasu, zeby go przeszukać? Zastanawiam sie, gdzie leży granica miedzy ciekawością a byciem wścibskim i czy Rose po niej nie stąpa. Podoba mi sie, jaką radość czerpią z bitew, chociaz pewnie nawet nie zdają sobie sprawy. To naprawde miłe, ze postanowił isc z nią, chociaz moze chciał po prostu sam sie czegos więcej dowiedzieć.
Hmmm, ten wywar jest ciekawy. Stawiam, że zapewne Rose moze mieć troche racji, ale nie wiem czy nie wybiegam teraz troche w psychopatię w moich teoriach, ale przeświadczenie, że uważał sie na tyle nieomylnego, żeby podać odpowiednia dawkę, pasuje.
Cała scena, gdy chowali sie za drzewem jest genialna! Bardzo sią w nią czułam i naprawde aż sama zaczęłam sie bać :D dobrze, ze to tylko Conrad.
Cieszę się, że w opowiadaniu jest Hagrid, to zawsze jakis miły akcent. I jest typowe dla niego słownictwo, bardzo mi sie to podoba. Brakowało mi tylko jakiegoś ‚cholibka’ <3
No i cieszę się, że pojawi się James, juz nie mogę sie doczekać!
Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam! :*
Gratuluję pokonania niemocy :D
UsuńOch, uwierz mi, ja za nic bym nie polazła :D Ale próbuje pchnąć Rose w strone również tej głupiutkiej strony gryfońskiej odwagi, która jakos pcha ludzi w niebezpieczne sytuacje xd A Rose z pewnością nie tylko stąpa po granicy, co z zapałem sie poza nią wychyla, ale co zrobic, każdy ma wady :D
Snucie teori zawsze popieram i dopinguję, więc wybiegaś śmiało w którą tylko stronę chcesz, a ja postaram sie trzymać gębę na kłódkę xd
Cieszę sie, ze scena za drzewem ci się podobała, też ją lubię, chyba najbardziej z tego rozdziału :D
Ach, jakoś mi uciekło to "cholibka", a myślałam o tym słowie, jak planowałam scenę w głowie! Zawsze o czyms zapomnę xd
James już niedługo :D Dziękuję ślicznie za komentarz i pozdrawiam ;*
skomentuję jutro, obiecuję:c
OdpowiedzUsuńKomentuję!
UsuńGeneralnie to bardzo ci współczuję, ja jakoś nie choruję, nie mam też żadnych innych problemów zdrowotnych z wyjątkiem licznych angin w trakcie wakacji, wyobrażasz sobie leżeć w tym upale w łóżku i nie móc przełknąć śliny? Nic nie można robić. Ale jeśli można zaliczyć do takich problemów moje uczulenie na pomidory(które kocham najmocniej) to tak, to jest mój problem, często wyskakują mi jakieś krosty w kącikach ust. No ale generalnie to ja mam piękną twarz! <3
Podobnie jak Scorpius. Rozdział świetny, podobały mi się te scenki z Conradem i MAlfojkiem, a rozmowa z Hagridkiem to już w ogóle była wspaniała. Co do reszty, cóż, James, James, James! Coś mi się wydaję, że Alice dała dupy Dżejmsowi, więc cóż, niezłe z niego ziółko.
Ja chcę więcej Lily Luny Potter, dawaj ją, dawaj. Wiem, że młodsza, ale chcę ją, bo wydaje się taka młodzieżowa w Twoim opowiadaniu, jest najmłodsza, a najwięcej kuma z tego świata młodzieżowego. ;)
Jeśli chodzi o scenkę z ukrywaniem się w lesie, cóż, sądziłem, że to Hagrid wyjdzie, ale Conrad też dobrze. Co by tu jeszcze powiedzieć, o, wciąż liczę, że Rołzi będzie w drużynie.
Zapraszam do siebie i dobranoc kochana <3
Jezu, nie za dobrze ci? Ja zawsze jestem chora caluteńka zimę :D
UsuńCieszę się, ze rozdział się podobał <3 WIdzę że podczas komentowania włączyła ci sie jakaś słabość do zdrobnień :D James juz niedługo, ale odnośnie tego, komu Alice dała lub nie dała dupy na razie będę milczeć :D
Lily na razie powiedziala tu może ze dwa zdania wiec musiała duże wrażenie wywrzeć, skoro mówisz, ze ona tak ten młodzieżowy swiat kuma xd Będzie jej trochę, aczkolwiek światło reflektorów planuję kierować przede wszystkim na moje pierwszoplanowe misiaczki.
Ale jesteście uparci z tą Rose w drużynie :D
Dziekuję bardzo za komentarz i pozdrawiam <3
Och, czyli Rołz nie będzie w drużynie, szkoda! :c
UsuńDopiero teraz zauważyłem te zdrobnienia, wybacz.
No może dwa zdania, ale długie, ładnie podsumowała tę dziewczynę, co dostała się do przedstawienia.
A ja chyba wykrakałem, bo gardło mnie mega boli już i chrypę mam XDD
Oj tam, tego nie powiedziałam (choć nie rozbudzałabym wielkich nadziei xd), po prostu widzę, ze wszyscy liczą na kontuzję nowego obrońcy :d A zdrobnienia mi nie przeszkadzają! Tak tylko zauważyłam :D I życzę wygranej z chrypą, wracaj do zdrowia! :D
UsuńTum tum turum tum! Przed Państwem tekst rozdziału!
OdpowiedzUsuń"Cóż, przynajmniej umrę w ramionach wściekle przystojnego faceta, pocieszyłam się niedorzecznie. Na te kilka sekund mogę zapomnieć, że jest dupkiem." - Jeżu, uwielbiam to!
Iii, nasz drugi zwycięzca:"– Słodkich koszmarów, Weasley.
– Obyś zdechł we śnie, Malfoy – odparłam lekko." <3 <3 <3
"Streściłam moim przyjaciołom wydarzenia z poprzedniej nocy podczas śniadania. Była już pora obiady, a my nadal nie zmieniliśmy tematu." - *obiadU
"A już na pewno było to lepsze nić konfrontacja z McGonagall." - *niŻ
Świetny rozdział! (nic nowego xD) Jak tak czytam i czytam o nocnych eskapadach i nauce (powtórzyłam sobie poprzednie rozdziały, żeby przypomnieć bohaterów :D), to aż mi wstyd, że siedzę całą sobotę nic nie robiąc hahah W Rose faktycznie widać tę gryfońską brawurę (bo głupota to to nie jest, panie Malfoy! No, może odrobinkę xd), podziwiam też, że chciało się jej wstać, ja mam z tym problem o 7 w tygodniu, a co dopiero w środku nocy :D Coś czułam, że wpadnie na Scorpiusa. Pojedynek - cud, miód, malina, czułam ich emocje i rywalizację. Oczywiście wzajemne przytyki w całym rozdziale były świetne i kilka razy parskałam śmiechem ;)
"– Remis? – jęknął marudnie Scorpius, unosząc głowę z trawnika." - Nie wiem czemu, ale to jest dla mnie urocze xD To chyba po prostu macho Malfoy narzekający jak dziecko :D
"– Nie wiedziałam, że tak ci zależy na tym, żeby nic mnie nie zeżarło – wypaliłam.
Mięsień na jego szczęce drgnął.
– Nie nadużywaj mojej cierpliwości, Weasley – warknął. – Idziemy czy nie?" <3 <--fangirl mode on
"– Żebyś mógł zaciągnąć mnie do łóżka za pomocą zaklęć? – warknęłam.
Uświadomiłam sobie co właśnie powiedziałam.
Na usta Malfoya wpełzł sugestywny uśmieszek. Białe zęby błysnęły w ciemności." - kocham ich :D
Cała scena w lesie bardzo mi się podobała, szczególnie, kiedy ukrywali się za drzewem *sugestywne uniesienie brwi*. I to zmieszanie Malfoya, kiedy zorientował się, że wciąż obejmuje Rose. Nie zdziwiłabym się, gdyby wytarł się w coś po tym xD Zaskoczyłaś mnie Conradem, spodziewałam się jakiegoś złego człeka, nawet jeśli to rozwiązanie było pierwszym, które się nasuwało xd Conrad też pewnie był zaskoczony Scorem :D
Co do fiolki, to wydaje mi się, że to faktycznie mógł być fałszywy trop. Nie mamy jeszcze absolutnie żadnego pojęcia o porywaczu (porywaczce? Moja powoli formująca się teoria spiskowa mówi, że może to być kobieta (tak dla odmiany, bo chyba częściej antagonistami są faceci), ale pewnie wprowadzam się w błąd ':D). A może faktycznie, tak jak Rose wymyśliła, porywacz jest zbyt pewny siebie?
Jakoś dziwnie myślałam, że Hagrid będzie miał uraz do Malfoya haha Jak to się stało, że w ogóle nie miał opieki nad magicznymi stworzeniami? (Hagrid, nie Malfoy xd) To nie było obowiązkowe od 3 do 5 klasy? Swoją drogą, argumenty Rose i chłopaków faktycznie były nie do odparcia xddd
Mam podejrzenia co do ojca dziecka Alice (teraz to zauważyłam - czy imię po babci?). Jej reakcja na wzmiankę o Jamesie przy posiłku była dość... dziwna. Chyba że to przez to, że była obrażona na Rose? No cóż- pożyjemy, zobaczymy xd Jeśli to James, to mam nadzieję na happy end :D
Jak zwykle - wybacz chaos w komentarzu, ale wypadłam z formy :')
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział!
Pozdrawiam i życzę weny :*
~Arya
O, przypomniało mi się, że miałam spytać o kolor włosów i fryzurę Alice :D Chyba nie było wcześniej dokładnego opisu (sprawdzałam kilka razy xd), a mam trochę problem z jej wyobrażeniem xD
UsuńPozdrawiam ;)
~Arya
Hahah lubie jak wymieniasz teksty rozdziału, jestem pewna, ze czują się docenione :D
UsuńCieszę się bardzo, ze rozdział ci sie podobał! Ja też miewam wyrzuty sumienia, jakp piszę o uczących sie ludziach, ale nie na tyle duże, zeby wziać sie do nauki xd Myślę, że ten tekst Malfoya o głupocie/odwadze był wynikiem tego, ze sama jestem niezaprzeczalną Ślizgonką i czasem wyłazi ze mnie ta potrzeba dogryzienia Gryfonowi xd Ale gdyby nie odwaga Rose, to nie miałabym jak napędzać tej fabuły, wiec nie będę narzekać :D
Pojedynek mnie trochę stresował, więc ulżyło mi, że było czuć emocje i rywalizację :D
Przez chwilę chciałam napisać, ze Malfoy jednak wytrze łapy po obejmowaniu Rose, ale uznałam, ze wtedy będzie wyglądał jak postać z kreskówki, a na to Malfoyowie są zbyt dystyngowani xd Muszę ograniczyć huor absurdalny w mojej twórczości, hahah :D
Nie chcę odpowiadać na twoje teorie zbyt szczegółowo, bo jak zaczne potwierdzać/zaprzeczać za dużo to mi sie jezyk rozwiąże i wypaplam całą fabułę. Zatem powiem tylko, że jak czytam te rozważania to gęba mi się cieszy, tak trzymaj. Moze wymyślisz lepsze zakończenie niż ja xdd
Co do opieki nad magicznymi stworzeniami - wydaje mi sie, że obowiązkowe w tych latach były tylko te przedmioty, które wcześniej mieli w latach 1-2, a z tych nowych to mogli wybierać. Hermiona na przykład wybrała wszystko, ale potem zrezygnowała z wróżbiarstwa i mugoloznawstwa, ale miała jeszcze chyba numerologię i starożytne runy no i opiekę. A Harry i Ron mieli opiekę i wróżbiarstwo. Także sądzę, ze tej opieki wcale nie trzeba było wybierać, tak to prynajmniej rozumiem, ale mogę się mylić :D
Nie pomyślałam, że wzmianka Alice może wydawać się dziwna. CHyba nie zaznaczyłam dość wyraźnie tego, że ona dopiero podeszła do stołu i podsłyszala końcówkę rozmowy. A ten specyficzny wyraz twarzy wynikał bardziej z zachowania Rose - Alice nadal była na nią zła, ale postanowiła znów z nią rozmawiać :D Moze przepiszę ten fragment, bo rzeczywiście trochę kuleje xd
Ach no i imię Alice owszem, po babci :D
To ja jak zwyklę powiem, żebyć nie przepraszała za chaos, bo bardzo lubię twoje komentarze xd
Wygląd Alice opisywałam pobieżnie w dwójce, ale rzeczywiście nie wspomniałam jeszcze o włosach (wolę wrzucać te opisy wylądu stopniowo, nie wszystko na raz, wiec pewnie wspomnę o tym w niedalekiej przyszłości :D). Ja je widzę jako długie, falowane i w takim miodowym-blond kolorze. Neville też byl blondynem w ksiażce, wiec czemu nie :D
Dziekuję ślicznie za komentarz i pozdrawiam! ;*
Ech, kocham te twoje rozdziały. :D
OdpowiedzUsuńNie mam niestety, dużo czasu na napisanie czegoś konkretnego, ale ogólnie podoba mi się łączenie tych wątków kryminalnych i tej lekkości. :D Czytanie twojej istorii w wolnej hwili jest o tyle fajne, że zawszejest jakiś fragment, który sprawi, że się uśmiechnę. :D
Scena w lesie genialna. Czułam to napięcie, kiedy Malfoy z Rose chowali się za drzewem. :D
Czekam cierpliwie na nowy rozdział. Idę też w końcu pisać nowy u siebie, bo nim się obejrzę, to marzec minie, a ja dopiero jedno zdanie mam napisane. xD
Pozdawiam!
Bardzo mnie to cieszy! :D
UsuńWłaśnie mam wątpliwości czy to pasuje - kryminał i śmieszkowanie, zwłaszcza później, ale jeśli póki co działa, to nie będę narzekać! xd
To w takim razie do roboty i życzę ci, żeby marzec ci przez palce nie przeleciał :D
Dziekuję bardzo za komentarz i pozdrawiam!
A tak czułam, że Malfoy będzie jej towarzyszył w tej wycieczce po Zakazanym Lesie :) Scorpius raczej by nie odpuścił, skoro miał przeczucie, że ktoś go podsłuchuje w bibliotece... Te ich potyczka była dobra :) I aż dziwi mnie fakt, że nikt nie usłyszał ani nie zobaczył rzucających się zaklęć jakie szalały przed szkołą. Nawet Filch i pani Norris je przespali? Trochę dziwne :)
OdpowiedzUsuńCiekawe, co ta buteleczka z Wywarem żywej śmierci może oznaczać. Czy ich spekulacja może okazać się prawdziwa i coś może być nie tak... że może to być podstęp. Ale! Nikt nie jest doskonały i każdy może popełnić błąd - Voldemort też je popełniał - więc wszystko może stać się prawdziwe... No cóż, robi się naprawdę ciekawie :)
Pozdrawiam serdecznie :*
Wychodziłam z założenia ze wszyscy spali, a mury zamku sa grube, wiec czemu ktos miałby ich usłyszeć? Nie darli sie nke wiadomo jak :D
UsuńDokładnie, takze na razie mozna jedynie snuć teorie :)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam; *
Hm... ten Conrad jest podejrzany, ale z drugiej strony jakoś dziwnie jest mi uwierzyć, że do tego wszystkiego dopuścił się uczeń. Chociaż jak sobie pomyślę o Tomie Riddle'u to... Kurczę już sama nie wiem, co mam o tym myśleć.
OdpowiedzUsuńA Rose nie powinna się bawić w detektywa przecież mogło jej się coś stać! Czy ona nie ma instynktu samozachowawczego?
Odpowiedź brzmi: nie, Ro nie ma ani grama instynktu samozachowawczego :D
UsuńUwielbiam ich rozmowy/przekomarzanki/kłótnie :D Hm... to dziwne, że Condrad akurat pojawił się w miejscu w którym byli. Czyżby śledził Rose? Ej! Przecież James nie chciał zostać Aurorem i tak nagle zmienia zdanie? Coś mi tu śmierdzi...
OdpowiedzUsuńTyle pytań :D
Usuń