Okej,
wiem, że niedawno dodawałam info, ale jak mówiłam, nie określałam
się, kiedy dokładnie będzie rozdział.
Słówko
wyjaśnienia: Ten rozdział miał być ze dwa razy dłuższy,
ponieważ zawsze źle mi się publikuje, jeśli rozdział właściwie
nie posuwa fabuły naprzód. Ale muszę się chyba pogodzić z tym,
że takie „przejściówki” również są potrzebne i
nieuniknione. Także zdecydowałam, że dodam go w takiej formie,
szybciej, zamiast czekać cholera wie ile, aż będę w stanie
dopisać resztę.
Jestem
z niego bardzo niezadowolona ale nie bijcie. Mam nadzieje, że jednak
znajdziecie w nim coś, co się wam spodoba :)
*
–
Bardzo
przydatna odpowiedź – warknęłam z niezadowoleniem, ponownie
przebiegając wzrokiem po nabazgranych linijkach. – Wielkie dzięki,
tato.
–
Co
napisał? – zainteresował się Albus. – Aurorzy coś wiedzą?
–
Zaczyna
list, upominając mnie wielkimi literami, żebym nie mówiła matce,
że cokolwiek mi zdradził – powiedziałam. – Ale nie wiem, po co
to robi, bo jedyne co pisze to to, że nie mają informacji.
–
Żadnych?
– Conrad uniósł brwi. – To kto się tym zajmuje, jeśli nie
aurorzy?
–
Wygląda
na to, że nikt – mruknęłam. – Tata pisze, że w ogóle nie ma
żadnego śledztwa, a oni nie mają prawa żądać od ofiar
informacji czy oświadczenia w tej sprawie.
–
Chyba
żartujesz. – Nawet Alice uniosła z zainteresowaniem głowę,
najwyraźniej zapominając, że sprawa powinna nas wszystkich w ogóle
nie obchodzić. – Ludzie znikają, a my mamy udawać, że nic się
nie dzieje?
–
Zniknął
tylko Nott i jego córka – uściśliłam. – Wrócili cali i
zdrowi. Nie mają obowiązku wnosić oskarżenia ani zlecać aurorom
śledztwa. Fakt, że są spokrewnieni, nie pomaga.
–
W
sumie jest w tym trochę racji. Nic nie wskazuje na to, żeby
ktokolwiek inny był w niebezpieczeństwie.
–
Oprócz
tego, że przypadkiem wiemy parę rzeczy od Scorpiusa – wtrącił
Albus. – Nottowie zdają sobie sprawę, że zostali porwani.
–
Ale
nic nie wskazuje na to, żeby miał zniknąć ktoś jeszcze –
westchnęłam rozczarowana. – Jeśli mają taką ochotę, mogę
zapierać się, że wyjeżdżali na kilkudniowe wakacje.
–
A
jak tłumaczą to, że Ellie nadal nie wróciła do szkoły? –
zapytała Roxanne, głaszcząc palcem Świstoświnkę, która
wcześniej wrzuciła list w moją owsiankę. Od lat powtarzałam
rodzicom, że jest za stara na latanie z pocztą, ale wydawali się
do niej dziwnie przywiązani, a ona wciąż była chętna do
pełnienia dawnych funkcji. – Przecież McGonagall nie mogła się
zgodzić na jej nieobecność bez powodu.
–
O
tym też tata pisze – zauważyłam, jeszcze raz zerkając do listu.
– McGonagall prawdopodobnie o wszystkim wie. Kiedy znaleziono
Ellie, poprosiła, żeby od razu zabrać ją do dyrektorki,
pamiętacie? Ponoć o wszystkim jej opowiedziała, a rodzina Nottów
prosiła o dyskrecję. A przynajmniej tak podejrzewają. Tak czy
siak, McGonagall milczy jak zaklęta.
–
Chyba
łatwo wyciągnąć z tego właściwe wnioski, prawda Rosie? –
zapytała Alice, spoglądając na mnie surowo. – Jak myślisz, co
należy zrobić, w związku z tym, że nikt nie bada sprawy, a ofiary
najwyraźniej sobie tego nie życzą?
–
Odpuścić
– przyznałam z westchnieniem.
Nawet
ja musiałam przyznać, że dalsze rozgrzebywanie tej sprawy na siłę
balansowałoby na granicy wścibstwa i głupoty. Choć oczywiście
nie będę bronić się przed informacjami, jeśli same do mnie
przyjdą, prawda? Ale uznałam, że tego lepiej nie mówić na głos.
W każdym razie nie zamierzałam już robić niczego, co byłoby
równie lekkomyślne, jak nocna wyprawa do Zakazanego Lasu i to na
razie musiało Alice wystarczyć.
–
No
dobrze – westchnęła, z trudem ukrywając zadowolenie. Zawsze
miała ten specyficzny uśmieszek na twarzy, kiedy udało jej się
dopiąć swego. Jej podobieństwo do mojej matki było w tych
chwilach nieco przytłaczające. – Idę do pokoju wspólnego, może
nadgonię z pracą domową. Życzę wam udanej próby.
–
Nie
chcesz iść z nami? – spytał Timothy z nadzieją. – Może
obecność naszego dawnego reżysera sprawiłaby, że Malfoy by się
za bardzo nie… panoszył.
–
Powtarzałem
wam setki razy – wtrącił Albus, wznosząc oczy do nieba. –
Obiecał, że będzie się zachowywał.
–
A
wszyscy wiemy, jak ważne jest dla Ślizgonów dane słowo –
zakpiła Roxanne. – Poważnie się zastanawiam czy nie zrezygnować.
–
Nie,
proszę – jęknęłam. – Będziesz tam dla mnie jedynym
przyzwoitym damskim towarzystwem. Prawie wszystkie role są okupowane
przez Ślizgonki.
Większość
prób odbywała się zawsze w nieużywanej klasie. Zazwyczaj profesor
Sinistra powiększała ją dla nas zaklęciem, żeby było nieco
bardziej przestronnie.
Dotarliśmy
na miejsce jako jedni z ostatnich. Pozostali uczniowie siedzieli na
porozstawianych w sali krzesłach, niektórzy spacerowali, mamrocząc
coś pod nosem – prawdopodobnie swoje kwestie. Zakładałam, że to
musiały być osoby, które wcześniej nie wykazywały
zainteresowania teatrem i nie wiedziały, że na pierwszej próbie
nikt nie będzie wymagał od nich znajomości ról.
Potem
przypomniałam sobie, kto jest reżyserem i natychmiast pożałowałam,
że postanowiłam zaufać starym nawykom.
–
Rose,
jak mniemam? – powiedziała z entuzjazmem jakaś dziewczyna, która
właśnie pojawiła się obok mnie.
–
Ymm,
tak? – Przyjrzałam jej się pytająco. Czarne, perfekcyjnie
powywijane na zewnątrz włosy sięgały jej do brody. Zielone oczy
błyszczały zdecydowaniem i entuzjazmem. Odruchowo cofnęłam się o
kroczek, choć miałam nadzieję, że nikt nie zwrócił na to uwagi.
–
A
wy to Albus, Roxanne, Timothy i Conrad – oznajmiła. Albo zapytała.
Ciężko było stwierdzić. Bawiła się końcówką taśmy
krawieckiej, którą miała przewieszoną przez szyję, tuż obok
krawatu Slytherinu.
Moi
przyjaciele pokiwali głowami.
–
Świetnie.
– Klasnęła w dłonie i podwinęła rękawy białej koszuli. –
Pozwolicie, że najpierw załatwię Rose?
Żadne
z nas nie wiedziało, co dokładnie miała na myśli, mówiąc, że
mnie załatwi, ale jakoś nikt nie ośmielił się jej
sprzeciwić.
Chwyciła
mnie za łokieć i zaprowadziła w kąt pokoju, gdzie stało jedyne
biurko w całym pomieszczeniu. Machnęła zwinnie różdżką, a
taśma ześlizgnęła się z jej szyi i zaczęła mierzyć mój
wzrost.
–
Przepraszam,
ale co my właściwie robimy? – zapytałam nieśmiało.
Spojrzała
na mnie przenikliwie.
–
Zajmuję
się kostiumami – wyjaśniła. – Nie wiedziałaś?
–
Och!
– bąknęłam. – Musiałam nie doczytać… Nigdy wcześniej nie
mieliśmy nikogo od kostiumów, zazwyczaj sami kombinowaliśmy sobie
jakieś ciuchy, które będą pasować.
Brunetka
wzruszyła ramionami. Czy istniał jakiś subtelny sposób, żebym
spytała o jej imię?
–
Pomyślałam,
że mogę się zaangażować, skoro wszyscy moi przyjaciele nagle
zainteresowali się teatrem – powiedziała. Czyli musiała być
jedną z członkiń bandy Malfoya. – Nie bardzo chciałam grać.
Ale lubię projektować. I szyć. Spytałam Sinistrę, czy mogę się
przydać, była bardzo podekscytowana.
–
Czy
jest coś jeszcze, co powinnam wiedzieć o rozmachu tego
przedsięwzięcia? – spytałam, podczas gdy taśma owinęła mi się
wokół biustu. Po każdym pomiarze dziewczyna stukała różdżką w
notatnik rozłożony na biurku, a na nim pojawiały się liczby.
–
Hmm.
– Zmarszczyła brwi. – Scenografię też zawsze projektowaliście
i konstruowaliście grupowo, prawda? – upewniła się, a ja
skinęłam głową. Uniosła dłoń i wskazała dziewczynę po
drugiej stronie sali. – W tym roku zajmuje się tym Gill. Hej,
Gill! – krzyknęła tak nagle, że aż podskoczyłam. Magiczna
taśma lekko pacnęła mnie po twarzy, najwyraźniej chcąc, żebym
pozostała nieruchoma.
Gill
odwróciła się w naszym kierunku i odrzuciła z twarzy ciemnoblond
kosmyki. Jej lekko spłoszone, błękitne oczy przesunęły się po
czarnowłosej koleżance i spoczęły na mnie.
–
Przywitaj
się – zachęciła ją projektantka kostiumów. Och, będzie mi
potrzebne to imię.
–
Cześć,
Rose. Cześć Cady – mruknęła niemrawo Gill i ponownie się od
nas odwróciła.
Cady!
Ach, dzięki ci Merlinie, że czasem jednak mnie słuchasz.
Dziwiło
mnie, że zwracają się do mnie po imieniu, skoro przyjaźniły się
z Malfoyem. Kilku jego znajomych kojarzyłam nieco lepiej i żaden
nie nazywał mnie inaczej niż Weasley. Oprócz tego jednego
epizodu, kiedy jeden z nich użył Łasiczki, a Malfoy
wyglądał, jakby dostał wylewu.
Najwyraźniej
podkradanie przezwisk dla wrogów było wśród Ślizgonów
nieakceptowalne.
–
Gill
nie ma za wiele do powiedzenia – dodała Cady jakby
usprawiedliwiająco.
–
To
źle? – spytałam, obawiając się jednocześnie, że popełnię
jakiś nietakt.
Na
litość boską, to tylko Ślizgoni, a nie obcy gatunek! Z Malfoyem
użeram się non stop, dam radę pogadać z tą jedną, swoją drogą
sympatyczną dziewczyną.
Cady
zamyśliła się, jakby szczerze zastanawiała się nad odpowiedzią.
Taśma mierzyła właśnie długość mojego ramienia.
– Nie
– powiedziała w końcu dziewczyna. – Po prostu jest nieśmiała.
Nigdy
nie poznałam nieśmiałej Ślizgonki.
Na
biceps Godryka, Rose, przestań myśleć o ludziach jak o chodzących
stereotypach.
– Czemu
właściwie przyszła na próbę? – spytałam, starając się nie
zabrzmieć, jakby Gill nie była tu mile widziana. – To znaczy…
chyba nie musi nas oglądać, żeby zaprojektować scenografię?
– Ja
ją zachęcałam, żeby przyszła, może tak łatwiej będzie jej
poczuć inspirację. – Przygryzła wargę. – Gill powinna poczuć
się częścią jakiejś wspólnoty. Dobrze jej to zrobi –
zawyrokowała, choć nie wiedziałam, czy próbowała przekonać
mnie, czy może samą siebie. – Ściągnij buta i unieś stopę.
Posłusznie
i błyskawicznie zsunęłam prawego botka. Alice wiecznie mi
wypominała, że nigdy nie sznuruję butów i straszyła, że kiedyś
rozbije sobie przez to nos. Będę musiała jej przytoczyć tę
sytuację, jako argument w kwestii Wolności Przeciwników Wiązania
Sznurówek.
Taśma
wpełzła pod moją stopę i zmierzyła jej długość.
– Okej,
to wszystko – oznajmiła Cady. – Zawołaj Roxanne.
Jakieś
piętnaście minut później wszystkie pomiary zostały zebrane, a
uczniowie wciąż kręcili się po sali, czekając na przybycie
szanownego pana reżysera. W końcu drzwi się otworzyły.
Miał
na sobie jasny, kaszmirowy sweter. Zdecydowanie za jasny dla
jego karnacji.
Nie
udawaj, że się na tym znasz, Rose.
Na
szyi jak zwykle dyndał mu aparat fotograficzny.
– Cześć
wszystkim – powiedział Scorpius takim tonem, jakby już był
wykończony. Pewnym krokiem przeszedł na przód klasy – Na
początek zaplanowałem kilka ćwiczeń aktorskich na rozgrzewkę.
Dobierzcie się w pary, zaczniemy od lustra.
Powstrzymałam
się od uniesienia brwi. Kiedy Alice obejmowała funkcję reżysera,
serwowała nam na początek jakąś miłą przemowę, o sobie, o
projekcie, o tym, czym konkretnie będziemy się zajmować i jaki
spektakl chcemy stworzyć. Najwyraźniej Malfoy uważał, że jest
ponad to.
Zerknęłam
na Lorcana, którego do tej pory bardzo starałam się ignorować.
Już dobrał się w parę z Andreą Smith, która miała grać Lady
Catherine.
Conrad
ćwiczył z Ablusem, a Timothy z Roxanne. Lily Potter ustawiła się
obok Ally Moore, jej koleżanki z roku i jedynej obecnej Gryfonki,
poza moimi przyjaciółmi i członkami rodziny. Świetnie.
Malfoy
chyba zauważył, że zostałam bez pary. Zerknął na Lisę Zabini,
która stałą blisko niego i już otwierał usta, żeby coś
powiedzieć, ale ona natychmiast zrobiła krok w stronę Gregora,
swojego starszego brata.
– Barbara!
– sapnął, jakby z ulgą, zwracając się do drobnej Ślizgonki,
stojącej samotnie pod ścianą. – Weasley jest wolna, możesz
ćwiczyć z nią.
Barbara
Gloom podeszła do mnie niepewnie. Odgarnęła z twarzy grzywkę.
– Cześć
– powiedziała cichutko.
Była
na czwartym roku, co czyniło ją najmłodszą osobą w obsadzie.
Miała też grać jedna z młodszych postaci – Georgiane Darcy,
siostrę pana Darcy’ego.
– Hej
– odparłam zachęcająco. Miałam trochę doświadczenia z
płochliwymi uczniami niższych roczników, a to za sprawą Daisy. –
Wiesz, na czym polega lustro? – spytałam, dla pewności.
Dziewczyna
skinęła głową.
Nie
sądzę, żeby ktoś rzeczywiście dobrze się bawił – lustro było
najbardziej podstawowym i najnudniejszym ćwiczeniem, jakie
wymyślono, ale rzeczywiście wydawało się potrzebne, abyśmy
nabrali nieco swobody.
Malfoy
spacerował pomiędzy naśladującymi się parami, co jakiś czas
rzucając jakieś uwagi, ewentualnie po prostu się czepiając, jeśli
akurat miał taką ochotę.
– To
twój pierwszy raz w teatrze, prawda? – zagadnęłam dziewczynę,
naśladując ruchy jej dłoni.
Skinęła
głową, nie patrząc mi w oczy.
– Jesteś
podekscytowana?
Kolejne
skinienie.
Rzeczywiście,
wyglądała, jakby tryskała entuzjazmem.
– Nie
musisz się mnie krępować – powiedziałam powoli.
Uniosła
w końcu głowę, spoglądając na mnie niepewnie.
– Przepraszam
– powiedziała. – Scorpius powiedział mi, żebym się nie
wychylała.
– Nie
musisz przep… zaraz, co? – zdziwiłam się. – Niby dlaczego
masz się nie wychylać? I co to właściwie ma oznaczać?
– Starsi
uczniowie ze Slytherinu zazwyczaj nie są dla mnie… zbyt mili –
wyznała. – Scorpius parę razy próbował na nich nakrzyczeć, ale
nie zawsze go słuchają.
Nakrzyczeć.
– Dlaczego
są dla ciebie niemili?
– Chyba
myślą, że jestem dziecinna – przyznała. – Gregor Zabini
zawsze mi przypomina, że mam już czternaście lat, a zachowuje się,
jakbym miała siedem.
Uniosłam
brwi. Dlaczego dziecinne zachowanie miałoby komukolwiek
przeszkadzać?
– Ale
Gregor Zabini ma ten sam iloraz inteligencji co pchła –
przypomniałam jej rzeczowo. – A to oznacza, że intelektualnie
bardzo go wyprzedzasz. A poza tym, miałaś się nie wychylać przy
Ślizgonach, tak? Ja nie jestem Ślizgonką.
Barbara
potrząsnęła głową, a jaśniutkie loki zawirowały wokół niej.
– Scorpius
powiedział, że na tych próbach w ogóle nie powinnam zwracać na
siebie niczyjej uwagi, żeby nie prowokować zaczepek.
Zmarszczyłam
brwi. Co za kretyn.
– To
chyba nie jest rozwiązanie problemu. Trzymanie głowy w piasku i
nieodzywanie się, żeby szanowni Ślizgoni nie mogli…
– Powiedział
tylko, że na próbach może być zajęty i nie zdąży w porę
zainterweniować – przerwała mi dziewczyna, wytrzeszczając na
mnie oczy, jakby sugerowanie, że Scorpius Malfoy mógł postąpić
nierozważnie, było szczytem szaleństwa. – Po prostu nie chciał,
żeby mi było przykro.
Nie
miałam na to odpowiedzi. Barbara wydawała się przejawiać dziwne
przywiązanie do Malfoya, więc uznałam, że lepiej będzie nie
poruszać jego tematu, żeby nie czuła się nieswojo.
Znalazł
się, obrońca uciśnionych.
– A
możesz mi powiedzieć, którzy są dla ciebie niemili? – zapytałam
łagodnie, już zastanawiając się, które zaklęcia najlepiej
nadadzą się do nauki manier. – Mogłabym pomóc.
Przygryzła
lekko wargę i pokręciła głową.
– Nie
powinnam ci mówić.
– Dlaczego?
– Nie
chciałabym prowokować konfliktów. Scorpius zawsze mówi, że
jesteś trochę… – Zmarszczyła czoło, usiłując przypomnieć
sobie słowo. – Niezrównoważona.
Zacisnęłam
pięści, usiłując się uspokoić. Zorientowałam się, że już od
kilku minut nie wykonujemy naszego ćwiczenia.
– Ach
tak? – pisnęłam. – I co jeszcze o mnie mówi?
Barbara
zamyśliła się na chwilę, nie zauważając grymasu wściekłości,
który wykrzywiał moją twarz.
– Że
jesteś impulsywna. I że najpierw robisz, a potem myślisz, ale to
mówi się o wszystkich Gryfonach, więc… – W końcu na mnie
spojrzała i lekko zbladła. – Ojej, nie przejmuj się tym! Jestem
pewna, że on też czasem się myli, wydajesz się bardzo miła...
Chyba nie powinnam ci tego wszystkiego powtarzać, mówił też, że
jesteś gwałtowna i porywcza…
– Gwałtowna
i porywcza? – warknęłam. – Och, ja mu zaraz pokażę
porywczość…
Błysk
flesza mnie oślepił.
– Scorpius!
– pisnęła wesoło Barbara, wpatrując się z uwielbieniem w
Malfoya, który właśnie pojawił się przy nas. – To do gazetki
szkolnej?
– Mamy
gazetkę szkolną? – zapytałam, na tyle zdziwiona, że
zapomniałam o gniewie.
Może
rzeczywiście byłam niezrównoważona.
– Oczywiście,
że mamy – odparł Malfoy, jakby urażony. – Co prawda jest
beznadziejna… ale zdjęcia zawsze są świetne.
– Oczywiście.
– Przewróciłam oczami. – Będziesz to robił na każdej próbie?
– spytałam z niesmakiem, kiedy ponownie błysnął mi po oczach.
– Tak.
Prosili mnie o dokumentację, a muszą mieć w czym wybierać. Ale
będę starał się trzymać obiektyw z daleka od ciebie, Weasley –
nikt nie powinien być zmuszony patrzeć na ciebie dłużej niż to
konieczne.
Grrr…
– Masz
za wolne reakcje – dodał, odsuwając aparat od twarzy i
przekręcając coś przy obiektywie.
– Proszę?
– Obserwowałem
, jak ćwiczyłyście. Reagowałaś o dobrą sekundę za późno.
Jeśli takim skupieniem będziesz się popisywać na scenie, to będę
musiał jeszcze raz omówić z Sinistrą obsadzenie cię w głównej
roli.
Poczułam,
jakby coś zacisnęło mi się wokół gardła. Nawet nie próbowałam
mu na to odpowiedzieć. Czy naprawdę byłby w stanie odebrać mi
Lizzie? Sinistra chyba za mną nie przepadała. Co prawda to ja
wystąpiłam z pomysłem założenia teatru i poprosiłam ją o
opiekę nad zajęciami, ale to nie znaczyło jeszcze, że darzyła
mnie sympatią. To i tak była pierwsza główna rola, którą
otrzymałam. Zawsze były jakieś zastrzeżenia.
– No
dobrze, teraz zrobimy sobie kilka improwizacji, a na końcu
przećwiczymy tylko jedną ze scen – ogłosił Scorpius, zwracając
się do całej grupy. – Potraktujemy tę pierwszą próbę jako
rozgrzewkę do tego, nad czym będziemy pracować cały rok.
Chciałbym, żebyście poczuli się swobodnie i oswoili z graniem, bo
niektórzy mieli od tego dwumiesięczną przerwę, a zdecydowana
większość będzie robić to pierwszy raz – wyjaśnił, wodząc
wzrokiem po wszystkich twarzach. Oprócz mojej. – Nasze następne
spotkania będą już skupiać się niemal wyłącznie na właściwym
scenariuszu, choć nie wykluczam, że niektóre rozpoczniemy jakąś
krótką improwizacją, również na rozgrzewkę.
Przez
ponad godzinę wykonaliśmy wszystkie podręcznikowe improwizacje,
które znałam. Zrobiliśmy poczekalnie, pociąg, grupę wsparcia,
kino, przesłuchanie, dosłownie wszystko. Większość musieliśmy
powtórzyć, ponieważ miały ograniczoną liczbę uczestników, a
każdy miał wziąć udział. Oprócz tego wykonaliśmy kilka
improwizacji, które Malfoy albo znalazł w jakichś nieznanych mi
źródłach, albo sam wymyślił. Były całkiem niezłe, więc
stawiałam na to pierwsze.
Bez
większego zaskoczenia stwierdziłam, że świetnie się bawię.
Granie zawsze sprawiało mi dużo radości, nawet jeśli musiało być
pod nadzorem Malfoya. A improwizacja była po prostu… rozrywką.
Tak,
wiem, powinnam częściej wychodzić.
Właśnie
kończyliśmy ostatnią, kiedy do sali zajrzała Sinistra.
– Och,
wybaczcie, nie chciałam przeszkodzić – powiedziała z uśmiechem.
– Pomyślałam sobie, że zobaczę, jak wam idzie.
Powiodła
zachwyconym wzrokiem po wszystkich zebranych twarzach. Zatrzymała
się na mnie, a następnie spojrzała na moje nogi. Skrzywiła się z
niesmakiem.
– Rosie,
skarbie, chyba powinnaś z nich zrezygnować na próby.
– Och.
– Zerknęłam na moje rajstopy. Dziś wybrałam takie w kolorze
dojrzałej śliwki, poprzetykane szeroką, musztardowo-żółtą
nicią. Fantazyjne. Wystrzałowe. Piękne. – Dlaczego?
Nauczycielka
uśmiechnęła się do mnie z politowaniem.
– Jak
masz się wczuć w postać Lizzie, nosząc coś tak ostentacyjnego,
Rosie? Wiem, że to jeszcze nie pora na kostiumy, ale wiem też, jak
łatwo się rozpraszasz.
Spłoniłam
się z zażenowania aż po cebulki włosów. Fakt, że słuchało nas
ponad dwadzieścia osób, wcale nie pomagał. Nie miałam siły ani
ochoty się wykłócać. Skinęłam posępnie głową.
– Pani
profesor, nie wydaje mi się, żeby rajstopy były problemem –
wtrącił niespodziewanie Malfoy. – Wątpię, żeby część
garderoby zakłócała… wibracje postaci – dodał z uśmieszkiem,
w którym kpina była tak delikatna, że zauważyłby ją tylko ktoś,
kto dobrze znał Scorpiusa.
– Cóż,
panie Malfoy, to była tylko sugestia…
– Wybrała
mnie pani na reżysera spektaklu. Chyba pozwoli mi pani zrobić to po
swojemu?
Mogłoby
to zabrzmieć bezczelnie. Ale Malfoy okrasił wypowiedź tak
czarującym uśmiechem, że Sinistra nie poczuła się w żadnym
stopniu urażona. Uśmiechnęła się do niego jeszcze szerzej i
mogłabym przysiąc, że się zarumieniła.
Cholerny
Malfoy, że swoją twarzą, która może mu wszystko załatwić.
– No
dobrze – zaczął, kiedy Sinistra sobie poszła. – Weasley,
Scamander, Gregor, Meredith i Ally – zapraszam na środek,
przećwiczymy scenę w salonie Netherfield, kiedy to Jane przechodzi
chorobę, a Lizzie, która chciała jej towarzyszyć, musi znosić
towarzystwo Darcy’ego i towarzystwa. – Westchnął i przeczesał
dłonie palcami. – Na razie zobaczymy, jak to wszystko wygląda.
Reszta może iść, choć zachęcam, żebyście zostali.
Nikt
nie wyszedł.
Scorpius
naprawdę wyglądał na zmęczonego. I trochę zrezygnowanego.
Spektakl był… spory. Pewnie ciężko mu było to wszystko ogarnąć,
zwłaszcza z tak liczną obsadą.
Czy
istniała jakakolwiek szansa, że zrobimy to dobrze?
Scena
nie poszła najlepiej. Właściwie po prostu przeczytaliśmy swoje
dialogi i nikt się za bardzo nie starał, więc nie chciałam się
wyróżnić jakimiś pretensjonalnymi próbami wykrzesania z siebie
odrobiny wiarygodności.
Byłam
rozkojarzona uwagą Sinistry, tym, jak Scorpius niespodziewanie
prawie stanął w mojej obronie – choć nie wykluczałam, że po
prostu nie lubił nauczycielki jeszcze bardziej niż mnie – oraz
oczywiście faktem, że Lorcan siedział tak blisko mnie. Nie
wspominając już o tym, że zwracałam się bezpośrednio do niego.
Jego
błękitne oczy sprawiały wrażenie, jakby próbowały się do mnie
uśmiechnąć. Migotały zaczepnie, kiedy stał zwrócony przodem do
okna i rozpraszały mnie bardziej niż cokolwiek na świecie. Nie
chcąc po raz kolejny zrobić z siebie kretynki, wsadziłam nos w
scenariusz i próbowałam zasłonić rumieńce.
– Okej,
wystarczy – powiedział Malfoy, a wszyscy wyraźnie odetchnęli z
ulgą.
– Czy
pan reżyser ma jakieś uwagi? – wycedziłam przez zęby.
– Tak.
Przestań czerwienić się jak pensjonarka – odparował. – Z tego
co wiem, w tej scenie Lizzie jeszcze nie jest zauroczona Darcym.
Odebrało
mi mowę z oburzenia.
– Do
moich uwag przejdziemy, jak już zaczniecie cokolwiek z tymi
postaciami robić, oprócz odczytywania ich słów – dodał,
przeczesując włosy palcami. Zerknął na zegarek. – Nie mamy dziś
czasu na więcej. Do zobaczenia za tydzień.
*
– Nienawidzę
go – warknęłam, tak do nikogo konkretnie.
Szliśmy
korytarzem w stronę Wielkiej Sali.
– Według
mnie to była całkiem niezła próba – wtrącił delikatnie Albus.
– Niezła?
Nic nie zrobiliśmy, a większość osób nie miała szansy
czegokolwiek zagrać. – Roxanne najwyraźniej była po mojej
stronie.
– Nie
mam pojęcia, w czym miały nam pomóc te wszystkie improwizacje i
ćwiczenia – dodał Timothy. – I ten pajac chce, żebyśmy to
powtarzali na każdej próbie! Cały spektakl będzie jedną, wielką
stratą czasu.
Dobrze
było mieć odpowiednich ludzi podzielających twoje zdanie. Że też
Albus musiał tak kiepsko dobierać sobie przyjaciół. Jakby
najfajniejsze kuzynki na świecie mu nie wystarczały.
Nadal
skręcało mnie w żołądku, na samo wspomnienie zachowania Malfoya
na próbie. Nie było tak źle, dopóki nie wspomniał o moich
rumieńcach. Przy Lorcanie.
Musiał
mnie nienawidzić nawet bardziej niż ja jego.
– Przecież
wyjaśnił dokładnie, po co robimy te ćwiczenia – zdenerwował
się Potter. – Nie moglibyście obdarzyć go minimalnym kredytem
zaufania? Skoro i tak niczego nie zmienicie, to dla własnego
komfortu psychicznego spróbujcie dopuścić możliwość, że może
Scorpius się na tym zna.
– Jedyne,
na czym zna się Malfoy, to noszenie szalików w środku lata –
oznajmiłam spokojnie. – Al, nie namówisz nas nagle, żebyśmy
polubili kogoś, z kim żarliśmy się przez ostatnie siedem lat.
– Nikt
oprócz ciebie się z nim nie żre – zauważył Albus, wciąż
naburmuszony.
– Ale
nie możesz powiedzieć, żebyśmy pałali do niego sympatią –
powiedział Tim. – Conrad, nic nie mówisz. Jak ci się podobało?
Conrad
wzruszył ramionami, wpychając ręce do kieszeni. Szkoda, że on nie
zgłosił się na reżysera.
– Nie
było najgorzej. Poważnie, Rosie – dodał szybko i łagodnie, bo
zobaczył, że już otwieram usta, by odpowiedzieć. – Wiem, że
bardzo go nie lubisz, ale w tym wypadku muszę poprzeć Albusa. Nigdy
właściwie nie próbowaliśmy przeprowadzić z Malfoyem normalnej
rozmowy. Myślę, że mógł się sporo zmienić od czasu, gdy miał
jedenaście lat i rzucił w ciebie miską tłuczonych ziemniaków.
Jakby
to była najgorsza rzecz, jaką zrobił! Bo tak wygodnie jest
zapomnieć o masie innych okropieństw. Na przykład o tej okropnej
lekcji eliksirów, kiedy musiałam pracować z nim w parze, a
następnie wypić eliksir, który razem uwarzyliśmy. Zamiast tego
zaserwował mi Veritaserum (nadal nie wiem, skąd je wziął) i zadał
mi serię krępujących pytań, z których ostatnim było „Kto jest
najprzystojniejszym chłopakiem w szkole?”. Nigdy nie zapomnę tego
paskudnego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy, kiedy
wymieniłam jego nazwisko.
Wiem,
że to może wydawać się błahostką, ale kiedy człowiek ma
czternaście lat, każda wpadka wydaje się upokorzeniem stulecia.
– Jak
próba? – zapytała Alice. Czkała na nas przy wejściu do Wielkiej
Sali w towarzystwie Daisy.
– Nie
mówmy o tym, proszę – jęknęłam. Zapach kurczaka, który już
wkradał się do mojego nosa, wydawał się obiecującą perspektywą
poprawienia humoru.
Kiedy
byliśmy w połowie drogi do naszego stołu, Albus został zaczepiony
przez Amandę, Puchonkę z naszego roku, która miała grać Mary
Bennet w przedstawieniu. Stanęła obok niego, wspięła się na
palce i wyszeptała mu coś do ucha.
– Och,
super – ucieszył się Al. – Dzięki, Amando, przekażemy
reszcie.
– Co
się dzieje? – zagadnął Conrad, kiedy dziewczyna się oddaliła,
a my zajęliśmy miejsca przy stole Krukonów. Co prawda ja, Alice,
Roxanne i Albus byliśmy w Gryffindorze, ale Tim Należał do
Hufflepuffu, a Conrad do Ravenclaw’u, co chyba czyniło nas
zbieraniną ludzi ze wszystkich trzech domów. W każdym razie,
siadywaliśmy również przy wszystkich trzech stołach. Poza
oficjalnymi ucztami nikt tego nie pilnował, więc uczniowie już
dawno uznali, że jest to dozwolone.
– Noc
Quidditcha, dzisiaj – wyjaśnił Albus, ochoczo podsuwając sobie
pod nos sałatkę.
– Ekstra.
Wszyscy idziemy? – spytał Timothy, a wszyscy spojrzeli wyczekująco
na Alice.
– Chętnie
pójdę. – Wzruszyła ramionami. – Mogę sędziować.
– Co
to jest Noc Quidditcha? – zapytała Daisy, która usytuowała się
przy stole obok mnie.
Wszyscy
jakoś zapomnieli o tym, że nam towarzyszyła. Wymieniliśmy
spanikowane spojrzenia.
– Na
Merlina, Albus, na przyszłość rozejrzyj się, zanim zaczniesz
gadać – westchnęła Alice.
– Ale
Daisy jest członkiem rodziny – zauważyła Roxanne, uśmiechając
się do zdezorientowanej trzynastolatki. – My też wiedzieliśmy,
zanim osiągnęliśmy wymagany wiek, prawda? Już Teddy nam
opowiadał, a James tym bardziej nie opanował umiejętności
trzymania gęby na kłódkę.
– O
co chodzi? – zniecierpliwiła się Dursley. – Czy to coś, o czym
nie mogę wiedzieć?
– Nie
z punktu widzenia prawa – powiedziałam szybko, wiedząc, jakimi
ścieżkami zazwyczaj błądzą myśli dziewczyny. – Bardziej ze
względu na tradycję. Uczniowie zostają wtajemniczeni na szóstym
roku.
– Powiedzmy
jej – westchnął Timothy. – To i tak cud, że zawsze jesteście
przy niej tacy ostrożni. Młodziki ze wszystkich innych domów o
wszystkim wiedzą, tylko Gryfoni tak pilnują tych bzdur.
– W
takim razie zaraz pójdę i zapytam jakiegoś Puchona, jeśli wy
nadal macie zamiar mówić szyframi – mruknęła obrażona Daisy.
Albus
obdarzył ją cierpliwym uśmiechem.
– Noc
Quidditcha to… no cóż, chyba wynika z nazwy prawda? Gramy w
quidditcha. Wszyscy, bez wyjątku, niezależnie od tego, czy ktoś
jest dobry, czy beznadziejny. Podczas Nocy Quidditcha jakoś nikt się
nie krępuje. – Sięgnął przez stół po półmisek z gotowanymi
brokułami. Czasem skrzaty domowe go zawodziły i musiał się
wysilić, aby znaleźć dla siebie jakieś wegańskie danie. –
Mieszamy drużyny, żeby to nie była rywalizacja między domowa.
– Nie
chodzi tylko o quidditcha – wtrąciłam. – W grze może
uczestniczyć zaledwie czternaście osób, a na stadionie są dwa
roczniki ze wszystkich domów. Reszta robi inne rzeczy.
– Na
przykład jakie? – Oczy Daisy się zaświeciły.
Timothy
wzruszył ramionami.
– Siedzimy
na dole i gramy w karty, butelkę, czy inne głupie zabawy.
Dziewczyny plotkują, a my… plujemy na odległość – dodał z
wahaniem, na szybko usiłując wymyślić odpowiednio męskie
zajęcie.
Roxanne
pacnęła go lekko w tył głowy.
– I
naprawdę są tam uczniowie ze wszystkich domów? – Daisy
wytrzeszczała oczy, a ja nie mogłam się jej dziwić. Zanim wzięłam
udział w Nocy Quidditcha, również wydawało mi się to nierealne.
– Dlatego
to takie fajne wydarzenie – wyjaśniłam z wahaniem. – Znikają
bariery.
Nie
dało się tego inaczej opisać. Ciężko byłoby wymienić
jakąkolwiek inną okazję, w której cztery domy Hogwartu jednoczyły
się w takim stopniu, jak podczas Nocy Quidditcha.
Połowa
ludzi pojawiała się w piżamach. Podstawowym żartem były piżamy
Ślizgonów, a konkretnie tych urodzonych w arystokratycznych
rodzinach. Nie zliczę, ile razy Timothy wytykał Gregorowi
Zabiniemu, że w tych jedwabnych portkach ześlizgnie się z miotły.
Ale wtedy jakoś nikt się o nic nie złościł. Cała banda Malfoya
zawsze na wszystko narzekała, ale wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że
świetnie się bawią.
Same
mecze były jednymi z najbardziej chaotycznych rzeczy, jakie w życiu
miałam okazje oglądać. Ślizgoni i Puchoni, przeciwko Gryfonom i
Krukonom – to zawsze był początkowy zamysł i trwał jakieś pięć
minut. Potem wszystkie drużyny się mieszały, nikt nie pilnował,
ilu reprezentantów danego domu znajduje się na boisku.
Skrzaty
domowe wiedziały i regularnie przygotowywały dla nas stosy
śmieciowego żarcia.
I
najlepsze – nocowania. Całę gromady Gryfonów i Krukonów,
nocujących w dormitoriach Puchonów i Ślizgonów, bo wszyscy byli
zbyt wykończeni, żeby wracać do siebie. Ponoć każdy mieszkaniec
niskich pięter trzymał pod łóżkiem zapasowy materac, właśnie
na te okazje.
– Nie
wierzę, że wszyscy tak po prostu się wymykają z dormitoriów i
nikt na nikogo nie donosi – powiedziała Daisy, krzyżując ramiona
na piersi i patrząc na nas z uporem. – Nawet nie chodzi mi o
uczniów – cały ten zamek żyje!
– Zgadza
się. I cały nam pomaga – powiedział Conrad. – Portrety, duchy,
nawet Irytek.
– Irytek?!
– Wszyscy
podejrzewamy, że musi mieć w tym jakiś interes – przyznała
Alice, wzruszając ramionami. – Ale to nie zmienia faktu, że
pomaga.
– Oczywiście
odkąd w zamku pojawili się Potterowie, Gryfoni mają najłatwiej –
wtrąciłam. – Wcześniej James, a teraz Albus przeprowadza nas
wszystkich dzięki mapie. Zazwyczaj idziemy grupami.
– Jak
często odbywają się te Noce Quidditcha? – drążyła Dursley.
Alice
zmarszczyła brwi.
– Różnie
wypada – powiedziała. – Zazwyczaj tylko raz na semestr, ale
zdarzało się i raz na miesiąc. My tak mieliśmy na szóstym roku.
– I
naprawdę mówicie mi teraz, że nauczyciele nigdy się nie
dowiedzieli? Mimo że ta tradycja trwa, odkąd Teddy chodził do
szkoły? – Młoda nadal nie mogła uwierzyć.
– Taka
jest oficjalna wersja – odezwał się Timothy. – Ale Albus,
specjalista od teorii spiskowych, uknuł na ten temat jedyną w swoim
życiu, która może być prawdziwa.
– Wielkie
dzięki – mruknął Potter, poprawiając okulary. – To prawda,
Daisy. Myślimy, że nauczyciele o wszystkim wiedzą, ale nic z tym
nie robią.
– Dlaczego?
– Tylko
pomyśl – odezwałam się. – Władze tej szkoły od wieków
próbowały znaleźć sposób na integracje i usunięcie podziałów
pomiędzy czterema domami, a tymczasem uczniowie sami to zrobili i to
za wspaniałym rezultatem. Może nie chcą marnować takiej okazji,
skoro wcześniej tylko wojna zjednoczyła uczniów bardziej.
– Regulamin
na bok, czemu mieliby mieć coś przeciwko? Nie grozi nam wtedy żadne
niebezpieczeństwo, spora część uczestników zabawy jest
pełnoletnia – dodał Conrad. – A niektórzy przysięgają, że
parę razy widzieli spacerującego w pobliżu Hagrida. Może
McGonagall zleciła mu nadzorowanie imprezy.
Twarzy
Daisy wyglądała, jakby dziewczyna nie mogła się zdecydować czy
powinna odczuwać szok, czy przerażenie. Timothy najwyraźniej
uznał, że nie jest to właściwa reakcja.
– Możesz
iść dziś z nami, sama zobaczysz jakie to fajne – powiedział.
– Absolutnie
nie ma mowy! – zawołałam szybko.
– Dlaczego?
– jęknęła Daisy, która chyba zapomniała, że jeszcze przed
chwilą cały pomysł napawał ją lękiem.
– Niektórzy
zawsze lubią przesadzić i przynoszą Ognistą Whisky – palnęłam.
– Nie chcę cię w pobliżu takich substancji.
– To
nie będę się do nich zbliżać – marudziła. – Daj spokój
Rosie, nie jestem dzieckiem.
– Jesteś.
– Mam
trzynaście lat!
– No
właśnie.
– Kiedy
wujek Harry był w moim wieku, już miał za sobą dwa starcia z Sama
Wiesz Kim i jedno z Bazyliszkiem – odparła.
To
był chyba największy minus należenia do naszej rodziny. Kiedy
próbowało się wytłumaczyć młodemu człowiekowi, dlaczego jest
na coś za młody, zawsze istniał argument: Kiedy wujek
Harry był w moim wieku…
Ja
sama również go często używałam.
– Bądź
sprawiedliwa, Rosie – odezwała się Roxanne. – Kiedy my pierwszy
raz poszliśmy pooglądać, też nie byliśmy na szóstym roku.
– Ludzie
czasem przyprowadzają młodsze rodzeństwo, nikt nawet jej nie
zauważy – powiedziała Alice, która podobno powinna być tą
odpowiedzialną.
– Świetnie
– warknęłam. – Daisy, możesz iść.
Nikt
mnie nigdy nie słucha.
*
To
tyle na dzisiaj. Postaram się pospieszyć z kolejnym, choć nadal
poszukuję sensu życia xd Ale ostrzegam, ze Info wstydu jest nadal
aktualne – nie wiem jak Wena będzie pracować, zobaczymy.
Chciałabym
coś… zapowiedzieć, odnośnie przyszłych rozdziałów.
Zdecydowana większość opowiadania, będzie pisana z punktu
widzenia Rose, ale od czasu do czasu planuję wpleść jakiś
rozdzialik oczami kogoś innego. Jednego z jej przyjaciół, a może
nawet pewnego atrakcyjnego blondyna. Co myślicie o takim pomyśle?
Pisząc książkę raczej nie mogłabym pozwolić sobie na takie
fristajlowanie (szczególnie przy narracji pierwszoosobowej), ale
jako że jest to tylko opowiadanie w internecie to what the hell.
A
tak z kwestii technicznych:
Ostatnio
wzięłam udział w #pogawędce na Księdze Baśni! Jeśli ktoś
chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o mnie i mojej radosnej
twórczości, to zapraszam TUTAJ.
Na
Księdze Baśni odbywa się również głosowanie na Bloga Roku.
Jeśli mielibyście ochotę oddać na mnie głos, zapraszam TUTAJ.
Czekam
na wasze opinie <3 I dziękuję za wszystkie miłe słowa pod
Infem Wstydu, naprawdę pomogły i „zawinąć” tę ostatnią
scenę :)
Trzymajcie
się!
Melduje sie!
OdpowiedzUsuńCieszę sie bardzo, że przełamałaś swoją niemoc i wróciłaś, chociażby tylko na ten rozdział! Tęskniłam <3
Napisze odrazu (poki pamietam) ze jestem bardzo za wplataniem punktu widzenia innych bohaterów. To zawsze jakieś ciekawe urozmaicenie :D
Bardzo podoba mi sie atmosfera jaka wprowadziłas podczas próby, mam w głowie wizje takiego małego rozgardiaszu, tutaj jakieś mierzenie, tam ktoś od dekoracji... a potem wchodzi Scorpius, juz zmęczony tym, ze bedzie sie musiał użerać :D
Fajna ta Barbara, chociaz zazwyczaj mam problem z takimi delikatnymi postaciami w ksiazkach i opowiadaniach. Scor mimo wszystko zrobił dosc mądrze, że kazał jej sie nie wychylać, skoro inni ją gnębią a on moze nie stanąć w jej obronie. Jak inaczej miałby nie narażać jej na przykrość, sprawiając jej jednocześnie przyjemność zagrania w tej sztuce?
I chociaz malfoy stanął w obronie Rose przed nauczycielka, to i tak musiał wbić jej szpilę :D Biedna Rose, ja sobie kompletnie nie radzę w takich sytuacjach xd
Noc Quidditcha to świetny pomysł! A ile możliwości fabularnych stwarza!
Ale cos czuje, ze to nie bedzie dobre przeżycie dla Daisy, to dosc nieodpowiedzialne zabierać ją w takie miejsce. Szczególnie, że bedą tam sami starsi i alkohol, to nie moze sie dobrze skończyć. Ja na ich miejscu chyba bym nie chciała brać na siebie odpowiedzialności za nią.
No i koniec, troche mi jednak smutno, ze rozdział taki krotki, ale czekam niecierpliwie na kolejny, mam nadzieje, że dłuższy! :D
Możesz tez triche potrzymać kciuki za mnie, bo mam nadal 500 slow od miesiąca i brak checi do życia xd
Pozdrawiam i weny zycze, Mary :*
Ja również! <3
UsuńTo super, że pomysł się podoba, bo już się na niego nakręciłam :D
O taka właśnie atmosferę mi chodziło ;p Grałam kiedyś w teatrze amatorskim i rozgardiasz panował caly czas, a na pierwszych próbach to już w ogóle xd
Ja zazwyczaj też za takimi postaciami nie przepadam, no ale nie mogę tworzyć sobie samych ulubieńców :D Też się skłaniam ku pochwaleniu Scora za właściwą postawę, ale trzeba też się pogodzic z tym, ze na chwilę obecną Rose nie przyzna nawet w swojej głowe, że Malfoy zrobił coś mądrego xd
Moze Scor uważa, że tylko on może jej wbijać szpile :D
Noc Quidditcha to chyba jedyna rzecz z której jestem zadowolona w tym rozdziale xd Daisy oczywiście powinna spędzić tę noc we własnym łóżku, ale czy po potomkach Harry'ego i Weasleyów można oczekiwać aż takich pokładów odpowiedzialności? :P
Trzymam kciukii za ciebie bardzo mocno, bo już mnie aż mózg swędzi, na myśl o tym, że high hopes tyle czasu wisi bez rozdziału :D Ale rozumiem cię swietnie, ostatnio same kryzysy twórcze wokół xd
Dziękuję pięknie za komentarz i pozdrawiam ;*
Bardzo cieszę się, że udało ci się dodać rozdział *-* Najbardziej zaciekawiła mnie ta Noc Quidditcha, chyba nawet bardziej niż wszystkie konfrontacje RosexScorpius xDD Próba też wyszła ci bardzo fajnie i czuję, że będzie się na nich dużo działo :) Czytając to opowiadanie wydaje mi się, że Malfoy jest taki inny od Malfoya którego wszyscy kreują, nie wiem czy tak jest, czy tylko ja tak to odbieram, ale podoba mi się to :)) Co do wprowadzenia perspektyw innych bohaterów to moze być ciekawe więc jak tylko masz taki pomysł to śmiało tak pisz!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś może wcześniej czy później WENA WRÓCI. Póki co nie śpiesz się, chociaż wszyscy chcemy przeczytać kolejny rozdział, poczekamy xD
Mnie również całkiem się spodobała Noc Quidditcha i mam nadzieję, że sie przyjmie, nie chciałabym przesadzić :D Próby, tak sądzę, będą opływać w wydarzenia, ale to jeszcze przed nami. Bardzo mnie cieszy, ze Malfoy wydaje sie inny niż pozostali! O to chodzi, żeby stworzyć postać choć trochę wyróżniającą się od reszty :D
UsuńZ weną aktualnie nie jest najgorzej, powoli nawet dziergam już następny rozdział :)
Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam!
Bardzo podoba mi się pomysł z Nocą Quidditcha. Uważam tylko, że to trochę nieodpowiednie spotkanie dla małej Daisy, w końcu uczniom przychodzą różne rzeczy do głowy, najczęściej w trakcie gry w butelkę i picia alkoholu.;)) No i pewnie Alice zaszła na takiej nocy w ciążę, bardzo możliwe. Jeśli Dejzi na nią pójdzie to stanie się patologią do kwadratu i zginie na wieki wieków amen, żart, pewnie po prostu coś się skomplikuje. Ale pomysł świetny, naprawdę trafiony i ciekawy. <3
OdpowiedzUsuńCo do tego spektaklu, cóż, nienawidzę Sinistry za to, że jest głupią zdzirą i nienawidzi Rose; takie niesprawiedliwe nauczycielki są najbardziej wkurzające... ona chyba jest niesprawiedliwa, no nie? Hm, lubię Cadie, wydaje się ciekawa, mam nadzieję, że będzie jej odrobinę więcej. A ta welbicielka Malfojka to jakaś idiotka, na pewno coś ukrywa, bo jest taka dziwna.
No nieważne, wybacz, że taki króciutki komentarz, ale padam na twarz! Świetny rozdział, czekam na więcej.
Pewnie, że nieodpowiednie, ale jak ktoś ma trzynaście lat to wszędzie by sie pchał ;) Co do Alice, to ciekawa teoia, choć nie jest ona raczej typem dziewczyny co sie da ponieść imprezie aż tak :D Oj, straszne scenariusze piszesz dla Dejzi! xd
UsuńTak bym też powiedziała, że Sinistra jest niesprawiedliwa, no bo wielu rzeczy można się czepiać, ale zey rajstop na pierwszej próbie? :P Cadie pojawila sie nie bez powodu, więc myślę, że będzie jej sporo.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! ;*
Rozdział przeczytałam dawno, ale nie miałam czasu skomentować, więc wybacz jeśli opinia będzie krótka i nieskładna.
OdpowiedzUsuńTrochę się działo w tym rozdziale, ale myślę, że nie zaskoczę Cię, jak powiem, że Noc Quidditcha mnie bardzo zaciekawiła :D Fajny pomysł, że wielu spotyka się razem, aby poświęcić czas na powietrzu przy grze, bez żadnych granic domowych i wszyscy są razem. No i że można też się napić, a jak wiadomo alkohol zbliża ludzi :D I jestem zdania, aby jednak Daisy jednak trzymała się z dala od tych ekscesów. Mam nadzieję, że ją dobrze przypilnują.
A próba okazała się dość ciekawa. Widać, że Scorpius się stara, ale i także chce też pokazać Rose, kto tu rządzi :D Fajne są te ich przekomarzania... Chcę ich więcej :p
Życzę weny i pozdrawiam serdecznie :*
Wybacz, ze tak późno odpowiadam, ale obiecałam sobie, że najpierw dokończę siódemkę, a potem będę komentować i odpowiadać xd
UsuńCieszę się, że cię zaciekawiła, mam w takim razie nadzieję, ze jej realizacja cię nie rozczaruje :D Daisy to w ogóle nie powinna się tam znaleźć, no ale jakoś nie umiem pisać odpowiedzialnej młodzieży :D
Będzie więcej! Dziękuję za opinię i pozdrawiam ;*
Jestem i ja!
OdpowiedzUsuńDłuższą przerwę iałam, ale powoli wracam. :)
Kurdę, trochę mi się zalegości u ciebie porobiło. :c
Ale, mniejsza, pomówmy o rozdziale. :D
Noc Quidditcha to bardzo fajny pomysł. Ogólnie, ja uwielbiam twoje pomysły, bo u cibie w opowiadaniach nie wieje nudą i sztampowością. Nie powielasz schematów, co mnie tak bardzo cieszy. ^^
A ten pomysł z meczem, nie wiem czem skojarzył mi się z nocą Kupały. Oczywiście wiem, w noc Kupały inne rzeczy ię robi, ale tak jakoś przyszło mi przez myśl. xD
A Sinistra... hm, nie polbiłam jej. :/
Score jak zwykle próbuje dogryźć Ros, co za człowie, ale ja kocham ich przekomarzanki, więc... WIĘCEJ! :D
Buźka!
Sorki za błędy, piszę na szybko, bo ostatne dwa dni urlopu i takie piękne słońce! Co ja w domu siedzieć będę. ;D
UsuńMiło widzieć cię z powrotem :D
UsuńCieszę się bardzo, ze tak mówisz, zawsze próbuję omijać szerokim łukiem te wszystkie schematy. Chociaż jest ich tak wiele, że czasem się niestety o jakiś zahaczy, kiedy jestem zajęta wymijaniem innego :D
Mam nadzieje, że końcóweczka urlopu się udała! ;*
A mnie się bardzo podobał ten rozdział :)
OdpowiedzUsuńRose na pewno nie zrezygnuje z prywatnego śledztwa. Noc Qudditcha? Ciekawe, bardzo ciekawe. Może coś się tam wydarzy?
Cieszę sie, że ci się podobał!
UsuńPodoba mi się pomysł z Nocą Quidditcha! Bardzo mi się podoba :D W ogóle zauważyłam, że w twoim opowiadaniu zniknęła ta wieczna nienawiść między Gryfonami i Ślizgonami z czego jestem niezmiernie zadowolona.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy <3
UsuńTak, lubię ich ze sobą łączyć i lubię przyjaźnie międzydomowe :)