poniedziałek, 12 sierpnia 2019

[21]"Odbiło ci?!"


Rose

– Dzisiaj przyszły wyniki badań Scorpa – wydyszał Zabini, podczas gdy Joe zamykał za nim kratę. – Przyszedłem, jak tylko jego ojciec mi powiedział.
– Och! – Podniosłam się z materaca, a wszystkie kości w moim ciele zaskrzypiały. – I co? Miał we krwi truciznę?
– Nie truciznę, ale coś tam jednak było – przyznał Gregor, opadając na krzesło, które zostawił u mnie pan Connolly. – Wykryto spore ilości Wywaru Żywej Śmierci.
– O mój Boże! – Wytrzeszczyłam oczy. – Złodupiec równie dobrze mógł się pod tym podpisać!
– Wiem! – Zabini wyszczerzył zęby.
– I co teraz? – Przysiadłam na biurku. – Ile eliksiru dostał Scorpius? Wystarczająco, żeby nigdy się nie obudzić? – spytałam z lękiem.
– Nie. – Gregor potrząsnął głową. – Mówię ci, ten ktoś wcale nie chciał go zabić, może tylko uciszyć. Badania wykazują, że eliksir był podawany w małych ilościach, ale regularnie. Prawdopodobnie dwa razy dziennie, odkąd Scorpius jest w śpiączce.
– Oczywiście zrobili coś, żeby go oczyścić, prawda? – zapytałam groźnie. Każdy uczeń w tej szkole zdawał sobie sprawę, że z zarządzaniem i podejmowaniem decyzji w Hogwarcie zawsze było coś nie tak, szczególnie jeśli życie ucznia akurat było w niebezpieczeństwie.
– Pomfrey umieściła go w prywatnej salce. Jest całkowity zakaz odwiedzin, nawet dla jego rodziców, bo nie wiadomo, kto mu to podawał. W ciągu kilku dni jego organizm powinien się oczyścić.
– To znaczy… że się obudzi? – upewniłam się. Ciężko mi było uwierzyć, że w końcu otrzymałam jakieś dobre wieści.
– Zgadza się. – Uśmiechnął się szeroko. – Czyli, przy odrobinie szczęścia, jego zeznanie lada moment cię stąd wyciągnie.
Napięcie stopniowo zaczęło spływać z moich ramion. 
Obudzi się. Nic mu nie będzie.

*

– Gdzie byłaś tej nocy?
– Na boisku do quidditcha.
– Czy ktoś może to potwierdzić?
– Tak. Na przykład…
– Czy pierwszego września zostałaś w Wielkiej Sali do samego końca uczty powitalnej?
– Nie. Ja i Scorpius Malfoy zostaliśmy wezwani do gabinetu profesor McGonagall, bo…
– Nie uprzedzaj pytań.
– Oczywiście.
– Jaki był cel spotkania w gabinecie pani dyrektor?
– Omówienie spraw prefektów naczelnych.
– Czy pan Malfoy odprowadził cię do wieży Gryffindoru po zakończonym spotkaniu?
– Nie.
– Czyli wróciłaś sama?
– Tak.
– Prosto do dormitorium?
– Tak.
– Czy ktoś może to potwierdzić?
– Nie.
– Rozumiem. Przejdźmy teraz do porwania i ataku na Gregory’ego Crabbe’a…
Wszystkie przesłuchania, które udało mi się przetrwać w ciągu ostatnich trzech dni, wyglądały bardzo podobnie. Auror Carneige wiercił mi dziurę w brzuchu, a ja odpowiadałam zgodnie z prawdą, kładąc nacisk na szczegóły, które omówiłam wcześniej z panem Connollym. W życiu nie przydarzyło mi się nic bardziej stresującego niż te długie godziny spędzone ze starszym aurorem naprzeciwko mnie i chłodnym prawnikiem u mojego boku.
Najlepiej prezentowałam się w kwestiach dotyczących porwania Gill. Zniknęła podczas Nocy Quidditcha, a ja całe to wydarzenie spędziłam otoczona dziesiątkami ludzi. Carneige już przesłuchał wszystkich, z którymi spędziłam wówczas najwięcej czasu i każde z nich zapewniło mi stalowe alibi, potwierdzając, że widzieli mnie przez cały czas.
Najwyraźniej to nie wystarczało. 
Sytuacja nie prezentowała się tak kolorowo w przypadku pozostałych porwań. Teodor Nott zaginął jeszcze w wakacje, a moi rodzice potwierdzali, że spędziłam ten wieczór w domu, jednak Carneige nie uznawał ich zeznań za wiarygodne. Ellie Nott porwano po uczcie powitalnej, a mnie nikt w tym czasie nie towarzyszył. Jeśli chodziło o zniknięcia Crabbe’a i Waltona, auror zakładał, że mogłam wymknąć się z dormitorium w nocy, kiedy moje koleżanki spały, bo właśnie wtedy porwano chłopców.
Spędził też sporo czasu na próbach złapania mnie na kłamstwie. Na przykład, zapytał mnie, czy domyślam się, jakim narzędziem zadano Avery’emu ranę kłutą w brzuch, podczas gdy ja wiedziałam od ojca, że Śmierciożerca wcale nie miał żadnych ran. Carneige oczekiwał, że pod gradobiciem pytań będę zbyt rozkojarzona i niechcący go poprawie, tym samym przyznając się do winy.
Oczywiście siedziałam cicho, bo jakoś nie wydawało mi się prawdopodobne, by uwierzył, że wyżebrałam tę informację od ojca.
Przechodziłam przez to wszystko lekko otumaniona i odrętwiała. Stan ten zachował się aż do momentu, gdy pan Connolly poinformował mnie, że ustalono dla mnie datę procesu.
– Dwa dni?! – zawołałam. – Żartuje pan?! Czy takie rzeczy nie trwają normalnie miesiącami?!
– Panienko, oglądasz za dużo mugolskich seriali kryminalnych – odezwał się pociesznie Joe zza kraty. – Nasze prawo jest trochę inne.
– Zgadza się, najwyraźniej cechuje się tym, że jest szybkie i kompletnie nieefektywne – wycedziłam przez zęby. – Ale co tam, nikomu nie zaszkodzi, jeśli co jakiś czas trafi się dwóch czy trzech niesłusznie skazanych obywateli… najlepiej w ogóle bez procesu…
– Rose, strona oskarżająca jest gotowa – wtrącił Connolly. – Jakby to wyglądało, gdybyśmy poprosili ich o zwłokę? Poza tym obrona też jest gotowa. – Postukał z zadowoleniem w swoją teczkę. – Mamy wszystkie fakty, wszystkie potrzebne zeznania…
– Ale Scorpius…
– Owszem, jego relacja będzie decydująca, jeśli takowa się pojawi – przyznał. – Ale może się okazać, że wcale jej nie potrzebujemy. Za dwa dni będzie dopiero pierwsza rozprawa. Jeśli potoczy się sprzecznie z naszymi oczekiwaniami, złożymy odpowiedni wniosek, a Wizengamot pozwoli nam na zebranie kolejnych, niezbędnych dowodów, bo taka jest procedura. Możliwe jednak, że wystarczy nam to, co już mamy, a wtedy szybciej będziesz mieć to wszystko za sobą.
Musiałam założyć, że miał jakieś pojęcie, o czym mówi. Jeśli nie, to naprawdę byłam w dupie. 
– Niech będzie – westchnęłam. – Jeśli może mi pan obiecać, że po tej pierwszej rozprawie nie skończę na stałe za kratkami, to nie będę się opierać.
– Oczywiście, że mogę ci to obiecać. Nie zapominaj, że mamy też nową informację: Scorpius Malfoy był podtruwany, podczas gdy ty przebywałaś w zamknięciu. Teoretycznie mogłabyś mieć wspólnika, ale komunikacja pomiędzy wami byłaby praktycznie niemożliwa – zauważył rozsądnie. – Z moich źródeł wiem, że odkąd ta informacja wpłynęła, auror Carneige rozważał anulowanie sprawy przeciwko tobie. A to oznacza, że potrzebujemy jedynie maleńkiego pchnięcia we właściwym kierunku…
– Jak wygląda taka rozprawa? – wtrąciłam, zanim zdążył przejść do krytyki mojej osoby. To było jednym z jego ulubionych hobby. Po kilku spędzonych z nim dniach było już dla mnie jasne, dlaczego pan Malfoy tak go lubił.
– Ja i oskarżenie będziemy ją otwierać. Każdy z nas powie, co ma do powiedzenia, a następnie Wizengamot będzie chciał przesłuchać ciebie. Potem przejdziemy do świadków i innych powiązanych osób.
– I po prostu mam im wszystko opowiedzieć, tak?
– Zgadza się. Mogą też zadać ci kilka pytań. Postaraj się, proszę, za bardzo do nich nie pyskować, dobrze?
– Skąd pomysł, że w ogóle bym to zrobiła? – zdziwiłam się.
Spojrzał na mnie wymownie i wzruszył ramionami.
– Możemy uznać, że to tylko takie moje przeczucie.
Jakieś pół godziny po wyjściu prawnika znów odwiedził mnie Gregor, tym razem w towarzystwie Jamesa. Nie byłam pewna, czy kiedykolwiek wcześniej widziałam, żeby w ogóle ze sobą rozmawiali.
– Przepraszam bardzo, ale czy podczas mojej nieobecności nawiązały się jeszcze jakieś nietypowe przyjaźnie, o których powinnam wiedzieć? – zapytałam, unosząc brwi. Och, jak ja chciałam już stąd wyjść.
– Co? – zdziwił się Jamie. – Spotkaliśmy się przed wejściem.
– Ale okazuje się, że przychodzimy w tej samej sprawie – dodał Greg.
– Mimo że Zabini teoretycznie nie powinien nic na ten temat wiedzieć i nie mam pojęcia, skąd czerpie informacje…
– O co chodzi? – przerwałam im, zniecierpliwiona.
Spojrzeli na siebie niepewnie, po czym uciekli wzrokiem w przeciwnych kierunkach.
– Skoro przyszliście tutaj, żeby mi coś powiedzieć, to kompletnie nie rozumiem waszego durnowatego zachowania – warknęłam. – Co się stało? Coś nowego w sprawie? Coś ze Scorpiusem?
– Nie. – Jamie pokręcił głową. – To w zasadzie nie ma bezpośredniego związku ze sprawą, nie będzie miało wpływu na twój wyrok.
– Ale powinnaś o tym wiedzieć – dodał Greg. – To ważne. A będzie jeszcze ważniejsze, kiedy już stąd wyjdziesz.
– Do jasnej cholery, jeśli natychmiast nie powiecie mi…
– Byli Śmierciożercy robią się bardzo rozgniewani – powiedział w końcu James. – Ci, którzy nie są w Azkabanie.
– Mamy powody, by sądzić, że chcą twojej głowy. Cóż, tak dokładniej to głowy porywacza, ale wydają się przekonani, że chodzi o ciebie.
Zamrugałam kilkukrotnie. Kompletnie nie tego się spodziewałam.
– Co proszę? – jęknęłam. – Od kiedy Śmierciozercy mają problem z tym, że ktoś czyni zło?
– Pomyśl tylko, jak to wygląda – mruknął Gregor. – Pomyśl, kto znika, kto traci magię…
– Czystej krwi Ślizgoni – rzucił niepotrzebnie Jamie. – Śmierciożercy są przekonani, że porywacz obrał sobie za cel ich dzieci i wnuki, oraz innych przedstawicieli szlachetnych rodów.
– Są pewni, że to jakaś personalna wendeta.– Zabini westchnął, siadając na podłodze i opierając się o kratę. – Myślą, że chcesz wyegzekwować zemstę za rzeczy, które robili podczas wojny, za ich traktowanie mugolaków.
O Merlinie. Ci ludzie nadal byli kompletnie oderwani od rzeczywistości.
– I nie przyszło im do głowy, że dobrzy ludzie nie próbują wymierzać sprawiedliwości w taki sposób? – mruknęłam.
– Nie. – Jamie wzruszył ramionami. – Według nich wszystkie puzzle są na swoim miejscu. Rozpowiadają o tym, gdzie popadnie. Jakby próbowali werbować wsparcie. Musisz być ostrożna, Rosie.
Westchnęłam ciężko i osunęłam się po kracie obok Zabiniego.
– Cóż, nie ma co wpadać w panikę, prawda? – powiedziałam w końcu. Zachowanie spokoju przychodziło mi z dziwną prostotą. Może to moja cela dawała mi jakieś fałszywe poczucie bezpieczeństwa. – Niedługo wyjdzie na jaw, że jestem niewinna i przerzucą swoją obsesję na prawdziwego porywacza. Prawda?
Znowu spojrzeli na siebie wymownie, a ja przewróciłam oczami.
– Czy wy żyjecie w przeświadczeniu, że jesteście niewidzialni, albo coś w tym stylu?
– Nie wiem, czy to będzie takie proste, Weasley – powiedział Zabini, ignorując moje pytanie. – Za bardzo im pasujesz do tej układanki. Biuro aurorów, świadomie lub nie, szuka sposobów, żeby cię wypuścić. Wcale nie jesteś dla nich wiarygodną podejrzaną. Ale tamci Śmierciożercy to zupełnie inna historia. Dla nich jesteś podejrzaną idealną.
– Aurorzy szukają sposobów, żeby mnie wypuścić? – spytałam z powątpiewaniem. – Nawet auror Carneige?
– Wierz lub nie, Rosie, ale tak, nawet on – powiedział Jamie. – Po prostu próbuje być profesjonalistą.
Westchnęłam ciężko. Nie miałam pojęcia co zrobić z informacją, którą mi dostarczyli.
– No dobrze, dziękuję wam za ostrzeżenie. – Zerknęłam na okrągły zegar, wiszący na ścianie, obok głowy Joe. – Powinniście się zbierać. Myślę, że żaden z was nie chciałby zobaczyć się z moim kolejnym gościem, a będzie tu za dziesięć minut.
Głowa Gregora poderwała się z zainteresowaniem. Uniósł podejrzliwie brew.
– A kto to taki? Z tego, co wiem, ostatnio wszyscy ludzie z twojego bliskiego otoczenia świetnie się ze sobą dogadują.
James zmarszczył brwi, najwyraźniej intensywnie wytężając umysł, żeby wskazał mu osobę, której nikt nie miał ochoty oglądać.
– Och – powiedział w końcu, krzywiąc się lekko. – Travis nadal tu przychodzi?
– Nalega. – Wzruszyłam ramionami. – Jest tutaj dzień w dzień, zawsze o tej samej porze.
– Przepraszam, co? – oburzył się Zabini. – Travis, w sensie, twój były chłopak, Travis?
– Ten sam. – Skinęłam głową.
– Rose Weasley, wiem, że jesteśmy bratnimi duszami, ale musisz wiedzieć, że nigdy nie byłem tobą równie rozczarowany! – zawołał, dramatycznie kładąc dłoń na piersi. Brakowało tylko tego, żeby nagle wyciągnął z kieszeni wachlarz i sole trzeźwiące. – Czego on tutaj szuka?
– Mówi, że chce dotrzymać mi towarzystwa. – Wzruszyłam ramionami. – Kiedy nie ma tu nikogo z was.
– Joe dotrzymuje ci towarzystwa!
– Się wie – mruknął z zadowoleniem strażnik, przebudzając się na chwilę ze swojej półdrzemki.
James nie odzywał się i wodził wzrokiem pomiędzy mną i wzburzonym Ślizgonem. Zabini podniósł się z podłogi i zaczął krążyć po pomieszczeniu, głęboko poruszony.
– Jak możesz się z nim widywać, kiedy biedny Scorpius leży nieprzytomny w szpitalu?! – zawołał płaczliwie.
Zaczęłam lekko panikować, kiedy zauważyłam, że broda Ślizgona zadrżała. Nigdy nie byłam pewna, czy akurat był poważny, czy może robił z siebie przedstawienie w celach komediowych.
– A co mam zrobić?! Powiedzieć mu, żeby się odczepił?! Próbuje być pomocny, nie chciałam być niemiła – wymamrotałam niepewnie.
– Tak, dokładnie to powinnaś zrobić! – warknął Zabini, tym samym zapewniając mnie, że owszem, mówił poważnie. – Ten typ to nic dobrego, Rosie, a ty dobrze o tym wiesz, bo już raz cię skrzywdził.
– Zabini, nie sądzę, żeby to… – spróbował wtrącić Jamie, ale Gregor uciszył go zniecierpliwiony gestem dłoni.
– Przestańcie wszyscy chodzić wokół niej na palcach, Potter – powiedział lekceważąco. James zamrugał, urażony.
– Może próbuje mi to jakoś wynagrodzić – powiedziałam. – A poza tym, naprawdę nie mam pojęcia co fakt, że Scorpius jest nieprzytomny, ma wspólnego z Travisem.
– Wszystko! – zawołał Zabini, wytrzeszczając na mnie zmartwione oczy. – Zaczynając od tego, że to ja będę potem sprzątał ten bałagan.
– Co masz na myśli? – wtrącił Jamie konwersacyjnym tonem, jakby myślał, że w ten sposób uspokoi sytuację.
– To, że jako dobry przyjaciel, mam obowiązek odstraszać potencjalnych adoratorów Rose, kiedy Scorpius jest w śpiączce – wyjaśnił rzeczowo Zabini – To jedna z podstawowych zasad kodeksu braterskiego: jeśli twój kumpel jest w śpiączce, a obiekt jego westchnień przebywa w areszcie, gdzie jest podatna na zranienie, to musisz odstraszać jej podstępnych byłych chłopaków. Wszyscy to wiedzą.
Przewróciłam oczami.
– O nie, ty i Malfoy? – zapytał James, patrząc na mnie z niesmakiem. – To nadal się dzieje?
– Oczywiście, że się dzieje i nic ani nikt nie powstrzyma mnie przed doprowadzeniem tej historii do baśniowego zakończenia – oznajmił Greg.
– Co wy… Ja nie… James, my nie… Greg! – warknęłam w końcu. – Nie, żeby to była twoja sprawa, ale wszystko źle zrozumiałeś. Travis nie jest żadnym moim potencjalnym adoratorem!
– Och, jasne. – Tym razem to Zabini przewrócił oczami. – I całkiem przypadkowo dokłada starań, żeby z powrotem umieścić siebie w twoim życiu.
– Przeszkadzam w czymś?
Wszyscy troje podskoczyliśmy.
Travis stał przed wejściem do mojej celi. W dłoniach trzymał pudełko Monopoly i tabliczkę czekolady, a pod pachą miał książkę.
Joe przebudził się z głośnym chrapnięciem.
– Nie – westchnął Jamie. – Właśnie wychodziliśmy. Zabini?
Gregor przyglądał się Travisovi ze zmrużonymi oczami.
– Greg – powiedziałam cicho, kładąc mu dłoń na ramieniu. Spojrzał na mnie pytająco. – Nie przejmuj się, dobrze? Nawet jeśli masz rację to… nie masz się czym przejmować. Nie jestem kretynką.
W końcu się uśmiechnął.
– Wiem – powiedział, rozluźniając się. – W końcu jesteśmy tą samą osobą.
Wniosłam oczy do nieba, ale nie powstrzymywałam uśmiechu. Ulżyło mi. Nie chciałam tracić sojuszników. Nie chciałam tracić przyjaciół.
– Po prostu się martwię, Rose – dodał. – Wszyscy się martwimy.
– Wiem. – Ścisnęłam lekko jego ramię.
To wiele dla mnie znaczy, próbowałam powiedzieć.
Joe otworzył kratę i wpuścił Travisa do środka.
– Może nie dotarła do ciebie ta informacja, Travis – rzucił na odchodne Gregor. – Ale nikt, nigdy nie chce grać w Monopoly.
James wyszedł za nim, kręcąc głową z uśmiechem.
Joe przekręcił kluczyk i natychmiast ponownie zapadł w drzemkę. 
– Cóż. – Travis odchrząknął niezręcznie. – Nie musimy grać. – Odstawił Monopoly na stół. – Przyniosłem też czekoladę. Mleczna, z nadzieniem truskawkowym. Twoja ulubiona. – Uśmiechnął się z nadzieją.
– Em, dziękuję – mruknęłam. – Już jej nie jadam.
Kiedy wyłam w poduszkę po naszym rozstaniu, zeżarłam cztery tabliczki. A potem spędziłam pół nocy, wymiotując nimi. 
Nie wiem, czy to było wynikiem zwykłego przesłodzenia, czy może mojej histerii, ale rezultat się nie zmieniał. Dostawałam mdłości na sam widok znajomej etykietki. 
– W takim razie zostaje tylko książka – westchnął, zażenowany, podając mi tom. – Pomyślałem, że pewnie nudzisz się wieczorami.
Spojrzałam na błękitną okładkę. W rogach wymalowano różowe wstążki, a na środku umieszczono kontury dwóch postaci – kobiety i mężczyzny – które się obejmowały. Całość wręcz krzyczała „romans”.
– Wiem, że wolisz mugolskie kryminały – powiedział szybko. – Ale pamiętam też, że zawsze przed rozpoczęciem czytania rzucasz na nie zaklęcie, żeby nie móc podejrzeć zakończenia, bo wiesz, że nie dasz rady się powstrzymać. Pomyślałem, że tutaj nie będziesz miała takiej możliwości, bo zabrali ci różdżkę, więc… – Z zakłopotaniem podrapał się po karku.
Spojrzałam w jego ciemne oczy, te same, w których kiedyś zakochałam się bez pamięci. A przynajmniej tak mi się wydawało. Chyba nigdy nie będę w stanie z całą pewnością stwierdzić, czy naprawdę go kochałam. Lubię myśleć, że nie. Wtedy czuję się mniej upokorzona całą tą sytuacją. Lubiłam przekonywać się, że po prostu byłam zachwycona, bo zainteresował się mną ten uwielbiany przez wszystkich chłopak, który później nosił mnie na rękach, kupował mi czekoladki i obiecywał. Obiecał mi tyle rzeczy. Że da mi wszystko, że zawsze będzie, że uchyli mi nieba i zbierze dla mnie wszystkie gwiazdy, że będziemy szczęśliwi, że będzie kochał, kochał, kochał.
Te oczy były takie znajome. Wszystko w nim było znajome. I proste. Bo to, co już znałam, zawsze wydawało się bezpieczniejsze. I jakże komfortowo byłoby znów wjechać na te znajome tory.
Gdyby tylko mnie wtedy nie skrzywdził.
Gdyby tylko nie był aż taki… znajomy.
Czy nadal bylibyśmy szczęśliwi, gdybym nigdy się nie dowiedziała?
Może nie zainteresowałabym się tymi porwaniami, bo byłabym zbyt zajęta. Chodziłabym z głową w chmurach, wiecznie komponując w myślach kolejne listy do mojego chłopaka, który już nie chodził do szkoły. Mój czas byłby wypełniony planowaniem spotkań w Hogsmeade, może nawet wymykaniem się ze szkoły. Nie miałabym wolnych chwil na ciągłe węszenie i pojawianie się w podejrzanych miejscach.
Może nie kręciłabym się ciągle wokół Scorpiusa. On nie pocałowałby mnie, jeśli byłabym w związku. Nie zbliżyłabym się do niego, nie rozmawiałabym z nim częściej niż to konieczne, nie miałby powodu, żeby być ze mną na tym korytarzu. Nie zaatakowałbym go.
– Rose – odezwał się niepewnie Travis, wyrywając mnie z zamyślenia. – Nadal tu jesteś?
– Dlaczego tu przychodzisz? – zapytałam nagle.
Zamrugał, urażony, a ja spróbowałam przybrać łagodny wyraz twarzy. 
– Mówiłem ci. Żeby dotrzymać ci…
– Towarzystwa, wiem – przerwałam mu. – Ale przyznasz, że to trochę dziwne. Zanim tu trafiłam, w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy, a ja unikałam cię na korytarzach. A teraz zachowujesz się, jakby nigdy nic się między nami nie wydarzyło.
Poruszył się niespokojnie, a ja nie chciałam naciskać. Czułam, że i tak powie mi wszystko, co będę chciała wiedzieć. Przeszłam się po pokoju i usiadłam na moim cienkim materacu. Poklepałam zachęcająco miejsce obok siebie, a Travis zajął je po chwili wahania.
– Nie chcę, żebyś mnie nienawidziła, Rose – powiedział cicho. – Nigdy tego nie chciałem. I każdego dnia jestem na siebie wściekły, że… – urwał, rumieniąc się.
– Że mnie zdradziłeś – dokończyłam spokojnie.
Skinął głową.
– Nie tylko dlatego – dodał. – Nie wiem, jak mogłem być takim kretynem, Rozetko. Nie mam pojęcia, co sobie wtedy myślałem. Nie chciałem sprawić ci bólu, nie chciałem cię stracić, ale byłem zbyt głupi, żeby docenić to, co miałem. A miałem najlepszą dziewczynę pod słońcem i wszystko zepsułem.
Uśmiechnęłam się słabo. 
– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – przypomniałam mu. – Dlaczego tu przychodzisz?
– To dla ciebie trudny czas. – Wzruszył ramionami. – Chciałem tu być i cię wspierać. Pozwoliłaś mi. Po kilku tych wizytach pomyślałem, że skoro przestałaś traktować mnie jak wroga, to z czasem zdobędę się na odwagę, żeby… – ponownie urwał. Zaczynałam się niecierpliwić.
– Żeby co?
– Po naszym rozstaniu nie miałem możliwości, żeby się do ciebie dostać. Nie, żebym na to nie zasłużył – dodał szybko. – Tylko że nigdy nie miałem okazji się wytłumaczyć, a przede wszystkim, nigdy nie miałem okazji, żeby cię przeprosić.
– Nie chcę twoich tłumaczeń, Travis – westchnęłam. – Poważnie. Było, minęło.
Kiedyś nie chciałam jego tłumaczeń, bo wiedziałam, że będzie to dla mnie zbyt bolesne, ale to się zmieniło. Teraz nie chciałam ich, bo naprawdę kompletnie mnie to nie obchodziło. Nie robiło mi różnicy, z kim to zrobił i jaka była sytuacja czy jego proces myślowy. 
– A przeprosiny? – zapytał z nadzieją.
To też dawniej wydawało mi się zbyt bolesne. W ciągu kilku miesięcy zmieniło się tak wiele. Miałam wokół siebie nieco inny zestaw ludzi, na których mi zależało, zmieniły się moje priorytety, nabrałam do wszystkiego dystansu.
I nie miałam już żalu. Wiedziałam, że Travis tego potrzebuje, a ja naprawdę nie miałabym nic przeciwko, gdyby był szczęśliwy.
– Chyba jestem na nie gotowa – przyznałam, uśmiechając się zachęcająco.
Oczy mu rozbłysły.
– Przepraszam, Rose – powiedział z pasją, a ja próbowałam nie przewrócić oczami od tego przesadnego dramatyzmu. – Przepraszam, że cię skrzywdziłem, że próbowałem szukać gdzieś indziej czegoś, czego nie byłaś gotowa mi dać, że w ogóle poszedłem wtedy na tę imprezę…
Uniosłam dłoń, dając mu znać, że ma się zamknąć.
– To już zahacza o tłumaczenia – wyjaśniłam. – Przeprosiny przyjęte.
Uśmiechnął się szeroko i przysunął się lekko na materacu.
– Naprawdę, Rozetko? – zapytał, a w jego oczach pojawiły się łzy. – Naprawdę mi wybaczasz?
Zamrugałam zaskoczona. Czegoś takiego na pewno się nie spodziewałam. 
– Cóż, tak, przecież…
Złapał mnie za ramiona i zamknął moje usta pocałunkiem.
Odepchnęłam go z histerycznym piskiem i zerwałam się z materaca.
– Odbiło ci?!
Patrzył na mnie spłoszonym wzrokiem, kiedy wstał i wyciągnął do mnie dłonie.
– Nie dotykaj mnie! – wrzasnęłam, ocierając usta wierzchem dłoni. – Powiedziałam, że przyjmuję przeprosiny, a nie że chce cię z powrotem!
Zmarszczył brwi i patrzył na mnie z rozczarowaniem i urazą wypisanymi na twarzy.
– Dlaczego nie, Rozetko? – zapytał. – Czy pojawił się ktoś inny?
– Oczywiście, że pojawił się ktoś inny, ty skończony kretynie! – warknęłam. – Minęło ponad pół roku, a ja jestem czarująca!
Byłam wściekła i nie bardzo mnie obchodziło, na ile zgodne z prawdą są moje słowa.
– Kto? – zapytał, urażony.
– Nie twoja sprawa. A nawet jakby nie było nikogo innego, i tak nie chciałabym do ciebie wrócić! Myślisz, że… – zachłysnęłam się powietrzem, nie mogąc pohamować swojego wzburzenia.
– Kto, Rose? – powtórzył uparcie. – Bo jeśli chodzi o tego Krukona, za którym kiedyś biegałaś, to musisz wiedzieć, że odkąd cię aresztowali, powtarza wszystkim, że nigdy nie miał z tobą nic wspólnego. I że zawsze wiedział, że coś musi być z tobą nie tak.
Zaśmiałam się bez wesołości. 
– Nie, nie chodzi o Lorcana – prychnęłam
– O nie… To Gregor Zabini tak? – spytał, przewracając oczami. – To dlatego patrzył na mnie, jakby chciał wyrwać mi głowę?
– Co? Nie, fuj. – Wzdrygnęłam się. – Gregor jest moją bratnią duszą. Nie mogłabym się zakochać w mojej bratniej duszy, to gorsze niż kazirodztwo. Weź się w garść, Travis i przestań szerzyć perwersje.
To zbiło go z tropu na tyle, że przestał zadawać pytania.
– I teraz to dopiero narobiłeś bałaganu – westchnęłam. – Będę musiała powiedzieć Zabiniemu, że mnie pocałowałeś, a on będzie musiał połamać ci szczękę.
Travis momentalnie pobladł i odruchowo położył dłoń na policzku.
– Wcale nie musisz mu nic mówić! – zawołał, a głos mu zadrżał.
– Oczywiście, że muszę.
– Dlaczego?
– Em, bo, jak już wspomniałam dwukrotnie, jesteśmy bratnimi duszami? – Spojrzałam na niego jak na głupka. – Mówimy sobie o wszystkim.
– Od kiedy?
– Od jakichś czterech dni. – Spojrzałam na niego niepewnie. Nie chciałam ryzykować, że znowu spróbuje się do mnie zbliżyć. – Myślę, że powinieneś już iść.
Wyglądał na zrozpaczonego, a ja poczułam ukłucie żalu, kiedy bezradnie zgarnął czekoladę i Monopoly.
– Rose, przepraszam – powiedział błagalnie. – Źle zrozumiałem sytuację. Nie gniewaj się, proszę. Czy moglibyśmy… chociaż spróbować być przyjaciółmi? Albo może chociaż mógłbym czasem zagadać do ciebie na korytarzu?
Na to mogłam się zgodzić. Nie na przyjaźń, ale na tę drugą opcję. Chyba.
– Zastanowię się.

Scorpius
Wiedziałem, że się budzę, jeszcze zanim skończyły się sny.
Próbowałem się z nich otrząsnąć, ale ciągle mnie łapały i wciągały z powrotem pod powierzchnię. Nie walczyłem zbyt mocno, były całkiem przyjemne. Nawet jeśli nie było w nich ani słów, ani obrazów, ani myśli. Jedynie cisza, błogość i macki. 
Z czasem jednak macki robiły się coraz słabsze i zaczęły się kurczyć. Aż w końcu całkiem zniknęły.
Otworzyłem gwałtownie oczy, wciągając haust powietrza.
– Och, świetnie, obudziłeś się – stwierdziła pani Pomfrey z zadowoleniem. W jej uśmiechu czaiła się ulga, kiedy ustawiała tacę z eliksirami na szafce obok mojego łóżka. – Pójdę po twoich rodziców.
– Moment… – wychrypiałem, ale zdążyła już wyjść. Możliwe, że mnie nie słyszała, bo mój głos brzmiał, jakbym od czasów niemowlęcych palił dwadzieścia papierosów dziennie.
Rozejrzałem się zdezorientowany po pomieszczeniu. Uświadomiłem sobie, że pokój jest znajomy, bo już w nim byłem, kiedy zaledwie kilka godzin temu przyprowadziłem tu Alice Longbottom.
Chociaż może to wcale nie było kilka godzin temu. Pewnie nie wyszła stąd tak od razu po porodzie. 
A kiedy się obudziłem, pani Pomfrey uśmiechnęła się z ulgą. Jakby to były szczęśliwe wieści. Mój głos brzmiał, jakbym dawno go nie używał, a użyciu strun głosowych towarzyszyło uczucie, jakbym miał w gardle kilka żyletek.
Ile czasu byłem nieprzytomny?
Spróbowałem poderwać mój ospały mózg do roboty, żeby przypomniał sobie, co było ostatnią rzeczą, którą pamiętałem.
Moi rodzice wpadli do salki. Mama rzuciła mi się na szyję.
– Och, Scorpius! – załkała.
Zerknąłem niepewnie na ojca, którego wyraz twarzy był nieprzenikniony.
Wtedy wszystko wróciło.
Ból. Sectumsempra. Rose.
Wciągnąłem gwałtownie powietrze, po czym natychmiast zacząłem kaszleć. Mama odsunęła się ode mnie z zaniepokojoną miną.
– Co się stało? – spytała. – Zabolało cię?
– Jak długo tu leżę? – wychrypiałem, zamiast odpowiedzi. – Gdzie jest Rose?
Mama posłała ojcu konspiracyjne spojrzenie, które lubili pomiędzy sobą wymieniać, jeszcze jak byłem mały. Zazwyczaj wtedy, kiedy mama jakiegoś innego dzieciaka informowała ich, że ów dzieciak pod żadnym pozorem nie będzie bawił się z kimś takim jak ja. 
Czyli jak zwykle ustalili, że mi czegoś nie powiedzą, bo z pewnością będzie mi przykro. Bo, najwyraźniej, znów miałem pięć lat.
– Bo przeżyłem, tak? – upewniłem się, kiedy nagle ogarnęło mnie zwątpienie. – To nie jest jakiś osobliwy rodzaj piekła?
– Uważasz, że w twoim piekle byliby rodzice? – spróbował zażartować ojciec.
– Tak właśnie pomyślałem, że mama jakoś tu nie pasuje. – Odgryzłem się.
Westchnął ciężko i usiadł po drugiej stronie mojego łóżka. Mama już mnie nie obejmowała, ale nadal wpatrywała się we mnie, jakbym był dzieckiem, które właśnie powiedziało swoje pierwsze słowo. Głaskała mnie po włosach i policzkach. Nie powstrzymywałem jej. Wyglądała, jakby naprawdę tego potrzebowała.
– Byłeś nieprzytomny prawie trzy tygodnie – powiedział w końcu ojciec.
– Draco! – zawołała mama, na chwilę odrywając ode mnie wzrok, żeby posłać mężowi oburzone spojrzenie. – Ustaliliśmy przecież…
– I myślisz, że jak zaczną go odwiedzać przyjaciele, to żadne z nich nie odpowie mu na to pytanie? – Uniósł brew z powątpiewaniem.
– Oczywiście, że nie, ale mieliśmy dać mu czas na…
– Trzy tygodnie?! – wrzasnąłem, a z powodu chrypki głos załamał mi się w sposób, którego dzięki bogu nie słyszał Gregor. Nigdy nie uciszyłbym żartów o kastracji, które by po tym nastąpiły. Odchrząknąłem gniewnie i powtórzyłem moje priorytetowe pytanie. – Gdzie jest Rose?
Spróbowałem się podnieść, ale dłonie mamy natychmiast pchnęły mnie z powrotem na poduszki. Prychnąłem gniewnie.
– Musisz odpoczywać, Scorpius – powiedziała łagodnie. – Nie denerwuj się.
– Z tego, co słyszę, odpoczywałem trzy tygodnie. – Mój głos zaczynał wracać do normy. – Gdzie jest Rose Weasley?
Pamiętałem zarys kogoś, kto czaił się w korytarzu za jej plecami. Ktokolwiek to był, ktokolwiek postanowił zaatakować mnie jej rękami… cholera wie, co później zrobił jej.
– Scorpius, odpowiem ci na to pytanie, ale musisz mi obiecać, że nie ześwirujesz – odparł tata.
W życiu nie słyszałem, żeby użył słowa „ześwirować”.
– Oczywiście, że nie zeświruje! – warknąłem. – Jakbym ja kiedykolwiek…
– Draco – upomniała go znów mama, ale najwyraźniej postanowił raz w życiu uciec spod pantofla.
No, może nie uciec. Co najwyżej delikatnie się spod niego wysunąć.
– Rose Weasley została aresztowana. Przez całe te trzy tygodnie przebywała w zamknięciu.
Przez kilkanaście sekund milczeliśmy zgodnie, podczas gdy do mnie powoli docierał sens tego, co właśnie usłyszałem.
– Że co proszę?! – wrzasnąłem w końcu. – Aresztowana?!
– Wszystko się wyjaśni Scorpius – powiedziała błagalnie mama. Mimo jej protestów już wygrzebywałem się z pościeli. – Aurorzy po prostu zobaczyli czarną magię i…
– Och, gówno prawda – warknąłem gniewnie. – Wielkie mi co, naprawdę. Nie wiem, czy potrafiłbym wymienić jedną osobę w tej szkole, która nie miałaby ochoty wymierzyć we mnie jakiegoś śmiercionośnego zaklęcia, nie ma co kręcić afery…
Mama pobladła. Czasem zapominałem, że nie była fanką moich wątpliwej jakości żartów.
– Scorpius, proszę, ochłoń…
– I żeby od razu ją aresztować?! – zawołałem, kładąc stopy na podłodze. Wszystko było ze mną w porządku. Najwyraźniej trzy tygodnie to była aż zanadto wystarczająca ilość czasu na rekonwalescencje, bo nawet nic mnie nie bolało. Czułem się świetnie. Nie miałem jeszcze odwagi spojrzeć na swoją klatkę piersiową, obawiając się, że moja blizna okaże się równie paskudna, jak ta u ojca. – Kiedy Harry Potter zaatakował cię tym samym zaklęciem, to dostał szlaban!
Tata przewrócił oczami.
– Za rządów Dumbledore’a, Potter mógłby zaszlachtować innego ucznia na oczach całej szkoły i nic by z tym nie zrobiono. – Wzruszył ramionami. – A poza tym, to nie wszystko. Nie aresztowano jej tylko ze względu na ciebie. Myślą, że ten atak jest powiązany z porwaniami. Rose jest aresztowana za zawłaszczanie magii.
– Przecież to nie ma żadnego sensu! – wrzasnąłem. – To nie ona mnie zaatakowała!
Wymienili spojrzenia.
– Taka jest jej wersja – powiedział ojciec. – Wierzą jej chyba wszyscy oprócz aurorów. Rozmawialiśmy z Hermioną Weasley i zaproponowaliśmy pomoc w znalezieniu odpowiedniego prawnika. Nie martw się synu, jest w dobrych rękach.
– To nie wystarczy. – Pokręciłem z irytacją głową. – Gdzie ją trzymają?
– W Hogwarcie – szepnęła mama.
To ułatwiało sprawę.
– Stworzono tu dla niej prowizoryczną celę – dodał tata, a ja poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy.
Celę. Dla Rose.
– Muszę tam iść – sapnąłem. – Muszę im wyjaśnić, co się stało.
Ojciec zerknął niepewnie na zegarek.
– Możliwe, że teraz nikt cię tam nie wpuści – przyznał. – Rose prawdopodobnie jest już w tymczasowym gabinecie Carneige’a. Zapewne szykują się do podróży do Ministerstwa.
Zaczynało kręcić mi się w głowie od natłoku niedorzecznych informacji.
– Do Ministerstwa? – zapytałem. – Po co?
– Dzisiaj zaczyna się jej proces.
– O słodki Voldemorcie – wymamrotałem. – Co się zaczyna?! To jest jakaś kompletna paranoja! Gdzie jest ten jego gabinet?
– Na drugim piętrze, w tej starej klasie do transmutacji.
– Dlaczego nie zaczekali na moje zeznanie? Wszystko bym im powiedział, przecież każdy wolałby uniknąć zbędnego procesu, zbędnych kosztów!
– Nikt nie wiedział, kiedy się obudzisz, kochanie – wtrąciła mama, wstając. Nieporadnymi gestami próbowała zachęcić mnie, żebym położył się z powrotem. – Nie powinieneś być nieprzytomny tak długo.
– Ktoś podawał ci regularnie Wywar Żywej Śmierci, żebyś pozostał w śpiączce – dorzucił uczynnie ojciec, na co mama warknęła gniewnie, wyrzucając dłonie w powietrze.
– Draco, jeśli nie przestaniesz zarzucać go traumatycznymi informacjami, zanim zdąży dojść do siebie to…
– Już doszedłem do siebie – zaoponowałem. – Pójdę tam teraz i wszystko wyjaśnię. Nie będzie potrzeby zabierania Rose na żaden cholerny proces…
– Scorpius, siadaj – powiedział ojciec głosem, którym Malfoyowie od wieków doprowadzali kobiety do płaczu, a niewolników do ślepego posłuszeństwa. Wiedziałem, że zrobił to tylko dlatego, że mama patrzyła na niego morderczym wzrokiem.
– Nie – odparłem natychmiast. – Nie wiem, czego nie rozumiecie, ale pozwólcie, że dokładnie wam to wytłumaczę: Rose Weasley nie może spędzić ani minuty dłużej, zamknięta w celi za przestępstwo, którego nie popełniła. Ja jestem jedyną osobą, która była nie tylko ofiarą, ale i świadkiem zdarzenia.
Ojciec pokiwał głową, jakby spodziewał się to usłyszeć. Dobrze wiedział, że tylko moje zeznanie może coś zmienić. 
Mama z kolei patrzyła na mnie w taki sposób, jakby nagle coś zrozumiała.
– Na Salazara, tu nie chodzi o jakąś nigdy wcześniej u ciebie niewidzianą potrzebę czynienia dobra, prawda? – upewniła się. – Tu chodzi o tę dziewczynę.
Poczułem, jak czerwienieją mi policzki.
– Co? – bąknąłem. – Nie, ja… Po prostu trzeba… powiedzieć prawdę… ktokolwiek by był na jej miejscu, ja…
– Merlinie, trzeba było od tego zacząć – przewróciła oczami. – Wszyscy Malfoyowie wariują, kiedy w grę wchodzi kobieta.
– Mamo – warknąłem.
– Jakbyście powiedzieli mi, o co chodzi, to od początku wiedziałabym, że trzeba by było zatrzymać cię w tym pokoju siłą – mruknęła. – Dobrze, Scorpius, leć i zeznawaj. Ale mam do ciebie prośbę, taką przyszłościową.
– Tak? – spytałem niecierpliwie, pewien, że każe mi odpoczywać, jak tylko załatwię tę naglącą sprawę.
– Nie spartacz oświadczyn, dobrze?
– Ja… co? Jakich, do jasnej cholery, oświadczyn?! – warknąłem bezradnie. Może to był jakiś podstęp, żeby jednak zatrzymać mnie tu rozmową. Już miałem dłoń na klamce, może mama sięgała po ciężką artylerię.
– Mówiłam, rada przyszłościowa – mruknęła. – Zaręczyny to ważny dzień w życiu młodej kobiety. Pewnie byłoby jej bardzo przykro, gdyby ktoś wykrzyczał „Astoria, czy zostaniesz moją żoną?” przez drzwi toalety, podczas gdy ona będzie opierać się o sedes i wymiotować owocami morza.
Zaczynałem żałować, że w ogóle odzyskałem przytomność.
– To nie była moja wina! – zawołał ojciec. – Nie miałem pojęcia, że dostaniesz zatrucia pokarmowego!
– Ty wybrałeś restaurację!
– Miała świetne opinie!
– Mogłeś oświadczyć się kolejnego dnia, skoro kolacja nie poszła zgodnie z planem!
– Ale miałem wszystko zaplanowane na ten wieczór! Poza tym byłem zestresowany, że mi odmówisz!
– Och i sądziłeś, że widok sedesu zwiększy twoje szanse?
– Chciałem być spontaniczny, myślałem, że to będzie romantyczne…
– W jakim wszechświecie wymioty są romantyczne, Draco?!
– Okej, ja wychodzę – wtrąciłem, w głowie śpiewając pieśni dziękczynne, że nie musiałem mieszkać z nimi cały rok.
Spojrzeli na mnie oboje, wyrwani z bardzo ważnej dyskusji.
– Och, kochanie, przynajmniej się przebierz – zaświergotała mama, podchodząc do mnie. Wspięła się lekko na palce, żeby poprawić mi włosy.
– Nie ma na to czasu – powiedziałem z naciskiem. Dlaczego oni niczego nie rozumieli?
– Scorpius, masz na sobie piżamę.
Zerknąłem w dół na cienkie, dresowe spodnie i czarną koszulkę.
– Przynajmniej nie tę z kangurkiem Jackiem. – Wzruszyłem ramionami.
– Naprawdę chcesz, żeby dziewczyna, dla której najwyraźniej wyhodowałeś sobie kompas moralny, zobaczyła cię po tym, jak nie brałeś prysznica od trzech tygodni? – spytała mama, zakładając ręce na piersi.
– Mamo! – zawołałem. – Priorytety!
– Pomfrey raz dziennie rzucała na niego zaklęcie Chłoszczyść – przypomniał ojciec. – Raczej nie będzie śmierdział.
Przewróciłem oczami i nie czekając na kolejne komentarze, wybiegłem ze skrzydła szpitalnego.

Rose
– Świstoklik aktywuje się za dziesięć minut – powiedział auror Carneige. – Bądźcie gotowi.
Nie mam pojęcia, jak miałabym się na to przygotować. Może niektórzy podejrzani medytują przed swoimi procesami albo coś w tym stylu. 
Wiedziałam, że choćbym się starała, nie byłabym w stanie zepsuć moich zeznań ani odpowiedzi na pytania. Pan Connolly zbyt długo to ze mną ćwiczył. Żeby powiedzieć coś nie tak, musiałabym chyba przejść wcześniej lobotomię.
Ktoś załomotał w drzwi. Całą trójką spojrzeliśmy zaskoczeni w tamtym kierunku.
– Proszę – odparł niepewnie Carneige.
Do środka wparował Scorpius. 
Miał na sobie wygniecione dresy i koszulkę. Jego włosy były nieładzie, stopy bose, a policzki zarumienione od biegu. A we mnie coś zaczęło śpiewać na ten widok.
Był cały i zdrowy, był wysoki i przystojny, był dokładnie taki jak przed trzema tygodniami, jakbym nigdy nie zrobiła mu krzywdy.
Wiedziałam, że wpatruję się w niego wytrzeszczonymi oczami, ale nie byłam w stanie się tym przejąć. 
– Pan Malfoy! – zawołał zaskoczony Carneige. – Jak to cudownie widzieć pana w pełni sił, jak się pan…
– Tak, tak, czuję się, jak nowo narodzony. – Scorpius machnął ręką. – Chciałbym zeznawać.
Scorpius, Scorpius, Scorpius…
– Oczywiście. – Auror kiwnął głową z powagą na twarzy. – Niestety, nie będziemy mieli na to czasu przed dzisiejszą rozprawą, ale w kolejnej…
– Aurorze Carneige, to zeznanie jest dla obrony bardzo ważne – wtrącił pan Connolly. – Jeśli teraz, kiedy pan Malfoy jest przytomny, pójdziemy do sądu, już na początku rozprawy będę musiał wnosić o odroczenie. To brak szacunku dla Wizengamotu i marnowanie ich czasu.
Carneige wyraźnie bił się z myślami. Nie, żebym zwracała na to jakąś szczególną uwagę, zbyt zajęta wpatrywaniem się w Malfoya. Zerknął na mnie szybko i mrugnął porozumiewawczo, a mnie ten powiew normalności z jakiegoś powodu uspokoił.
– Możecie po prostu użyć tej strategii, którą opracowaliście, a zeznanie pana Malfoya włączycie w kolejnej rozprawie…
– To w ogóle tak nie działa, Carneige.
– Rose rzuciła zaklęcie pod wpływem imperiusa – wtrącił zniecierpliwiony Scorpius. – Mogę dokładnie opisać jej zachowanie.
– Taka właśnie jest wersja panny Weasley – odparł uspokajająco auror.
– To nie wszystko – dodał Malfoy. – Widziałem napastnika. Zanim straciłem przytomność. Ktoś stał za Rose i celował w nią różdżką.
Connolly spojrzał na starszego aurora z zadowolonym uśmiechem.
– Ta informacja jest ważniejsza niż wszystkie zeznania, które zdążyliśmy zebrać w ciągu ostatnich trzech tygodni – oznajmił. – Jeśli teraz zaciągniesz nas na rozprawę, to będzie całkowite zignorowanie praw oskarżonej. Nie powinno w ogóle być rozmów o procesie. Nie możesz w ogóle trzymać jej w areszcie, jeśli mamy wyraźny dowód niewinności.
Carneige wyglądał na pokonanego.
– Dobrze – westchnął. – Oboje złożycie oficjalne oświadczenia, udokumentujemy zeznanie… wyśle sowę z wyjaśnieniem do Ministerstwa… matko, co za bałagan…
– Proponuję użycie Veritaserum zarówno u Rose, jak i u Scorpiusa – powiedział Connolly. – To powinno załatwić sprawę, skoro już mamy ich oboje.
Dawno nie odczuwałam takiej ulgi. Kiedy w postępowaniu sądowym używano Veritaserum na dwóch osobach, a zeznania się pokrywały, wykluczano teorię o niepoczytalności. Z jakiegoś powodu prawo zakładało, że więcej niż jedna osoba nie może mieć urojeń na temat zaistniałych wydarzeń. Tym razem działało to na moją korzyść. 
Jeśli nasze historie będą takie same, jeszcze dzisiaj stąd wyjdę.
– Świetnie – westchnął Carneige. – Zaczniemy od panny Weasley. Poślę do Mistrza Eliksirów po Veritaserum.
Jakieś pół godziny później nadal siedziałam w klasie, tym razem z dwoma aurorami naprzeciwko mnie i panem Connollym u mojego boku. 
Prawnik ostrzegł mnie, że prawdopodobnie odurzą mnie eliksirem dość obficie, ale i tak nic nie mogło przygotować mnie na potok słów, który pragnął wyrwać się z mojego gardła po każdym pytaniu.
Reagowałam inaczej, niż się spodziewałam. Myślałam, że będzie to niczym niezmącony monolog, wypowiedziany robotycznym tonem, tymczasem ja niemalże krztusiłam się każdym słowem.
– Mgła… na umyśle… tak, jakby… – opowiadałam na bezdechu. Wcale nie próbowałam się opierać, nie miałam pojęcia, skąd brał się ten nieład. Może dali mi za dużo. – Brak kontroli… i głos… nie pamiętam… Kazał… skrzywdzić…
– Czy pamiętasz, żeby kazano ci użyć tego konkretnego zaklęcia? – zapytał młodszy auror.
– Tak… mówił… Sectumsempra… że zasłużył… jak ojciec… czysta krew… – Może problem stanowiło moje rozmyte wspomnienie ze zdarzenia. To, że nie do końca wiedziałam, co próbuję opowiedzieć. – Ale Scorpius nie… Opierałam się… Tyle krwi…
– Jakie jest ostatnie jasne wspomnienie sprzed incydentu, które pani posiada?
– Spojrzałam… w jego oczy… Piękne oczy… Można… się w nich zagubić… czasem mam wrażenie… serce się zatrzyma…
– Tak, panno Weasley, to chyba wszystko, czego potrzebowaliśmy na temat oczu pana Malfoya – wtrącił z rozbawieniem młodszy auror, podczas gdy Carneige przewrócił oczami.
Maglowali mnie przez godzinę. Potem zaprowadzili mnie do mojej celi, gdzie kolejną godzinę spędziłam spacerując nerwowo, podczas gdy oni przesłuchiwali Scorpiusa. 
Kiedy w końcu usłyszałam kroki w korytarzu, z zaskoczeniem stwierdziłam, że to James. Uśmiechnięty.
Podał jakiś dokument Joe. Strażnik szybko przebiegł wzrokiem po pergaminie, po czym również uśmiechnął się szeroko. Następnie otworzył moją kratę i przytrzymał ją.
James nie wszedł do środka. Zamiast tego wykonał zapraszający gest w moim kierunku.
– Jesteś wolna, Rosie.

*

Jak zwykle wyrabiam się w ostatniej chwili, ale liczy się fakt, że dwa tygodnie :D
 Ledwo przemęczyłam fragment z Travisem, ale wiedziałam, że tuż za rogiem czeka na mnie Scorpi, więc jakoś przebrnęłam.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba! Czekam na wasze opinie <3
Postanowiłam pokazać wam fotografię z cyklu "z życia autorki"
Lubię tytułować tę pracę:
"- Dude, I have to write.
Well, shit, girl, not today."

12 komentarzy:

  1. Och, czyżby czekolada, którą lubiła Rose to TA CZEKOLADA? W sensie ta najlepsza na świecie? Tylko ciekawe skąd wzięli polską czekoladę.
    I mój kochany Score, wreszcie się obudził, mój skarbeczek <3
    Rozdzialik supcio, trochę krótki, ale rozumiem, sceny z Trawisem były pewnie bardzo krindżujące, fujka.
    Pozdrów Dziubka, powiedz, że się stęskniłam za nim bardzo. I daj buziaczka od cioci Luny.

    Pozdrawiam z Fifonżem
    LUNA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to ta. Uznałam, że skoro wywołuje w twoim życiu takie konflikty, to dlaczego miałaby nie wywołać PTSD u Rose xd
      Czemu odkąd Scor został porwany to najpopularniejszym określeniem na niego tu i na wattpadzie jest skarbeczek albo słoneczko. Why.'
      Tak szczerze to standardowej długości :D
      Dziunusio też za ciocią Luną tęskni, a jeszcze bardziej za jej kotkami. Buziaczka nie mogę dać, bo zaraz odlatuje i drze mordę, że gwałcą.
      Buziaczki dla Fifonża

      Usuń
  2. Scorpius się wybudził! Jee! Ta sprawa z wywarem żywej śmierci bardzo mnie zaciekawiła i mam swoje podejrzenia co do tego delikwenta, ale to narazie zostawię sobie w tajemnicy :) Sceny z rodzinką Malfoyów też zaliczam do jednych z moich ulubionych, liczę, że będę jeszcze jakieś zabawne wydarzenia z ich udziałem (może Draco mógłby wziąć syna na poważną męska rozmowę, myślę że zazenowanie Scorpiusa osiągnęło by największy ubaw czytelników XD) przechodząc do Rose to również się cieszę że jest wolna! Dobrze że Scorpius obudził się w porę i obyło się bez zbędnych rozpraw. Komentując sprawę z Travisem no cóż (czy był gdzieś opisany jego wygląd, pewnie tak, ale tak jakoś mi to teraz umknęło i nie wiedziałam jak go sobie zwizualizować) wiadome było że nie przychodzi tam po nic, ahh no cóż tacy faceci niestety też chodzą po ziemi.. Rozdział był jak zwykle świetny, ale i tak liczę że skoro Rose jest już wolna i Scorpius się wybudził to w końcu wrócimy na właściwe tory <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och niee, podziel się swoimi podejrzeniami, bo jak juz ujawnię tożsamość delikwenta, to będę musiała sprawdzić ile osób odgadło! :D
      Uwielbiam wciskać Draco do opowiadania na chama i bez kontekstu, także kolejnych scen z udziałem rodzinki Malfoyów nie mogę wykluczyć :P
      Nie mam w zwyczaju opisywać wyglądu bohaterów w jednym miejscu, ale gdzieś tam wspomniałam, że ma ciemne włosy, gdzie indziej że zielone oczy, a Scorpius w drugim rozdziale stwierdził, że Travis wygląda jak "hiszpański matador z ciężkim przypadkiem wodogłowia i przerośniętym mięśniem piwnym". Ale to Malfoy, więc wiadomo, że nie będzie opisywał nikogo w superlatywach, trochę przesadził xd
      Dziękuję ci pięknie za komentarz i pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Mój ulubiony element tego rozdziału to oczywiście fragment z rodzinką Malfoyów i nie mogę się doczekać kolejnych takich scen. Cały rozdział oczywiście świetny i z niecierpliwością czekam na kolejny. Weny życzę i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może napiszę jakieś AU inspirowane tym programem o Kardashiankach - Keeping up with the Malfoys <3 i bedzie przesyt scen z ich udziałem :D
      Dziękuje ci bardzo i pozdrawiam <3

      Usuń
  4. Ojej, ale długo tu nie komentowałam... (shame, shame, czuję to) za co bardzo przepraszam! Ale w każdym razie nie przedłużając, oto moje odczucia - wiele rzeczy mnie zaszokowało, np. to że oczywiście kiedy już Rose i Scorpius wyznali mniej więcej swoje odczucia i zaczęli się migdalić jak powinni od dawna, COŚ musiało im przeszkodzić (no rili) i to jakie coś! Rose aresztowana! Scorpius nieprzytomny! Cholibka, jakie emocje! I jeszcze tutaj Scorpius się nie budzi a Rose biorą za porywacza! Tutaj muszę wtrącić oczywiście o tym jak pokochałam stanie się bratnimi duszami Zabiniego i Rose, rozwalającej ksywce jaką znaleźli na porywacza czyli ZŁODUPIEC, co czytam i za każdym razem parskam śmiechem, no nie mogę kocham Cię <3 Ale na całe szczęscie Scorpius budzi się w odpowiednim momencie, ooo tak ^^ Nasz kochany Scorpius cały i zdrowy. Ale, ale. Teraz to już wgl ciekawi mnie kto jest złodupcem :D Ktoś kto wiedział, że Harry użył na Draco Sectumsemprę? Czy była to w miarę wiedza powszechna, raczej nie sądzę xd No i ktoś chyba bardzo bliski Scorpiusa, skoro dawał radę dodawać mu regularnie wywar żywej śmierci... Hmmmm. Jeśli chodzi o Alice to przeczuwałam, że to James hihi. Ale scena z nimi w bibliotece no wow, Alice. Ostro poszłaś, od pierwszego pocałunku już do seksów xDDDD A biedny chłopak co miał sobie pomyśleć jak później go tylko unikała, że go wykorzystała i tyle! Jestem team James w tej sprawie :P Ale mimo wszystko wierzę, że się spikną. O Boże, a co na to Harry!!! Został dziadkiem!!! I Ginny! Hahaha i są teraz z Nevillem rodziną xD ALe się pokręciło. Okej, co tu jeszcze dodać. Czekam na w końcu nieprzerwane sexy timesy Rose i Scorpa, życzę duuuużo weny i pozdrawiam serdecznie! I już będę grzeczniejsza w komentowaniu <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie bardzo się cieszę widząc cię ponownie! <3 W sensie czytając xd
      Nie mogą sie za dużo migdalic za szybko, bo mi zabraknie tekstu do napisania i będę was do końca zanudzać tylko jakimiś pierdołami z porywaczem, hahah xd
      JEZU, DZIĘKI BOGU, ŻE KOGOŚ JESZCZE BAWI TEN ZŁODUPIEC, już zaczynałam myśleć, że jestem jakaś nienormalna, a jak to pisałam to prawie się poklepałam po plecach, ze taka jestem zabawna xd ja też uwielbiam Rose i Zabiniego, strasznie fajnie sie pisze ich sceny!
      Akurat z tą Sectumsemprą to ja zawsze myślałąm, że jednak dosć znany fakt, szczególnie po wojnie i że na pewno powstało pierdyliard biografii Harry'ego itd :D wątpie, żeby chciał trzymać takie rzeczy jako swój brudny sekret xd takze w tymopku owszem, jest to wiedza ogólnodostępna.
      To gratuluję odgadnięcia Jamesa :D Alice nie bawi sie w półśrodki xd No i owszem, Jamie biedny w tej sytuacji, a Alice niby ma być tą inteligentną!
      Harry;ego jako dziadka jeszcze sobie wyobrazić jestem w stanie, ale Ginny babcia... Kurcze, Potter ma tu dopiero 43 lata chyba, Ginny 42. Młodzi dziadkowie :D
      Bardzo ci dziekuje za cudny komentarz i pozdrawiam! ;*

      Usuń
  5. Co ta Rosie sobie myśli? Fakt tata Ronuś może dostać lekkiej palpitacji serca jak usłyszy o Scorpiusie, ale po za tym to niby czemu mają ukrywać swój związek?

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że się Scopius obudził, bo zaczynałam już za nim tęsknić. Złodupiec moim zdaniem to Conrad. Nie wiem, ale odkąd przyłapał Rose i Scorpiusa w tej jaskinii jest taki jakiś podejrzany. Co prawda obstawiałam też Travisa, ale po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że to jednak nie on. Harry chyba nie jest aż taki głupi żeby nie zauważyć złoczyńcy przed swoim nosem.

    OdpowiedzUsuń