czwartek, 16 sierpnia 2018

[11]"Dobrze, Rosie. Pozwalam."

Rose
Nie do końca pojmowałam, dlaczego Malfoy od trzech dni ciągle za mną łaził. Przecież zostawiłam go w tym przeklętym klubie. Powinien po prostu się obrazić i dać mi święty spokój. Ale nie, on ze wszystkich sił próbował ze mną porozmawiać. 
Kiedy dzień po koncercie opowiedziałam Roxanne, co się wydarzyło, nie była zachwycona. Malfoy czy nie, skoro uciekłam słysząc wiadomość o niebezpieczeństwie, powinnam zabrać go ze sobą. Powiedziałam, że zależało mi na czasie, a on był zajęty rozmową z jakąś niewiastą.
– Wiec go tam zostawiłaś? – spytała z naciskiem Roxanne, wytrzeszczając oczy. Nie wiedziałam, o co to wielkie halo. Scorpius był dużym chłopcem, wiedziałam, że nie miało dla niego znaczenia czy będzie musiał wrócić samym. Oczywistym było, że jakoś sobie poradzi.
Nie przemyślałam jedynie faktu, że będzie później aktywnie usiłował nawiązać ze mną rozmowę, przez co byłam zmuszona robić różne dziwne rzeczy, jak na przykład chowanie się we wnękach za obrazami, kiedy widziałam, że się zbliża. Nie to, żebym myślała, że sobie z nim nie poradzę, ale ilekroć mnie widział, miał naprawdę zirytowany wyraz twarzy. To znaczy, bardziej niż zazwyczaj. A ja nie miałam ochoty się z tym użerać. 
– Wiesz, że kiedyś będziesz musiała z nim porozmawiać, prawda? – zapytał mnie Conrad przy śniadaniu, trzy dni po koncercie. Siedzieliśmy we dwójkę, przy niemal opustoszałym stole Gryfonów, bo jako nieliczni byliśmy tymi dziwnymi ludźmi, którym zdarza się wstać wcześniej, niż to konieczne.
Właściwie to znajdowałam się w tej przestrzeni pomiędzy rannymi ptaszkami, i śpiochami. Nie potrafiłam nigdy wstać o odpowiedniej porze – zawsze albo budziłam się za szybko, albo za późno. 
– Nie widzę powodu – odparłam, wzruszając ramionami, po czym wpakowałam do ust ostatnie kęsy kanapki.
– Pełnicie wspólnie obowiązki prefektów naczelnych i co tydzień spotykacie się na próbach – przypomniał mi Conrad. – Nie dasz rady unikać go w nieskończoność. Może po prostu przeprosisz?
Uniosłam głowę i spojrzałam zaskoczona w brązowe, przepełnione troską oczy Conrada.
– A za co mam go przepraszać? – Uniosłam brwi. – Na Merlina, czy wszyscy mogliby przestać zachowywać się, jakby Malfoy miał pięć lat, a ja zostawiłam go bez nadzoru w płonącym budynku? Nic mu się nie stało, wrócił bezpiecznie do szkoły, więc z czego robicie problem?
Conrad otworzył usta, jakby miał zamiar coś odpowiedzieć, ale po chwili chyba się rozmyślił, bo zamknął je i potrząsnął głową.
– Może dla zasady? – podsunął. – I tak się nie lubicie, ale wypadałoby, żebyście byli w stanie ze sobą porozmawiać, prawda? Sama mówiłaś, że masz kilka pomysłów jak poszukać informacji, które mogłyby pomóc aurorom. Mówiłaś też, że bardzo przydałaby się pomoc Ślizgonów. Więc po prostu pozwól mu ze sobą pogadać, a kiedy na ciebie nakrzyczy, spróbuj nie powiedzieć niczego, co mogłoby go obrazić. I miałabyś to z głowy.
Przygryzłam wargę, spoglądając na niego niepewnie. Łatwo było mu mówić. Conrad zawsze kierował się w życiu suchą logiką. Emocje nigdy nie przeszkadzały mu w działaniu. Nie widział żadnego problemu w tym, że moje przeprosiny byłyby nieszczere. Ani w tym, że mój temperament prawdopodobnie nie pozwoliłby po prostu dać na siebie nakrzyczeć, bez krzyczenia w odpowiedzi.
Nie chciałam jednak zrobić mu przykrości, więc uśmiechnęłam się szeroko i, jak miałam nadzieję, z wdzięcznością. 
– Masz racje, Conrad – powiedziałam. – Tak zrobię.
Dokończyliśmy śniadanie, a w Wielkiej Sali zaczęło zbierać się trochę więcej uczniów. Zarzuciłam torbę na ramie.
– Nie czekasz na resztę? – spojrzał na mnie wyciągając z torby podręcznik do numerologii. Oczywiście, że zamierzał siedzieć tu cierpliwie, aż przyjdzie Roxanne i pozostali, mimo że żadne z nich nie miało z nim pierwszych zajęć.
– Muszę iść do biblioteki prefektów, zostawiłam tam w piątek gotowe wypracowanie. – Zerknęłam szybko na zegarek. Wciąż miałam sporo czasu.
Kilka minut później przeszłam przez portret Heliotrope Wilkins. Nie spodziewałam się zastać Malfoya w bibliotece o tej porze, ale, rzecz jasna, czekał tam na mnie, jak wysoka, blond-włosa niespodzianka. 
Przynajmniej był nieprzytomny.
Tak, zgadza się. Malfoy zajmował jeden z wygodnych foteli w naszej bibliotece i drzemał w najlepsze. Miał na sobie  sprane dżinsy i szarą koszulkę z krótkim rękawem. Podczas snu musiało mu się zrobić chłodno, bo koc, który zazwyczaj wisiał na podłokietniku został przeciągnięty w jego stronę, dzięki czemu przykrywał prawą stronę jego torsu. Z pewnością nie obudził się wówczas całkowicie, bo w takim wypadku przykryłby się cały, albo po prostu poszedłby stąd w cholerę. Do własnej sypialni, gdzie powinien się znajdować. Mimowolnie zaczęłam się zastanawiać czy nie zmarzł. Pewnie się przeziębi.
Miał lekko uchylone usta, a głowa jego była przechylona na bok i wtulona w oparcie fotela. Obejmował się ramionami, jedną dłonią trzymając błękitny koc. W życiu nie widziałam, żeby wyglądał tak bezbronnie i złapałam się na tym, że nie mogę przestać patrzeć.
Zmusiłam się do spojrzenia na stół. Przed Malfoyem leżały dwa rozłożone podręczniki i kilka kawałków pergaminu, a na samym brzegu blatu znajdowało się wypracowanie, po które przyszłam.
Mogłam po prostu je zabrać, nie ryzykując obudzeniem Malfoya. Ale wiedziałam, że jeśli pozwolę mu dalej spać, z pewnością prześpi śniadanie, a może nawet pierwsze zajęcia. Wszystkie instynkty w moim ciele kazały mi go obudzić. No, może nie wszystkie – niektóre chciały, żebym pogłaskała go po włosach.
Zbliżyłam się do niego i złapałam delikatnie za ramie.
– Malfoy? Pobudka – mruknęłam, potrząsając nim lekko. – Hej, Malfoy.
Powoli uniósł powieki i zamrugał szybko, rozglądając się wokół siebie. Po chwili spojrzał w górę i odnalazł mnie zamglonym wzrokiem.
– Rose? – zapytał nieprzytomnie.
Dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie. Nigdy nie zwrócił się do mnie po imieniu. I choć to było idiotyczne, nagle zapragnęłam jeszcze raz usłyszeć to z jego ust. Nie Weasley, nie Łasiczka, Rose. Zdusiłam w sobie tę idiotyczną fantazje. To tylko imię, a on był pół-przytomny. 
Znów zamrugał, a do jego oczu powoli zaczęło napływać zrozumienie. 
– Cholera – mruknął, odrzucając koc na bok i opierając łokcie na kolanach. Potarł palcami skronie.
– Zgaduję, że nie planowałeś tu zasnąć – powiedziałam, odsuwając się na bezpieczną odległość.
– Nie. Siedziałem do późna nad wypracowaniem na numerologię i musiałem odpłynąć – przyznał, unosząc głowę. – Tak bardzo zmartwiłaś się, że nie zdążę na zajęcia, że postanowiłaś przestać zwiewać, kiedy pojawiam się w zasięgu wzroku?
Przygryzłam wargę i spojrzałam na swoje buty. Byłam chyba najbardziej oczywistą osobą na świecie.
– Wcale nie zwiewam, kiedy pojawiasz się w zasięgu wzroku, burknęłam, skubiąc tkaninę pasiastych, czarno-pomarańczowych rajstop.
– Och i nie usiłujesz uniknąć rozmowy o tym, co wydarzyło się na koncercie? – zakpił.
– A co wydarzyło się na koncercie? – spytałam tonem, który tylko w mojej wyobraźni brzmiał beztrosko.
– Zniknęłaś – odparł spokojnie. – Wyparowałaś, a ja nie miałem pojęcia gdzie jesteś.
– I dlaczego miałoby to stanowić problem?
– Bo gdybyś została porwana, musiałbym zeznawać w sądzie, jako ostatnia osoba, która cię widziała – powiedział. Brzmiało to, jakby miał ową wypowiedź zaplanowaną od dłuższego czasu. – Nie stawiałoby mnie to w najlepszym świetle. Może wyjaśnisz mi łaskawie, dokąd się udałaś?
– Do zamku. – Wzruszyłam ramionami. – Powiedziałabym ci, ale byłeś zajęty – dodałam, zanim zdążyłam się ugryźć w język.
Zmrużył oskarżycielsko oczy i wstał. Chwycił jedną z książek, które leżały na stole.
– Czym byłem taki zajęty, że nie mogłaś mnie poinformować o swoim wyjściu?
Chyba wolałabym, żeby na mnie krzyczał. Kiedy mówił tak cicho, był znacznie bardziej przerażający. 
– Kim, nie czym – poprawiłam go, jednocześnie rozważając amputację języka. – Miała ciemne włosy – uzupełniłam wzruszając ramionami, jakbym za wszelką cenę próbowała dać mu do zrozumienia, że jest mi to kompletnie obojętne.
Malfoy westchnął lekko, po czym odszedł w stronę regałów z książkami. Nadal mówił, więc, chcąc nie chcąc, podążyłam za nim.
– Dla twojej wiadomości, spędziłem w tym klubie jeszcze dwie godziny i nie minęły mi one na cieszeniu się koncertem. Łaziłem w kółko i pytałem ludzi, czy nie widzieli może dziewczyny z rudymi włosami i szaleństwem w oczach – sarknął, spoglądając na mnie przez ramie. – W końcu wpadłem znowu na tę brunetkę, która powiedziała mi, że widziała, jak wychodzisz, kiedy rozmawialiśmy. Także wielkie dzięki, Weasley.
Przełknęłam ślinę. 
– Myślałam, że się domyślisz. Że będziesz wiedział, że wyszłam – powiedziałam, a poczucie winy dało się słyszeć w moim glosie.
– Cóż, nie domyśliłem się – warknął, zatrzymując się przy jednej z półek i opierając się o nią barkiem. – Zamiast tego myślałem, że zostałaś porwana. Świetny wieczór.
– Och daj spokój. – Przewróciłam oczami. – Dlaczego ja miałabym zostać porwana? Przecież wiemy, że znikają tylko Ślizgoni…
– Gówno wiemy! – przerwał mi gwałtownie. – Zniknęły tylko trzy osoby, a fakt, że są lub były Ślizgonami mógł być przypadkowy! Nie mam pojęcia dlaczego wszyscy zachowują się, jakby to była pewna informacja. – Skrzywił się. – Nie możesz naprawdę być zdziwiona, że kiedy zniknęłaś w środku nocy, to porwanie było moją pierwszą myślą.
Przestąpiłam z nogi na nogę nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
– Chyba nie pomyślałam, że będzie cię to obchodziło – przyznałam, unikając patrzenia mu w oczy.
– Może i cie nie lubię Weasley, ale to nie znaczy, że chcę, żebyś skończyła martwa – powiedział, przyglądając mi się intensywnie. Porwani ludzie wcale nie kończyli martwi. Nie było potrzeby, żeby mu to wytykać.
– Czyli się o mnie martwiłeś – stwierdziłam, czując, jak kąciki moich ust unoszą się do góry. Na litość boską czemu mnie to cieszyło?
Malfoy nie był rozbawiony. 
– Nie ekscytuj się za bardzo – poprosił. Zerknął na półkę, przy której stał, trzymając książkę pod pachą. Podsunął sobie drabinę i wspiął się na piąty stopień. – Ludzie znikają. Martwię się o wszystkich, tak z przyzwyczajenia. Nie moja wina, że się nawinęłaś – dodał, odkładając książkę.
Wiedziałam, że według naszych aktualnych informacji, jego przyjaciele byli na celowniku. Dwie osoby, z którymi był blisko, zostały pozbawione magii. Spróbowałam przez sekundę wyobrazić sobie, jakbym się czuła, gdyby to moi najbliżsi znikali, żeby potem pojawić się ograbieni ze wszystkiego, co dla nich cenne. Coś zakuło mnie w piersi, gdy uświadomiłam sobie, jak Malfoy musiał czuć się w te dni. Co myślał, kiedy Ellie i Gill zniknęły bez wieści, co myślał teraz, kiedy wiedział, że następną ofiarą mogła być Cady albo Gregor.
Nie moja wina, że mój mózg zadziałał w myśl zasady „No dawaj, zanim dotrze do ciebie, że to bez sensu”.
– Chcesz, żeby cię przytulić? – wypaliłam.
Z zaskoczenia Malfoy zrobił krok w tył, zapominając, że stoi na drabinie. Poleciał w dół z łoskotem, strącając po drodze trzy ciężkie tomy. 
– Przepraszam – powiedziałam szybko, podbiegając do niego, czerwona na twarzy. Podniósł się szybko, zbierając książki, przyglądając mi się przy tym z zainteresowaniem. Mogłabym przysiąc, że jego policzki pokryły się jasnym odcieniem różu, ale możliwe, że tylko to sobie wyobraziłam. – Nie chciałam aż tak cię zaskoczyć… Po prostu Timothy zawsze oferuje uściski, kiedy ktoś jest smutny i… no, mieliśmy zawrzeć porozumienie…  – Paplałam bez sensu. – Nie martw się, nie ponowię oferty.
Chyba miałam problemy z ustalaniem granic przestrzeni osobistej. Po prostu jakoś tak wydawało mi się, że nasza znajomość jest w nieco lepszym miejscu niż zazwyczaj. Zwłaszcza, że na koncercie zaoferował, że pomoże mi zdenerwować Travisa, i w zasadzie mu się udało, choć może w inny sposób, niż pierwotnie sugerował. Nadal byliśmy do siebie wrogo nastawieni, ale pomyślałam, że taka prosta oferta z mojej strony nie będzie odebrana jako coś, co… cóż, zrzuci go z drabiny. Chciałam dobrze.
Nie to, żeby oglądanie jak zwykle pełen niewymuszonej gracji Scorpius Malfoy spada z drabiny, nie było jakąś formą rozrywki.
– Jesteś naprawdę dziwna – oznajmił, nadal przyglądając mi się podejrzliwie. Poruszyłam się niespokojnie, czując, że moja twarz płonie. – Tak.
– Co „tak”?
– Tak, chcę, żeby mnie przytulić.
– Och. – Uniosłam brwi, wahając się przez sekundę, po czym zbliżyłam się do niego niepewnie. Nie mogłam niczego wyczytać z jego srebrnych oczu i spokojnego wyrazu twarzy.
Powoli otoczyłam jego szyję ramionami i przylgnęłam do niego całym ciałem, wspinając się lekko na palce. Duże dłonie wślizgnęły się na moją talię. Miał twardy tors i pachniał jak drzewko sandałowe. Starałam się nie brać zbyt głębokich wdechów, aby nie było tak oczywiste, że go obwąchuję.
Pochylił głowę, zbliżając ją do zagłębienia mojej szyi, ale nie ułożył jej tam. Nie wiedziałam, że coś może być jednocześnie tak niezręczne i tak przyjemne.
– Naprawdę dziwna – powtórzył w zamyśleniu.
– Dzięki – odparłam krzywiąc się lekko, po czym odsunęłam się od niego, nie chcąc pogorszyć tej absurdalnej sytuacji. Pozwoliłam, aby moje dłonie opadły.
– Jest jakiś konkretny powód dla którego tu przyszłaś, czy może po prostu chciałaś przyłapać mnie śpiącego i przytulić, kiedy będę półprzytomny?
Przewróciłam oczami.
– Tylko to. I przyszłam po wypracowanie – przypomniałam sobie. Wróciłam do stolika i wepchnęłam pergamin do torby.
– Słyszysz? – zapytał nagle Malfoy, a ja znieruchomiałam, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Nadstawiłam uszu.
Z korytarzu dobiegał jakiś hałas. Kilkadziesiąt rozgorączkowanych, podniesionych głosów. Szybkie kroki. Dużo kroków, w tym samym kierunku.
Wybiegłam na zewnątrz, a Malfoy poszedł w moje ślady. Na korytarzu panował rozgardiasz. Wyłapałam w nim niewinną twarzyczkę Daisy. Złapałam ją za ramię, kiedy truchtała obok mnie.
– Rosie! – pisnęła. – Wszyscy mamy iść do Wielkiej Sali.
Zmarszczyłam brwi. Wszyscy i tak niedługo byliby w Wielkiej Sali. Zbliżała się godzina, o której zdecydowana większość zamku schodziła na śniadanie.
– Dlaczego? – Spytał Malfoy zza mojego ramienia. – Co się stało?
Daisy zerknęła na niego niepewnie. Ślizgoni zawsze ją trochę przerażali, a Malfoy generalnie nie był najsłodszym cukierkiem w pudełku… no wiadomo, co mam na myśli.
– Nie wiemy. – Dziewczyna wzruszyła drżącymi ramionami. – Ale wszyscy myślą, że ktoś znowu zniknął.
Malfoy nie czekał na dalsze informacje. Przeklinając cicho pod nosem, pobiegł w kierunku Wielkiej Sali. Pozwoliłam, żeby mój wzrok za nim podążył. Kiedy zniknął za zakrętem, objęłam Daisy ramieniem i pociągnęłam ja w tym samym kierunku. 

Alice
W Wielkiej Sali panowało ogromne zamieszanie. Wszyscy mówili podniesionymi głosami, wymieniali wieści i podejrzenia. Na większości twarzy dało się zauważyć strach.
– Co się dzieje? – Rose podeszła do nas, z Daisy uwieszoną u łokcia. Mała była blada jak prześcieradło.
– Ktoś zniknął – powiedziałam, rozglądając się wokół. – Nie wiemy kto.
Rose warknęła gniewnie, jak zwykle wściekając się brakiem informacji. Wypatrzyła kogoś w tłumie.
– Gregor! Cady!
Oboje podeszli do nas. Cady miała taką minę, jakby miała się zaraz rozpłakać.
– Kto? – spytał Albus, kładąc dłoń na ramieniu Gregora.
– Byron Walton z naszego roku – odparł cicho Zabini. – Dzielimy dormitorium. – dodał, potrząsając głową.
Uniosłam brwi.
– Ktoś go wyprowadził w nocy z pokoju? Z dormitorium, które dzielicie? – Wydawało się to strasznie ryzykownym przedsięwzięciem. Skoro nie byliśmy bezpieczni we własnych sypialniach, pod okiem innych ludzi…
– Nie było mnie w nocy – wyjaśnił Gregor, głośno przełykając ślinę. – Byłem z dziewczyną.
Aha. Czyli już zżerało go poczucie winy.
– Kto? – powtórzył pytanie Scorpius Malfoy, który właśnie nas odnalazł.
– Byron – odparła Cady, a głos jej się załamał.
Scorpius ukrył twarz w dłoniach.
– Cholera – wymamrotał. – Cholera, cholera, cholera….
– Przespałeś to? – spytał niepewnie Albus. – Gregora nie było, ale dzielicie dormitorium we troje…
Rose przyglądała się Malfoyowi z bardzo zatroskanym wyrazem twarzy. Często go u niej widywałam, ale najczęściej był przeznaczony dla mnie i mojego brzucha, a nigdy dla Malfoya. 
– Mnie też nie było – warknął blondyn. – Zasnąłem w bibliotece.
Wiedziałam, że tych dwóch nie wybaczy sobie tej nocy w najbliższym czasie. A przecież żaden z nich nie zrobił nic złego. No, może poza nie przestrzeganiem regulaminu szkolnego. 
Ludziom żyjącym według zasad też przytrafiają się złe rzeczy. Jestem tego żywym przykładem.
– Nie myślcie, że to wasza wina – powiedziała Rose, podchodząc do Gregora. Złapała go za rękaw.
– A czyja? – warknął Scorpius. – Nikt nie byłby na tyle głupi, żeby porywać kogoś z sypialni, w której są ludzie…
– No tak, bo dwoje śpiących nastolatków to bardzo ciężka przeszkoda – odparła Rose, przewracając oczami. – Tak czy siak by go porwano, nawet jeśli w innych okolicznościach.
Z naszej grupki tylko Albus znał Byrona całkiem nieźle. Ja wiedziałam o nim jedynie tyle, że kumplował się z bandą Malfoya i w pierwszych latach szkoły zdarzało mu się dokuczać mugolakom. No a teraz grał w przedstawieniu.
Malfoy nie zdążył odgryźć się Rose, bo uwagę wszystkich przykuła scena, tocząca się obok nas. Roxanne i Timothy trzymali za ramiona Meredith Beading, Ślizgonkę z siódmego roku, która wyglądała, jakby miała zamiar wydłubać komuś oczy. Naprzeciwko stał jakiś wysoki Krukon, którego nie znałam z imienia. Chyba był rok młodszy od nas, ale nie byłam pewna.
– Coś ty do mnie powiedział? – warknęła dziewczyna, wyrywając się Roxie i Timowi.
– Sugerowałem tylko, żebyś uważała. – Krukon wzruszył ramionami. – Każdy, kto może się teraz pochwalić czystą krwią musi uważać prawda? Bo spotka cię to samo, co pozostałych.
W jego oku dostrzegłam dziwny błysk. No tak, teoria o tym, że znikają tylko Ślizgoni, stała się mocniejsza niż kiedykolwiek. Nie wiedziałam, co chłopak powiedział wcześniej, co sprawiło, że Meredith tak się zdenerwowała. Jednak to, co mówił teraz, brzmiało bardziej jak groźba, im dłużej o tym myślałam.
– Nie próbuj mi grozić – warknęła Meredith, potrząsając głową, żeby odrzucić włosy z twarzy. Jej ramiona nadal były skrępowane, a Roxanne próbowała półgłosem powtarzać uspokajające frazesy.
– Daj spokój – powiedział Timothy. – Nie wiem o co wam poszło, ale nie jest tego wart.
Krukon posłał im jeszcze jedno triumfalne spojrzenie i zniknął w tłumie. Dziewczyna strąciła z siebie przytrzymujące ją dłonie.
– Nie powinniście mnie powstrzymywać – warknęła. – Popamiętałby mnie.
– Dlatego właśnie cię przytrzymaliśmy – powiedziała Roxanne. – Co on takiego powiedział?
– Nic ważnego – odwarknęła. Zakładałam, ze nie była zla na nikogo z nas, ale po prostu jeszcze nie pozbyła się gniewu ze swojego głosu. – On gada różne bzdury, już od jakiegoś czasu. Nie wiedzieliście? Jakby cieszyły go te porwania. Mawia, że w końcu dostajemy, na co zasłużyliśmy, w odpowiedzi na wieki dyskryminacji.
– Jak on ma na imię? – spytała szybko Rose, a ja już wiedziałam, ze potraktuje to wydarzenie zbyt poważnie i że znów zaangażuje się w coś, co jej nie dotyczy.
– Anthony – odpowiedział jej Gregor. – Jest na szóstym roku.
Zmarszczyłam brwi. Czy naprawdę o to chodziło? Ktoś próbował odegrać się na Ślizgonach za to, co robili od pokoleń? W takim wypadku, czy jedyną podstawą była czysta krew? Ślizgonki, które do tej pory pozbawiono magii, były naprawdę sympatyczne. 
Ogólnie rzecz biorąc, nie wydaje mi się, żeby którychkolwiek Ślizgonów, z którymi chodziliśmy do szkoły, można było oskarżyć o dyskryminację na tle czystości krwi. Przynajmniej nie teraz. Kiedy byli młodsi, zdarzało im się powiedzieć kilka krzywdzących słów. Scorpius Malfoy chyba nigdy nie użył słowa „szlama”, bo musiał wiedzieć, że Albus nie byłby zachwycony. Aczkolwiek milutki też nie był, podobnie Gregor, Cady i inni. Jednakże w okolicach czwartego roku, wszyscy zaczęli trochę dorastać, głupie zaczepki się skończyły. 
Sama nie urodziłam się w mugolskiej rodzinie, ale przyjaźniłam się z Conradem, więc znałam sytuację z pierwszej ręki. Nie miał z nimi żadnych problemów, w ciągu ostatnich dwóch trzech lat. No chyba że czegoś nam nie mówił, ale nie wydawało się to prawdopodobne.
– Proszę wszystkich o spokój! – zagrzmiał z mównicy głos profesor McGonagall. Ona również była przeraźliwie blada. Nawet z takiej odległości widziałam, jak drżą jej dłonie. – Jak niektórzy z was już wiedzą, w nocy zaginął wasz kolega, Byron Walton ze Slytherinu. Poszukiwania już trwają. W szkole obecni są pracownicy Biura Aurorów i chciałabym przestrzec was, że nie życzą sobie, aby im przeszkadzano. – Obiegła groźnym spojrzeniem całą salę. – Wymaga się od was również, żebyście współpracowali, jeśli zostaniecie o to poproszeni. Jeśli któryś z pracowników zapragnie zadać wam kilka pytań dotyczących sprawy, proszę, abyście odpowiedzieli na nie szczerze i bez zastrzeżeń. Postanowiliśmy również wprowadzić nowe środki ostrożności. Od dzisiaj każdy trening quidditcha będzie nadzorowany przez wyznaczonego do tego nauczyciela, bądź pracownika ministerstwa, którzy będą również patrolować korytarze podczas zajęć. Nie bądźcie zdziwieni, jeśli jeden z nich rutynowo poprosi o waszą torbę, w celu jej przeszukania. – Wzięła głęboki wdech, po czym kontynuowała. – Każdego wieczora, kiedy rozpocznie się cisza nocna, wasze pokoje będą sprawdzane. Nie będziemy również bagatelizować nieobecności na zajęciach; jeśli źle się poczujecie i będziecie musieli odwiedzić skrzydło szpitalne, zadbajcie, aby nauczyciel dowiedział się o tym odpowiednio wcześnie. Uważajcie również na spóźnienia – jeśli któregoś z was nie będzie w klasie podczas sprawdzania obecności, natychmiast zostanie podniesiony alarm. Oszczędźcie nam wszystkim kłopotu i zamieszania. Po prostu przychodźcie na czas – zakończyła. Westchnęła ciężko i przymknęła na moment oczy. – Proszę was  zachowanie spokoju ducha i nie wywoływanie paniki. Jestem pewna, że problem niedługo zostanie rozwiązany. Dzisiejsze zajęcia są odwołane.
Dyrektor opuściła podium, a w sali znów podniósł się zgiełk.

Rose
– Ten Anthony – powiedziałam, kiedy zaczęliśmy wysypywać się na korytarz, a ja zostałam w tyle z Timothym, Roxanne, Alice, Albusem i Conradem. – Myślicie, że ma rację? Że my wszyscy jesteśmy bezpieczni, bo chodzi tylko o czystą krew i tylko tą ze Slytherinu?
– Skąd mamy wiedzieć? – spytał Al, wzruszając ramionami. Jego wzrok był wbity w plecy Scorpiusa, idącego kilka metrów przed nami. Wiedziałam, że Albus się martwi. Ludzie robią czasem głupie rzeczy, jeśli są napędzani wyrzutami sumienia. Ale Malfoy rzadko zachowywał się impulsywnie, więc póki co, uznałam, że nic mu nie grozi. – Może to tylko takie gadanie? Może po prostu ma coś przeciwko Ślizgonom i chce pokazać, jak go cieszy, że im się obrywa.
Obrywało się nawet tym Ślizgonom, których magia była wciąż nietknięta. Musieli być zdruzgotani. Chodzili zamyśleni, z bladymi twarzami i wzrokiem utkwionym w przestrzeń. 
– Trzeba to sprawdzić – powiedziałam. – Spróbuję się dowiedzieć, czy on coś wie. Może współpracować z porywaczem. Albo po prostu coś odkrył. Nie zrobię nic głupiego – dodałam szybko, widząc, że Alice już otwiera usta. – Po prostu spróbuję go delikatnie wypytać. A najpierw zapytam Jamesa, co o tym myśli.
Zamknęła usta. Wydawała się uspokojona, ale też trochę zaskoczona takim rozsądnym podejściem. To znaczy, rozsądnym jak na mnie.
Zrobiłam, jak obiecałam. Kilka godzin później odnalazłam Jamesa na błoniach. Podejrzewałam, że skoro są tutaj jacykolwiek pracownicy ministerstwa, on z pewnością będzie jednym z nich. Kręcił się w okolicy Zakazanego Lasu, przyglądając się mapie, nakreślonej byle jak na kawałku pergaminu.
– Rosie. – Uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył. – Jak się czujesz?
– W porządku. – Wzruszyłam ramionami. – Przeszukujecie las? – zgadłam.
James kiwnął głową, wzdychając ciężko.
– Jest nas tu troje – powiedział żałośnie. – Trzy osoby do przeszukiwania, prowadzenia śledztwa i strzeżenia zamku.
– Nikt inny nie mógł przyjść? – spytałam, chwytając kuzyna pod ramię. – Przecież Biuro Aurorów jest całkiem spore.
– Ale wszyscy mają rzeczy do roboty, Rosie – odparł tym tonem znawcy, którego lubił używać, żeby przypominać nam, że jest najstarszy. – Na świecie nie zatrzymano wszystkich przestępstw, żeby aurorzy mogli rozwiązać to. Nadal są morderstwa, porwania, napaści i inne takie.
– Muszę ci coś opowiedzieć, Jamie – oznajmiłam, po czym szybko streściłam mu sytuację, której byłam dziś świadkiem. Przekazałam mu też wszystko, co wiedziałam o Anthonym i i w jaki sposób wygrażał innym uczniom.
– Ha. Myślisz, że ten dzieciak coś wie? – zainteresował się, marszcząc brwi. – Czy to tylko takie głupie pogróżki? Na tej zasadzie, jak młody Draco Malfoy chodził z zadartym nosem, kiedy otwarto Komnatę Tajemnic, mimo że nie miał z tym nic wspólnego.
Wzruszyłam ramionami. Nie mogłam pojąć, jakim cudem zapamiętywał tak dokładnie wszystkie opowieści naszych rodziców. 
– Tego chciałabym się dowiedzieć. Ktoś powinien się mu przyjrzeć, może wypytać.
– Właśnie ci powiedziałem, że nie mamy ludzi – mruknął. – Mamy ręce pełne roboty, nikt nie może sobie pozwolić na szczegółowe przesłuchanie jakiegoś nastolatka, który być może coś wie, ale prawdopodobnie tylko gada… – Urwał, zerkając na nie z nagłym zrozumieniem. – Och. Dobrze, Rosie. Pozwalam.
– Co? – zdziwiłam się. – Jeszcze o nic nie spytałam.
– Ale wiem o co chciałaś spytać. – Uśmiechnął się lekko. – Trochę cię znam, wiesz? Chcesz go sprawdzić, chcesz pomóc, jak tylko możesz. Jak zawsze. I masz moje pozwolenie. Możesz go wypytać o co chcesz.
Zerknęłam na niego, mrużąc podejrzliwie oczy.
– Poważnie? – upewniłam się. – Nie będziesz mi mówił, że to niebezpieczne?
– Instynkt podpowiada mi, że ten cały Anthony to ślepy zaułek, więc sądzę, że nic ci nie grozi. – Wzruszył ramionami. – Ale mimo wszystko, dobrze by było go sprawdzić. A my nie mamy personelu na porządne śledztwo. Każda pomoc się przyda. Ale nie mów naszym ojcom, dobrze? Ja jestem gotowy uznać to za drobną pomoc w śledztwie, ale nie wiem, czy mój szef uznałby tak samo. – powiedział Jamie, krzywiąc się lekko.
Byłam bardzo mile zaskoczona.
– Nie udzielisz mi jakichś wskazówek?
– Nie, Rosie, zdaję się na ciebie. Ufam ci.
Milczeliśmy przez chwilę, wpatrując się w gęsty las.
– Travis też tu jest – powiedział nagle Potter. – Przeszukuje zachodnią część lasu. Ja wziąłem tę najbliżej zamku, bo nie chciałem, żebyś na niego wpadła.
Tak jak obiecał. Uśmiechnęłam się lekko.
– Mam nadzieję, że coś go zeżre – oznajmiłam wesoło, a Jamie parsknął śmiechem.
Kiedy wracałam do zamku, pomyślałam o słowach, których użył. Każda pomoc się przyda. To musiało znaczyć, ze aurorzy nie pogardzą również bandą nastolatków, którzy poszukają dla nich informacji w bibliotece. Prawda?

*

Rozdział dosyć krótki, ale wynagrodzę wam to. Nadal się zmagam z powrotem do publikacji co dwa tygodnie ;c Do końca sierpnia mam bardzo mało dni wolnych, więc nie mogę obiecać, że się uda. 
Przepraszam, jeśli było więcej błędów niż zazwyczaj – publikowałam w pośpiechu, więc mogłam ich przeoczyć więcej niż zwykle. Poprawie w ciągu paru dni :)
Co myślicie? Czekam na opinie :)
Trzymajcie się!

12 komentarzy:

  1. Hej, hej!
    Z wielkim smutkiem obserwowałam, jak pasek scrollowania przesuwa sie tak szybko podczas czytania :/ No ale nie ma co narzekać, chociaz po cichu liczę, ze przy kolejnym rozdziale spedze chociaz godzinę :*
    Rose postąpiła naprawde nieodpowiedzialnie i nie dziwie sie, ze Scor sie martwił. Oprocz porwania groziło jej z pewnością wiele innych rzeczy i Malfoy na pewno nie chciałby czuc sie za to odpowiedzialny.
    Wyobraziłam sobie, jak Scor musiał razem z książkami wylądować twardo na ziemi :D Rose chyba naprawde nie wie czasem co mówi. Przynajmniej co przytuliła, to jej.
    Hmmm... nie dosc, ze znikają slizgoni, to tak naprawde z jednego roku. Zastanawiam sie, czy czysta krew ma jakieś znaczenie, ale nic nie przychodzi mi do głowy.
    Rose dostała oficjalne przyzwolenie, wiec juz nie odpuści i coś czuję, że troche przekroczy swoje kompetencje!
    Kończę i czekam na następny, bo ten rozdział narobił mi wielkiego smaka na kolejny rozdział :D chce więcej!
    Weny zycze :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na godzinę to bym nie liczyła, nie przesadzajmy! :D
      Rose zazwyczaj postępuje nieodpowiedzialnie, wbrew temu, co jej się wydaje :D
      Właśnie mnie wizja spadającego Scora strasznie ubawiła, wiec postanowiłam umieścić ją w tekście xd
      Im więcej jej pozwalasz, tym więcej nabroi :D Gorzej niż z dzieckiem!
      Dziękuje ci bardzo za komentarz i przepraszam za późną odpowiedź, ale ostatnio ledwo ogarniam gdzie jestem xd

      Usuń
  2. Rodział super, dawno mnie tu nie było i bardzo przepraszam, ale tak jakoś w ostatnim czasie nie miałam czasu :( Ale wszystkie rozdziały nadrobiłam :))
    Jestem bardzo ciekawa jak to wszystko się potoczy, co jeszcze się wydarzy, kto zostanie porwany, wydaje mi się, że kolejne rozdziały będą jeszcze bardziej emocjonująco
    Jedyne czego mi brakuje to może więcej jakiś romantycznych scen i to nie koniecznie musi być między RosexScor :D
    Także podsumowując życzę ci Weny i czasu na pisanie blog i... czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, świetne opowiadanie. Czy będzie kontynuacja? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Będzie, ale jeszcze nie wiem kiedy. Muszę się pozbierać

      Usuń
  4. Strasznie podoba mi się to opowiadanie, a bohaterowie są urzekający <3 Jak w poprzednim nie przepadałam za postaciami drugoplanowymi to w tym opowiadaniu super mi się o nich czyta :) Poprzedni rozdział ekstra, ten niestety dla mnie za krótki haha. Mam nadzieję że nie opuścisz tego bloga i coś tam się niedługo pojawi ;/
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej! Nie wiem czemu nie zostawiłam od razu komentarza pod tym rozdziałem, chyba brak czasu :/
    Ale! jestem już Twoją ogromną fanką, więc wchodzę niemal codziennie z nadzieją, że jest już kolejny rozdział, a tu cisza :< Mam nadzieję, że skończysz opowiadanie, bo mocno się wkręciłam, ma mega potencjał. Więc trzymam kciuki za zdjęcie blokady, poukładanie wszystkich spraw i zawitanie z nowym rozdziałem! Ale spokojnie, my Twoi fani będziemy cierpliwie czekać (ja przynajmniej) :)
    Co do samego rozdziału to co tu dużo pisać - jak zawsze super. Naprawdę podoba mi się jak to wszystko się toczy, ciągle trzymasz nas w napięciu i niewiedzy, ale kurcze o to w pisaniu chodzi ;)
    Dzięki Tobie Scorose i całe nowe pokolenie ciągle mnie jara, więc powodzenia!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej :) Przepraszam, że tak późno się pojawiam, ale ostatnio mam sporo na głowie i czas na pasję jaką są blogi poszła na bok, niestety :( Ale staram się teraz jakoś to wszystko ogarnąć :)
    Widzę, że opowiadanie się rozwija i nabiera tempa. Ponowne porwanie... i znów mamy do czynienia z osobą z domu Węża. No, motyw zemsty się zaostrza, staje się b. realistyczna. Hymm... ciekawa jestem, czy ten Anthony ma coś z tym wspólnego... Wydaje się podejrzany, ale słowa Jima wydają się prawdziwa. Właśnie w ten sposób Draco został oskarżony o bycie Dziedzicem Slytherina. Trzeba mieć otwary umysł na różne możliwości.
    Wątki z Rose i Scopriusem bardzo ciekawe. Podobała mi się ta scena w bibliotece. I scena z "przytul mnie" hehe :D Mam nadzieje, że ich relacja się rozwinie - czekam na to :D
    Życzę weny i czekam na następny ;)

    Pozdrawiam serdecznie :*
    http://written-heart.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj! Opowiadanie jest cudowne!!!
    Kiedy możemy się spodziewać następnego rozdziału?

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć! Czytałam twoje poprzednie opowiadanie (2 razy na Wattpad i raz tutaj) i uważam, że było świetne i bardzo dobrze przemyślane. To też się na takie zapowiada. Uwielbiam wątek miłosny między Scorpiusem i Rose, bo nie bardzo mi się podoba mieszanie w poprzednich pokoleniach. Życzę weny i mam nadzieję, że szybko wrócisz. Tak, czy inaczej będę czekać cierpliwie. <3

    OdpowiedzUsuń
  9. No i kolejny nastolatek został porwany, a Aurorzy stoją w miejscu. No mam nadzieję, że Rose i jej przyjaciołom uda się coś znaleźć.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekam aż relacje Rose i Scorpiusa się rozwiną chociaż już teraz widać między nimi chemię :D Gdyby oni się jeszcze do tego przyznali. Robi się coraz niebezpieczniej, jestem ciekawa co robią Aurorzy i czy mają jakiś podejrzanych?

    OdpowiedzUsuń