sobota, 28 września 2019

[24]"Jak miód. Fuj."


Rose

Nie wiem, dlaczego przez ostatnich kilka dni zachowywaliśmy się, jakby już było po wszystkim. Jakby zagrożenie zostało zażegnane tylko dlatego, że wyszłam z więzienia. Ale to był błąd.
Powinniśmy się wszyscy nawzajem pilnować. Nie spuszczać Ślizgonów z oczu. Dlaczego nikt nie czuwał nad Gregorem?
Ja, Scorpius i Roxanne natychmiast pobiegliśmy w stronę klasy, w której rezydowali aurorzy podczas śledztwa. Roxie zapewniła nas, że już wiedzą o zniknięciu, ale mimo wszystko woleliśmy być tam, gdzie będą napływać informacje. Albo chociaż w pobliżu tego miejsca, bo prawdopodobnie nie wpuściliby nas do środka.
W połowie drogi wpadliśmy na zdyszanego Jamesa.
– Tu jesteście – wysapał. – Chodźcie ze mną.
– Zabini… – zaczęłam.
– Wiemy. – Jamie uciszył mnie ruchem dłoni. – Chodźcie.
Bez słowa ruszyliśmy za nim. Ku mojemu zdziwieniu, zaprowadził nas właśnie do kwatery aurorów. W środku zastaliśmy wujka Harry’ego, Albusa oraz aurora Carneige’a. 
– Mam ich – oznajmił Jamie.
– Ja mam Ala – odparł starszy Potter, klepiąc syna po ramieniu.
– Co się dzieje? – zapytał Scorpius. – Czemu tu jesteśmy?
– Zostaniecie tu do momentu, gdy pan Zabini zostanie odnaleziony – oznajmił auror Carneige, mimo że nikt nie pytał go o zdanie.
Musiałam się jakoś wyzbyć tej niechęci do niego. W końcu tylko mnie aresztował, nie skazał na śmierć.
– Dlaczego? – sapnął Albus, patrząc z wyrzutem na ojca.
– Ze względu na to, co wydarzyło się ostatnim razem, kiedy porwano ucznia – wyjaśnił cierpliwie Harry, przenosząc wzrok na Malfoya. – Scorpius, kiedy zostałeś uprowadzony, Rose i Gregor bezmyślnie popędzili ci na ratunek. Obawiamy się, że będziesz próbował odwdzięczyć mu się tym samym.
– Ja… – zaczął Malfoy, ale przerwał mu Carneige.
– Sądzimy również, że panna Weasley ponowie udałaby się do lasu, wierząc, że skoro udało się poprzednim razem, to teraz może się to powtórzyć – powiedział, wbijając we mnie czujne spojrzenie.
Wiedziałam, że kłamie. Nadal myślał, że jestem Złodupcem i chciał się upewnić, że nie przebywam z Gregorem, oraz że nie będę próbowała wyjść, aby odebrać mu magie i go uwolnić.
Może nie przebywałam już w areszcie, ale nadal chciał mnie obserwować.
– Otóż to – oznajmił Jamie. – Bezpieczeństwo uczniów jest najważniejsze, więc postanowiliśmy was szybko zgarnąć i mieć na was oko.
–To czemu ja i Albus tu jesteśmy? – zdziwiła się Roxanne.a.
– Obawiamy się, że panna Weasley ma na was zły wpływ – wyjaśnił Carneige.
Przewróciłam oczami. Wcześniej nie przeszło mi przez myśl, żeby iść na poszukiwania Gregora, ale teraz, kiedy już o tym wspomnieli, aż trzęsłam się z obezwładniającej potrzeby działania.
– Do jakiego domu pan należał w Hogwarcie? – zapytałam sucho.
Mężczyzna zamrugał zaskoczony.
– Ravenclaw.
– To wiele wyjaśnia – burknęłam, kiwając głową.
– Nie możecie nas tu trzymać – odezwał się w końcu Scorpius. – Musicie iść szukać Gregora.
– Ja i auror Carneige pójdziemy go szukać – wyjaśnił Jamie. – Tata zostanie tutaj i będzie was pilnował. Travis i auror Kane będą monitorować sprawy w Hogwarcie.
– Cudownie – warknął Malfoy.
Nie mogliśmy zrobić niczego więcej. Pozostawało być wdzięczną, że to nie Travis będzie nas pilnował.
Roxanne poruszyła się niespokojnie, kiedy James i Carneige zaczęli zbierać sprzęt. Obaj mieli na sobie czarne mundury z ciężkimi butami, dziwną kamizelką i spodniami o wielu kieszeniach. 
– Ile czasu tu będziemy? – pisnęła.– Kiedy go znajdziecie?
Wiedziałam, że niepokoi się o Zabiniego, ale nie chodziło tylko o to. Nie wiem czy ona i Timothy kiedykolwiek byli rozdzieleni na dłużej niż jeden dzień. Od lat działali w tandemie, a teraz on nie będzie wiedział, gdzie się podziała. 
Poprzednią ofiarą był Crabbe i nie było go zaledwie dobę. Może tym razem Złodupiec również uwinie się szybko. A może James i Carneige znajdą Ślizgona, zanim stanie mu się krzywda.
Wiedziałam, że nie było to zbyt prawdopodobnie. Najpewniej już przebywał w norze Złodupca. Nie było szans, żeby zachował się tak, jak to zrobił w przypadku Scorpiusa. No chyba że znowu będzie próbował mnie wrobić.
– Tego nie możemy stwierdzić, Roxie – powiedział łagodnie Harry.
Zerknęłam mu przez ramię, sprawdzając, co takiego rozkładał na biurku. Była to duża i szczegółowa mapa Zakazanego Lasu. Zmarszczyłam brwi.
Podał Jamesowi i Carneigowi dwa małe lusterka.
– Jeśli napotkacie jakąkolwiek trudność, natychmiast się ze mną skontaktujcie – polecił. – Jeśli będziecie potrzebować jakichkolwiek dodatkowych informacji, również się odezwijcie.
Czyli Harry miał nie tylko nadzorować nas, ale również misję ratunkową.
Jego spojrzenie drgnęło, kiedy padło na Jamesa.
– Bądźcie ostrożni – dodał cicho.
Carneige i James wyszli. Rozpoczęła się tortura.
Scorpius chwycił krzesło, które stało pod tablicą i postawił je obok mnie. Opadłam na nie z niechęcią. Roxanne usiadła na podłodze i oparła się o moje kolana, a Malfoy przytargał sobie drugie krzesło. Albus wybrał podłogę po przeciwnej stronie klasy, a wujek Harry pozostał za biurkiem.
Cieszyłam się, że jestem ustawiona tyłem do zegara. Obserwowanie poruszających się powoli wskazówek byłoby dodatkową i całkowicie zbędną męczarnią. Nadal jednak słyszałam jego tykanie.
Godziny mijały nam w milczeniu. Co jakiś czas ktoś pukał do drzwi, na co wujek Harry wystawiał głowę na korytarz, prowadził krótką rozmowę przyciszonym głosem i wracał do klasy, w żaden sposób nie komentując zajścia.
Czekaliśmy.
W okolicach godziny dwudziestej trzeciej (tak, czasem wykręcałam szyję i spoglądałam na ten przeklęty zegar) Roxanne odchyliła głowę i zapadła w drzemkę z otwartymi ustami. Kiedy z rogu sali usłyszałam ciche pochrapywanie, zorientowałam się, że Albus robi to samo.
Ilekroć któreś z nas chciało wyjść za potrzebą, Harry wzywał aurora Kane’a, który prowadził nas do najbliższej toalety.
O pierwszej w nocy jedno z trzech dwukierunkowych lusterek rozłożonych na biurku zawibrowało, a moje kuzynostwo poderwało rozespane głowy.
– Tak? – odezwał się natychmiast wujek.
Musiał rzucić jakieś zaklęcie, bo nie słyszeliśmy odpowiedzi z drugiej strony.
– Gdzie dokładnie? – Podszedł do mapy. – Nie, na zachód. – Chwila ciszy. – Nie, James, tam będą centaury. – Znowu cisza. – Czemu nie, możecie spróbować. Fantastycznie, powodzenia. – Tym razem wypowiedź Jamesa musiała być nieco dłuższa. – Nie mam pojęcia, nie pojawiła się.
Skinął głową i odłożył przedmiot.
Po namyślę stwierdziłam, że praca aurora jest koszmarnie nudna. Była to jedna z moich opcji, ale po czymś takim postanowiłam jednak nastawić się na uzdrawianie.
O godzinie trzeciej, głowa Scorpiusa opadła na moje ramię. Reszta nocy upłynęła mi na wsłuchiwaniu się w jego spokojny oddech. Blond włosy łaskotały mnie w policzek. Chyba używał jakiegoś cytrusowego szamponu.
O siódmej rano do klasy wpadł Huragan Alice.
– Gdzie on jest?! – wrzasnęła. Franka jak zwykle trzymała w chuście, dzięki czemu mogła bez skrępowania wymachiwać wściekle rękami. – Gdzie jest Potter?!
– Alice, ogłuszysz mi wnuka – zauważył Harry.
Zerknęła z niepokojem na niemowlę.
– Tak, racja – przyznała spokojniej. Wyciągnęła Franka z zawiniątka. – Rose, potrzymaj go.
Niepewnie przejęłam ładunek, a moja przyjaciółka odsunęła się na kilka kroków.
– Gdzie jest Potter?! – powtórzyła groźnie. Miałam wrażenie, że przy jej włosach widać maleńkie błyskawice.
– Tutaj jestem – rzucił nieśmiało Albus, na co Longbottom przewróciła oczami.
– Nie ty.
– Zakładam, że nie chodzi też o mnie? – odezwał się wujek.
Alice przeniosła na niego spojrzenie, z którego wylewała się furia.
Pewnie, Alice. Nie ma to jak mordować wzrokiem kogoś, kto dosłownie umarł za nasz świat.
– Gdzie on jest? – warknęła.
– W Zakazanym Lesie – zaoferował wyjaśnienie Scorpius. – Szuka Gregora.
Alice nie wyglądała na zaskoczoną, więc informacja o porwaniu musiała już rozejść się po szkole. Poza tym z pewnością zauważyła, że ja i Roxanne nie wróciłyśmy na noc do dormitorium.
– Sam?!
– Towarzyszy mu auror Carneige – uspokoił ją Harry. – Poza tym, został przeszkolony. Nic mu nie będzie.
– Przeszkolony?! – pisnęła. – Mówimy o człowieku, który jeszcze rok temu nie znał się na zegarku i nie zdawał sobie sprawy, że z tym faktem jest coś nie tak! Masz iść do lasu i natychmiast go stamtąd wyciągnąć!
Wujek odchrząknął z zakłopotaniem i przestąpił z nogi na nogę.
– Alice, James tylko wykonuje swoją pracę…
– Jego pracą jest bycie ojcem twojego wnuka! – wrzasnęła, z powrotem przejmując ode mnie Franka, jakby ten argument był za słaby, jeśli nie trzymało się go defensywnie w ramionach. – Skoro tak nalegał, żebyśmy bawili się w dom, to jak śmie teraz pakować się w niebezpieczeństwo?!
Kątem oka zauważyłam, że Scorpius cofnął się o krok. Ja i pozostali byliśmy nieco bardziej przyzwyczajeni do przebywania w pobliżu szalejącego ognia.
Wybraniec również nie radził sobie najlepiej.
– Alice, rozumiem twoją frustrację – spróbował łagodnie. – Oczywiście, że bezpieczeństwo Jamesa jest ważne. Jednak musisz zrozumieć, że uczeń został uprowadzony…
– Jeśli coś mu się stanie… – zaczęła, dławiąc się powietrzem. – Jeśli coś mu się stanie i mój syn… Jeśli James nie wróci i ja… ja będę…
– Wróci – uspokoił ja Albus. – Alice, szanse na to, że natkną się na porywacza są bliskie zeru. Prawdopodobnie znajdą Gregora dopiero po fakcie.
– Wyciągnij go z lasu – warknęła znów do Harry’ego. – Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz, masz wyciągnąć go z lasu i przyprowadzić go tutaj.
– Alice – odezwałam się. Powinnam wtrącić się już wcześniej. – Posłuchaj, musisz się teraz uspokoić…
– Nic nie muszę! – wrzasnęła. Frankie zaczął płakać, a ona zakołysała go bezradnie w ramionach. – To ludzie muszą przestać mi wmawiać, że powinnam robić coś tak, jak oni to dla mnie zaplanowali! Nie muszę się uspokoić, tak samo jak nie musiałam rezygnować ze szkoły, nie musiałam zostawiać Franka z moją mamą, nie musiałam godzić się na wygodne małżeństwo i…
Zaniosła się szlochem, a jej kolana zadygotały. Niezdarnie poprowadziłam ją do mojego krzesła.
– To już będzie za dużo – powiedziała nieco ciszej. – Miałam poradzić sobie ze wszystkim, ale… ale nie mogę być samotną matką. Nie mogę być sama. – Głos załamał jej się przy ostatnim słowie. A potem, zanim którekolwiek z nas zdążyło choćby spróbować jakoś ją pocieszyć, Alice natychmiast się otrząsnęła i spytała spokojnie: – Czyli nie zamierzasz wyciągnąć go z lasu?
Harry zamrugał kilkukrotnie, zaskoczony nagą zmianą nastroju.
– Nie, Alice. Zamierzam pozwolić, aby dokończył misję – odparł w końcu.
Skinęła głową, jakby tym razem spodziewała się takiej odpowiedzi. 
– W porządku. W takim razie zaczekam z wami. – Machnęła różdżką, a obok niej pojawiło się łóżeczko Franka.
Jak gdyby nigdy nic, zaczęła kołysać płaczące dziecko w ramionach.
– A lekcje? – spytał Scorpius, unosząc brew.
– To tylko jeden dzień. – Wzruszyła ramionami. – A tak z innej beczki, gdzie są rodzice Gregora? Nie powinni być tutaj z nami?
– Auror Kane ich powiadomił – wyjaśnił Harry. – Teraz, jeśli wszystko przebiegło tak, jak powinno, są w gabinecie pani dyrektor. Ona się nimi zajmuje.
Czekaliśmy dalej.
Prawie cały dzień w milczeniu.
Trzy razy skrzaty domowe przyniosły nam żarcie. Nikt nie zjadł za wiele.
Wujek Harry odbierał i wysyłał sowy, a co kilka godzin ktoś pukał do drzwi sali. Wtedy Harry znów wystawiał głowę na zewnątrz, prowadził krótką rozmowę, z której nie słyszeliśmy ani słowa, a następnie wracał do klasy i nie komentował zajścia. 
Frank leżał w kołysce. Kiedy przychodziła pora karmienia, Alice chowała się za wyczarowaną przez siebie kotarą i robiła co trzeba. 
Zastanawiałam się dlaczego ludzie tak pragną ciszy i spokoju. To było okropne.
Aż w końcu, około północy, tortury dobiegły końca.
James wszedł do klasy jako pierwszy. Miał zadrapania na twarzy i rozczochrane włosy, ale poza tym chyba wszystko było z nim w porządku.
Zaraz za nim próg przekroczył Carneige z dłonią na ramieniu Gregora, ale nikt nie zdążył ich powitać. Alice rzuciła się na Pottera z pięściami.
– Gdzieś ty był?! – wrzasnęła, kiedy złapał ją za nadgarstki, zanim zrobiła mu krzywdę.
– Alice… – zaczął zaskoczony Potter.
Alice wyrwała jedną rękę i go spoliczkowała. Następnie złapała za kamizelkę i go pocałowała.
Dość agresywnie, jakby mnie kto pytał o zdanie.
– Ja mam się świetnie, dzięki, że pytacie – odezwał się Gregor wesoło, jednak w jego głosie pobrzmiewało wyczerpanie.
Otworzyłam usta, żeby go powitać, ale Alice i James naprawdę bardzo wszystkich rozpraszali.
Dziewczyna odepchnęła go od siebie gwałtownie i znowu trzasnęła go w twarz. Dźwięk poniósł się echem po sali. 
– Co ty sobie myślałeś, Potter? – warknęła znów.
James zamrugał szybko, próbując objąć rozumem ten bajzel.
– Ja nie…
Znowu uciszyła go pocałunkiem. Potter zachwiał się, ale zaraz objął ją w talii i przyciągnął bliżej.
Wszyscy odwróciliśmy wzrok z zakłopotaniem.
– No dobrze, wystarczy – wtrącił Carneige z irytacją. Złapał Alice i Jamesa za karki, rozdzielił ich, a następnie, nie zważając na głośne protesty, wypchnął na korytarz.
– Frank… – zdążyła jeszcze rzucić Alice, zanim auror zatrzasnął drzwi przez jej nosem.
Albus podbiegł do łóżeczka, wyciągnął z niego niemowlę, po czym również wyszedł z klasy.
– Dobrze cię widzieć żywego, Greg – rzucił jeszcze po drodze.
Wszyscy nagle przypomnieli sobie o Zabinim. Ja i Roxanne synchronicznie rzuciłyśmy się mu na szyję z dwóch stron.
– Nic ci nie jest? – spytałam, spoglądając na niego z troską.
– Oprócz tego, że zabrano mi magię, to tryskam energią – odparł z uśmiechem. Zmroziło mnie, kiedy momentalnie przypomniałam sobie, co właściwie było celem tych porwań. Odsunęłam się i zmierzyłam go uważnie wzrokiem. Miał przekrwione oczy i ubrudzone ziemią ubranie. Nie trzymał się też na nogach tak pewnie jak zazwyczaj.
– Czyli nie zdążyliście? – zapytałam, przenosząc wzrok na Carneige’a.
– Oczywiście, że nie. – Wzruszył ramionami. – Znaleźliśmy go odurzonego Wywarem Żywej Śmierci. Porywacz porzucił go blisko skraju lasu, tak jak to zrobił z panną Nott. Może kończą mu się pomysły na lokacje.
– Pamiętasz wszystko? – zapytał Scorpius, stając obok mnie.
– Tak, ale nie powiem wam nic nowego. – Zabini wzruszył ramionami. – Nie widziałem twarzy. Nie odezwał się słowem. Odbieranie magii trochę boli. Standard.
Wujek Harry westchnął z rozczarowaniem.
– No dobrze – zaczął. – Zakładam, że najpierw poinformowaliście rodziców Grega?
– Tak, zabraliśmy go do nich i dopiero później tutaj – potwierdził Carneige. – Wybacz, że nie daliśmy ci znać, ale to było straszne zamieszanie.
– W porządku. Gregor, najpierw pójdziesz na kontrolę do pani Pomfrey, a kiedy ona potwierdzi, że wszystko z tobą w porządku, to cię przesłuchamy, dobrze? Jeśli twoi rodzice wyrażą zgodę.
– Wyrażą – odparł Greg. – Chcą zabrać mnie po tym na parę dni do domu, ustalają szczegóły z McGonagall. Nie martwcie się, wrócę na sobotnią próbę. – Mrugnął do mnie porozumiewawczo.
– Gregor, nikt nie wymaga od ciebie, żebyś…
– Jak się czujesz? – wtrąciła Roxanne. – Musi być ci bardzo ciężko.
– Jak już mówiłem, wszystko jest w porządku – powiedział Zabini. – Nie mam magii, ale w zasadzie co z tego? Nadal jestem powalająco przystojny, czarujący i błyskotliwy.
– Rzeczywiście, nic mu nie jest. – Skinęłam głową.
Scorpius przyglądał się przyjacielowi bardzo uważnie. 
– Potter, w lesie spotkaliśmy kilku centaurów – powiedział Carneige.
– Coś wiedziały?
– Oczywiście jak zwykle gadali zagadkami, ale myślę, że dobrze wiedzą kto jest porywaczem. Sądzę, że widzieli jego twarz.
– Nic nam nie powiedzą. – Westchnął Harry. – Jedyne, co może przynieść rozmowa z nimi, to frustracja. Ale w porządku, spróbuję ich przesłuchać.
– Nie można po prostu podać im Veritaserum? – zagadnęłam. – W moim przypadku przyniosło to same dobre rzeczy.
– To nielegalne – wyjaśnił Scorpius. – A jakby ktoś zrobił to siłą lub podstępem to, biorąc pod uwagę sposób bycia centaurów, prawdopodobnie wywołano by wojnę pomiędzy naszymi rasami.
– Ooch! – zawołał z zachwytem Gregor, klaszcząc w dłonie. – Zawsze marzyłem, aby ktoś wypowiedział wojnę z mojego powodu! Byłbym jak Helena Trojańska, tylko ładniejszy!
Przyjrzałam mu się ze zmarszczonymi brwiami. Coś kryło się w zakamarkach jego wesołych oczu.
– Wszystko zrobiliście nie tak – oznajmiłam, patrząc na dwójkę aurorów. – I tak znaleźliście go po fakcie.
– Co konkretnie masz na myśli? – zapytał Harry.
Carneige wbijał we mnie wściekłe spojrzenie.
– Nie powinniście iść go szukać, skoro to kompletnie nic nie dało – warknęłam. – Powinniście skoncentrować swoje siły tutaj i sprawdzić, kogo brakuje.
– Brakowało pana Zabiniego – wtrącił kpiąco Carneige.
– I porywacza! – wrzasnęłam, wyrzucając ręce w powietrze.
– Rose, sama chciałaś natychmiast pędzić do lasu – zauważył Harry. – Dlatego was tutaj zamknęliśmy, pamiętasz? To samo zrobiłaś, kiedy zniknął Scorpius.
– Ale ja jestem dzieciakiem, który nie ma pojęcia co robi! – krzyknęłam. – Wy powinniście być profesjonalistami!
Wujek spojrzał na mnie z urazą, ale moje wyrzuty sumienia zniknęły równie szybko jak się pojawiły, kiedy usłyszałam pogardliwe prychnięcie drugiego aurora.
– Rose, on i tak nie przebywał ze mną cały czas – powiedział Zabini. – Rzucił zaklęcie i ono, tak jakby, robiło swoje. Złodupiec zniknął i pojawił się znowu na sam koniec. Potem wlał mi eliksir do gardła.
– To tym bardziej! – pisnęłam. – Wystarczyłoby sprawdzić, kto w tych godzinach wyszedł z dormitorium!
Harry i Carneige szybko spojrzeli po sobie. Tylko im wydawało się, że są dyskretni.
– O Merlinie – sapnęłam. – Wy… żaden z was nie wierzy, że to mógłby być uczeń – uświadomiłam sobie.
– To równie dobrze, może być ktoś spoza szkoły, Rosie – powiedział łagodnie Harry. – Możliwe, że targetuje Hogwart, aby skłonić nas do zamknięcia kręgu podejrzanych. Nie chcemy samych siebie wpędzić w pułapkę.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
– Mam dosyć – oznajmiłam. – Chodź, Gregor. Zaprowadzimy cię do pani Pomfrey.

*

W ciągu następnych kilku dni, pilnowanie uczniów było dziwnie zwielokrotnione. Właściwie jedyną okazją do porozmawiania z kimś spoza naszego domu były lekcje i posiłki. Nauczyciele patrzyli na nas krzywo, jeśli włóczyliśmy się bez celu po korytarzu, a w bibliotece nie sposób było poczuć się komfortowo. Pani Pince dyszała każdemu w kark i podejrzliwie przyglądała się każdej książce, którą zdejmowano z półki.
Wczoraj próbowałam spotkać się ze Scorpiusem w naszej bibliotece. Po drodze spotkałam Travisa, który zarzucił mnie tyloma wścibskimi pytaniami, że w końcu się poddałam i zawróciłam do wieży. Wysłałam Malfoyowi sowę z wyjaśnieniem, na co on odpowiedział długim listem, w którym dokładnie opisał co takiego by ze mną właśnie robił, gdybym dotarła na spotkanie. Rumieniłam się przez dobrą godzinę po przeczytaniu go.
Nadeszła sobota, a atmosfera trochę się rozluźniła. Wszyscy wyczekiwaliśmy tego dnia niecierpliwie, ponieważ Gregor zarzekał się, że nie pozwoli rodzicom trzymać się w domu dłużej niż właśnie do soboty.
Kiedy pojawiłam się w Wielkiej Sali w towarzystwie Alice, Roxanne i Albusa, mój wzrok natychmiast powędrował do stołu Ślizgonów. Gregor już tam siedział i machał do nas tak entuzjastycznie, że znajdująca się obok niego Cady zsunęła się z ławki. Szturchnął łokciem Scorpiusa. Blondyn podniósł głowę i na nasz widok uśmiechnął się szeroko.
– W sensie, że co? – zdziwiła się Roxanne. – Mamy wejść do gniazda węży?
– Czy węże żyją w gniazdach? – zapytałam.
– Niektóre – odparł natychmiast Albus.
Zabini nadal do nas machał.
– No dobrze – westchnęłam, ruszając w ich kierunku.
– Cześć – rzucił znajmy głos.
– Cześć, Conrad – mruknęłam rozkojarzona.
– Nie jestem Conrad, tylko Jeremy – prychnął z oburzeniem, mocno zbity z tropu.
Zamrugałam zaskoczona. Mimo że byli bliźniakami, to nieczęsto się zdarzało, aby ktoś ich mylił. Pomagał fakt, że mieli zupełnie różne style ubierania się, sposoby mówienia i manierę poruszania się, a decydującym czynnikiem był fakt, że Conrad nosił okulary, a Jeremy nie.
– Rzeczywiście, przepraszam – mruknęłam.
– Conrad, słyszałeś to? – rzucił do brata, który właśnie pojawił się obok Roxanne. – Rose nas pomyliła!
– Poważnie? – Conrad uniósł brwi. – To całkiem ekscytujące. Kiedy ostatnio się nam to zdarzyło?
– W czwartej klasie – odparł Jer. – I zrobił to wówczas profesor Binns, więc chyba się nie liczy.
Dziwiło mnie trochę, że po prawie siedmiu latach upartego ignorowania swojego istnienia, bracia Anderson nagle zaczęli spędzać razem czas.
– Cześć wszystkim – rzucił Timothy, obejmując ramionami mnie i Alice. – Dokąd idziemy?
– Do stołu Ślizgonów – wyjaśnił Al. – Są bardzo zdeprawowani. Spodoba ci się.
– Bosko. – Tim uśmiechnął się z rozmarzeniem. – Alice, gdzie twój pierworodny?
– Z ojcem – odparła.
Od czasu histerycznego pojednania z Jamesem, ani razu nie poruszyła ze mną tego tematu. 
Kiedy w końcu doczłapaliśmy się do naszego miejsca docelowego, Zabini rozłożył ręce w zapraszającym geście.
– Witamy w świątyni zła i rozpusty! – zawołał wesoło. – Proszę, zajmijcie miejsca.
– Nie używajcie soli – dodał Scorpius, kiedy osunęłam się na miejsce naprzeciwko niego. – Zatruwamy ją z przyzwyczajenia.
– Opowiedzcie co się działo, jak mnie nie było – wtrącił natychmiast Gregor. – Chcę wszystkie ploteczki.
– Gregor, nie było cię dwa dni – zauważył znudzony Albus.
– Na pewno coś się działo – upierał się. – No dalej, opowiadajcie. Albus, wyglądasz kwitnąco, jakaś nowa dieta? Roxanne, lisico, czyżbyś zapuściła paznokcie? Alice, jak się miewa twoja nowa kuleczka szczęścia? Rose, promieniejesz! Czyżbyś już wskoczyła na blondwłosą panterę?
Scorpius zakrztusił się herbatą. Ja ograniczyłam się do rzucenia w Gregora pomarańczą.
– Może wolisz porozmawiać o twoim zniknięciu? – zaproponowałam łagodnie. – To musiało być traumatyczne i… teraz bez magii… na pewno jest ci ciężko…
Przewrócił oczami i machnął lekceważąco dłonią. 
– Rose, mówiłem już, że wszystko w porządku.
– Nie masz co próbować – dodał Scorpius. – Próbowałem zaoferować emocjonalne wsparcie…
– Tak, bo przecież jesteś najbardziej emocjonalną i wspierającą osobą na świecie, więc co może pójść nie tak – mruknął Albus, skubiąc kawałek pomidora.
– … ale nic na niego nie działa – zakończył Malfoy.
– Mógłbyś dać sobie pomóc Gregor. – Roxanne zmarszczyła brwi z niezadowoleniem.
– Kiedy ja nie potrzebuje pomocy – westchnął ciężko. – Dajcie sobie spokój, dobrze? Poza tym, to tylko tymczasowe. Aurorzy złapią Złodupca i wszyscy odzyskamy magię…
– A jeśli nie uda się tego zrobić przed owutemami? – rzucił Timothy. – Nie będziesz mógł podejść do egzaminów praktycznych, będziesz zmuszony poczekać kolejny rok. Albo dłużej.
Spróbowałam dyskretnie zlokalizować jego łydkę pod stołem. Niestety, kiedy już ją kopnęłam, zamiast Timothy’ego syknął z bólu Scorpius, który siedział obok niego. Spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Nie udawajmy, że edukacja kiedykolwiek była dla mnie życiowym priorytetem – powiedział lekko Gregor. – Wszyscy wiemy, że biorąc pod uwagę moją zniewalającą urodę, jedynym właściwym wyborem kariery dla mnie będzie modeling. Każda inna opcja byłaby po prostu okrutnym marnotrawstwem.
Chyba nawet ludzie na drugim końcu stołu wznieśli oczy do nieba, słysząc tę uwagę.
– Po prostu się martwimy – powiedziała surowo Alice. – I zachowujesz się bardzo samolubnie. Jakbyś chciał, żebyśmy poczuli się lepiej, to pozwoliłbyś…
– Alice, opowiedz mi jeszcze raz o swoim grafiku karmienia – wtrącił Gregor, pozornie niezainteresowanym głosem.
– Och! – Oczy jej się zaświeciły. – Kiedy Frankie się budzi, zawsze na początku staram się…
Monolog Alice trwał przez następne piętnaście minut, dzięki czemu wszyscy mogliśmy spokojnie zjeść śniadanie, bez konieczności podtrzymywania rozmowy. Kiedy przyszedł czas na próbę, zostawiliśmy Alice przy stole i skierowaliśmy się na pierwsze piętro, gdzie w nieużywanej klasie odbywały się próby.
– Cześć wszystkim – przywitał się Scorpius, kiedy wybiła godzina jedenasta. – Chciałbym dzisiaj zacząć od małego ogłoszenia. To będzie nasza ostatnia próba w tym pomieszczeniu. Za tydzień przenosimy się do Wielkiej Sali. – W całej klasie rozbrzmiały podekscytowane szepty. – Wiemy, że spektakl wystawimy w maju i odbędzie się to właśnie w Wielkiej Sali… Zdaję sobie sprawę, że w poprzednich latach przenosiliście tam próby już na początku lutego, jednak w tym roku natrafiliśmy na kilka przeszkód, które wywołały opóźnienia. Teraz jednak, kiedy scenografia Gill jest prawie gotowa, możemy zacząć oswajać się z przestrzenią. – Skinął głową w kierunku Ślizgonki.
Gill stała z tyłu klasy i uśmiechała się nieśmiało. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak czasochłonne musi być dla niej budowanie tej scenografii, kiedy jest pozbawiona magii.
Teraz, po porwaniu Gregora, trzy osoby z teatru były pozbawione magii: Gill, Gregor i Byron Walton, który miał grać mojego wujka. Odnalazłam go wzrokiem. Siedział na parapecie z naburmuszoną miną.
Z tego co powiedzieli mi Scorpius i Gregor, to właśnie Byron znosił brak magii najgorzej.
– Zapewne ucieszycie się również na wieść, że Cady już prawie skończyła pracę nad kostiumami – kontynuował Scorpius.
– Za tydzień będziecie mogli je przymierzyć – wtrąciła dziewczyna, uśmiechając się wesoło.
– Dzisiaj zaczniemy od sceny w której Lizzie i wujostwo zwiedzają posiadłość w Pemberly. Zapraszam Rose, Byrona, Rachel i… zaraz, kto miał zagrać służącą, która ich oprowadza?
– Ja. – Lily wstała ze swojego miejsca przy biurku.
W całym spektaklu Lily grała Kitty Bennet, która miała bardzo mało kwestii i wiecznie włóczyła się za Lydią. Uznaliśmy, że z odpowiednia ilością magicznej charakteryzacji, nikt nie zorientuje się, że młoda Potterówna gra dwie postacie. Sądzę, że Scorpius próbował w ten sposób zrekompensować jej ewidentny brak światła reflektorów dla Kitty. 
Scena toczyła się monotonnie. Scorpius rzucił jedynie kilka uwag i ani razu na mnie nie spojrzał.
Byłam nieco rozkojarzona, z powodu przyglądających mi się Ślizgonów. Zazwyczaj na próbach ignorowałam ich obecność i skupiałam się na graniu. Dzisiaj jednak wszyscy przyglądali mi się z bardzo podejrzliwymi minami, a ja uświadomiłam sobie, że moje przebywanie na wolności może nie być dla nich jednoznaczne. Może myśleli, że mnie wypuszczono, ponieważ nie znaleziono wystarczających dowodów, ale mimo wszystko byli przekonani, że to ja jestem Złodupcem. Że porwałam Teodora Notta i pięciu Ślizgonów oraz zaatakowałam ich lidera czarna magią.
Jedynie Lisa Zabini, młodsza siostra Gregora spoglądała na mnie z pogodnym uśmiechem. W poprzednich latach patrzyła raczej spod byka. Możliwe, że Gregor powiedział jej, że teraz jesteśmy bratnimi duszami. Pewnie nawet podzielił się z nią swoimi durnymi komentarzami na temat mojego życia seksualnego i jak powinno ono według niego wyglądać.
– Rosie, może trochę pogodniej? – odezwała się Ally Moore. – No wiesz, kiedy opowiadasz im, co myślisz o Darcym? Lizzie zawsze potrafiła wyrazić swoje zdanie w sposób do bólu dyplomatyczny.
– W zasadzie to cecha tych czasów – dodała znudzona Lara.
Dziewczęta były w teatrze odkąd ten powstał, więc byłam jak najbardziej skłonna zastosować się do ich uwag. Juz otwierałam usta, aby odpowiedzieć, kiedy Scorpius mi to uniemożliwił.
– Przepraszam, czy to wy reżyserujecie ten spektakl? – warknął z irytacją.
Och, świetne. Czyli wcześniej sam mnie krytykował, a teraz postanowił reagować defensywnie na każdą niepochlebną uwagę w moim kierunku. Dobrze było wiedzieć, że tak świetnie radził sobie z utrzymywaniem naszych relacji w tajemnicy.
Po prostu wyśmienicie.
– Nie ma problemu, postaram się mówić pogodniej – odparłam spokojnie, posyłając Scorpiusowi znaczące spojrzenie. Miałam wrażenie, że lekko zbladł.
– Ekhm, świetnie – mruknął, wbijając wzrok w blat biurka. – Tak. Dobrze. I nie garb się.
– Nie garbie się.
– Tak, świetnie. Do roboty.
Cała próba wyglądała bardzo podobnie. Scorpius miotał się po sali, nie mogąc zdecydować czy powinien przy ludziach być dla mnie miły czy też nie. W jednej chwili warczał na mnie, że siedzą z nogą założoną na nogę, a w następnej patrzył na mnie miękko, wychwalając pod niebiosa moją intonację słowa „istotnie”. 
Nie potrafił znaleźć złotego środka. Byłoby to bardzo zabawne, gdyby nie było takie frustrujące.
Zrobiło się jeszcze gorzej, kiedy przeszliśmy do sceny, w której pan Darcy oświadcza się Lizzie po raz pierwszy. 
Lorcan również nie patrzył mi w oczy, a kiedy już mu się to zdarzało, na jego twarzy pojawiał się grymas obrzydzenia.
Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że podczas mojego aresztu Lorcan opowiadał wszystkim, jak to zawsze podejrzewał, że coś jest ze mną nie tak i nigdy nie miał ze mną nic wspólnego. Nie wiedziałam, na ile można wierzyć słowom Travisa, ale wyraz twarzy Lorcana był wystarczającym dowodem na to, że jego słowa były zgodne z prawdą.
– Co to było? – zapytał zaskoczony Scorpius, zaraz po tym jak Lorcan wykonał dziwną i niezręczną sekwencje siadania i wstawania, zanim zaczął kwestię.
– Widziałem mugolską adaptacje „Dumy i Uprzedzenia”. – Krukon wzruszył nonszalancko ramionami. Był bardzo z siebie zadowolony. – Colin Firth robi coś podobnego w tej scenie.
Scorpius zamrugał.
– Czyli to jest twój pomysł na postać? – spytał Scorpius. – Wykonanie dokładnie tej samej sekwencji ruchów co inny aktor i liczenie na to, że u ciebie też wyjdzie to naturalnie?
Lorcan się zarumienił.
– Nie, po prostu uznałem, że pasowało to do sytuacji i do mojej postaci – mruknął.
– Jakbyś szczerze uważał, że pasuje i że czujesz ten pomysł, to nie wyszłoby ci tak sztywno – upierał się Scorpius. – Weasley aż zmroziło, nie wiedziała co się dzieje.
Rzeczywiście, kiedy Lorcan rozpoczął swoją pantomimę, gapiłam się na niego z otwartymi ustami i już miałam zapytać, czy ma jakiś atak. 
Lorcan na ogół grał sam, a nie z pozostałymi aktorami, ale to już poszło za daleko.
– Och, tak, bo trzeba się przejmować, jak ona wypada w tej scenie. – Przewrócił oczami. – Wszyscy dobrze wiemy, że lada moment znajdą na nią odpowiednie dowody i wrzucą ją do Azkabanu, gdzie jej miejsce. Jeśli nie zamkną szkoły, to i tak ktoś inny zagra Elizabeth.
Scorpius zacisnął szczękę.
Ocho.
– Masz piętnaście sekund, żeby naprawić to, co właśnie powiedziałeś – oznajmił cicho, błyskając złowrogo oczami. I ten człowiek twierdził, że to moje oczy wyglądają jak z kreskówki.
Gregor orbitował gdzieś w zasięgu mojego wzroku, zachęcony dramatyczną sceną, która właśnie zaczęła się rozgrywać. Zazwyczaj był kompletnie niezainteresowany, jeśli akurat nie była jego kolej na granie.
Lorcan zaśmiał się złośliwie.
– Co niby miałbym naprawiać? Powiedziałem tylko na głos to, co wszyscy myślimy.
Wszyscy, nawet Ślizgoni, cofnęli się o krok. Nikt nie chciał być wrzucony do jednego worka z tymi opiniami.
– Tak, cóż, złowieszcze porwania i mordowanie podstarzałych Śmierciożerców, to cała ja – rzuciłam, licząc, że rozluźnię tym atmosferę. – Moglibyśmy wrócić do sceny?
Nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
Scorpius prawie dygotał ze złości. Na przemian zaciskał i rozluźniał palce prawej dłoni.
– Nawet ty nie jesteś aż tak głupi, by myśleć, że ona rzeczywiście miała z tym coś wspólnego – powiedział Scorpius.
– Czemu jej bronisz?! – krzyknął Lorcan, wyrzucając ręce w powietrze. – To ciebie prawie zamordowała!
Brew Malfoya drgnęła, a następnie ruszył on na Krukona z zaciśniętymi pieśniami.
– Okej, chyba wszystkim nam zrobi się lepiej, jeśli lekko ochłodzimy tę atmosferę – rzucił rozbawiony Gregor. – Aquamenti!
Wszyscy zamarliśmy.
Gregor również zatrzymał się w pół kroku. W wyciągniętej ręce trzymał wycelowany w chłopaków długopis.
– Och – uśmiech spłynął mu z twarzy. Wpatrywał się we własną dłoń, zaskoczony. – No tak.
Skonfiskowano mu różdżkę, aby ułatwić mu cały proces. Zapewne sięgnął po pierwszą rzecz, która choć trochę przypominała ten kształt.
Opuścił ramię i zmarszczył brwi. Z zakłopotaniem spojrzał na swoje buty.
Nigdy nie widziałam Gregora zakłopotanego.
– Koniec próby – powiedział cicho Scorpius. – Rozejść się.
Wszyscy rzucili się do wyjścia, potykając się o własne torby. Nikt nie chciał oglądać dłużej tej niezręcznej sytuacji.
– Gregor… – zaczęłam.
– Nic mi nie jest – powiedział szybko. – To był przypadek. Zapomniałem się. Nic mi nie jest.
Wybiegł z klasy, zanim zdążyłam dodać coś jeszcze.
Kiedy wychodziłam na korytarz, Jeremy pojawił się znikąd i chwycił mnie za łokieć.
– Hej, Rose, miałem nadzieję, że złapię cię po próbie.
Spojrzałam niepewnie w jego zielone oczy, zastanawiając się, o czym akurat on mógłby chcieć ze mną tak pilnie porozmawiać.
– Tak? – spytałam.
Scorpius szedł kilka kroków przede mną. Nie odrywałam wzroku od jego jasnych włosów. Nie chciałam go zgubić w tłumie. Szedł powoli, jakby wiedział, że będę chciała z nim pogadać.
– Chciałem cię zapytać o to coś, w czym porywacz przechowuje magię.
– Furantur? – upewniłam się, zaskoczona. – Co chcesz wiedzieć?
– Na czym to dokładnie polega? To znaczy, czy to może być każdy przedmiot?
– W zasadzie tak. – Wzruszyłam ramionami. – Chociaż chyba różdżka nie wchodzi w grę. Prawdopodobnie coś małego, co można mieć zawsze przy sobie. Furantur jest związany zaklęciem z danym czarodziejem, ale jeśli chciałby skorzystać z uwiezionej tam mocy, musi trzymać go w miarę blisko siebie.
– Czyli, na przykład biżuteria się nadaje? – rzucił zdawkowo. – Jakiś wisiorek, zegarek czy drobna pamiątka, którą ktoś zawsze nosi przy sobie?
– Tak. – Oderwałam na chwilę wzrok od tyłu głowy Malfoya i spojrzałam na Jeremy’ego podejrzliwie. – Coś wiesz?
– Chyba mam pewien pomysł. – Skinął głową. – Muszę się upewnić. Na razie, Rosie!
Popędził korytarzem w przeciwnym kierunku.
Wzruszyłam ramionami i przyspieszyłam, żeby dogonić Scorpiusa. Złapałam go za ramię i wciągnęłam do najbliższego schowka na miotły.
Rozejrzał się niepewnie, po czym wzruszył ramionami i zaczął rozpinać koszulę.
Pacnęłam go w głowę.
– Nie zaciągnęłam cię tutaj, żeby uprawiać seks!
– Och. – Uśmiechnął się zaczepnie. – Rzeczywiście, zdziwiłem się, że chciałabyś, aby nasz pierwszy raz odbył się w schowku na miotły, ale hej, biorę co dają.
Wzniosłam oczy do nieba.
– Bardzo śmieszne. Możemy porozmawiać o Gregorze?
– Oczywiście. Zawsze marzyłem o tym, żeby właśnie tym zajmować się z tobą w schowku na miotły.
– Scorpius!
Westchnął lekko i przeczesał włosy palcami.
– Rose, on nie chce o tym gadać.
– Ale widać, że sobie z tym nie radzi! – zawołałam, zadzierając głowę, żeby móc groźnie spojrzeć mu w oczy. – Udaje, że wszystko jest okej, ukrywa się za głupimi żartami, a potem…
– Nie możemy go do niczego zmusić.
– Powinieneś z nim porozmawiać. – Tupnęłam nogą, a Scorpius uniósł brew z rozbawieniem. – Jesteś jego przyjacielem. Jeśli przed kimś się otworzy, to właśnie przed tobą.
– Rose, jesteśmy facetami – przypomniał mi. – Nie za bardzo mogę usadowić go na fotelu, postawić przed nim paczkę chusteczek i powiedzieć „Gregor, kochany, opowiedz mi o swoich uczuciach”.
Zachichotałam mimowolnie.
– To może mógłbyś…
– On potrzebuje czasu – powiedział spokojnie. – Obiecuje, że jeśli zobaczę, że jest gotowy, to zmuszę go do rozmowy.  Z tobą.
– A nie możesz sam z nim porozmawiać? – Uśmiechnęłam się lekko, widząc niesmak na jego pięknej twarzy.
– Mam alergie na rozmowy o emocjach, Łasiczko – powiedział. – Są klejące.
– Emocje?
– Emocje.
– Emocje są klejące?
– Jak miód. Fuj.
Zamrugałam szybko, próbując się nie roześmiać.
– Okej. Kolejna sprawa…
– Och, świetnie, będzie więcej spraw
– Kiedy ktoś wyraża się o mnie niepochlebnie w miejscu publicznym, nie możesz rzucać się do obrony jak cholerny rycerz w lśniącej zbroi.
Scorpius skrzyżował ręce na piersi w defensywnej manierze.
– Dlaczego nie? – wymamrotał, obrażony. – Mógłbym być twoim rycerzem.
– Oczywiście – zgodziłam się, dla świętego spokoju. – Ale…
– Jestem bardzo silny – poinformował mnie.
– Dobrze, ale…
– I bardzo przystojny. Rycerze są przystojni.
– Tak – ucięłam. – Ale ludzie mieli o nas nie wiedzieć, pamiętasz? A poza tym, nie potrzebuję, żeby ktoś mnie bronił przed opiniami Lorcana. Niech sobie myśli, co chce.
Uniósł dłoń do mojej twarzy. Delikatnie pogłaskał mnie kciukiem po policzku.
– Po prostu się zdenerwowałem – powiedział cicho.
– Musisz wyluzować – oznajmiłam. – I to się tyczy twojego zachowania podczas całej próby. To nie jest tak, że twoimi jedynymi opcjami jest albo warczenie do mnie wyzwisk, albo rozsypywanie przede mną płatków róż. Mógłbyś spróbować po prostu zachowywać się naturalnie.
– Byłem dzisiaj rozkojarzony. – Przewrócił oczami. – Rozpraszały mnie twoje rajstopy.
Jego dłoń zsunęła się na moją szyję i powoli powędrowała na bark. Miał ciepłą skórę.
– Moje rajstopy? – zdziwiłam się.
– Tak. Są dzisiaj jakieś inne. Coś z nimi nie tak. Zawsze są bardziej kolorowe.
Zerknęłam na moje nogi, gdzie na czarnej, pół-prześwitującej tkaninie znajdowało się jedynie kilka cienkich, złotych wzorków.
Spojrzałam na chłopaka z rozbawieniem. Jego dłoń już zawędrowała na moja talię i przysuwała mnie bliżej.
– Czyli dobrze rozumiem, że zamiast reżyserować nasze aktorstwo, ty gapiłeś się na moje nogi?
– Zawsze gapię się na twoje nogi. To dlatego jestem taki dobry w robieniu tego dyskretnie.
Przewróciłam oczami.
– Są inne, bo to nie rajstopy, tylko pończochy – przyznałam. – Nie robią ich takich kolorowych.
Zainteresowanie błysnęło w srebrnych oczach.
– Pończochy? – zamruczał.
– Tak. – Odsunęłam go lekko od siebie. Uniosłam materiał spódnicy, prezentując odsłonięty kawałek uda.
Scorpius wciągnął gwałtownie powietrze i padł przede mną na kolana.
– Rose, czy ty chcesz mnie zabić? – wymamrotał, kiedy jego mocne dłonie spoczęły na gołej skórze.
– Co? – spytałam, zaskoczona jego reakcją. – Nie, nie chcę, tak szczerze mówiąc. Całkiem cię polubiłam.
– To świetnie – szepnął. – Bo mam pomysł, co zrobić, żebyś polubiła mnie jeszcze bardziej.
Złożył gorący, chciwy pocałunek na moim udzie, a mnie zakręciło się w głowie.
– Och! – sapnęłam. – Scorpius, powinniśmy chyba…
– Hmm? – mruknął, całując drugie udo. Złapał mnie pod kolanem i zrzucił sobie moją lewą nogę na bark. – Co powinniśmy, Rose?
Lubiłam sposób, w jaki wypowiadał moje imię. 
Jak tu gorąco. Nie powinno być aż tak gorąco w marcu, do tego w Szkocji.
– Ja… Nie wiem – wydyszałam. – Wyjść?
– A chcesz wyjść? – Przygryzł moją skórę.
– Nie – przyznałam.
Jego język zaczął sunąc w górę, gdzie znajdowały się moje czarne, koronkowe figi, już zrujnowane entuzjastyczną reakcją mojego ciała.
O Merlinie.
– Scorpius co ty rob… ach! – jęknęłam, kiedy musnął językiem materiał.
– Myślę, że wiesz – mruknął cicho, a wibracje jego głosu i ciepły oddech wysłały kolejną falę gorąca po moim ciele. – I myślę, że ci się spodoba.
Oddychałam szybko, opierając głowę o ścianę. Rumieńce paliły mnie w twarz. Wyciągnęłam różdżkę i upewniłam się, że drzwi są dobrze zamknięte, po czym resztkami spójnych myśli rzuciłam na nie muffliato. 
– Ja też tak myślę.

*
Wybaczcie długą przerwę, mam kryzys.
Czekam na wasze opinię <3

9 komentarzy:

  1. OMG, TAK, POŃCZOCHY ��

    Już jakiś czas temu przeczytałam rozdział, liczyłam, że może jednak napiszę coś konstruktywnego. Niestety. To u góry to wszystko co przychodzi mi do głowy.
    Aha, poza tym wiernie oddane samopoczucie niedługo po porodzie, może tylko przydało by się więcej płaczu xd

    POZDRAWIAM Z RODZINKĄ
    LUNA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NO WIEM <3
      Ależ to bardzo konstruktywne, co ty gadasz. Na swój sposób xd
      Ej, Alice is not the crying type, to i tak dużo łez!
      Buziaczki dla Fifonża

      Usuń
  2. Wow, wow, wow!! no.. ahh jak ja teraz mam wtrzymać do kolejnego rozdziału jak tu taki obrót spraw, jestem mega ciekawa jak będzie wyglądać ich relacja w kolejnym no i ogólnie takie detale tej pary
    Dobrze, że Georg się znalazł, szkoda tylko, że bez magii, mam nadzieję,że jednak się przed kimś otworzy, ale ta ich cholerna męska duma.. przecież widać, że nie jest wszystko ok.. :/
    Jestem ciekawa o co chodziło Jeremy, co odkrył i wgl, mam nadzieję, że to będzie jakiś krok w stronę rozwiązania/zbliżenia do rozwiązania tej Złodupskiej zagadki
    No i na koniec muszę jeszcze parę słów o Alice, szkoda mi się jej trochę zrobiło jak tak trochę "otworzyła się" z tym, że ciężko jest być samotną matką i wgl, skrywa się pod maską takiej idealnej poukładanej osoby, a na pewno jak każdy czasem miewa gorsze dni, no i wiadomo ta scena jak James wrócił to perfect ci wyszła, haha <3
    weny i ciepełka na te jesienne chłodne czasy, liczę na szybki rozdzialik do poczytania z kako, pod kocykiem w te wieczorki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa no i Pinterest to strzał w 10!serio, ja uwielbiam takie wizualizacje i jestem jak najbardziej na tak, haha

      Usuń
    2. Uwielbiam pisać ich sceny, więc detali ich dotyczących na pewno się doczekasz :D
      Greg musiał być bez magii, nie ma tak pięknie, juz Scorpi został oszczędzony ;c
      Na pewno odkrycie Jeremy'ego nie przejdzie bez echa, to ci mogę obiecać :D
      Ostatnio lubię pisać Alice i szczerze mówiąc to jak zaczynałam pisać, miałam na jej postać trochę inne pomysły. Jestem neico zaskoczona, ze wyszła właśnie taka, ale to miłe zaskoczenie :D
      Ja też uwielbiam takie wizualizacje na pintereście! Widziałam ostatnio cos takiego przy kilku opowiadaniach i zaczęłam sie zastanawiać, jakim cudem jeszcze nie zrobiłam czegoś takiego dla "Ciekawości...". Cieszę sie bardzo, że ci się podoba.
      Dziękuję pięknie za komentarz, wena i ciepełko na pewno sie przydadzą <3 Pozdrawiam! :*

      Usuń
  3. Jak ja kocham ten rozdział! <3 Czyżby Scor miał fetysz na punkcie pończoch? ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm... chyba muszę zakupić pończochy :D Jeremy coś odkrył? CO?! Lecę dalej, bo umrę jak się nie dowiem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, człowiek od razu czuje się bardziej atrakcyjny Xd

      Usuń