niedziela, 8 września 2019

[23]"Totalnie możemy go dla ciebie zabić."


Rose

– Rozetko! – zawołał znajomy głos, a ja zaskoczona odwróciłam się w jego kierunku.
– Travis? – uniosłam brwi. – Co ty tu robisz? Właśnie idę na śniadanie.
– Tak, miałem nadzieję, że cię tu jeszcze złapię – powiedział, szybko łapiąc powietrze. Chyba tu przybiegł. – Nie jest bezpiecznie, Rose. Dwa dni temu zostałaś zaatakowana. Uważam, że nie powinnaś chodzić po zamku sama. Odprowadzę cię do Wielkiej Sali, a potem pomogę ci dotrzeć bezpiecznie na zajęcia – zdecydował.
– Och – mruknęłam. Czy już było za późno, aby odwrócić się z powrotem do portretu Grubej Damy i zwiać do dormitorium? Bo jakoś odechciało mi się jeść. – Cóż, to bardzo miłe z twojej strony, ale…
– Siemasz, Rosie – przywitał się Zabini, wyłaniając się nagle zza zakrętu. – Gotowa na śniadanko? Co tu robi ten robak? – dodał, wskazując na Travisa ruchem głowy, ale ani razu na niego nie patrząc.
– Emm… – mruknęłam, rozglądając się w panice za jakimś wyjściem awaryjnym, które wyprowadziłoby mnie z tej rozmowy. – Powiedział, że mnie odprowadzi. Bo zostałam zaatakowana.
Zabini zmierzył Travisa znudzonym spojrzeniem.
– Zabawne, bo miałem dokładnie ten sam pomysł – mruknął. – Tyle że moje towarzystwo jest przyjemne, więc chyba wybór jest oczywisty. Spływaj – powiedział władczo, po czym położył mi rękę na plecach i spróbował oddalić nas oboje od mojego wkurzonego byłego.
– Zabini – warknął Travis. – Przypominam, że to ja jestem tu aurorem, więc…
– Nie jesteś aurorem. – Gregor przewrócił oczami, ale łaskawie znów odwrócił się do Travisa.
– Jestem w trakcie szkolenia.
– Co tu się dzieje? – odezwał się nowy głos, a ja nie miałam już ochoty na nic innego, niż położenie się z powrotem do łóżka. – Wszystko w porządku, Weasley?
Scorpius stanął po drugiej stronie Travisa. Obie dłonie miał zaciśnięte defensywnie na pasku od torby. Aparat fotograficzny wisiał mu na szyi.
Na widok Malfoya jak zwykle coś zatrzepotało mi tęsknie w piersi, ale nie dałam nic po sobie poznać.
– W porządku – westchnęłam ze zmęczeniem.
– Nie mów mi, Scorp, że ty też postanowiłeś dzisiaj odprowadzić Weasley na śniadanie. – Zabini, cały czas mówiąc z teatralnym niedowierzaniem, z jakiegoś powodu zaczął wachlować się dłonią.
Scorpius zacisnął wargi w cienką linię i rzucił Gregorowi bardzo zirytowane spojrzenie.
– Może – mruknął.
– Cóż za zbieg okoliczności!
Co prawda umawialiśmy się ze Scorpiusem, że nasze pilnowanie siebie nawzajem zacznie się, kiedy spotkamy się w Wielkiej Sali, aczkolwiek nie zamierzałam narzekać, że przylazł po mnie na siódme piętro.
– W takim razie świetnie się składa, że ja tutaj jestem, dzięki czemu żaden z was nie jest potrzebny – prychnął Travis, po czym spróbował złapać mnie za rękę. Odskoczyłam gwałtownie, zwalczając nerwowy chichot.
– No popatrz, a mnie się wydaje, że jest zupełnie odwrotnie – wtrącił wesoło Zabini.
– Travis, dziękuję ci za troskę, ale niepotrzebnie się fatygowałeś – powiedziałam spokojnie, mając nadzieję, że zbytnio go tym nie urażę. – Jako że zarówno Malfoy, jak i ja byliśmy ostatnio zaatakowani, postanowiliśmy, że będziemy się nawzajem pilnować. Nie będę zajmować ci czasu.
Najwyraźniej się przeliczyłam, bo wyglądał, jakbym kazała mu zabić szczeniaczka.
– Rose…
– A Weasley i ja jesteśmy bratnimi duszami – dodał rzeczowo Gregor. – Musiałem tu przyjść, bo jeśli ona i ja zbyt długo przebywamy daleko od siebie, to ta jedyna komórka mózgowa, którą dzielimy, zaczyna obumierać.
Przewróciłam oczami, jednocześnie zduszając śmiech na widok miny Travisa.
– A ciebie nikt nie lubi – dodał Scorpius, po czym podszedł do mnie i złapał mnie delikatnie za łokieć.
Portret Grubej Damy otworzył się, a na korytarz wypadła Alice z Frankiem przywiązanym chustą do ciała. Na jednym ramieniu miała torbę z książkami, na drugim tę z pieluchami. I wszystkimi innymi rzeczami, które mogły się przydać świeżo upieczonej mamie, o których ja, rzecz jasna, nie miałam pojęcia.
– Rosie, dzięki, że zaczekałaś – zaczęła, po czym stanęła jak wryta, kiedy już objęła wzrokiem moją świtę. – Co tutaj się, do cholery, dzieje? – Jej surowy głos rozwiał nieco chmury testosteronu, które zdążyły nagromadzić się w tym korytarzu.
– Alice, dzięki bogu – powiedziałam z ulgą. Miałam wrażenie, że jeśli zaraz się stąd nie ewakuujemy, chłopaki zaczną porównywać rozmiary swoich bicepsów, a stąd mogło to już zajść w tylko gorsze tereny. – Scorpius i Gregor chcieli zaprowadzić nas na śniadanie.
Złapałam obu Ślizgonów pod ramię i zaczęłam ciągnąć ich w stronę schodów. Alice, nie do końca rozumiejąc, co się właśnie wydarzyło, podreptała za nami.
– Rozetko, przecież już było między nami w porządku – marudził Travis, który, ku zdziwieniu wszystkich, nadal za nami szedł. – Powiedziałaś, że będziemy przyjaciółmi.
Zerknęłam szybko na Scorpiusa. Marszczył brwi i znów zaciskał usta.
– Nic takiego nie powiedziałam, Travis – westchnęłam. – Uznałam jedynie, że możemy przestać się ignorować. Ale to naprawdę nie jest najlepszy moment…
– Dlaczego? – wtrącił. – Obiecuje, że nie będę znowu próbował cię pocałować, Rozetko, po prostu mnie nie unikaj…
Scorpius zamarł w półkroku, a wraz z nim cały pochód. Delikatnie wysunął mocne ramię z mojego uścisku i powoli odwrócił się do Travisa, z mordem wypisanym na twarzy.
– Znowu? – powtórzył bardzo cicho.
– Emm… – zaczęłam znów nieskładnie, próbując zwrócić jego uwagę. – Scorpius…
– Co masz na myśli, mówiąc „znowu”? – zapytał blondyn, przekrzywiając głowę w prawo.
Travis najpierw przyglądał mu się ze zdziwieniem, jednak po chwili na jego twarzy wykwitło zrozumienie.
– Och – mruknął i zerknął na mnie. – On? Serio, Rozetko?
– Przestań ją tak nazywać i odpowiedz na moje pytanie – warknął Scorpius.
Przewróciłam oczami. No doprawdy. Aż dziwne, że żaden jeszcze nie próbował mnie obsikać.
– Pocałował mnie, kiedy byłam w areszcie. Odepchnęłam go. Ot, cała historia – wyjaśniłam spokojnie. – Zadowolony?
Scorpius przeniósł na mnie oburzone spojrzenie.
– Oczywiście, że nie jestem zadowolony! – zawołał. – Jestem bardzo daleki od zadowolenia. Wiesz, kiedy będę zadowolony? Jak on wypadnie przez okno – oznajmił, wskazując głową na Travisa. – Tak. Myślę, że to dobra myśl.
Następnie, najwyraźniej utwierdziwszy się w przekonaniu, że jest geniuszem, podszedł do Travisa, złapał go za kark, zgiął go w pół jak wykałaczkę i zaczął wlec chłopaka w stronę okna. Na siódmym piętrze.
– Malfoy! – krzyknęłam, próbując jakoś go spacyfikować.
Travis szamotał się wściekle, ale Scorpius był nie tylko od niego silniejszy, ale najwyraźniej znacznie bardziej zdecydowany na popełnienie dziś morderstwa.
Alice przyglądała się całej scenie z umiarkowanym zainteresowaniem, cały czas głaszcząc drzemiącego Franka po pleckach.
– Jakieś ostatnie słowa? – warknął Scorpius, przechylając Travisa przez parapet.
– Puszczaj mnie, ty przebrzydły Ślizgonie!
– Kiepski wybór – ocenił sucho blondyn.
Podbiegłam do nich szybko i zaczęłam siłą ściągać Travisa z okna. Ku mojemu zdziwieniu, Scorpius nie stawiał mi oporu. Pewnie miał po prostu ochotę go nastraszyć.
Oczywiście Gregor uznał, że jeszcze za mało dolano oliwy do ognia, więc postanowił dorzucić swoje trzy grosze.
– Ależ Rosie, nie ma najmniejszego problemu – powiedział Gregor, przejmując Travisa z moich rąk. – Totalnie możemy go dla ciebie zabić. Prawda, Scor?
– Totalnie – zgodził się Malfoy, szczerząc zęby do przyjaciela. – Przecież już zacząłem.
Gregor dziarsko złapał bruneta za nogi, podczas gdy Scorpius poprawił swój chwyt na szyi. 
– Nikt nie będzie nikogo zabijał! – wrzasnęłam w końcu. Próbowałam zabrzmieć stanowczo, wyszło histerycznie. – Macie natychmiast postawić go na ziemi!
Ślizgoni posmutnieli, jakbym kazała im odłożyć ulubioną zabawkę. Posłusznie odstawili Travisa, który zachwiał się i oparł o ścianę.
– A możemy go chociaż trochę poobijać? – spytał marudnie Scorpius.
– Nie.
– Weasley, przysięgam, ledwo oderwiemy go od ziemi…
– Nie! – zawołałam, wyrzucając ręce w powietrze. – Chodźmy na śniadanie, dobrze?
– Powiem twojemu ojcu! – zawołał nagle Travis. – O tobie i Malfoyu!
Zmrużyłam oczy.
– Okej, zmieniłam zdanie – zwróciłam się do Scorpiusa. – Możesz mu przyłożyć.
Scorpiusowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wściekła pięść zderzyła się z twarzą Travisa i odrzuciła ją do tyłu. Chłopak wrzasnął i zatoczył się lekko, ale złapał równowagę, natomiast Scorpius wyglądał, jakbym podarowała mu najlepszy prezent wszech czasów.
– Po pierwsze, nie masz o czym opowiedzieć mojemu ojcu – stwierdziłam chłodno. – Może oprócz wytworów twojej wyobraźni. Po drugie, mój ojciec nie uwierzyłby ci nawet, jakbyś powiedział mu, że słońce wstaje na wschodzie. Miłego dnia.
– Rosie, przepraszam, nie to chciałem powiedzieć – wyrzucił z siebie szybko. – Nie gniewaj się, nadal chcę, żebyśmy byli przyjaciółmi…
– Na Merlina, ale z ciebie szczur – stwierdził Scorpius, nieco już zszokowany tą dawką dramatyzmu. – Daj spokój, Rose, pozwól nam go dla ciebie zabić.
– Nie możesz odmówić dwóm, wysoko urodzonym Ślizgonom, małego morderstwa o poranku – dodał Zabini.
Wzniosłam oczy do nieba i ruszyłam schodami w dół, ciągnąc Alice za łokieć. Niech sobie robią, co chcą.
Po pokonaniu kilku stopni obaj nas dogonili. Scorpius i Zabini synchronicznie zabrali po jednej torbie z ramion Alice i zawiesili je na swoich.
– Cóż, to było… interesujące – stwierdziła dziewczyna. – Czemu on cię nie zostawi w spokoju?
– Nie mam pojęcia – westchnęłam. – Odwiedzał mnie w areszcie, więc chciałam być miła…
– Może byłaś za miła – mruknął Scorpius, który najwyraźniej nieco już ochłonął i zdecydował, że teraz będzie naburmuszony.
– Według ciebie powinna za każdym razem wypychać go za drzwi? – Alice uniosła brwi z rozbawieniem. – Po prostu nie była nieuprzejma.
– Najwyraźniej na niego nawet to działa zachęcająco – skomentował Zabini. – Rose, czemu nie powiedziałaś nam wcześniej, że próbował cię pocałować?
– Ze względu na prawdopodobieństwo wystąpienia właśnie takiej sytuacji. – Zerknęłam na Franka, śpiącego w najlepsze z główką opartą o pierś Alice. – On tak zawsze? – zagadnęłam, licząc na szybką zmianę tematu.
– Frank? – Zerknęła zaskoczona na swojego syna, jakby całkiem zapomniała, że znajdował się w chuście przywiązanej do jej ciała. – Nie obudziłby się, nawet gdybym odpaliła obok niego młot pneumatyczny. No, chyba że akurat próbowałabym odpocząć, albo się pouczyć. Wtedy budzi się w sekundę.
– A często cię odwiedzał? – spytał znowu Scorpius, wyraźnie siląc się na nonszalancki ton. – W tym areszcie?
Przygryzłam wargę, żeby się nie roześmiać. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, wyręczył mnie Zabini.
– Codziennie.
Scorpius zacisnął wargi i zmarszczył brwi.
– Ja byłem w śpiączce – powiedział cicho. – Tak tylko przypominam.
To byłoby całkiem urocze, gdyby nie było również tak frustrujące. Nie mogłam nawet z nim o tym w danym momencie normalnie porozmawiać.
– Rose, co masz nad obojczykiem? – zapytała Alice.
Zarumieniłam się w błyskawicznym tempie. 
– Ugryzienie komara – mruknęłam. Byłam świadoma, że w ogóle nie przypomina to ugryzienia komara, ale było już za późno.
– Malfoy, nie mówiłeś, że zmieniłeś imię – powiedziała wesoło.
– Co?
– Teraz nazywamy cię Komar, tak?
Zabini parsknął śmiechem tak gwałtownie, że prawie zleciał ze schodów.
To tyle, jeśli chodziło o naszą konspirację.
Kiedy w końcu dowlekliśmy się do Wielkiej Sali, Ślizgoni przystanęli na środku, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić.
– Och, zapomniałam, że ostatnimi czasy nasze relacje się jakoś dziwacznie posklejały – przyznała Alice. – Może po prostu usiądziecie przy naszym stole?
Spojrzałam z nadzieją na Scorpiusa, jednocześnie zdając sobie sprawę, że to nie był najlepszy pomysł. Chyba myślał podobnie.
Na szczęście ów dylemat został szybko rozwiązany. Przy stole Krukonów siedzieli Conrad, jego brat Jeremy oraz Roxanne z Timothym i Albusem. Ten ostatni machał do nas tak entuzjastycznie, że już zaczynał unosić się z ławki.
Presja nieco zelżała. Miejsca Puchonów i Krukonów zawsze miały w sobie jakąś dziwną neutralność.
– Cześć – przywitałam się, kiedy podeszliśmy do przyjaciół.
Jeremy szybko przebiegł wzrokiem ode mnie do Scorpiusa i z powrotem. Uśmiechnął się przebiegle i szepnął coś do Conrada.
Był zbyt spostrzegawczy, żeby wyszło mu to na zdrowie. 
Nie znałam go za dobrze. Jeśli już prowadziłam z nim jakiekolwiek rozmowy, zazwyczaj dotyczyły one pogody, lekcji albo Conrada. Jakby bracia byliby ze sobą bliżej, to być może orbitowałby wokół naszej paczki nieco częściej.
I pomimo tego wszystkiego, wystarczyło mu jedno spojrzenie na mnie i Malfoya, żeby coś sobie na nasz temat wydedukować.
Scorpius usiadł obok Albusa, a więc celowo zajęłam miejsce po drugiej stronie stołu, przy Conradzie. Zabini polazł za mną z głupim uśmiechem na ustach.
– Ale konspira – szepnął dramatycznie. – Jak usiądziesz naprzeciwko, to za cholerę nikt się nie zorientuje!
– Czy ty mógłbyś zamknąć się na pięć cholernych minut? – warknęłam, ładując sobie na talerz bekon. – Nie przeszkadza mi, że wy będziecie wiedzieć. Nie chcę po prostu, żeby plotki rozeszły się po szkole, a następnie poza nią.
– Obawiasz się, że twój ojciec eksploduje z entuzjazmu na wieść, że jego wnuki będą nosić na głowach szlachetny, platynowy blond?
– No tak, Scorpius i ja spotykamy się od dwóch dni. To praktycznie synonim zaaranżowanego małżeństwa.
– Nie chcę się wtrącać – odezwał się Conrad, niewątpliwie się wtrącając – ale Zabini, ma trochę racji.
– Jak zawsze – oznajmił Gregor, dumnie wypinając pierś.
– Conrad, jedyne, o co proszę, to jedna osoba, stojąca po stronie logiki – jęknęłam. – Zawsze spodziewam się, że tą osobą będziesz ty i ostatnio ciągle mnie rozczarowujesz.
Uniósł brew i zwinął usta w dzióbek, jakbym go obraziła.
Zajmij się rozmową i nie patrz na Mafoya, upominałam się co chwila. Dlaczego początki zawsze musiały być takie upajające i ogłupiające?
Aktualnie był zajęty rozmową z Alice, która opowiadała mu coś z ożywieniem. Uśmiechnęłam się dyskretnie.
Byłoby znacznie łatwiej, gdybym potrafiła zachować pragmatyczne podejście przyjaciółki.
– Dlaczego liczysz, że to akurat ja będę po stronie logiki? – mruknął Conrad. – Sugerujesz, że nie potrafię być spontaniczny? Zawsze myślałem, że jestem tym rozrywkowym rodzajem geniusza.
– Lepiej wróćmy do tego, co mówiłeś – wtrącił Zabini. – Coś o tym, że mam rację? Zatem dalej mówmy o mnie. Uwielbiam rozmawiać o mnie.
Conrad uśmiechnął się mimowolnie.
– Chodziło mi o to, że żarcik Rose odnośnie aranżowanego małżeństwa ma w sobie trochę prawdy.
– Co? – Upuściłam z brzdękiem widelec.
Kątem oka zauważyłam, że głowa Scorpiusa odwróciła się w moim kierunku z niepokojem, ale nie pozwoliłam sobie na niego spojrzeć.
– Uspokój się – powiedział Conrad, rozglądając się nerwowo. – Po prostu czytałem różne rzeczy. Scorpius jest „wysoko urodzony”, a u nich szczególnie kultywuje się przekonanie, że… cóż. Jeśli para zaczyna się spotykać w szkole, szczególnie na ostatnim roku... jeśli kończąc szkołę, nadal są razem, to jest prawie pewne, że się ohajtają.
– Co takiego? – Uniosłam brwi. – Przecież mamy po siedemnaście lat.
– A ile mieli twoi rodzice, kiedy zaczęli się spotykać?
– Osiemnaście. – I to tylko dlatego, że wojna wszystko odwlekła.
– Rodzice Albusa?
– Emm… – Zapędzał mnie w kozi róg.
– Zabini? Twoi rodzice?
– Też osiemnaście – Gregor wyszczerzył zęby.
– Cała sprawa kręci się wokół tego, że społeczność czarodziejów jest, szczególnie w porównaniu do mugolskiej, bardzo mała – kontynuował Conrad. – Wszyscy z Wielkiej Brytanii chodzą do jednej szkoły! A kiedy ją skończysz i pójdziesz do pracy, to będziesz widywać te same gęby co na lekcjach. Niby gdzie chciałabyś się udać, żeby poznać kogoś nowego, aby się zakochać? – Uniósł kpiąco brew. – Jedynym wyjściem są nowi znajomi spoza Wielkiej Brytanii. Właściwie, jeśli nie planujesz dużo podróżować albo wyprowadzić się z Anglii, jest duże prawdopodobieństwo, że już nigdy nie poznasz nikogo nowego.
Zamrugałam, próbując przetworzyć te mocno wyolbrzymione wnioski.
– Rose, nie mówiłaś, że twoi przyjaciele są tacy błyskotliwi – rzucił Gregor, kiwając z uznaniem głową.
– Nie są – mruknęłam, nieobecna myślami. – Tylko ten dziwak. No i Alice. – Potrząsnęłam głową z roztargnieniem. – Czy wy przypadkiem nie spotykaliście się przez ostatnie trzy tygodnie jako Bibliotekowi Grzebacze?
– Tak, ale nie spędzaliśmy tam czasu na pogaduszkach – prychnął Conrad. – Szukaliśmy informacji.
– Hej, Gregor – zawołała Roxanne, która siedziała za Albusem. – Jesteśmy umówieni na osiemnastą?
– Jasne, Weasley. – Zabini mrugnął do niej zaczepnie.
Conrad wyraźnie skurczył się w sobie, jakby próbował fizycznie wycofać się z rozmowy. Dyskretnie nakryłam jego dłoń swoją i ścisnęłam ją pocieszająco. Odwzajemnił uścisk.
W końcu pozwoliłam sobie spojrzeć na Scorpiusa i przestałam wygłuszać wszystkie rozmowy prowadzone wokół naszej trójki.
Alice opowiadała Malfoyowi o kupie, którą znalazła dziś rano w pieluszce Franka. Najwyraźniej była wystarczająco imponująca, żeby podzielić się nią ze światem. Przy śniadaniu.
Scorpiusowi wydawało się to nie przeszkadzać. Po jego ustach błąkał się uśmiech, kiedy rozkojarzonym wzrokiem przyglądał się Frankowi.
Mały już nie spał. Zamiast tego przyglądał się blondynowi jak oczarowany. W ogóle mu się nie dziwiłam.
– Jakoś nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że małe dzieci są aż tak… małe – przyznał Malfoy, wyciągając niepewnie dłoń i delikatnie złapał miniaturowy paluszek młodego Pottera.
O Merlinie, chyba zaczęło mi się roztapiać serduszko.
– Był trochę mniejszy niż standardowy noworodek – przyznała Alice. – To typowe u mnie w rodzinie.
– W naszej na pewno nie – prychnął Albus. – James ważył z dziewięć kilo, kiedy się urodził…
– Na pewno nie dziewięć. – Roxanne przewróciła oczami.
– Może mógłbym go potrzymać? – zagadnął niespodziewanie Scorpius.
Wszyscy nagle ucichli.
Nie, nie, nie, nie, jęknęłam w myślach. Jeśli zobaczę Malfoya trzymającego niemowlę, to zmienię się w budyń. Oświadczę mu się jeszcze przed końcem śniadania.
– Och. – Alice zamrugała zaskoczona. – Jasne! – Objęła Franka ramieniem i zaczęła poluzowywać chustę.
Nie mogłam wyjść z podziwu nad tym, jak wielofunkcyjna była ta dziewczyna. Nigdy się nie zatrzymywała, każdego dnia działała jak dobrze naoliwiona maszyna. Żadne ważne, choćby nie wiem jak pochłaniające wydarzenie, nie było w stanie zmienić wcześniej zaplanowanej trajektorii jej życia.
– No wiesz, Alice? Ot tak podasz swojego pierworodnego podstępnemu Ślizgonowi? – zażartował Al.
– Liczę na to, że jego bliskość przekaże Frankowi jakieś magiczne dawki uprzywilejowania. – Podała dziecko Scorpiusowi i pomogła mu je ulokować. Główka spoczywała spokojnie na klatce piersiowej blondyna, podczas gdy jedno jego ramię zabezpieczało Franka na dole, a drugie obejmowało plecki.
O, litościwy Merlinie.
– I jak? – zagadnęła Alice z zadowoleniem. Szybko posłała mi znaczące spojrzenie.
– Chyba w porządku – odparł Scorpius, spoglądając z góry na maleńką główkę i uśmiechając się lekko. – Nigdy wcześniej nie trzymałem dziecka – przyznał, szczerząc zęby.
Nie wiedziałam, czy to Frankie rzeczywiście był taki malutki, czy może Scorpius taki wielki. Tak czy siak, obraz ten budził we mnie jakieś dziwne, pierwotne uczucie. Rozczulające ciepło rozlewało się po moim ciele, aż po koniuszki palców. Stłumiłam westchnienie.
Pochwyciłam aparat fotograficzny Malfoya, leżący przy jego talerzu.
– Uśmiech – powiedziałam słabym głosem. Blondyn poderwał głowę i uniósł kącik ust. Błysnęłam fleszem.
Już teraz wiedziałam, że jak tylko wywoła to zdjęcie, to prawdopodobnie mu je ukradnę.
– Powąchaj jego główkę – zachęciła Alice. – Rose od trzech dni się nad nią rozpływa.
– Pachnie miłością – mruknęłam defensywnie.
Znów skupiłam się na Scorpiusie i Franku. Tym razem nie udało mi się powstrzymać rozmarzonego westchnienia.
– Wszystko w porządku, Rose? – spytał Zabini.
– Chyba coś poruszyło mi się w macicy – odparłam szczerze, a Gregor parsknął w swoją owsiankę.
Po chili Scorpius przekazał Franka z powrotem w ramiona matki, dzięki czemu byłam w stanie dokończyć śniadanie ze względnym spokojem.
Po posiłku od razu udam się na zajęcia, powtarzałam sobie uparcie. Absolutnie nie zaciągnę Scorpiusa do schowka na miotły.

Gregor
Do cieplarni numer trzy, gdzie odbywała się moja czwarta lekcja, dotarłem ze sporym wyprzedzeniem. Już siedziałem na swoim miejscu, kiedy pojawiła się Rose ze Scorpiusem u boku. Zielarstwo było jedną z niewielu lekcji, której nie dzielili. Z rozbawieniem obserwowałem, jak niezręcznie próbowali pożegnać się, jednocześnie nie wzbudzając podejrzeń. Ostatecznie Rose poklepała Malfoya po głowie i, krzywiąc się z zażenowaniem, weszła do cieplarni.
Scorp posłał mi groźne spojrzenie, po czym zawrócił i udał się na własne zajęcia.
– Widzę, że Scorpi oznacza teren – zauważyłem, robiąc jej miejsce obok siebie.
– Nie mam pojęcia, co masz na myśli – mruknęła, przygotowując gogle i rękawice ochronne. – Po prostu odprowadza mnie na zajęcia jak to dobry kolega.
– No tak, bo wszyscy wiemy, że sztandarową cechą Scorpiusa Malfoya jest to, jaki jest koleżeński. – Skinąłem z powagą głową.
Rozejrzała się w zamyśleniu, udając, że mnie nie dosłyszała.
– Nie mogę oswoić się z myślą, że jest już marzec – mruknęła. – Prawie cały luty przesiedziałam w zamknięciu…
– Rose, jeśli myślisz, że się nie zorientuję, kiedy próbujesz zmienić temat, to naprawdę obrażasz moją inteligencję – wtrąciłem bezlitośnie. – A to nie jest pierwszy powód, dla którego jestem dzisiaj obrażony.
– A jakie są te inne powody? – mruknęła, łaskawie przenosząc na mnie spojrzenie.
– Ani ty, ani Scorpius o niczym mi nie powiedzieliście!
– Gregor, nie masz w zasadzie żadnych dowodów, że cokolwiek…
– Wiesz, co robił Scorpius, kiedy dzisiaj rano szykował się do wyjścia? – warknąłem z irytacją. – Nucił. Scorpius Malfoy nucił. Do tej pory myślałem, że nienawidzi ludzi okazujących jakąś radość z życia, że odbiera to jako osobistą zniewagę! A kiedy poprzedniego wieczoru znalazł Byrona drzemiącego na podłodze, bo ten wcześniej topił smutki w alkoholu… wiesz, co Malfoy zrobił, zamiast go kopnąć i wyklinać pod nosem? Przeskoczył nad nim! I nawet tego nie skomentował!
Zamrugała kilkukrotnie.
– Gregor, dobrze się czujesz? – spytała z troską.
– Nie. Dziękuję, że pytasz – mruknąłem. – Po prostu sądzę, że kiedy mój najlepszy kumpel i moja bratnia dusza zaczynają ze sobą sypiać, to powinni mnie o tym poinformować.
– Nie sypiamy ze sobą! – szepnęła agresywnie Rose, rozglądając się w panice, czy nikt nas nie usłyszał. Niepotrzebnie. Do rozpoczęcia lekcji zostało jeszcze prawie piętnaście minut, więc oprócz nas w cieplarni były zaledwie dwie Puchonki. Siedziały dosyć daleko i wydawały się zajęte rozmową. Oczywiście od czasu do czasu zerkały w moją stronę, ale kto by się im dziwił?
– Jak to nie? – spytałem. Nie bardzo mogłem objąć rozumem tę rewelację.
– Normalnie – burknęła. – Nawet jeśli masz rację odnośnie… zmian pomiędzy nami – kontynuowała, rumieniąc się przy tym intensywnie. – To tu akurat się mylisz.
Zmarszczyłem brwi, jeszcze bardziej zagubiony.
– Chcesz mi powiedzieć, że jesteście parą, ale nie uprawiacie seksu?
Rose zamknęła oczy i zaczęła pod nosem błagać Merlina o cierpliwość.
– Tak – powiedziała w końcu.
– Ale dlaczego?
– Co dlaczego?
– No bo… to kompletnie nie ma sensu – powiedziałem, wzruszając ramionami. – Cóż za powód mogłabyś mieć, aby odmawiać sobie tak przyjemnego zajęcia? Wiem, że Scorpius nie jest mną, ale nie sposób zaprzeczyć, że śliczny z niego chłopak.
– Gregor! – syknęła. – Jesteśmy parą od dwóch dni!
– Nie widzę związku.
– W takim razie nie będę z tobą na ten temat dyskutować – mruknęła, z zakłopotaniem skubiąc swoje białe rajstopy w złote wzorki. – Wiesz, nie wszyscy potrafią być tacy… seksualnie beztroscy, jak ty.
– A powinni. – Wzruszyłem ramionami. – To świetna zabawa. Trzeba korzystać z życia.
– Czy zamiast strzelania fochów, nie mógłbyś powiedzieć czegoś w stylu „Gratulacje, moi drodzy przyjaciele, jakże się cieszę waszym szczęściem”? – spytała, pochylając się, żeby poszukać czegoś w torbie.
– Oczywiście, że się cieszę. – Przewróciłem oczami. – Jeśli nie stałoby się to szybko, to prawdopodobnie siłą wepchnąłbym Scorpa w twoje ramiona. Merlin mi świadkiem, że czekałem na to od czwartego roku…
– Czekaj, co? – Gwałtownie poderwała głowę, zamierając z podręcznikiem w dłoni.
– Em – zmieszałem się. – Nic.
– Dlaczego od czwartego roku? – syknęła.
– Zgaduje, że ta rozmowa nadal przed wami – mruknąłem. – Nie próbuj mnie ciągnąć za język. A jak wspomnisz Malfoyowi, że coś ci wypaplałem…
– … to i tak nic mi nie zrobisz, bo jestem twoją bratnią duszą – uzupełniła wdzięcznie. – W porządku. Mogę przemaglować cię na inny temat.
Zmrużyłem podejrzliwie oczy. Dziś rano robiłem to przed lustrem i sam prawie zemdlałem, widząc, jak świetnie prezentuje się wówczas moja twarz.
– Jaki inny temat?
Przygryzła wargę z zakłopotaniem.
– Jakiś czas temu… konkretnie to na początku grudnia… kiedy byliśmy w Hogsmeade, to ja, tak jakby, troszeczkę, śledziłam Scorpiusa.
Uniosłem brew, walcząc z rozbawieniem. Oczywiście.
– I co tam wyśledziłaś? – zagadnąłem. – Czyżbyś przyłapała go na robieniu czegoś miłego, w stylu głaskania szczeniaczka, albo przeprowadzania staruszki przez ulicę? Jeśli tak, to nawet nie próbuj go o to pytać, za nic się nie przyzna.
Przewróciła oczami.
– Nie. Poszłam za nim do jakiegoś sklepu fotograficznego. Sprzedawał swoje zdjęcia, chyba do ramek i na pocztówki.
Od lat mówiłem mu, że to idiotyczne. Ojciec z pewnością nie żałowałby mu pieniędzy, nawet jeśli ta konkretna zachcianka była obscenicznie droga.
– Tak. Wpłaca tam pieniądze na jakiś strasznie stary i rzekomo legendarny aparat fotograficzny. – Wzruszyłem ramionami. – Nie znam szczegółów. Musiałabyś sama go zapytać.
– Wtedy musiałabym mu powiedzieć, że go śledziłam.
– Och rozumiem. – Poruszyłem sugestywnie brwiami. – Czyli jednak planujesz chociaż parę razy go przelecieć, zanim zdetonujesz bombę.
Rose rąbnęła mnie podręcznikiem.

Rose
Podrygiwałam nerwowo na kanapie, co chwila zerkając w stronę drzwi. Na kolanach miałam rozłożoną książkę, ale nie mogłam się na niej skoncentrować.
Scorpius obiecał, że przyjdzie od razu po treningu, a ja aż dygotałam z ekscytacji, zastanawiając się, co właściwie będziemy robić. Po lekcjach wypaliłam, żebyśmy spędzili razem czas w bibliotece. Nie miałam pojęcia, co ja właściwie zaproponowałam. Czym mielibyśmy się zajmować? Lekcjami? Czy może zdecydujemy się raczej na zajęcia fizyczne?
I co to tak konkretnie było? Randka? Schadzka?
Moje rozmyślania zostały przerwane przez skrzypienie portretu. Scorpius wkroczył do środka.
– Cześć. – Uśmiechnął się do mnie zaczepnie. Z dołeczkiem. – Nie chciałem, żebyś musiała czekać, więc nie miałem okazji się przebrać.
Miał na sobie strój do quidditcha. Zostawił gdzieś pelerynę, ale jego klatkę piersiową nadal opinała cienka bluza w barwach Slytherinu, na nogach miał ciemne spodnie do ćwiczeń. Do tego wiązane buty za kostkę oraz ochraniacze na kolanach i przedramionach.
Wstałam szybko, nagle bardzo ożywiona.
– Nie ma problemu – wymamrotałam, błądząc wzrokiem.
Powinnam go wcześniej ostrzec, że kiedy miałam przed sobą faceta w ciuchach do quidditcha, działo się ze mną coś dziwnego. Musiało to być jakoś uwarunkowane genetycznie – prawie cała moja rodzina miała obsesje na punkcie tego sportu. Najwyraźniej mnie trafiła się również obsesja na punkcję graczy.
Zazwyczaj nie pozwalałam sobie zbyt często patrzeć na Malfoya po meczach. Szybko nadrabiałam stracony czas.
Jego włosy nadal były zmierzwione od wiatru, policzki zarumienione. Na dłoniach miał skórzane rękawice, które właśnie ściągał.
Raz przez przypadek podejrzałam, jak zdejmował je zębami. Dobrze, że teraz tego nie robił, bo mogłabym zachować się impulsywnie.
– Po prostu się tego pozbędę i… – zaczął, rozwiązywać ochraniacz na przedramieniu.
– Nie! – wypaliłam, zanim zdążył skończyć zdanie.
Zamarł, spoglądając na mnie pytająco.
– Chciałem tylko…
– Poczekaj – powiedziałam cicho, zbliżając się do niego. – Daj mi chwilkę. Chcę się napatrzeć.
Uśmiechnął się szeroko, po czym rozłożył ramiona. Powoli obrócił się wokół własnej osi, a ja mimowolnie spojrzałam w dół, kiedy stał tyłem do mnie. Oczywiście mnie przyłapał.
– Czy to już ten moment, w którym zwierzamy się ze swoich fetyszy? – sarknął, unosząc brew.
– To nie jest żaden fetysz! – prychnęłam. – Po prostu… lubię quidditcha.
– Oczywiście. – Przewrócił oczami.
Uznałam, że zdecydowanie za dużo gada. Wspięłam się na palce i zamknęłam mu usta pocałunkiem, jednocześnie popychając go w kierunku ściany, aż jego plecy się z nią zderzyły.
Zaskoczony, wciągnął szybko powietrze, zanim jego dłonie wylądowały na mojej talii i we włosach. Zamruczał z zadowoleniem w moje usta, a ja czułam, że uśmiecha się lekko. Zarzuciłam mu ręce na szyję, przyciągając go bliżej. Scorpius złapał moje udo i podciągnął je wyżej. Jęknęłam cichutko, napierając na niego.
Rose, przestań.
Nie mam ochoty. Zabini mówił, że mam korzystać z życia.
Nie ma takiej opcji, aby Gregor Zabini został twoim mentorem życiowym.
Dlaczego?!
Wsunęłam dłonie pod jego bluzę, a Malfoy warknął z aprobatą, przygryzając moje usta. A potem nagle puścił moją nogę i odsunął mnie od siebie stanowczo.
– Co? – sapnęłam, zmartwiona. – Coś nie tak?
Może znowu zabolało go to miejsce, w które uderzyłam zaklęciem. A może znowu zrobiłam mu jakąś krzywdę, bo najwyraźniej ciągle znajdywałam na to nowe sposoby.
– Nie – szepnął, oddychając szybko. – Po prostu… trochę przeceniasz moja samokontrolę Rose.
Wyszczerzyłam zęby. Ugryzłam się w język, zanim zdążyłam zaproponować coś niestosownego.
– I mówisz, że to ja jestem pruderyjna – prychnęłam, odchodząc od niego, po czym padłam na kanapę.
– Zawsze wiem, kiedy książka, którą akurat czytasz, zawiera jakieś sceny erotyczne, bo czerwienisz się przy tym, jak zakonnica. Ale nie, wcale nie jesteś pruderyjna – zakpił.
Usiadł obok mnie i schylił się, aby podnieść książkę z podłogi. Musiała spaść mi z kolan, kiedy zerwałam się jak wariatka, gdy tylko się pojawił.
Chyba już zrobił mi wodę z mózgu.
– Romansik? – zgadł, przyglądając się okładce. Skinęłam głową. – Z biblioteki?
Przełknęłam ślinę, udając, że zastanawiam się nad odpowiedzią. Co nie miało żadnego sensu.
– Dostałam ją od Travisa – przyznałam w końcu.
Scorpius odrzucił książkę na stół, jakby go poparzyła.
– Och – mruknął, nie patrząc mi w oczy. – Prezent?
– Przyniósł mi ją, kiedy siedziałam w areszcie.
Westchnął i potarł dłońmi skronie. Łokcie opierał na kolanach.
– Nie wspomniałam ci, że mnie pocałował, bo naprawdę wyleciało mi to z głowy – powiedziałam szczerze. – Od tego czasu ani razu o tym nie pomyślałam.
– Co nie zmienia faktu, że bardzo, bardzo chciałbym mu coś połamać – mruknął. – Nie masz pojęcia, ile razy musiałem się powstrzymywać w zeszłym roku. Co ty w nim widziałaś, Łasiczko?
Uśmiechnęłam się lekko i przysunęłam się do niego na kanapie.
– Nie wiedziałam wtedy, że mam inne opcje. – wyjaśniłam. – Mogłeś, no nie wiem. Dać mi jakoś znać, wiesz? Może wrzucanie mi na eliksirach martwych jaszczurek za koszulkę jednak nie było najlepszą formą zalotów.
Zaśmiał się cicho, a dźwięk ten wywołał łaskotki wzdłuż mojego kręgosłupa. 
– Jak niby miałem dać ci znać? Uważałaś mnie za dupka. – Palec Scorpiusa zaczął rysować wzorki na moim kolanie.
– Nadal uważam cię za dupka – uściśliłam. – To wcale nie jest taka wielka przeszkoda, jakby się nad tym zastanowić.
– Nie jestem dupkiem! – żachnął się.
– Scorpius, jesteś przytomny od czterech dni i z wiarygodnych źródeł wiem, że już udało ci się doprowadzić do płaczu dwóch pierwczoroczniaków.
– Musisz przestać rozmawiać z Gregorem – mruknął. Rozbawienie zamigotało w srebrnych oczach, zanim spuścił wzrok.
–Jestem pewna, że po próbach teatru, Lorcan również płacze – dodałam po namyśle, a Scorpius uśmiechnął się tak, jakbym postawiła przez nim miskę cukierków. – Właściwie, to pewnie wszyscy czasem po nich płaczemy. Jesteś naprawdę straszny.
Spojrzał na mnie nerwowo, a uśmiech spłynął mu z twarzy. Jego oczy z niepokojem krążyły po mojej, jakby obawiał się, że wybuchnę płaczem tu i teraz.
– Żartowałam – powiedziałam szybko. – Chociaż płakałam przez ciebie, kiedy w drugiej klasie śmiałeś się z mojego aparatu na zęby.
Miał bardzo zaskoczoną miną.
– Pokazałaś się we wrześniu z metalem w ustach! – wykrzyknął defensywnie. – Jak mógłbym z tego nie zażartować? W życiu niczego takiego nie widziałem, u nas załatwia się takie rzeczy magią!
– Moi dziadkowie wspomnieli, że potrzebuję korekty, a mama chyba nie chciała im zrobić przykrości. – Wzruszyłam ramionami. – Ale dzięki twoim żartom, mogłam opowiedzieć rodzicom, jak strasznie dokucza mi ten okropny chłopak Malfoyów i się nade mną zlitowali.
– Już po świętach wróciłaś bez aparatu – wymamrotał cicho. – Był całkiem uroczy.
– Jakbyś powiedział mi to, to może nawet nie rzuciłabym w ciebie tą nieszczęsną miską ziemniaków.
Westchnął ciężko, unosząc dłoń i nawinął sobie na palec jeden z moich loków.
– Przepraszam, że śmiałem się z twojego aparatu – powiedział oficjalnym tonem.
– W porządku.
– I z twoich włosów.
– Okej…
– I twoich piegów.
– No cóż…
– Jestem pewien, że zdarzyło mi się też rzucić coś o twoich rajstopach.
– Tak, ale…
– I ciągle rzucałem nader błyskotliwe uwagi o Gryfońskiej głupocie.
– Scorpius, kopiesz pod sobą dół…
– Ale to wszystko dlatego – powiedział z naciskiem – że zawsze bałem się, iż jeśli nie rzucę jakimś żartem, to wypaplam ci, jaka jesteś piękna.
Zamruczałam z aprobatą, przysuwając się do niego, podczas gdy rumieniec rozlewał się po mojej szyi.
– Na Merlina, Malfoy, jakie to było tandetne – powiedziałam cicho. – Długo to sobie układałeś?
– Improwizowałem. – Uśmiechnął się  z zadowoleniem.
– Mów dalej – wymamrotałam, pochylając się do jego szyi, muskając ją lekko ustami. – Jaka jeszcze jestem?
Jego dłoń sunęła w górę mojego uda. Oddychał nieco szybciej niż zawsze.
– Ktoś tu chciwie łowi komplementy – szepnął.
Wgramoliłam się na jego kolana, aż usiadłam na nich okrakiem. Skubnęłam zębami jego ucho, a Scorpius wydał z siebie tęskny dźwięk.
– Czekaj – sapnął, łapiąc mnie za ramiona i odsuwając od siebie. – Nie skończyliśmy rozmawiać.
Odchyliłam się na jego kolanach i posłałam mu przekorny uśmiech.
– Okej. Rozmawiajmy.
– Tak. Em – zaczął nieskładnie. Złapałam go za brodę i uniosłam mu głowę wyżej, tak, żeby przestał gapić się w mój dekolt. Jego policzki pokryły się jasnym odcieniem różu. – Czy Travis próbuje do ciebie wrócić? – zapytał w końcu.
Dłonie Scorpiusa nadal spoczywały na moich biodrach, a moje nie przestawały chciwie głaskać jego ramion.
Może jednak powinien zdjąć te ochraniacze. Nie mogłam skupić się na rozmowie.
– Chyba tak. – Wzruszyłam ramionami. – Nie ma co się dziwić. Jestem czarująca.
Blondyn przewrócił oczami.
– Ale ty… nie chcesz go z powrotem, tak? – upewnił się.
– Scorpius, czy tobie już kompletnie odbiło?
Bo mi chyba tak, miałam ochotę dodać. Jakby coś się we mnie odblokowało. Na okrągło myślę o tobie. Same brudne myśli. Nie mam pojęcia, co się dzieje.
– Czyli mogę go zabić? – zapytał pogodnie.
– Nie będzie żadnego zabijania – westchnęłam. – Przestanę na niego zwracać uwagę i w końcu się odczepi, zobaczysz.
Malfoy wydął usta, niezadowolony. Przyglądałam się jego twarzy i zastanawiałam się, czy to w ten sposób bogate dzieciaki dostawały to, czego chciały.
Wyglądał, jakby jego rysy zostały wykute w marmurze, ręką jakiegoś renesansowego mistrza. Grzywka opadająca beztrosko na szerokie czoło przywodziła na myśl nonszalancję. Ciekawe ile czasu spędzał rano przed lustrem, żeby doprowadzić włosy do tak idealnego stanu.
– Nie wydaje ci się to trochę podejrzane, że teraz nagle zaczął się wokół ciebie kręcić? Po miesiącach milczenia?
Zmarszczyłam brwi w zamyśleniu.
– Myślisz, że Travis jest dość inteligentny, żeby być naszym Złodupcem? – spytałam niepewnie.
– Kim? – Zamrugał zdziwiony.
– Och, tak z Zabinim nazwaliśmy porywacza – wyjaśniłam ochoczo. – Powinien mieć jakiś przydomek, skoro nie znamy jego tożsamości.
– Złodupiec – powtórzył Malfoy, testując brzmienie nowego słowa na języku. – Ładne. Bardzo wyrafinowane.
– A, właśnie – ożywiłam się. – Zabini mówił ci, czego dowiedzieli się podczas twojej śpiączki i mojego aresztu? Ja nadrabiałam zaległości, zanim mnie zaatakowano.
– Nie, jeszcze nie miał okazji mi opowiedzieć.
Uniosłam się lekko i przechyliłam się przez oparcie kanapy, aby sięgnąć do torby szkolnej. Scorpius wykorzystał tę okazję, aby ciasno opleść mnie ramionami w talii i zanurzyć twarz w zagłębieniu mojej szyi. 
– Co robisz? – wymruczał, zostawiając leniwe pocałunki wzdłuż mojego obojczyka.
Opadłam z powrotem na jego kolana i ze śmiechem go odgoniłam.
– Czytaj – rozkazałam, przyciskając mu gazetę do klatki piersiowej.
Z niecierpliwym westchnieniem zdjął dłonie z mojej talii i złapał czasopismo. Postukałam paznokciem we właściwy artykuł.
Nastąpiła chwila ciszy, podczas której obserwowałam srebrne oczy Scorpiusa, śmigające po tekście.
– Na Salazara – wymamrotał w końcu. – Tylko Złodupiec może oddać magię ofiarom?
Skinęłam smutno głową.
– Cholera – warknął pod nosem. – Czyli nie mogę zabić Travisa.
– Scorpius! – oburzyłam się. – To tylko jakaś bzdurna teoria, którą wymyśliłeś na poczekaniu!
– Ale to nie znaczy, że nie mógłbym jej udowodnić.
– Ciekawe jak, skoro nie masz dowodów innych niż „nie lubię go”.
– A to nie wystarczy? – zdziwił się, unosząc niewinnie brwi. Pacnęłam go w ramię. – Właściwie to, skąd wiemy, co by się stało, gdybym go zabił? – mruknął, znów zerkając na artykuł. Mrużył lekko oczy, a mi przypomniało się, że nosił okulary do czytania. – Tu jest napisane, że tylko on może otworzyć swój Furantur i wypuścić z niego magie, zwrócić ją właścicielom. Ale może gdyby on był martwy, to magia sama by się stamtąd ulotniła?
– Nie sądzę. – Potrząsnęłam głową. – Myślę, że jeśli Złodupiec by zginął, to magia po prostu zostałaby tam na zawsze. Bo nie jest gromadzona w człowieku, tylko w tym przedmiocie właśnie. Furantur może nawet nie widzieć, że jego twórca, czy tam właściciel, jest martwy.
Mruknął, niepocieszony.
– Pokazywałaś to Jamesowi? – zapytał. Kiedy skinęłam głowa, dodał: – Wiedzieli o tym już wcześniej?
– Tak, ponoć mają w ministerstwie kilku znawców tematu. – Wzruszyłam ramionami. – Spodziewałam się tego, ale James i tak się ucieszył, że przyszłam z tym do niego, zamiast bawić się w samodzielne śledztwo.
– A skoro już jesteśmy przy Jamesie – powiedział nagle. – Czy tylko mi nikt nie opowiedział, jak to w ogóle się stało? Z nim i Alice? Bo nawet Gregor chyba wszystko już wie…
Mój wzrok zaczął błądzić po opiętej, zielonej bluzie. Ułożyłam dłonie na jego ramionach i pozwoliłam im badać teren. Może i byłam nieco rozkojarzona.
– Byłeś w śpiączce – przypomniałam mu. – Wszystkie wyjaśnienia padły podczas tych trzech tygodni.
– No tak. – Szorstkie palce sunęły w górę moich ud. – Możesz mnie wtajemniczyć?
Zacisnęłam dłonie na jego bicepsach, testując ich twardość. Jakieś stworzenie, najwyraźniej zamieszkujące moje ciało, zamruczało cicho.
– Spotkali się w bibliotece, Alice stwierdziła, że czuje się tej nocy przebojowo. Szybka akcja na biurku. Ciąża – wyjaśniłam skrótowo. Bardzo skrótowo.
Scorpius przyglądał się z zainteresowaniem moim poczynaniom. Złapałam dolną część jego bluzy i podsunęłam ją do góry, a następnie pozwoliłam moi oczom i dłoniom cieszyć się tym obrazem.
– I jak odnajduje się w roli ojca? – zagadnął zduszonym głosem, najwyraźniej uparcie trzymając się swojego postanowienia o podtrzymywaniu rozmowy. – Jasne, potrafił być trochę nieodpowiedzialny, ale teraz kiedy jest dorosły i…
– Scorpius, możesz się zamknąć – poinformowałam go, odwiązując rzemyki ochraniaczy na przedramionach. Zrzuciłam je na podłogę i wróciłam do brzucha. – Naprawdę cię nie słucham.
Zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie stanowczo, wplatając dłoń w moje włosy.
Niewiele myśląc, pociągnęłam jego bluzę wyżej i zaskakująco sprawnym ruchem zdjęłam mu ją przez głowę. Głupie, jasne włosy zmierzwiły się jeszcze bardziej. Scorpius przyglądał mi się z lekkim zaskoczeniem. Pocałowałam go głównie po to, żeby zdjąć mu z twarzy ten zadowolony uśmieszek.
Błądziłam dłońmi po jego klatce piersiowej i ramionach. Skórę miał gładką i gorącą. Czułam poruszające się pod nią mięśnie.
Zaczynałam żałować, że ostatnio go odepchnęłam. Scorpius wyraźnie usiłował trzymać się na krótkiej smyczy, w obawie, że znów zareaguję gwałtownie. Może miał rację, przez te wszystkie lata. Może naprawdę byłam niezrównoważona. 
Zsunęłam usta na jego szyję, skubnęłam ucho. Scopius wymamrotał coś nieskładnie pod nosem, zaciskając dłonie na moich biodrach. Poruszyłam nimi instynktownie, świadoma tego, co aktualnie działo się w jego spodniach. Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Cholera, Rose, będę nosił dla ciebie mój strój do quidditcha codziennie, przysięgam – szepnął, odchylając głowę.
Zamknęłam mu usta pocałunkiem, bo gadał głupoty.
Co właściwie mnie powstrzymywało? Byłam pełnoletnia. Byłam nowoczesną kobietą. Tak jakby. Wyzwoloną. Wolno mi było uprawiać przygodny seks, zgadza się? Skoro rozważałam niegdyś uprawianie seksu z Travisem, to z pewnością nawet lepszym pomysłem byłoby zrobienie tego teraz, ze Scorpiusem Malfoyem, prawda? To nie była taka znowu wielka sprawa ani wiążący kontrakt. Był miłym chłopcem. Mama z pewnością przyznałaby mi rację, gdybym tylko pominęła nazwisko.
Nauczyciel od edukacji seksualnej, z którym mieliśmy semestr zajęć na trzecim roku? Na bank oznajmiłby, że teren czysty. Ginekolog? Totalnie dałby mi zielone światło. Poważnie, chyba nawet sam papież, gdybym tylko wyjaśniła sytuację, gdybym wytłumaczyła, że Scorpius nosi wszystkie fizyczne znamiona istoty niebiańskiej… A poza tym, gdybym mu odmówiła, to odrzucałabym kogoś, kto całkiem niedawno był w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a to chyba nie po chrześcijańsku, zgadza się? A wtedy papież ułożyłby mi dłoń na głowie i powiedział: tak, moje dziecko, idź i kopuluj w pokoju. Amen.
Scorpius nie opierał się plecami o kanapę, zamiast tego wychylając się bardziej do przodu i całując moją szyję, mój dekolt. Jedna z jego dłoni ściskała rytmicznie mój pośladek, podczas gdy druga odchylała kołnierz białej koszuli. Przygryzł skórę nad obojczykiem, a ja wydałam z siebie bardzo żenujący dźwięk.
Zamiast się tym przejąć, wplotłam palce w miękkie blond włosy i przyciągnęłam go jeszcze bliżej. Zaborczy pomruk wydostał się z jego gardła, kiedy wbiłam mu paznokcie w łopatkę.
Ktoś załomotał w drzwi.
Rozczochrana głowa Scorpiusa poderwała się z zaskoczeniem. Zamrugał kilka razy, aż jego zamglony wzrok na powrót się wyostrzył.
– Spodziewasz się kogoś? – wydyszał.
– Nie – odparłam. Brzmiałam, jakbym przebiegła maraton.
Zeskoczyłam z jego kolan, zapięłam górne guziki koszuli i wygładziłam spódnicę. Scorpius w pośpiechu ubierał bluzę. Podbiegłam do wyjścia i szybko pchnęłam portret.
Znalazłam za nim bladą Roxanne.
– Nie ma Gregora.

*

Były dwa rozdziały pełne sielanki i szalejących hormonów, więc potrzebujemy trochę dramy dla równowagi!
Rozdzialik jednym z najdłuższych, mam nadzieję, że mimo to, dobrze się wam czytało i że rozdział wam się podobał :D
Ostatnio trochę bawiłam się Pinterestem i stworzyłam tablicę dla”Ciekawości...”! Jestem tam pod nazwą użytkownika LithineRachel, więc jeśli macie pinteresta to zapraszam serdecznie. Są tam głównie jakieś wizualne skojarzenia (możecie odnieść wrażenie, że mam obsesję na punkcie włosów i będziecie mieli rację), moodboardy, cytaty i ogólna estetyka. Może nawet sugestie na temat przyszłej fabuły. Raczej nie zwracajcie uwagi na twarze, chyba że akurat pasują do tego, co sobie wyobrażaliście. Jest główna sekcja MOOD i sekcje poszczególnych bohaterów, bo trochę poleciałam po bandzie :D Z czasem na pewno będę je aktualizować, więc zapraszam.
Czekam na wasze opinie na temat rozdziału!

11 komentarzy:

  1. Przeczytałam rozdział obowiązkowo zaraz po dodaniu, ale nie miałam wtedy wneny żeby skomentować, ale teraz już jestem! Rozdział super, naprawdę wgl nie czułam żeby był jakiś długi, tak go szybko i gładko pochłonęłam XD noo niemała drama się szykuje... Szkoda mi Georga.. Mam nadzieję że nic poważnego mu się nie stanie... Ale ehh, no zobaczymy :/ cieszę się z tego jak jest między Rose a Scorpiusem i jestem ciekawa jakie zawiłości im szykujesz, bo raczej tak kolorowo cały czas nie może być :P Alice cudownie sprawdza się w roli matki, Frnak jest z pewnością przeslodki, a Scorpius z Frankiem na rękach to już wgl *_* Travis jak to Travis nie popisał się, żałosny typ, też bym go najlepiej wypchnela przez okno XD
    Liczę że wene masz, już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
    A tak btw ile rozdziałów tego opowiadania przewidujesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę sie bardzo, że rozdział ci się podobał i postanowiłaś jednak dodać komentarz! No Gregusia jak ma nie być szkoda <3
      No owszem, kolorowo caly czas nie będzie, nie ma to tamto :D Ale biorąc pod uwagę zamieszanie wokół nic, chwilowo dam im sie sobą nacieszyć.
      Rozdzial niedlugo!
      Jak wszystko pójdzie zgodnie z planem, to jeszcze 10 przed nami. Ale pewnie się to rozrośnie
      Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam! ;*

      Usuń
  2. Witam,
    Rozdział supcio, ale nasz biedny Gregoriański...
    Weny życzę i czekam na następny
    Mirinda

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze nie wolno przerywać w takim momencie! A po drugie to nie lubię już Lorcana!

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja tak polubiłam Gregora, kurde czemu on? Jak nie Scorpius to mój drugi ulubiony bohater :(

    OdpowiedzUsuń