środa, 4 lipca 2018

[9]"Przyłapana."

Rose
– Nie pamiętam zbyt wiele – mówiła Gill, kręcąc w dłoniach pudełko Fasolek Wszystkich Smaków. Odkąd przebywała w skrzydle szpitalnym, na jej szafce znalazło się całkiem sporo słodyczy, które nieustannie podjadała, mimo protestów pani Pomfrey. Ja sama przyniosłam jej chyba ze cztery zestawy czekoladowych żab, a w ciągu tych kilku dni odwiedziłam ją zaledwie dwa razy. – Ale nie jest to też całkiem czarna plama. Po prostu przebłyski. Jakby ktoś usuwał mi pamięć, ale nie robił tego zbyt umiejętnie. Nieprecyzyjnie. Wiecie, co mam na myśli?
Pokiwaliśmy zgodnie głowami. Wszyscy siedzieliśmy jak na szpilkach, w obawie, że zaraz wpadnie tu Pomfrey i nas wygoni – zezwalała tylko na odwiedziny sześciu osób naraz, a nas było aż dziewięcioro. Staraliśmy się być cierpliwi i nie naciskać, ale kiedy dzięki Albusowi dotarła do nas wieść, że Gill jest gotowa porozmawiać o tym, co jej się stało, nie mogliśmy się powstrzymać i zwaliliśmy się tu całą bandą.
To oczywiste, że Gregor, Malfoy, Albus i Cady przyszli, bo wszyscy przyjaźnili się z Gill. Początkowo nie chciałam wciskać to swojego wścibskiego nosa, bo przecież ja, Roxanne, Tim, Alice i Conrad nie mieliśmy z tym nic wspólnego. Ale Albus powiedział mi, że Gill chce, żebym była przy tej rozmowie. Możliwe, że podobnie jak ja, czuła jakbyśmy były teraz w jakiś sposób związane. Przez to, że ją znalazłam. 
– Nie zapamiętałaś niczego, co pomogłoby tego kogoś zidentyfikować? – zapytałam, marszcząc brwi. – Chociażby płci?
Gill przygryzła wargę i pokręciła głową.
– Nie. Ale wydaje mi się, że coś zobaczyłam i dlatego właśnie próbował usunąć mi pamięć. To by dużo wyjaśniało, bo przecież Ellie przebywała tam o wiele krócej, a wszystko pamięta. – Ellie Nott nie wróciła jeszcze do szkoły, ale Ślizgonom w końcu udało się nawiązać z nią kontakt listownie. Teraz już nie musiała niczego ukrywać. – Nie pamiętam jego twarzy… ale pamiętam, że ją widziałam. – Przełknęła ślinę.
– Magia tworzy czasem dziwne paradoksy – mruknął ponuro Conrad. – Myślisz, że to dlatego nie było cię tak długo, dłużej niż Nottów? Bo modyfikował ci pamięć i nie wiedział, jak to dobrze zrobić?
– Chyba tak.
– Pamiętasz, jak zabierał ci magię? – szepnął Scorpius.
Samo to wyrażenie w ustach czarodzieja brzmiało niedorzecznie, dobór słów wydawał się prymitywny. Próbowaliśmy różnych wariantów: „odbierać moce magiczne”, „wysysać czarodziejstwo”(prawdopodobnie najgłupszy), ale te z kolei wydawały się zbyt złożone i ostatecznie w rozmowach zawsze wracaliśmy do „zabrać magię”. Wydźwiękiem trochę przypominało „zabrać wodę” czy „zabrać tlen”. Albo jakieś inne, krótkie słowo, inna rzecz, bez której nie potrafiliśmy żyć. Może dlatego brzmiało najbardziej akuratnie.
– Trochę. – Wzdrygnęła się. – Opierałam się. Proces był… bolesny, ale nie mocno. Trochę jak długotrwały ból brzucha, który po paru godzinach strasznie cię męczy.
Sprawa była powoli nagłaśniana w mediach. O dziwo, dość trafnie. Nie spotkałam w Proroku żadnej informacji, która ewidentnie mijałaby się z prawdą, choć niektóre spekulacje były dość naciągane. 
Ludzie byli niespokojni, a rodzice, rzecz jasna, już zaczynali panikować. Nie sądzę, żeby ktoś się temu dziwił. Dopóki sprawa dotyczyła tylko Nottów, a do tego nie było do końca wiadomo, co się z nimi stało, nikt się tak nie martwił. Teraz jednak, kiedy magi pozbawiono dwie niespokrewnione uczennice, nagłówki mogły z czystym sumieniem krzyczeć o porwaniach uczniów Hogwartu. I Teodora Notta, który nijak nie pasował do tej układanki. 
Było też trochę frustrujących pytań, jak na przykład to, jak wpasować pozbawione magii dziewczęta, do szkoły magicznej. Wciąż mieliśmy nadzieję, że uda się odzyskać ich moce i staraliśmy się, żeby Gill w to nie zwątpiła.
– Ellie ma wrócić w przyszłym tygodniu – odezwał się Gregor. – Przynajmniej teraz już wiemy, czemu ojciec zabarykadował ich oboje w domu, nie uchylając nawet rąbka tajemnicy.
Nikt nie popierał zachowania Notta, ale teraz przynajmniej je rozumieliśmy. Czy dla czystokrwistego czarodzieja o konserwatywnych poglądach istniała większa hańba niż brak mocy magicznej? To stawiało ich przecież na równi z mugolami, których nadal nie darzyli wielkim szacunkiem. Cieszyłam się, że Gill nie zachowała się podobnie. 
Gill zerknęła na zegarek obok swojego łóżka.
– Idźcie do Hogsmeade – powiedziała.
– Zostaniemy tu z tobą – rzucił szybko Malfoy.
– Będą inne wycieczki – dodałam.
– Nie ma mowy – odparła dziewczyna. – Nie będziecie marnować popołudnia w skrzydle szpitalnym! Poradzę sobie, mam szkicownik i towarzystwo pani Pomfrey – dodała, sięgając za poduszkę, gdzie trzymała blok. – I tak miałam zacząć pracować nad naszą scenografią. – Uśmiechnęła się promiennie do Scorpiusa.
Nie mogłam wyjść z podziwu nad tym, w jak świetnej formie była. Ja nie potrafiłabym ot tak zajmować się zwykłymi czynnościami, jeśli odebrano by mi coś tak ważnego. I na pewno nie wyganiałabym odwiedzających mnie ludzi, żeby mogli się dobrze bawić. O nie, ja błagałabym o strzępy atencji. 
– Gill nikt nie wymaga od ciebie, żebyś teraz się za to zabierała – powiedziała Cady. – Musisz najpierw wrócić do pełni sił i…
– Jeśli zaraz nie zabierzecie swoich tyłków do wioski, zawołam panią Pomfrey i powiem, że wasze towarzystwo przeszkadza mi w wypoczynku.
Kiedy w końcu opuściliśmy skrzydło szpitalne, spojrzeliśmy na siebie w nerwowym odruchu, po czym Ślizgoni, jak jeden mąż, odwrócili się i odmaszerowali w stronę lochów. Tylko Zabini po paru krokach odwrócił się i pomachał, mrugając do mnie łobuzersko.
– Cóż, to wcale nie było niezręczne – sarknął Albus. – Spotykamy się w Trzech Miotłach?
– A ty nie idziesz? – Alice uniosła brwi.
– Żadne z nas nie idzie, oprócz ciebie i Rosie – pospieszył z wyjaśnieniem Conrad. – Wypada nam dziś szlaban za Noce Quidditcha, dołączymy do was za dwie godzinki.
– W takim razie owszem, będziemy w Trzech Miotłach. Umówiłam się tam z Jamesem – powiedziałam, zerkając na zegarek. – I powinnyśmy się ruszać, jeśli nie chcemy się spóźnić.
– Jak miło, że mój brat dał mi znać, że się dziś zobaczymy. – Albus przewrócił oczami, klepnął Timothy’ego w plecy i całą czwórką odeszli w kierunku gabinetu dyrektorki.
– A ty, kiedy odrabiasz ten szlaban? – zapytała Alice, kiedy zbliżałyśmy się do Sali Wejściowej.
– Za dwa tygodnie. Z Malfoyem, rzecz jasna. – Przewróciłam oczami. Bo skoro McGonagall już zdecydowała nas ukarać, to musiała to zrobić po całości. – Nie wszyscy mają szczęście być jedyną osobą zwolnioną ze szlabanu.
– Nie chcą mnie nadwyrężać – oburzyła się Alice. – No wiesz, w moim „delikatnym stanie”. – Nakreśliła cudzysłów w powietrzu, po czym machinalnie objęła się za brzuch.
– Nikt nie mówi, że zaraz musiałabyś wykonywać ciężkie prace fizyczne. Mogłabyś na przykład porządkować kartoteki. W jaki sposób to mogłoby cię nadwyrężyć?
– Psychicznie, Rosie! – odparła stanowczo. – A poza tym, to nie tak, że całkiem się wymigam. Odrobię szlaban, kiedy już urodzę.
Postanowiłam na razie nie komentować tego, że nadal upierała się przy powrocie do szkoły zaraz po porodzie. I tak jej do niczego nie przekonam. Nie było możliwości, żeby zmienić jej zdanie, kiedy już się na coś uparła. 
– Wtedy nikt nie będzie pamiętał o szlabanie z listopada – powiedziałam, wznosząc oczy do nieba, jednak po chwili spojrzałam na nią niepewnie. – O Merlinie, planujesz im przypomnieć, prawda?
– Niewolnica regulaminu nie przestaje nią być tylko dlatego, że raz się poślizgnęła. – Wzruszyła ramionami. – Jestem pewna, że już o tym wiedziałaś.
Oczywiście. Nigdy nawet nie przyszło mi do głowy, że Alice się zmieniła.
Droga do wioski minęła nam szybko, głównie dlatego, że prawie truchtałyśmy. Wszyscy uczniowie, którzy również się tam wybierali, spacerując tuż obok nas, wiedzieli, co się stało z Gill, wiedzieli, że to ja ją znalazłam oraz że mamy większy wgląd do całej sprawy niż oni. Szepty i wytykanie palcem powróciło, a ja zdążyłam się od tego odzwyczaić. Ostatnio, kiedy mnie tak traktowano, miałam jedenaście lat.
James czekał na nas przed wejściem do gospody. 
– W końcu – powiedział, obdarzając nas łaskawym uśmiechem. Uścisnął najpierw mnie, a potem Alice, udając, że kiedy ją przytula, nie może złączyć za nią rąk. Ten żart bawił go przez całe wakacje.
I ten człowiek był synem Wybrańca.
– Tak, James, rozumiemy, jestem w ciąży, więc jestem gruba, ha-ha – westchnęła Alice, przewracając oczami i wyraźnie powstrzymując się przed zastosowaniem przemocy. – Idziemy do środka?
– Tak, tak. – Pchnął drzwi i przepuścił nas. – Zająłem nam stolik w rogu, powinno być trochę ciszej.
Lokal, jak zwykle, był wypchany po brzegi uczniami Hogwartu. Stolik, o którym mówił James, rzeczywiście stał pusty, a tabliczka z napisem „rezerwacja” była tak zakurzona, że prawie jej nie zauważyłam. 
Madame Rosmerta zawsze miała słabość do Jamesa. Nigdy wcześniej nawet nie widziałam, żeby zarezerwowała jakiś stolik. Pewnie zapłacił za to uśmiechem.
– Masz jakieś wieści od mojego ojca? – zapytałam szybko, kiedy zajmowaliśmy miejsca.
Ostatnimi czasy wysyłałam do taty nawet dwa listy dziennie, usiłując wyciągnąć z niego jakiekolwiek informacje. Naprawdę musiałam się czegoś dowiedzieć. Cała ta niepewność sprawiała, że czułam się, jakby ktoś dusił mnie poduszką.
– Tak. Mówi, że nie pisałaś do niego tak często, odkąd byłaś na pierwszym roku. Rozważa nawet, czy nie dopisać cię z powrotem do testamentu.
Warknęłam bezradnie. Czyli niczego się nie dowiem.
– Nie może ci nic mówić – wyjaśnił James łagodniej. – Śledztwo jest już w toku i informacje są utajnione.
– To po co w ogóle się tu z tobą spotykamy? – zapytałam znudzona.
– Bo usychałaś z tęsknoty?
– Na pewno możesz nam coś zdradzić – wtrąciła Alice. – Nie jesteś przecież jeszcze aurorem, prawda? Nie zostałeś zaprzysiężony, musisz przejść trzy lata szkolenia, a to oznacza, że jesteś stażystą.
James spojrzał na nią z niesmakiem, jakby go śmiertelnie uraziła.
– Jestem aurorem. W trakcie szkolenia – mruknął. – Czyli nie mogę nic zdradzać.
– Nic ci nie mówią – odgadłam.
James pochylił się nad stołem, zachęcając nas, żebyśmy zrobiły to samo.
– Nie mają czego mi powiedzieć – mruknął. – Nie chcą wywoływać paniki, więc próbują udawać, że coś robią, ale prawda jest taka, że poruszamy się po omacku. Biuro Auorów wie tyle, co wy. Może ciut więcej, bo mają też zeznania Nottów, ale oni nie powiedzieli nam o wiele więcej niż Gill.
Wyprostowałam się. Stukanie obcasów, ledwo słyszalne w tym gwarze, zasygnalizowało, że Madame Rosmerta zbliżyła się do naszego stolika. Na tacy trzymała dwa kufle z kremowym piwem i jedną parującą czekoladę. Widocznie James złożył zamówienie, jeszcze zanim się pojawiłyśmy.
– Dwa piwa – powiedziała kobieta, z uśmiechem stawiając kufle przede mną i Jamesem. – I jedna czekoladka.
Oddaliła się. Alice siedziała z rękami skrzyżowanymi na piersi i wpatrywała się w mojego kuzyna oskarżycielsko.
– No co? – zdziwił się. – Wiem, że kremowe piwo prawie nie ma alkoholu, ale jednak pomyślałem, że…
– Mogłeś zapytać – burknęła, biorąc do ręki swoją czekoladę. – Mogłeś zaczekać i zapytać.
James przełknął głośno ślinę, zerkając na nią z niepokojem. Nawet nie wiedziałam, czy powinnam tu zrzucić winę na ciążowe huśtawki nastrojów, czy może na typowy dla Alice strach przed odebraniem jej kontroli nad czymkolwiek. Ale James nigdy nie umiał obchodzić się z ludźmi delikatnie. No i przecież miał dobre intencje.
– Odnośnie tego twojego stażu – wtrąciłam, chcąc zmienić temat. – Nie uważasz, że powinniśmy jednak chwilę o tym pogadać? Bo chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia. W jednej sekundzie mówisz mi, że wyjeżdżasz do Rumunii, a w następnej już oznajmiasz, że jednak będziesz pracował dla ojca.
James zwiesił ramiona, patrząc na mnie z miną winowajcy.
– Nigdy nie miałem zamiaru jechać i myślę, że oboje o tym wiemy. Oszukiwałem sam siebie. Nie wiem nic o smokach, nie lubię smoków. Tutaj mogłem się przydać.
– Ale mówiłeś, że nie chcesz budować swojego życia na zasługach taty – wtrąciła Alice. – Co się z tym stało?
– Przynajmniej będę miał pewny zarobek i… no, przecież nie zwolni mnie własny ojciec, prawda? – wyszczerzył zęby.
– Jeśli będziesz takim pracownikiem, jakim byłeś uczniem, to obawiam się, że nie będzie miał wyboru – powiedziałam. – Czy ta praca ci się chociaż podoba, Jamie? – spytałam, nie mogąc powstrzymać troski, zakradającej się do mojego głosu.
Na litość boską, przecież to on był starszy. On powinien martwić się o mnie, prawda?
– Tak – rzucił bez wahania. – Poważnie, jestem zadowolony, że zostałem. Będę teraz spędzał tyle czasu w Hogwarcie, że właściwie mogę udawać, że wcale go jeszcze nie skończyłem.
Coś mi się nie zgadzało. Alice również uniosła wysoko brwi. 
– Jakim cudem będziesz spędzał czas w Hogwarcie?
– Przypisano mnie do tej sprawy – powiedział z dumą.
Alice zakrztusiła się czekoladą.
– Jak to ciebie? – sapnęłam. – To chyba zbyt poważna sprawa dla stażysty, prawda? Nie powinien pracować nad tym jakiś w pełni wykwalifikowany auror, Jamie?
Znów posłał mi urażone spojrzenie.
– Zajmuje się – odparł. – Ale przypisano mu dwoje stażystów do pomocy. Mnie i… – urwał, zerkając na mnie niepewnie. Zrozumiałam, że miał nadzieję, iz nasza rozmowa nigdy nie dojdzie do tego punktu. Co takiego mógł chcieć przede mną zataić?
– Ciebie i kogo? – spytałam z naciskiem. – James, przysięgam, że jeśli pomilczysz jeszcze przez sekundę…
– I tak byś się dowiedziała – przerwał mi z westchnieniem. – Drugim stażystą jest Travis.
Zacisnęłam i rozluźniłam pięści na stole, żeby się uspokoić. Nigdy nie miałam dobrej pokerowej twarzy, więc szok i przerażenie z pewnością aż ze mnie promieniowało.
To niemożliwe.
– Myślałam, że dostał pracę w biurze samego ministra – jęknęłam błagalnie, jakbym była w stanie coś zmienić. Jakby James miał zaraz wybuchnąć śmiechem i powiedzieć, że to tylko jeden z jego durnych żartów. Ale mój kuzyn miał przepraszający wyraz twarzy, jakby szczerze żałował, że nie może na to nic poradzić.
Travis pracował w biurze ministra, a przynajmniej do tej pory trwałam w tym przekonaniu. Może i nie byłam typem dziewczyny, która obsesyjnie śledziła poczynania swojego byłego, ale taką informację podał mi Malfoy w dzień rozpoczęcia roku szkolnego. Nigdy nie nie pomyślałam, żeby poddać ją w wątpliwość.
– Bo tak było, ale zmienił zdanie – powiedział James. – Pojawił się na pierwszym dniu szkolenia aurorów. Pewnie się domyślasz, że się nie kumplujemy, więc nie wypytywałem go, jak się tam znalazł.
To lekkie niedopowiedzenie. Jeszcze rok temu James i Travis były dobrymi przyjaciółmi. To właśnie od mojego kuzyna Travis musiał uzyskać „pozwolenie”, żeby się ze mną umówić. A James popełnił błąd i go udzielił. Po wydarzeniach z wakacji nie chciał już mieć z nim do czynienia.
– Jak mój ojciec mógł go zatrudnić? – spytałam. – Po tym wszystkim, co się stało?
Mój tata znał dość szczegółowy obraz tego, co wydarzyło się pomiędzy mną i Travisem. Pewnie dlatego, że kiedy nastąpiła nasza ostateczna kłótnia, a ja oskarżyłam chłopaka o zdradę i on nie zaprzeczył, tata stał pod drzwiami mojego pokoju i podsłuchiwał. A potem wszedł do środka, złapał nastolatka za kołnierz, wywlókł go przed dom i pokazał dokładnie, co się dzieje z chłopcami, którzy krzywdzą jego córeczkę.
Sąsiedzi przez miesiąc nie mówili o niczym innym.
Mój tata go zatrudnił – przypomniał mi James. – Prosiłaś wujka Rona, żeby nie rozpowiadał o tym, co się wydarzyło, a on dotrzymał słowa, mimo że wyraźnie go roznosi, kiedy widzi tego gnojka w pracy.
Poczułam, jak ramię Alice wsuwa się za moje plecy. Ścisnęła mnie lekko, chcąc dodać mi otuchy. Podziałało.
– Nie było lepszych kandydatów? – zapytałam, już spokojniej. James pokręcił smutno głową.
– Travis był fantastycznym uczniem i popisał się na testach zręcznościowych. Na papierze wygląda fenomenalnie. A mój ojciec, nawet jakby wiedział, nie mógłby go odrzucić z powodów innych niż profesjonalne.
Ukryłam twarz w dłoniach. Nie byłam gotowa na spotkanie z Travisem. Myślałam, że nigdy nie będę musiała. A jeśli już miało się to wydarzyć, to za rok, kiedy będę całkiem pozbierana, będę mieć zaplanowaną karierę lepszą od niego, u boku faceta lepszego niż on. 
Nie mogłam spotkać go, wciąż będąc singielką! I ostatnio przytyłam dwa kilogramy. Na pewno to zauważy i pomyśli, że całkiem załamałam się po naszym rozstaniu. Był wystarczająco egocentryczny, żeby dojść do takich wniosków.
To nie tak, że cały nasz związek był zły. Wręcz przeciwnie, te kilka miesięcy, które spędziliśmy razem w szkole, wspominam bardzo miło. Dzięki niemu w końcu wyleczyłam się z tego żałosnego zauroczenia Lorcanem – chociaż, jak widać, nie permanentnie.
Początkowo czułam się wręcz zaszczycona, że starszy chłopak, należący do ogólnie podziwianej paczki Jamesa, się mną zainteresował. Bardzo pomogło to mojej samoocenie. Merlinie, jaka ja byłam żałosna.
Ostatnia prosta i samo rozstanie było złe. Bardzo złe. Bolesne. Upokarzające.
– Rosie, obiecuję, że zrobię wszystko, żebyś nie wpadała na niego za często – oznajmił James, chwytając mnie za rękę. – Kiedy będzie trzeba sprawdzić coś w Hogwarcie, będę z nim walczył o każde zlecenie. Nie dostanę wszystkich, ale jak najwięcej, przysięgam. A jeśli to on będzie wybierał się do szkoły, wyślę ci sowę z ostrzeżeniem.
Otrząsnęłam się lekko, przytłoczona całą tą troską. Moja najlepsza przyjaciółka, która byłą w ciąży z jakimś sukinsynem obejmowała mnie tak, jakby chciała przejąć na siebie wszystkie moje zmartwienia, a mój kuzyn, który przechodził poważny kryzys egzystencjalny, obiecywał złote góry, żebym tylko przestała kręcić nosem.
To oni mieli prawdziwe problemy, nie ja i mój kompletnie nieistotny były. To ja powinnam ich pocieszać i pomagać, a tymczasem pozwalałam obchodzić się ze sobą jak z jajkiem.
– Wszystko w porządku – powiedziałam stanowczo, prostując się. Ścisnęłam lekko dłoń Jamesa, próbując w ten sposób pokazać, że jestem wdzięczna. – Poradzę sobie z Travisem.
– Pewnie, że sobie poradzisz – zgodziła się Alice, nadal zerkając na mnie z niepokojem.
– Wróćmy do spraw istotnych. – Starałam się przybrać rzeczowy ton. – Kim jest ten auror, który zarządza waszą dwójką i zajmuje się sprawą porwań?
– Kane. Jest dobry. Tata wybrał jednego z najlepszych. Chyba chce pokazać, że traktują tę sprawę poważnie. Ale jeśli sytuacja się pogorszy, to może on sam będzie musiał się tym zająć.
Powoli wyłączyłam się z rozmowy, przysłuchując się jedynie, jak James i Alice wymieniają teorie. Nagle straciłam ochotę na dyskusję o porwaniach. 
Albus, Conrad, Timothy i Roxanne, zgodnie z obietnicą, dołączyli do nas niedługo później. Na wieść o prawdopodobnym pojawieniu się Travisa w murach Hogwartu, zareagowali podobnym oburzeniem, choć atmosfera nie była już tak ciężka, więc jakoś udało im się obrócić wszystko w żart. Chyba wszyscy mieliśmy znacznie lepsze humory, niż rano, kiedy odwiedzaliśmy Gill.
Dopiero po jakimś czasie zauważyłam grupę Ślizgonów, zaledwie trzy stoliki od nas. Nie byli tacy rozgadani jak my, zdarzały się momenty, gdzie wszyscy bez słowa wpatrywali się w swoje szklanki.
Znikają tylko Ślizgoni.
Nie byłam aurorem, ale wydawało mi się, że trzy osoby to jednak za mało, żeby stwierdzić prawidłowość. A może tak tylko sobie powtarzałam, bo z jakiegoś powodu nie chciałam, żeby się bali. Zestresowany Malfoy wyglądał nienaturalnie, Gregor Zabini bez łobuzerskiego uśmiechu sprawiał wrażenie podrabianego, a Cady bez radości w oczach była po prostu nie na miejscu.
– Dokąd on idzie? – spytałam Albusa.
Malfoy właśnie podniósł się z krzesła, pożegnał się z przyjaciółmi i skierował swoje kroki do wyjścia. Jedna z jego dłoni spoczywała na przewieszonej przez ramię torbie, a druga poprawiała aparat wiszący na szyi. Brunetka stojąca obok baru zagadnęła go po drodze, na co on oparł się nonszalancko o ścianę i posłał jej Firmowy Uśmiech Malfoyów numer siedem. Pozwolił łaskawie, żeby dziewczyna stała przed nim i opowiadała o czymś, gestykulując żywo.
Albus zerknął w tamtym kierunku i wzruszył ramionami.
– Nie mam pojęcia. Jego sprawa.
Zmrużyłam oczy. W tej kwestii potrafiłam znaleźć prawidłowość, nawet jeśli nie miała ona nic wspólnego z obecnie nurtującym mnie problemem.
– On zawsze łazi gdzieś sam, kiedy jesteście w Hogsmeade, prawda? – spytałam. Nie raz widziałam, jak gdzieś się wymyka, zostawiając swoją paczkę w jednym z lokali.
– A ty skąd to wiesz, Rosie? – Albus patrzył na mnie pobłażliwie, tymi przenikliwymi, szmaragdowymi oczami. Wzdrygnęłam się. Może i miał głowę wypchaną teoriami spiskowymi, ale i tak zawsze miałam wrażenie, że on i jego ojciec są w stanie przejrzeć człowieka na wylot.
– Bo mam oczy.
– Które najwyraźniej ciągle czują potrzebę wodzenia za Scorpiusem – zakpił. Uderzyłam go w ramię wystarczająco mocno, żeby syknął i spojrzał na mnie z niezadowoleniem.
Malfoy pożegnał się z wielbicielką i wyszedł z gospody. Już podnosiłam się z krzesła, kiedy dłoń Albusa zacisnęła się na moim nadgarstku. 
– Rosie, wszyscy cię kochamy i przymykamy oko na twoje wyskoki, ale jeśli zaczniesz śledzić mojego przyjaciela, chyba nie będę w stanie udawać, że nic się nie stało.
Przekaz był jasny: siadaj na tyłku albo wszystko mu powiem.
Niepocieszona, opadłam z powrotem na miejsce.

*

Dzień był pełen rewelacji, które okazały się nie do końca przyjemne. Wieczorem, po powrocie do zamku, uznałam, że potrzebuję czegoś więcej niż zwykła kąpiel. 
Było już po ciszy nocnej, a ja nie miałam peleryny niewidki Albusa, więc do Łazienki Prefektów przemykałam się po cichu i nieustannie nasłuchując kroków. Powinnam pójść tam wcześniej, ale o tej porze miałam pewność, że nikogo tam nie spotkam, nie czekać w kolejce i będę mogła moczyć się w wodzie tak długo, jak miałam ochotę. 
Jakże się pomyliłam.
Kiedy tylko spojrzałam na ogromny, wmurowany w ziemie basen, zrozumiałam, że coś jest nie tak. Nie powinien być wypełniony wodą. A następnie spod wody wynurzyła się jasna głowa. A za nią szerokie ramiona. 
– Na litość boską, Malfoy! – warknęłam, zasłaniając oczy dłonią. – Czemu ty nigdy nie zamykasz tych drzwi?!
Poważnie, to była sytuacja, która powtarzała się notorycznie. I to nie tylko mnie. Pewnie miał nadzieję, że za którymś razem zawędruje tu jakaś spragniona intymności niewiasta. Niestety, mogłam się również założyć, że te nadzieje czasem się spełniały.
– Nie mam pojęcia, może jestem ekshibicjonistą – stwierdził Malfoy. – I przestań się tak zasłaniać, jest tu dużo bąbelków.
Delikatnie uchyliłam palce i zaryzykowałam spojrzenie w jego stronę. Rzeczywiście, woda sięgała mu do żeber, a piana była tak gęsta, że nie widziałam niczego poniżej. Opuściłam dłoń.
– Kiedy wychodzisz? – zapytałam, potupując niecierpliwie stopą.
– A co? Chcesz zostać i popatrzeć?
Zwalczyłam chęć rzucenia w niego kapciem. Postanowiłam go zignorować i odłożyłam ręcznik i piżamę na jednej z szafek w pobliżu wanny.
– Skoro już się tu znaleźliśmy, to chciałabym z tobą pogadać – oznajmiłam, podchodząc bliżej.
– Pogadać? Ze mną? – Uniósł brwi. – Nienawidzisz mnie.
– Nienawiść to takie mocne słowo…
– Raz powiedziałaś, że nazywanie mnie Szatanem, jest obrazą dla Szatana.
– To nie tak, że nie dawałeś mi powodów! – krzyknęłam, a mój głos poniósł się echem po pomieszczeniu. To mnie nieco otrzeźwiło. Nie dam się sprowokować. Wzięłam głęboki wdech. – Nienawiść czy nie, w obecnej sytuacji powinniśmy odłożyć na bok dzielące nas różnice i… i… – Planowałam jakoś dokończyć to zdanie, ale nieco zaschło mi w gardle.
Z jakiegoś powodu nie mogłam pozbyć się świadomości, że chłopak, z którym rozmawiałam, był nagi. Nagusieńki. Wystarczyłoby odgarnąć trochę bąbelków. Albo zaczekać aż poznikają.
Zmierzwił mokre włosy, sprawiając, że więcej kropelek wody opadło na jego klatkę piersiową. Toczyły się wolno po jasnej skórze.
– I co? – spytał z naciskiem. Uniosłam wzrok na jego twarz. Uśmiechał się kpiąco.
Przyłapana.
– I współpracować – powiedziałam, pewniej niż się czułam. Nie powinien się ze mnie śmiać. Byłam tylko człowiekiem, a on chyba miał dostęp do paru luster, prawda?
– Weasley, nad czym chcesz współpracować? – Poruszył się gniewnie, wzburzając wokół siebie kilka plusków. – Jedyne co możemy robić to czekać, co jeszcze się wydarzy. Nie mamy pojęcia co i jak się dzieje.
Nie myśl o niczym od pasa w dół.
– Można się jakoś na to przygotować – upierałam się. Przysiadłam na brzegu wanny. – Stanie bezczynnie i czekanie na więcej porwań, byłoby bardzo głupie.
– A jak, według ciebie, możemy się przygotowywać?
– Skoro wygląda na to, że magii niedługo może zabraknąć, to może poszukalibyśmy sposobu, jak się bronić bez magii?
Powinnam przestać mówić pierwszą rzecz, jaka przychodzi mi do głowy. Albo zdobyć zmieniacz czasu i cofać się w takich sytuacjach, przynajmniej o kilka sekund.
Wdzięczne usta Malfoya rozciągnęły się w rozbawionym uśmiechu.
– Czyli chciałabyś się wspólnie uczyć samoobrony?
– Oczywiście, że nie! – pisnęłam i w gniewnym odruchu ochlapałam go lekko wodą. – To była tylko… jedna z możliwych sugestii.
Musiałam jakoś przejść do sedna. Rozsiadłam się wygodniej na brzegu basenu i wsadziłam stopy do wody, opuszczając je luźno, aż zakryła mi całe łydki.
Malfoy zagarnął nieco piany, przysuwając ją bliżej siebie. Jego umięśnione ramiona napięły się lekko. Dobrze było wiedzieć, że już nie był taki zrelaksowany.
– Czy nie czujesz się przypadkiem zbyt komfortowo? – zapytał gniewnie. – I czy w tej szkole nie można się nawet spokojnie wykąpać, nie narażając się na towarzystwo cholernych Weasleyów?
– Kidy powiedziałam, że chcę pogadać, nie wyrażałeś sprzeciwu – powiedziałam, unosząc brew.
– To było zanim zaczęłaś naruszać moja przestrzeń osobistą.
– Znalazł się ten, co nigdy tego nie robi.
Zamachałam lekko nogami, wywołując drobne fale. Scorpius znów zaczął łapać pianę.
– Co jest, Malfoy? – uśmiechnęłam się lekko. – Obawiasz się, że odkryję jakiś maleńki sekret?
Oho. To go zdenerwowało.
– Nie masz pojęcia, o czym mówisz, Łasiczko – westchnął, przeczesując palcami włosy. Podszedł do mnie bliżej i oparł dłonie po obu stronach moich bioder.
Okej, znacznie bardziej podobało mi się, kiedy przestawał być taki pewny siebie, bo to działało jak waga – im on był pewniejszy, tym bardziej ja się stresowałam.
– Czyżbym trafiła na czuły punkt?
– Nie.
Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem w milczeniu. Zamachałam lekko nogami w wodzie, licząc, że go to odstraszy, ale nawet nie drgnął. Próbowałam nie uciekać wzrokiem do jego napiętych mięśni. Ani nigdzie niżej. Kiedy pomyślałam, jak blisko jego nagiego ciała znajdują się teraz moje stopy, pożałowałam, że sprowokowałam go, żeby się zbliżył. Musiałam się skoncentrować.
Jego dłonie na krawędziach basenu przesunęły się lekko w moją stronę.
– Nie dotykaj mnie – wypaliłam odruchowo.
– Nie robię tego.
Owszem, ale moje ciało chyba myślało, że jest inaczej. Wnioskowałam to po dziwnych iskierkach w okolicy bioder. I stóp.
Hej, Rose? Tu twój głos rozsądku. Może zacznij myśleć głową? Inne części ciała nie nadają się do tego tak dobrze.
– Powinniśmy połączyć siły – powiedziałam, tym razem spokojnie. – Wszyscy.
Jego twarz drgnęła lekko przy ostatnim słowie.
– W czym, Weasley? Masz w ogóle jakiś pomysł?
– Na chwilę obecną potrzebujemy jakichkolwiek informacji, na temat tego, jak ten ktoś to robi i po co. Nie masz pytań?
– Oczywiście, że mam pytania – warknął przez zęby. – Ale to nie znaczy, że potrafię znaleźć odpowiedzi.
Zawsze myślałam, że jego cera była gładka, idealnie jasna. Teraz kiedy patrzyłam na niego z bliska, dostrzegłam, że miał na nosie trzy, bledziutkie piegi. 
Jednego nazwę Andrew, drugiego Flynn, a trzeciego...
– Wymień je.
– Co proszę?
– Wymień te pytania.
Bonnie. Trzeciego piega nazwę Bonnie.
Jakby ktoś usłyszał tę myśl, to chyba bym się zastrzeliła.
Malfoy westchnął, jakby rozpaczał nad moją bezużytecznością.
– Jak on to robi? Po co? Czemu nikt wcześniej nie próbował albo przynajmniej ja nigdy o tym nie słyszałem? Co robi z mocą? Planuje użyć jej, jako składnika lub narzędzia do czegoś innego, a może znalazł sposób, żeby gromadzić ją w sobie? Jeśli tak, to o ile potężniejszym go to czyni? A może wymyślił coś jeszcze innego, co nawet nie przyszłoby mi do głowy? Ta lista nie ma końca, Weasley.
– Dobrze. – Kiwnęłam głową z aprobatą.
– Co „dobrze”? – syknął, przewiercając mnie srebrnym spojrzeniem.
– Nasze pytania w większości się pokrywają – odparłam. – I możemy znaleźć odpowiedzi. Jeśli będziemy szukać wszyscy razem. Ja, moja, jak to pieszczotliwie mówisz, Brygada Mędrków i twoi przyjaciele.
– W jaki sposób? – naciskał, unosząc brwi.
Czy naprawdę nadal musiał stać tak blisko? Przecież już dałam spokój z żartami o rozmiarach. Coś ciepłego otulało moją twarz, a ja nie byłam pewna, czy to para z basenu, czy jego oddech. Nie wiedziałam, czy para może pachnieć miętą.
– Taki, jaki znamy najlepiej. Książki, przesiadywanie w bibliotece, burze mózgów. Kto inny może się zająć wyszukiwaniem informacji, jeśli nie banda największych moli książkowych w tej szkole?
Malfoy podszedł jeszcze bliżej. Lekko wzburzona woda połaskotała mnie w kolana.
– Możesz przykleić mi wiele etykietek, ale nie będziesz nazywać mnie molem książkowym – zamruczał, uśmiechając się lekko.
– W porządku. – Przewróciłam oczami. – Banda moli książkowych, garść Ślizgonów i zadufany w sobie dupek. To był skrót myślowy.
– Dlaczego w ogóle prosisz mnie o pomoc, skoro masz swoich jajogłowych? – Uśmiechnął się szerzej. – Weasley, czy ty próbujesz powiedzieć, że mnie potrzebujesz?
Prychnęłam gniewnie. Nie potrzebowałam jego. Tylko jego mózgu. Oczywiście nie mogłam mu tego powiedzieć.
Uniosłam stopę z wody i pchnęłam nią w jego klatkę piersiową. Zatoczył się lekko do tyłu i uwolnił mnie ze swoich ramion. Miałam dość tej bliskości i dusznej łazienki. 
Jeszcze chwila i te opary sprawią, że się mu oświadczę.
– Nie pochlebiaj sobie, Malfoy – warknęłam. – Nie to nie.
– Przemyślę twoją ofertę – powiedział, jakby nie usłyszał, że przed sekundą ją odwołałam. – Muszę ją skonsultować z resztą, ale masz szczęście, bo Zabini chyba planuje założyć twój fanklub.
Nawet nie zdążyłam się zdziwić. Jego dłoń zacisnęła się na mojej kostce i pociągnęła do przodu. Chwilę później już krztusiłam się wodą i odgarniałam z twarzy mokre włosy.
– Co jest z tobą nie tak? – warknęłam, rozklejając oczy. Dopiero planowałam zmyć makijaż, więc mogłam sobie wyobrazić, jak w tej chwili wyglądał mój tusz do rzęs.
– Tak ogólnie? Ludzie mówią, że jestem emocjonalnie niedostępny.
Planowałam zdrapać mu z twarzy ten zadowolony uśmieszek, ale on już był na drugim końcu basenu.
– A teraz zasłoń łaskawie oczy, bo chciałbym wyjść. Chyba że mam umyć ci plecy? – Zerknął na mnie przez swoje irracjonalnie szerokie ramię.
Warknęłam wściekle, z całej siły chlapiąc w niego wodą.
Kiedy w końcu wyszedł, zaczęłam zdejmować z siebie przemoczone ubranie. Może ciężko w to uwierzyć, ale to była jedna z naszych bardziej cywilizowanych rozmów. Normalny człowiek pewnie spoglądałby na przyszłość naszej relacji z pozytywnym nastawieniem. Więc czemu miałam wrażenie, że będzie tylko gorzej?

*

Trzy tygodnie to zawsze mniej niż miesiąc, prawda? :P Myślę, że to zawsze jakiś progres.
Rozdział taki raczej spokojny, mam nadzieje, że przyjemnie się czytało. Jak wam mija początek lata? Kto ma wakacje, kto już na urlopie?
Czekam na wasze opinie! Szczególnie na temat ostatniej sceny, a i jakieś teorie też zawsze lubię poczytać :D
Trzymajcie się! <3

13 komentarzy:

  1. Hejka
    Rozdział rzeczywiście dosyć spokojny, ale coś czuję, że następne takie nie będą. Heh. Ten tajemniczy wątek robi się coraz bardziej ciekawszy i zajmujący (miejsce też). No co mogę jeszcze napisać; czekam na rozwój wydarzeń. I Scorpiusa i Rose, rzecz jasna��.
    A trzy tygodnie to rzeczywiście mniej niż miesiąc; oby tak dalej.
    Weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej ;* Cieszę sie bardzo, że wątek cie zainteresował ^^ Myślę, ze w kolejnym rozdziale Rose i Scora może byc przesyt :D Dziękuje za komentarz i pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Hej
    Przesyt? Co ty planujesz?��

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli tajemniczy czarownik odbiera magię... Ciekawy zwrot akcji, przyznaje, że mnie zaskoczyłaś. Ne dziwię się teraz rodzinie Nottów, dlaczego chcieli trzymać ich zniknięcie w sekrecie, dla czarodzieja czystej krwi, i to pochodzącej w arystokratycznego rodu, to hańba nie posiadać magi. Gill straciła magię, ale cieszę się, że przynajmniej przeżyła... widocznie temu, kto ich porywa, nie zależy na zabijaniu, a jedynie na pozbawienie czarodziejskiej mocy... Ciekawa jestem czy z czasem Gill odzyska pamięć, choć wiem, że może być to trudne.
    O, i mój Albus zna sekret Alicji... widać chłopak nadaję się na osobę do zwierzania, bo nawet Rose nie powiedział... ale tu akurat dobrze robi, bo nie potrzebne będą jakiekolwiek awantury :)
    W tym rozdziale podobał mi sie wątek Scorpiusa i Rose. Widać, że tych dwoje ciągnie się ku sobie, choć oboje to uczucie odpychają :)
    Cikawa jestem, czy połączą siły. Czuję, że może to być fajna sprawa i liczę, że Scor i jego przyjaciele się zgodzą :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że cię zaskoczyłam :) Tak, dlatego właśnie wzięłam dwójkę z tej samej rodziny na pierwsze ofiary - taka moja strategia, żeby móc troche dłużej utrzymać powód zniknięć w tajemnicy xd Z pamiecia Gill może być ciężko, ale zobaczymy. Jej samej też nie zależy na tym tak bardzo jak na odzyskaniu magii.
      Twój Albus, hihi :D Tak, ciężko znaleźć lepszego powiernika niż młody Potter, tutaj Alice zdecydowanie podjęła dobrą decyzje.
      Diękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam ;*

      Usuń
  4. Hejko, wreszcie mogę trochę poczytać blogów, nie wiedziałem nawet, że dodałaś rozdział.
    Dzisiaj krótko, bo nie ma mnie w domku i piszę z telefonu, więc tak:

    podoba mi się naracja innych osób.
    O Boże, zabieranie magii musi być straszne - czarujesz sobie na codzień, wykonujesz z pomocą tej magii najprostsze czynności i nagle... to musi być okropne, naprawdę. xD
    ciekawe czy w przyszlosci Rose bedzie musiala poswiecic swoja moc w zamian za cos waznego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam zaległości u ciebie, bo ni mam czasu ostatnio ;c ale niedługo go znajdę ;p
      Cieszę sie bardzo, że tak to odbierasz :D
      SIę zobaczy xd
      Dziękuję za opinię i pozdrawiam ;*

      Usuń
  5. Wraca Mary marnotrawna! :D
    Hej, hej, wchodziłam tutaj ze 100x, ale za każdym razem nabawiałam się poczucia winy, że sama nic nie pisze i mnie męczyło. Przełamałam się i wreszcie jestem!
    Biedna Gill, na dobra sprawę straci najprawdopodobniej rok nauki, przeciez nie mogą uczyć jej jedynie teorii, aż nie odzyska magii.
    Jestem za tym, aby w tym opowiadaniu było jak najwiecej Jamesa, co juz kiedys pisałam, bo jest świetny :D moja teoria, ze moze byc ojcem dziecka Alice upadła, wydaje mi sie ze ze zbyt dużym dystansem poschodzi do całej sytuacji. Dobra, wlasnie doczytałam ze James bedzie w hogwarcie, moje prośby zostały wysłuchane <3
    I tutaj sytuacja się komplikuje, skoro pod jednym dachem znajda sie Rose, Malfoy, jej były i chłopak w którym sie podkochuje :D
    DOBRA! Travis zdradził Rose z Alice i dlatego ona ukrywa kto jest ojcem dziecka! Powiedz, ze to rozgryzlam, plis XD
    Czyli Malfoy tez ma tajemnice, ale nie będe udawać, że mam najmniejszy pomysł na to, czego moze dotyczyć.
    Uprzedziłas mnie ze sceną w łazience (taki mały spoiler) :D ach, mam do nich ogromna słabość, a nawet sama nie wiem czemu. No i w koncu mamy jakąś nić porozumienia, chociaz dość nikłą, mam nadzieję, że się nie pozabijają!
    Przede mną jeszcze jeden rozdział i mam nadzieje, że wybaczysz mi, jeżeli przeczytam go dopiero w środę, bo czasu poza pracą mam jak na lekarstwo :D Zmykam i ściskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No witam serdecznie :D Cieszę się bardzo, że sie przelamałaś, mam nadzieję, ze masz tu na myśli, że z kolejnym rozdzialem idziesz jak burza? :D
      W opowiadaniu będzie więcej Jamesa, bo też go tam chcę, dlatego uznałam, ze musi być w Hogwarcie :D Tak, pieknie to podsumowałaś jednym zdaniem. Rose ma przesrane, nie da sie ukryć.
      O proszę, to czekam u ciebie na scenę łazienkową! :D Trzymaj kciuki, to może nie wymkną mi się spod kontroli i się nie pozabijają xd
      Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam! ;*

      Usuń
  6. Moim zdaniem sprawcą jest ktoś kto chce zemścić się na czystokrwistych czarodziejach. Hm... dziwna jest ta Gill w końcu ktoś odebrał jej magię, a ona zachowuje się tak spokojnie! I jeszcze chce malować! No i ta rozmowa z Jamesem w Hogsmead. Dlaczego tak nagle postanowił zostać? Nie wiem, ale coś mi tu nie pasuje. No i ta przecudowna końcóweczka! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Po co komuś czyjaś magia? Żeby być silniejszym, rzucić jakieś skąpliwowane zaklęcie? Współczuje Nottom. Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni i odzyskają magię, no bo jakoś tak ciężko mi sobie wyobrazić ich jako charłaków. Aż mi się smutno zrobiło. Czyżby to Travis był ojcem dziecka Alice? Merlinie oby nie!

    OdpowiedzUsuń